Archiwum kategorii: Dyskografia
Co nam przyniesie rok 2020? Co już wiemy?
Wkraczamy w ostatni rok drugiej dekady XXI wieku* oraz kolejnej przerwy między płytą i koncertami. Oczywiście nie wiadomo wszystkiego, ale jak na rok zastoju i spokoju to dzieje się naprawdę wiele.
Jeszcze w styczniu czekają nas dwa wydarzenia:
Czytaj dalej Co nam przyniesie rok 2020? Co już wiemy?Po Waszemu i po mojemu – podsumowanie roku 2018.
Parę tygodni temu zapytałem się Was na FB i Twitterze o to, jaki był dla Was rok 2018 w świecie depeche MODE. Odpowiedzi były raczej znajome i przewidywalne, ale też innych raczej nie oczekiwałem.
2018 był ostatnim z cyklu w czwórpolówce wyczynowej zespołu. Kończy się Spirit Era, a na nową jeszcze poczekamy chwilę.
Cały 2018 upłynął nam pod hasłem Global Spirit Tour. Te trzy słowa były odmieniane przez wszystkie przypadki. Z całej listy Waszych wspomnień wybrałem trzy wątki, które powracały najczęściej, ale też coś od siebie jeszcze dołożyłem.
Miejsce 3.
12″ Single Box — nie skończyła się jeszcze trasa, a przyszła informacja, że naczelny archiwista depeche MODE (nowy tytuł naczelnego webmastera depeche MODE (nowy tytuł…)), szykuje dla nas box winyli z singlami w wersjach 12″. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, a pierwsze zapowiedzi nie napawały optymizmem. Dziś jesteśmy po drugiej rundzie i wiadomo dużo więcej. Uważam, że jest to wydarzenie ostatniego roku, które będzie rzutować jeszcze przez długie lata, nawet jak nie kupujesz winyli, a muzykę słuchasz jedynie z plików mp3.
Miejsce 2.
Wydarzenie, które wybrałem na numer dwa spośród Waszych głosów były koncerty w Berlinie. To były jedyne pełne koncerty na ostatniej części trasy, ale za to jakie. Były to koncerty istotne na wielu płaszczyznach, części jeszcze nie znamy. Podobno w kwietniu doznamy objawienia…
Nigdy depeche MODE nie zagrali serii takich koncertów, nigdy nie rejestrowali dwa razy koncertów w tym samym mieście trasa po trasie. Nigdy nie rejestrowano koncertów, na których jeden z członków zespołu miał urodziny. Nigdy zespół nie przerotował tyle kawałków podczas dwóch koncertów. Nawet Set A i B na Delta Machine Tour nie przynosił tyle zmian, co dwa koncerty na zakończenie Global Spirit Tour. Podobno miało być więcej koncertów na Waldbuhne, skończyło się jedynie na dwóch. Szkoda, bo Waldbuhne to magiczne miejsce. Człowiek młodnieje i wracają wspomnienia do czasów, zanim pojawiła się w zespole gigantomania stadionowa, a scena pasowała do wielkości obiektu.
Miejsce 1.
Trochę w nutę patriotyczną pojadę. Koncerty depeche MODE w Polsce to przede wszystkim święto dla fanów. Z punktu widzenia zespołu koncerty, to kolejne punkty na trasie, które się zlewają w lotniska, garderoby na tyłach hali, kolejne korytarze i pokoje hotelowe.
Coś, co jest dla Niemców, czy Francuzów codziennością dla nas stało się wydarzeniem, a powinno być normalnością od lat. Szczerze, to bardziej propsy za ten fakt należą się agencji @LiveNation, niż zespołowi. Nie zmienia to faktu, że 5 koncertów w czasie jednej trasy w naszym kraju, to sprawa bez precedensu.
opener aka mój pierwszy koncert DM na jakim byłam
— ¬ (@aromantycznie) 5 grudnia 2018
Każdy ma swoje wspomnienia i emocje z tym związane, to było widać w Waszych wpisach. Uważam, że to jest najważniejsze w tym wszystkim, pozostałe sprawy to technikalia.
Zamiast bonusu kilka myśli na rok 2019.
depeche MODE czeka w tym roku urlop od przebywania ze sobą. Najnowsze newsy podchodzić będą raczej z okolic wytwórni, solowych twórczości Martin’a i Dave’a. W tym roku możemy spodziewać się co najmniej 3 premier:
- wiosna 2019 wideo „Global Spirit Film & Fan Documentary”
- 12″ single box – single z Black Celebration i Music For The Masses być może jeszcze przed wakacjami.
- single z Violator i Songs Of Faith and Devotion – jesień/przed gwiazdką.
Anton Corbijn zapowiedział na 2020 książkę (album) o depeche MODE.
Ciekawy jestem, czy i w jakiej postaci może zostać wydana ścieżka dźwiękowa z filmu do którego Dave napisał muzykę. Fani chcieliby oczywiście wydania materiału na CD/Winylach, a skończyć się może płonnej nadziei.
Bardzo cicho jest o Martinie, oczywiście poza obecnością na ślubie na Giblartarze i udzielaniu się przez rodzinkę Gore’ów w lokalnych projektach charytatywnych. Fajnie by było, gdyby Martin nas czymś zaskoczył. Nie mam tu na myśli kolejnych projektów typu VCMG itp., raczej coś bardziej konwencjonalnego.
_
Na początku 2017 pisałem, że:
Rok 2016 to była dla fanów depeche MODE taka przejściówka.
Wracamy do trybu przejściówki, choć nie będzie to czas posuchy do jakiego przyzwyczaił nas zespół w poprzednich latach. Wytwórnia i zespół nauczyli się już, że można zarobić na fanach w czasach zastoju albumowo-koncertowego i po powyższych przykładach widać, że są gotowi wydoić od nas kolejne jednostki. Czy się to im uda, to zależy od Was. Będziemy za to wyszukiwać dla siebie rocznic, które można celebrować, powstana fanowskie projekty, wydarzenia około depeche MODE. Wszystko aby jakoś zabić czas do wydania następnej płyty zespołu.
Na koniec chiałbym napisać Wam, że jest to ostatni tekst w którym pada słowa o podsumowaniu czegokolwiek. Serdecznie mam już dosyć tych podsumowań 😉 Pora spojrzeć w przód i zająć się sprawmi które nie dotyczą trasy Global Spirit, ostatniego albumu i zestawień związanych z nimi. Ile można 🙂
Trzy książki
Ostatnimi czasy pojawiło się na rynku całkiem sporo książek podsumowujących okresy działalności ludzi, instytucji, projektów… To nic niespotykanego, że na zakończenie pewnych etapów zespoły, właściciele wytwórni, czy firm wydają albumy spinające klamrą pewien dorobek swojego życia.
Nieczęsto się jednak zdarza, że na rynku ukazują się wydawnictwa dopełniające się i opowiadające sporą część historii muzyki rozrywkowej z co najmniej dwóch – trzech punktów procesu twórczego, którego centrum jest zespół muzyczny.
Lubię takie pozycje, które są nieoczywiste i rzucają trochę inne światło na świat, który już znamy. Być może nie zmieniają go zasadniczo, ale na pewno uzupełniają to, co już wiem (albo nie wiem).
Nie są to jednak kolejne historie o genialnych producentach, objawieniu z nieba muzyków, ale skupienie się na pozostawionych z boku w procesie twórczym: fotografach muzycznych, grafikach okładek płyt i projektantach (twórcach) scen tras koncertowych.
Jakiś już czas temu ukazały się trzy książki – ’Pop’ – album podsumowujący dotychczasową karierę Briana Griffina, chwilę potem ukazał się album ’Mute A Visual Document From 1978 -> Tomorrow’. Ostatnią pozycją jest: ’30 years StageCo – From Werchter to The World’. Dwie pierwsze książki, to podsumowanie 40 lat twórczości artystycznej i wydawniczej Briana Griffina i Daniela Millera. Ostatni album, to podsumowanie 30 lat działalności firmy, która jak żadna wywarała ogromny wpływ na to, jak obecnie produkowane są festiwale i koncerty, oraz jak przezwyciężane są ograniczenia artystyczne dzięki technice i architekturze.
Brian Griffin jest artystą, który bardziej znany jest ze swoich fotografii na okładkach artystów, niż ze swojego nazwiska. Jednym z najistotniejszych początków w jego karierze było właśnie poznanie Daniela Millera właściciela wytwórni Mute Records, a następnie nawiązanie współpracy z debiutującym zespołem – depeche MODE.
POP i MUTE
’Pop’ i 'Mute’, to antologie fotografii, designu, typografii, technik graficznych, a przede wszystkim antologie poszczególnych dekad opowiedziane okładkami płyt. Obie książki, to zapis procesu twórczego, ciągu technologicznego twórców zdjęć oraz grafików pracujących nad okładkami albumów.
Kiedy zespół / arysta pracuje w studio i tworzenie muzyki dzieje się w najlepsze… Gdzieś w drugiej połowie prac studyjnych, kiedy kształt albumu już się krystalizuje w innym miejscu miasta, świata rozbrzmiewa telefon w domach lub gabinetach dwóch osób:
- Fotografa, który ma zrobić zdjęcie okładkowe oraz przygotować sesję zdjęciową pod potrzeby książeczki płyt CD i winyli.
- Drugi telefon, który dzwoni, to ten do grafika, który dostaje za zadanie dobór kolorów okładki, typografii (jaka czcionka – krój, wielkość, typ, światło), technika wykonania okładki.
Na zdjęciach dołączonych do książki o MUTE doskonale widać proces twórczy, począwszy od szkiców na kalce technicznej, przez pierwsze testy proponowanych czcionek, szaty graficznej, po dobór kolorów każdego z elementów składowych grafiki.
Zdjęcia zamieszczone w książce obrazują proces twórczy od pomysłu do finalnego projektu okładki w postaci tzw. proofu, czyli odbitki próbnej symulującej finalny wydruk.
Album ’POP’ również odsłania styl pracy i myślenia fotografa. Dobór oświetlenia, technik wyrazu artystycznego, które w danym czasie były osiągalne. Przy pracy nad zdjęciami okładkowymi zawsze powstaje kilka wersji zdjęć, bardzo często wizje artystów się ścierają. Na koniec, kiedy dochodzi do wyboru konkretnej fotografii każdy może mieć swojego faworyta. W przypadku Briana Griffina do historii przeszły jego prace nad sześcioma okładkami płyt depeche MODE. Choć tak na prawdę najbardziej ikoniczna to ta z A Broken Frame.
Najsłynniejsza, ikoniczna okładka w dorobku artysty.
– Wydaje mi się, że to jedno z dwóch najsłynniejszych kolorowych zdjęć na świecie. Jednym jest słynny portret Afganki autorstwa Steve’a McCurry’ego, a drugim moja fotografia wieśniaczki.
Powiedział swego czasu Brian Griffin. Co ciekawe zdjęcie które przepadło – Broken Frame 2 – a było faworytem fotografa, było bardziej dosłowne i idealnie korespondowało z tytułem płyty. Zespół zdecydował jednak, że wersja alegoryczna to lepszy pomysł. Dzięki temu zdjęcie okładkowe stało się – wg magazynu Life – zdjęciem lat 80. W albumie 'Pop’ fotograf poświecił tej kwestii znaczącą część swoich wspomnień.
Myślę, że nie ma to znaczenia, która wersja by wygrała. Kompozycja, światło i pomysł ustawia obie fotografie bardzo wysoko. Zdjęcie okładkowe A Broken Frame było na tyle wymowne i inspirujące, że Kate Bush w połowie lat 80. zatrudniła Briana Griffina, aby odtworzył tę sesję i stworzył nową wersję okładki lat 80.
’30 years StageCo – From Werchter to The World’
Artyści powinni odważyć się marzyć. My identyfikujemy ich marzenia i pomagamy im je zrealizować.
Hedwig De Meyer – założyciel StageCo.
Książką, która najdłużej przeleżała i czekała na dogodny moment jest retrospektywny album z 2015 o firmie od scen.
O firmie StageCo pisałem już Wam kilka razy w 2012 i w 2014. Czytelnikom MODE2Joy powinna być więc znana ta firma doskonale. Firma ta ustanowiła standard rynkowy w kategorii budowy scen. Paradoks polega na tym, że depeche MODE są ich jednym z najwierniejszych uczniów w zakresie wykorzystania scen na koncertach od 1985, kiedy to po raz pierwszy wsystąpili na ich scenie podczas festiwalu w Werchter. Są wierni temu standardowi do dziś, w czasach, gdy technika sceniczna rozwinęł się kosmicznie i powstały takie sceny, jak The Claw – U2. Przez te wszystkie lata zespół wykorzystywał ten sam schemat i standard sceny. Również w 1993 roku. Mimo, że scena była i jest podziwiana do tej pory, to tak naprawdę rozmiary sceny w 1993 i w 2017 są dokładnie takie same. Różnica jest taka, że na obecnie wykorzystywanej konstrukcji jest mniej gratów. Scena jest mniej napakowana. Wymiary są te same. Samo StageCo tworzy o wiele bardziej zaawansowane konstrukcje i bardzo mocno wychodzi poza standard… swój standard.
Ciekawostką – i zaskoczeniem – letniej trasy 2017 niech będzie fakt, że depeche MODE i Guns’n’Roses współdzielili jedną scenę na kilku koncertach. Ta sama konstrukcja była wykorzystana m.in. w Londynie, Paryżu i plus kilka innych lokalizacjach. Jak się popatrzy na wygląd obu scen, to trudno nie mieć tego typu skojarzeń. Więcej szczegółów możecie wyczystać w kwartalniku StageCo, gdzie podsumowują trzy miesiące 2017 z życia koncertowego firmy pisząc m.in. o depeche MODE:
Książka o 30-leciu StageCo opowiada o początkach koncertowania plenerowego od Beatlesów i Elvisa aż po letnie koncerty w 2015. Konkluzja książki jest jasna. Tak na dobrą sprawę nic się nie zmieniło – wtedy i teraz. Zespoły wypluwają serce na scenie, fani odpływają zakrzykując siebie na wzajem. A wszyscy i zespół, i fani mają z tego okrutną przyjemność. Coż można dodać więcej… jest tylko więcej, bardziej, okazalej.
Każda z tych książek to próba uchwycenia procesu twórczego i uratowanie od zapomnienia materiałów, które przeważnie w procesie twórczym używa się i wyrzuca na zakończenie. Próbne odbitki, notatki, poprawki, zmiany oddają ewolucję okładek płyt zespołów skupionych wokół MUTE Records i artystów, którzy zatrudniali Briana Griffina, czy wynajmowali budowniczych scen. Nie wiele jest zespołów, którzy na cześć swojej sceny wdają album, jak to zrobiło U2 w 2011.
Pamiątka czasu i pracy wielu pomijanych i zapomnianych ludzi, którzy dokładali swój fragment do sukcesu komercyjnego artystów. Stara zasada mówi „Nikt Cię tak nie pochwali, jak Ty sam.”
Wywiad z Brianem Lucey – masteringowcem płyty Spirit.
Po wywiadzie z Charlesem Duffem (MATRIXXMAN) to była tylko kwestia czasu gdy przepytamy na tę okoliczność kolejną osobę tym razem zaangażowaną w finalny etap produkcji najnowszego albumu depeche MODE – Spirit. Brian Lucey został zatrudniony w roli masteringowca albumu. Rozmowa posłużyła nam jako punkt wyjścia do zaprezentowania punktu widzenia Briana na współczesne problemy brzmienia i masteringu obecnie wydawanych nagrań.
Karolleks: Czym jest i jak ważny jest teraz mastering ? Jaka jest Twoja jego definicja i rola masteringu?
Brian: Mastering ze strony artystycznej polega na połączeniu artysty z publiką w najgłębszy i bezpośredni sposób. Rozszerzenie procesu produkcji poprzez balansowanie muzycznej nieśmiertelności z natychmiastowym impaktem.
Karolleks: Jakiego rodzaju wyzwanie rzucił Tobie proces masteringu Spirit ? Było coś w tym wyjątkowego co zapadło w Twoją pamięć?
Brian: Nic wyjątkowego, po prostu świetna płyta z cudownym zespołem, przyjemna praca.
Karolleks: Dlaczego mastering na vinylu różni się od tego na CD? Swego czasu zmasterowałeś płytę Marylin’a Manson’a i mastering na tych dwóch nośnikach wyraźnie się od siebie różnił. Czy doświadczymy tego samego na Spirit?
Brian: Vinyl jest bardziej dynamiczny i generalnie bardziej ‘tradycyjny’ ze względu na fizyczne bariery tego nośnika. Oczekiwałbym parę dB więcej na vinylu, ale bez większych różnic. Większa różnica jest przy rozgrzewaniu się sprzętu, niż pomiędzy CD a vinylem.
Karolleks: Czy zespół był aktywnie zaangażowany w proces masteringu ? Dali Tobie swój pomysł na to? Sugerowali jakieś zmiany?
Brian: Zazwyczaj przedstawiam swoją wizję na mastering, potem osoby decyzyjne pojawiają się ze swoimi uwagami. Żadnych w tym wypadku. Czasami nawet artyści podają mi dany utwór jako referencję albo swój pomysł i oczekiwania. Nie tym razem.
Karolleks: Co myślisz o powszechnie znanym ‘Loudness War’ ? Dlaczego jest tak powszechny i co miało wpływ na pojawienie się tego zjawiska/trendu?
Ludzkość jest kierowana przez strach i miłość albo połączeniem obu zazwyczaj. Strach przed byciem mniej głośnym niż inni nie jest niczym obcym. Vinyl ma fizyczne obostrzenie, cyfra już nie. Głośniej = lepiej to głupota i wokół tego działamy. Ruch dynamiczny jest dużo lepszy jeśli chodzi o emocje. Zazwyczaj moi klienci nie dbają o głośność, bo mają niesamowity gust muzyczny i wiedzą o co biega. Aczkolwiek powstały nowe potrzeby na głośność i nawet czerpię przyjemność z tego aspektu nowoczesnej muzyki. Ten album [Spirit – przypis redakcji] jest wystarczająco głośny, na pewno głośniejszy niż za lat 80, ale nie zrypany w nowoczesny/szalony sposób.
Interview with Brian Lucey – mastering engineer of Spirit album.
After the interview with Charles Duff (MATRIXXMAN) it came about time to interview another person who was involved in final part of production of newest depeche MODE album – Spirit. Brian Lucey was hired to do the mastering of Spirit. We’d like to present his view of sound of the album and modern problems of sounding & mastering of the records.
Karolleks: What is your definition of mastering these days ? What is it, what is it’s role and importance?
Brian: Mastering on the artistic side, is about connecting the artist to the widest audience in the deepest way possible. Enhancing the production by balancing musical timelessness with immediate impact.
Karolleks: What kind of challenge was doing the mastering on Spirit? Was there anything special about it, anything different that you never encountered before?
Brian: No real challenge, just a great record with a great team, fun work.
Karolleks: Why does mastering on vinyl differ from the one on CD? You did the mastering part of Marylin Manson album and those two were noticeably different from each other. Can we expect the same from upcoming depeche MODE album?
Brian: Vinyl tends to be more dynamic and overall more conservative, by necessity of the physical limitations of that medium. I would expect a couple db more punch on the vinyl, no dramatic changes. Most of the changes are you own playback system getting into the loop.
Karolleks: Does the band have the input in how does the mastering is done? I mean, did they come to you with any objections/ideas or did they just go along with your work?
Brian: Usually I present my work, and the decision makers come back with revision notes. None here. Sometimes I am given a ref track or notes up front. Not this time.
Karolleks: What is your view on the so-called ‘Loudness War’? Why is it present and what have changed throughout the years in mastering to let that happen?
Brian: Humans are driven by fear or love… or some combo of both, usually. Fear of not being as loud as others is not new. Vinyl had physical limitations and digital does not. Louder=better is the ape brain, so we have to learn around that. Dynamic motion is factually better emotionally. I’m usually not bothered by people’s needs for volume as my clients tend to have good taste and not go way over the line. There are interesting challenges when pushing the limits, and I enjoy that element of modern music. This record [MODE2Joy: Spirit] is loud enough, definitely louder than the 80s, but not smashed in a modern/crazy way.
Karolleks: Thank you a lot for your will to talk to us! That’s a great honor and a pleasure!
Brian: Thanks for good questions and I hope You love the record!
Wywiad z Charlesem Duffem (MATRIXXMAN) – programistą klawiszy na albumie – „Spirit”
„Jasna sprawa” odpowiedział nam Charles, kiedy zaczepiliśmy go na Twitterze proponując wywiad. I o to jest! Karolleks przeprowadzając wywiad z Matrixxman’em wciąga Was za kurtynę Spirit – 14. albumu depeche MODE, który dziś się ukazał.
Przed Spirit
Karolleks: Na początku chciałem Ci serdecznie podziekować, że zgodziłeś się na ten wywiad dla MODE2Joy.pl blog. Wiele to dla nas znaczy.
Matrixxman: Cała przyjemność po mojej stronie Karol. Cieszę się, że mogę służyć pomocą. 🙂
Karolleks: Jak to się stało, że pracowałeś z depeche? Czy było to coś, co zawsze chciałeś zrobić, czy też po prostu dostałeś ofertę z której skorzystałeś?
Matrixxman: Wciąż do końca nie jestem pewien jak to się stało. Wydaje mi się, że było kilku kandydatów na tę pozycję i z jakiegoś powodu Martin wydaje się, że lubił moją twórczość. Prawdę mówiąc, oferta przyszła w momencie, gdy moja własna kariera wystrzeliła, więc to był zakręcony czas dla mnie. Właśnie przeprowadziłem się wtedy do Berlina, byłem w środku ciężkiej trasy po Europie i wtedy zdarzył się telefon od Martina. Przez krótki czas obawiałem się, że będę musiał zakończyć swoją trasę DJ-a (jak to zwykle bywa mogłoby to wkurzyć kilka osób na mieście), ale szybko poskładałem wszystko razem i wyszło mi, że niezależnie od mojej osobistej kariery oferta ze strony depeche MODE była warta swojej ceny. Bez względu na mój status obecny i rozwój kariery. Propozycja ta szybko zamieniła się w jedną z najbardziej szalonych przygód mojego życia, jak dotąd.
Karolleks: Znałeś Depeche Mode wcześniej ?
Matrixxman: Szczerze, nigdy nie myślałem, że przyjdzie mi pracować z takim zespołem. Cała ta sprawa poniekąd trochę mnie zaskoczyła. Zdecydowanie byłem fanem przed produkcją Spirit. Moim ulubionym albumem jest z pewnością Violator, a co do piosenek jest remis pomiędzy Shake The Disease i Behind the Wheel. Wracam do tego albumu częściej niż chciałbym przyznać 🙂
ABOUT SPIRIT
Karolleks: Jak bardzo dema różniły się od finalnych wersji ?
Matrixxman: W przeciwieństwie do tego co słyszałem o poprzednich producentach, James miał pewien szacunek do oryginalnego kształtu i brzmienia demo i chciał się tego trzymać. Niektóre kawałki miały pewne mocniejsze zmiany, niemniej jednak dema które przyniósł Gore nie były surowe i nie potrzebowały ogromnej pracy. Generalnie Gore trzymał rękę na pulsie w tym temacie. Praktycznie wszystkie jego kompozycje i dźwięki brzmiały niesamowicie. Dużo lepiej niż większość moich kumpli z branży mogłoby w stanie stworzyć.
Karolleks: Czy na Spirit jest jakiś utwór, nad którym praca była wyjątkowo długa i mozolna ?
Matrixxman: Hmm. Cover Me wymagało od nas sporo czasu. Ten utwór napisał Dave i był bardzo zdeterminowany i wymagał od wszystkich naprawdę mocnego skupienia i ciężkiej pracy. Z początku miałem problem, żeby coś wymyśleć do tego utworu, ale Dave odwalił kawał dobrej roboty motywując nas do kreatywności. James wyskoczył z pewnymi efektami do akordów które sprawiły, ze utwór wszedł na troche mroczniejszy klimat. Mi się w końcu udało wykrzesać pewien Pink Floydowy arpeggio synth, który zanuciłem Martinowi i na tym oparliśmy utwór. Kurt również miał w swój udział ze swoim magicznym talentem do syntezatorów. Wszystko to zaowocowało i ukształtowało ten wyjątkowy, wręcz filmowy klimat którego nie było wcześniej.
Karolleks: Były jakieś utwory które nigdy nie trafiły na album ?
Matrixxman: Tak, było ich kilka. Nie jestem pewien ile dokładnie ale przynajmniej dwa na pewno.
Karolleks: Były to skończone utwory ? Czy odpadły już przed wyborem na album ?Wiesz może czy zespół planuje upublicznić te niewykorzystane kawałki ?
Matrixxman: Było pare dem, które były wręcz niesamowitej które nie trafiły na końcowy album. Myśle, że powodem tego był juz ukształtowany pomysł na album do którego po prostu nie pasowały. Nawet nie zaczęliśmy pracy nad żadnym z nich. Nie mam pojęcia czy planują je wypuścić, więc w sumie jest też taka możliwość, że nigdy nie ujrzą światłą dziennego.
Karolleks: Co byś uznał za swoją największą przeszkodę przy tworzeniu materiału na Spirit ?
Matrixxman: Przede wszystkim nie miałem nigdy w ogóle do czynienia z modularnymi syntezatorami. A tu wchodzę do studia pełnego with syntezatorami wielkości ściany i pomyślałem sobie: „I co ja tu robię?”, ale jakoś koniec końców się udało. Jestem zdecydowanie bardziej pewny siebie jeśli chodzi o tradycyjne, klawiszowe syntezatory. Znam architekturę dźwięku bardzo dobrze, więc nie było z tym większego problemu. Trochę zabawy w studio przed rozpoczęciem prac zdało egzamin, ale jakby nie było – byłem przerażony.
Karolleks: Pracowałeś przy nagrywaniu wokali? Recenzje Spirit dosyć wyraźnie wskazują przesterowane wokale jako jedną z wad całej płyty. (np. Scum) Jaki był tego powód? Dave miał problemy z czystym śpiewaniem, czy tak po prostu taki był pomysł na wokale na Spirit?
Matrixxman: Osobiście nie pracowałem przy wokalach, ale w nawiązaniu do Scum, demo Martina już miało bardzo przesterowany wokal, więc pewnie dlatego wokal na finalnej wersji wylądował w ten sam sposób. A co do Dave’a, jego wykony w studiu były praktycznie bezbłędne w mojej opinii i jakiekolwiek efekty nałożone na jego wokal musiały być pomysłem zespołu bądź James’a.
Karolleks: Spirit jest wyraźnie dużo krótszy od poprzednich albumów. Liczba utworów jest podobna, ale ich długość wyraźnie się zmieniła. Co jest tego powodem?
Matrixxman: Dobre pytanie. Myślę, że w pewnym momencie James uznał że dany utwór jest mniej więcej skończony i nie ma co przedłużać pracy. Natomiast nie wiem jak wyglądało to w przypadku komunikacji na ten temat pomiędzy zespołem, a James’em.
Karolleks: Pracowaliście w jakiejś konkretnej kolejności nad utworami? Czy bardziej po trochu tu i tam?
Matrixxman: Pracowaliśmy nad jednym utworem na raz. Nie pamiętam już w jaki sposób była kolejność ustalona, czasem wracaliśmy do poprzedniego utworu na chwile ale generalnie skupialiśmy się na jednym utworze póki nie był skończony.
Karolleks: Czyim pomysłem była koncówka Cover Me ? Była ona już na demie czy ten pomysł wykiełkował dopiero w studio?
Matrixxman: Ta końcówka była pomysłem James’a albo Dave’a, aczkolwiek cały ten utwór to wynik współpracy każdego z nas. Ciesze się, że to arpeggio które wymyśliłem scaliło wszystko w całość. Kurt również wypracował cudowne dźwięki.
Karolleks: Miałeś jakiś pomysł na utwór, który zespół nie uznawał i uważałeś to za duży błąd?
Matrixxman: Miałem pomysły na świetne bębny w stylu lat 80 na niektórych piosenkach, ale zespół od razu je odrzucał. Jednak to rozumiałem, przeżyli lata 80 i mieli już doświadczenie z tym. Chciałem po prostu dodać trochę smaku retro w pewnych momentach, aczkolwiek szanuję ich opinię.
Karolleks: Kiedy pracowaliście w studio, po świecie krążyły plotki że Peter Gordeno i Christian Eigner mieli swój wkład w w Waszą pracę. Czy to prawda ?
Matrixxman: Nie mam zielonego pojęcia o tym. Mogli być zaangażowani ale to nic mi nie wiadomo.
Karolleks: Który utwór jest Twoim ulubionym ?
Matrixxman: Eternal. Jest taki mroczny i emocjonalny. Zbiera mnie na płacz.
Karolleks: W jakim stopniu Andy Fletcher angażował się w kreatywność zespołu w studio ? Jakbyś opisał jego rolę w zespole podczas prac nad albumem ?
Matrixxman: Sugerował zmiany w tonacji albo w tempie danej piosenki i robił to dosyć często. Miał dobre pojęcie jeśli chodzi o ogólne brzmienie piosenek i wiedział czy kawałek potrzebował więcej pracy czy też nie. Andy był też jedyną osobą która wychodziła z nami wieczorami po całodniowych sesjach nagraniowych. Podczas trudniejszych momentów również wspierał nas dobrymi morałami.
Karolleks: Jest coś wyjątkowego w pracy z Depeche Mode w porównaniu do innych artystów/zespołów?
Matrixxman: Taak, przede wszystkim to są geniusze. Praca z nimi była niesamowitą zabawą ale też kreatywnie bardzo wymagająca. Większość moich doświadczeń w studiu wydaję się dosyć mdła w porównaniu do tego, co jest dosyć oczywiste.
Karolleks: Co myślisz o Depeche Mode na żywo? Byłeś kiedyś na ich koncercie? Wybierasz się na któryś podczas następnej trasy? Pojawiłeś się na którejś z ich prób?
Matrixxman: Nigdy nie widziałem ich na żywo! Ale bardzo bym chciał i mam nadzieję że się uda skoczyć na któryś koncert. Być może byłem na jednej z prób 😉
Karolleks: Co generalnie myślisz o Spirit ?
Matrixxman: Jestem bardzo dumny z tego albumu. Jedyną wadą która przychodzi mi do głowy jest to, że wolałbym na nim więcej utworów, ale to nie była moja decyzja.
AFTER SPIRIT
Karolleks: Na koniec, jakie masz plany na przyszłość ? Jest szansa na Twój support przed Depeche ? Chciałbyś ponownie wejść z nimi do studia ?
Matrixxman: Opuściłem świat DM by powrócić do swojej techno jaskini. Dopiero co wypuściłem parę 12” EP i jest pare kolejnych w drodzę. Nie wybieram się w trasie z DM, ale jeśli będziesz w Europie to będę grał na paru festiwalach jak Dekmantel albo Berghain.
Aktualnie wypuszczam tylko swoją muzykę, ale kto wie co przyszłość przyniesie. Kolejny projekt z Depeche byłaby ogromnym honorem (może nawet jako producent).
Interview with Charles Duff (MATRIXXMAN) – keyboard programmer for Depeche Mode’s new album – „Spirit”
„Sure thing” Charles said to us, when we poke him once upon time via Twitter asking for the interview. And this is it! Karolleks doing the inteview with Matrixxman brings us behind the curtain of the Spirit – 14th depeche MODE album, which is out today.
Before Spirit
Karolleks: I just want to add that we thank you a lot for your kind will to do that interview with us. It is really highly appreciated!
Matrixxman: It’s my pleasure Karol. Glad I can be of service to you 🙂
Karolleks: How did you end up working with Depeche? Is it something you always wanted to do or just got an offer and went along with it?
Matrixxman: I am still not quite certain how this all came about. I suppose there were a number of candidates for this particular position and for whatever reason Martin seemed to like my stuff. Truth be told, the offer came at a time when my own techno career started to really pick up so it was hilarious timing-wise. I had also just moved to Berlin and was in the midst of heavy touring in Europe and then the phone call from Martin came. For a brief moment I was worried about having to cancel DJ gigs (as in, would there be repercussions? Might I piss some people off? Etc.) but I rather quickly came to my senses and realized it was worth it no matter what the cost to my own career was. It turned out to be one of the most crazy adventures of my life thus far.
Karolleks: Did you know Depeche well before? Any particular album/song that is your favorite?
Matrixxman: I hadn’t thought I would ever have the chance to work with a band like them, to be honest. The whole thing kind of blindsided me. I was certainly a fan before this all happened. My favourite album would undoubtedly be Violator. My favourite song would be a tie between Behind the Wheel and Shake the Disease. I find myself coming back to that album more frequently than I’d like to admit 😉
About Spirit
Karolleks: How much do the demos differ from the final versions?
Matrixxman: Contrary to what I heard of some of the previous producers, James had a special reverence for the vibe of the original demos and worked hard to keep that core energy intact. Some of the tunes took sharp turns but more or less, I’d say many of them were already so strong as demos they didn’t need a ton of work. Gore has his finger on the pulse, so to speak. Virtually all of the beats and sounds he came up with entirely on his own were cool as hell. Far cooler than what most of my peers.
Karolleks: Was there any particular song that the band struggled with and that took much more time for them to get it finished?
Matrixxman: Hmm. Cover Me required some quality time. Maybe there were some others but this one stands out in my mind. This particular track Dave wrote initially. He was adamant that we should all try to get busy and „fuck it up” as the kids would say. At first I had a tough time coming up with compelling things for this tune but Dave did a great job of urging us to get weird and creative. James did some really cool tweaking of the voicing of the chords which helped push it in a darker direction. I came up with a sort of Pink Floyd-ish arpeggiated synth pattern that I hummed to Martin and we set about making that. Kurt worked his synth magic as well. Next thing you know, all of the contributions really brought the track to life. It took on this eerie, cinematic quality that wasn’t previously present.
Karolleks: Were there any more songs that never made it to the album/deluxe version ? If so, how many of them?
Matrixxman: Yes. There were a few indeed. Can’t recall how many exactly but there were a couple at least.
Karolleks: Were they finished songs ? Or just eliminated at the very beginning (at demo stage)? Did you start working with them, but they never got finished ? Do you have any idea if the band is planning to release them separately (as b-sides or some extras)?
Matrixxman: There were a few demos that were gorgeous but didn’t make the cut for some reason. I think the basis for the album had already been roughly fleshed out so new candidates weren’t being brought to the table any longer. We never even got a chance to start on them. I legitimately have no clue what their plans are for those remaining tunes but if I had to say, they might never see the light of day.
Karolleks: What was the biggest obstacle while programming the keyboards and during the production of Spirit overall?
Matrixxman: Well, for starters I had never used modular synths AT ALL before this album. Lol. And then my ass walks into the studio and I’m confronted with wall to wall modular synths. I remember thinking to myself „Holy shit. What on earth am I going to do?” It worked out though. I am quite comfortable with your traditional synth keyboards; I know my synthesis architecture and sound design reasonably well so ultimately it didn’t prove to be too problematic. A little bit of messing around before the studio sessions started helped out immensely. But damn if I wasn’t mortified at first.
Karolleks: Did you have any contribution to working with vocals? Among the reviews around the world, people noticed that Dave’s vocals are mostly filtered (meaning it’s not a clear pure vocal, there’s always some effect added). And while in Scum it just seems to be intentional for the way it sounds, what was the reason to do that for other songs ? Did Dave have any difficulty with tuning his voice, or it was just an idea how the vocals should be done on this record? Whose idea was it? It seems like it’s one of the things that reviews are not to happy about on this album.
Matrixxman: I didn’t personally work with the vocals at all during the album but in reference to Scum, I’m pretty sure Martin’s original demo had heavily distorted vocals on it. So that would explain why Dave’s vocals had the same treatment on that particular tune. Dave gave exceptional vocal deliveries in the studio. His takes were damn near flawless from my perspective so I can only assume that any effects on the vocals were Dave and Martin’s choice or perhaps informed by James.
Karolleks: Spirit seems to be a lot more different if it comes to length of the songs on this record. Namely, this album is significantly shorter in total than it’s precedents, although the number of songs stays the same. Was it the original idea of the band or did James Ford have an influence on it ?
Matrixxman: That’s a good question. I believe James kind of reached a point where he felt the album was more or less done and it seemed intuitively like the right move for him. Not sure how much communication took place between him and the band.
Karolleks: Was there any particular order on which of the songs were you guys working ? Did you work a little on each songs all the time, or did you just got one song finished and moved to another?
Matrixxman: We were working on one song at a time mostly. I can’t recall how the order was dictated. Occasionally we would go back to another older song but it was a fairly linear process in which we were focusing on one song usually.
Karolleks: Whose idea the coda of Cover Me was? Did Dave’s demo include that or did you come up with this in the studio? It’s a very interesting and I must say – amazing piece of music.
Matrixxman: The coda was either James’ or Dave’s doing but creatively speaking, it was an amalgamation of everyone’s talent then and there. I’m happy that the arpeggio thing I contributed helped tie it together. Kurt came up some epic synth stuff as well.
Karolleks: Was there any idea of yours that the band didn’t want to go along with and you thought of it as a big mistake?
Matrixxman: I wanted to do some super 80s style drums on one tune or another, and it got shot down ultimately. I get it though; they lived through the 80s so they’ve already been there and done that. I was just following my impulses to do something very retro at that moment. But it’s cool. I respect their opinion.
Karolleks: When you guys were working in the studio, there were rumors around the world that Peter Gordeno and Christian Eigner have contributed into your work in the studio. Is that true ? If yes, which songs did they work on with the band ? It is known that they worked on Dave’s demos for this album.
Matrixxman: I have no clue actually. They could have been involved but I’m not sure.
Karolleks: What is your personal favorite on this album?
Matrixxman: Eternal. It’s so dark and chilling. It makes me want to cry.
Karolleks: To what extent did Andy Fletcher contribute to the creative part of the album ? How would you describe his contribution to the band in the studio?
Matrixxman: He would suggest we try a different key or perhaps speed up or slow down a song. He would make this suggestion frequently. He did have a good perspective with regard to the overall „vibes” of the tunes and would know when something needed more work or if it was good as is. Andy was also the only one who would hang out with us in the evenings so we enjoyed many a night with him after the long studio sessions. At times of frustration he actually provided a great boost in morale for the team I think.
Karolleks: Was there anything significantly different/special that you noticed when working with Depeche comparing to other bands and artists?
Matrixxman: Yeah, they’re simply brilliant geniuses. It was an exceptionally fun yet creatively challenging experience. Most of my other studio sessions I’ve done previously kind of pale in comparison, which is understandable.
Karolleks: What do you think of Depeche Mode live? (the sound, show, performance in total). Have you ever been to a Depeche Modeconcert before and are you going to any of Depeche shows during the upcoming Global Spirit tour ? Did you see them rehearsing ?
Matrixxman: Never seen them live! I would love to catch them one day. I may have seen them briefly rehearsing one night 😉
Karolleks: How do you like Spirit overall ? What in your opinion are the pros and cons of this album ?
Matrixxman: I am very proud of it. It’s cons would only be that I would have liked to have more songs on the album but that was not my decision.
After Spirit
Karolleks: And lastly, what are your plans for the future? Any new projects? Is there any chance for you to be supporting DM on the upcoming tour? Would you be willing to work with Depeche again?
Matrixxman: I have left the world of DM to return back to my dark techno lair. Just released a couple 12″ EPs and there is a bunch more on the way. I will not be touring with DM but if you happen to reside in Europe I’ll be playing some cool festivals this summer like Dekmantel, and of course, Berghain now and again.
For the time being I am just releasing my own music at the moment but who knows what the future has in store. It would be an honour to work with DM again (and perhaps even in the capacity of a producer) should the opportunity present itself 🙂
Spirit – recenzja płyty
Kiedy w 2013 roku pojawiła się na rynku płyta Delta Machine, w jednej z recenzji przeczytałem zdanie, które utkwiło mi w pamięci do dziś. Jest to dla mnie doskonała, jednozdaniowa recenzja tej płyty.
depeche MODE nagrało bardzo dobry album, o którym za rok nikt nie będzie pamiętał
Sam miałem bardzo… bezemocjonalny stosunek do tej płyty. Po 4 latach wygląda to już trochę inaczej, a i czas na ponowną recenzję Delta Machine po 4 latach jeszcze kiedyś przyjdzie. Ze Spirit jest inaczej. Ta płyta wzbudza emocje, rusza serducho i daje do myślenia, od samego początku… ale nie uprzedzajmy faktów. Zanim przejdę do szczegółów, kilka uwag natury ogólnej o płycie.
Ta płyta jest…
Dwa tygodnie temu, w piątkowy wieczór, gdy skończyłem po raz pierwszy słuchać Spirit, pierwsze, co mnie uderzyło, to pytanie — Ale, że już? Popsuło się coś ze sprzętem? Czemu tak krótko?
Dopiero po chwili spojrzałem na tracklistę i się zdziwiłem. 12 numerów, a ledwie 50 minut. Bardzo szybko pędzi ten album, mimo że wcale szybki nie jest. Numery zostały ułożone w takiej kolejności, że momentami tworzą jedność i to czasami zwodzi… nawet do tej pory.
Druga myśl, jaka mi przyszła, to — Ok nie jest źle, póki co 50/50. Ani mnie nie odrzuca, jak przy Sounds Of The Universe, ani nie pozostawia obojętnym, jak w przypadku Delta Machine. Płyta też nie dała mi od początku takiego kopa, jak Playing The Angel, ale kiedy posłuchałem drugi, trzeci i kolejny, wiedząc już czego się spodziewać i nie oczekując parkietowców rodem z Suffer Well, Soothe My Soul, byłem już jakby spokojniejszy. Płyta sama w sobie ma coś takiego, że mimo iż teksty nie są o niczym, to wprowadza wewnętrzny spokój i siakie takie ciepło. Może to sprawka brzmienia, a może czegoś innego. Tego nie wiem.
Dla lepszego rozpracowania numerów podaję ściągawkę – kto, co i jak:
- Going Backwards – muzyka i słowa M. Gore
- Where’s The Revolution – muzyka i słowa M. Gore
- The Worst Crime – muzyka i słowa M. Gore
- Scum – muzyka i słowa M. Gore
- You Move – muzyka M. Gore / słowa D. Gahan
- Cover Me – muzyka D. Gahan, P. Gordeno, C. Eigner / słowa D. Gahan
- Eternal – muzyka i słowa M. Gore
- Poison Heart – muzyka D. Gahan, P. Gordeno, C. Eigner / słowa D. Gahan
- So Much Love – muzyka i słowa M. Gore
- Poorman – muzyka i słowa M. Gore
- No More – muzyka D. Gahan, K. Uenala / słowa D. Gahan
- Fail – muzyka i słowa M. Gore
Spirit w szczegółach
Going Backwards — Pierwszy numer i od razy wyprostował mnie na fotelu… Czy ja dobrą płytę włożyłem do sprzętu? Przecież to nie jest depeche MODE. Oni nie używają takiego instrumentarium. Tak prostego, tak… no właśnie nie wiem jakiego. Może ten numer mógłby się pojawić na solówce Dave’a Gahana, ale nie depeche MODE. Numer bardzo amerykański w swoim brzmieniu. Gdyby nie wokal, to można by spokojnie go podpiąć pod jakieś kowbojsko-bonjoviowskie kawałki, gdzieś z lat 90. „Problem” tylko polega na tym, że to jest dobry numer. Nie dlatego, że go nagrało depeche MODE, tylko tak po prostu. Z innym wokalem, w innym zespole tak samo nagranym miałby u mnie te same oceny. Kawałek ma duży potencjał singlowy i będę bardzo niepocieszony, jak nie wyjdzie na singlu. Gore ma świetne chórki, których od dawna mi brakowało w depeche MODE. Bez wycia i zawodzenia. Szacun. Szkoda tylko, że tak mało w Going Backwards depeche MODE. Jeżeli będzie to koncertowy otwieracz, to będzie on brzmiał jak In Chains na Tour Of The Universe. Dla wielu te numery są zbliżone, szczególnie przez swoją budowę. Z drugiej strony Useless też jest bardzo rockowy i podobne pytania zadawałem sobie w stosunku do tego kawałka. Teraz już takich pytań nie mam. Przyjdzie przywyknąć.
Mnie Going Backwards przypomina za to coś zupełnie innego. Numer podobno został napisany w 2015, więc to raczej zbieg okoliczności, ale początek przypomina główny temat ścieżki dźwiękowej — WestWorld. W USA ten serial narobił wiele zamieszania, u nas z racji, że wyświetlany na płatnej TV był dostępny tylko dla nielicznych.
Daję 5/6
Where’s The Revolution — o tym numerze napisałem już swoje i właściwie zdania nie zmieniłem. Teraz, po kilkudziesięciu przesłuchaniach płyty, mogę powiedzieć, że nie wybrałbym go na pierwszy singiel. Muzycznie numer jest przeciętny (gdyby nie Kraftwerkowy mostek). Jedyne, co sprawia, że numer robi zamieszanie na listach i często jest cytowany, to fakt, że jest pierwszy, no i przez tekst. Jest on mocny i to stanowi o jego sile, a nie muzyka. Gdyby został wydany jako 3 lub 4 singiel, to przeszedłby zauważony tylko przez fanów.
Daję 3/6
The Worst Crime — kolejne zaskoczenie. Ten numer będzie miał swoich amatorów, szczególnie za nastrój i miły dla ucha wokal Dave’a. Ja się trochę męczę przy tym kawałku. To drugi numer, który lepiej by brzmiał na solówce Dave’a, niż na płycie depeche MODE. A przecież autorem jest Martin.
Daję 3.5/6
Scum — od początku to dla mnie petarda. Uwielbiam elektronikę w tym kawałku i pomimo tego, że numer jest agresywny jak na depeche MODE, to siedzi na tej samej półce emocjonalnej, co Wrong, Barrel Of A Gun i The Dead of Night. Kawałek zaśpiewany z pazurem, z brudną gitarą i ciężką elektroniką. Jeżeli zostanie wzięty na koncerty, to mam nadzieję, że będzie, albo na początku setu, albo po powrocie na scenę w drugiej części. Ten numer prosi się o mocny wydech z płuc i lepiej, żeby Dave nie był wtedy zmachany po wcześniejszym numerze. Mój niepokój budzi też perkusja na koncertach. Tu jest mocarna i płaskie garki podobne do tego, co się zadziało w The Tonight Show trochę niepokoją. Zasób słownictwa na tym kawałku do tej pory raczej przynależny był Bono, niż Gore, ale skoro z tą płytą idziemy w politykę, to tylko czekać, aż przed numerem pojawi się tekst „This IS a Rebel song!„
Daję 6/6
You Move – czy Wy też słyszycie Kraftwerk w tym numerze? Główny klawisz, który słychać przez cały numer, żywcem inspirowany tą szacowną kapelą. Takich cytatów na tej płycie jest wiele, ale ten jest oczywisty. Fajny numer środka płyty. Zadziorny, ale bez przesady. Kolaboracja Martina i Dave’a dała bardzo ciekawy efekt i jeżeli miałyby pojawiać się takie kolaboracje obu Panów, to czemu nie. Singiel to raczej nie będzie, ale wstydu też nie ma. Tekst z kategorii wagowej Dave’a, a nie Martina i to słychać, ale ja tu szat nie rozdzieram i lubię ten numer.
Daję 4/6
Cover Me – Numer, w którym echa Dire Straits (pedal steel guitar) spotykają się z depeche MODE w mrocznej odsłonie ;-). To jest ten kawałek, za który dałbym 50/50 na wejściu. Pierwsza połowa to Soulsavers z zawodzącą gitarą w stylu Dire Straits, by potem porzucić gitarę i zanurzyć się w odmęty ciężkiej, mrocznej elektroniki syntezatorów modularnych. Trudno mi sobie ten numer wyobrazić na koncercie, chyba że na zejście po secie głównym już bez Dave’a na scenie. Chciałbym usłyszeć demo tego numeru, żeby się przekonać kto miał taki pomysł na numer i czy już wtedy on tak brzmiał, czy dopiero wyszło to w czasie produkcji.
Nie wiem, czy numer trafi do finalnego setu, ale koncertowo ze świetną wizualizacją byłby ozdobą. Na próbach był trenowany, 17 marca przekonamy się po raz pierwszy, czy faktycznie da radę.
Daję 6/6
Eternal — jestem na nie. Wiem, że tekstowo to pean na cześć nowo narodzonej córki, ale ja mówię nadal stanowcze nie. Teraz sobie wyobraźcie, że Martin przynosi na sesję Spirit demo Enjoy The Silance i nie ma w pobliżu niego Alana i Flood’a… no właśnie! Niech to będzie memento, dla Was co się dzieje, gdy Gore ma pierwsze i ostatnie zdanie przy produkcji kawałków w studio.
Gore ma ostatnio słabą rękę w dobieraniu sobie numerów do śpiewania na płytach. W moim prywatnym rankingu od Home właściwie nie zaśpiewał niczego godnego uwagi… no może Breathe jest jeszcze przebłyskiem… albo gasnącym kagankiem. Potem już niestety było tylko gorzej.
Daję 1/6
Poison Heart — Typowy numer Dave’a, z typowym tekstem Dave’a w jego kategorii wagowej. Może momentami zbyt infantylne zagrania wokalne, ale jest pewien urok w tym numerze, którego nie można mu odmówić. Jest coś urzekającego w Poison Heart, co sprawia, że chce się do niego wracać. Na solo Dave’a miałby bardzo mocną pozycję, na Spirit też nie jest źle. Chyba się nie przelicytuję, jak powiem, że to jedna z lepszych kompozycji, jaką stworzył ze wsparciem Eignera. Koncertowo numer środka setu tuż przed zejściem na przerwę do szatni albo tuż po wyjściu z niej. Jedno tylko ale, lepiej się chyba jednak kawałek nadaje do zadymionego klubu, niż na stadion, ale warto dać mu szansę. Z odsłuchu na odsłuch rośnie ten numer. Jest coś w nim intrygującego. Początkowo nieoczywistego, z czasem człowiek się nie orientuje, a kawałek obezwładnia muzycznie…
Daję 5.5/6
So Much Love — będzie na koncertach… powinien być… musi! Nie ma na tej płycie za wiele kawałków względnie szybkich do grania. Wiem, że na dzień dobry dostaje się temu kawałkowi za to, że brzmi jak Soft Touch/Raw Nerve. Tylko że to nie jest dobry kierunek. Ten numer ma stopę centralnie zajumaną z New Life. Proponuję posłuchać wersję Remix z singla, a potem So Much Love, po czym jeszcze raz New Life (Remix), a jak to nie pomaga, to New Life z aranżem z trasy 1984/85. Nie tylko to jest pożyczone ze Speak & Spell, w tym numerze coś by się znalazło i z Any Second Now. Nie znaczy, że ten numer był samplowany, ale być może ten sam parapet był używany w So Much Love.
Daję 4/6
Poorman — w warstwie tekstowej kuzyn Everything Counts. Być może umęczony lud pracujący miast i wsi nie niósłby go na ustach, idąc na barykady lub przy budowie muru oddzielającego ich od bratniego Meksyku. Nie mniej, po raz kolejny przyzwoity numer na płycie. Nie jest to arcydzieło i singlem nie powinno być. Po raz kolejny tekst ważniejszy w swojej wymowie niż muzyka.
Mógłby spokojnie się znaleźć na poprzedniej płycie. Tekstowo może by i odbiegał, ale muzycznie jak najbardziej tam.
Daję 3.5/6
No More (This The Last Time) — Muzycznie numer kończy zmagania dla mnie z tą płytą. Mimo że to produkcja Kurta i Dave’a (w tej kolejności), to jednak chyba bardziej depechowy od wielu numerów z tej płyty. Brakuje to tylko czegoś melodyjniejszego i przestrzennego w tle i mogłoby być świetnie. Może się podobać, bo zasługuje. Może jako pożegnalny singiel z płyty, oby nie jako zamknięcie kariery zespołu.
Koncertowo numer powinien kończyć główny set, podobnie jak na poprzedniej trasie Goodbye. Takie wyluzowanie po szybkim secie, zawartym gdzieś pomiędzy Poison Heart a No More.
Daję 4.5/6
Fail — Dużo lepszy numer niż Eternal, ale i tak nie jestem w stanie słuchać Gore’a na głównym wokalu dłużej, niż czas trwania tego kawałka. Gdybym miał obstawiać, to raczej wolałbym Fail w secie Martina, niż Eternal. Kawałek swobodnie mógłby się znaleźć na Counterfit 2, gdzieś koło Lost In The Stars. Na koncercie będą to nudy, szczególnie jeżeli zaserwuje nam go Martin w wersji plumkanej. Epilog dla tej płyty.
Daję 2.5/6
Jak już wspomniałem początkowo, ta płyta była dla mnie 50/50. Za dużo brzmiało mi w niej Sounds Of The Universe, Delta Machine, Counterfeit. Z czasem Spirit zaczął odkrywać więcej, niż bym się mógł na początku spodziewać. Delta Machine mi tego nie dała na początku, mimo że na koniec dnia można ją uznać za całkiem dobrą płytę. Ze Spirit jest inaczej. Płyta daje się polubić od początku i już drugi tydzień zawładnęła domem. Być może część numerów powinna powędrować na stronę b i chyba jestem w gronie tych, co uważają podobnie jak producent, że album powinien mieć 10 numerów. Reszta jako b-side albo bonus na 2 płycie.
Są miejsca, gdzie od muzyki na Spirit ważniejszy jest tekst. Jest to pierwsza od bardzo dawna płyta, kiedy jest to tak widoczne i oczywiste.
Dla mnie sprawdzianem wartości płyty będzie trasa to, jak zespół będzie się z nią „męczył”. Każda płyta od 2001 broniła się czymś innym. Niestety, dla nowych materiałów, największym zagrożeniem jest zawsze set z największymi hitami. Na poprzednich trasach aktualnie promowane albumy różnie sobie z tym radziły. Spirit ma różne warstwy, część z nich odkryjemy tylko w zaciszu pokoju, a część w hali. Część, jedynie podczas solowych występów podczas małej klubowej trasy, a część jedynie w postaci remixu. Ta wielowarstwowość tej płyty jest jej siłą i to, co do mnie przemawia na jednym poziomie, dla Ciebie będzie mniej ważne.
Dawno tak dobrej płyty depeche MODE nie nagrało… chyba od Playing The Angel
Finalnie…
Daję 4.5/6
Where’s The Revolution – recenzja singla
Z siglami depeche MODE od pewnego czasu jest problem. Właściwie to można powiedzieć, że ta przypadłość przybrała już objawy choroby przewlekłej, bo na pewno nie jest to seria przypadków.
Ktoś powie, że ostatnie dobre single depeche MODE wydało w latach 1993-1994. Są tacy, co zaryzykują stwierdzenie, że lata 1997-1998 to był czas, gdy ktokolwiek odpowiedzialny za wydawanie singli po stronie wytwórni miał jakiś spójny pomysł na wydawnictwa pochodne głównego albumu. Kiedyś single miały wszystko, co potrzeba rasowym wydawnictwom promującym album długogrający. Była:
- ginąca sztuka tworzenia utworów w wersji extended (kto pamięta jeszcze tego typu produkcje),
- były kawałki koncertowe,
- były remixy odkrywające inne spojrzenie na zawarte kawałki, potem wykorzystywane do tworzenia aranżacji koncertowych,
- a przede wszystkim były b-side’y,
- i spójna koncepcja wydawnicza między sobą i płytą.
Współcześnie są oczywiście przebłyski dobrych wydawnictw, niestety częściej są to produkcje tak złe, że może to i lepiej, że wydawane są tylko 3 single z płyty, albo powstają tzw. podwójne single (patrz Fragile Tension / Hole To Feed). Częściej niestety są to przebłyski pojedynczych kawałków/remixów na danym singlu, niż całej pozycji.
Ile z tego mamy w najnowszym wydawnictwie singlowym? Niewiele. Przyznam się, że trochę nakręcałem się (i was) tym, że będzie b-side Heroes na pierwszym singlu. Czekałem właściwie na niego, bo pierwszy zwiastun płyty jaki jest, każdy swoje zdanie ma.
Słuchając najnowszego singla właściwie przez cały czas się rozglądałem, czy gdzieś nie ma wersji podstawowej, bo ten placek jeszcze w czasie Delta Machine byłby traktowany, jako drugi limitowany tytuł z dodatkowymi remixami (tzw LCD), a nie jako pierwszy podstawowy singiel. Niestety póki co zima…
Live’ów już od dawna nie ma, a ostatni raz jakiś koncertowy kawałek został… eee zostanie opublikowany za miesiąc. To jest już śmiech przez łzy, że czasopismo nadrabia to, co powinno być oczywistością w 2013 i koncertowy kawałek Should Be Higher powinien się ukazać na stronie B tego singla. Szczególnie, że wideo promujące singiel było koncertowe. Tymczasem mamy rok 2017 i najprawdopodobniej oficjalny (i jedyny) fragment zapisu z letniej trasy w 2013 depeche MODE pokaże się w formie tłoczonej. Pewności nie mam, bo może być to również Should Be Higher z Berlina, ale z 2013.11.27, a nie z 2013.06.09. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie może być to większy rarytas, niż placek, który leży obok mnie. A skoro już wspomniałem o singlu Where’s The Revolution, to może warto się nad nich chwilę pochylić.
5 kawałków, wersja singlowa i 4 remixy:
- remix Ewan Pearson – pewne jest, że zagości na parkietach zlotów, muzycznie bardzo w stylu tego dja. Jeżeli dobrze Wam się kojarzy remix Enjoy The Silence 04, to ten też będzie w Waszym klimacie. Remix ma bardzo dobre momenty, nie mniej w całości tylko poprawnie. Nóżka momentami fajnie chodzi.
- remix Algiers – najlepszy remix tego singla. Stonowana przeróbka, zrobiona na analogach i fajnych basach. Bardzo fajnie i nienachalnie dopełnia oryginalny wokal. Remix godny słuchania i póki co warty zapisania do archiwum na zimowe wieczory.
- remix Terence Fixmer – autor od lat na odległej orbicie powiązań z depeche MODE. Francuski twórca wydał 2 płyty z Duglasem McCarthy (Nitzer Ebb). Natomiast Nitzer Ebb dwa razy był otwierającym koncerty depeche MODE, a Alan i Flood byli producentami płyty Ebbhead z 1991. O Recoil nie wspomnę. W każdym razie sam remix totalnie w stylu Fixmer’a, kto zna jego produkcje z Duglasem McCarthy, ten kompletnie nie będzie zaskoczony. Jest nisko, jest momentami mięsiście, niestety im dłużej kawałek trwa, tym co raz bardziej pomysły na remix się rozłażą i zaczyna wiać nudą. Jedni to polubią, inni nie.
- remix Autolux Remix – zmilczę. To, co ratuje ten singiel, to dwa pierwsze numery z pełnym tekstem i wokalem. Czego nigdy nie cierpiałem w remixach spod znaku depeche MODE, to branie pojedynczego sampla z utworu, dogrywanie całej reszty kompletnie z dupy, a potem udwanie, że to ma cokolwiek wspólnego z oryginalnym utworem. Taki jest własnie ten remix. Dziękuję…
Co 4 lata po raz kolejny mam nadzieję, że ktoś opamięta się i wyda singiel wg 5 powyższych kryteriów. Złoszczę się jak wytwórnia nie chce wprowadzić do krajowej dystrybucji singli. Ciągle kupuje single, po czym stawiam je na półce, żeby konserwowały się kurzem i czekam na kolejny w nadziei, że będzie lepszy. Winyl już 29 kwietnia, zobaczymy co przyniesie.
Wideo do drugiego singla podobno jest już nagrane i mam nadzieję, że będzie to dużo lepsza wizytówka albumu, niż pierwszy singiel. Where’s The Revolution jest mocny nie ze względu na muzykę, ale ze względu na tekst. Są lepsze wizytówki Spirit. Muzycznie Where’s The Revolution u mnie nie byłby pierwszym singlem. 😉
Daję 3/6
Where’s The Revolution – czyli 3 w 1
Słucham i słucham nowy kawałek i zastanawiam się czy jest on reprezentatywny dla całego albumu, czy też będzie kontrą i zaprzeczeniem materiału, który oficjalnie usłyszymy 17 marca. Muzycznie ten numer składa się dla mnie z 3 części i na szczęście 2 z nich napawają optymizmem, choć każda na innym poziomie. Taki mix tego, co juz znamy od dwóch płyt z klasyką… ale po kolei.
depeche MODE potrafili wypuszczać pierwsze single, które miały być referencją albumu Dream On / I Feel You, albo ich zaprzeczeniem – Barrel Of A Gun / Wrong / Precious. Tym razem otrzymujemy numer z mnóstwem cytatów do poprzednich płyt i po raz kolejny z odniesieniem do wczesnej historii zespołu wyprodukowanej wg współczesnych przepisów.
Tak na marginesie dziś przypada 20 rocznica wydania singla Barrel Of A Gun…
Część pierwsza
Słuchając zwrotek nie mogę się opędzić od uczucia, że zespół zaserwował nam kolejną odsłonę ‚Corrupt’ pomieszaną momentami z ‚The Sweetes Condition’. Aż wziąłem tekst do Corrupt i spróbowałem się wpasować z tekstem do zwrotek w ‚Where’s The Revolution’. Pasuje idealnie. Wszystko zależy od tego czy lubisz Corrupt. Jeżeli tak, to jakoś to sobie wytłumaczysz, jeżeli jednak nie trawisz, to… no cóż…
Część druga
Zupełnie innym światem jest znowu refren. Poznaliśmy go jakiś czas temu i krąży po świecie od dawna. Refren bardzo poprawny i nie wzbudza negatywnych emocji na poziomie muzycznym. Elektronikę też już gdzieś słyszałem, nie mniej nie jest to w tym przypadku wada refrenu. To, co mnie jednak smuci, to powtarzalność refrenu. Nie wiem jak zespół nagrywał ten numer, ale wcale się bym nie zdziwił, gdyby powstał jedne refren po czym przy finalnym miksie ktoś wziął i zrobił kopiuj/wklej. w całym utworze. Miks łączący zwrotkę z refrenem totalnie mi się nie podoba…
Część trzecia
Fragment utworu zawarty pomiędzy ‚The train is comming’, a ostatnim powtórzeniem ‚Get On Board’, to miód na moje serce. świetny, minimalistyczny pop przywodzący na myśl takie klasyki, jak Trans Europa Express z dodatkiem w postaci przejścia do Metal Auf Metal. Polecam posłuchanie, kto nie zna. Tak się kiedyś robiło elektronikę. Mimo, że jest to jawne zapatrzenie się przez depeche MODE, to osobiście chciałbym, aby zespół od czasu do czasu mrugnął tak okiem do swojego dziedzictwa i tego skąd muzycznie pochodzi.
_
Na pewno trzeba przyznać, że kawałek ma potencjał koncertowy, choćby po przez fakt, że słychać w końcu w studyjnym nagraniu żywą perkę. Sekcja rytmiczna pracuje w taki sposób, że na koncertach numer powinien być szybko podchwycony przez publikę do miarowego klaskania.
Czytając art o depeche MODE opublikowany w najnowszym Rolling Stone co chwile łapałem się na tym, że wyraża on doskonale to, jakie ja mam odczucia w stosunku do tego numeru i obecnej twórczości depeche MODE.
Z tekstu wynika, że najnowsza płyta jawi się jako dodatek/suplement do Delta Machine, a zespół od prawie dekady powraca muzycznie do swoich początków muzycznych, jak będzie na prawdę przekonamy się w połowie marca.
while still sounding musically like an extension of their last album, 2013’s Delta Machine.
Tekstowo Where’s The Revolution ma silne referencje do obecnej sytuacji społecznej w USA i zwycięstwa obecnego prezydenta. Tam zespół żyje i obok Brexitu te właśnie tematy siedzą w głowie Martina i Dave’a. Czytając tekst również momentami czułem się, że odnosi się do sytuacji w naszym kraju i miłościwie nam panującej pseudoprawicowej partii. W każdym razie fanom o wykrystalizowanych poglądach politycznych tekst może przypaść do gustu, albo będą pomijać go słuchając ten numer. Nie zmienia faktu, że od czasów Black Celebration, a na pewno od czasu Contstruction Time Again zespół nie prezentował tak zaangażowanych tekstów politycznie.
Jeszcze raz… jeżeli ma to być referencja całego albumu, to nie dziwię się, że zespół postanowił odświeżyć Everything Counts na zakończenie koncertów tej wiosny i lata. Pytanie, czy pokuszą się o inne polityczne kawałki ze swojej dyskografii, czy jednak koncerty podporządkują show. Wystarczy popatrzeć na rendery limitowanej wersji Spirit. Odniesienia do płyty z 1983 pchają się same
Póki co jest umiarkowanie pozytywnie ze sporą dawką na prawdę dobrze wyprodukowanej elektroniki i brzmień dobrze już znanych… tak od dwóch płyt.
P.S. Ci z Was co czekają na placki, wideo itp fanaberie powinni uzbroić się w cierpliwość… będzie, ale nie dziś.
There will be news. Watch DM’s social media for further announcements.
— Daniel Barassi (@bratmix) 3 lutego 2017
Where’s The Revolution – czyli czego nie było w informacji prasowej
Dostaliśmy wczoraj sporo nowych wieści, kolejne w drodze, a od jutra mamy obcować z nowym singlem Where’s The Revolution. Świat jest piękny, tylko ja znowu mam dziwne uczucie, że taki przekaz był celowy, żeby skryć za zasłoną to czego nie chciano pokazać.
Ciekawe czy ktoś z Was zastanowił się czemu w informacji prasowej o płycie i singlu nie ma specyfikacji tych wydawnictw. Co prawda na Spirit jest jeszcze czas, a fani i tak wyniuchają co mają wyniuchać. Trochę to jednak dziwne, że na godziny przed premierą singla nie wiadomo co będzie zawierać i na jakich nośnikach będzie wydany? Czy będzie singiel w wersji limitowanej i normalnej, czy tylko jeden?
Niestety obawiam się, że jutro nie pobiegniecie dobrego sklepu muzycznego i nie wrócicie z niego z plackami pod pachą. Próbując wydobyć od wytwórni co tak na prawdę się jutro wydarzy ciężko nie odnieść wrażenia, że wydawnictwa na fizycznych nośnikach nie są priorytetem.
Będzie premiera w radio, zobaczymy teledysk, a w aplikacjach typu Spotify i Apple Music zobaczymy 1 numer… słownie jeden numer (obym się mylił).
Moim punktem odniesienia jest Apple Music, bo używam tego streamingu na co dzień, więc odniosę się do tego jak tego typu „single” pojawiają się tam.
Co raz częściej prawidłowością jest że pojawiające się „single” zawierają tylko jeden numer właśnie ten tytułowy i tyle. Nie ma zupełnie pozostałej zawartości typu strony b, live kawałki, remixy itp sprawy. W naszych czasach pojęcie „wydanie singla” oznacza jedynie wpuszczenie klipu do YouTuba i wysłanie promo plików/CD do radia. Istne szaleństwo.
Wczoraj zadałem Sony Music pytanie na temat singla:
@SonyMusicPL Czy singiel #depechemode Where’s the Revolution bedzie dostępny w polskiej dystrybucji?
— 101dM.pl (@101DMpl) 1 lutego 2017
@101DMpl @MarekDm wszystko to co pojawi się na niemieckim rynku, będzie też w Polsce.
— Sony Music Poland (@SonyMusicPL) 2 lutego 2017
Tylko tego typu odpowiedź wyjaśnia tyle, że jak w Niemczech nie będzie singla to w Polsce też nie. Przypomnę, że w 2013 również Sony Music nie planowało w Polsce dystrybucji Heaven, dopiero po „zadymie” ze strony fanów singiel pojawił się w krajowych sklepach. Część fanów zadowoliło się zakupem na ebay, allegro (po zbójeckich cenach), albo w Niemczech, reszta pociągnęła z torrentów. Szkoda znowu, że zamiast nabijać krajowe statystyki część pozycji numer 1 na listach sprzedaży w Niemczech będą zawdzięczać naszym fanom.
Żebym nie był gołosłownym poniżej fragment odpowiedzi, jaką dziś dostał jeden z czytelników bloga (dzięki Sebastian) i podzielił się tym ze mną:
Sony odpisało:
3 lutego ten singiel nie ukaże się na nośniku CD. Być może trafi on do sklepów w późniejszym terminie.
Kto ma wykupione Apple Music, Spotify, Tidal i inne kołchozy streamingowe, ten posłucha, reszta będzie skazana na marnej jakości You Tubowe słuchanie i łaskawość radia.
Tak na marginesie kawałek już hula po sieci i Ci z Was co wiedzą jak znajdą już numer bez trudu…
A wystarczyło pomyśleć, wyciągnąć wnioski z 2013 i zatowarować się pierwszym singlem po kokardę. #szanujęto
Z ostatniej chwili:
@polskieforumDM w wersji cyfrowej tak
— Sony Music Poland (@SonyMusicPL) 2 lutego 2017
Po mojemu – podsumowanie 2016
Jaki był ten rok? Dziwny. Rok temu, kiedy pisałem podsumowanie 2015 było w sumie łatwo (patrząc z perspektywy czasu). Dziś, gdy strzepujemy konfetti po powitaniu 2017 przyszła pora podsumować 2016 i szeroko pojęty depeche MODE Universe.
O czym na pewno nie będzie? Na pewno nie będzie o nowej stronie Alan’a i jego nowej „produkcji”, bo chyba nie na coś takiego czekaliśmy wszyscy. Nie będzie o 35-leciu Speak & Spell, 30-leciu Black Celebration i 15-leciu Exciter. Gdyby nie fani nawet nie byłoby śladu po tych faktach. Oczywiście najbardziej świętowany i wspomniany był krążek Black Celebration. Ani zespół nie był zainteresowany świętowaniem retrospekcji, ani wytwórnia nie była/jest jeszcze na to gotowa.
Dobrze, że znaki na niebie i ziemi wskazują, że przyszłość przyniesie na nowo odkrytą przeszłość.
A to prowadzi nas do miejsca 3.
Miejsce 3.
The Video Singles Collection…
…bo o nim myślę. Publikacja musiała powstać, bo bez tego kolejnych kroków nie mogło by być. Wybrałem tę pozycję tylko dlatego, że jest zapowiedzią czegoś więcej w przyszłości. O tytule tym napisałem wiele i chyba nie jest to tytuł, który kogokolwiek zaskakuje. Za rok, gdy będę podsumowywał rok 2017 powinniśmy mieć już w rękach kolejna pozycję wydaną przez Legacy Rec. Gdyby miał to być jedynie pojedynczy wyskok, to nawet nie wspomniałbym o tym tytule.
Ulubiony prezent choinkowy wielu fanów depeche MODE jest tu tylko dlatego, że jest obietnicą i z tą obietnicą na przyszłość pozostawiam Was w niedosycie. To jest takie 3+ na zachętę.
Miejsce 2.
Konferencja prasowa.
Kolejne wydarzenie, które jest zapowiedzią przyszłości. Podobno tej dobrej. Mimo niedosytu, jaki zostawiła we mnie konfa, październikowe pojawienie się w Mediolanie było końcem wielkiej niewiadomej. Niewiadomej, którą byliśmy raczeni przez cały 2016. Mimo, że o płycie więcej dowiedzieliśmy się z wywiadów, niż z samej konfy, to jednak ona była tym punktem ogniskującym nasze umysły pewnego październikowego dnia 2016.
Miejsce 1.
101dM.pl / MODE2Joy.pl / dMUniverse.pl
Ponieważ jest to ranking bardzo subiektywny, więc teraz pojadę prywatą. Najważniejszym wydarzeniem dla mnie jako fana było to, że zdarzyła się taka historia, jak zmiana właściciela 101dM i dMUniverse. Obie strony dołączyły do MODE2Joy i razem stały się jednym z istotniejszych elementów mojego zaganianego życia. Dzięki temu na 101dM i MODE2Joy parę spraw wydarzyło się po raz pierwszy – Przejście na nową platformę blogową, pierwszy LiveBlog, Zespół pracujący przy stronach.
Przede wszystkim mieliście okazję jako pierwsi przeczytać o wielu istotnych sprawach właśnie na 101dM. Możemy Wam powiedzieć, że postaramy się, aby było tylko lepiej. Więcej LiveBlogów, relacji z koncertów (również na żywo), zdjęć, filmów.
Dzięki wszystkim, którzy choć trochę przyczynili się do rozwoju strony – Lillian, dMGosia, MadaFaka, devotee, Więcor, Jari, ToM, a przede wszystkim dMMati, który oddając mi swoje serwisy jednocześnie wykazywał się anielską cierpliwością i bardzo mi pomagał w bezbolesnej przemianie 3 serwisów do postaci, jaką znacie teraz. Dziękuję i zapraszam po jeszcze…
_
Rok 2016 to była dla fanów depeche MODE taka przejściówka. W świecie technologii to bardzo modne ostatnio słowo. W motoryzacji znane od lat. Dla nas – fanów – również był to rok zgrzytania zębami i nerwowego oczekiwania na rok 2017, który właśnie skończyliśmy witać. To będzie bardzo ciekawy rok. Rok w którym zespół zawita do Polski, dowiemy się o kolejnej wizycie w naszym kraju, a przede wszystkiem usłyszymy kolejną porcję muzyki spod szyldu depeche MODE.
W wywiadzie dla Musicweek Dave powiedział:
Spirit is a special album. If this was the last one that we made, I would be pretty happy.
Spirit to specjalny album. Jeżeli miałby to być ostatni, który zrobiliśmy, byłbym na prawdę szczęśliwy.
A jakie są Wasz najważniejsze wydarzenia ze świata depeche MODE w 2016? Czego oczekujecie po 2017? Piszcie w komentarzach.
Video Singles Collection – recenzja
Teoretycznie o VSC napisałem już sporo, dziś przyszła pora na wrażenia obcowania z przeszło 6. godzinami retrospekcji. Nie było to ani traumatyczne wrażenie, ani tym bardziej nie zakończyło się zgrzytaniem zębów. Było poprawnie… pod każdym względem.
Zacznę najpierw od tego za co przede wszystkim jechałem ten projekt. Jakość nagrania. Od razu zastrzegam, że to o czym piszę może się nie zadziać u Ciebie. Wszystko zależy od tego na jakim sprzęcie oglądasz kompilację. Mój zestaw to telewizor 55” i DVD z 2009 wszystko spięte po HDMI, audio wypuszczane na zewnętrzny wzmacniacz i wolnostojące kolumny (2.0). Z zasady nie słucham niczego na płasko nagłaśniających głośnikach wbudowanych we współczesne TV.
Obraz
Bałem się, że będzie źle, no i było, nie mniej nie zawsze i nie wszędzie. Im bliżej współczesnym nam produkcjom, tym było co raz lepiej. Spory skok jakościowy widać gdzieś od klipów z 97 roku, a na prawdę już dobrze było od Freelove. Choć do ideału było nadal bardzo daleko i zdania nadal nie zmieniam, że materiał powinien być wydany co najmniej w Full HD. Wtedy wymagałoby to zastosowania innego nośnika, bo 3 płyty DVD już tego by nie uciągnęły.
Mój sprzęt całkiem nieźle dał sobie radę skalując do Full HD i umiejętnie poradził sobie z formatem 4:3. W niektórych momentach musiałem celowo przestawiać obraz na 4:3 żeby zobaczyć jak faktycznie wyglada materiał, po czym szybko wracałem do formatu panoramicznego nic nie tracąc.
Poniżej możecie zobaczyć które faktycznie klipy są w jakim formacie. Co ciekawe nie mówimy tu tylko o formatach 4:3, ale również 16:9 i 16:10, czy 1:1. Nie zawsze format panoramiczny oznaczał to samo w przypadku teledysków depeche MODE.
Gorzej było z jakością obrazu. Właściwie cała wczesna produkcja aż do Enjoy The Silence nadaje się do kosza. W zaziarnionych produkcjach Antona tworzyły się drobne artefakty na całym obrazie i nie pomagało zmniejszenie proporcji do 4:3.
Jestem fanem ziarna i lubię ten efekt, nie mniej zaniżona jakość nagrań wyświetlana na współczesnych sprzętach nie daje takich wrażeń, jak ten sam obraz oglądany na telefonach, komputerach, czy telewizorze CRT.
Audio.
Nie słucham dźwięku w konfiguracjach 5.1, czy 7.1, więc brak tego tematu nie spędzał mi snu z powiek. Przyzwoite stereo i tyle.
Co mi sie podobało?
(„ale” będzie w części co mi się nie podobało)
1. Przede wszystkim sam pomysł na kompilację. Zebranie „prawie” wszystkiego do kupy. Do tego zmuszenie członków zespołu do obejrzenia swoich starych nagrań, żeby przypomnieli sobie, że ich dyskografia sięga dalej, niż do 1986 roku, ale…
Gdybyśmy mówili o kompilacji audio, to pewnie nawet bym nie spojrzał na takie wydawnictwo. Nie mam zamiaru już płacić Wytwórni/depeche MODE po raz 38 za Just Can’t Get Enough, albo Somebody. Co innego jest z kompilacją video. Od 1998 roku minęło trochę czasu, przybyło klipów. Co prawda niedługo możemy się spodziewać reedycji Strange i Strange Too, a od kompilacji The Best of vol.1 jakiś czas minął. Do tego wznowiona w 1998 składanka The Videos 81>85 (Some Great Videos) już dawno zarosła kurzem z racji braku odtwarzacza VHS. Dla wielu ludzi to tak, jakby nigdy nie zostały te klipy wydane, więc dobrze, że się ukazała.
2. Podobała mi się idea komentarza robionego przez członków zespołu do swoich poczynań sprzed lat, ale…
3. Podoba mi się idea, że to pierwsze wydawnictwo z serii i że będą kolejne.
4. Lubię wydania kartonowe, ale… . Tak lubię z tego samego powodu, dlaczego dla innych jest to wada. Lubie wydawnictwa wydawane w kartonie ponieważ są nietrwałe. Obok tego, że jestem słuchaczem muzyki, jest we mnie żyłka kolekcjonera, zbieracza. Kiedyś było tak – podstawowe wydania wychodziły w plastiku, a wydania kolekcjonerskie w kartonie. Limitów zawsze było mniej, zawsze były bardziej wrażliwe. Ponieważ dbam o moje egzemplarze, a ktoś nie, dzięki temu z dnia na dzień kolekcjonerskich wydań robi się co raz mniej, przez co mój egzemplarz wirtualnie zyskuje. Wystarczy zainteresować się tym jak cenione są remastery z pierwszej serii z płytami SACD, albo jaki pare lat temu był szał na japońskie boxy z serii X.
Teraz się to zmieniło i niestety dla tych, co nie podzielają mojego zachwytu dla kartonu nastały ciężkie czasy.
Co mi się nie podobało?
Lecimy po kolei ze wszystkimi „ale”, potem będą niepodobania bez „ale”.
1. Przywitałem z radością samą ideę, bo dotychczasowe podejścia były zawsze niepełne i obarczone błędami. Tym razem miała to być najpełniejsza możliwa kompilacja. Takie przypomnienie z pierdolnięciem – Wracamy! i nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Zawartościowo w podstawowej formie składanki faktycznie tak jest w 98%. Do pełni szczęścia zabrakło 3 teledysków. O ile w kwestii Pimpf mogę zrozumieć argument, że to żaden singiel, tylko etiuda nakręcona pod potrzeby dokumentu Strange, to w przypadku Clean i Halo jedyną odpowiedzią na brak tych kawałków jest myśl, że jest to celowa robota, aby za parę lat, gdy wyjdą oba dokumenty firmowane nazwiskiem Antona Corbija fani polecieli z kasą w garści i zanabyli oba tytuły. Zarówno Halo, jak i Clean były singlami promo i oba były wydane na fizycznych nośnikach. Oba klipy śmigały po MTV. Dziwne, że w przypadku One Caress wydanie jako US Promo kwalifikowało do pojawienia się w składance, a Halo i Clean już nie. Ja pewnie kupiłbym Strange i Strange Too, ale gdyby oba numery znalazły się na VSC, wówczas grupa zainteresowanych takim wydatkiem znacząco by spadła. Nie mniej z formalnego punktu widzenia pół gwizdki mniej.
2. Podobała mi się idea komentowania przez członków zespołu. Problem polega na tym, że cały pomysł został zwalony dokumentnie. Nie jest dla mnie problemem, że zespół komentuje oddzielnie, w końcu Panowie mieszkają w różnych częściach świata i specjalna wyprawa tylko po to, żeby wspólnie obejrzeć 55 klipów mija się z celem. Po za tym komentowanie w grupie ma ten minus, że zawsze jest taka osoba której komentarze wybijają się ponad inne, przez co reszta się, albo wycofuje, albo daje zdawkowe odpowiedzi. Nie mniej oczekiwałem, że:
- Zespół skomentuje wszystkie klipy. Doczekamy się choć jednego komentarza do każdego numeru.
- Rozumiem, że każdy ma inną pamięć. Dlatego Dave wiedział skąd były laski na Just Can’t Get Enough, a reszta Panów nie. Co mnie zaskoczyło, to jakość pytań i odpowiedzi. Im bliżej nam współczesnych czasów, tym powtarzalność pytań była zadziwiająca. Tak trudno się lepiej przygotować do wywiadów? Martin za to królował w jakości odpowiedzi. Najczęstszą odpowiedzią było „I don’t know / I don’t remember.” (Nie wiem / Nie pamiętam). Słabe to było. Mam wrażenie, że w kilku momentach dla nich ten projekt był po prostu męką.
- Mogę przypuszczać, że komentarzy było więcej i Panowie skomentowali więcej klipów, ale tylko te nadawały się do zamieszczenia. Mogło tak być. Można było się też lepiej przygotować do zadania bardziej wciągnąć zespół w rozmowę. Raziły również odpowiedzi nie na temat, albo o innych teledyskach. Tylko po to, żeby coś powiedzieć.
4. Jak już wspomniałem karton dla mnie jest ok. Nie mniej dostrzegam pewne „ale”, które można było przewidzieć od razu. Bardzo lubiłem kartonowe wydania od EMI, ponieważ co prawda opakowanie i folder były z kartonu, ale sama płyta leżała zawsze na plastikowej tacce. Łatwość wyjęcia o niebo lepsza od tego co nam zaserwowało Sony Music przy tym tytule. Fatalnie się wkłada i wyjmuje płytę. Rysy na płycie w standardzie.
Opakowanie od VSC to istny lep na odciski palców, które widać od początku zetknięcia się palców z opakowaniem. Dlatego jeżeli, drogi czytelniku jeszcze nie nabyłeś, mam kilka rad jak obchodzić się z tego typu pozycjami:
- Umyj ręce. Do kartonu nigdy nie podchodzi się z brudnymi, tłustymi rękami.
- Rozcinając folię natnij tylko grzbiet przez który wyjmujesz wewnętrzną część. Lepiej wyciapać folię, niż karton. Wiem, że propozycja wygląda równie interesująco, jak pilot od telewizora w foliowym kondonie, ale cóż… coś za coś.
- Naszykuj sobie od razu 3 plastikowe pudełka na CD i przełóż tam wszystkie placki, a oryginalne opakowanie odłuż na półkę, żeby w spokoju się kurzyło. To dla tych co zamierzają oglądać ten tytuł więcej niż raz.
Pozostałe rzeczy słabe.
Brak napisów. Wiem, że dla wielu nie jest to problem. Wiem też, że dla wielu jest to bardzo duży problem. Wolę jednak, że potraktowano wszystkich po równo, niż kogoś wyróżniono. Tu pojawia się wyższość formatów cyfrowych, typu streaming/VOD, że miejsca na napisy zawsze jest bez liku. Wersje pudełkowe, to zawsze kompromis, zawsze ograniczenia.
Z bonusów właściwie jedynym godnym uwagi momentem jest alternatywna wersja Stripped. People Are People (12”) znane od Some Great Videos. But Not Tonight, to właściwie wersja Extened z inaczej zmontowanym teledyskiem. Jego unikatowość polega jedynie na tym, że nigdy nie pojawił się na żadnym placku, bo na YT, a kiedyś na MTV można było spokojnie go zobaczyć. Soothe My Soul – ktoś musiałby mi powiedzieć gdzie są te dodatkowe wstawki, bo sam teledysk w oryginale nie zapada w pamięci. Wydłużona wersja tym bardziej.
Stripped (Alternative Cut) – człowiek tyle lat ogląda wersję ostateczną, że po obejrzeniu klipu z alternatywnymi wstawkami mam wrażenie, że są to ciała obce w tym klipie.
Ostatnia scena z Davem została nakręcona na ulicy obecnie znanej jako aleja 17 Czerwca 1953 w Tiergarten. Oczywiście po zachodniej stronie miasta. Ujęcie jest z zasiekami i Murem Berlińskim w tle.
Te dodatkowe ujęcia mają znaczenie historyczne, bo do samego klipu nie wnoszą nic. Klip był kręcony w Berlinie Zachodnim (podobnie jak Master & Servant), ale do póki nie pojawiała się wersja alternatywna właściwie nie było to istotne. Ot klip z mrokiem, ekranami, rozbijanymi samochodami i dymem w roli głównej. Chyba tak powinno pozostać.
Zdecydowanie brakuje mi tu wypowiedzi Alana, Vince’a, reżyserów klipów, Daniela Millera.
Wszystko, co powyżej Wrong zostało pominięte w komentarzach, a ja chętnie bym się dowiedział co Panowie sądzą o takim Hole To Feed na ten przykład.
Tak na dobrą sprawę z jednej strony niby jest wszystko, niby dobrze wydane i jest wszystko co obiecali w zapowiedziach. Mam nadzieję, że kolejne pozycje z tej serii okażą się ciekawszymi pozycjami. Obejrzałem raz. Drugi raz płyty zagoszczą w sprzęcie, aby zrypać wszystkie klipy do plików. I to będzie na tyle. Później rozpocznie się proces konserwacji kurzem, obok innych kolekcjonerskich wydań… takie hobby. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest po łebkach i tylko tyle żeby odhaczyć, że jest. Obiecano, dowieziono, ale niesmak pozostał.
Daję 3/6
Video Singles Collection – unboxing
Taka teraz moda, że się robi unboxingi wszystkiego. Nie będę gorszy, zrobię i ja. Dla tych co nie kupili jeszcze…
Okładka
Opakowanie na płyty
Płyty
Książeczka
W następnym wpisie recenzja wydawnictwa.
Jak się nagrywa płytę cz.2. – poradnik dla początkujących.
W poprzedniej części skupiliśmy się na pojęciach 'demo’, 'studio’, 'producent’. Pora więc zabrać się za nagrywanie naszego wymarzonego krążka, który podbije listy przebojów i uczyni nas sławnymi (lub jeszcze bardziej sławnymi) i bogatymi (lub jeszcze bardziej bogatymi).
Podobnie jak poprzedni tekst, ten jest wynikiem współpracy Jariego i mojej.
Sesja Przedprodukcyjna.
Czyli już nie demo, ale jeszcze nie właściwie nagranie. Czasami zespół zanim wejdzie do studia spotyka się na sesji (sesjach) przedprodukcyjnej i pracuje nad materiałem w dosyć specyficzny sposób. W poprzednim odcinku wspomnieliśmy, że zespół po odsłuchaniu dem decyduje o tym, w jakim kierunku mają iść poszczególne utwory. Który ma być balladą, a który parkietowcem, czy spocząć na dnie szuflady lub skończyć jako b-side. Na następne spotkanie zespół zjawia się, aby pracować nad demami, albo każdy z członków zespołu przychodzi ze swoimi wizjami numerów pracując w domowym zaciszu. Tak rodzą się różne wersje tych samych kawałków, o czym pisaliśmy w poprzednim tekście.
Przepracowane dema mają bardzo często nałożone stopy i basy, loopy pożyczone z innych numerów innych artystów. Po co? Ponieważ jakaś sekcja rytmiczna bardzo pasuje do klimatu utworu lub zespołowi zależy nad osiągnięciem podobnego efektu. W 1984 rok zespół był pod silnym wrażeniem lini bassowej z kawałka Relax – Franky Goes To Hollywood. Bardzo chcieli uzyskać tak mięsisty bass w Master & Servant. Czy im się udało? Oceńcie sami. Inny przykład stopa z sesji przedprodukcyjnej w Never Let Me Down Again zajumana z Led Zeppelin ostała się tam już na zawsze. Alan przyznał się do tego dopiero po latach.
Sesje przedprodukcyjne to jest w naszych czasach styl pracy Dave’a. Najpierw komponuje utwór w postaci demo, dokłada tekst, albo na odwrót. Z tak przygotowanym materiałem spotyka się na sesji z A. Phillpotem i Ch. Eignerem i tam powstają wstępnie przetworzone wersje dem. Dopiero z takim materiałem Dave udaje się do studia i prezentuje je Martinowi i Andiemu. To jest właśnie powód dlaczego w książeczkach przy kawałkach Dave’a lista płac jest zawsze dłuższa, niż przy numerach Martina.
Poniżej dwie wersje Comeback. Jedna jest demem powstałym przy współpracy Dave’a i kolegów, druga jest outtake’iem ze studia. Najprawdopodobniej jest to wyciek kawałka między jedną a druga sesją nagraniową, albo wersja przez finalnym mixem.
No ale nic, pora zacząć nagrywać…
Nagrywamy.
W studio muzycznym, jak już zauważyliśmy, stoi taki dziwny mebel z różnymi suwaczkami i tysiącami migających diod, który określiliśmy mianem stołu mikserskiego (zamienna nazwa – konsoleta). I tak jak wszelkiej maści pojazdy typu samochód i samolot potrzebują kogoś kto je obsłuży, tak i do obsługi tego mebla potrzebny jest ktoś kto wie co z nim konkretnie zrobić. Oczywiście można potraktować to urządzenie jako stół pod żurek czy pulpety i gryczaną, ale chyba nie o to nam chodzi. W tym momencie do głosu dochodzi osoba wykonująca piękny zawód realizatora dźwięku. Czasem zdarza się, że realizatorem dźwięku i producentem jest jedna i ta sama osoba. Dużo częściej spotykaną kombinacją jest obecność osobnego dźwiękowca, którego zadaniem jest bycie przedłużeniem producenta od spraw czysto technicznych związanych z rejestracją. Przykład tak działającego teamu: muzyk śpiewa, producent uznaje, że fajnie jakby za wokalem ciągnęło się takie echo (bo tak będzie fajnie i już, a on się przecież zna), realizator nagrywa ten wokal i nakłada na niego stosowne efekty pogłosowe (rewerb, delay itd).
Czasami producent i inżynier dźwięku tak dużo pracują razem, że w końcu powstaje grupa producencka. Np 140dB, która była odpowiedzialna za powstanie Playing The Angel, Sounds Of The Universe i Delta Machine. Ben Hillier nie był sam w procesie produkcji, obok niego członkowie 140dB i jednocześnie pracowali przy płytach dM to Rob Kirwan – jako Mix Engineer, oraz Flood – jako człowiek od Mixu. O pracy tego ostatniego będzie jeszcze wiele w następnej części.
Jeżeli nagrywany utwór jest utworem czysto akustycznym (np. z towarzyszeniem tylko gitary lub fortepianu) to sprawa jest w zasadzie banalna. Pan muzyk siada do instrumentu, włączamy przycisk 'record’, gość gra co ma grać, potem przycisk 'stop’ i po sprawie. Ewentualnie robi się to kilka razy, odsłuchuje i wybiera najlepsze podejście, tzw. take’i i pozostawia do dalszej obróbki już czysto technicznej. Do takiego instrumentalnego podkładu dogrywa się głos wokalisty. Łączy się to w jedną spójną całość w procesie zwanym miksem (o tym potem) i po sprawie. Można przyjąć, że mamy hit. W tym momencie panowie muzycy i wokalista mają już wolne, a do pracy siadają nadal producent, realizator i kilku innych gości, o których jeszcze będzie czas wspomnieć. Nieco bardziej skomplikowana jest czynność polegająca na nagraniu utworu składającego się np. z 30 ścieżek dźwiękowych (każda ścieżka to pojedynczo zarejestrowany instrument grający w dany utworze lub np. głos wokalisty). Jeżeli nasz utwór składa się z partii perkusji, basu, instrumentów smyczkowych, gitar, dźwięków syntezatora, wszelkiej maści ozdobników dźwiękowych, wokali itd. to każdy z tych instrumentów trzeba zarejestrować. I tu musimy zatrzymać się na chwilę, bowiem historia muzyki rozrywkowej doczekała się dwojakiej formy takich nagrań. Jedną z nich jest nagrywanie na tzw 'setkę’ czyli wszyscy muzycy grają cały utwór i tak to rejestrujemy (oczywiście każdy instrument na osobnej ścieżce). Przewagą tego typu nagrania jest w miarę klarowne zachowanie 'ducha zespołowości’ utworu, a także dość szybki proces nagraniowy, bo nawet jeżeli jeden z muzyków coś zagrał nie do końca dobrze, to potem dogrywa się tylko tę właśnie ścieżkę, mając pozostałe już zarejestrowane. Taka forma nagrania była dość popularna w przeszłości i wynikała z dość prozaicznego powodu – oszczędności, ale nie czasu, a taśmy nagraniowej. Rewolucja cyfrowa dała muzykom i realizatorom możliwość niezliczenie wielokrotnego nagrywania i kasowania bez żadnych strat finansowych (no chyba, że bierzemy pod uwagę koszt wynajęcia studio liczony w stawkach za każdą godzinę).
Druga forma rejestracji utworu to tzw. ‚step recording’ czyli krok po kroku nagrywamy poszczególne rzeczy, sklejamy jedną ścieżkę dźwiękową z często 100 różnych podejść (po angielsku: Take). Abo w jednym fajnie zagrano coś tam, a w innym wyszła facetowi ‚solówka życia’) itd. To dość żmudny proces nagraniowy niemniej jednak dający dużo większą swobodę twórczą i możliwość sięgnięcia absolutu, czyli zrealizowania najbardziej karkołomnych dźwiękowo i aranżacyjnie pomysłów. Taki proces po stronie producenta można sprowadzić do absurdu np montując wokal z pojedynczych sylab lub liter. Tak się dzieje np przy słabych wokalistach, gdzie trzeba bardzo dużo poprawiać w procesie postprodukcji. Pamiętacie historię z Mandaryną? depeche MODE takie ‚wpadki” wcale nie są obce. Np. kawałka Sister Of Night Dave tak na prawdę nigdy nie zaśpiewał… w zasadzie nigdy nie zaśpiewał ani w studio, ani na koncercie. Jeżeli ktoś z Was zachwyca się artyzmem wokalu w tym numerze, to powinien dobre wino posłać do Tima Simenona – Producenta, Q i Garethowi Jonsowi i ponownie Timowi za Mix, oraz całemu stadu inżynierów dźwięku, którzy przewinęli się przez studia nagraniowe przy tej płycie. To Ci panowie sklejali ten numer z dziesiątków podejść wokalnych Dave’a, czasami klejąc do siebie pojedyncze wyrazy. Nie będę daleki od stwierdzenia, że spora część wokali Dave’a powstała właśnie w taki sposób. Szczególnie tych z pierwszej połowy 1996.
A skoro już o śpiewaniu Dave’a, ale tym prawdziwym, to proponuję posłuchać jak można wokalnie podchodzić w różny sposób do tego samego utworu. Kilka prób zaśpiewania tego samego numeru potem służy do wyboru najlepszego z nich, albo jako dawcy do sklejek, czyli tego co się zadziało na Ultra. Poniżej 3 różne wokalne podejścia do Enjoy The Silence.
vocal take 3
vocal take 4
A wracając do samego procesu… W praktyce wygląda to tak, że każda rejestrowana ścieżka to efekt wielu godzin pracy nad ową ścieżką, precyzyjne wycinanie często nawet sekundowych fragmentów, doklejanie ich do siebie, nakładanie kolejnych rejestrowanych fraz itd. Ta forma rejestracji utworu daje dużo miejsca do tzw. eksperymentu. W przypadku nagrań na 'setkę’ tego miejsca na eksperyment jest dużo mniej. Gdyby odnieść te dwie formy nagrań do bohaterów naszej strony czyli depeche MODE – to Somebody i Moonlight Sonata były nagraniami 'na setkę’ (fortepianik, wokal i jakieś efekty dźwiękowe w tle), a np. Walking In My Shoes nagraniem typu 'step’. Jako ciekawostkę możemy podać, że np. fortepian w Walking In My Shoes przeszedł przez 28 różnych efektów dźwiękowych włącznie z puszczeniem go ‚od tyłu’ na samplerze, aby osiągnąć takie brzmienie jakie znacie z płyty. Do tego sam numer został zbudowany na nałożonych na siebie 3 gitarach, które na końcu zabrzmiały jako jeden dźwięk Martinowej gitary.
Ponieważ na etapie dyskusji nad demami określa się, który numer będzie jaki – więc teraz należy nagrać tzw. bazę czyli podkład rytmiczny. Przyjmuje się, że mówimy tu o liniach perkusji i basu, bo to one nadają tempo danemu utworowi i poniekąd narzucają klimat dalszych nagrań, niemniej jednak czasem taką bazą może być jakiś charakterystyczny loop czy sekwencja, która sama w sobie niesie pokład rytmiki i atmosfery utworu. Przykładem takich utworów opartych na charakterystycznym loopie (loop – pętla rytmiczna lub melodyczna, czyli fragment zarejestrowanego materiału dźwiękowego dający się odtworzyć w sposób ciągły (koniec tego fragmentu dźwiękowego jest jednocześnie jego początkiem) są np. It Does Not Matter Two (utwór bazuje na sekwencji złożonej z wokalizy nadającej tempo utworu) czy Black Day (no tu każdy chyba już słyszy co jest ową bazą rytmiczną). Powiedzmy, że ten etap mamy za sobą, pora dodać kolejne instrumenty mające być obecne w tym utworze: nagrywamy więc ścieżki gitarowe, syntezatorowe, instrumenty smyczkowe itd). Mówimy tu o step recording’u więc i o wcześniej wspomnianym eksperymentowaniu z samymi ustawieniami instrumentów, doborem stosownych barw dźwiękowych, czy tworzeniem nowych, nigdy nie spotykanych brzmień. I w tym momencie do naszych starych znajomych czyli producenta i realizatora dochodzą programiści instrumentów (w przypadku instrumentów elektronicznych), dodatkowi technicy dźwiękowi, oraz… sami muzycy i producent. Ach ten producent, wszędzie musi być! No musi. Dlatego jest producentem. No więc siedzą sobie panowie i brzdękają, próbują, kręcą gałeczkami od instrumentów, coś tam klepią w komputerach i nagle… eureka, to jest to! Mamy to, tego szukaliśmy od 4 dni, tak ma brzmieć ta gitara i taką melodię ma zagrać do tego co już sobie nagraliśmy. To bardzo częsta sytuacja w studio – i na tym właściwie całą ta zabawa polega. Taki klarowny przykład tego co przed chwilą opisaliśmy, jest sytuacja z sesji nagraniowej Enjoy The Silence gdzie najpierw Martin przyniósł do studio jakiegoś gniota w postaci demo, potem 5 dni toczyła się wojna o to jak ten utwór ma brzmieć (słynny foch Alana, że albo będzie perkusja, albo on idzie i nie wraca) i ostatecznie eksperymenty z poszczególnymi ścieżkami pojawiającymi się w tym utworze. Proces ten fajnie zobrazował Flood podczas jednej ze swoich prezentacji…
Zespół kilka godzin szukał odpowiedniego brzmienia i przede wszystkim instrumentu, aby nagrać ten słynny motyw znany wszystkim. W czasie kiedy wszyscy w pocie czoła oddani byli pracy twórczej niejaki Martin Gore, nudząc się jak mops na kanapie, coś tam sobie brzdąkał na gitarze i nagle… no tak: eureka!. Alan i Flood w jednym momencie skumali, że to co bezwiednie i właściwie bezmyślnie gra Martin jest tym czego szukają od wielu godzin – ’siadaj tu sobie chłopie i graj to co grałeś przed chwilą, a my to zarejestrujmy, bo to w ch*j dobre jest, będzie hit i kasiorka i laski pod sceną bez staników. Graj!!!’. Oczywiście cała sytuacja miała pewnie nieco inny przebieg, ale do tego można ją streścić. Efekt finalny znacie. A to co przed chwilą opisaliśmy, może nadal nieco enigmatycznie, zrozumiecie pod odsłuchaniu Enjoy The Silence (Harmonium Mix) – który jest de facto demem tego numeru i finalnej wersji z płyty. To wręcz modelowy przykład pokazujący co po drodze może stać się z utworem jak usiądą nad nim muzycy, producent, realizator, programista i cały ten sztab ludzi pracujący w studio razem z zespołem.
Wracając jeszcze do poszczególnych funkcji pełnionych w studio to bardzo często osoby będące producentami mogą pełnić też role realizatorów, programistów, a nawet współ-kompozytorów. Idealnym przykładem takiej wielozadaniowej osoby jest właśnie Alan Wilder, który w zespole pełnił często rolę drugiego producenta (takiego kierownika z ramienia zespołu), drugiego realizatora, muzyka i programisty. Mając jasną wizję tego do czego dąży zespół (jako muzyk i producent) mógł z łatwością nagrać poszczególne rzeczy (jako realizator) wcześniej przygotowując instrumenty czy efekty dźwiękowe (jako programista).
Przeglądając książeczki do płyt jeżeli natkniecie się na zapis: Production – Flood & depeche MODE, to zawsze przed 1995 oznaczało, że faktycznym producentem pyty byli Flood i Alan. Pozostali Panowie albo wykonywali zlecone zadania – zaspiewaj, albo przynosili dema i dogrywali swoje partie, albo grzali kanapę.
Tak mniej więcej wygląda proces nagrania albumu. Czy to koniec tej opowieści? A skąd! W kolejnym odcinku omówimy sobie proces mixu, masteringu i jeszcze kilka innych tematów związanych z procesem nagrywania albumu.
Na koniec dwa archiwalne filmy z pracy w studio:
Video Singles Collection – składanka z XX wieku.
Mogę napisać, że to było do przewidzenia. Mogę napisać… szkoda. Można zacisnąć zęby i pójść do sklepu, położyć jednostki w kasie, po czym pobiec do domu z nadzieją, że przynajmniej zawartość będzie warta pieniędzy i zrekompensuje niedostatki techniczne. Można w końcu przełknąć gula, olać temat i poczekać w najlepszym wypadku aż św. M. przyniesie VSC w worku za rok w jakieś promocyjnej cenie.
Skąd ten nagły przypływ pesymizmu? A no stąd, że w sieci pojawiła się specyfikacja VSC i człowiek ma wrażenie, że ktoś tam na prawdę nie umie uczyć się na błędach. W XXI w. wydawać materiał w rozdziałce 720×480 przy 525 liniach (NTSC)??? Ja rozumiem, gdyby to wydawnictwo było przeznaczone na rynek amerykański, ale tytuł został wytłoczony przez Sony DADC w Europie.
Pisałem już kiedyś o tym czemu oglądanie na telewizorze HD materiał nagrany w NTSC będzie dużo gorszy niż ten sam materiał, ale wydany w PAL. W sumie pogodziłem się z tym, że tytuły spod szyldu Legacy Rec. nie będą skalowane do HD. Trudno… Tak, jak nie ma sensu walczyć z tym, że spora część materiału będzie wydana w formacie 4:3. Tak się kiedyś nagrywało i walka z tym, to tak jakby mieć pretensje, że na klipach Antona jest ziarno. No jest… do przeżycia.
Nie mogę jednak zrozumieć tego równania do najniższego, wspólnego mianownika, jakim jest sztuczne zaniżanie jakości nagrań, żeby tylko w Ameryce mogli to zobaczyć na swoich bańkach. Przy modzie w USA na gigantyczne ekrany oglądanie VSC na 70 calach musi być sportem dla masochistów. Jak to jest, że w Ameryce fanbase amerykański z roku na rok spada. Poprzednia trasa po USA była mizerna i z ciętą setlistą. Nadchodzaca trasa raczej nie będzie lepsza, a jednak to pod ten kontynent, a nie Europę robi się takie wydawnictwa. Europa ma cały czas potężną rzeszę fanów, co pokazało kolejne ogłoszenie trasy koncertowej. Nie znamy płyty, nie wiemy czy muzyka jest dobra, czy nie, a trasa jest w większości sprzedana. Tym czasem z uporem maniaka wydaje się video w specyfikacji z 2 połowy XX w. Mam szczerą nadzieję, że przynajmniej wersja cyfrowa udostępniona do sprzedaży w sklepach online bedzie w HD, podobnie jak to było w 2014.
Życie fana jest ciężkie i co rusz wystawione na test swojego oddania. Fani Apple wiedzą o czym piszę po ostatniej premierze MacBooków Pro. Również fani depeche MODE będą musieli ponownie poddać się testowi wiary sięgając do kieszeni przy kasie z VSC w ręku.
Taka polityka to czysta droga do napędzania piractwa i szukania na torrentach wersji HD i dalszy zgon sprzedaży pudełkowej w klasycznych sklepach. Dziwię sie, że tak prostych rzeczy w tym biznesie nadal nie rozumieją. Sony robisz to źle… nadal.
THE VIDEO SINGLES COLLECTION nie wyda Sony… tak jakby…
Tak, tak, ale nie jest to powód do kręcenia afery, tylko wynik polityki Sony Music, jaką prowadzi ta wytwórnia wobec archiwów. Możecie też zapomnieć o formatach innych niż DVD.
Już wyjaśniam. W 1990 Sony Music założyło wytwórnię Legacy Recordings, której zadaniem jest wydawanie tzw back catalogu wielkich tego świata, których czas powoli przemija lub już przeminął. Do tej wytwórni trafiają również materiały artystów, które już nie są promowane, a nadal obsługiwane przez główny label czyli Sony Music.
Artysta 1358
Ostatnia twórczość depeche MODE, czyli wydawnictwa z Delta Machine era już tam trafiły. I można je przez tą stronę nabyć w postaci cyfrowej lub kieruje do sklepów online, gdzie można nabyć fizyczne nośniki. To w tej wytwórni wydawane są pośmiertne nagrania i koncerty Elvisa, czy innych żyjących jeszcze schodzących gwiazd.
Również w branżowych serwisach najnowsza składanka jest opisywana jako właśnie wydawnictwo Legacy Records.
Żeby była jasność to nie jest źle i potwierdza się w trochę inny sposób, to co napisałem ostatnio o planowanych wydawnictwach depeche MODE. Ludzie w wytwórni Legacy robią znakomitą robotę, przekopują tysiące archiwów dzięki temu fani Elvisa dostają co jakiś czas odnowione zapisy konkretnych koncertów rejestrowane kiedyś przez członków ekipy, fanów, wytwórnie itp, a potem po renowacji dostają nowe życie. To z tej wytwórni można dostać całe kolekcje nagrań studyjnych Elvisa inaczej nagrywanych, miksowanych, wydawanych na Europę Stany, Australię, czy Japonię.
Katalog depeche MODE na Europę, czy USA różni się, ale przy tym, jak kiedyś wydawano The Beatles, czy Elvisa, to szczyt porządku i poukładania. Choć gdyby być skrupulatnym, to powinny być wydane dwie różne wersje THE VIDEO SINGLES COLLECTION. Inna na Europę, a inna na Stany. Choć pewnie fani z Francji / Hiszpanii też mieli by tu swoje uwagi co do zawartości takiej składanki. W końcu Little 15 oficjalnie wydano tylko we Francji, One Caress to singiel promo z USA, a Told You So to singiel promo z Hiszpanii itd.
Pierwszą płytą wydaną w USA było People Are People – jako kompilacja trzech poprzednich + tytułowy kawałek. Speak & Spell wyszło dużo później, wcześniej funkcjonowało jako tzw „Import”.
Z resztą etykietka „Import” w USA to był przez wiele lat synonim czegoś mało dostępnego, niszowego, elitarnego i bardzo poszukiwanego i właściwie to temat tekst na oddzielny wpis. Ale wracając do głównego tematu….
Produkcje wydawane w tym katalogu, to coś jak parę lat temu projekt Live Here Now. Niby oficjalne wydawnictwo sygnowane logiem depeche MODE, ale nikt nie powie, że depeche MODE w 2006 roku wydało koncertową płytę z Warszawy… oraz z 42 innych koncertów. Skoro nie są to oficjalne płyty koncertowe, to może bootlegi, które są przeciwieństwem oficjalnych wydawnictw. No też nie. Wyszło z tego pojęcie „oficjalnego boolegu”, które mimo, że jest wewnętrznie sprzeczne oddaje najbardziej to z czym mieliśmy do czynienia.
Wydawnictwa z katalogu Legacy Recordings, to coś pomiędzy oficjalnym katalogiem, a tym czym są wydawnictwa z Live Here Now. W świecie filmu funkcjonuje takie pojęcie jak – spin-off – czyli film nakręcony z bohaterami głównego filmu lub osadzony w tym samym uniwersum, ale opowiadający o pobocznych wątkach głównej historii. Taki przykład to choćby wchodzące w tym roku do kin Rogue One: A Star Wars Story poboczna historia Gwiezdnych Wojen.
A o co chodzi z Artystą 1358 – to jest numer depeche MODE w Legacy Records.
Tylko DVD i CD
Na koniec jeszcze o formatach. Wytwórnia ta wydaje swoje tytuły tylko na CD i DVD. Jeżeli znajdują się w katalogu inne formaty, to dlatego że pochodzą z oryginalnego katalogu Sony Music.
Nieszczęsny Blu-Ray znajdziecie u depeche MODE, ale tylko jako pomyłkę w postaci Blu-Ray Audio wydane do DVD z Berlina z 2013.
_
Dzięki ToM za podesłanie namiarów na Legacy Rec.
Czekają nas nowe wydawnictwa, czyli co?
Ostatnie dni są bogate we wrażenia i tak będzie już co najmniej do początków 2018. Chciałbym Wam zaproponować jednak porzucenie tej ekscytacji na chwilę i sięgnięcie myślami trochę obok i trochę dalej od ogólnej ekscytacji nowym singlem, nową płytą i nową trasą. Tego będzie jeszcze po kokardę w najbliższych miesiącach.
Najpierw cytat z niedawnej informacji prasowej:
Video Singles Collection jest pierwszym z serii retrospektywnych projektów zatwierdzonych przez zespół dokumentujących niezwykłą karierę Depeche Mode.
W oryginale:
Video Singles Collection is the first in a series of band-approved retrospective projects examining Depeche Mode’s extraordinary career
Wszyscy się z tego bardzo ucieszyli, ale tak na prawdę, to nikt nie ma pojęcia czego się spodziewać. Nie sądzę, żebym tym wpisem ujawnił listę planowanych tytułów. Nie mniej jest kilka ciekawostek, które działy się i przeszły bez echa.
Jak wiemy już depeche MODE odzyskały prawa do swojego katalogu w lipcu 2015. Następstwem tego był wyjazd Daniela Barassiego (webmaster dM.com) do Londynu w grudniu 2015 roku. Co 13.09 tak skomentował:
Tak, teraz już wiecie dlaczego pojechałem do Wielkiej Brytanii w grudniu ubiegłego roku. Inne niż brak Blu-ray przemyślenia? (Ujawniam: Zrobiłem WIELE przy tym wydawnictwie)
W oryginale:
So, now you all know why I went to the UK last December. Other than no blu-ray, thoughts? (Disclosure: I did a LOT on this release)
— Daniel Barassi (@bratmix) 13 września 2016
Kolejnego wydawnictwa należy się spodziewać w przyszłym roku i również będzie to wydawnictwo wideo. I zapewniam Was, że jest na co czekać. Ślinka cieknie na widok takich zdjęć…
Wczoraj (28.09) powyższa fota ukazała się na Twitterze Daniela i nie będzie to ostatnie „szczucie” w jego wykonaniu. Wydawnictwa mają się pojawiać na rynku co roku niezależnie od wydawnictw związanych z nową płytą. Nie wiem, czy będzie to zawsze okolica wydania pierwszej kompilacji, bo w 2019 zapewne czeka nas koncertowe wideo z nadchodzącej trasy, ale to już ból głowy tych, co planują kalendarz wydawniczy.
To co widzicie na tym zdjęciu, to stanowiska do przeglądu nagrań zarejestrowanych na telewizyjnym standardzie Betacam (od Sony), wraz z cyfrowymi mikserami do przechwytu i cyfrowego montażu obrazu. Jest to o tyle ważne, że o ile format VHS na przestrzeni lat degradował się co raz bardziej. W pogoni za przypochlebianiem się konsumentom sprzęt tracił na jakości. Co raz tańsze komponenty, a szczególnie głowice sprawiały, że ostatnie produkowane modele wołały o pomstę do nieba pod względem jakości.
Inaczej było z systemem Beta, który trzymany w ręku przez praktycznie jedną firmę, czyli Sony trzymał względną jakość do swojej śmierci. Rok temu Sony ogłosiło, że przestaje produkować kasety w formacie Beta, ponieważ kasety te zostały zastąpione przez formaty cyfrowe.
Jakie to ma znaczenie dla nas? Materiały z tego zdjęcia to głównie mamuśki – czyt. oryginały lub pierwsze kopie z mamusiek do archiwum. Ktoś nawet policzył, że jest ich ponad 70. Jest to na pewno więcej materiału, niż tylko 59 klipów na zapowiedzianym DVD. Oczywiście kluczem do zagadki jest długość kaset i nagrań na nich, ale już samo to o czymś świadczy.
Dla mnie podstawowym pytaniem przy transferowaniu tego typu materiałów jest pytanie jak sobie poradzili z formatem 4:3. Osobiście nie mam problemu, aby w takim formacie wydać materiał współcześnie, niż ciąć na górze i na dole, aby dostosować obraz do formatu 16:9. Dla mnie jest to to samo, jakby ktoś poszedł do galerii i uciął kawałek Bitwy pod Grunwaldem, aby dostosować dzieło Matejki do współczesnych standardów oglądania obrazów. Jeżeli znajdą sposób na godną oprawę archiwów i poprawią ubytki i niedobory kolorów, to Herzlich Willkommen!
_
Anton Corbijn ostatnio wspominał, że również ma w planach reedycję Strange i Strange Too. Nie zakładam, że wszystko pojawi się na raz i raczej po trasie, ale pomimo tego, że są to wydawnictwa dotyczące depeche MODE, to nie są to jednak w 100% wydawnictwa tego zespołu, jak albumy, czy single.
O ile teledyski zespół może wydawać jak chce, to już wideo Strange jest tym czym obecna wystawa Antona w Sztokholmie – zbiorem prac autorstwa Holendra dla którego pozowali różni ludzie. Czasem na zlecenie, czasem nie. Album Strangers jest książką Antona ze zdjęciami depeche MODE, a nie albumem depeche MODE.
To tak, jak dla wielu odkrywczym jest stwierdzenie, że 101 to nie koncert tylko dokument autorstwa dokumentalisty D.A. Pennebaker’a o depeche MODE i fanach. Dopiero płyta 101 jest koncertem. To są niuanse, ale te niuanse decydują kto przewodzi jakiemuś projektowi, czyja czcionka jest większa w napisach i w jakim miejscu. To ma potem wymierne korzyści na koncie.
Po co te wywody? Ponieważ chcę uświadomić Wam, że czekają nas na prawdę ciekawe i dobre czasy. Dobre dla nas, choć nie koniecznie dla naszych portfeli. Samo depeche MODE, podobnie jak i ludzie którzy żyli z pracy artystycznej dla i z depeche MODE zaczynają wyciągać swoje polisy na życie i wydawać archiwa, które pozwolą się im godnie utrzymać u schyłku ich kariery i na emeryturze. Dlatego te projekty reedycyjne będą się pojawiać równolegle lub w niewielkich odstępach czasu (miesiącach / kwartałach). Warto przyjrzeć się temu, jak tyle lat po śmierci zarabia się na legendzie Elvisa, Queen itp. Wcześniej, czy później też nas to czeka, nawet jak członkowie depeche MODE nadal będą na tym świecie.
Nawet, jak skończy się cyrk z trasą i odbędzie się ostatni akt w postaci wydania koncertowego wideo w 2019, to i tak będziemy raczeni kolejnymi tytułami. Nowymi, a jednocześnie wyciągającymi na wierzch archiwami.
Mam wrażenie, że projekt TVA robiony przez fanów był dla paru osób dobrą nauczką i jakimś drogowskazem czego spora grupa fanów oczekuje. Daniel Barassi, mimo jego dosyć opryskliwego charakteru, dobrze wie gdzie trzeba sięgnąć, aby wyciągnąć kartofle z ogniska… Teraz dostał cały worek i nie zawaha się ugotować z tego czegoś, co dla wielu było jedynie marzeniem zasmarkanego nastolatka wpatrzonego w ponętną sąsiadkę… jeśli wiecie co mam na myśli 😉
Kolekcja Wideo… prawie cała
No i stało się, zespół/wytwórnia wydawniczo dali o sobie znać. Po raz pierwszy od 2014 mamy coś nowego spod szyldu depeche MODE. Najnowsza kompilacja ma być nowym otwarciem w historii wydawniczej zespołu. To nowe otwarcie stanie się ciałem 11 listopada, tym czasem mamy jedynie informację prasową opublikowaną na oficjalnej stronie depeche MODE i rozesłaną do mediów. Warto zagłębić się w ten tekst, bo przekaz sięga trochę dalej i głębiej niż do 11 listopada.
Formaty i jakość
Nie wiem czy to będzie zaskoczenie, czy nie, ale zapowiedź dotyczy tylko 3 placków DVD. Nie ma mowy o żadnych BR, ani innych formatów ściągalnych, czy do streamingu. To zastanawia, oby Sony Music nie popełniło tych samych błędów, co przy Live In Berlin z jakością materiału na nośnikach fizycznych.
The set includes 55 newly restored versions of the essential video singles in the DM canon
Kompilacja zawiera 55 zremasterowanych clipów z kanonu depeche MODE – czytamy w informacji. Jestem bardzo ciekawy co to oznacza. Czy tylko poprawienie obrazu, czy też przeformatowanie do obecnego standardu 16:9. Przypomnę, że większość klipów z lat 80. i 90. była kręcona w formacie 4:3, co przy obecnych standardach telewizorów i monitorów komputerów oznacza pasy po obu stronach klipów lub sztuczne rozciągnięcie zaburzające proporcje oryginałów.
Moje obawy budzi jednak fakt, że podana lista klipów, zwielokrotniona przez liczbę komentarzy członków zespołu to zbyt duża masa materiału nawet na dwuwarstwowe DVD i możemy się doczekać znowu wersji NTSC dla zaoszczędzenia miejsca na plackach. To tylko pokazuje jak przy obecnej technice format DVD jest już archaiczny i nieekonomiczny, choć tani sposób na wydawanie materiału.
Daniel Barassi tak to tłumaczy:
DVD announced so far. Don’t know digital plans yet. https://t.co/IpBaVv9I7X
— Daniel Barassi (@bratmix) 13 września 2016
Po co wydawać taką kompilację?
Takie stwierdzenie pojawia się co jakiś czas w Waszych komentarzach w kołchozach społecznościowych. Zaraz potem wspierane jest komentarzami z cyklu „skok na kasę” łamane na „dojenie fanów„. Bo tak jest, to jest. Składanka obliczona jest na ponowne zarobienie na fanach depeche MODE. To tylko część tej prawdy, choć chyba najbardziej oczywista.
Kiedy zespół wydał w 1985 Some Great Videos, w kompilacji celowo zostały pominięte klipy, których już w tamtych czasach zespół się wstydził. Na dobrą sprawę aż do dziś komercyjnie nie ukazała się znakomita większość teledysków. Część została wydana jedynie jako promo, albo po prostu poszła na technicznych nośnikach do telewizorów. Dla takiego The Meaning Of Love, czy Get The Balance Right jest to wydawnicza premiera 30+ lat od ukazania się singla. Lepiej było już w naszym stuleciu, gdy wytwórnia dokładała klipy jako zapchajdziury do singli DVD.
Patrząc jednak na jakość tamtych wydawnictw nawet dobrze, że ukażą się one w odnowionej wersji na w miarę współczesnych nośnikach.
…Ale ja widziałem te klipy na YouTube… szanuję to… Ja też. Nie zmienia to jednak faktu, że nie można było nabyć za jednostki takich klipów solo, ani w postaci kompilacji. Nie było możliwe takie coś ze względu na rozproszenie praw wydawniczych katalogu lub archaiczność nośników na których kiedyś wydawano.
55 to nie wszystko.
No właśnie wytwórnia chwali się, że dostaniem antologię 55 klipów z całej historii zespołu. Tylko, że analizując załączoną listę w oczy rzuca się kilka niekonsekwencji. W większości są to klipy do singlowych wydawnictw. Skoro tak, to co w tym zbiorze robi One Caress? A jeżeli jest One Caress, to gdzie jest Halo, Clean, Pimpf?
I znowu The Brat:
(1) It is a Video SINGLES comp. (2) One Caress and Somebody count. One Caress aired in rotation on MTV. Somebody was a double a-side in UK.
— Daniel Barassi (@bratmix) 13 września 2016
Barassi twierdzi, że skoro One Caress było singlem (bez nośnika CD i vinyl) tylko jako wideo i tylko na rynku amerykańskim to już się liczy. W przeciwnym wypadku należałoby z kompilacji wywalić również But Not Tonight również wydane na rynku amerykańskim tylko, oraz Little 15, które też ukazało się tylko na rynku francuskim.
Halo i Clean, nie są singlami, nawet promo, jedynie klipami nakręconymi pod planowane wydanie podwójnego singla po World In My Eyes. Plany te jednak zarzucono. Z Pimpf jest jeszcze inaczej. Ten klip został nakręcony jako szalona wizja do Strange i to tyle.
Jeżeli zgodzić się z tą argumentacją, to znaczy, że The Singles 86>98 było nie pełne, bo brakowało właśnie One Caress i But Not Tonight. W takim razie na kolejnych składankach retrospektywnych powinny znaleść się takie kawałki jak Told You So (wydane tylko w Hiszpanii na singlu), The Darkest Star i Perfect, które było wydane jako vinyl only lub promo only.
Kolejna sprawa, to to że warto pamiętać, iż nie jest to zwykła kompilacja jak ta z 1998 czy z 2002. Tu nie chodzi o to, żeby puścić ciurkiem wszystkie klipy. Klipy będzie można obejrzeć z komentarzem Dave’a, Martina i Andy’iego. A Alan?, a Vince?, a reżyserzy? na me usta ciśnie się myśl kołatająca się po głowach milionów fanów na tym świecie. Zespół ewidentnie zadbał tu o swoje interesy, pomijając byłych członków zespołu.
Bonusy
Dostajemy na plackach również bonusy:
People Are People (12″ version)
But Not Tonight (Pool Version)
Soothe My Soul (Extended)
Stripped (Unreleased Alternate Cut)
Z tej czwórki najbardziej interesująca jest chyba tylko alternatywna wersja Stripped. Choć nie spodziewałbym się za wiele. People Are People w wersji 12″ znane jest od czasów Some Great Videos, But Not Tonight gości na oficjalnej stronie dM, a Soothe My Soul… no cóż zobaczymy czy extended oznacza dorobienie brakujących marginesów do kwadratowego wideo.
Ty wiesz, co my robimy tą kompilacją? My otwieramy oczy niedowiarkom i to nie jest nasze ostatnie słowo.
Video Singles Collection is the first official Depeche Mode archival title to be released under the SONY imprimatur since SME acquired rights to the DM catalog in July 2015
Parafrazując klasyka nadchodzi nowe. Pisałem Wam o tym ostatnio. Dziś słowa z mojego wpisu uzyskały potwierdzenie. Kluczem jest tu słowo „imprimatur„, które znaczy tyle co udzielenie zgody/licencji (w domniemaniu przez zespół) na archiwalny katalog i ponowne wykorzystanie go przez Sony Music Entertainment. Jestem dziwnie spokojny, że na nowych wydawnictwach depeche MODE będzie formułka znana choćby z wydawnictw z Excitera – Under exclusive licence to. Zgoda taka została udzielona przez zespół w lipcu 2015 roku. Ale najciekawsze jest dalej…
…dalej w informacji prasowej czytamy:
Video Singles Collection is the first in a series of band-approved retrospective projects examining Depeche Mode’s extraordinary career
Zespół i wytwórnia planują wydanie kolejnych retrospektywnych materiałów z kariery depeche MODE. Mam nadzieję, że w końcu się doczekamy wydania Hamburga 84 na plackach. Mam nadzieję, że nie skończy się na ponownym wydaniu Devotional, 101, One Night in Paris, Live In Milan, tylko po to, aby ukazały się pod szyldem Sony, ale materiały te doczekają się nowych formatów i nowej zawartości. Będzie trudno, ale obym się mylił.
Mam też nadzieję, że jeżeli zespół przestał się wstydzić starych teledysków, to Panowie sięgną w końcu po Londyn 82 i wydadzą pierwsze wideo nakręcone w USA z Irvine Meadows w 1986. Mam też nadzieję, że również sięgną po rejestracje o których nie wiemy, że są, albo zostały nakręcone przez stacje TV w latach 80. Patrz BBC lub inni narodowi nadawcy.
Dziwne zdjęcie z sierpnia.
Pamiętacie zastanawiające zdjęcie Martina w otoczeniu ekranów z początku sierpnia? Z podpisem:
’On set with Depeche Mode’
Myślę, że chyba zagadka się rozwiązała. To mógł być plan zdjęciowy do kompilacji, na którym zespół komentował i opowiadał o swoich wspomnieniach związanych z klipami.
Ikony
Okładka kompilacji opatrzona jest na nowo stworzonymi klasycznymi ikonami z całej dyskografii depeche MODE. Nie wiem czy jest to ręka Antona Corbijna, choć być może…. No chyba, że to w tej sprawie Anton odwiedził depeche MODE, podczas ich pracy w Nowym Jorku.
Nie mniej pojawia się na okładce kilka nowych ikon za którymi zaszyte są teledyski. Z nowych ikon widać BMW Isetta, jako wizualizacja teledysku Never Let Me Down Again lub Behind The Wheel, oraz Stodoła(?), którą poprzednio można było zobaczyć na okładce Soothe My Soul.
aaaa i jeszcze jedno…
W kodzie strony z informacją prasową zaszyty jest taki adres:
http://smarturl.it/DepecheModeVSC
który po wklejeniu do przeglądarki przenosi nas na stronę empiku. Jeżeli ktoś wklei ten adres w Niemczech, to przeniesie go na stronę amazonu albo media marktu, a w USA może to być jeszcze inny sprzedawca. Co to oznacza? Że za jakiś czas pojawi się przycisk do złożenia preorderu i dla Polski tym sklepem będzie empik. Najprawdopodobniej ta sieć w Polsce ma wyłączność na preordery.
Na koniec pełna lista klipów, jakie zobaczymy w listopadzie na plackach:
Just Can’t Get Enough (directed by Clive Richardson)
See You (directed by Julien Temple)
The Meaning Of Love (directed by Julien Temple)
Leave In Silence (directed by Julien Temple)
Get The Balance Right (directed by Kevin Hewitt)
Everything Counts (directed by Clive Richardson)
Love, In Itself (directed by Clive Richardson)
People Are People (directed by Clive Richardson)
Master And Servant (directed by Clive Richardson)
Blasphemous Rumours (directed by Clive Richardson)
Somebody (directed by Clive Richardson)
Shake The Disease (directed by Peter Care)
It’s Called A Heart (directed by Peter Care)
Stripped (directed by Peter Care)
But Not Tonight (directed by Tamra Davis)
A Question Of Lust (directed by Clive Richardson)
A Question Of Time (directed by Anton Corbijn)
Strangelove (directed by Anton Corbijn)
Never Let Me Down Again (directed by Anton Corbijn)
Behind The Wheel (directed by Anton Corbijn)
Little 15 (directed by Martyn Atkins)
Strangelove ’88 (directed by Martyn Atkins)
Everything Counts (Live – from “101”) (directed by D.A. Pennebaker)
Personal Jesus (directed by Anton Corbijn)
Enjoy The Silence (directed by Anton Corbijn)
Policy Of Truth (directed by Anton Corbijn)
World In My Eyes (directed by Anton Corbijn)
I Feel You (directed by Anton Corbijn)
Walking In My Shoes (directed by Anton Corbijn)
Condemnation (Paris Mix) (directed by Anton Corbijn)
One Caress (directed by Kevin Kerslake)
In Your Room (directed by Anton Corbijn)
Barrel Of A Gun (directed by Anton Corbijn)
It’s No Good (directed by Anton Corbijn)
Home (directed by Steven Green)
Useless (directed by Anton Corbijn)
Only When I Lose Myself (directed by Brian Griffin)
Dream On (directed by Stephane Sednaoui)
I Feel Loved (directed by John Hillcoat)
Freelove (directed by John Hillcoat)
Goodnight Lovers (directed by John Hillcoat)
Enjoy The Silence ’04 (directed by Uwe Flade)
Precious (directed by Uwe Flade)
A Pain That I’m Used To (directed by Uwe Flade)
Suffer Well (directed by Anton Corbijn)
John The Revelator (directed by Blue Leach)
Martyr (directed by Robert Chandler)
Wrong (directed by Patrick Daughters)
Peace (directed by Jonas and François)
Hole To Feed (directed by Eric Wareheim)
Fragile Tension (directed by Rob Chandler and Barney Steel)
Personal Jesus 2011 (directed by Patrick Daughters)
Heaven (directed by Timothy Saccenti)
Soothe My Soul (directed by Warren Fu)
Should Be Higher (directed by Anton Corbijn)