A Broken Frame Tour 1982-1983, Black Celebration Tour 1986, Bootlegi, Construction Tour 1983-1984, Dave Gahan, Delta Machine Tour 2013-2014, Devotional Tour 1993-1994, Exciter Tour 2001, Global Spirit Tour 2017-2018, Music For The Masses Tour 1987-1998, Some Great Reward Tour 1984-1985, Speak and Spell Tour 1981-1982, The Singles Tour 86>98 1998, Tour Of The Universe 2009-2010, Touring In General, Touring The Angel 2005-2006, Ultra Promo Shows 1997, World Violation Tour 1990
Archiwum kategorii: Delta Machine Tour 2013-2014
KoronaMODE
14 wieczorów z koncertami depeche MODE
W tych nienormalnych czasach każdy coś daje od siebie, każdy jakoś sobie pomaga przetrwać. Każdy próbuje żyć normalnie w nienormalnych czasach. Co by łatwiej było nam przetrwać zapraszam na 14 wieczorów z koncertami depeche MODE na 101dM.
Czytaj dalej 14 wieczorów z koncertami depeche MODEdepeche MODE i top 20 biletowego podsumowania trasy.
Winny jestem Wam dwa teksty podsumowujące Global Spirit Tour. A, że zbliża się koniec roku i publikowane są podsumowania 2018 roku, to nie ma lepszego momentu na domknięcie tematów związanych z zakończoną trasą.
Czytaj dalej depeche MODE i top 20 biletowego podsumowania trasy.
Podsumowanie pierwszej części Global Spirit Tour (cz.3).
Wzorem lat ubiegłych ostatnią częścią podsumowań każdej nogi trasy depeche MODE są finanse. Całkiem sporo przez lata o tym pisałem, więc i tym razem będzie kilka ciekawostek.
Zanim jednak przejdę do spływającej kasy na pierwszym legu Global Spirit Tour, najpierw o prawnej kwestii rozliczeń Panów z depeche MODE. Na potrzeby każdej trasy zespół tworzy spółkę komandytową, której jedynym celem jest prawne i finansowe rozliczenie całego okresu począwszy od produkcji, przez umowy z firmami produkującymi gadżety koncertowe, po obsługę umów z organizatorami koncertów. W poprzednich latach istniały takie firmy jak Black Swarm LLP (2005-2006), Friuty Generation LLP (2013-2014), czy Disbursements LLP (2009-2010).
Jeżeli chcielibyście wiedzieć kiedy rozpoczęła się Spirit Era, to już śpieszę z informacją. Było to dokładnie 20 kwietnia 2016. Tego dnia narodziła się spółka komandytowa Statin Touring, której celem są wspomniane powyżej zadania. Spółka nie złożyła jeszcze dokumentów finansowych rozliczających rok 2016. Na pewno takowe pojawią się za rok 2017, gdzieś późną zimą przyszłego roku lub wiosną 2018. Tyle póki co o formalno-prawnych podstawach działalności depeche MODE, teraz pora na finanse.
Niedawno zakończona wiosenno-letnia część trasy depeche MODE przyniosła zespołowi 87 000 419,00 USD. Jest to jedynie przychód z biletów i nie zawiera w sobie tego, co zespół przytulił ze sklepików z gadżetami. Jest to również wartość przed odliczeniem kosztów i podatków. Finalna suma jaką przytuli firma Statin Touring będzie skumulowaną wartością nie tylko przychodów z biletów i nie tylko z letniej trasy.
Frekwencja skumulowana wiosną i latem wynosiła 1 176 132, przy ogólnej puli biletów wynoszących 1 186 132. Daje to 99,22% sprzedawalności biletów. Dla porównania na letniej nodze w 2013 ten współczynnik wynosił 98% przy sprzedaży 1 111 391 na 1 123 932 oferowanych biletów o łącznej wartości sprzedaży 82 084 761 USD. Zestawienie dla lata 2017 nie uwzględnia dwóch festiwali, które zgromadziły odpowiednio – Bilbao 36 000, a Lizbona 55 000. Te wartości nie są to wartości dokładne, a jedynie prasowe i dotyczą dnia festiwalowego, a nie konkretnego występu tego dnia.
99,22% wynika tylko i wyłącznie z niesprzedanego drugiego koncertu w Hannoverze. Wszystkie inne koncerty na tej trasie mają status 'SOLD OUT’. Koncerty z Hannoveru są dla zaciemnienia obrazu prezentowane w wartości skumulowanej, co jest mylące. Drugi koncert sprzedał się ok 10 000 biletów słabiej. Dlatego przyjąłem uśrednione założenie, że koncert z 11 czerwca miał frekwencję ok 41 525, a druga noc jedynie 31 525. W prasie niemieckiej podawano zaokrąglone wartości 42 000 i 32 000. Z tych proporcji wartość sprzedaży wynosiła odpowiednio 3 533 565,47 i 2 682 616,53 USD. Finał jest taki, że druga noc w Hannoverze to jedynie ok. 75,92% ogólnej puli oferowanych biletów.
Rankingi koncertów.
Przyjrzyjmy się teraz kilku rankingom. Który koncert robił najlepiej? Który koncert zarobił najsłabiej? I gdzie w tym wszystkim jest koncert z Warszawy.
1. Frekwencja
Poniżej TOP 5 największych koncertów tej trasy:
- Lipsk – 70.002
- Berlin – 68.157
- Londyn – 65 191
- Monachium – 60 066
- Paryż – 58 199
A teraz dół tabeli:
- Ljubljana – 10 470
- Amsterdam – 16 431
- Ateny – 17 600
- Nicea – 18 896
- Antwerpia – 20 195
Jak w tym wszystkim plasuje się Warszawa? Całkiem nieźle. Warszawa zajmuje dumne 6. miejsce na szczycie rankingu z frekwencją 54 659. Jest duża szansa, że ten wynik koncert w Warszawie dowiezie do końca całej trasy, ponieważ zwykle letnie koncerty są tymi najliczniejszymi pod względem frekwencji. W 2013 frekwencja w Warszawie wynosiła 53 181 fanów. Ciekawe, że oba koncerty miały status 'SOLD OUT’. Odpowiedź jest prosta, wszystko zależy od ustawienia płyty. Np. na poprzedniej trasie były ustawione barierki oddzielające bilety GC od GA, a to sprawiało, że było sporo wolnego miejsca na końcu sektora GC. Taka konstrukcja płyty sprawiła, że koncert w Warszawie w 2017 był liczniejszy o ok. 1 500 widzów.
2. Przychód na koncert
- Berlin – 5 656 356 USD
- Londyn – 5 263 537 USD
- Lipsk – 5 199 680 USD
- Monachium – 5 023 935 USD
- Paryż – 4 664 546 USD
Dół tabeli wygląda następująco:
- Ateny – 579 949 USD
- Ljubljana – 678 768 USD
- Nicea – 1 320 285 USD
- Amsterdam – 1 351 102 USD
- Kijów – 1 267 171 USD
Warszawa na tym tle wygląda przeciętnie. Na 31 pełnoprawnych koncertów, koncert z Warszawy zajmuje 13. miejsce ze sprzedażą o wartości 3 298 835 USD.
3. Koszt na osobę
Na koniec chyba najciekawsze zestawienie. Który koncert był najtańszy z punktu widzenia fana, a który najdroższy. Należy pamiętać, że jest to wartość uśredniona i zawiera zarówno ceny biletów z najtańszych kategorii i ceny biletów z pakietów VIPowskich. Bilety z najtańszych kategorii robią masę, ale bilety z kategorii najdroższych zawyżają średnią. Oczywiście sprawdzimy jak na tym tle miała się Warszawa.
- Zurich – 110,49 USD / os.
- Kopenhaga – 91,42 USD / os.
- Hannover I – 85,09 USD / os.
- Kolonia – 84, 13 USD / os.
- Monachium – 83,64 USD / os.
Jak widać najdroższe bilety były w Szwajcarii i głównie w Niemczech. Również kosztowo koncert w Kopenhadze to średni interes. No to teraz na drugą nóżkę.
- Ateny – 32,95 USD / os.
- Kijów – 44,38 USD / os.
- Cluj – 44,51 USD / os.
- Bratysława – 56,47 USD / os.
- Budapeszt – 59,43 USD / os.
Najtaniej było jechać w naszą część Europy od południowego Bałtyku w dół do Morza Śródziemnego. Dla całej wiosenno-letniej trasy średnia wynosi 71,75 USD / os. W 2013 ta średnia wynosiła 74,26 USD / os – małe zaskoczenie, ale to tylko statystyka. Pamiętajcie o tym.
Na tym tle Warszawa wygląda całkiem nieźle. Warszawa zajmuje 6. miejsce od dołu. Innymi słowy Warszawa z kosztem 60,35 USD / os była 6. najtańszym koncertem na letniej trasie w Europie. Na poprzedniej trasie Warszawa również zajęła 6. miejsce od końca z kosztem na osobę 54,42 USD.
Tym tekstem kończę podsumowanie pierwszej, europejskiej części trasy depeche MODE na Global Spirit Tour. Teraz nie pozostaje już tylko czekać na 23 sierpnia kiedy to w Salt Lake City wybrzmią pierwsze dźwięki Going Backwards.
Jeżeli nie czytaliście jeszcze wcześniejszych podsumowań, to zapraszam do części pierwszej i części drugiej o niedawno zakończonej trasie w Europie. Dane o frekwencji i sprzedaży pochodzą z publikacji na billboard.biz.
P.S. Tak na marginesie – statyna (statin) to składnik (syntetyczny lub pochodzenia naturalnego) dodawany do środków obniżających poziom cholesterolu i środków na odchudzanie. Andy ostatnio mocno schudł. Czyżby to była geneza nazwy firmy depeche MODE powołanej do ogarnięcia tej trasy? 😉
Podsumowanie pierwszej części Global Spirit Tour (cz.2.)
Zapraszam na drugą część, podsumowania pierwszego legu Global Spirit Tour, w którym przyjrzymy się mocniej setliście. Na potrzeby tego tekstu uprościłem set koncertowy, tzn wywaliłem wszystkie powtórzenia kawałków z ostatniej nogi Delta Machine Tour i z pierwszej nogi Spirit Tour. Powstały w ten sposób setlisty, które można zestawić ze sobą.
Najpierw uproszczony set A i B z jesieni 2013 i zimy 2014:
Intro (Welcome To My World)
Welcome To My World
Angel
Walking In My Shoes
Precious
Black Celebration / Stripped
Policy Of Truth / Should Be Higher / In Your Room
Should Be Higher / Policy Of Truth
Shake The Disease / The Child Inside / Slow
Home / Judas / Blue Dress
Heaven
Behind The Wheel / Soothe My Soul
A Pain That I’m Used To
A Question Of Time
Enjoy The Silence
Personal Jesus
A Question Of Lust / Condemnation / Leave In Silence / But Not Tonight / Somebody
Halo
Just Can’t Get Enough
I Feel You
Never Let Me Down Again
Goodbye
W porównaniu do setlisty z ostatniej części trasy Delta Machine, wyleciało łącznie 19 kawałków. Nie ma nic z albumu Delta Machine: Welcome To My World / Angel / Should Be Higher / The Child Inside / Slow / Heaven / Soothe My Soul / Goodbye, oraz 11 kawałków z wcześniejszych płyt: Precious / Black Celebration / Policy Of Truth / Blue Dress / Behind The Wheel / A Question Of Time / Condemnation / Leave In Silence / But Not Tonight / Halo / Just Can’t Get Enough.
Na poprzedniej trasie zespół grał bardzo dużo numerów i miał tzw. Set A i Set B, choć tak naprawdę w przypadku Setu B, pod koniec trasy był on bardzo szczątkowy. Jeżeli mówimy o jedynym istotnym numerze, to należy właściwie wspomnieć o jedynym wykonaniu Stripped podczas drugiego koncertu w Madrycie 2014.01.18.
Również Somebody, Goodbye i Soothe My Soul zaliczyły pojedyncze wykonania na ostatniej nodze Delta Machine Tour, ale w tym wpisie nie zajmujemy się liczbą wykonań. Tu każdy kawałek ma 1 punkt i waży tyle samo. Niezależnie czy był wykonany 1 raz, czy też 50.
Po odjęciu numerów z aktualnie promowanych płyt (Delta Machine i Spirit), oraz odjęciu numerów, które wypadły z setu wychodzi, że nadal granych jest łącznie 13 numerów. Nie będziecie zaskoczeni jeżeli przeczytacie o takich kawałkach jak: Walking In My Shoes / Stripped / In Your Room / Shake The Disease / Home / Judas / A Pain That I’m Used To / Enjoy The Silence / Personal Jesus / A Question Of Lust / I Feel You / Never Let Me Down Again / Somebody.
Jak już wspomniałem, Stripped i Somebody jest w tym zestawieniu tylko dlatego, że zostały jeden jedyny raz zagrane gdzieś w styczniu 2014. W innym przypadku nie znalazły by się tu.
OK, to przejdźmy do (uproszczonej) setlisty wiosna/lato 2017:
Intro
Going Backwards
So Much Love
Barrel Of A Gun
A Pain That I’m Used To
Corrupt
In Your Room
World In My Eyes
Cover Me
Home / Shake The Disease / Judas
A Question Of Lust
Poison Heart
Where’s The Revolution
Wrong
Everything Counts
Stripped
Enjoy The Silence
Never Let Me Down Again
Somebody / Strangelove
Walking In My Shoes
Heroes
I Feel You
Personal Jesus
Najciekawsze kawałki to te, które powróciły do setu po jakimś czasie. Mamy takich numer 4 (+1). Jest też jeden debiut. Mało. Na poprzedniej trasie było 9 kawałków, które nie były grane i wróciły do setu w stosunku do ostatniej części Tour Of The Universe. Przyjrzyjmy się tym numerom:
- Corrupt – prawdziwy debiut tej trasy. Jeden z lepszych numerów tzw. „mało koncertowej” i z „mało lubianej” płyty.
- World In My Eyes – kawałek wraca do setlisty po 4 latach przerwy. Numer grany po raz ostatni na amerykańskiej trasie Delta Machine. Utwór nie był już grany na jesienno-zimowej części Delta Machine Tour. Ostatnie wykonanie to Austin 2013.10.11.
- Wrong – powrót po 7 latach do setu koncertowego. Jednen z najlepszych aranży na tej trasie. Ostatni wykon tego numeru miał miejsce w Dusseldorfie 2010.02.27.
- Everything Counts – utwór wyczekiwany i wytęskniony, grany ostatni raz 11 lat temu na Tournig The Angel. Ostatni wykon w Londynie 2006.04.03.
- Strangelove – jedno z większych zaskoczeń tej trasy. Szkoda, że tak oszczędnie grany numer. Szkoda, że w wykonaniu Martina. Szkoda, że nie w pełnej elektronice. Gdyby choć 2 na 3 z tych „szkód” był spełniony, to byłby to masakryczny hit tej trasy i szok porównywalny do tego, co przeżywaliśmy w 2009 roku słuchając tego kawałka na Tour Of The Universe. Powrót do setu po 8 latach posuchy. Ostatnie wykonanie – Salt Lake City 2009.08.25.
- Heroes – na pewno pierwszy cover od czasu Route 66, który był grany na koncertach w 1990 na World Violation Tour. Pewnie wielu z Was zaliczyłoby ten numer do kategorii debiutów, w końcu utwór grany po raz pierwszy na żywo przez depeche MODE. No przez depeche MODE tak, ale gdyby być hiperskrupulatnym, to w czasach Composition Of Sound ten kawałek też był na tapecie. Nawet gdyby tak było, to po 37 latach najstarsi górale nie pamiętają już tego…
Global Spirit Tour w pełnej krasie. Za nami 2 części promocji albumu Spirit. Przed nami jeszcze 4, więc nawet nie jesteśmy na półmetku. Już teraz jednak widać, że trasa jest inna od poprzedniej. Z jednej strony Kerry Hopwood przepracował bardzo mocno aranże do setu, z drugiej strony zamiast pójść w ilość panowie poszli w zwartość.
Martin w jednym z wywiadów przy okazji koncertu w Londynie wspomniał, że na poprzedniej trasie Panowie narobili zbyt dużo numerów do setu, ta mieszanka nie bardzo im pomogła potem w trasie. Tym razem jest inaczej.
On their last tour, the band came up with a cheeky fail-safe way to dodge picking what to play as Gore explains. “All of us threw songs into a hat and said, 'We might do these’ and gave them to our programmer. It was just too much, he ended up combusting!” Gore says with a chuckle. “Luckily this time Dave took it upon himself to put a basic set together, which we just then slightly tinker with so we had a set quite early on.” It’s a set that like with everything else the band does puts the fans first. “We have to play some tracks from the new album and then keep people happy by playing stuff from throughout our career”.
Za główny set odpowiedzialny był Dave i to on nakreślił trzon, który potem Kerry programował i aranżował. Ta tendencja była już widoczna na Delta Machine Tour. Powrót do Europy na jesieni 2013 i spór jaki był w zespole na tle granego setu pokazał, że od jakiegoś czasu ostatnie słowo w tej sprawie należy do Dave’a. W 2014 piałem o tym tak:
Osobą w 100% odpowiedzialną za wygląd setlisty na 3 nodze był Dave. To on ułożył set pod siebie, to on decydował o zmianach. Andy bardzo chciał zmian i był za tym, aby set wyglądał bliżej tego, co pamiętamy z Touring The Angel, niż to, co było na Tour Of The Universe. Był to jeden z powodów ścięcia między nimi i kultywowania szorstkiej przyjaźni na scenie.
Zachowawczość w setliście widać również w liczbie granych numerów z nowej płyty i tzw. powrotów. Znaczący trzon stanowią numery ograne od lat.
Czego możemy się spodziewać na jesieni w USA i Kanadzie? Osobiście nie spodziewam się niczego zaskakującego. Moje oczekiwania są takie, aby dowieźli ten set do końca trasy po Ameryce. Chciałbym, aby nie padł ofiarą przepisów o ciszy nocnej, aby Dave’a nie spotkały nagłe utraty głosu i żeby z tego i kilku innych powodów nie wypadły z setu takie numery, jak In Your Room, Wrong, Everything Counts, czy World In My Eyes. Siłą tego setu nie są rotacje kawałków, nie jest ich bogactwo (liczba utworów). Siłą tego setu jest wysiłek, jaki poświęcono na stworzenie (odtworzenie) kilku numerów na nowo. Niestety stało się to częściowo kosztem dalszego obdzierania z elektroniki takich stałych punktów jak Walking In My Shoes, Stripped i Enjoy The Silence.
23 sierpnia startuje trasa w Salt Lake City. Zobaczymy jak bardzo poobijani i co dowiozą nam Panowie ponownie w listopadzie do Europy.
_
W kolejnym wpisie zajmę się finansowym podsumowaniem trasy. Jest parę ciekawostek także w tym aspekcie.
Historia Kornelii
Kornelia ma dziś 14 lat. Historia, którą chciała opowiedzieć w dużej mierze miała miejsca w podczas koncertu w Warszawie 25 lipca 2013, nie mniej życie dopisało ciąg dalszy podczas ostatniej wizyty depeche MODE w Polsce.
Tak się złożyło, że nie tylko Kornelia postanowiła napisać parę słów, ale też jej Mama i Sylwia, która była również świadkiem wydarzeń, ale najpierw oddajmy głos Kornelii…
[2017] To ja Kornelia. Przygodę z dM rozpoczęłam w 2010 roku po pierwszym koncercie rodziców w Łodzi. Mama przeżywała to wydarzenie puszczając ich muzykę non stop. Mając 7 lat doskonale rozpoznawałam utwory zespołu. Po wydaniu w 2013 płyty Delta Machine, kupiliśmy już 3 bilety na trasę koncertową. Co wydarzyło się na tym koncercie za chwilę mama opowie. Dodam jeszcze, że pierwszym utworem dM, w którym się zakochałam to Home i to była również słabość do Martina! O koncercie z 21.07.2017 r. powiem tyle, że był to dla mnie wyjątkowy koncert, a to z tego względu, iż wróciłam w to samo miejsce po 4 latach i z zupełnie innej perspektywy obserwowałam to co się wokół mnie dzieje! Prawdziwi fani, cudowna atmosfera i ja sama dojrzalsza. Koncert był cudowny, nie tak jak 2013, gdy Dave zwrócił na mnie uwagę, kruszynę wyginającą się pod sceną. Ten [2017] był inny, uczestniczyłam w nim, jako w pełni świadoma fanka depeche MODE. Szalałam i śpiewałam z rodzicami i ludźmi zakochanymi w zespole.
_
No właśnie, co się takiego wydarzyło 25 lipca 2013 roku? Historia wydała nam się na tyle interesująca, że poprosiłem, aby Panie opisały to wydarzenie, ze swoich perspektyw. Niby drobiazg, ale jednak. Wszystko „wyszło na jaw”, gdy z okazji 4 rocznicy koncertu promującego płytę Delta Machine w Warszawie odkopałem zdjęcia z akcji „Welcome To Poland”, aby przypomnieć Wam o tym wydarzeniu. Na jednym ze zdjęć była postać małej fanki, która zakręcała butelkę Coli…
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.548646831862996.1073741825.440675122660168&type=1&l=a77ea7fc47
Pod zdjęciem Kornelii zaczęły pojawiać się wpisy, że w tym roku też była widziana i też pod barierkami. Czytając komentarze poprosiłem świadków tamtych momentów o opisania tej historii i podzielenie się z innymi fanami.
Mama Kornelii:
[2013] Tak była przed barierką, przy scenie dla nas rodziców to był szok! A to dzięki Szefowi ochrony Depeche Mode, który „porwał” ją z naszych rąk. Dzięki Niemu Kornelia i my przeżyliśmy niezapomniane chwile!!! Kornelia pozdrawia Wszystkich, którzy byli przy niej!!!
Teraz po koncercie [2013] wygląda to tak, że to nie ja włączam rano płyty, tylko Kornelia. dM ma w 100% nowego fana, a ja cieszę się, że mam z kim się cieszyć….!
Mama Kornelii jeszcze wróci, tym czasem Sylwia też miała okazję obserwować całe zdarzenie i tak to opisała ze swojej perspektywy:
[2013] Ona była przy barierce przede mną!!! Dave jak ja zobaczył oniemiał i pogonił kogoś ze swoich, żeby dali jej zatyczki do uszu!!! Ktoś przyszedł i dał, potem Dave przyszedł i sprawdził, uśmiechnął się odmaszerował :)) !!!
[2017] Był to koncert z 2013 r, pojechaliśmy na niego z grupa 3-miejskich depeszy 🙂 udało nam się pamiętam, podejść bardzo blisko pod same barierki – tak blisko jak nigdy – na własne oczy widziałam pot spływający z klaty Dave’a ;))) Sytuacja była niesamowita, mianowicie po mojej prawej stronie zobaczyłam mała dziewuszkę, pomyślałam – kurcze – dobrze, że jest po za barierkami, bo byśmy ją zgnietli, albo nic by nie zobaczyła. Była blisko sceny, a ja blisko niej bo widziałam jak śpiewa słowo za słowem :)) Mała drobna blond piękność i w pewnym momencie patrze, a Dave stanął, patrzy na nią wyraźnie poruszony. Pokrecił głowa i gdzieś poszedł…. za chwile patrze biegnie jakiś chłopak z wielkimi słuchawkami i coś podaje małej :). Była to właśnie Kornelia :). Kornelia założyła stopery, a Dave przyszedł sprawdzić, czy tak się faktycznie stało!!! Dave kiwnął głową i wrócił do śpiewania :). To jedno z lepszych moich wspomnień z koncertowego życia z dM w moim życiu.
Obiecałem, że jeszcze Mama Kornelii napisze kilka słów:
[2017] To był cudowny, słoneczny dzień 25.07.2013 r. Wieczór miał być jeszcze lepszy!!! Dotarliśmy w trójkę na Stadion Narodowy o godz. 19. Kornelia zmęczona i równocześnie zachwycona zamieszaniem klapnęła pod bramką na płycie. Znaleźliśmy się dość blisko sceny. Mąż posadził córkę na barierkach, żeby lepiej widziała to co będzie się działo na scenie. Ten ruch spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony polskiej ochrony. To całe zamieszanie dostrzegł Szef ochrony zespołu, który zapytawszy o zgodę wziął Kornelię i zaprowadził ją pod scenę ku naszemu zaskoczeniu pomieszanemu ze szczęściem!!! Przy utworze Policy of Truth córkę zauważył Dave, który przesłał jej buzziaka, po czym koszykarskim gestem ogłosił 'czas’ i kazał jej dać w trosce o jej słuch stopery. Kornelia cała w skowronkach przetańczyła resztę koncertu pod sceną, po czym ten sam super człowiek oddał ją nam i setlistę koncertu!!! To były niezapomniane chwilę!!! Szkoda tylko, że nie mamy zdjęć przy scenie. Wiem, że jakieś panie robiły zdjęcia, ale nie mogę do nich dotrzeć
A że wszystko, co tu przeczytaliście, to najprawdziwsza prawda, to może poświadczyć o tym poniższy film:
A tu z innej perspektywy (choć nie tak fajnie jak na poprzednim klipie):
_
Parę dni temu zaprosiliśmy Was do podzielenia się z innymi fanami Waszymi wspomnieniami i przeżyciami podczas pobytu depeche MODE w Warszawie. Przeżyliście ciekawą historię, zobaczyliście coś, czego inni nie widzieli, byliście tam gdzie inni nie dotarli, chcecie opisać koncert z Waszego punktu widzenia? Strony bloga MODE2Joy.pl są dla Was.
Koncerty i Setlista Spirit Tour – analiza
Podobnie jak to było 4 lata temu po zobaczeniu dwóch koncertów przygotowałem dla Was moją autorską analizę setu. Miałem okazję już zobaczyć zespół na żywo i ponieważ dostawałem pytania jak się ma ta setlista na żywo, niniejszym śpieszę donieść, że ma się dobrze… ale czekają ją zmiany.
Zacznijmy od ogólnych wrażeń – zespół ambitnie wyznacza sobie ponownie 22-kawałkowy set. To dobrze. Nie mniej, doświadczenie podpowiada, że na koniec tej trasy skończymy z 21 lub 20 kawałkami. Trudno nie odnieść wrażenia, że set stanowi wyzwanie dla zespołu i dla publiki.
Na scenie jest dosyć ciemno. Nie wiem czemu, ale przez sporą część koncertu zespół przebywa w takim mroku, że zastanawiam się, czy czasami gdzieś po drodze nie zgubili jednej ciężarówki ze sprzętem oświetleniowym.
Muzyka jest za cicho, zdecydowanie za cicho. Poza tym zaburzone są proporcje między instrumentami, przy niektórych kawałkach słychać to bardzo wyraźnie.
Intro – a właściwie dwa intra. Zespół zaczyna koncert od kawałka Revolution z repertuaru The Beatles z białego albumu, a potem przechodzi w bliżej nieokreślone dźwięki intra na których pojawiają się doskonale znany motyw nóg z płyty. W miarę narastania napięcia nogi przybliżają się na ekranie. Intro jak intro. Właściwie po pierwszych dźwiękach Going Backwards nikt nie pamięta, że coś wcześniej było.
Going Backwards – otwieracz koncertu. Z jednej strony naturalne, że ten numer otwiera koncert, skoro jest numerem jeden na płycie. Nie mniej w mojej ocenie ustępuje on temu, jak brzmi na albumie. Za wolno się toczy. Fajna wizualka rozświetla scenę i mroki panujące w koło.
Szkoda tylko, że w okresie Promo spalili ten otwieracz grając go na początku setu. Mogli powtórzyć patent z Delta Machine Tour, gdzie otwieraczem na promo był Angel, a dopiero potem Welcome To My World.
So Much Love – pierwszy szybki numer w secie i przyznam się, że bardzo mi przypadł do gustu. Do tego rewelacyjna wizualizacja zsynchronizowana z kawałkiem. Prosty patent, a jak działa – zespół śpiewający pod płotem, gdzieś na jakimś boisku, a wszystko w czerni i bieli. Szkoda, że większość publiki nie reaguje, nie zna i po prostu stoi. Dla mnie bomba.
Barrel Of A Gun – Dave bardzo dobrze się bawi przy tym numerze wplatając cytat z hip-hop’owej klasyki lat 80. The Message – Grandmaster Flash & The Furious Five – Don’t push me, ’cause I’m close to the edge I’m trying not to lose my head (niestety). A publika nadal stoi. Poza tym fatalne światło i wykorzystanie ekranu mocno dyskwalifikują ten numer w secie i w tym miejscu. Gdyby to ode mnie zależało wywaliłbym go z setu, albo przesunął w inne miejsce poniżej Gore’a.
A Pain That I’m Used To – numer powinien pozostać tam gdzie był stworzony, czyli pod potrzeby setu do Delta Machine Tour. Drugi raz to samo w tym samym aranżu pachnie odgrzewanym kotletem. W zamyśle miał to być numer, który miał podnieść tempo po wolnym i walcowatym Barrel Of A Gun. Chyba jednak tego zadania nie spełnia, bo publika nadal stoi.
Corrupt – jeden z lepszych numerów z Sounds Of The Universe. Problem polega na tym, że znowu jest zjazd tempem w dół, a chyba spora część publiki postrzega go jako kolejny mało znany numer. W każdym razie ludzie nadal stoją.
In Your Room – Bardzo wielu ostrzyło sobie na ten kawałek zęby, bo podobno w końcu grają wersję albumową. Bogowie! Oto modły zostały wysłuchane! W 2009-2010 narobili ludziom smaka grając intro z albumu, a potem pojechali znowu Zefirem. Tym razem nie było już ściemy i chłopaki pojechali po całości albumem… no prawie. Bo tak naprawdę jest to miks wersji z singla, albumu i JeepRockMix. Im dłużej numer trwa, tym JeepRock przebija się co raz mocniej, by właściwie stać się głównym motywem kawałka. Jeżeli ktoś czeka na to, że zespół przywrócił w 2017 wersję koncertową z 1993, to niech porzuci nadzieje. Patent był następujący – szkielet wersji granej od 1998 roku został obłożony barwami z 1993, Martin porzucił gitarę na rzecz klawiszy, a pomiędzy to włożono charakterystyczne motywy z JeepRockMix. Alan nie zmartwychwstał do tego kawałka. Publika nadal stoi, tym razem jakby w transie posikana ze szczęścia, że ten numer grany jest w wersji bliskiej oryginału.
Wizualka ciekawa, ale zbyt fabularna – dwoje tancerzy w ciasnym pokoju, który na koniec okazuje się brudną halą produkcyjną.
World In My Eyes – Nowe intro tego numeru podrywa w końcu publikę do lotu. Na dobrą sprawę 8 kawałek w secie jest tak naprawdę faktycznym początkiem koncertu. Dopiero ten numer sprawia, że ludzie ruszają się z krzesełek, a pod sceną robi się goręcej, a nie jak w kinie. Bardzo fajne intro połączone z wersją singlową sprawia, że kawałek hipnotycznie buja i pobudza swoim tempem fanów do reakcji.
Cover Me – Po poprzednim numerze zespół i fani zgodnie idą za ciosem. Ten numer jest we właściwym miejscu w secie. Świetny numer na zejście Dave’a, kończy pierwszą odsłonę głównego setu. Numer rośnie w moim prywatnym rankingu w miarę trwania trasy. Ten utwór robi i to konkretnie koncert. Do tego genialnie klimatyczny film zazębiający się z numerem potęgują wrażenie. Na poprzedniej trasie był duet 2 wizualizacji – tej z Heaven i z Goodbye. Tu takie duo to właśnie wizka do Cover Me i So Much Love. Anton coś ma na punkcie kosmosu i astronautów. Kolejna trasa i kolejny film o astronaucie. Kto wymieni wszystkie wizuale z astronautą?
Home / A Question Of Lust / Somebody – co ja mogę powiedzieć… jak kolega podziękował Martinowi w Antwerpii za koncert w Amsterdamie, to potem dostał od nas zjebę za to, że podziękował za Home, A Question Of Lust i Somebody. Dobrze, że to początek trasy, a Martin lubi zmiany i niestałość. Dzięki temu, że jest nieprzewidywalny w tym co robi, jest szansa na kolejne kawałki. Na The Things You Said nie macie co liczyć.
Poison Heart – numer na płycie jest jednym z moich ulubionych. Uwielbiam go za klimat, tekst, flow i co tam jeszcze. Świetne połączenie elektroniki z amerykańskimi klimatami. Niestety na koncercie rozczarowuje. Obrany z elektroniki brzmi bardzo barowo. Do tego śpiew Dave’a nie do końca mi tu pasuje. Niestety, ale to jest jedno ze słabszych miejsc w secie.
Where’s The Revolution – nie jest to mój faworyt na płycie, do tego nie mój kandydat na singla. Dostrzegałem w nim potencjał koncertowy i nadzieję, że jak zrobią ten numer w tym samym tempie co na płycie na koncert z zakończeniem godnym trasy koncertowej, to być może numer urośnie we mnie. Niestety od początku jak grają go na żywo kawałek zawodzi. Nawet mostek nie działa. Z całego numeru jedynie zakończenie w czasie którego Dave wciąga publikę do klaskania unosi brew zainteresowania. Jeden z większych zawodów tej trasy. Niestety będziemy musieli się z nim męczyć do końca trasy.
Wrong – Po World In My Eyes kolejny killer tej nocy. Kawałek z tym intrem jest mocarny. Tak depeche MODE powinno aranżować numery na koncerty. To powinien być stały kawałek w secie na trasach. Jeżeli wywalą ten numer na tej trasie, tak jak na poprzednich wywalili Fly On The Windscreen, czy Master And Servant, to ja serdecznie podziękuję za kolejne koncerty. Rewelka i klasyka w jednym!!!!
Everything Counts – Żaden numer w czasie koncertu nie wzbudza takiego entuzjazmu, jak ten numer. Przepiękne intro, które trwa i trwa, i trwa, by stopniowo i bardzo powoli wgryzać się w trzon numeru. To zaskoczenie tych, co nie znali przecieków, ani nie widzieli filmików na YT robi. Bardzo robi… Jak ludzie długo na ten numer czekali. 10 lat to stanowczo za długo. Reakcja na ten utwór powinna dać Panom do myślenia w temacie grania bardzo starych numerów.
Stripped / Enjoy The Silence / Never Let Me Down Again – I tu mam mieszane odczucia. Stripped nie jest tak zmasakrowany, jak w 2009, ale też nie brzmi tak, jak w 2006, czy w 2014. Na koncercie publika reaguje na te numery rewelacyjnie. Jest to przedłużenie pracy publiki z dwóch poprzednich utworów.
Niestety choroba, jaka trawi ten zespół od lat tu też się objawia się w pełnej okazałości. Numery obdarte są ze swojej głębi, jaką daje elektronika. Enjoy The Silence i Never Let Me Down Again odtwarzają patenty znane od lat. O ile Stripped grane jest co którąś trasę, to katowanie na każdej trasie od początku istnienia numerów, dwa pozostałe stają się coraz bardziej karykaturą swojej potęgi z przed lat. No i ta wizualizacja do Enjoy The Silence – normalnie „Milczenie Owiec”
Walking In My Shoes – Ten numer na poprzedniej trasie zapoczątkował modę na nowe intra. Spirit Tour przyniosła nowe intro, tylko że poza intrem ten kawałek nic nie wnosi. Dalej jest ta sama choroba, która trawi inne kawałki. Na koncertach które widziałem lub słuchałem do publiki dochodziła tylko perka i wokal, klawisz bardzo mocno schowany w tle, prawie nieistniejący.
Heroes – Jak to ktoś powiedział – 200+ numerów w dyskografii, a Ci się za covery biorą. A tak na poważnie, to numer jest po mojemu za długi i przekombinowany. Ma świetne momenty, ale ma też fragmenty kompletnie skopane. Brzmi jedynie lepiej od Poison Heart, bo jest tam więcej elektroniki. Publika dzieli się na tym numerze na dwie grupy – zaryczaną i szczęśliwą, że depeche MODE składa hołd Davidowi Bowie, oraz tych którzy mają to gdzieś, bo nie znają numeru i nie wiedzą jak się zachować w momencie, gdy stają przed czymś kompletnie nie znanym po raz pierwszy od dawna na koncercie depeche MODE.
I Feel You – poprzednio już pisałem, że ten numer powinien zejść ze sceny już dawno i zdania nie zmieniłem. Kawałek obdarty z resztek elektroniki, gdzieś na dnie setu… to jest idealny opis tego numeru na tej trasie. Problem polega tylko na tym, że Dave go bardzo lubi i będziemy się męczyć z nim do ostatniej trasy tego zespołu.
Personal Jesus – Po latach stagnacji, jaką dla mnie były dwie bliźniacze wersje z Tour Of The Universe i Delta Machine Tour numer w końcu zyskał nowe oblicze. Świetny zamykacz koncertu może to robić nie ważne gdzie, nie ważne jak, ale robi…
Tyle o kawałkach jako takich teraz trochę o flow setu. Numery numerami, ale jest parę innych spraw które cieszą i które niepokoją w setliście oraz trasie. O trzech drobiazgach już napisałem.
Zespół składając set postawił w części do Gore’a na numery midtempo. Sprawia to, że publika nie wie jak ma się zachować. Aż do World in My Eyes na podłodze jest flauta przecinana jedynie kilku sekundowymi oklaskami między numerami. Na początku setu po prostu brakuje Walking In My Shoes. Na każdej trasie od początku był ten numer w pierwszej połowie. Były takie trasy na których po odklepaniu 2-3 kawałków dla telewizji, to właśnie ten numer otwierał faktycznie koncert. Ten moment, kiedy Dave unosi statyw do góry i wchodzi klawisz mówił ludziom – „Ok telewizory sobie poszły, wyskakujemy z gajerków i lecimy z koksem! Impreza się zaczyna.”
Numery midtempo, do tego raczej mniej znane i mniej hitowe sprawiają, że do połowy koncertu publika bardziej skupia się na oglądaniu, niż na faktycznej zabawie.
Można wiele powiedzieć złego o oklepanych numerach typu A Question Of Time, It’s No Good, czy Policy Of Truth, to trzeba oddać im sprawiedliwość, że te numery robią koncert. Publika wymęczona na początku koncertu potem z radością czeka na set Gore’a. Tu tego nie ma. Publika nie ma kiedy się zmęczyć i nie ma kiedy zedrzeć gardła. Rozmawiając po koncertach z ludźmi bliżej zespołu słychać, że mają tego świadomość i set być może czekają zmiany. Corrupt jest prawdopodobnie kandydatem do wylotu jeszcze w tej części trasy. Heroes być może spotka ten los po zakończeniu trasy w Ameryce Północnej.
Jeżeli już zespół upiera się przy tym, żeby grać Walking In My Shoes na bis to kawałek ten powinien zamienić się miejscami z Heroes. Najpierw Somebody, potem średnio wolny numer jakim jest Heroes, a potem trzy szybkie numery klasyczne – Walking In My Shoes / I Feel You / Personal Jesus .
Dave dobierając sobie numery w takiej konfiguracji ewidentnie widać, że na swój sposób oszczędza się. Nie dlatego, że nie biega po scenie, ale ze względów wokalnych. Na historycznych koncertach możemy powspominać jego charakterystyczny styl śpiewania i tańczenia ze statywem. Dziś tego praktycznie nie ma. Od pierwszych dźwięków statyw leci na bok, a Dave łamie się co chwila.
To łamanie nie jest bez przyczyny. Gdyby stał przy statywie nie byłby w stanie wyciągać z przepony swojego wokalu i zabrakłoby mu pary. Zginając się sprawia, że może to robić na tym samym poziomie, jak to robił kiedyś śpiewając wyprostowanym przy statywie. Lat nie oszukasz…
W 2013 roku pisałem, że poprzednia trasa oparta była bardzo mocno na niskotonowych barwach
Aranże tej trasy oparte są bardzo mocno na niskotonowych brzmieniach. Linia basowa i dolne środki to pasma istotne dla dobrego odsłuchu line-up depeche MODE na tej trasie. Niestety fanowskie bootlegi mają to do siebie, że najlepiej przenoszą środkowe pasma, więc dopiero bycie na koncercie oddaje prawdziwą jakość dźwięku.
Na tej trasie tego nie ma. Z niezrozumiałych względów nie ma pierdolnięcia basem po kiszkach od początku koncertu i każdego numeru. Dopiero szczęśliwcy, którzy kupili bilety z gołębiami dostają dźwięk jak trzeba. Niestety oni nie widzą praktycznie nic, bo scena od lat jest mała i ledwo widoczna. Dobry obraz na scenę mają Ci, co stoją pod sceną, niestety oni nic ciekawego nie słyszą, bo całe brzmienie z nagłośnienia przelatuje nad ich głowami.
Mam nadzieję, że to poprawią i w dalszej części trasy to minie, bo inaczej po koncercie w Warszawie będą dwie grupy uczestników koncertu i żadna się ze sobą nie dogada.
Trasa dopiero się rozkręca i czekam na zmiany oraz doszlifowanie setu. Poprzednia trasa pokazała, że zespół zmieniał i dostosowywał się, choć nie zawsze po myśli fanów. 12 czerwca jestem na ich koncercie w Hannoverze. Zobaczymy jak się poprawili i czy był to problem setu, czy też techniczny, czy inna publika poradziła sobie z plażą pod sceną.
Nie mniej warto iść na koncerty tak mówi MODE2Joy.pl 😉
Klipy, zdjęcia i Audio: Martini
Unfinished business…
Tym określeniem Dave opisał swoje podejście do pracy nad Sounds Of The Universe, gdy startowali z tym albumem w studio. Dla mnie taką niezakończoną sprawą jest temat konferencji prasowej w Paryżu w 2012. Ujął bym to nawet szerzej… całego wprowadzenia do Delta Machine, ściemy związanej z brakiem tytułu, singla, i wielu wielu innych spraw, o których wtedy celowo nie chcieli mówić. Po za tym w tamtym czasie pojawiło się kilka kwestii, które finał swój miały po trasie, a na które mało kto zwracał uwagę.
Obejrzałem ponownie konferencję prasową i myślę, że kilka spraw może być nadal ciekawych… szczególnie kiedy jesteśmy mądrzejsi o 4 lata.
23 października 2012 zespół zaprosił nas na konferencję prasową w sprawie ogłoszenia terminów nowej trasy koncertowej. Tak tak, nie płyty, a trasy 😉
Przebieg konferencji można podzielić na kilka części. Choć mam wrażenie, że sama konferencja była zorganizowana głównie dla tych co się nie dostali na wywiad 1:1, oraz dla gawiedzi fanów. Pytania były momentami zdawkowe, albo zlewające, ale po kolei:
Album o nieznanym tytule – to był główny lejtmotyw tej konferencji – jesteśmy zarobieni, nie mam nic ustalone, nie mamy za wiele do powiedzenia, po za tym co puściliśmy Wam na ekranie. Jak wielka to była wtedy ściema szybko się przekonaliśmy, a fani albo grzebali w klipie, albo załamywali ręce. Angel nie był dla wielu spełnieniem marzeń o pierwszym doświadczeniu z nową płytą. Nie był faworytem jako takim na płycie. Ja należałem do tych pierwszych… mówiąc eufemistycznie.
Dave napisał 5.5 kawałka na nową płytę, a Fletch twierdził, że nadal są bogami syntezatorów.
Martin: Nigdy nie pasowaliśmy do biznesu. Na szczęście mamy lojalnych fanów, więc nie musimy schlebiać (pasować) do przemysłu muzycznego.
W tym kontekście padło pytanie o Ultimate Song, czyli najlepszą nagrany / skomponowany kawałek ever. Oczywiście takiego nie ma, ale na tym albumie jest kilka, które się ocierają o to (ryli?) stwierdził Martin.
Zespół nagrał 20 kawałków…. podobno. 17 razem z dodatkami ukazało się na płytach. Na singlach nie wyszedł żaden b-side, którego potem nie było by na płycie. To, co stało się z 3 numerami? Może to mnie pamięć zawodzi, ale nie pamiętam, żeby ktoś dopytywał się gdzie reszta? Warto o to może zapytać zespół przy okazji najbliższego spotkania z nimi.
I to by było na tyle w temacie płyty. Ani zespół nie był rozmowny, ani zainteresowanie tematem pobocznym też nie było za wielkie. Skupmy się w takim razie na temacie głównym konfy w Paryżu.
Nowa trasa koncertowa
Wiele było spekulacji. Na pewno dowiedzieliśmy się, że – będzie rozgrzewkowy koncert (gdzie? nie było wiadomo jeszcze). Konferencja w Paryżu… hmm ciekawe dlaczego?
Konferencja, a sprawa polska
To było jedno z moich większych zdziwień tej konferencji. Tyle akcentów, jakie poszły w kierunku naszej części Europy, oraz Polski nie było dawno. Oczywiście sami o to zadbaliśmy będąc tam. Nie ma co ukrywać, że po tym, jak wiele padło pytań i jak wielkie zainteresowanie było mediów z Europy Środkowo-Wschodniej, to trudno nie dojść do przekonania, że umysły których fanów, z której części Europy zajmuje ten zespół najmocniej. Francuskich mediów też była spora reprezentacja, ale to jest naturalne. Byli gospodarzami. Tak samo by było, gdyby konfa była w Niemczech, czy we Włoszech. Jakie kwestie dotyczyły Europy Środkowo-Wschodniej i Polski?
- Grali u nas mimo, że wiedzieli, że stracą kasę
- Grali bo wiedzieli, że mają tu fanów i jest to inwestycja na przyszłość
- Teraz to procentuje (co napisałem powyżej)
- Nie mieli złotej kuli i nie wiedzieli, że sytuacja polityczna się zmieni, a mimo to grali w Europie Wsch.
- Po prostu chcieli grać koncerty dla ludzi.
- Mimo wiedzy byli zszokowani reakcją fanów. Fani z bloku wschodniego znali muzykę, teksty. Wszystko to mimo braku dostępu do normalnego rynku muzycznego.
- Podziemie działało, mixtape’y i listening party miały miejsce.
- Doskonale pamiętają DM Lipdub For The Masses / Shadow for the Masses (Martin).
- Nasze szafiarki (Natasza i Agata) nie zawiodły i zapytały się o ciuchy Martina na trasę. Pozostali chłopacy stwierdzili, że na pewno będą „Glittery„
Ufff sporo tego. Ale warto pójść dalej.
Nagrywanie koncertów (potocznie nazywane LHN)
To jest kolejna niedokończona sprawa z konferencji. Miałem wrażenie, że zespół nie był przygotowany, albo był zaskoczony, że ludzie to będą pamiętać i będą chcieli. Oni po prostu o ten aspekt nie zadbali zmieniając EMI na Sony Music. Być może Sony nie miało zaplecza, być może nie chcieli płacić firmie powiązanej z konkurencją. Dobrze by było, aby ten temat wrócił na kolejnej konferencji. I mam nadzieję, że wrócić w postaci ogłoszenia zespołu, że na najbliższej trasie pojawią się nagrania z każdego koncertu, niż kolejnych zdziwionych i wymijających wypowiedzi.
- Andy: Być może.
- Dave: Czy lubiliście / chcielibyście mieć takie nagrania?
Różne inne ciekawe wątki z konfy.
Ktoś zapytał czy możliwy jest koncert z orkiestrą symfoniczną, jak to kiedyś zrobiła Metallica?
Martin: Oczywiście, że możliwy, ale my pewnie tego nie zrobimy…
Zespół słyszał i docenia akcję niemieckich fanów z powrotem Dreaming Of Me na listę przebojów z okazji 30-lecia wydania singla.
Dla Martina różnica w koncertowaniu dziś i teraz jest taka, że kiedyś był nonstop nawalon, a dziś (podobno) czerpie więcej radości z bycia na scenie. Resztę możecie odświeżyć sobie poniżej:
Ten wpis właściwie mógłby być relacją pisaną zaraz po zakończeniu konferencji w 2012, gdyby nie jeszcze jedna kwestia.
Po konferencji zespół udzieli wywiadów mediom ze świata i okolic i takie niewinne stwierdzenie przykuło na onczas moją uwagę. W oryginale cytuję słowa Dave’a we wpisie depeche MODE sp. z o.o., a tłumaczenie poniżej:
Daniel na pewno był bardzo zaangażowany w tworzenie tej płyty – z procesem nagrywania włącznie, po drodze pomagając w podjęciu wielu decyzji. To, co wydarzyło się miało miejsce w okresie poprzedzającym wydanie Exciter. Daniel, z naszym błogosławieństwem, sprzedał katalog Mute do EMI. W jego rękach pozostała kontrola artystyczna. Tuż przed startem nagrań do Delta Machine, chodziły słuchy że EMI się zwija Nie chcieliśmy tkwić w stanie zawieszenia i ciągać się przez lata po sądach, bo nie zrobiliśmy nic, po za słyszeniem. Obecnie Daniel posiada firmę Mute Artists, ale nie Mute Records (wytwórnię), którą chciał odkupić od EMI po tym jak sprzedał ją parę lat wcześniej, ale bez sukcesów. Został przelicytowany i był bardzo zdenerwowany, o czym ja dowiedziałem się całkiem nie dawno (rok 2012). Chciał to wszystko odzyskać z powrotem, ale w zasadzie powiedzieliśmy mu: „Dan, musimy iść dalej.” My nie chcieliśmy być zapchaj dziurą na której wszystko się trzyma. Musieliśmy zadać sobie pytanie: „Gdzie jest Mute? Czym jest Mute? Kto dystrybuuje? „Więc zdecydowaliśmy się rozejrzeć i Sony dało najlepszą ofertę, z zabezpieczeniem że Daniel będzie z nami nadal. Dzięki temu umowa daje nam pewność, że będziemy mieć kontrolę nad tym, co robimy. Co najważniejsze, w 2015 roku, będziemy w stanie uzyskać kontrolę nad całym naszym katalogiem. Będzie ponownie naszą własnością. Nie będzie w stanie zawieszenia. Po Delta Machine, będziemy mieć pełną kontrolę. Dla nas Daniel jest jednym z najważniejszych elementów części tego, co robimy. On jest od zawsze i chcemy aby tak było dalej.
Wygląda na to, że tak się stało. depeche MODE odzyskało kontrolę nad swoim katalogiem w 2015, pierwsze efekty zaczynamy w jakimś sensie widzieć teraz. Zapowiedź (z przygodami) wydania kolejnej kompilacji może być następstwem tego faktu. Szczególnie, że dla bardzo wielu klipów będzie to pierwsze komercyjne wydanie, a nie jedynie w charakterze promo, jak to do tej pory funkcjonowały.
Problem z katalogiem depeche MODE był (jest?) taki, że Mute będąc małą alternatywną wytwórnią musiało przez lata wspomagać się siłą większych i silniejszych. Na dobrą sprawę co płyta, co rynek, to kto inny był dystrybutorem, zarządzał prawami na różnych rynkach. Prawa do katalogu depeche MODE przechodziły z rąk do rąk. Ten sam tytuł można było zobaczyć z czołówką BMG, EMI, Warner, Virgin, Gefen, Sire i kto tam jeszcze miał siłę i moc wszelaką na lokalnych rynkach.
To powodowało, że zespół przez wiele lat był zblokowany ze swoim katalogiem. Bieda wydawnicza i brak możliwości zażądania twórczością. Pomimo pojawiających się co jakiś czas zapowiedzi a to, że EMI podpisało z BBC porozumienie o dostępie do katalogu nagrań BBC, a to jakieś inne plotki, to nadal nie było widomego śladu.
Wydane parę lat temu remastery uderzały biedną zawartością i poza poprawieniem jakości dźwięku nie miały realnej wartości dodanej jakiej fani oczekiwaliby od zespołu, albo znali z innych wydawnictw, innych zespołów. Jest nadzieja, że zapowiedzi z okresu poprzedniej konferencji prasowej po 4 latach w końcu zaczną przybierać realny kształt. To wszystko w oczekiwaniu na nową konfę…
Ahoj przygodo czyli Live in Berlin :)
Obejrzałem po roku wideo z Berlina i mimo, że byłem na tym koncercie, to znowu oglądałem ten koncert, jakbym pierwszy raz na oczy widział ten występ… dosłownie. Jak się coś zadzieje, to potem się mówi, że kiedyś będziemy się z tego śmiać… dziś się śmieję, ale w 2013 wyjazdy do Berlina na Delta Machine Tour mogłyby się przerodzić w trwały uraz… A tak ahoy przygodo!!!!
Zapis 2 nocy w Berlinie był depechowym hitem prezentów pod choinkę w ub sezonie (dla tych, co nie nabyli w dniu premiery). Niektórzy z Was pewnie wspominają jeszcze czasem minioną trasę, choć wspomnienia pewnie ustępują już oczekiwaniu na kolejne nieśmiało zapowiadane projekty Dave’a & Co.
Z jednej strony widziałem ten spektakl na żywo parę razy… w każdym razie dużo. Z drugiej strony ten konkretny występ można powiedzieć, że obejrzałem i usłyszałem po raz pierwszy w kinie (oczywiście wiem, że jest to miks 26 i 27.11, ale nawet gdyby był to zapis jedynie 27.11 (na którym byłem), to nadal jakbym to widział pierwszy raz).
I nie, nie chodzi mi o to, że na zapisie wideo nad wyraz mocno poprawiono audio. W moim wspomnieniu było dokładnie odwrotnie pod względem przyjemności słuchania muzyki koncert z 27.11 był jednym z najgorszych koncertów depeche MODE, na jakim byłem. Dla mnie ten koncert będzie zapamiętany jednak po innym względem…
W czasie swojego fanowania bywałem już w hotelach, pod hotelami, gdzie spał zespół, bywałem na tych samych imprezach, o autografach, piątkach, staniu na tej samej scenie, dotykania tych samych instrumentów, co zespół nie wspomnę. To już za mną. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko bycia na scenie i za sceną w czasie koncertu. Oczywiście byli i są ode mnie lepsi, ale co chciałem, to już mam i nie grzeje mnie to teraz. Choć nikt nie pobije mojego kumpla, który miał okazję trzymać się za swoje przyrodzenie razem z Davem… eeee, po prostu lał z Davem w jednym klopie w tym samym czasie, wymienili zdawkowe 'Hi’, bo jak tu wtedy poprosić o autograf?, na czym?, gdy każdy ma mokre i zajęte ręce 😀
W każdym razie podczas drugiego koncertu w Berlinie (27.11) spełniło się jedno z niezrealizowanych marzeń mych… Choć pewnie nie tak, jak każdy z Was sobie by to wyobrażał. 🙂 Ale od początku…
Zanim koncert się zaczął nastawiłem swoje sprzęty i cierpliwie czekałem aż zespół zacznie koncert… po kilku minutach miałem serdecznie dosyć. Tak fatalnego odbioru dawno nie miałem. Niestety stara zasada, że pod scenę idzie się koncert oglądać, a na tył żeby słuchać miała tu pełne zastosowanie. Niestety tak, to jest jak własne priorytety przegrywają z priorytetami reszty. Moim prio było nagranie koncertu, a reszty zobaczenie widowiska z bliska i dać się nagrać Antkowi i ekipie na wydeło… Im się udało, a mnie nie… 🙂
Cały bass i stopę miałem na klacie, a środki i wysokie lądowały gdzieś za mną i dopiero na powrocie wracało to do mych uszu….Na prawdę byłem bliski wyłączenia sprzętu i zajęcia się zabawą… no cóż… zrobiłem inaczej i dalej stałem jak słup w bezruchu aż do Soothe My Soul [58], kiedy to słusznej postury niemiecka Gretchen natarła na mnie przebijając się przeze mnie niczym jakiś Jurgen z młodzieżowej reprezentacji kobiet w zapasach z NRD. Zamachnęła się i wykonała wyrzut jakiego nie powstydziłyby się rasowy kulomiot. Barchany wylądowały na wybiegu. Ta nagła akcja zmusiła mnie to panicznej zmiany postawy i łapania balansu, co potem miało brzemienne skutki…
Koncert trwał w najlepsze, gdy wybrzmiały pierwsze takty Enjoy The Silence [106]. Gdzieś w połowie numeru zaczęło się robić dosyć dziwnie w naszej części hali. Nagle Niunias krzyknął do mnie Martini – sp…aj!!! Przytomności mi zostało na tyle, że ruszyłem w głąb tłumu chowając sprzęt po kieszeni. Kiedy miałem już schowany sprzęt zatrzymałem się i zaczekałem na goniących mnie ochroniarzy. Przygwożdżony do barierki trybun czekałem na rozwój wypadków. Enjoy The Silence [106] trwało, a ja byłem prowadzony na zaplecze hali. W koło kłębiła się ekipa szykująca się do składania sceny, a na tyły zaplecza wjeżdżały vany używane przez zespół do kursów po mieście.
Zostałem poproszony o wydanie sprzętu na którym nagrywałem. Publika darła się w sufit – „Goooooooreeeee” – ja w tym czasie uczyłem ochraniaczy jak się obsługuje profesjonalny sprzęt audio, bo bez szkolenia nie byli w stanie usunąć dokonanego zapisu, no i zastanawiałem się co ze mną będzie. Po skasowaniu nagrania czekałem na dalszy przebieg wypadków. Chwila konsultacji, poprosili mnie o oddanie biletu, po czym zostałem wyprowadzony z hali ze słowami, że koncert się dla mnie już skończył.
Ruszyłem wzdłuż hali i tak doszedłem do… wejścia… niewiele myśląc pokazałem ochroniarzowi opaskę na ręce jaką dostałem przy wbiegnięciu do fanzonu i tak o to pod koniec Shake The Disease [50] byłem ponownie w hali… Stanąłem gdzieś przy barierkach trybun na końcu hali i zacząłem odpisywać na liczne esy, które pojawiły się na mym telefonie. Cierpliwie tłumaczyłem, że nic mi nie jest, na gorąco relacjonowałem zaistniałą sytuację, a na koniec zająłem się oglądaniem reszty koncertu…
Tak oto na koncercie w Berlinie panowie z ochrony załatwili mi darmowe zwiedzanie zaplecza w czasie występu mojej ulubionej kapeli, a sama późniejsza, fatalnie wydana produkcja Antona była dla mnie nie tylko odkryciem audio, ale i wideo… Dzięki Panowie!!! I to było by na tyle z tej opowieści, gdyby nie… one more thing… jak powiadał klasyk.
Mała niespodzianka, może ktoś z Was chciałby usłyszeć jak brzmi Enjoy The Silence [106] w mikrofonem w majtach, to zapraszam do odsłuchu.
Być może komuś, przypadkiem nasunie się pytanie ale jak? gdzie? jak to możliwe? No cóż… To był ten raz, gdy pozornie błaha i spontaniczna decyzja z przed paru dni ma ważne skutki potem (taki efekt motyla)… na parę dni przed wyjazdem na koncert do Hannoveru 2013.11.23 nabyłem nowy sprzęt, ale nie to było istotne. Istotne było to, że nie będąc pewien nowego sprzętu zabrałem ze sobą, na wszelki wypadek, również ten, który sprawdzał się na wcześniejszych koncertach. No to skoro mam dwa sprzęty, to może warto zrobić test porównawczy. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Zacząłem nagrywać na obydwu na raz.
Pamiętacie jak powiedziałem, że pewna niemiecka fanka zmusiła mnie do łapania równowagi. Wtedy najprawdopodobniej ujawniłem się, że sprzęt mi pracuje. Gdzieś mignęła komuś z ochrony czerwona dioda nagrywania. Potem dowiedziałem się, że na hali był włączony monitoring. Zostałem zauważony i tak się to skończyło…
Po dekonspiracji celem moim było uratowanie choć jednego z nagrań. Ucieczka mi była potrzebna po to, aby zdobyć potrzebny czas na ukrycie gratów. Nie bawiłem się w wyłączanie, tylko ukryłem w kieszeni jeden z klocków. Jak to na koncercie cały dobytek miałem na sobie, kurtka, bluza z kapturem, sporo było tego i było gdzie ukrywać i czym maskować. Wiedziałem też, że Panów z ochrony interesuje nagranie, więc nie bawiłem się w ściemę i od razu oddałem im sprzęt. Chcąc uratować jedno nagranie wiedziałem, że muszę poświęcić drugie. Dzięki temu ochroniarze rzucili się na oddany sprzęt nie robiąc mi rewizji w majtach, a przez ten czas nadal pracujący sprzęt znacząco wypychał mi spodnie. W nagraniu z czasem słychać co raz wyraźniej pewne brzęki. Otóż w kieszeni w której był schowany pracujący klocek były również jednostki, które mi brzęczały i stukały o siatkową osłonę mikrofonu. Praktycznie do póki nie obszedłem hali dookoła i nie zdecydowałem się na wyłączenie sprzętu jednostki stanowił dodatkowy efekt nagrania. Później, gdy wróciłem do hali nie zdecydowałem się również na ponowne odpalenie nagrywania, może to adrenalina, a może nadmiar emocji i obawa o utratę dotychczasowego nagrania.
W ten sposób powstało pierwsze nagranie z konfiskaty sprzętu na koncercie i dokumentacja tego, co się dzieje z delikwentem po zaliczeniu wycieczki na zaplecze. To by było na tyle wspomnień z minionej trasy… a w oczekiwaniu na kolejną… w 2017?
Na koniec Goodbye nagrywane w Berlinie 2013.11.27 z pierwszego rzędu z domowego archiwum MODEontheROAD, gdy ja okupowałem tyły hali.
Zdjęcia również z domowego archiwum tego koncertu… To tak z okazji 2 rocznicy rejestracji koncertów z Berlina. 😉
Koncert w Warszawie 2013.07.25 – kilka ciekawostek
To już dwa lata od wydarzenia. Koncert przeszedł już na dobre do sfery wspomnień. Pomyślałem sobie, że można już powoli zająć się tym koncertem od innej strony, niż tylko achy lub totalny hejt. Dziś nie to jednak będzie powodem rocznicowego arta. Chcę Was zaprosić na małą wycieczkę (nie pierwszy raz) na zaplecze wydarzeń, które w sumie dobrze pamiętacie… jeszcze.
Katowałem już Was w tym roku kilkoma tekstami rocznicowymi o koncertach w Polsce od kuchni. Nie mogło więc zabraknąć wspomnienia o ostatnim pobycie zespołu w Warszawie 25 lipca 2013.
Z 4. koncertem depeche MODE w Warszawie, a jeżeli liczyć z niedoszłym z 2009, to 5. nie będzie tak łatwo. Mało jest (jeszcze) wiedzy od zaplecza. Albo inaczej nie wiele tej wiedzy wypłynęło na zewnątrz. Dlatego ten tekst będzie inny od choćby wspominek o Łodziach 2010, czy Katowicach 2006, bo po prawdzie nie dysponuję (jeszcze) dokumentacją w postaci Tour Itinerary z tej trasy, Na szczęście na Tour Itinerary świat się nie kończy i są inne źródła, często na wyciągnięcie ręki. Nie wiem, czy to będzie bardziej wejście na zaplecze koncertu, czy bardziej oprowadzenie po obiekcie przez pryzmat koncertu, sami ocenicie.
Zespół przyjechał do Warszawy z Pragi, gdzie zjechało się pół fanowskiej Europy, aby świętować urodziny Martina, więc dla fanów z Europy koncert w Warszawie nie był opcją pierwszego wyboru na koniec trasy. Tym czasem zespół co raz bardziej myślał już o wakacjach. Trasa musiała się jednak dokonać i karawana przetoczyć. Niestety dało się to lekko odczuć w tym jak zespół dobierał set, albo raczej nie zmieniał… z rozpędu już.
Zespół zamieszkał w hotelu InterContinental, a obsługa została umieszczona w hotelu DoubleTree (nie mam pewności). W castingu na hotel obsługujący koncert startowało jeszcze kilka hoteli, w tym Polonia Palace, ale wybór padł na ten właśnie hotel ze względu na możliwość wyjechania z hotelu bez potrzeby afiszowania tego faktu publicznie. Mówiąc po naszemu fani mieli stać przed głównym wejściem i czekać, gdy tym czasem zespół miał pomykać swoimi vanami na stadion opuszczając obiekt od zakrystii.
Kiedy koncert w Pradze przeszedł do historii karawana 9 ciężarówek i 4 autokarów ruszyła w stronę Warszawy. Niecałe 700 km i sprzęt był w Warszawie 24 lipca z rana. Od paru dni na stadionie trwały już prace przy budowie sceny z elementów dostarczonych przez lokalnych dostawców. Zespół wozi ze sobą jedynie elementy niezbędne do zbudowania scenografii i swojego nagłośnienia. Reszta paczek jest dostarczana przez lokalnego dostawcę w zależności od wymagań obiektu. Tak było i na koncercie w Warszawie, gdzie w celu nagłośnienia górnych galerii zostały podwieszone pod dachem dodatkowe paczki. Po koncercie okazało się, że to właśnie fani z biletami z najwyższych sektorów są najbardziej zadowolonymi uczestnikami pod względem doznań akustycznych. Na pozostałych miejscach uczucia były… mieszane.
Dla Stadionu koncert depeche MODE był największym wydarzeniem 2013 i jest jeszcze często wspominany w rozmowach z pracownikami stadionu. Nie mniej rozmawiając z ludźmi ze stadionu koncert depeche MODE na Narodowym nie zapisał się niczym szczególnym. Wynika to z faktu, że zespół nie miał wygórowanych życzeń. W wielu momentach bierze obiekt z dobrodziejstwem inwentarza. Tak na prawdę od obsługi stadionu prędzej usłyszycie ciekawe historie o innych gwiazdach niż o naszych ulubieńcach. No cóż taka to specyfika Panów…
Ale wracając do koncertu i przygotowań. Ciężarówki na stadion wjechały po wewnętrznej „autostradzie”, która biegnie pod trybunami wokół płyty głównej stadionu na tym samym poziomie. Dzięki temu sprzęt jest wyładowywany bezpośrednio przed sceną. a zespół został wprowadzony z garderoby w taki sposób, że praktycznie to nie było widoczne dla postronnych.
Na pierwszym zdjęciu rzeczona autostrada, na drugim jej fragment i drzwi wejściowe przez które można wejść holu, a następnie albo do szatni, albo wprost na płytę główną stadionu. Zespół zajął pomieszczenia, które podczas meczów zajmuje reprezentacja lub inne zespoły piłkarskie.
W jednym z takich pomieszczeń tuż przed koncertem Martin spotkał się z dziennikarzem Rolling Stone i udzielił wywiadu, który ukazał się w przede dniu startu trasy po Ameryce Północnej.
Gdyby kogoś zapytać o najważniejsze miejsce na koncercie pewnie wielu z Was wskazałoby scenę, parę osób pokazałoby konsoletę po środku publiki, na pewno nikt nie wskazałby tego miejsca poniżej:
Dokładnie chodzi mi o te pomieszczenia za szybami między górną i dolną galerią. Na wysokości sektora D18 znajduje się pomieszczenie, gdzie spotykają się osoby odpowiedzialne za wydarzenie po stronie stadionu, osoba odpowiedzialna po stronie organizatora – agencji koncertowej i osoba odpowiedzialna za trasę koncertową, czyli Tour Manager. Tu koordynowane i podejmowane są wszystkie decyzje dotyczące wydarzenia. Z tego miejsca wysyłane były dyspozycje dla obsługi pilnującej nas podczas koncertu.
Koncert wystartował, zachwycił i zakończył się. Zespół prosto ze sceny zapakował się do podstawionych busów i udał się do hotelu. W Warszawie ekipa przebywała do 27 lipca (?), odlatując swoim Embraer’em 145 do Wilna. (poniżej ten samolot stacjonujący na lotnisku w Glasgow – 2013.11.10)
Na koniec dla przypomnienia (dla tych, co jeszcze nie widzieli) ciekawy filmik z miejsca w którym w czasie koncertów można przebywać jedynie w charakterze VIP’ów. Kto nie miał okazji zobaczyć, to w niektórych miejscach na stadionie bawiono się tak (na filmie widać ładnie na stadionie fanów i obiekt oraz fragmenty występu supportu – Chvrches):
Tour Itinerary
Poprzedni tekst można traktować jako wstęp do tego wpisu. Postanowiłem jednak rozdzielić tworzywo od twórcy, ponieważ Tour Itinerary [TI] jest pozycją interesującą samą w sobie. Po za tym wiąże się z nią wiele ciekawych historii trasowych.
Po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Tour Itinerary [TI] w 2001 roku, wtedy nie wiedziałem, że taka mała książeczka, w której były zapisane najważniejsze informacje logistyczne tak się nazywa. Przez wiele lat była to dla mnie pozycja pt ’Book Of Lies’ (’Księga Kłamstw’). To jest tytuł lub podtytuł, którym SmartArt określa swoje produkcje i takie motto można znaleźć również na stronach tej firmy.
Było to dzień lub dwa po koncercie depeche MODE w Warszawie 2001.09.02, gdy przyleciał do nas kumpel i z trzęsącymi rękoma wyjął tę pozycję. Nikt z nas nie wiedział co to jest, ale nagle w jednej chwili dostaliśmy dostęp do wszystkich hoteli i okolic na właśnie dziejącej się trasie. Byliśmy przestraszeni faktem posiadania tak gorącego znaleziska, że właściwie na spokojnie byliśmy w stanie do niego wrócić dopiero po zakończeniu trasy. Szybkość wydarzeń i fakt, że po koncercie w Warszawie musieliśmy już jechać na koncerty do Berlina i dalej sprawiło, że nie mieliśmy okazji nawet porządnie skopiować tej publikacji na potrzeby wyjazdu. Po trasie znalezisko to miało już tylko znaczenie archiwalne i przydało mi się potem do prowadzenia MODEontheROAD, czy pisania takich tekstów jak ten o Exciter Tour w Warszawie.
Najstarsze znany mi egzemplarz pochodzi z 1986 roku. Wcześniejszych produkcji tego typu nie znam, choć specyfikacje pojedynczych koncertów mam w swoim posiadaniu, czego fragmenty pisałem w odcinkach o wyżywieniu na trasie. Przewodniki Tour Itinerary wielokrotnie pojawiały się w moich wpisach, jako baza, czy też cichy bohater moich tekstów.
TI mają również swoje życie po zakończeniu tras, być może nawet wtedy staje się jeszcze większym obiektem pożądania, niż w trakcie trasy. Jako, że nakład na każdą trasę jest liczony w liczbach bliskich 100 egzemplarzy, a po drodze coś się wykrusza, to bardzo szybko ceny za pojedyncze egzemplarze osiągają kwoty w okolicach 1000 PLN, choć i za 300-400 PLN da się wyciągnąć takie pozycje. Wszystko zależy ile egzemplarzy zmieniło właścicieli w kierunku do fanów, czyli jak bardzo nasycony jest rynek. W tej chwili najtańsze pozycje są z Devotional Tour. Bardzo dużo egzemplarzy jest w posiadaniu fanów, więc ceny nie osiągają zawrotnych pozycji. Bardzo pożądane są egzemplarze z ostatniej trasy i właściwie wszystko od Violator w dół.
Głównymi autorami upubliczniania tego typu pozycji od lat są byli członkowie ekip koncertowych. depeche MODE nie jest tu wyjątkiem, choć TI od dM wcale nie jest częstą pozycją na ebay’u. Przez co pojedyncze egzemplarze należą do stosunkowo drogich pozycji. Z ostatniej trasy taka pozycja pojawiła się tylko raz i dotyczyła 2 nogi po USA i Kanadzie.
Z TI związana jest jeszcze inna ciekawostka. Na wielu trasach poszczególne nogi trasy mają swoją nazwę kodową. We wszelkich materiałach skierowanych do prasy, czy fanów poszczególne części określa się np jako European Leg, North American Leg, European Winter Leg… tak w przypadku wewnętrznej komunikacji wygląda to już inaczej. Przykładem niech tu będzie trasa z 2005/2006. Touring The Angel liczyła 4 odsłony oznaczane kolejno jako: pain and suffering in various cities in the USA (29.10.2005 – 09.12.2005), Dresden and beyoned….. (12.01.2006 – 03.04.2006), California thru’ DC (24.04.2006 – 21.05.2006), the Final Frontier…….. (02.06.2006 – 03.08.2006).
Warto też zwrócić uwagę, że TI mają różne wielkości. Kwestia poręczności była tu istotna, nie mniej nie wiem jakie było przyporządkowanie. Kto z członków ekipy koncertowej dostawał jaki format.
Oprócz tego każde TI ma zamieszczone dodatki charakterystyczne tylko dla danej trasy. Oprócz wspomnianych wyżej nazw poszczególnych legów, trasa z 1994 miała rozpiskę meczy podczas mistrzostw świata w USA, a trasa z 2001 roku miała również szczegółową rozpiskę lotów prywatnego samolotu zespołu, co nie było już tak eksponowane w 2009/2010. Niektóre TI maja również wpisane motto na dany dzień np przy koncercie w Warszawe 2001.09.02 jest motto – Alcoholic is someone you don’t like who drinks as much as you.
Dla odmiany TI z Devotional Tour posiadało aż 5 odcinków mimo, że sama trasa z 1993 roku miała jedynie 3 części. Do tego podziały na odcinki przebiegał inaczej niż faktyczny przebieg trasy. Noga w Europie miała 2 odcinki, a Północna Ameryka 3, przy czym ostatni odcinek był połączony z 3 nogą po Europie z grudnia 1993. Każda część miała swój kolor. Ale to jeszcze nic…
Dla wybrańców Tour Itinerary przybierało bardzo wyrafinowane postacie. Pamiętacie aukcję Alana z 2011 roku? Rok później podobną aukcję zrobił Andy Franks przytulając również konkretny grosz. Pośród dziesiątek pamiątek pojawiła się i taka pozycja. Oprawiona w skórę wersja Tour Itinerary. Na bogato…., ale co będę chłopkom zazdrościł nieswoich pieniędzy…
TI są opracowaniami ze swojej natury bardzo ramowym i dosyć płytko wchodzą w to, co faktycznie dzieje się technicznego na zapleczu koncertów. Raczej dotyczą wszystkiego dookoła, tylko nie koncertów. Ta bardziej szczegółowa dokumentacja powstaje na styku managemant zespołu i organizatorzy koncertów.
Do każdego koncertu musi powstać dokumentacja, która jest wypadkową wymagań zespołu. technologicznych sceny / show, wymogów agencji koncertowej, wymogów gospodarza obiektu, lokalnych regulacji prawnych. Jest to dokumentacja, która powstaje w ślad za umową i riderem technicznym. Czym jest rider techniczny pisałem w ubiegłym roku o tym. Do każdego koncertu powstaje dokumentacja określająca drogi dojazdu ciężarówek, drogi komunikacji ludzi, wózków widłowych wraz z wymiarami tych dróg. Specyfikacje instalacji elektrycznej obiektu, podłączeń i wymogów pożarowych. Niedługo przybliżę Wam jak to wygląda na jednej z największych aren w Polsce.
_
Na koniec mała prywata. Posiadam w swoich zbiorach całkiem sporo opisanych powyżej pozycji, nie miej jeżeli ktoś chciałby się wymienić, to chętnie, porównamy co kto ma… Lista moich TI na prv.
Smart Art Ltd.
Kontynuując cykl o firmach pracujących na zapleczu tras koncertowych depeche MODE, tym razem chciałbym Wam przybliżyć firmę dosyć specyficzną. Ani firma, ani produkt właściwie nie jest znana. W tym wpisie zająłem się samą firmą, w następnym wpisie będzie o produktach, jakie zapewnia naszym ulubieńcom. Obie kwestie są godne tego, aby poświęcić im oddzielny tekst.
Przeczytaj o innych ludziach i firmach pracujących dla depeche MODE: Dr Dot | StageCo 1 | StageCo 2 | Flying Saucers / Popcorn Catering / Eat Your Hearts Out |
Raz na jakiś czas pytacie się mnie skąd mam te, czy inne informacje lub też skąd mam dokumenty opisujące zaplecze tras koncertowych, dziś i w następnym wpisie częściowo uchylę kurtynę.
Wiele jest w naszym życiu rzeczy, bez których przez lata spokojnie się obywaliśmy i pewnie wielu obywa się nadal, ale gdy pojawia się ta konkretna rzecz, innowacja nagle się człowiek zastanawia, jak to było możliwe, że do tej pory funkcjonowaliśmy bez tej czy inne zabawki dla dużych dzieci. Ot takie ’First World Problems’. Jest taka firma pracująca w showbiznesie koncertowym, bez której trasy z pewnością by się odbyły, nawet miałyby wspaniały przebieg, ale czy na pewno byłyby tak sprawnie prowadzone na zapleczu, albo wymagałyby zatrudniania ciut większej ekipy, a i okres przygotowania do trasy byłby trochę dłuższy. Koncerty odbyłyby się, jak zaplanowano, ale na pewno więcej pracy miałby tour manager. Z resztą spróbujcie znaleźć tę firmę w Internecie/FB… powodzenia (nie jest to łatwe, ale i nie niemożliwe).
Firma nazywa się Smart Art i pochodzi z Kalifornii, założona została w 1985. Zajmuje się opracowywaniem i wydawaniem szczegółowych opisów tras – dzień po dniu – dla ekip koncertowych. Od pierwszego do ostatniego dnia, gdy ekipa koncertowa jest razem. Zadaniem Smart Art jest zebranie wszystkich detali każdego z koncertów – od dat, godzin, km, litrów, numerów telefonów, kontaktów, adresów, godzin otwarcia baru, czy jest tam fortepian i wszystko, co może się potencjalnie przydać lub jest ważne. Wszystko dla zgrai ludzi mówiących po angielsku, która zjawia się nagle w obcym kraju i chce ogarnąć się przed i po koncercie. Dzięki wydawnictwom Smart Art, nawet po pijaku są w stanie pokazać taksówkarzowi adres, gdzie ma ich zawieźć do hotelu na lulu z drugiego końca miasta.
Firma istnieje 30 lat na rynku i gdzieś od tego czasu (może trochę później) obsługuje również depeche MODE. Wytwarza papierowe książeczki zwane – Tour Itinerary – co można tłumaczyć jako ’Rozkład Jazdy’, a wujek Google tłumaczy to pojęcie jako ’Biuro Podróży’ Ot takie biuro w na papierze i ale tylko…
…Nie wiem, jak wielu z Was pamięta czasy pagerów, czy sytuacji, gdy dzwoniło się na centralę, aby zostawić wiadomość dla kogoś, kogo akurat nie było w tym momencie pod telefonem… stacjonarnym. W Polsce znamy to głównie z filmów, ale pod drugiej stronie Atlantyku było to bardzo popularne. Sekretarka lub goniec, odbierał wiadomość i przekazywał dalej, żeby trafiła do adresata, który miał przeczytać wiadomość (taki ówczesny SMS), oddzwonić, czy też być w pobliżu telefonu, bo ten ktoś będzie jeszcze dzwonił. Jak to dobrze, że teraz te sprawy załatwia jedno urządzenie. Każdy, kto potrzebował dostawał bloczek ze Smart Notes z predefiniowanymi kontaktami (Książka Telefoniczna) i mógł czynić użytek. Na Devotional Tour i Exotic Tour było to bardzo popularne narzędzie komunikacji.
Czasy się zmieniają i dziś również te narzędzia, albo odeszły do lamusa, albo powoli odchodzą w zapomnienie. Smart Notes już odeszły, a i Tour Itinerary powoli odchodzą w zapomnienie. Ubiegłoroczna trasa depeche MODE to był taki okres przejściowy. Z jednej strony nadal istniały jeszcze wersje drukowane, ale już na ostatniej trasie nasi ulubieńcy mieli Tour Itinerary w postaci aplikacji na iPhone / iPad. Z punktu widzenia zespołu i producenta e-Tour Itinerary to same korzyści, bo pozwala na personalizowanie informacji, jakie w zależności od funkcji, pełni się na trasie. Wersje drukowane miały to do siebie, że wymagały standaryzacji i sprowadzenia do najniższego wspólnego mianownika.
Te bardziej szczegółowe informacje były przekazywane w postaci różnego typu dodatków i/lub specyfikacji. Były produkowane raczej siłami wewnętrznymi lub przez promotora konkretnego koncertu. W tych szczegółowych dodatkach znajdują się specyfikacje hal, drogi dojazdowe. Materiały te mają często postać laminowanych broszur A4. O ile treść zawarta w nich jest wysoce profesjonalna, to forma wykonania cokolwiek amatorska. Przykład takiej produkcji poniżej… Więcej o Tour Itinerary i tego typu produkcjach w kolejnym wpisie….
Antek przemówił.
Przeczytałem rozmowę z Antonem zamieszczoną w grudniowym Sonic Seducer i mam wrażenie, że artysta nic nie zrozumiał z całego zamieszania. Fotograf broni się argumentami, które mają się nijak do zarzutów jakie fani wysuwają pod adresem jego i wytwórni pracy.
Na szczęście pojawiło się w tym wywiadzie również kilka ciekawostek, które mnie osobiście cieszą i nie mam nic na przeciwko.
Zacznę od pozytywów. Video Live in Berlin, to głównie 2 noc z dogrywkami z pierwszej. Cieszy mnie to, gdyż byłem na 2 nocy i dzięki temu mogłem zobaczyć ten sam koncert jak by z 2 perspektyw. Inna sprawa, że niektóre momenty widziałem po raz pierwszy… 🙂
Ciesz również fakt, że dzięki Antonowi mamy dodatkowy numer w wydawnictwie, bo gdyby nie on, to byłby pełen pokaz sztampy. Szkoda jednak, że obok ratowania ulubionego kawałka od zapomnienia Anton nie umieścił na plackach wizualizacji z muzyką, jak to było uprzednio w zwyczaju. Wtedy na pewno jego praca została był zachowana dla potomnych i uratowana od zapomnienia.
Nie mogę niestety łyknąć tłumaczeń o wydaniu na DVD, za miast na lepszych nośnikach. Już samo wydanie w iTunes jest zaprzeczeniem tezy Antona. Po za tym mam wrażenie, że Anton myli dwa systemy walutowe.
To, że lubi obraz zaziarniony, brudny, miejscami nawet twardo, albo niby amatorsko zmontowany, to jestem w stanie wybaczyć i zrozumieć. W końcu przez lata to właśnie na takich obrazach depeche MODE się wychowałem. Ta estetyka jest mi bardzo bliska. Problem jest tylko taki, że są to efekty, które nakłada się na obraz w czasie kręcenia lub postprodukcji. Tego Anton nie musi udowadniać.
Kto był na Touring The Angel i miał okazję obserwować jak ciekawie były wykorzystywane kamery w czasie tej trasy, ten wie o czym mówię. Łącznie z tym, że wiele efektów, które obecnie „miszczowie kreatywnych” fotek rodem z kołchozów socjalnych nakładają zanim zdążą jeszcze wyjść z toalety lub windy, na owej trasie był robione na żywo, przy wykorzystywaniu materiałów z okolic korali, łańcuchów i firanek. Dawało to efekty powalające. Szkoda tylko, że zostało to zepsute przy postprodukcji wideo z Mediolanu. Nie trzeba było dodatkowo urozmaicać kompresją do jakości DVD. Przecież Anton mógł spokojnie „pobrudzić” wideo, a potem wydać je jako FullHD na BD. Jedno drugiemu kompletnie nie przeszkadza.
W tym przypadku Corbijn myli efekt zderzenia technologii z wyrazem artystycznym. Przecież nawet na tym obrazie nie ma ziarna są jedynie artefakty i pikseloza.
Okrojona wersja wywiadu w angielskim tłumaczeniu TU, a pełna wersja w języku niemieckim w papierowym wydaniu.
Dobra kończę już z tym tematem, bo co było do powiedzenia to już zostało… Pozostaje tylko czekać na opamiętanie 🙂
Sony robisz to źle!
Czytam fora, czytam sieć i hejt się niesie aż miło, czy tak trudno było przewidzieć, że odwalając taką popelinę i waląc w rogi tych, co jeszcze kupują płyty na fizycznych nośnikach, dostaniesz drogie Sony Music podziękowania?
Fani wklejają screeny obrazu jaki mają na swoich sprzętach dzięki najnowszemu wydawnictwu z pod szyldu depeche MODE. Część się tarza ze śmiechu, reszta wściekła zagrzyta zębami patrząc w ekran.
Ja wiem, że polityka wydawnicza, ja wiem, że artysta miał swoje prawa, ale do cholery wydawać na cały świat w jednej gęstości linii (NTSC), gdy pół świata używa formatu PAL? Serio?
Poprzednicy z EMI odp… zrobili ten sam numer, ale przynajmniej mieli na tyle skrupułów, że wydali równolegle Bluray Disc, tym razem paru mądraliśnkich poszło już po bandzie.
Dla uporządkowania. Obraz jaki widzicie drodzy fani powyżej jest wynikiem 2 spraw.
Jedna sprawa, to fakt, że nie wydano w FullHD, Ci co mają konto w sklepach online np w używanym japku mogą od 18.11 kupić wersję HD (720). Jakoś się przemęczą. Jak donoszą fani, co już kupowali tamże, aby móc obejrzeć dokument aLive In Berlin (bo tylko taki jest dostępny) trzeba odpalić film na sprzęcie zarejestrowanym w Apple. Czy tak jest nie wiem. Nie zmienia to nadal faktu, że zakup boxa z DVD, to pomyłka! Sony na prawdę przemyślany strzał w stopę. Brawo!
Zanim ktoś z Was podjął decyzję o zakupie sugerowałem szczerze obejrzeć jeszcze raz DVD z Barcelony i przypomnieć sobie co oznacza wydanie pieniędzy na pudełko z płytami celowo zniszczonymi dla obcięcia kosztów produkcji. O ile fani w USA, łkając przez łzy zobaczą w miarę znośny obraz, bo tam obowiązuje standard NTSC, o tyle w Europie dodatkowy wkurw jest potęgowany właśnie przez brak wydania tej pozycji w PAL. Drugi strzał w stopę. Brawo! Noty za styl na prawdę zajebiste!!!!
Ale to jeszcze nie wszystko. Wielu z fanów jest już w posiadaniu tych trefnych boksów i obcierając zasmarkaną buzię dochodzi do dziwnych wniosków i wcale nie bez podstaw…. że obok wkurwu za „artystyczną” decyzję o wydaniu koncertu jako oldschool DVD, może posłać pod adresem wytwórni i Antona jeszcze jedną… uwagę. Zdjęcia oczywiście są autorstwa Antona, ale jakość zdjęć na okładkach bardzo zastanawia. Zdjęcia na pewno nie były robione przez Antona w Berlinie, bo tam był zarobiony stojąc za jedną z kamer.
Zdjęcia był robione najpewniej w Amsterdamie. A ta dająca do myślenia jakość może być efektem użycia sprzętu dla kreatywnych baristów i miszczów Instagrama. I teraz nie wiem, czy to faktycznie zabawa w amatora level hard, czy też po prostu ktoś chciał przyciąć na kosztach. Taki człowiek, jak Anton Corbijn się ceni i inaczej kosztuje jego praca, gdy działa przy użyciu Hasselblada, a inaczej się ceni, gdy używa Smartfona.
Na prawdę nie dziwię się, że fotografie na okładce video z Berlina zajmują „aż tyle miejsca”, skoro jakość była wynikiem pracy na sprzęcie poweruserów Facebooka.
Nie jest to oczywiście pierwszy raz i żeby była jasność nie mam pretensji do fotografa, że zdjęcia robione w Amsterdamie wykorzystano do wydawnictwa sygnowane innym miastem. To ani nie pierwszy raz, ani nic nadzwyczajnego.
Zdjęcia do One Night In Paris robił Anton w Birmingham, a zdjęcia ilustrujące koncertowe produkcje z Touring The Angel były robione w Dusseldorfie.
To co mnie na prawdę wpienia, to fakt, że po raz kolejny jesteśmy waleni w rogi. I przy byle okazji słuchamy głodnych kawałków o tym jak zespół, managementy i kolejna wytwórnia przykłada wagę do jakości. Piepszonego wideo z World Violation Tour nie można wydać, bo jakość. Wideo z Kolonii z The Singles Tour 8698 nie można wydać, bo zespół nie był zadowolony z jakości i finalnego efektu. Tym czasem koncert z Barcelony w 2009 nakręcony w sposób jaki tysiące fanów rejestruje go swoich telefonach i pakuje na YouTube. Do tego celowo zwalona jakość finalnego produktu. Teraz jest jeszcze gorzej. Fani muszą sami brać sprawy w swoje ręce. Przykładów w Polsce i w Europie aż nad to. Żal!!!
Ale to jeszcze nie koniec. Niemieccy fani, którzy włączyli koncert Live In Berlin z napisami mogli się dowiedzieć, że w czasie Enjoy The Silence Dave krzyczy do fanów i Martina: Mr. Martin Hej! Gore, ale to jeszcze nic. Po odpaleniu napisów w czasie tej samej sceny na aLive in Berlin możemy przeczytać: Mr Martin Ja! Loooos. <lol>
Na prawdę trudno było zrozumieć, że fani depeche MODE są inni niż cała masa? Wystarczyło przekonać się po singlach z ostatniej płyty. Jesteśmy jedną z niewielu grup, które nadal kupują single. Tym czasem, żeby dostać je trzeba było kupować w Niemczech, czy w UK. Wielu chce i jest w stanie wyłożyć swoje cenne pieniądze na to, żeby kupić wydawnictwo w jakości, jaka pozwoli nam cieszyć się z tego, że zrobiliśmy dobrze i nie mamy poczucia oszukania. Na prawdę czy to tak wiele?
Kino to była podpucha
Jeżeli się łudziliście, że najnowsza produkcja spod szyldu depeche MODE, to będzie arcydzieło, bo w kinie obraz był jak igła, to teraz możecie się zastanowić, kto tu kogo robi w… jajo…
Potwierdziły się moje obawy o których pisałem Wam ostatnio. Możecie przestać się łudzić i poczekać na najnowsze wydawnictwo od depeche MODE, jeżeli ktoś wam wykosztuje się i kupi w prezencie w innym przypadku chyba szkoda pieniędzy. Poniższa specyfikacja mówi wszystko:
DVD video NTSC – region (0) Region FREE
DVD audio DOLBY DIGITAL 2.0 i 5.1
BLU-RAY AUDIO – region (1,2,3) Region FREE
Bez dobrej jakości dysku w formacie BluRay właściwie, można odpuścić sobie czerpanie satysfakcji z tej produkcji. Obraz z kina był podrasowany pod potrzeby projekcji i ma się nijak do tego, co zobaczymy na plackach. Jak ktoś nie pamięta, to niech obejrzy sobie choć fragment Barcelony 2009 na DVD, jeżeli taki obraz mu odpowiada, to proszę, ja zadowolę się chyba tylko plackami z audio, a na video poczekam na lepsze czasy.
Placki były tłoczone w Singapurze dla całego świata z jednej sztancy. Podobnie poligrafia. Czyli podobnie jak zrobiło EMI w 2009, gdy placki były z jednej tłoczni w Holandii.
Na prawdę nie dziwię się, że do promocji zaprzęgnięto outdoor, bo przy tym co odwalono spora dawka reklamy będzie potrzebna. Jak pierwsi fani zaczną kupować i wściekać się, to bez wsparcia reklamowego szybko siądzie sprzedaż. Co miałem zobaczyć już widziałem na żywo i w kinie. Starczy mi.
Podyskutuj o najnowszym wideo z Berlina na Forum MODEontheROAD.
Koncertowe wideo depeche MODE, a sprawa Polska
Nie wiem, czy to nie będzie ważniejsze, niż samo wydanie najnowszego wideo depeche MODE. Wycieczka do Berlina z Polski była nad wyraz okazała. Ilu planowało i wymiękło… nie zliczę. W każdym razie zanosi się, że Berlin będzie najbardziej polskim wydawnictwem z koncertowej dyskografii depeche MODE.
Co prawda nic nie pobije flagi machanej przez Dave’a na One Night In Paris, kto nie pamięta polecam lekturę wspomnień Miniosa z wyprawy do Paryża. Opisał tam historię naszej flagi, która wylądowała na statywie wprowadzając konsternację u Dave’a, ochrony, a najbardziej u rzucającego. Jednak w przypadku Berlina możemy wręcz mówić o zawłaszczeniu przez naszych rodaków sporej części barierek pod sceną. Nie zostało to oczywiście niezauważone. Sam wręcz to odczułem po wielogodzinnym oczekiwaniu w tłumie przed halą i już po wejściu na płytę w postaci niechętnych spojrzeń i komentarzy fanów z Niemiec.
Jestem bardzo ciekaw i pod tym względem tego obrazu. Zajawka już wzbudziła uśmiech na mej twarzy, a i niektóre wspomnienia powróciły z szalonej wyprawy do Berlina. Ostatnio jak byłem w Berlinie, to przemierzałem te same ścieżki wokół O2, co w listopadzie 2013.
Kiedyś rzut flagą na scenę był naszym narodowym sportem, ale obecnie to się już trochę uspokoiło (na szczęście). Inna sprawa, że jeszcze na The Singles Tour 86>98 i później na Exciter Tour Niemcy nie rozumieli tego swoiście okazywanego patriotyzmu, dopiero World Cup 2006 zmienił nastawienie sąsiadów zza Odry do tego sportu. Obecnie równie często na koncertach widuję nasze flagi, co i niemieckie. Pewnie wielu naszych fanów byłoby wniebowziętych, gdyby Dave owinął się naszą flagą, podobnie jak to zrobił z Meksykańską w 2009. O Niemcach zmilczę już…
Jestem bardzo ciekawy, jak Anton pokaże publikę i jak zostanie zmontowany obraz z dźwiękiem. Paryża 2001 bardzo ciężko mi się słucha i ogląda. Dla mnie jest to soundboard z doklejonym obrazem. W 2001 bardzo wyciągnięty wokal Dave’a. Publiczności właściwie nie słychać. Mediolan 2006 i Barcelona 2009, to zupełnie inna już bajka.
Wyprawa do kina na seans może być dla wielu podwójnie bardzo miłym wieczorem, w końcu zobaczyć siebie na wielkim ekranie, na wideo swoich idoli, ulubieńców, czy jak ich tam zwał to wzrost szacunu na dzielni i +10 do atrakcyjności u płci przeciwnej. Można to chyba tylko porównać do uczucia, jakie mają fanki, gdy Dave im śpiewa w twarz, albo do wspólnego śpiewania fana i idola z jednego mikrofonu…
Dla mnie też to będzie ciekawy wieczór w kinie. Ja mam jednak trochę inne wspomnienia, niż spora grupa rodaków pod sceną…. ale o tym w następnym odcinku.
Zawsze coś…
No musi, musi być zawsze coś… jak nie Loudness War, to wideo nakręcona jak na YT. Nie może być tak, że dostajemy pełny pakiet w jakości i standardzie, jakim wydają to zespoły i gwiazdy światowego formatu do jakich aspiruje depeche MODE.
Poprzednie wideo z Barcelony miało skopany obraz na DVD, za to na BD przynajmniej była igła. Tym razem nie będzie BD. W sumie nie powinno mnie to ziębić w końcu muzykę powinno się słuchać, a nie oglądać. Jakoś nigdy mnie nie grzały wszystkie historie z 38.1, DTS i inne zabawy w kodowanie. Muzykę się słucha w stereo, a głośniki są przed oczami na scenie, jak na rasowym koncercie.
W pierwszym momencie wieść o braku BD nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, do momentu, kiedy znajomy nie uświadomił jednego drobnego, ale istotnego szczegółu. Bardziej od faktu, czy jest BR, czy go nie ma powinniśmy się martwić, czy wideo z Berlina dostało regionalizację, czy nie.
Już wyjaśniam. W czasach, gdy wprowadzano format DVD postanowiono, że świat zostanie podzielony na regiony. Europa trafiła do regionu 2. Czarna sława regionalizacji ma się stąd, że wytwórnie filmowe i płytowe dostały doskonałe narzędzie do manipulowania datami premier, cenami, zawartością itp. Wytwórnie zapewniły sobie zbyt dzięki temu, że kupując płytę DVD w Stanach przez wiele lat nie można było jej odtwarzać w europejskim odtwarzaczu DVD. Nośniki w USA były zwykle dużo tańsze, niż w Europie i wielokrotnie Europa była na końcu łańcucha wydawniczego. Dzięki regionalizacji wytwórnie broniły się przed tzw importem równoległym lub prywatnym importem. W czasach BD poczyniono ten sam ruch.
Jest jednak jeden efekt regionalizacji, który dla nas Europejczyków był pozytywny. Otóż tytuły wydawane w Ameryce Pn. były kodowane przeważnie jako NTSC, a w Europie obowiązujące system kodowania obrazu PAL. Nie wchodząc w szczegóły PAL jest lepszy, czytaj gęstszy, bogatszy w szczegóły (625 linii), a NTSC dla Europejczyków gorszy (525 linii). No dobrze, ale co to ma za znaczenie kodowanie rodem z czasów telewizji analogowej. Otóż ma.
Poprzednie produkcja z Barcelony w formacie DVD została wydana jako Region 0 w NTSC. Czyli jakość obrazu została sprowadzona do najniższego wspólnego mianownika. Mimo, że egzemplarze były tłoczone w Europie na nasz rynek, to były tłoczone z jednej i tej samej matrycy przygotowanej na cały świat. Dzięki temu ograniczono koszty. Amerykanie może i byli zadowoleni, co bardziej wk… europejczycy musieli pognać do sklepu po drugi egzemplarz na BD.
Jeżeli ten sam fuckup zostanie zrobiony tym razem, to przy braku BD będzie to jawne dymanie fanów. A co do samego braku BD. No cóż… W obecnych czasach, gdy formaty fizyczne umierają powoli i dystrybucja przenosi się na serwery serwisów online rozważania o braku tego, czy innego formatu tracą rację bytu. Niestety dla takich ludzi jak ja… którzy jeszcze kupują fizyczne formaty.
Kopie przygotowane do dystrybucji w kinach są w jakościach spokojnie pozwalających na cieszenie się wysoką jakością obrazu w domowym zaciszu. Nie zdziwiłbym się, gdyby powód był zupełnie inny, niż słynne już słowa Antona Corbijna, który preferuje oldschool kosztem Bluray Disc.
Począwszy od One Night In Paris wszystkie koncerty zostały nagrane w jakościach znakomicie większych, niż obecnie promowany format 4K, Sony Music, aby w pełni przejąć dystrybucję katalogu depeche MODE powinno wydać również koncerty wideo pod swoim szyldem. Są tytuły dogorywające jedynie na VHS. Są tytuły, które nie ukazały się jeszcze na BD. Za chwilę dyskusyjne stanie się wydawanie czegokolwiek na DVD, a zasadnym będzie pytanie o format 4K, czy jak inni nazywają ten format UHD.
Jestem dziwnie spokojny, że do czasu zakończenia sprzedawania i dystrybucji Live In Berlin po kinach, Pay per View, do póki cyfrowi dystrybutorzy nie zarobią swojego, do tego czasu konsumenci będą musieli „cieszyć się” jedynie DVD. A za rok, dwa zobaczymy ten koncert na BD w FullHD, a nawet 4K. Jeżeli tytuł obecnie będzie wydany w Europie w NTSC, to jestem dziwnie spokojny, że fani czuli na punkcie obrazu pognają dwa razy do sklepu, jeszcze dziękując za podwójną szansę zakupienia… tego samego. Czyż nie?
depeche MODE i piłka nożna
Z jednej strony temat cokolwiek oklepany, bo fascynacja piłką nożną dobrze znana, szczególnie tą klubową – Arsenal, Chelsea – to ulubione zespoły Andy’iego i Martina. Aaaa i Alan również ostatnio zamienił fuchę muzyka na blogera i prowadzi blog o Queens Park Rengers (więc jak ktoś harata w gałę na którejś z odsłon gry FIFA 2000-cośtam, to już wie z jaką drużyną w lidze angielskiej pocinać z depechowskiego obowiązku 🙂 ). Ja chciałbym się skupić na piłce narodowej, choć i o klubowej też coś będzie…
Jako, że jesteśmy w samym środku Mistrzostw Świata, to pokusiłem się o pogrzebanie w kilku dokumentach źródłowych. Obok licznych związków piłkarsko-depechowych znalazły się nawet dwa wątki związane z Polską. Ale po kolei…
Przez lata kariery koncertowej zdarzały się takie momenty, że depeche MODE grało trasy w tym samym momencie, co działy się rozgrywki na boiskach jednego z krajów świata. O ile w 1986 i 1990 pewnie zespół oglądał transmisje z meczy rozgrywanych na stadionach Meksyku i Włoch, to jednak nie znalazłem żadnego śladu tej aktywności w prasie typu Bravo, czy innych równie miarodajnych źródłach :-P, czy dokumentach trasowych. Odległość w czasie robi swoje. Potem przyszła niesławna trasa letnia po wszystkich kontynentach tylko nie po Europie w 1994? Zanim jednak przejdę do roku 1994, na chwilę zatrzymamy się w roku 1993, bo tu pojawia się pierwszy wątek polski.
W czasie eliminacji do mundialu w USA nasza narodowa była w jednej grupie z Anglią, jak pamiętacie potem nasi piłkarze obejrzeli te mistrzostwa w TV, a tak oto przy okazji koncertu w Montrealu 1993.09.08 Daryl Bamonte komentował wygrany mecz nad Polską w tych eliminacjach.
Alan, ja i Joal z ochrony udaliśmy się do baru, by obejrzeć mecz Anglia-Polska w eliminacjach Mistrzostw Świata. Anglicy grali doskonale i z łatwością wygrali 3:0. Wygląda na to, że jesteśmy na drodze do mistrzostw USA ‘94! Nie piliśmy zbyt dużo bo koncert przed nami, ale nadrobimy to później…
W sumie to może lepiej pisać o wygranym meczu, niż psuć sobie humor i pisać o tym, że Dave właśnie stracił głos, a Martin musiał ciągnąć koncert do końca, by po 12 kawałkach zakończyć występ. Pełny zapis bloga w polskim tłumaczeniu znajdziecie oczywiście na MODEontheROAD.
I tak oto dochodzimy do roku 1994, gdy Summer Tour trwało w najlepsze na terenie Ameryki Północnej, równolegle w tym samym czasie, co Mistrzostwa Świata w USA. Rozpiska koncertów była mocno skorelowana z terminarzem rozgrywek. Każdy zatrudniony członek ekipy posiadał Tour Itinerary, w którym obok szczegółowej rozpiski koncertów była pełna rozpiska World Cup 94 (zdjęcie obok). Co prawda Anglia nie grała, ale nie tylko Anglicy byli w ekipie koncertowej.
Teraz następuje długa podróż przerwa w czasie, po której zjawiamy się w roku 2006, gdzie pojawia się drugi wątek polski, o którym dosyć obszernie pisałem już parę tygodni temu przy okazji rocznicowego wpisu o koncercie w Warszawie 2006.06.09.
Ale to nie jedyny motyw wspólny, po za tym pewnie inne nacje mogły by znaleźć podobne motywy wspólne, a szczególnie Niemcy, którzy mieli w jednym czasie i trasę, i mistrzostwa. Nie mniej nie jest tajemnicą, że koncert w Berlinie 2006.06.28, został dodany nieprzypadkowo. Był to 4. koncert depeche MODE w Berlinie, a 3. na letniej nodze. Koncert ten mimo, że był pierwszy, został dodany jako ostatni i poprzedzał 2 noce na Waldbuhne w pierwszej połowie lipca (co to był za skwar). Czerwcowy koncert został dodany, z jednej strony, aby depeche MODE mogło zagrać podczas mistrzostw, jako wsparcie licznych wydarzeń około sportowych. Co ciekawe w Tour Itinerary z 2006 roku nie ma już śladu po mistrzostwach, ale… koncert z 28 czerwca widnieje tam od początku, a to oznacza, że był planowany w tym terminie z góry pod FIFA 2006, tylko publicznie został najpewniej ogłoszony dopiero, jak obie lipcowe noce na Walbuhne zostaną wyprzedane.
To tyle, co wynalazłem w archeo, nie można jednak nie wspomnieć, że dla depeche MODE piłka nożna to stały element relaksu od samego początku istnienia zespołu, czego liczne ślady mamy do dziś. Od takich…
…przez takie…
…I takie…
…no i takie.
To tylko kilka przykładów, myślę że Wy znajdziecie ich jeszcze więcej, piszcie…
Ile depeche MODE zarobiło kasy od 1985?
Niby takie informacje publikuje Billboard, to musi być prawda. Tym czasem nic się nie zgadza, ale po kolei… Przed rozpoczęciem Delta Machine Tour świat obiegła informacja, że zespół zmienił agencję artystyczną z CAA na WME. Sam o tym pisałem obszernie również. Nie to jest jednak ważne w tym wpisie.
Porządkując stare notatki znalazłem tę samą informację o zmianie jednej agencji na drugą również na stronach Billboard. Jeden drobiazg przykuł na nowo moją uwagę. Przeszło to bez echa, ale skoro takie tematy są ważnym elementem tego bloga, to po prawie 2 latach też nie można do tego nie wrócić i tak zostawić.
Wg publikacji na stronie billboard.com od 1985 roku depeche MODE zarobili na koncertowaniu 154.3 miliony USD podczas 279 koncertów. O super!, dodam do tego kasiorkę jaką zespół przytulił na Delta Machine Tour – o czym pisałem Tu, Tu, Tu i Tu – i będzie piękny wynik. Tak krótki wpis nadaje się na Twittera i pachnie ciekawostką z pogranicza sensacji. Tylko, że w tym zdaniu nic się nie zgadza.
Weźmy te 279 koncertów. Od 1985 roku do końca Tour Of The Universe zespół zagrał dobrze ok. 900 koncertów, więc nie pasuje. No dobrze to może policzmy tylko koncerty w Ameryce Północnej…. nie dokończyłem jeszcze Touring The Angel, gdy zliczanie przebiło 300. Znowu nie pasi.
A teraz 154.3 mln USD. Informacja podana jest jako zarobek depeche MODE tylko, że dane podawane z tej i poprzedniej trasy przez Billboard mówią jedynie o przychodzie ze sprzedaży biletów z których dopiero część jest zarobkiem zespołu. A gdzie inne przychody? Jak to wygląda na prawdę możecie zorientować się na przykładzie opisanego przeze mnie kontraktu na występ w Sztokholmie 1988.02.12. Wynagrodzenie artysty, to jedynie ułamek kosztów, jakie pokrywają bilety, które kupujemy.
Jak dla mnie to zdanie dotyczy jedynie USA, dlatego jest od 1985 roku. Wcześniejsze występy miały na tyle marginalne znaczenie, że nawet nie były brane pod uwagę, bo nie sądzę, żeby tego typu zestawienia ukazywały się dopiero od 1985 roku. W końcu Billboard istnieje od 1894 roku. Tego mi zabrakło w tym zdaniu. Większej precyzji. Zdanie to jest jednak w żaden sposób nieweryfikowalne i może być jedynie ciekawostką. Nie używałbym tego jako punktu odniesienia bez stosownego komentarza.
Standard StageCo (uzupełnienie po Delta Machine Tour)
Pisząc poprzedni wpis linkowałem do starego wpisu o firmie StageCo, która od lat odpowiada za budowę sceny na trasach depeche MODE. O ile Anton Corbijn, to kreacja, to StageCo jest wykonawczą stroną tego, co wymyśli Anton.
Rok temu o tej porze byliśmy już po koncercie w Nicei 2013.05.04, ale też Tel-Avivie 2013.05.07 i Atenach 2013.05.10. Zanim jednak trasa ruszyła i wielu pognało do Nicei na swój pierwszy koncert na tej trasie, to świat depeszowski obiegały wycieki z prób w postaci pierwszych fotek sceny i zabaw z ekranami. Na przykład takie:
Jedni się zachwycali bardzo, inni mniej, ale nie to jest istotne. Taka jest ten świat ułożony, że najwięcej sławy zbierają Ci co wymyślą, trochę mniej, albo wcale chwały otrzymują Ci, co realizowali te wizje. Przy okazji poprzedniego wpisu zajrzałem na stronę StageCo, w cichej nadziei, że to oni właśnie stali za sceną z minionej trasy. I faktycznie nie myliłem się. Zaglądając do roku 2013 można znaleźć zdjęcia z koncertu w Berlinie 2013.06.09 i taką oto notkę:
Depeche Mode’s Delta Machine tour was the first big international act at the start of the summer touring season for StageCo Germany.
They installed a three-Tower system for the band’s dates across Eastern Europe including eight shows in Germany which saw the group perform to thousands at the Olympiastadion in Berlin.
Zaglądając na niemiecką wersję strony StageCo, przeczytać możemy również, że firma ta obsłużyła 18 koncertów na letniej trasie depeche MODE, włączając w to Sofię 2013.05.12 i Berlin 2013.06.09. Wygląda na to, że byli również w Warszawie 2013.07.25, choć nie jest to wprost powiedziane. Tak na prawdę na uwagę zwraca jedno ze zdjęć publikowanych na ich stronie. I wcale nie to pokazujące przód sceny, tylko to drugie. Jest to chyba pierwsze, albo jedno z niewielu zdjęć, gdzie sfotografowano tył sceny z Delta Machine Tour, ale i w ogóle. Na niemieckiej tronie jest też więcej zdjęć sceny.
A fotka z zajafki, to nic innego, jak plan ułożenia kamer na scenie i na terenie obiektu koncertowego, które pracowały na potrzeby trasy koncertowej. Jak sobie powiększycie ją, to po lewej stronie można doczytać specyfikację osprzętu, jaki używał na minionej trasie reżyser obrazu. Nie mylić z reżyserem światła, to zupełnie inne osoby i często ze sobą na kursie kolizyjnym. Dla reżysera obrazu – światła to często defekt psujący obraz. Natomiast dla reżysera świateł ekran, to zło konieczne, które powoduje, że nie można ustawić wszystkich świateł tak, jak by tego oświetleniowcy sobie życzyli.
Niby drobiazgi, ale dopełnia to obrazu trasy i pozwala zajrzeć za kurtynę i do kuchni dziania się trasy.