Teoretycznie o VSC napisałem już sporo, dziś przyszła pora na wrażenia obcowania z przeszło 6. godzinami retrospekcji. Nie było to ani traumatyczne wrażenie, ani tym bardziej nie zakończyło się zgrzytaniem zębów. Było poprawnie… pod każdym względem.
Zacznę najpierw od tego za co przede wszystkim jechałem ten projekt. Jakość nagrania. Od razu zastrzegam, że to o czym piszę może się nie zadziać u Ciebie. Wszystko zależy od tego na jakim sprzęcie oglądasz kompilację. Mój zestaw to telewizor 55” i DVD z 2009 wszystko spięte po HDMI, audio wypuszczane na zewnętrzny wzmacniacz i wolnostojące kolumny (2.0). Z zasady nie słucham niczego na płasko nagłaśniających głośnikach wbudowanych we współczesne TV.
Obraz
Bałem się, że będzie źle, no i było, nie mniej nie zawsze i nie wszędzie. Im bliżej współczesnym nam produkcjom, tym było co raz lepiej. Spory skok jakościowy widać gdzieś od klipów z 97 roku, a na prawdę już dobrze było od Freelove. Choć do ideału było nadal bardzo daleko i zdania nadal nie zmieniam, że materiał powinien być wydany co najmniej w Full HD. Wtedy wymagałoby to zastosowania innego nośnika, bo 3 płyty DVD już tego by nie uciągnęły.
Mój sprzęt całkiem nieźle dał sobie radę skalując do Full HD i umiejętnie poradził sobie z formatem 4:3. W niektórych momentach musiałem celowo przestawiać obraz na 4:3 żeby zobaczyć jak faktycznie wyglada materiał, po czym szybko wracałem do formatu panoramicznego nic nie tracąc.
Poniżej możecie zobaczyć które faktycznie klipy są w jakim formacie. Co ciekawe nie mówimy tu tylko o formatach 4:3, ale również 16:9 i 16:10, czy 1:1. Nie zawsze format panoramiczny oznaczał to samo w przypadku teledysków depeche MODE.
Gorzej było z jakością obrazu. Właściwie cała wczesna produkcja aż do Enjoy The Silence nadaje się do kosza. W zaziarnionych produkcjach Antona tworzyły się drobne artefakty na całym obrazie i nie pomagało zmniejszenie proporcji do 4:3.
Jestem fanem ziarna i lubię ten efekt, nie mniej zaniżona jakość nagrań wyświetlana na współczesnych sprzętach nie daje takich wrażeń, jak ten sam obraz oglądany na telefonach, komputerach, czy telewizorze CRT.
Audio.
Nie słucham dźwięku w konfiguracjach 5.1, czy 7.1, więc brak tego tematu nie spędzał mi snu z powiek. Przyzwoite stereo i tyle.
Co mi sie podobało?
(„ale” będzie w części co mi się nie podobało)
1. Przede wszystkim sam pomysł na kompilację. Zebranie „prawie” wszystkiego do kupy. Do tego zmuszenie członków zespołu do obejrzenia swoich starych nagrań, żeby przypomnieli sobie, że ich dyskografia sięga dalej, niż do 1986 roku, ale…
Gdybyśmy mówili o kompilacji audio, to pewnie nawet bym nie spojrzał na takie wydawnictwo. Nie mam zamiaru już płacić Wytwórni/depeche MODE po raz 38 za Just Can’t Get Enough, albo Somebody. Co innego jest z kompilacją video. Od 1998 roku minęło trochę czasu, przybyło klipów. Co prawda niedługo możemy się spodziewać reedycji Strange i Strange Too, a od kompilacji The Best of vol.1 jakiś czas minął. Do tego wznowiona w 1998 składanka The Videos 81>85 (Some Great Videos) już dawno zarosła kurzem z racji braku odtwarzacza VHS. Dla wielu ludzi to tak, jakby nigdy nie zostały te klipy wydane, więc dobrze, że się ukazała.
2. Podobała mi się idea komentarza robionego przez członków zespołu do swoich poczynań sprzed lat, ale…
3. Podoba mi się idea, że to pierwsze wydawnictwo z serii i że będą kolejne.
4. Lubię wydania kartonowe, ale… . Tak lubię z tego samego powodu, dlaczego dla innych jest to wada. Lubie wydawnictwa wydawane w kartonie ponieważ są nietrwałe. Obok tego, że jestem słuchaczem muzyki, jest we mnie żyłka kolekcjonera, zbieracza. Kiedyś było tak – podstawowe wydania wychodziły w plastiku, a wydania kolekcjonerskie w kartonie. Limitów zawsze było mniej, zawsze były bardziej wrażliwe. Ponieważ dbam o moje egzemplarze, a ktoś nie, dzięki temu z dnia na dzień kolekcjonerskich wydań robi się co raz mniej, przez co mój egzemplarz wirtualnie zyskuje. Wystarczy zainteresować się tym jak cenione są remastery z pierwszej serii z płytami SACD, albo jaki pare lat temu był szał na japońskie boxy z serii X.
Teraz się to zmieniło i niestety dla tych, co nie podzielają mojego zachwytu dla kartonu nastały ciężkie czasy.
Co mi się nie podobało?
Lecimy po kolei ze wszystkimi „ale”, potem będą niepodobania bez „ale”.
1. Przywitałem z radością samą ideę, bo dotychczasowe podejścia były zawsze niepełne i obarczone błędami. Tym razem miała to być najpełniejsza możliwa kompilacja. Takie przypomnienie z pierdolnięciem – Wracamy! i nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Zawartościowo w podstawowej formie składanki faktycznie tak jest w 98%. Do pełni szczęścia zabrakło 3 teledysków. O ile w kwestii Pimpf mogę zrozumieć argument, że to żaden singiel, tylko etiuda nakręcona pod potrzeby dokumentu Strange, to w przypadku Clean i Halo jedyną odpowiedzią na brak tych kawałków jest myśl, że jest to celowa robota, aby za parę lat, gdy wyjdą oba dokumenty firmowane nazwiskiem Antona Corbija fani polecieli z kasą w garści i zanabyli oba tytuły. Zarówno Halo, jak i Clean były singlami promo i oba były wydane na fizycznych nośnikach. Oba klipy śmigały po MTV. Dziwne, że w przypadku One Caress wydanie jako US Promo kwalifikowało do pojawienia się w składance, a Halo i Clean już nie. Ja pewnie kupiłbym Strange i Strange Too, ale gdyby oba numery znalazły się na VSC, wówczas grupa zainteresowanych takim wydatkiem znacząco by spadła. Nie mniej z formalnego punktu widzenia pół gwizdki mniej.
2. Podobała mi się idea komentowania przez członków zespołu. Problem polega na tym, że cały pomysł został zwalony dokumentnie. Nie jest dla mnie problemem, że zespół komentuje oddzielnie, w końcu Panowie mieszkają w różnych częściach świata i specjalna wyprawa tylko po to, żeby wspólnie obejrzeć 55 klipów mija się z celem. Po za tym komentowanie w grupie ma ten minus, że zawsze jest taka osoba której komentarze wybijają się ponad inne, przez co reszta się, albo wycofuje, albo daje zdawkowe odpowiedzi. Nie mniej oczekiwałem, że:
- Zespół skomentuje wszystkie klipy. Doczekamy się choć jednego komentarza do każdego numeru.
- Rozumiem, że każdy ma inną pamięć. Dlatego Dave wiedział skąd były laski na Just Can’t Get Enough, a reszta Panów nie. Co mnie zaskoczyło, to jakość pytań i odpowiedzi. Im bliżej nam współczesnych czasów, tym powtarzalność pytań była zadziwiająca. Tak trudno się lepiej przygotować do wywiadów? Martin za to królował w jakości odpowiedzi. Najczęstszą odpowiedzią było „I don’t know / I don’t remember.” (Nie wiem / Nie pamiętam). Słabe to było. Mam wrażenie, że w kilku momentach dla nich ten projekt był po prostu męką.
- Mogę przypuszczać, że komentarzy było więcej i Panowie skomentowali więcej klipów, ale tylko te nadawały się do zamieszczenia. Mogło tak być. Można było się też lepiej przygotować do zadania bardziej wciągnąć zespół w rozmowę. Raziły również odpowiedzi nie na temat, albo o innych teledyskach. Tylko po to, żeby coś powiedzieć.
4. Jak już wspomniałem karton dla mnie jest ok. Nie mniej dostrzegam pewne „ale”, które można było przewidzieć od razu. Bardzo lubiłem kartonowe wydania od EMI, ponieważ co prawda opakowanie i folder były z kartonu, ale sama płyta leżała zawsze na plastikowej tacce. Łatwość wyjęcia o niebo lepsza od tego co nam zaserwowało Sony Music przy tym tytule. Fatalnie się wkłada i wyjmuje płytę. Rysy na płycie w standardzie.
Opakowanie od VSC to istny lep na odciski palców, które widać od początku zetknięcia się palców z opakowaniem. Dlatego jeżeli, drogi czytelniku jeszcze nie nabyłeś, mam kilka rad jak obchodzić się z tego typu pozycjami:
- Umyj ręce. Do kartonu nigdy nie podchodzi się z brudnymi, tłustymi rękami.
- Rozcinając folię natnij tylko grzbiet przez który wyjmujesz wewnętrzną część. Lepiej wyciapać folię, niż karton. Wiem, że propozycja wygląda równie interesująco, jak pilot od telewizora w foliowym kondonie, ale cóż… coś za coś.
- Naszykuj sobie od razu 3 plastikowe pudełka na CD i przełóż tam wszystkie placki, a oryginalne opakowanie odłuż na półkę, żeby w spokoju się kurzyło. To dla tych co zamierzają oglądać ten tytuł więcej niż raz.
Pozostałe rzeczy słabe.
Brak napisów. Wiem, że dla wielu nie jest to problem. Wiem też, że dla wielu jest to bardzo duży problem. Wolę jednak, że potraktowano wszystkich po równo, niż kogoś wyróżniono. Tu pojawia się wyższość formatów cyfrowych, typu streaming/VOD, że miejsca na napisy zawsze jest bez liku. Wersje pudełkowe, to zawsze kompromis, zawsze ograniczenia.
Z bonusów właściwie jedynym godnym uwagi momentem jest alternatywna wersja Stripped. People Are People (12”) znane od Some Great Videos. But Not Tonight, to właściwie wersja Extened z inaczej zmontowanym teledyskiem. Jego unikatowość polega jedynie na tym, że nigdy nie pojawił się na żadnym placku, bo na YT, a kiedyś na MTV można było spokojnie go zobaczyć. Soothe My Soul – ktoś musiałby mi powiedzieć gdzie są te dodatkowe wstawki, bo sam teledysk w oryginale nie zapada w pamięci. Wydłużona wersja tym bardziej.
Stripped (Alternative Cut) – człowiek tyle lat ogląda wersję ostateczną, że po obejrzeniu klipu z alternatywnymi wstawkami mam wrażenie, że są to ciała obce w tym klipie.
Ostatnia scena z Davem została nakręcona na ulicy obecnie znanej jako aleja 17 Czerwca 1953 w Tiergarten. Oczywiście po zachodniej stronie miasta. Ujęcie jest z zasiekami i Murem Berlińskim w tle.
Te dodatkowe ujęcia mają znaczenie historyczne, bo do samego klipu nie wnoszą nic. Klip był kręcony w Berlinie Zachodnim (podobnie jak Master & Servant), ale do póki nie pojawiała się wersja alternatywna właściwie nie było to istotne. Ot klip z mrokiem, ekranami, rozbijanymi samochodami i dymem w roli głównej. Chyba tak powinno pozostać.
Zdecydowanie brakuje mi tu wypowiedzi Alana, Vince’a, reżyserów klipów, Daniela Millera.
Wszystko, co powyżej Wrong zostało pominięte w komentarzach, a ja chętnie bym się dowiedział co Panowie sądzą o takim Hole To Feed na ten przykład.
Tak na dobrą sprawę z jednej strony niby jest wszystko, niby dobrze wydane i jest wszystko co obiecali w zapowiedziach. Mam nadzieję, że kolejne pozycje z tej serii okażą się ciekawszymi pozycjami. Obejrzałem raz. Drugi raz płyty zagoszczą w sprzęcie, aby zrypać wszystkie klipy do plików. I to będzie na tyle. Później rozpocznie się proces konserwacji kurzem, obok innych kolekcjonerskich wydań… takie hobby. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest po łebkach i tylko tyle żeby odhaczyć, że jest. Obiecano, dowieziono, ale niesmak pozostał.
Daję 3/6