Nowe odsłuchy Dave'a

Kit mu w ucho…

Jakiś rok temu napisałem tekst o tym, czemu nie ma  z koncertów depeche MODE nagrań, których źródłem są IEMy, czyli In-Ear Monitoring. Po naszemu odsłuchy douszne. To ważne, ponieważ dziś będę kontynuował ten temat. Myślę, że wtedy dosyć dokładnie opisałem podstawy, dlatego nie będę się zagłębiał w detale. Kto nie czytał, sugeruje nagrobić zaległości. A powód ku temu jest ważny, gdyż ostatnio pojawiły się przesłanki, które w zasadniczych kwestiach będą przeczyć temu, co napisałem wtedy. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

W ubiegłym tygodniu pojawiło się na sieci takie zdjęcie z takim oto podpisem:

Dave Gahan from Depeche Mode came by the office for a pair of T1 Lives! Cool guy.

68490abe61a411e2815722000a1fa518_7

Oczywiście najważniejszymi komentami na Instagramie (gdzie umieszczono, tę fotkę), były określenia jak to 'awesome’ i 'nice’ jest Dave. Zmilczę. Ważniejsze dla mnie jest, gdzie i po co się pojawił.

Firma, w której się Dave zjawił – ACS, to zakład produkujący wkładki i systemy douszne dla profesjonalistów, kto miał kiedykolwiek coś do czynienia z aparatami słuchowymi i całym procesem przygotowania ich, ten będzie wiedział o co chodzi. Analogia jest tu bardzo bliska. Jako, że nie ma dwóch par identycznych uszu, a nawet w parze uszy się różnią, wiec wymaga to indywidualnego dopasowania wkładek IEMów. Szczególnie ma to istotne znaczenie przy odsłuchach tak dynamicznych ludzi, jak Dave. Ale również pozwala na izloację zewnętrznych dzięków tak, aby nie zaburzały selektywnego słyszenia tylko tego, co dociera do muzyka przez słuchawki. Kto słuchał muzyki w komunikacji miejskiej, ten wie o czym mowa. Działa to niczym dobry kit, czy silikon izolujący od reszty świata. Jest to pierwszy raz dla Dave’a, a wcześniejsze próby były wiele razy porzucane. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że zespół aplikował sobie standardowe odsłuchy Sennheiser’a. Z resztą sama firma chwaliła się tym od 2006 roku, a prawdopodobnie były to standardowe odsłuchy od 1998-2001 roku Martina i reszty teamu.

Z odsłuchów firmy ACS korzystają tacy muzycy jak Bono/U2, Muse, Prodigy, a nawet tacy giganci sceny, jak PSY, więcej na „polskiej” stronie tej firmy -> http://www.acscustom.com/pl/

Dave bronił się przed odsłuchami, ponieważ jak twierdził przeszkadza mu to w śpiewie i sprawnym poruszaniu się po scenie, po za tym twierdził, że jest ze starej szkoły koncertowej, gdzie wokalista kontroluje show zbierając, to co dzieje się dookoła niego, w tym publikę. M.in. dlatego nadal nagrywa wokale w studio, tak samo, jak śpiewa się na koncercie w mikrofonem w ręku, a nie w wyizolowanej klatce, choć i takie obrazy można znaleźć. Przypomnę choćby sceny z nagrywania Only When I Lose Myself.

Zmiana, jaką zaskoczył nas Dave w ub tygodniu, może oznaczać (choć nie musi), wielkie zmiany. Ten ruch rodzi wiele ciekawych pytań, ale też wiele obaw. Do tej pory nie znamy prawdziwych przyczyn tak dużego rozstrzału w datach koncertów. W ubiegłym roku głośno się zastanawiałem nad takim, a nie innym ułożeniem trasy, gdzie z wyjątkiem Londynów, żaden koncert nie jest grany dzień po dniu, co wygląda szczególnie dziwnie w przypadku Dusseldorfów. Postawiłem wtedy tezę, że być może oznacza to zastosowanie rozbudowanej sceny, która uniemożliwia transport między lokalizacjami w ciągu jednej nocy. Marzenia.

Zaopatrzenie się przez Dave’a w odsłuchy douszne jakby potwierdzało tę tezę. Choć nie musi. Dave będzie musiał przemierzać spore odległości po scenie i wyposażenie wszystkich członków zespołu w IEMy jest po prostu tańsze, niż zamówienie paru ton paczek rozstawionych po całej scenie. Prawdopodobieństwo błędu, niełączenia, znacząco wzrasta. Czas potrzebny na zmontowanie wszystkiego się wydłuża, albo trzeba zainwestować w znakomicie większą liczbę ludzi po stronie obsługi technicznej. Pamiętajmy, że te koszty przenoszą się potem bezpośrednio na ceny biletów. Dlatego, choćby z tego względu jest to ruch logiczny i ekonomiczny, skoro i tak już fani narzekają na ceny biletów. Najprościej mówiąc w całym tym zamieszaniu chodzi po pozbycie się tego stada paczek, które stoją przy Dave’ie na poniższej fotce.

andyyyhw8

Oczywiście jest to wytłumaczenie na naszą korzyść. Oto zespół w końcu zainwestował w dużą scenę, bo planują spektakularną trasę stadionową i chcą uniknąć błędów z poprzedniej trasy, gdzie scena na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, czy na San Siro w Mediolanie wyglądała jak stragan w czasie przedświątecznego jarmarku. Wiele zespołów korzysta pełnymi garściami z faktu pozbycia się okablowania na scenie i bezprzewodowej łączności w czasie koncertów, a firmy budujące sceny mogą potem wpisać to do swojego CV i być dumne i blade z faktu obsługi tak potężnej trasy koncertowej z piękną pod względem wizualnym sceną.

Są również inne względy, które mogą wymuszać na Dave’ie taki ruch. W zależności od punktu widzenia decyzja o użyciu IEM’ów jest zarówno pozytywna, jak i negatywna.

Jednym z zarzutów tuż po zakończeniu Tour Of The Universe był fakt, że Dave śpiewał sobie, a muzyka sobie. Nie wchodził we frazy, fałszował, bardzo niewyraźnie wyśpiewywał końcówki słów, lub poszczególnych linijek. Ta niechlujność mogła być tłumaczona chorobą, zmęczeniem trasą, ale również faktem, że siebie nie słyszy biegając po scenie. IEM pozwolą mu lepiej kontrolować siebie w czasie trasy. Do standardu koncertów depeche MODE przeszedł gest dwóch palców wskazujących robiących kółko, rowerek, różnie to nazywano, który był znakiem dla akustyków z boku sceny do podniesienia głośności odsłuchów, no bo Dave się nie słyszał. Z profesjonalnego punktu widzenia inwestycja w odsłuchy pozwala na ograniczenie pewnej nieprzewidywalności i zmienności koncertu, pozwalając na większe kontrolowanie się zespołu w czasie gry. Wystarczy posłuchać Wrong z początku trasy, jak i z końca, aby zrozumieć jaka różnica na niekorzyść tego numery powstała z faktu niedbałego śpiewania.

DSC08052

Dla mnie jako fana i miłośnika koncertów inwestycja w odsłuchy jest jednak negatywnym posunięciem. Narzekamy na bardzo dużą powtarzalność depeche MODE na koncertach, niestety IEM u Dave’a sprawią, że ta powtarzalność stanie się jeszcze większa. Jaki będzie sens jechać na kolejne koncerty, skoro prawdopodobieństwo niepopełnienia błędu jeszcze bardziej się zwiększy. Potencjalnie kolekcje z cyklu „Something went wrong.” staną się jeszcze uboższe. Ale to jeszcze można uznać za czepianie się. Większym dla mnie problemem, jest potencjalna utrata kontaktu Dave’a z publiką. Zawsze ceniłem interakcję Dave’a z publiką w czasie koncertu i sposób w jaki prowadzi ją. Było to możliwe właśnie dlatego, że nie miał tego kitu w uchu. Oglądając koncerty wielu innych zespołów częstą sytuacją był fakt, gdy wokalista chcąc usłyszeć, co śpiewa publika musiał zatrzymać się na chwilę i wyjąć odsłuchy z uszu. Inaczej nie był w stanie nic usłyszeć. Pół biedy, gdy wokalista ma tylko jeden odsłuch w uchu, gorzej gdy oba uszy są zatkane kitem. Wokalista staje się głuchy na zagrania publiki, do momentu, aż mu ktoś nie powie o tym przez IEMy lub sam nie zobaczy, że coś się dzieje na obiekcie Wówczas sztampa, nawet jeżeli była stałym elementem koncertów, teraz staje się wręcz wymagana. Smutne to niestety.

A już tak na marginesie, jak Dave pozbędzie się odsłuchów ze sceny, to gdzie ukryją mu techniczni monitor z tekstami piosenek, bez tego czasami kolega ginie. 😛 Oby nie wyposażył się na tę okazję w iPada, w okolicach statywu, jak to zrobił na ostatnich koncertach symfonicznym Ronan Hariss z VNV Nation, albo Peter Heppner, który bez ceregieli trzyma na scenie nutownik z tekstami na kartkach i przewraca kolejne karteczki w miarę jak śpiewa kolejne kawałki. 🙂

Podchodzę do tej decyzji z umiarkowanym optymizmem. Dla mnie koncerty to autentyczność spontan i nieprzewidywalność zespołu na scenie. Tego nie da się zrobić, gdy wszystko jest wyreżyserowane do ostatniego punktu, łącznie z tym, że to gość na konsolecie mówi poszczególnym członkom zespołu kiedy mają zacząć grać, jak mają grać i ile razy wolno im powiedzieć You are the best audience in the world czy Mejk some motafokin nojz!!!!! Nie mniej zdaję sobie sprawę, że wiek już nie ten, a i produkcja spektaklu ma pewne wymagania. A możliwość powstania licznych bootlegów zgrywanych z IEM, w pewnym stopniu łagodzi moje obawy…

2 komentarze do “Kit mu w ucho…”

  1. Wierzę że od strony technicznej, przy znajomości zachowań scenicznych Dave'a, problem "głuchy na publiczność" zostanie wyeliminowany. Można w tor odsłuchu wpiąć dodatkowo pogłos zbierany z publiczności, następnie w odpowiednich momentach wpinać w ucho wokalisty, tak by ten miał kontakt z publicznością. Obstawiałbym opcję, jedno ucho "zakitowane"

Leave a Reply