A Broken Frame Tour 1982-1983, Black Celebration Tour 1986, Bootlegi, Construction Tour 1983-1984, Dave Gahan, Delta Machine Tour 2013-2014, Devotional Tour 1993-1994, Exciter Tour 2001, Global Spirit Tour 2017-2018, Music For The Masses Tour 1987-1998, Some Great Reward Tour 1984-1985, Speak and Spell Tour 1981-1982, The Singles Tour 86>98 1998, Tour Of The Universe 2009-2010, Touring In General, Touring The Angel 2005-2006, Ultra Promo Shows 1997, World Violation Tour 1990
Archiwum kategorii: Touring In General
KoronaMODE
depeche MODE w top 20 światowego, koncertowego podsumowania 2018 roku.
Pora w końcu zająć obiecanym jakiś czas temu omówieniem rankingów koncertowych minionego roku. Końcówka roku i początek nowego to wysyp wszelkiej maści podsumowań również pod względem koncertowym. Dlatego z poziomu depeche MODE wznosimy się na poziom biznesu koncertowego.
depeche MODE koncertując przez pół roku 2018, przytuliło całkiem pokaźną sumkę. Na tle „konkurencji” nasi ulubieńcy wypadli całkiem całkiem. Wg Billboard zespół 13 miejsce na 25 artystów branych do zestawienia. Przed depeche MODE byli U2 – 7 pozycja, The Rolling Stones – 8 pozycja. Z kolei za dM uplasowali się np Foo Fighters – 14 pozycja, Billy Joel – 16 pozycja, Elton John – 22 miejsce. Do porównania były brane przychody z okresu od 1 Listopada 2017 do 31 października 2018.
W tym czasie depeche MODE przytulili $78.804.765 grając dla 926.682 widzów, 54 koncertach.
Podobne zestawienie przygotował Magazyn Forbes, w którym zebrano dane z okresu czerwiec 2017 – czerwiec 2018. Wg tego zestawienia artystami nr 1 są muzycy z U2, którzy przytulili $118 mln. Na 30 sklasyfikowanych gwiazd sceny depeche MODE znalazło się na 15. miejscu z $53 mln.
Pamiętać musicie, że dane z obydwu zestawień są to przychody artystów. Od tej listy należy odjąć jeszcze koszty produkcji, opodatkowanie, dolę dla agentów, prawników i kto tam jeszcze wisi u klamki artystów.
depeche MODE, to zawsze był koncertowy średniak do czasu, aż nie zdecydowali się na granie na stadionach. Dopiero od tego czasu zespół awansował koncertowo do pierwszej ligi pod względem ściąganej kasy. Gdyby jeszcze szedł za tym odpowiedni standard sceny, to szczęście byłoby już pełne.
Inaczej
Oprócz tego, że jestem fanem depeche MODE od lat, to również bardzo lubię chodzić na koncerty jako takie. Lubię uczestniczyć w koncertach, zaglądać za kurtynę i podglądać pracę ludzi bez których koncerty nigdy by się nie odbyły, czyli ekipy technicznej.
Również przez lata jeżdżenia na koncerty depeche MODE obok tego, że uczestniczę w wydarzeniu artystycznym, to wyjazdy stały się też okazją do wspólnego spędzenia czasu z wieloma znajomymi ludźmi z Polski i innych krajów. Muszę się przyznać, że czasami koncert stawał się jednie pretekstem do kolejnej, wspólnej, męskiej wyprawy, albo wybór na konkretną lokalizację padał tylko dlatego, że w tym mieście nie byliśmy jeszcze i nie zwiedziliśmy go.
Rytuały, sposoby współpracy, relacje między fanami depeche MODE są mi na tyle już znane, że przyjmuję je jako oczywistość i czasami zapominam, że na koncertach innych zespołów może być trochę inaczej, niż przed i na koncercie mojej ulubionej kapeli. Lubię też podglądać jak zachowują się fani i ekipy koncertowe innych zespołów. Ostatnio ciekawą obserwacją jest też podglądanie pracy firm organizujących koncerty i jak różnie potrafią traktować ludzi, mieć inną politykę sprzedaży biletów w zależności od kraju, zespołu dla którego robią koncert. Dziś częściowo właśnie będzie o tym.
Parę dni temu mój wpis na FB, jako zapowiedź tego tekstu narobił trochę zamieszania, ale to był taki celowy kijek w małe mrowisko. Myślę, że z tekstu wyjdzie, że nie chciałem nikogo urazić, ani wywyższyć. Po prostu chciałem Wam pokazać, że czasami można inaczej…
Berlin 2017.07.11 | Koncert U2
Do Berlina przyjechaliśmy 11 lipca wieczorem. W hotelu stwierdziliśmy, że zamiast patrzeć się na siebie, może warto ruszyć w miasto. Tak się złożyło, że wyprawa na mieście skończyła się pod Stadionem Olimpijskim w okolicach 23:00.
Obiekt był już szczelnie pilnowany przez ochronę wynajętą przez Live Nation, a na płycie przed głównym wejściem piknikowała całkiem spora grupa fanów. Było to do przewidzenia, że tak będzie skoro mijając parking przed stadionem było widać całkiem sporą liczbę kamperów i zwykłych osobówek z całej Europy.
Po wykonaniu kilku standardowych samojebek podeszliśmy do ekipy z pytaniem „a za czym ta kolejka?” Jak usłyszeliśmy od fana po angielsku z wyraźnym włoskim akcentem jest to komitet kolejkowy i oni mają listę. Jeżeli jesteśmy zainteresowani możemy się na nią wpisać. W zamian otrzymamy numerek kolejkowy i musimy przestrzegać kilku reguł.
Nagrodą ma być wejście grupy fanów wcześniej na stadion. Usłyszeliśmy ze wszystko jest uzgodnione z ochroną. Reguły wyglądały następująco:
1. Otrzymany numerek uprawnia do przebywania w kolejce. Tylko osoby z numerkami mają prawo przebywać w tej kolejce. Kombinujesz, wciągasz swoich znajomych, nie pilnujesz porządku wypadasz. Jeżeli tego nie rozumiesz ochrona wytłumaczy Ci to w drodze do ogólnej kolejki.
2. Możesz w każdej chwili opuścić kolejkę, ale musisz zjawić się pod stadionem jutro o godzinie 7:00 i ustawić się wg numeracji w kolejce. Tam nastąpi pierwsze tego dnia sprawdzenie listy kolejkowej. Jeżeli nie zjawisz się o podanej godzinie zostaniesz skreśleni z listy.
Berlin 2017.07.12 | Dzień koncertu U2.
Zgodnie z ustaleniami byliśmy pod stadionem o uzgodnionej godzinie. Oczom naszym ukazała się długa na 200+ osób kolejka. Po sprawdzeniu i potwierdzeniu każdej z osób. Zostaliśmy zaprowadzeni przez komitet kolejkowy i ochronę Live Nation do bocznego wejścia Stadionu, gdzie kazano nam się ustawić we wcześniej przygotowanym korytarzu. Obsługa przekazała nam kolejną regułę:
3. Każdy fan otrzyma opaskę od ochrony Live Nation, która będzie poświadczała, że ma prawo być wpuszczony na stadion na 30 min przez otwarciem bram głównych. Opaska i numerek poświadczają o prawie do przebywania w tej kolejce. Kombinujesz, wciągasz swoich znajomych, nie pilnujesz porządku wypadasz. Jeżeli tego nie rozumiesz ochrona wytłumaczy Ci to w drodze do kolejki ogólnej.
Między godziną 8 a 9 miała być ponownie sprawdzona lista obecności przez komitet kolejkowy, wsparty przez ochronę koncertu. W czasie tego sprawdzania otrzymaliśmy opaski od Live Nation, wraz z kolejnym potwierdzeniem naszego prawa do przebywania w grupie 300 osób.
Usłyszeliśmy, że po otrzymaniu opasek i sprawdzeniu listy jesteśmy wolni. Ten czas jest dla nas i nie musimy stać w kolejce. Jeżeli potrzebujemy, to możemy jechać do hotelu, domu, zjeść, albo cokolwiek innego. Najważniejsze, żebyśmy byli o 14:00 pod stadionem.
O 14:00 miała być sprawdzona po raz ostatni lista, ale ze względu na deszcz ten pomysł zaniechano. Nie mniej ludzie znali się już z widzenia na tyle (a nawet zawiązały się liczne znajomości), że ludzie bardzo dobrze wiedzieli kto, gdzie stał. Gdyby były jakieś problemy, to ochrona wiedziała co robić.
Ok 16:00 zostaliśmy wpuszczeni na teren stadionu. Oczywiście wcześniej nas gruntownie sprawdzono. Wszyscy karnie przewędrowaliśmy do podcieni stadionu z boku głównego wyjścia. Nadal każdy pilnował i honorował numeracji. Zdarzyło się tak, że fanka z Japonii została zawrócona z powodu zbyt dużej torby i musiała oddać ją do depozytu. Gdy staliśmy już w podcieniu stadionu sprawnie została przepuszczona i doprowadzona do swojego miejsca w kolejce.
U bramy stadionu staliśmy jakieś 30 minut odgrodzeni jedynie cienką taśmą foliową. W oddali było widać moknących fanów czekających przed bramą główną. W pewnym momencie Szef ochrony wyjaśnił nam sprawę jasno:
4. To, czy zostaniemy wpuszczeni do środka zależy od naszej kooperacji. Nie naciskamy na taśmę, nie przerywamy jej. Nie robimy głupich akcji. Jeżeli ktoś z fanów zacznie fikać cała umowa na wcześniejsze wejście traci rację bytu i wszyscy wracamy do ogólnej kolejki, która mokła w najlepsze przed olimpijskimi kołami.
Nim wybiła 17:00 byliśmy już pod barierkami otaczającymi scenę i drzewo Jozuego, które było wybiegiem dla zespołu. Ochrona podeszła do każdej osoby stojącej przy barierkach oklejając ją dodatkową zieloną opaską. Chyba otrzymali ją też inni przebywający w FOS, ale tego nie jestem pewien.
Teraz czekaliśmy już tylko na resztę fanów, którzy ruszyli spod olimpijskich kół, a potem tylko kilka godzin w deszczu i koncert…
Na tym właściwie mógłbym skończyć tę historię, gdyby nie to, że ona doskonale pokazuje, że można traktować siebie na wzajem z szacunkiem, można nie traktować czekających ludzi jak stado bezrozumnych gnomów. Można się po prostu chcieć i umieć się dogadać.
Po za tym, jak widać nie wszędzie trzeba doić ludzi za prawo do wcześniejszego wejścia. U2 jest jednym z niewielu zespołów, który nie pozwala na istnienie takiej kuriozalnej formy, jak bilety Early Entrance. Co prawda istnieje coś takiego jak Red Zone i ktoś kto, płacąc więcej, kupuje bilety w tej kategorii dostaje się do wydzielonego sektora przy barierkach (wybiegu). Nie mniej nie oznacza to, że Ci ludzie wchodzą szybciej, albo mają jakieś przywileje. Za to dostają eskortę stewardów, są traktowani z szacunkiem, ponieważ płacąc więcej, część pieniędzy przekazują na walkę z AIDS. Cały Red Zone został wprowadzony zwartą grupą długo po tym, jak my staliśmy już przy naszych barierkach.
Po za tym fascynujące było obserwowania ludzi w kolejce pod stadionem, jak współpracują ze sobą i szanują siebie i reguły. Nie było wciągania znajomków, blokowania miejsc pod wirtualnych kolegów, którzy na pewno przyjdą za 3 godziny. Nikt na nikogo nie warczał, że wyszedł z kolejki i wrócił za godzinę. Ponieważ nikt nikogo nie trzyma na siłę, więc można spokojnie iść i załatwić swoje sprawy, po to są w końcu numerki. Ochrona honorowała uzgodnienia i jedynie asystowała przy samoorganizacji fanów.
Czy coś takiego mogło by być w Polsce np na koncercie depeche MODE? Śmiem wątpić. Tak długo jak jest kategoria EE na pewno nie (a i w ramach kategorii EE nie jestem takim optymistą). Oczywiście elementy z powyższej historii można by zastosować, pod warunkiem, że fani między sobą będą się również traktować partnersko.
A już tak na marginesie wyobrażacie sobie, że pod halą przed koncertem depeche MODE np w Łodzi Czech z Niemcem organizują i pilnują kolejki z numerkami ponieważ mają umowę z polskim oddziałem Live Nation?… no właśnie…
Bilety to jedno i ich sprzedaż, ale kultura i komunikacja organizatora koncertu z fanami i fanów ze sobą, to zupełnie inna część tej samej układanki. Czasami wystarczy nie mieć siebie w d…pie i nie traktować jak potencjalnych wrogów.
Darrell Ives (1957-2007) – wspomnienie
Chciałbym dziś wspomnieć człowieka, przez którego nigdy się tak nie bałem, jak z jego powodu w całym swoim fanowskim życiu. Człowieka, który zapewniał spokój ducha i nietykalność osobistą zespołowi, a gdy trzeba było wkraczał tam, gdzie zespół miał poczucie zagrożenia… również ze strony fanów.
Darrell po raz pierwszy został odnotowany w świadomości fanów w 1990 roku, gdy rozpoczął pracę u boku zespołu na trasie World Violation, w 1993 jego osoba pojawiła się w tourbooku z trasy Devotional.
Na wizji po raz pierwszy Darrella można zobaczyć w reportażu z przygotowań do koncertu w Nancy – 1993.06.10. Tak od 2 minuty… miał jeszcze wtedy włosy. Później jego łysina była charakterystycznym znakiem rozpoznawczym.
Były żołnierz sił specjalnych był idealnym kandydatem na głównego ochroniarza depeche MODE. Swoją postawą i zachowaniem od początku budził respekt. Jego spojrzenie nie pozostawiało pola do interpretacji. Potem okazywał się świetnym kompanem rozmów przedkoncertowych, podhotelowych i podscenicznych, a przede wszystkim bardzo ciepłym i serdecznym człowiekiem, który zmieniał się w maszynę do ochraniania dosłownie w mgnieniu oka.
Pierwszy raz z Darrellem zetknąłem się w 2001 przed koncertem w Warszawie. Razem z kolegami udało nam się zatrudnić przy koncercie na Służewcu i cały dzień w ukropie pomagaliśmy, aby koncert się odbył. Karaś to nawet faktycznie uratował koncert w Warszawie, bo gdyby nie jego papiery elektryka, to organizator byłby w ciemnej dupie… wiecie niedziela, wakacje… ale ja nie o tym.
Pozwólcie, że zacytuję siebie z moich wspomnień – Exciter Tour In Our Eyes* – z 2001 roku:
Zbliżało się popołudnie i stwierdziliśmy, że pora przebrać się z roboczych ciuchów, bo i tak właściwie wszystko zostało już zrobione i pora wskoczyć w ubrania koncertowe. Pogoda nadal była OKi, choć wiatr się zaczynał wzmagać. Już przebrani wróciliśmy na teren koncertu. Po za tym wiedzieliśmy już, że za chwile nadejdzie pora prób nagłośnienia z zespołem, a potem wbiegną fani i trzeba być gotowym na ten moment. Chwilę później pojawił się Darrell Ives, który zaczął swoją inspekcję. Finałem tego było wymuszenie na organizatorach przesunięcia przednich barierek bliżej sceny, ponieważ wg niego odstęp był za duży i Dave nie miałby wystarczająco dobrego kontaktu z publiką. Chwilę później dostaliśmy esa, że zespół wyjechał z hotelu. Oznaczało to dla nas, iż za chwile zacznie się soundcheck. Nie w głowie było nam szarpanie się z płotem przed sceną, gdy na scenie miał pojawił się zespół. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki In Your Room [84]. Niestety nie dane nam było w spokoju wysłuchać próby. Darrell podleciał do nas i w krótkich żołnierskich słowach dał nam do zrozumienia, że mamy się nie opierdalać, tylko wziąć się do roboty. Było srogo, kolo mógł samym spojrzeniem złamać człowieka w pół. Chwilę temu przebraliśmy się w czyste ciuchy, a już byliśmy mokrzy. Szarpanina trwała m/w tyle, co próbne In Your Room [84]. […]
Jak to kumpel finezyjnie ujął moszny nam się ze strachu podniosły, a trawa na plecach stanęła na sztorc. Jeżeli dobrze wsłuchacie się w soundcheck z In Your Room, to usłyszycie między słowami nasze przerażone huje-muje i darcie się Darrella. Ale wróćmy do mojej opowieści sprzed lat:
Niechybnie wystawiliśmy się na odstrzał. Darrell Ives podleciał do nas, z pytaniem co my tu w ogóle robimy? Kto nas tu wpuścił? Zerwał nasze wszystkie plakietki trasowe i kazał nam się wynosić ze terenu koncertu. Nie pomogły tłumaczenia, że mamy bilety, że pracowaliśmy tu przez cały dzień itp. Po raz kolejny było bardzo niebezpiecznie, a przed nami całkiem wyraźnie jawiła się wizja nie-obejrzenia koncertu. Darrell poszedł pod scenę i coś zaczął pokazywać lokalnym ludziom z VAM na nas. Właściwie to powoli, ociągając się przemieszczaliśmy się w kierunku z którego mieli za chwilę nadejść posiadacze biletów „VIP”. Skończyło się na tym, że najważniejszy techniczny po stronie polskiej przyszedł do nas za chwilę i przyniósł nam znowu identyfikatory AAA, oraz te wydawane przez zespół. Kazał nam iść na swoje miejsca na krzesełkach i nie wychylać się już, bo i tak mamy już przejebane ;-). Potulnie to uczyniliśmy i do pojawienia się fanów w sektorze VIP nie ruszaliśmy się praktycznie z miejsca.
Najważniejsze, że mieliśmy soundcheck nagrany. Jak ilustrację wklejam zapis z soundchecku i kopię mojej wpleki, która tego dnia uprawniała mnie do wchodzenia na scenę przed koncertem.
Ludzką stronę Darrella moi kumple mieli okazję poznać tej samej nocy w hotelu Bristol. Z relacji wiem, że Darrell podszedł do kumpli w barze hotelowym i przeprosił nas za swoje zachowanie, ale jak to okreslił „był w pracy i sami wiecie… obowiązki„. W ramach przeprosin zaprosił ich spędzenia reszty wieczoru z zespołem, oczywiście pod warunkiem nienarzucania się chłopakom. Skończyło się na łojeniu, Piano Session i przelotnej znajomości z Davem zawartej w hotelowej toalecie… Z resztą tzw Bristolskie Noce czekają jeszcze na swoje spisanie dla potomności.
Zawarta w ten sposób znajomość sprawiła, że potem o dziwo stał się naszym najlepszym kompanem do końca Exciter Tour i w czasie Touring The Angel. Zawsze gdy staliśmy pod sceną lub pod wybiegiem mogliśmy liczyć na chwilę rozmowy z nim. Każda wizyta pod hotelem to było w najgorszym przypadku skinienie powitalne głową z jego strony, a często przybicie piątki. Kilka kurtuazyjnych słów lub nawet pomoc w lepszym ustawieniu się, gdy Dave będzie wychodził z hotelu.
W 2006 roku Dave miał manierę, że w czasie Behind The Wheel, kucał i śpiewał prosto w oczy upatrzonej laski trzymając ją za rękę. W Londynie Darrell stanął tak, że Dave miał okazję odśpiewać wersy Behind The Wheel prosto w oczy piękniejszej części naszej ekipy koncertowej. Dla odmiany poniżej zdjęcia z Berlina na których to się… nie udało 😉
Te drobne gesty sprawiały, że mimo, iż zawsze był w pracy skutecznie ocieplał często aroganckie zachowanie Dave’a do fanów. Czasami przepraszającym spojrzeniem, czasami drobnym gestem ułatwiającym zbliżenie się do idoli. Zawsze jednak pełna profeska. My też wiedzieliśmy, że zachowując się jak nie-fani, nie robiąc głupot, możemy liczyć na więcej, niż rzucające się pod koła i na maskę samochodu kopie Gahana, czy zdesperowanych fanek.
13.07.2006 był ostatnim razem, kiedy widzieliśmy, go osobiście. W sierpniu 2006 zakończyła się trasa promująca album Playing The Angel. Pół roku później, gdy Darrell był na trasie koncertowej w Pink Floyd w Hong Kongu – 16 lutego – dowiedzieliśmy się, że nie żyje.
Był to dla nas szok. Zdrowy wysportowany facet, który spojrzeniem zakrzywiał rzeczywistość i łamał w pół nagle odszedł z tego świata. depeche MODE ustanowiło fundusz powierniczy na rzecz żony i dwójki dzieci.
Dziś mija 10 lat od tego tragicznego dnia.
* Teksty po raz pierwszy ukazały się w fanzinie [SHAME] w 2001.
Więcej wspomnień o Darrellu możecie znaleźć po TYM adresem. Wspomnienia są po angielsku.
Ciężko być ochroniarzem, kiedy jest się fanem :-)
Ochraniałem depeche MODE. Tak, miałem tę przyjemność być na Tour Of The Universe w Łodzi podczas obydwu koncertów i to bez biletu he he, i jeszcze dostałem za to kilka groszy – Wspomina Tomek. Zapraszamy do przeczytania tekstu o tym jak ktoś kto ma dbać o nasze bezpieczeństwo na koncercie widzi nas i sam koncert. Trudno być jednak ochroniarzem, gdy się jest jednocześnie fanem depeche MODE.
Gdy dowiedziałem się, że będzie podwójna noc w Atlas Arenie – od razu dzwoniłem do mojego znajomego, że mogę jechać tam nawet za darmo – nie muszę dostać wynagrodzenia za te 2 dni pracy przy ochronie – aby tylko tam być NA OBIEKCIE, a nie gdzieś pod płotem czy bramie. Powiedziałem, że nie mam zamiaru robić żadnych zdjęć, czy filmować, chcę tylko patrzeć i obserwować… no i udało się.
Na halę wszedłem ok. 15:00 godziny w dniu pierwszego koncertu również z nadzieją, że zobaczę i usłyszę zespół na próbie… lipa… Próbę mieli wcześniej i udało mi się tylko obejrzeć próbę świateł i projekcji na telebimie. No ale nic, przyszło do ustalania miejsc – gdzie kto będzie stał podczas koncertu. Myślę sobie – jeśli pójdę pod scenę – OK. Będzie czad, ale jak ja wytrzymam plecami do zespołu, więc mówię do lokalnego dowódcy – Szefie! Ja i dwóch kolegów jesteśmy wyznaczeni przez Pana Maćka do zabezpieczenia loży VIP bo znamy angielski i niemiecki. – no i uwierzył. Takim oto sposobem oglądałem koncercik z b. dobrego miejsca…
Za drzwiami zimnica, powoli nadszedł czas… Bramy otwarto, a czarny rój ruszył na halę i bardzo szybko płyta zapełniła się fanami. Nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie wymyślił… Ja na schodach przy sektorze VIP, a w drzwiach pomiędzy korytarzem hali, a halą na ochronie ze mną jacyś dwaj chłopcy wystraszeni, którzy chyba pierwszy raz byli na takiego formatu imprezie. W mojej szalonej głowie świta myśl, po co moi ziomale mają się cisnąć na płycie daleko od sceny, jak może uda ich się wpuścić i posadzić na porządnych miejscówkach. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, kilka szybko wykonanych telefonów. Potem od kolegi który miał miejsca i bilety w sektorze siedzącym „pożyczyłem” bilet i na korytarzu oddałem kilku znajomym żeby sobie „legalnie” przeszli przez bramkę prowadzącą do sektora VIP – który jak podejrzewałem tej nocy będzie w większości pusty. Tym sposobem przez obie noce VIP-ami byli fani którym pomogłem. Jeden z kolegów wygodnie sfilmował nawet którąś noc. Chłopaki zostali odpowiednio poinformowani, jak się zachować jeśli ktoś przyjdzie z biletem na jego miejsce. Tylko raz przez obie noce jeden fałszywy VIP musiał udać głupiego i przepraszając zmienić miejsce na to obok, oczywiście dowódca chodził i obczajał, czy wszyscy swoje obowiązki wykonują jak należy. Widząc go głośno zacząłem rozmawiać po angielsku, niby sprawdzając bilet ze swoim podstawionym znajomym 😉 Sam natomiast podczas koncertu pilnowałem mojego tajnego nagrywającego z kamerą żeby go nikt nie przyuważył.
Koncerty w Łodzi większość z Was doskonale pamięta. Balony, chóralne ”masterowanie” przed bisami – ja na sektorze niby w pracy bawiłem się przednio i w towarzystwie znajomych.
Kiedy zespół grał już ostatni bis zszedłem na dół i usiłowałem dostać się za kulisy. Przecież przydałoby się chociaż przybić piątkę z kimś z naszej trójcy, a poza tym w kieszeni moich bojówek miałem płytkę (singiel) i pisaka bo może akurat któryś mi zrobi maziaja. Niestety lipa. Przecież zespół też ma swoją ochronę i przy kulisach duży pan ze stanowczą miną powiedział mi, że dalej już nie ma przejścia nawet dla nas. Potem uśmiechnął się i powiedział, że oni i tak od razu ze sceny wsiadają do busów i jazda na hotel. Chyba po moich sterczących włosach i wzroku kota ze Shreka domyślił się jakie mam zamiary. Zgodził się jedynie, żebym grzecznie tutaj postał i tylko w oddali widziałem jak zespół zapakował się do aut i odjechali podczas, gdy publika jeszcze skandowała depeche MODE, depeche MODE i rozcierała zmęczone łapki od neverowego machania na finał.
Praca ochroniarza to z jednej strony dużo pracy z ludźmi czasami ślepo zapatrzonymi w swoich idoli, ale też wiele śmiesznych sytuacji. Teraz opowiem Wam czemu ochrona wymaga różnych spraw i co się dzieje, gdy ktoś nie słucha się poleceń – mówi Tomek.
Polecenia ochrony to nie prośba tylko rozkaz.
Koncert J.M Jarre – jakiś upierdliwy typ nie chciał zając swojego miejsca, tylko pchał się pod scenę koniecznie chcąc zrobić zdjęcia, a że nie było na tym koncercie typowych miejsc stojących, tylko krzesełka, więc oczywiście jego zachowanie przeszkadzało innym widzom którzy spokojnie chcieli podziwiać show. Osobnik nie chciał zrozumieć wydawanych poleceń, więc któryś z kolegów zameldował dowódcy, że koleś ma chyba w plecaku alkohol i jakby urządzenie nagrywające. No i pomogło. Kolo miał darmowe zwiedzanie zaplecza podobnie, jak Martini w 2013 podczas koncertu dM w Berlinie.
Golden Circle
Po co jest Golden Circle? Powody są dwa. Pierwszy, aby rozdzielić gdzieś po drodze ludzi. Aby Ci, co są pod sceną nie zostali zduszeniu przez tych co są dalej. Ten sektor nazywa się różnie. Właśnie Golden Circle (GC), choć ta nazwa jest nieprecyzyjna, bardziej precyzyjne jest określenie Front Of Stage (FOS). Golden Circle to raczej miejsca wewnątrz sceny, albo wewnątrz zamkniętego wybiegu. Dla uproszczenia GC jest wewnątrz FOS. Takie GC już w latach 90. miała Metallica promująca np. swój Czarny Album, albo U2 podczas trasy w 2009 i wcześniejszych. U Mety nazywa się to Snake Pit (gniazdo węży), a powszechnie mówi się na to również Inner Circle.
Początkowo FOS był określeniem czysto technicznym, każdy kto miał bilet na podłogę mógł się tam dostać do określonego limitu uczestników koncertu. Z czasem zauważono, że parcie na FOS jest na tyle duże, że może warto na tym zarobić i zaczęto różnicować ceny biletów w zależności, czy ktoś chce stać bliżej czy dalej na płycie. Tak pojawiły się płatne FOSy, czy GC (sic!). Ostatnim wynaturzeniem tego procederu jest płacenie za prawo do wcześniejszego wejścia przed wszystkimi – tzw. Early Entrance i tak pojawiły się te nieszczęsne GCEE, czy FOS EE.
Dalej Tomek opowiada – Ochraniałem kiedyś koncert Metalliki w Chorzowie. Doczekaliśmy się otwarcia bram i pierwsze czarne postacie wbiegły na murawę z biletami w łapce marząc o przyklejeniu się do barierek – ha ha – rozumiałem ich doskonale, w końcu sam kilka razy tak biegłem starając się jak najszybciej zerknąć na bilet wpuszczałem ich szybko życząc dobrej zabawy. Najśmieszniejsze było to, że dostałem specjalne liczydełko i z mojej strony do FOSu mieliśmy limit wpuszczenia iluś tam osób. Nie pamiętam ilu i nie chce strzelać jakiejś głupiej cyfry… ja to miałem w dupie – wpuszczałem wszystkich który mieli bilet do tego sektora i oczywiście to liczenie stało się bez sensu…
Zdesperowani fani, albo fani, to już inna grupa ludzi. To do czego są zdolni to temat na inny wpis. Koncert Madonny – wpuszczamy na sektor GC – posiadającym bilety zakładamy te posrane opaski i młode dziewczę ze wzrokiem błagalnym mówi – wpuści mnie pan? – a ja na to – nawet jeśli Cię przepuszczę to tam dalej jest druga bramka i stamtąd Cię pogonią jeśli nie masz biletu, ale po chwili… moment! Biorę od kumpla kilka opasek i mówię – pomogę Ci. Jedną opaskę włożyłem do plastikowego kubeczka na napój i podając tej młodej dziewczynie mówię – teraz weź ten kubek i idź do kibelka TOI TOI, załóż ją i przejdź przez bramę jakby nigdy nic pokazując nadgarstek. Udało się <lol>. Zawsze był ze mnie ochroniarz, jak z koziej dupy trąbka… Mojemu koledze inna lala podobno proponowała żeby się z nią udał do tejże TOI TOJki. Może chciała się mu odwdzięczyć za wstęp… nie skorzystał.
_
Poniżej kilka rad, które warto sobie przyswoić, zanim stanie się pod bramą stadionu. Nie są to wszystkie sugestie, jedynie wybrane spostrzeżenia, na które zwraca uwagę ochrona lub lepiej się do nich stosować, aby nie obejrzeć hali z drugiej strony drzwi.
Przed wejściem do hali
Stojąc już w kolejce przy bramce bądźcie cierpliwi – mówi dalej Tomek – ludzie którzy stoją po drugiej stronie i będą sprawdzać potem bilety nie decydują o tym, czy bramki mają być otwarte zgodnie z wyznaczoną godziną… to idzie wszystko od szefa wszystkich szefów, czyli głównego menedżera OCHRONY ZESPOŁU. Ci ludzie w żółtych przeważnie ubrankach to OCHRONA OBIEKTU i to oni dostają wytyczne dotyczące organizacji bezpiecznej imprezy od załogi związanej już z ekipą dM – o tym Ty miałbyś więcej do powiedzenia – zresztą pisałeś o tym w wątku ze swoimi przeżyciami na Służewcu 😉
BILETY
Bilety podczas podróży na koncert, jak i oczekując pod stadionem/bramą przechowujcie ze starannością. Dodam od siebie, że szczególnie należy uważać na wydruki z domowej drukarki. Tego typu bilety najlepiej wyjąć dopiero przed kontrolą. Dalej Tomek nadmienia – trzymajcie je w koszulce foliowej lub w jakiejś tekturowej teczce, którą potem można nawet wywalić, albo napisać na niej jak to kochacie depeche MODE i pokazać w kierunku sceny szanujcie kwity, żeby nie zamokły. Potem nie będzie nieszczęścia, że nie wejdziecie na imprezę, bo bilet będzie nieczytelny / rozmazany / zamoknięty. Ochroniarz w pełni rozumie Wasze intencje i zapewnianiam, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, ale sorry nikt nie będzie przecież własną dupą ryzykował dla utraty pracy.
Częstym sposobem na przyśpieszenie odprawy jest takie naddarcie, złamanie perforacji, żeby wystarczył podmuch wiatru, aby oderwać część kontrolną od głównej części biletu. Jedni robią, to bo nie chcą mieć potem porwanego biletu na pamiątkę / na handel. Inni właśnie po to, aby przyśpieszyć przejście przez bramki. Parę razy spotkałem się z sytuacją, kiedy zamotany ochroniarz walczył z perforacją, a w tym czasie najlepsze barierki odlatywały.
Fight Fire with Fire
W obiektach obowiązuje zakaz używania otwartego ognia oraz palenia wszelkich rzeczy które się pali… (tytoń i inne liście), więc akcja z zapalniczkami na balladzie to nie jest dobry pomysł. Większość z nas ma przecież smartfony, a jeśli nie – to malutka kieszonkowa latarka, czy lampeczka rowerowa da i lepszy efekt i chyba będzie łatwiej ją przemycić i potem odpalić 😉 Inhalacja też jest zabroniona od niedawna, więc e-papierosy też są na cenzurowanym, warto o tym pamiętać również.
Picie
Na większości obiektów jest zakaz wnoszenia wszelkich butelek szklanych (napoje, perfumy, itp.), także napojów w puszcze. Jeśli już napój, to bezalkoholowy do 0.5 litra w plastikowej butelce, a i tak na bramce zabiera się zakrętkę.
Takie działanie ma kilka celów:
- Stadion, czy hala mają swoje interesy – umowy sponsorskie, ajentów, którzy chcą zarobić na napojach i podłej jakości jedzeniu (przeważnie nie dogotowanym, ze względu na słabe moce przerobowe urządzeń gastro). Kanapki czy owoca także nie wniesiecie – polecą do kubła nazywanego „depozyt”… wiec najeść się przed koncertem stosując oczywiście odpowiednią dietę – po co latać po tojtojkach i walić w muszlę w rytm ukochanej muzyki ;)…
- (1) Bezpieczeństwo – plastikowy kubek nie doleci do sceny, a otwarta butelka wypróżni się w czasie lotu i też spadnie przez sceną.
- (2) Bezpieczeństwo – z otwartą butelką w ręce biegnie się pod scenę dużo dłużej, wolniej i po drodze się rozlewa sporą część, więc… biznes się kręci.
Tomek radzi otwarcie: jeśli już wnosicie picie, to… ukryjcie gdzieś dodatkową zakrętkę. Przyda się na pewno.
Co do samego picia, to odradzam piwko czy kawę bezpośrednio przed wbiegnięciem pod barierki, dla tych co chcą zachować swoje dobre miejsce pod sceną przez cały koncert. Słyszałem o przypadkach lania po nogach i walenia w majty. Będziecie mistrzami, jeżeli doniesiecie do kibla i wrócicie w czasie jednego numeru pod scenę. Inaczej sprawa się ma gdy ogląda się show na trybunach. Posiadacze FOS powinni pić tylko tyle żeby nie zasychało w gardle, a nadmiar wody lepiej wydalić przez skórę, niż jako 1. Gdy w grę zaczyna wchodzić 2 lub 3 wtedy pora zastanowić się nad przyjęciem pomocy medycznej. W letnie dni to prosta droga do odwodnienia. Uwierzcie mi – idzie wytrzymać z półlitrowym napojem przez cały okres kilku godzin wyczekiwania pod sceną, a potem do ostatniego „Thank you! – We see You next time!”
Dobrym pomysłem jest zabranie soków w małych kartonikach, albo w foliowych woreczkach z zakrętką. Za naszą zachodnią granicą takie napoje są bardzo popularne na koncertach. Ochrona przepuszcza z nimi, a i łatwo opakowanie zutylizować pod nogami potem.
FLAGI, BANERY
Nigdy nie robiliśmy problemów z wnoszeniem flag czy bannerów. Przy bramce zgłaszane to było i oczywiście pokazane. Inaczej z możliwością ich montażu na barierkach czy trybunach. Zwróćcie uwagę, czy rozkładając flagę nie zasłonicie przypadkiem logo jakiegoś ze sponsorów imprezy, wtedy może być problem proponuję po raz kolejny kulturalnie pogadać z ochron.
Ochrona może mieć za to uwagi do wnoszenia masztów, drzewców i długich parasoli. Flagi tak pod warunkiem, że potem je przyczepicie do barierek, albo będziecie machać nimi w ręku. Parasol, czy długi drzewiec od flagi traktowane jest jako potencjalna rzecz podwójnego przeznaczenia. Tzn może służyć do machania, ochrony przed deszczem lub słońcem, ale może też służyć do zadawania obrażeń, a z tym już żartów nie ma.
Pieniądze, wartościowe rzeczy.
Dla Pań – żadnych kosmetyków w torebkach, tylko niezbędne rzeczy, jeżeli pieniądze, to chowajcie dobrze (w tłumie przebywają nie tylko fani, którzy przyszli się bawić na koncercie ) – w przypadku kradzieży ochrona nie będzie mogła zbyt wiele pomóc. Torebki tylko zasuwane na zamek, a nie na jakiś szybki zatrzask. Generalnie bagaż jak najmniejszy, żeby było wygodnie nie tylko Wam, ale i innym ludziom dookoła. Drogie Panie torebkę trzymajcie przed sobą, a nie z boku czy na pośladkach. Licho nie śpi, a i dostęp lepszy, o zabieraniu nadmiarowej przestrzeni wokół siebie nie wspomnę 😉
Relacje, jeszcze raz relacje.
Powiem jedno – ochroniarz to nie Twój wróg. Przykleiłeś się do barierki, to fajnie. Zamiast krzyczeń jakieś Aviva, czy inne Warta coś tam, coś tam! Spróbujcie już po wejściu na obiekt zyskać sobie przychylność ludzi z ochrony – zagadajcie, nawiążcie jakąś przyjazną relacje – czas zleci szybciej w oczekiwaniu na koncert przy rozmowie, a jeśli koleś jest przyjaźnie nastawiony możecie liczyć na jego pomoc nawet już w trakcie show (np. dostarczenie jakiegoś picia) lub pomoc w drapaniu się na scenę, gdy Dave będzie chciał z Tobą odśpiewać Somebody do perkusji Christiana.
Warto także zwracać uwagę na zachowanie ludzi obok, bo nie każdy może czyta 101dM.pl (Nie? przypis nadredaktora) i jest na koncercie pierwszy raz i nie będzie wiedział, że np. rzucanie flagi czy elementów bielizny na scenę jest zabronione .. (czy kapelusza 😉 hihi – w Pradze 2006 kapelusz rzuciłem – Gah podniósł i mi odrzucił… i ja durny zamiast zostawić sobie pamiątkę – to w Spodku powtórzyłem ten wyczyn… kapelingo poleciało dalej i tyle go widziałem … ☹
_
Nie jest to koniec rad przedkoncertowych. W trakcie pisania jest już kolejny art o bardzo wielu innych elementach obozowania przedkoncertowego, przeżycia pod sceną, czy utrzymywania swojego organizmu we względnej wytrzymałości. Niedługo ciąg dalszy, a ja dziękuję Tomkowi za współpracę i jego cennych uwagach. Tekst został w dużej mierze napisany przez Tomka, mnie (Martini) zostało w zlepienie go w całość lub dopisanie kilku uwag, czy też podklejenie zdjęć i linków.
Jak wyglądają koncerty w USA?
Kultura wokół-koncertowa w USA jest kompletnie inna od tej w Europie. Od 4 lat mieszkam w USA, więc w większości uczęszczałam i polowałam na koncerty Depeche Mode w Europie. Dopiero podczas ostatniej trasy wybrałam się na 3 koncerty w USA oraz na jeden Dave’a Gahana i Soulsavers.
Bilety to drogi sport w USA.
Już od samego momentu kupowania biletów zauważyłam, że kultura wokół-koncertowa w USA jest kompletnie inna. Kupienie biletów, które pozwolą na bycie pod sceną, graniczy z cudem, następnie na koncertach nie spotkamy pustych płyt przed sceną, z reguły nie ma koczowania pod halą czy stadionem, a i okazywanie nadmiernej ekscytacji na koncercie też nie jest wskazane. Zatem to, co dla nas może wskazywać, że atmosfera na koncercie będzie kiepska ze względu na słabą frekwencję pod halą, w USA postrzegane jest jako dobra cecha całej organizacji.
Zacznijmy od kupowania biletów i od tego, że w USA (o zgrozo!) funkcjonuje legalny rynek z drugiej ręki. Oprócz oficjalnych serwisów jak Ticketmaster są też inne, na których bilety są odsprzedawane jak np. StubHub. Zresztą sam Ticketmaster często do nich kieruje, gdy nie ma już miejsc. W całym tym biletowym bałaganie najbardziej problematyczny jest fakt, że na na amerykańskich koncertach najczęściej wszystkie miejsca są numerowane, począwszy od pierwszego rzędu – dlatego nikt nie musi koczować pod halą. Jeśli hala nie ma siedzień na płycie, to ustawiane są krzesła. Pewnie bierze się to z tego, że Amerykanie są bardzo wygodni, a służby organizacyjne mają obsesję na punkcie reguł i porządku. Przecież gdyby w dużej hali była samowolka na płycie, to nikt nie wiedziałby jak się zachować! A tak, każdy ma swoje miejsce, przestrzeń do okoła i wszystko gra.
Czytaj: Santa Barbara SHOW
Niestety, jak nie trudno zgadnąć, numerowane rzędy i siedzenia pod sceną równają się z kosmicznymi cenami i niedostępnością biletów. Tym samym o miejscu pod sceną można sobie pomarzyć – chyba, że koncerty są kameralne, a sale liczą max kilka tys. osób (byłam na takich w Las Vegas i Santa Barbara, a bilety ‘general admission’ były głównym kryterium wyboru tych lokalizacji). Generalnie biletów na pierwsze rzędy w oryginalnej cenie kupić się nie da (a i tak kosztują ok $1000) i są dostępne dopiero z drugiej ręki w cenie ok $2500. I wiecie co za tym idzie? Atmosfera pod sceną nie ma się nijak do tych w Europie. Przez to, że grubość portfela decyduje o tym, kto zasiada w pierwszych rzędach, pod sceną mamy same ‘pikniki’, które nie dość, że bilety mają ze względu na kasę, członkostwo jakiegoś programu lojalnościowego albo banku (mają wcześniejszy dostęp do biletów), to w trakcie koncertu wychodzą po piwo, hot doga i co nie tylko. Niestety przede wszystkim z tej powodu tej polityki pierwszych rzędów trasy w Ameryce tracą wiele na uroku.
Szybko zorientowałam się też, dlaczego Amerykanie nie mają akcji koncertowych.
Kolejna ciekawa sprawa to kontrola swobody i ochrona. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do akcji koncertowych, transparentów, tabliczek, prezentów rzucanych na scenę itd. Na swój pierwszy koncert w USA, bodajże w Shoreline Amphitheatre w Mountain View, przyniosłam polską flagę. Niestety w ciągu pierwszych sekund, odkąd ją wyjęłam, zostałam poproszona o schowanie. Ponieważ obiekt ten jest całkowicie wypełniony miejscami siedzącymi, ochrona ze swobodą przechadza się między sektorami i na okrągło zwraca uwagę. To samo tyczy się zbyt swobodnych wygibasów, tańców, itd. Niechętnie na to się patrzy, podejrzewając, że albo przeszkadzasz innymi, albo zaraz zrobisz coś głupiego. Oczywiście ludzie bawią się i podrygują, ale znając europejską widownię, to gdy ma się tyle miejsca wokół będąc w pobliżu sceny (nagle nie tylko możesz szaleć z rękami zgiętymi w łokciach, ale też obracać się wokół własnej osi oraz zrobić pół kroku w bok), ze szczęścia można by zwariować uskuteczniając mimowolnie zaawansowany Dave Dancing. Zresztą, rzeczywiście ci odważniejsi wychodzą poza swoje rzędy do alejek i tym sposobem za chwilę znajdujesz się niemalże na równi i na wyciągnięcie ręki z zespołem. Trzeba pamiętać jednak, że nie tylko ochrona zaraz przywołuje do porządku, ale i ludzie z brzegu rzędów narzekają i zwracają uwagę. Czasem uda się, by wybryki te uszły na sucho – wtedy podczas kilku kawałków udaje się okupować miejscówki, za które inni zapłacili grube $$$ – ale czasem nawet na chwilę będzie to niemożliwe. To zależy od miejsca, szczęścia, itd. Przecież ochrona dostała by zawału.
Czytaj: Dave Gahan i Soulsavers w Los Angeles — wrażenia!
Warto dodać jeszcze, że przy niemalże każdym obiekcie w USA jest sekcja z jedzeniem i alkoholem. Koncerty traktowane są jako wydarzenie służące do relaksu, odpoczynku i spędzenia czasu ze znajomymi. Większość ludzi z tego chętnie korzysta, a przed samym koncertem, zamiast spinać się kto jakie zajmie miejsce, odbywają się spotkania towarzyskie przy budkach i kasach w stylu przerwy między aktami w teatrze.
Co do hal, które naprawdę robią wrażenie, to wspomnę raz jeszcze o Shoreline Amphitheatre w Mountain View – kultowe miejsce jeśli chodzi o koncerty, świetna akustyka, wspaniała atmosfera. Nawet te najdalsze bilety, które de facto zapewniają miejsca już poza amfiteatrem na trawie, są warte swojej ceny. Z innych lokalizacji to oczywiście Santa Barbara Bowl – obowiązkowy obiekt, a także inne sale w Las Vegas, gdyż są kameralne i jest szansa, że płyta nie będzie numerowana.
Czytaj: DJ Show Martin’a Gore z Depeche Mode w Santa Barbara
No cóż, po trasach w Europie, tęskni mi się za tym europejskim klimatem. Poza tym, zdając sobie sprawę z tych wszystkich obostrzeń, chyba już nikogo nie dziwi, dlaczego nie ma akcji koncertowych w USA?
_
Zobacz inne projekty Sylwii:
Projekt Ghost | Teledysk Route 66 | Blog JaiOn.pl
Przed trasą… zanim się zacznie.
Rozpoczynam nowy cykl na stronach MODE2Joy.pl w którym zajmiemy się tym wszystkim dookoła koncertów, co może Wam pomóc i przeszkodzić w bezproblemowym dotarciu, oczekiwaniu i… przetrwaniu, a czasami dotrwaniu. Opowiemy Wam o naszych doświadczeniach z koncertami dM. Pojawi się wiele nowych osób, na M2J, które opiszą Wam ze swojej perspektywy jak wyglądają koncerty. Jak koncert widzi fotograf, ochroniarz, jak przygotować się do wyjazdów, co warto zabrać, a co trzeba zostawić w domu.
Od razu na początku chciałbym podkreślić, że nie są to teksty dla starych wyjadaczy koncertowych, z którymi pewnie się spotkam gdzieś na trasie pod Dusseldorfem, albo Madrytem. To raczej zbiór porad dla tych, którzy wybierając się na koncerty zadają różne pytania na forach, FB, czy innych miejscach. Tym razem postaramy się na te pytania odpowiedzieć zanim padną.
Jeżeli ktoś z czytających chciałby się podzielić swoimi life-hackami, albo ma sprawdzone patenty, które pomogą innym – zapraszam. MODE2Joy i 101dM jest otwarte dla każdego, kto chce coś napisać.
Spróbujemy w tym cyklu przejść cały proces od ogłoszenia rozpiski z koncertami, aż do pierwszych dźwięków intra na najnowszej trasie. Z zakupem biletów już nie zdążymy, ale w tekstach z tego cyklu pojawią się kwestie bezpieczeństwa, aparatów, podróży, noclegów, co trzeba kupić przed wyjazdem w trasę. Sporo czasu poświęcimy również kwestii – czego nie brać, bo to tylko strata miejsca, czasu i źle wygląda i po co wyjść na janusza koncertowania. Teksty już się piszą, a cykl jest otwarty dla wszystkich z Was.
Podpowiemy kilka life-hacków koncertowych i czego się nie możecie robić na koncertach w USA (jeśli tam jedziecie), oraz na koncertach w Europie. Opowiemy co możecie robić, a za co ochrona Was ukarze. Cykl jest perespektywiczny, bo przed nami koncertowa zima 2017/2018. Koncertowo-depechowe szafiarki na pewno znajdą coś dla siebie, fani survivalu również. Ale najpierw zaczniemy dosyć egzotycznie od Ameryki Północnej, jej specyfiki koncertowej i czym się różni od tego jak my Europejczycy bawimy się na koncertach. Miłej lektury…
Tour Itinerary
Poprzedni tekst można traktować jako wstęp do tego wpisu. Postanowiłem jednak rozdzielić tworzywo od twórcy, ponieważ Tour Itinerary [TI] jest pozycją interesującą samą w sobie. Po za tym wiąże się z nią wiele ciekawych historii trasowych.
Po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Tour Itinerary [TI] w 2001 roku, wtedy nie wiedziałem, że taka mała książeczka, w której były zapisane najważniejsze informacje logistyczne tak się nazywa. Przez wiele lat była to dla mnie pozycja pt ’Book Of Lies’ (’Księga Kłamstw’). To jest tytuł lub podtytuł, którym SmartArt określa swoje produkcje i takie motto można znaleźć również na stronach tej firmy.
Było to dzień lub dwa po koncercie depeche MODE w Warszawie 2001.09.02, gdy przyleciał do nas kumpel i z trzęsącymi rękoma wyjął tę pozycję. Nikt z nas nie wiedział co to jest, ale nagle w jednej chwili dostaliśmy dostęp do wszystkich hoteli i okolic na właśnie dziejącej się trasie. Byliśmy przestraszeni faktem posiadania tak gorącego znaleziska, że właściwie na spokojnie byliśmy w stanie do niego wrócić dopiero po zakończeniu trasy. Szybkość wydarzeń i fakt, że po koncercie w Warszawie musieliśmy już jechać na koncerty do Berlina i dalej sprawiło, że nie mieliśmy okazji nawet porządnie skopiować tej publikacji na potrzeby wyjazdu. Po trasie znalezisko to miało już tylko znaczenie archiwalne i przydało mi się potem do prowadzenia MODEontheROAD, czy pisania takich tekstów jak ten o Exciter Tour w Warszawie.
Najstarsze znany mi egzemplarz pochodzi z 1986 roku. Wcześniejszych produkcji tego typu nie znam, choć specyfikacje pojedynczych koncertów mam w swoim posiadaniu, czego fragmenty pisałem w odcinkach o wyżywieniu na trasie. Przewodniki Tour Itinerary wielokrotnie pojawiały się w moich wpisach, jako baza, czy też cichy bohater moich tekstów.
TI mają również swoje życie po zakończeniu tras, być może nawet wtedy staje się jeszcze większym obiektem pożądania, niż w trakcie trasy. Jako, że nakład na każdą trasę jest liczony w liczbach bliskich 100 egzemplarzy, a po drodze coś się wykrusza, to bardzo szybko ceny za pojedyncze egzemplarze osiągają kwoty w okolicach 1000 PLN, choć i za 300-400 PLN da się wyciągnąć takie pozycje. Wszystko zależy ile egzemplarzy zmieniło właścicieli w kierunku do fanów, czyli jak bardzo nasycony jest rynek. W tej chwili najtańsze pozycje są z Devotional Tour. Bardzo dużo egzemplarzy jest w posiadaniu fanów, więc ceny nie osiągają zawrotnych pozycji. Bardzo pożądane są egzemplarze z ostatniej trasy i właściwie wszystko od Violator w dół.
Głównymi autorami upubliczniania tego typu pozycji od lat są byli członkowie ekip koncertowych. depeche MODE nie jest tu wyjątkiem, choć TI od dM wcale nie jest częstą pozycją na ebay’u. Przez co pojedyncze egzemplarze należą do stosunkowo drogich pozycji. Z ostatniej trasy taka pozycja pojawiła się tylko raz i dotyczyła 2 nogi po USA i Kanadzie.
Z TI związana jest jeszcze inna ciekawostka. Na wielu trasach poszczególne nogi trasy mają swoją nazwę kodową. We wszelkich materiałach skierowanych do prasy, czy fanów poszczególne części określa się np jako European Leg, North American Leg, European Winter Leg… tak w przypadku wewnętrznej komunikacji wygląda to już inaczej. Przykładem niech tu będzie trasa z 2005/2006. Touring The Angel liczyła 4 odsłony oznaczane kolejno jako: pain and suffering in various cities in the USA (29.10.2005 – 09.12.2005), Dresden and beyoned….. (12.01.2006 – 03.04.2006), California thru’ DC (24.04.2006 – 21.05.2006), the Final Frontier…….. (02.06.2006 – 03.08.2006).
Warto też zwrócić uwagę, że TI mają różne wielkości. Kwestia poręczności była tu istotna, nie mniej nie wiem jakie było przyporządkowanie. Kto z członków ekipy koncertowej dostawał jaki format.
Oprócz tego każde TI ma zamieszczone dodatki charakterystyczne tylko dla danej trasy. Oprócz wspomnianych wyżej nazw poszczególnych legów, trasa z 1994 miała rozpiskę meczy podczas mistrzostw świata w USA, a trasa z 2001 roku miała również szczegółową rozpiskę lotów prywatnego samolotu zespołu, co nie było już tak eksponowane w 2009/2010. Niektóre TI maja również wpisane motto na dany dzień np przy koncercie w Warszawe 2001.09.02 jest motto – Alcoholic is someone you don’t like who drinks as much as you.
Dla odmiany TI z Devotional Tour posiadało aż 5 odcinków mimo, że sama trasa z 1993 roku miała jedynie 3 części. Do tego podziały na odcinki przebiegał inaczej niż faktyczny przebieg trasy. Noga w Europie miała 2 odcinki, a Północna Ameryka 3, przy czym ostatni odcinek był połączony z 3 nogą po Europie z grudnia 1993. Każda część miała swój kolor. Ale to jeszcze nic…
Dla wybrańców Tour Itinerary przybierało bardzo wyrafinowane postacie. Pamiętacie aukcję Alana z 2011 roku? Rok później podobną aukcję zrobił Andy Franks przytulając również konkretny grosz. Pośród dziesiątek pamiątek pojawiła się i taka pozycja. Oprawiona w skórę wersja Tour Itinerary. Na bogato…., ale co będę chłopkom zazdrościł nieswoich pieniędzy…
TI są opracowaniami ze swojej natury bardzo ramowym i dosyć płytko wchodzą w to, co faktycznie dzieje się technicznego na zapleczu koncertów. Raczej dotyczą wszystkiego dookoła, tylko nie koncertów. Ta bardziej szczegółowa dokumentacja powstaje na styku managemant zespołu i organizatorzy koncertów.
Do każdego koncertu musi powstać dokumentacja, która jest wypadkową wymagań zespołu. technologicznych sceny / show, wymogów agencji koncertowej, wymogów gospodarza obiektu, lokalnych regulacji prawnych. Jest to dokumentacja, która powstaje w ślad za umową i riderem technicznym. Czym jest rider techniczny pisałem w ubiegłym roku o tym. Do każdego koncertu powstaje dokumentacja określająca drogi dojazdu ciężarówek, drogi komunikacji ludzi, wózków widłowych wraz z wymiarami tych dróg. Specyfikacje instalacji elektrycznej obiektu, podłączeń i wymogów pożarowych. Niedługo przybliżę Wam jak to wygląda na jednej z największych aren w Polsce.
_
Na koniec mała prywata. Posiadam w swoich zbiorach całkiem sporo opisanych powyżej pozycji, nie miej jeżeli ktoś chciałby się wymienić, to chętnie, porównamy co kto ma… Lista moich TI na prv.
Smart Art Ltd.
Kontynuując cykl o firmach pracujących na zapleczu tras koncertowych depeche MODE, tym razem chciałbym Wam przybliżyć firmę dosyć specyficzną. Ani firma, ani produkt właściwie nie jest znana. W tym wpisie zająłem się samą firmą, w następnym wpisie będzie o produktach, jakie zapewnia naszym ulubieńcom. Obie kwestie są godne tego, aby poświęcić im oddzielny tekst.
Przeczytaj o innych ludziach i firmach pracujących dla depeche MODE: Dr Dot | StageCo 1 | StageCo 2 | Flying Saucers / Popcorn Catering / Eat Your Hearts Out |
Raz na jakiś czas pytacie się mnie skąd mam te, czy inne informacje lub też skąd mam dokumenty opisujące zaplecze tras koncertowych, dziś i w następnym wpisie częściowo uchylę kurtynę.
Wiele jest w naszym życiu rzeczy, bez których przez lata spokojnie się obywaliśmy i pewnie wielu obywa się nadal, ale gdy pojawia się ta konkretna rzecz, innowacja nagle się człowiek zastanawia, jak to było możliwe, że do tej pory funkcjonowaliśmy bez tej czy inne zabawki dla dużych dzieci. Ot takie ’First World Problems’. Jest taka firma pracująca w showbiznesie koncertowym, bez której trasy z pewnością by się odbyły, nawet miałyby wspaniały przebieg, ale czy na pewno byłyby tak sprawnie prowadzone na zapleczu, albo wymagałyby zatrudniania ciut większej ekipy, a i okres przygotowania do trasy byłby trochę dłuższy. Koncerty odbyłyby się, jak zaplanowano, ale na pewno więcej pracy miałby tour manager. Z resztą spróbujcie znaleźć tę firmę w Internecie/FB… powodzenia (nie jest to łatwe, ale i nie niemożliwe).
Firma nazywa się Smart Art i pochodzi z Kalifornii, założona została w 1985. Zajmuje się opracowywaniem i wydawaniem szczegółowych opisów tras – dzień po dniu – dla ekip koncertowych. Od pierwszego do ostatniego dnia, gdy ekipa koncertowa jest razem. Zadaniem Smart Art jest zebranie wszystkich detali każdego z koncertów – od dat, godzin, km, litrów, numerów telefonów, kontaktów, adresów, godzin otwarcia baru, czy jest tam fortepian i wszystko, co może się potencjalnie przydać lub jest ważne. Wszystko dla zgrai ludzi mówiących po angielsku, która zjawia się nagle w obcym kraju i chce ogarnąć się przed i po koncercie. Dzięki wydawnictwom Smart Art, nawet po pijaku są w stanie pokazać taksówkarzowi adres, gdzie ma ich zawieźć do hotelu na lulu z drugiego końca miasta.
Firma istnieje 30 lat na rynku i gdzieś od tego czasu (może trochę później) obsługuje również depeche MODE. Wytwarza papierowe książeczki zwane – Tour Itinerary – co można tłumaczyć jako ’Rozkład Jazdy’, a wujek Google tłumaczy to pojęcie jako ’Biuro Podróży’ Ot takie biuro w na papierze i ale tylko…
…Nie wiem, jak wielu z Was pamięta czasy pagerów, czy sytuacji, gdy dzwoniło się na centralę, aby zostawić wiadomość dla kogoś, kogo akurat nie było w tym momencie pod telefonem… stacjonarnym. W Polsce znamy to głównie z filmów, ale pod drugiej stronie Atlantyku było to bardzo popularne. Sekretarka lub goniec, odbierał wiadomość i przekazywał dalej, żeby trafiła do adresata, który miał przeczytać wiadomość (taki ówczesny SMS), oddzwonić, czy też być w pobliżu telefonu, bo ten ktoś będzie jeszcze dzwonił. Jak to dobrze, że teraz te sprawy załatwia jedno urządzenie. Każdy, kto potrzebował dostawał bloczek ze Smart Notes z predefiniowanymi kontaktami (Książka Telefoniczna) i mógł czynić użytek. Na Devotional Tour i Exotic Tour było to bardzo popularne narzędzie komunikacji.
Czasy się zmieniają i dziś również te narzędzia, albo odeszły do lamusa, albo powoli odchodzą w zapomnienie. Smart Notes już odeszły, a i Tour Itinerary powoli odchodzą w zapomnienie. Ubiegłoroczna trasa depeche MODE to był taki okres przejściowy. Z jednej strony nadal istniały jeszcze wersje drukowane, ale już na ostatniej trasie nasi ulubieńcy mieli Tour Itinerary w postaci aplikacji na iPhone / iPad. Z punktu widzenia zespołu i producenta e-Tour Itinerary to same korzyści, bo pozwala na personalizowanie informacji, jakie w zależności od funkcji, pełni się na trasie. Wersje drukowane miały to do siebie, że wymagały standaryzacji i sprowadzenia do najniższego wspólnego mianownika.
Te bardziej szczegółowe informacje były przekazywane w postaci różnego typu dodatków i/lub specyfikacji. Były produkowane raczej siłami wewnętrznymi lub przez promotora konkretnego koncertu. W tych szczegółowych dodatkach znajdują się specyfikacje hal, drogi dojazdowe. Materiały te mają często postać laminowanych broszur A4. O ile treść zawarta w nich jest wysoce profesjonalna, to forma wykonania cokolwiek amatorska. Przykład takiej produkcji poniżej… Więcej o Tour Itinerary i tego typu produkcjach w kolejnym wpisie….
Rider Techniczny
Raz na jakiś czas w moich wpisach pojawiają się różne pojęcia, które nie zawsze wyjaśniam. Okazuje się, że jednak od czasu do czasu zachodzi potrzeba wyjaśnienia. Dzieje się to na prv, ale pomyślałem sobie, że tym razem warto szerzej napisać o niektórych zwrotach, by mieć takie wyjaśnienie w archeo i na spokojnie do niego linkować.
Dlatego dziś droga klaso zajmiemy się ważnym pojęciem z zakresu koncertologi stosowanej jak ’Rider Techniczny’. Weźmy na ten przykład taki znany i lubiany zespół, jak depeche MODE, który od lat bawi publiczność koncertami na scenach całego świata.
Zanim jednak dojdzie do zorganizowania koncertu management zespołu przygotowuje listę wymagań w stosunku do organizatora koncertu. Jest to lista rzeczy, które każdy organizator musi spełnić, żeby koncert się odbył, a zespół był zadowolony. Oczywiście są tam rzeczy ważne i ważniejsze.
Zawsze najważniejsza jest specyfikacja sprzętu ściśle związanego z koncertem, a którego zespół nie wozi ze względu na koszty, wrażliwość w dalekim transporcie itp. Są to często dodatkowe systemy nagłaśniające, które mają uzupełnić nagłośnienie standardowe lub poprawić słyszalność na obiektach, które są ponadstandardowe na trasach. Tak było np w Warszawie 2001.09.02, gdy połowę nagłośnienia przywiózł zespół, a połowę dostarczał organizator i jego podwykonawcy.
Podobnie sprawa ma się z innymi elementami – jak oprawa świetlna, czy konstrukcja sceny. Zespół wozi ze sobą tylko niezbędne oświetlenie, które wystarcza na obsłużenie standardowego koncertu, ale kiedy dochodzi np. do kręcenia wideo z trasy, to dokładane są kolejne lampy, żeby ładniej wyglądało w telewizorze. Takie elementy pochodzą przeważnie od lokalnych kooperantów.
Inną grupą wymagań są tzw zachciewajki artystów. One też dzielą się na 2 części te, które muszą być choćby skały srały i te które są w riderze np. po to, żeby sprawdzić na co stać organizatora koncertu lub właśnie po to, żeby doprowadzić do niezorganizowania jakiegoś koncertu. Dyplomacja jest ważna na każdym etapie. Czasami można powiedzieć sp…j, a czasami trzeba powiedzieć to tak, aby rozmówca cieszył się na myśl o zbliżającej się podróży…
Ridery nie powinny wypływać po za mury agencji koncertowych i są tylko dla oczu ich pracowników. Ale jak wiadomo życie jest życiem i tego typu dokumenty pojawiają się publicznie. W przypadku depeche MODE samodzielne ridery pojawiły się po Touring The Angel. Pełniejsza wersja pojawiła się za sprawą słowackich fanów z dm.sk.
Inny przykład ridera pojawił się na sieci po 2006 w części dotyczącej upodobań kulinarnych ekipy technicznej i właśnie tego, jak mają być przygotowane garderoby zespołu, czyli oprócz paszy również wystrój w postaci ikeban, czy innych motywów kwiatowych. Warto poczytać, bo ciekawie to wygląda. I żeby nie było, że ciągle piszę tylko o jedzeniu na trasie. Po prostu te pozycje zajmują w riderach najbardziej obszerne części i są dosyć mocno uwypuklone. Po za tym ridery dotyczące jedzenia najczęściej wyciekają (jak widać w świat).
Dla przykładu mogę zdradzić, że rider techniczny występów Recoil z 2009 i 2010 liczył 13 stron, z czego specyfikacja techniczna tego co na scenie zajmowała 3+ strony, natomiast pozostała część określała prawa i obowiązki, oraz relacje organizatora względem artysty, oraz kwestii bezpieczeństwa Alana i Paula Kendalla na scenie i po za nią. Dodatkowo rider opisywał relacje względem mediów, fanów, aż po detale żywieniowe, rodzaje ręczników, czy wygląd plakatów, koszty wynagrodzenia i biletów. Poniżej prezentuję po raz pierwszy fragmenty wymagań technicznych Alana względem nagłośnienia:
oraz oświetlenia scenicznego.
Ridery używane są również jako narzędzie w promocji. Artyści zamieszczają różne smaczki, które potem przypadkiem wyciekają do mediów, co wzbudza niezdrowe emocje na portalach pokroju ratlerka, czy innego mokasyna: o tytanowych rurkach do picia, czy specjalnej kolorystce i temperaturze deski w toalecie. Często lokalne media zamieszczają informacje ubarwione o koloryt lokalny, bo organizatorom zależy na tym, aby fani myśleli, że jakaś gwiazda traktuje dany kraj w sposób szczególny. Te informacje również jakoby pochodzą z Riderów Technicznych, ale służą przede wszystkim podgrzewaniu atmosfery, napędzaniu zainteresowania mediów wydarzeniem, oraz skłanianie (nie bezpośrednio) konsumentów do wybrania się na koncert.
Czasami w wywiadach zespół pytany jest o przed koncertowe celebracje, które muszą być spełnione, aby zespół wyszedł wyluzowany na scenę. Oprócz uścisków i innych team-bulidingowych historii, depeche MODE lubi mieć zapewniony stół do piłkarzyków (choć ten raczej jest wożony z zespołem, bo od lat na zdjęciach pojawia się ten sam), ale również panowie lubią dać się wymasować. To wszystko musi być zawarte w riderze, aby organizator to zapewnił, albo zorganizował miejsce na tego typu historie.
Rider Techniczny jest nieodłączną częścią umowy, a bardzo często zastępuje umowę między artystą, a organizatorem koncertu. Bardzo często operacyjnym wykonawcą postanowień ridera po stronie artysty jest agencja bookingowa. W przypadku depeche MODE jest to CAA, a w przypadku Alana jest to NeuWerk. Podstawowa różnica między umową, a riderem jest taka, że umowa dotyczy kwestii strategicznych, a rider najczęściej wyjaśnia jak, w jaki sposób ma to być wykonane, czy odpowiada za sprawy operacyjne.
depeche MODE by request.
Każdy, kto chociaż trochę interesuje się muzyką, jako taką mógł usłyszeć o akcji, jaką Metallica urządziła swoim fanom. Każdy, kto kupił bilet na koncert Mety tego lata mógł brać udział w głosowaniu na setlistę, jaka została zagrana podczas koncertu w Warszawie (2014.07.11), czy innym mieście (pełna rozpiska). Głosowanie już się zakończyło, koncert w Wawie się odbył. I co? Właściwie wynik był do przewidzenia…
Parę lat temu napisałem tekst pt. Hardcory vs Pikniki, w którym postawiłem dla wielu fanów bardzo smutne wnioski. Podobnie wynik głosowania na setlisty został odebrany przez wielu zagorzałych fanów Metalliki. Sami członkowie zespołu wyrażali swoje zdziwienie, że ich fani tak licznie i chętnie głosują na najbardziej oklepane hity. Oczywiście każdy głosował wg własnego uznania i na nic zdały się próby stworzenia masy, która pozwoliłaby na wprowadzenie do setu upragnionych „nieogranych” kawałków. Fani mieli siebie na wzajem w dupie, czego finałem jest wynik przewidywalny jak pogoda nad Bałtykiem. Co by nie planować i tak będzie lało, ale ja nie o tym…. Zastanowiłem się, co by było, gdyby fani depeche MODE dostali prawo do głosowania na 20 utworów, które chcieliby usłyszeć na żywo.
Przed każdą trasą powstają mniej lub bardziej fantazyjne setlisty, które są autorską wizją pojedynczych ludzi. Co by się stało, gdyby jednak te autorskie wizje spiąć w jeden set. Czy wygrałaby opcja dla hardcorów, czy też set pikników byłby górą?
Właściwie nie muszę ustawiać żadnego głosowania, żeby być spokojnym o wynik głosowania. Wszystko zawsze sprowadza się do najniższego wspólnego mianownika i każdy ma w swojej setliscie marzeń takie utwory bez których nie wyobraża sobie koncertu. Tylko potem to właśnie te utwory wygrywają i okazuje się, że są to jednocześnie najbardziej ograne utwory w historii koncertowej. Z resztą to widać też po statystykach najczęściej granych utworów depeche MODE. Z której strony by nie patrzeć wychodzi set marzeń dla pikników. Myślę, że depeche MODE doskonale to rozumieją i grając ten, a nie inny trzon setu zapewniają przybyłej masie rozrywę, jaką oczekują. Nie mniej nie byłbym sobą, gdybym nie chciał sprawdzić czy moje mądrowanie się jest prawdziwe, czy nie.
Jak uważacie? Napiszcie swoje zdanie w komentarzach pod tekstem na Facebooku, na Google+ lub na Twitterze.
depeche MODE i piłka nożna
Z jednej strony temat cokolwiek oklepany, bo fascynacja piłką nożną dobrze znana, szczególnie tą klubową – Arsenal, Chelsea – to ulubione zespoły Andy’iego i Martina. Aaaa i Alan również ostatnio zamienił fuchę muzyka na blogera i prowadzi blog o Queens Park Rengers (więc jak ktoś harata w gałę na którejś z odsłon gry FIFA 2000-cośtam, to już wie z jaką drużyną w lidze angielskiej pocinać z depechowskiego obowiązku 🙂 ). Ja chciałbym się skupić na piłce narodowej, choć i o klubowej też coś będzie…
Jako, że jesteśmy w samym środku Mistrzostw Świata, to pokusiłem się o pogrzebanie w kilku dokumentach źródłowych. Obok licznych związków piłkarsko-depechowych znalazły się nawet dwa wątki związane z Polską. Ale po kolei…
Przez lata kariery koncertowej zdarzały się takie momenty, że depeche MODE grało trasy w tym samym momencie, co działy się rozgrywki na boiskach jednego z krajów świata. O ile w 1986 i 1990 pewnie zespół oglądał transmisje z meczy rozgrywanych na stadionach Meksyku i Włoch, to jednak nie znalazłem żadnego śladu tej aktywności w prasie typu Bravo, czy innych równie miarodajnych źródłach :-P, czy dokumentach trasowych. Odległość w czasie robi swoje. Potem przyszła niesławna trasa letnia po wszystkich kontynentach tylko nie po Europie w 1994? Zanim jednak przejdę do roku 1994, na chwilę zatrzymamy się w roku 1993, bo tu pojawia się pierwszy wątek polski.
W czasie eliminacji do mundialu w USA nasza narodowa była w jednej grupie z Anglią, jak pamiętacie potem nasi piłkarze obejrzeli te mistrzostwa w TV, a tak oto przy okazji koncertu w Montrealu 1993.09.08 Daryl Bamonte komentował wygrany mecz nad Polską w tych eliminacjach.
Alan, ja i Joal z ochrony udaliśmy się do baru, by obejrzeć mecz Anglia-Polska w eliminacjach Mistrzostw Świata. Anglicy grali doskonale i z łatwością wygrali 3:0. Wygląda na to, że jesteśmy na drodze do mistrzostw USA ‘94! Nie piliśmy zbyt dużo bo koncert przed nami, ale nadrobimy to później…
W sumie to może lepiej pisać o wygranym meczu, niż psuć sobie humor i pisać o tym, że Dave właśnie stracił głos, a Martin musiał ciągnąć koncert do końca, by po 12 kawałkach zakończyć występ. Pełny zapis bloga w polskim tłumaczeniu znajdziecie oczywiście na MODEontheROAD.
I tak oto dochodzimy do roku 1994, gdy Summer Tour trwało w najlepsze na terenie Ameryki Północnej, równolegle w tym samym czasie, co Mistrzostwa Świata w USA. Rozpiska koncertów była mocno skorelowana z terminarzem rozgrywek. Każdy zatrudniony członek ekipy posiadał Tour Itinerary, w którym obok szczegółowej rozpiski koncertów była pełna rozpiska World Cup 94 (zdjęcie obok). Co prawda Anglia nie grała, ale nie tylko Anglicy byli w ekipie koncertowej.
Teraz następuje długa podróż przerwa w czasie, po której zjawiamy się w roku 2006, gdzie pojawia się drugi wątek polski, o którym dosyć obszernie pisałem już parę tygodni temu przy okazji rocznicowego wpisu o koncercie w Warszawie 2006.06.09.
Ale to nie jedyny motyw wspólny, po za tym pewnie inne nacje mogły by znaleźć podobne motywy wspólne, a szczególnie Niemcy, którzy mieli w jednym czasie i trasę, i mistrzostwa. Nie mniej nie jest tajemnicą, że koncert w Berlinie 2006.06.28, został dodany nieprzypadkowo. Był to 4. koncert depeche MODE w Berlinie, a 3. na letniej nodze. Koncert ten mimo, że był pierwszy, został dodany jako ostatni i poprzedzał 2 noce na Waldbuhne w pierwszej połowie lipca (co to był za skwar). Czerwcowy koncert został dodany, z jednej strony, aby depeche MODE mogło zagrać podczas mistrzostw, jako wsparcie licznych wydarzeń około sportowych. Co ciekawe w Tour Itinerary z 2006 roku nie ma już śladu po mistrzostwach, ale… koncert z 28 czerwca widnieje tam od początku, a to oznacza, że był planowany w tym terminie z góry pod FIFA 2006, tylko publicznie został najpewniej ogłoszony dopiero, jak obie lipcowe noce na Walbuhne zostaną wyprzedane.
To tyle, co wynalazłem w archeo, nie można jednak nie wspomnieć, że dla depeche MODE piłka nożna to stały element relaksu od samego początku istnienia zespołu, czego liczne ślady mamy do dziś. Od takich…
…przez takie…
…I takie…
…no i takie.
To tylko kilka przykładów, myślę że Wy znajdziecie ich jeszcze więcej, piszcie…
Ile depeche MODE zarobiło kasy od 1985?
Niby takie informacje publikuje Billboard, to musi być prawda. Tym czasem nic się nie zgadza, ale po kolei… Przed rozpoczęciem Delta Machine Tour świat obiegła informacja, że zespół zmienił agencję artystyczną z CAA na WME. Sam o tym pisałem obszernie również. Nie to jest jednak ważne w tym wpisie.
Porządkując stare notatki znalazłem tę samą informację o zmianie jednej agencji na drugą również na stronach Billboard. Jeden drobiazg przykuł na nowo moją uwagę. Przeszło to bez echa, ale skoro takie tematy są ważnym elementem tego bloga, to po prawie 2 latach też nie można do tego nie wrócić i tak zostawić.
Wg publikacji na stronie billboard.com od 1985 roku depeche MODE zarobili na koncertowaniu 154.3 miliony USD podczas 279 koncertów. O super!, dodam do tego kasiorkę jaką zespół przytulił na Delta Machine Tour – o czym pisałem Tu, Tu, Tu i Tu – i będzie piękny wynik. Tak krótki wpis nadaje się na Twittera i pachnie ciekawostką z pogranicza sensacji. Tylko, że w tym zdaniu nic się nie zgadza.
Weźmy te 279 koncertów. Od 1985 roku do końca Tour Of The Universe zespół zagrał dobrze ok. 900 koncertów, więc nie pasuje. No dobrze to może policzmy tylko koncerty w Ameryce Północnej…. nie dokończyłem jeszcze Touring The Angel, gdy zliczanie przebiło 300. Znowu nie pasi.
A teraz 154.3 mln USD. Informacja podana jest jako zarobek depeche MODE tylko, że dane podawane z tej i poprzedniej trasy przez Billboard mówią jedynie o przychodzie ze sprzedaży biletów z których dopiero część jest zarobkiem zespołu. A gdzie inne przychody? Jak to wygląda na prawdę możecie zorientować się na przykładzie opisanego przeze mnie kontraktu na występ w Sztokholmie 1988.02.12. Wynagrodzenie artysty, to jedynie ułamek kosztów, jakie pokrywają bilety, które kupujemy.
Jak dla mnie to zdanie dotyczy jedynie USA, dlatego jest od 1985 roku. Wcześniejsze występy miały na tyle marginalne znaczenie, że nawet nie były brane pod uwagę, bo nie sądzę, żeby tego typu zestawienia ukazywały się dopiero od 1985 roku. W końcu Billboard istnieje od 1894 roku. Tego mi zabrakło w tym zdaniu. Większej precyzji. Zdanie to jest jednak w żaden sposób nieweryfikowalne i może być jedynie ciekawostką. Nie używałbym tego jako punktu odniesienia bez stosownego komentarza.
Z robotem nie wygrasz?… rzecz o kupowaniu biletów
Robiłem ostatnio porządki w linkach, które zapisuje sobie na później do wykorzystania przy pisaniu kolejnych tekstów i odkopałem trochę starszy tekst z technologie.gazeta.pl. Tekst powstał w środku zawieruchy, jaką była Delta Machine Tour i wtedy nie miałem głowy do zajmowania się tą materią, choć paradoksalnie to właśnie wtedy był najlepszy moment na ten tekst. W końcu kupowaliśmy bilety Warszawę 2014.07.25.
W żartach stojąc pod halą często pada taki tekst (tuż przed otwarciem bramek), że kolegami to my będziemy pod sceną teraz jest wyścig ;-). Podobnie ma się często sytuacja przy starcie zakupów biletów. Wszyscy złorzeczą, że setki razy wywala ze strony operatora biletów, że serwery przeciążone, ale wszyscy wiemy, że w tym czasie Ty i Twoi znajomi z kraju i ze świata powodujemy właśnie ten tłok. Nie mniej nikt nie odpuszcza i każdy twardo siedzi :-).
Takie myślenie jest najpowszechniejsze. Tym czasem to może być błędne myślenie. Oczywiście ludzie powodują przeciążenie serwerów (tzw DDoS), ale co raz częściej swoje 50 groszy dokładają boty pracujące na potrzeby redystrybutorów biletów. W Polsce taki proceder jest zakazany, ale już za zachodnią granicą, a szczególnie w USA, jest to najnormalniejszy w świecie biznes i często jedyna możliwość nabycia biletów na koncert gwiazd sceny.
Efektem tego są upierdliwe systemy utrudniające życie przy zakupie biletów na koncerty. Nie jest to tylko amerykańska przypadłość. W Europie tam, gdzie działa, pieszczotliwie nazywany przez amerykanów ticketbastard, takie właśnie systemy zabezpieczeń się pojawiają. Mowa tu np o – Completely Automated Public Turing test to tell Computers and Humans Apart – czyli potocznie nazywane CAPTCHA.
Ten system blokowania dostępu przed botami jest jednocześnie znienawidzonym systemem przez ludzi, o czym przekonali się ostatnio użytkownicy dostawcy internetu od Areo.
Bot jest niezmiernie szybki. Jak wynika z badań Carnahana najbardziej zaawansowane systemy próbują kupić bilet na impresy sześćset razy częściej niż ludzie.
Można przeczytać w tekście na gazeta.pl. Prawda jest taka, że autoryzowani dystrybutorzy biletów w ten sposób chcą walczyć z drugim obiegiem, który jest nie po myśli tychże. W Polsce udało się to zrobić po przez wprowadzenie do polskiego prawa zakazu redystrybucji i odsprzedaży biletów, o czym boleśnie przekonali się wszyscy, którzy wystawiali bilety na systemach aukcyjnych, a potem dowiadywali się sami, albo Ci, co kupili od nich, że bilet został anulowany przez dystrybutora. Wszystko przez niezakrycie numerów seryjnych biletu.
Dystrybutorzy bardzo nie lubią jak robi im się konkurencję, a drugi obieg jest tego przykładem. O godzeniu w swobodę działalności (wolności) gospodarczej nie będę tu już wchodził, nie mniej sposób regulacji tego procederu z której strony by nie patrzeć jest dyskusyjny. W krajach, gdzie takiej praktyki nie ma lub traktuje się to jako normalną część biznesu wprowadza się ograniczenia na poziomie systemów zakupu biletów.
Efektem tego jest utrudnianie zakupu normalnym nabywcom. Kto miał okazję kupować bilety na koncerty np na francuskie koncerty depeche MODE, ten wie o czym mowa. Liczba wpisanych kodów „kapcia” szła w dziesiątki. Nie dość, że wyścig z czasem, innymi fanami, to jeszcze sam operator robił wszystko, aby utrudnić te zakupy.
Cały tekst: Brakuje biletów na koncert? Powodem wcale nie muszą być fani.
Dr Dot – czyli kojące ręce na trasie.
depeche MODE pytane o rytuały na trasie, wymienia wiele przykładów, ale jest jeden taki któremu wielu z Was chętnie się by poddało i grosza za to nie biorąc. Jak pamiętam swoje powroty z koncertów, to byłbym pierwszy w kolejce. Dr Dot i jej zespół dawali wielokrotnie spokój i ukojenie dla Dave’a, Andiego i Martina.
Pisząc wpis z zapowiedziami przyszłych tekstów natrafiłem na zdjęcia Dave’a i Martina w cokolwiek niekompletnej garderobie (ale to nie jest przecież nic nadzwyczajnego, na scenie robią to co noc), rzecz w tym, że Panowie byli przeważnie ubrani, jakby zaraz mieli pójść pod prysznic.
Andy często wspomina, że jego ulubionym rytuałem przed koncertem jest długi, relaksujący masaż. Firmą, która zapewnia na trasie chłopakom taki serwis jest zespół Dr Dot. Jest podobno bardzo znaną masażystka, która w swoich rękach nie takie ciała trzymała, że wymienię choćby Debby Harry, Henry Rollins, Lenny Kravitz, Sting, czy najbardziej urobioną z tego towarzystwa Paris Hilton.
Również bardzo często we wpisach na blogu Dr Dot pojawiają się odniesienia do depeche MODE. Po założeniu filtra na jej blogu możemy dowiedzieć się, że w czasie Tour Of The Universe nasi ulubieńcy przeleżeli wielokrotnie pod rękami Dr Dot, zarówno w USA, jak i w Europie. Nawet prasa niemiecka rozpisywała się o tym kto masuje Dave’a na trasie.
Każdy może skorzystać z usług jej firmy, a jeżeli przebywasz właśnie w Kaliforni, to możesz umówić się na wizytę domową Dr Dot i poczuć się jak Dave na trasie… no prawie 🙂
Zdjęcia pochodzą z bloga Dr Dot.
Standard StageCo (uzupełnienie po Delta Machine Tour)
Pisząc poprzedni wpis linkowałem do starego wpisu o firmie StageCo, która od lat odpowiada za budowę sceny na trasach depeche MODE. O ile Anton Corbijn, to kreacja, to StageCo jest wykonawczą stroną tego, co wymyśli Anton.
Rok temu o tej porze byliśmy już po koncercie w Nicei 2013.05.04, ale też Tel-Avivie 2013.05.07 i Atenach 2013.05.10. Zanim jednak trasa ruszyła i wielu pognało do Nicei na swój pierwszy koncert na tej trasie, to świat depeszowski obiegały wycieki z prób w postaci pierwszych fotek sceny i zabaw z ekranami. Na przykład takie:
Jedni się zachwycali bardzo, inni mniej, ale nie to jest istotne. Taka jest ten świat ułożony, że najwięcej sławy zbierają Ci co wymyślą, trochę mniej, albo wcale chwały otrzymują Ci, co realizowali te wizje. Przy okazji poprzedniego wpisu zajrzałem na stronę StageCo, w cichej nadziei, że to oni właśnie stali za sceną z minionej trasy. I faktycznie nie myliłem się. Zaglądając do roku 2013 można znaleźć zdjęcia z koncertu w Berlinie 2013.06.09 i taką oto notkę:
Depeche Mode’s Delta Machine tour was the first big international act at the start of the summer touring season for StageCo Germany.
They installed a three-Tower system for the band’s dates across Eastern Europe including eight shows in Germany which saw the group perform to thousands at the Olympiastadion in Berlin.
Zaglądając na niemiecką wersję strony StageCo, przeczytać możemy również, że firma ta obsłużyła 18 koncertów na letniej trasie depeche MODE, włączając w to Sofię 2013.05.12 i Berlin 2013.06.09. Wygląda na to, że byli również w Warszawie 2013.07.25, choć nie jest to wprost powiedziane. Tak na prawdę na uwagę zwraca jedno ze zdjęć publikowanych na ich stronie. I wcale nie to pokazujące przód sceny, tylko to drugie. Jest to chyba pierwsze, albo jedno z niewielu zdjęć, gdzie sfotografowano tył sceny z Delta Machine Tour, ale i w ogóle. Na niemieckiej tronie jest też więcej zdjęć sceny.
A fotka z zajafki, to nic innego, jak plan ułożenia kamer na scenie i na terenie obiektu koncertowego, które pracowały na potrzeby trasy koncertowej. Jak sobie powiększycie ją, to po lewej stronie można doczytać specyfikację osprzętu, jaki używał na minionej trasie reżyser obrazu. Nie mylić z reżyserem światła, to zupełnie inne osoby i często ze sobą na kursie kolizyjnym. Dla reżysera obrazu – światła to często defekt psujący obraz. Natomiast dla reżysera świateł ekran, to zło konieczne, które powoduje, że nie można ustawić wszystkich świateł tak, jak by tego oświetleniowcy sobie życzyli.
Niby drobiazgi, ale dopełnia to obrazu trasy i pozwala zajrzeć za kurtynę i do kuchni dziania się trasy.
TOP20 – czyli najczęściej grane utwory w historii zespołu (aktualizacja po Delta Machine Tour)
Podsumowań ciąg dalszy 🙂 Idąc świecką tradycją przygotowałem zestawienie TOP20 utworów granych najczęściej w historii koncertowej zespołu. Podobne zestawienie ukazało się w marcu 2010. Potem było jeszcze wielokrotnie aktualizowane. Zestawienie to jest tak na prawdę listą najbardziej ogranych numerów w karierze depeche MODE i jest odwrotnie proporcjonalne do zajmowanego miejsca na liście. Dlatego warto czytać je czasami odwrotnie.
Tekst jest napisany w konwencji listy przebojów, co nie znaczy, że cieszę się z faktu, iż jakiś kawałek spada, bo od 3 tras nie był grany. Myślę, że wielu dało by się pociąć, za ponowne wykonanie Everything Counts, Master And Servant, czy The Things You Said w pełnej wersji, a to te numery dołują, na rzecz innych numerów ze składanki największych przebojów, jakim jest ta lista.
Nie robiąc (tym razem) przydługiego wstępu dodam tylko, że nie będzie to proste dodawanie do TOP listy z 2010 wykonań z trasy w 2013 i 2014. Musicie pamiętać, że są to moje opracowania i nawet jak bym były w 99% zgodny z ideałem, to są to nadal moje analizy, na podstawie mojej metodologi, a więc obarczone jakimś błędem. Nie zawsze podsumowanie z 2010 + miniona trasa da poniżej wynik arytmetycznie zgodny. Powrócę do tego zagadnienia na końcu zestawienia.
OK, to popatrzmy jak zmieniła się lista po 7 marca 2014. W nawiasie podaję miejsce i liczbę wykonań z poprzedniego notowania 🙂 Zaczynamy od poczekalni:
30. 227 (28. 227) People Are People – chyba już nikt nie ma nadziei na to, że ten numer zostanie zagrany na żywo. Ten utwór będzie już tylko spadał, do kolejnej 10.
29. 228 (44. 123) A Pain That I’m Used To – to jest numer, który narobił w zestawieniu trochę zamieszania i największy awans w zestawieniu (15 pozycji). Niewielu spodziewało się, że ten numer powróci do setu koncertowego kiedykolwiek. Przeszło 100 wykonań pozwoliło mu na wejście do 3 dziesiątki i chyba tyle tego… nie przypuszczam, żeby numer zawalczył wyżej w przyszłości. No chyba, że podczas trasy The Singles 01 > coś tam.
28. 236 (27. 235) Leave In Silence – Po wykonaniu tego numeru na koncercie w Londynie 2013.11.19 Dave skomentował, że to było odważne ze strony Martina. O ile w 2006 Martin rozgrzewał tym kawałkiem zmysły i umysły fanek i fanów, to na tej trasie powitano jedyny wykon z obawą i ulgą… że już nie.
27. 237 (26. 237) Boys Say Go! – Fani domagali się tego numeru i zespół to słyszał, ale czy słuchał fanów…
26. 247 (25. 247) New Life – Nie ruszyło się i już nie ruszy. Może tylko spadać na liście, no chyba, że dotrę gdzieś do setlist z początku kariery i kawałek dorobi się drugie tyle.
25. 257 (24. 257) It’s No Good – Kawałek był próbowany w przerwach na tej trasie i miał wejść do setu podczas jesienno-zimowej nogi. Może dobrze, że nie wszedł. Na kolejnej trasie nie będzie tak oklepany. Przeplatanka co drugą trasę robi dobrze temu kawałkowi. Takie coś powinno spotykać więcej numerów. Aranżacja z Tour Of The Universe osłabiła moją sympatię do tego numeru i w sumie cieszyłem się, że go nie było na świeżo zakończonej trasie.
24. 260 (23. 260) Blasphemous Rumours – Podobnie jak New Life, z trasy na trasę powoli w dół. O ile New Life ma szansę przeskoczyć Blasphemous Rumours, to w przypadku tego numeru wszystko jest jasne i rozpisane już.
23. 260 (22. 260) Something To Do – To samo, co w przypadku Blasphemous Rumours.
22. 278 (21. 274) Somebody – kawałek oczko niżej nie zagrażał i nie zagrozi A Question Of Lust, więc 4 wykonania, to rodzaj zaznaczenia swojej obecności na liście od 1984. Było to raczej umocnienie swojej pozycji. Spadek o jedno oczko wynika z tego, że inni byli lepsi, a nie Somebody gorsze.
21. 320 (20. 317) A Question Of Lust – To zaskakujące, jak numer odsądzany od czci i wiary na poprzednich trasach na tej trasie urósł właściwie do miana bohatera i był stawiany jako przeciwieństwo plumkanego Home. Tylko 3 wykony nie uchroniły jednak A Question Of Lust od spadku po za 2 dziesiątkę. Pamiętajmy jednak, że jest to numer z grona niedoszacowanych, o czym więcej na końcu tego wpisu.
Kończymy poczekalnię i powoli zmierzamy do TOP20, czyli potencjalnego setu, jaki depeche MODE graliby, gdyby czytali to zestawienie. Idąc tym tropem myślenia, 3 dziesiątka, to takie zamienniki na podwójne koncerty w czasie długiej trasy Greatest Hits. 🙂
_
20. 331 (29. 225) Precious – 9 oczek do góry, najwyższy skok na liście. Utwór po tej trasie wdarł się szturmem do TOP20. Ja osobiście pozostaję w nadziei, że po kolejnej trasie tak samo szturmem z niej wypadnie. Np. po przez nie wykonywanie tego kawałka już nigdy więcej.
19. 371 (15. 371) Photographic – 4 pozycje w dół na liście. Podobnie jak A Question Of Lust uważam, że ten numer miał więcej wykonań, niż 371, ale jako, że nie mam dowodów, to jestem w stanie tylko tyle potwierdzić.
18. 372 (14. 372) Master & Servant – Sytuacja podobna, jak w przypadku Photographic, z tą różnicą, że w przypadku tego numery wszystko jest jasne, jeżeli chodzi o wykony. Jeżeli zespół nie weźmie, go na tapetę na kolejnej trasie, to grozi mu wypad po za TOP20.
17. 379 (19. 329) Shake The Disease – Numer, który sukcesywnie pnie się do góry od końca 2005 roku. Niestety styl w jakim to robi pozostawia wiele do życzenia. Na tej trasie dwa oczka w górę. Osobiście wolałbym, żeby już się nie piął, gdyby awans miałby zawdzięczać Martinowi, a nie Dave’owi.
16. 417 (16. 360) Home – 57 wykonań na The Delta Machine Tour pozwoliło na obronienie i ugruntowanie swojej pozycji. Podobnie, jak w przypadku Shake The Disease styl w jakim to się dzieje jest nie najlepszy. 417 wykonów daje mocną pozycję i spokojnie numer może odpocząć na kolejnej trasie… oby.
15. 428 (18. 330) Halo – kolejny warty odnotowania awans o 3 pozycje. Dla jednych zaskoczenie, dla innych nie. Dla jednych aranż na trasę był zaskoczeniem, dla innych nie.
14. 441 (17. 342) Black Celebration – jeżeli Halo, było zaskoczeniem, to co powiedzieć o Black Celebration. Na prawdę nie liczyłem, że kawałek uświetni jeszcze koncerty depeche MODE, a do tego wytrzyma całą trasę. Raczej obstawiałem, że podzieli losy Barrel Of A Gun.
13. 469 (12. 455) In Your Room – spadek o 1, co w tym przypadku oznacza obronę swojej pozycji. Numer od dawna prosi się o zapomnienie. Nie mniej te 14 wykonań na tej trasie były miłymi przerywnikami. Szkoda, że nie rozłożyły się bardziej równomiernie po całej trasie, tylko kumulacja nastąpiła pod koniec trasy.
12. 484 (11. 479) World In My Eyes – 5 wykonów, ale tylko na 1 i 2 nodze. Mogli dołożyć jeszcze ze 3-4 wykony na 3 nodze i byłoby na prawdę git. Nie dogoniłoby to w żaden sposób kawałka z pozycji 11, ale byłoby wtedy świetnym przykładem, jak oczekiwałbym po zespole, aby rotował swoje numery w setliście na całej trasie. Gdyby to przełożyć na sporą grupę kawałków z tego zestawienia, to argument o graniu na każdej trasie byłby żaden, a i pojęcie oklepania byłoby cokolwiek obce.
11. 540 (13. 440) Policy Of Truth – 100 wykonów na Delta Machine Tour, 102 wykony na Tour Of The Universe. W 2009 nieplanowany następca, w 2013 już jako pełnoprawny, planowany i chciany… Obok Walking In My Shoes i I Feel You kawałek, gdzie zespół ciągle poszukuje i próbuje urozmaicić początek. Szkoda, że tylko początek.
10. 596 (07. 548) Behind The Wheel – 48 wykonów na 106 dał w sumie… spadek o 3 pozycje. Czy to dobrze, czy to źle, to już sami oceńcie. Niestety Behind The Wheel mimo, że samo nic nie zawiniło, to miało pecha zastąpić w 2009 Strangelove, a w 2013 Soothe My Soul… i za to głównie mu się dostaje… taka karma. Warto dodać, że Behind The Wheel obok Barel Of A Gun, doczekało się dwóch wizualizacji świetlnych.
Z lata:
Z zimy:
09. 611 (10. 506) Just Can’t Get Enough – w 2005 roku Martin mówił, że grał ten numer z zażenowaniem i wstydem… no cóż na Delta Machine Tour to uczucie najwyraźniej ustąpiło… bece z Andrzeja. Za to mamy jedno oczko wyżej w stosunku do poprzedniego zestawienia.
08. 618 (05. 618) Everything Counts – 3 w dół, to było do przewidzenia, szczególnie, że numer porzucony w 2006 i raczej nie zanosi się na powrót. Kto wie, może… ale to i tak jest nic w porównaniu do…
07. 624 (02. 623) Stripped – które spadło na twarz niczym Morgenstern w tym sezonie. A wystarczyłoby min. 20 wykonań, żeby kawałek nie spadł poniżej 5 miejsca. Szczególnie, że wersja z Madrytu 2014.01.18 była o wiele bardziej treściwa i mięsna, niż ubogi aranż z 2009 i 2010 roku.
06. 628 (09. 528) I Feel You – Mam cichą nadzieję, że przeniesienie na bis tego numeru może oznaczać pożegnanie. Numer jest mocarny, ale tej mocarności co raz trudniej zdzierżyć.
05. 644 (08. 535) Walking In My Shoes – wersja z minionej trasy nadzwyczaj przypadła wielu fanom do gustu. Mimo odejścia od klasycznego początku, to na prawdę fajnie się słuchało i oglądało. Szkoda, że zespół zawsze poprzestaje tylko na początku. Remixy z singli dają o wiele większe pole do popisu… ale do tego trzeba być albo Alanem, albo dostać gotowca w postaci zewnętrznego remixu. Skok z 8 na 5 pozycję na prawdę zasłużony i nie jest to ciągnięcie łacha z mojej strony.
04. 714 (06. 610) A Question Of Time – już nie mogę zdzierżyć tego numeru na żywo. Awans na 4 miejsce to szczyt możliwości. Pierwsza 3. jest nie do ruszenia… chyba.
03. 732 (04. 619) Enjoy The Silence – po poprzedniej trasie Enjoy The Silence ustępowało jednym wykonem kawałkowi z miejsca nr 2. Jednak wystarczył jeden występ na promo tour w Paryżu 2013.03.26, aby zrównać się z…
02. 732 (03. 620) Personal Jesus – które nie dało wyrwać sobie remisu do końca trasy. Awans po spadku Stripped z 2 miejsca ugruntował trudną do ruszenia pozycję.
01. 828 (01. 722) Never Let Me Down Again – Co tu dużo pisać. Był numerem 1 i będzie. Prawie 100 wykonów różnicy… robi różnicę. Ta różnica będzie się powolutku zmniejszać, bo Never Let Me Down Again nie jest oczywistym wyborem (ze względu na długość), na występy promo i do TV, a Personal Jesus i Enjoy The Silence tak. Nie mniej koncerty bez tego kawałka, to nie koncerty, nawet jak numery ograny i bez większych zmian aranżacyjnych od wielu tras.
_
Powyższe zestawienie pomiędzy trasami zmienia się niekiedy równie dynamicznie, jak w czasie trasy. Lecz zmiany te mają inny charakter. Powstają głównie pod wpływem lektury biografii, lub dokumentów źródłowych. Przez lata zgromadziłem wiele materiałów z czasów, gdy do Internetu wpisywało się wszystko ręcznie, a nie kopiowało ze strony na stronę. Stąd tuningowanie strony MODEontheROAD.com ma charakter permanentny, a nie tylko raz na 4 lata. Co za tym idzie lista wykonań każdego z utworów ma charakter orientacyjny i im bliżej czasów nam współczesnych, tym orientacyjność zbliża się do pewności.
Trasy można podzielić na 2 grupy:
1) Te, gdzie wszystko wiadomo – See You Tour, A Broken Frame Tour, Construction Tour, Some Great Reward Tour, Black Celebration Tour, World Violation Tour, Ultra Promo Shows, The Singles Tour 86 98, Exciter Tour, Touring The Angel, Tour Of The Universe, The Delta Machine Tour.
2) Te, gdzie jest bardzo duża ruletka – Early Gigs, Speak & Spell Tour, Music For The Masses Tour, Devotional Tour, Exotic / US Summer Tour.
Piszę to dlatego, że trasy z punktu 2. dają szalone pole do konfabulacji i wymyślania nieznanych setlist bez pokrycia w faktach, których być może nigdy nie poznamy już.
Np. w przypadku Devotional Tour podaję na swojej stronie brak 16 setlist z amerykańskiej części trasy, przekładając to na utwory chodzi tak na prawdę o brak pełnego opracowania dla Judas / A Question Of Lust / Death’s Door / One Caress / Mercy In You / Get Right With Me. Dodatkowo nie zawsze były grane ostatnie dwa bisy: Fly On The Windscreen i Everything Counts. Wiem, że są strony, gdzie można przeczytać sety z tych 16 koncertów. Sety te są potem multiplikowane na inne strony. Ponieważ nie ma jednak bootlegów, albo nie ma innej dokumentacji na podstawie których można by wpisać w sposób wiarygodny set zdecydowałem się już dawno na niepowielanie tych informacji. Najlepszym przykładem ostatnich kilku miesięcy jest „koncert” z Indianapolis 1993.10.21 Takiego koncertu nigdy nie było. Skąd to wiem? A z tego dokumentu poniżej.
To jest Tour Itinerary z Ameryki Północnej z okresu październik – listopad 1993. Taką broszurę na każdej trasie, każdy członek ekipy koncertowej posiadał na stanie. W 1993 roku, ze względu na długość trasy, broszura ta była wydawana w częściach. Dla Devotional Tour powstały 5 odcinków. Na samą Amerykę 3 sztuki. Ostatnia część zawierała również grudniową Europę. Dlaczego jestem pewien, że nie było Indy? Ponieważ to jest dokument, który drukuje się na końcu przygotowań do trasy, jak już jest wszystko zabookowane, ogłoszone i wszystko wiadomo. Mogła być taka sytuacja, że w spisie tym jest jakiś koncert, a faktycznie nie został ogłoszony, ale w drugą stronę zdarzało się to tylko wtedy, gdy koncerty był przenoszony z nocy na noc, ale koniec końców był grany. Po za tym pod tą datą – 21.10.1993 jest dzień wolny.
To właśnie z tych względów TOP20 2010 i 2014 nie zawsze sumują się i to właśnie z tego powodu część utworów jest niedoszacowana: Photographic, Just Can’t Get Enough, A Question Of Lust, Somebody, New Life, Boys Say Go!, że wymienię tylko kawałki z powyższego zestawienia. Wolę, żeby tego typu zestawienia były niedoszacowane, niż zakłamane przez wymyślanie czegoś, co nie miało miejsca, a ładnie wygląda w zestawieniu.
_
TOP20, a nawet TOP40, oraz inne zestawienia zebrałem na tej podstronie.
Po Warszawie. Stadion – tak, Koncerty – nie.
Koncert depeche MODE w Warszawie już za nami, jeszcze przez kilka tygodni (najpewniej do startu trasy w Ameryce Północnej), będziemy przeżywać i wspominać to wydarzenie. Pewnie powstanie (już powstał) projekt stworzenia multicamu, albumów ze zdjęciami, czy innych tablic pamiątkowych upamiętniających pobyt bogów klawisza na ziemi ojczystej.
Miło jest słyszeć i czytać wiele pozytywnych opinii fanów, oraz mediów, które w końcu potrafiły docenić i uczcić przyjazd depeche MODE do Polski. Być może to fakt zaprzęgnięcia nowej wytwórni, która w końcu potrafiła ogarnąć potencjał, jakim jest koncert depeche MODE w naszym kraju. Być może to z powodu tego, że duży, globalny sponsor pojawił się na tej trasie. Pewnie to prawda, ale ja dziś nie o tym…
Nie mam zamiaru się rozwodzić nad kondycją zespołu, fajnością i porównaniami do np pierwszego koncertu na trasie. Na to przyjdzie pewnie jeszcze czas, a na pewno na swój specyficzny sposób coś o tym napiszę w kilku najbliższych tekstach podsumowujących zakończoną właśnie nogę.
Pisząc recenzję z pierwszego koncertu w Nicei kończyłem ją słowami o tym, że:
niektórzy dopiero na zimowej trasie posłuchają pełnego spektrum dźwiękowego zespołu. Plenery to jednak nie to samo.
wtedy odnosiło się to do bootlegów, ale dziś napisałbym jeszcze raz to samo, w kontekście nagłośnienia.
Nie była to moja pierwsza wizyta na Stadionie o nazwie prawie tak długiej, jak najdłuższe niemieckie słowa. Do tej pory były to jednak mecze naszej narodowej reprezentacji kopanej lub akcje typu Noc Muzeów. Trzeba tu podkreślić dobitnie ten obiekt ma świetną widoczność z każdego krzesełka. O ile na mecze i inne widowiska sportowe ten obiekt nadaje się wyśmienicie i tak na prawdę tam nie ma złych miejsc. To niestety organizowanie koncertów na Narodowym, a tym bardziej płacenie za nie to pomyłka.
Podobno akustyka na Narodowym w dniu koncertu depeche MODE była najlepsza ze wszystkich koncertów, które odbyły się do tej pory. Jeżeli to jest prawda, to serdecznie gratuluję wrażeń fanom Coldplay, czy Madonny.
Ja ze swojego doświadczenia koncertowego mogę stwierdzić, że lipcowej nocy byłem na najsłabszym akustycznie koncercie depeche MODE na tej trasie. Nic nie pobije akustyki hali w Nicei, a i Dusseldorf może być spokojny. W czerwcu tego roku byłem na koncercie depeche MODE na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Już słuchając supportu w Berlinie obawialiśmy się, że koncert będziemy słuchać dwa razy. Pierwszy raz gdy dociera do nas z głośników, a drugi raz, gdy wraca odbity od trybun. Było jednak inaczej i pomimo tego, że był to koncert na stadionie z zadaszonymi trybunami. Tak na dobrą sprawę wcale nie było tak źle. To co działo się w Warszawie biło na głowę Berlin in minus. Przez cały koncert w Polsce miałem wrażenie, że słucham tego samego koncertu odpalonego z dwóch taśm puszczonych w jakiejś tubie z niewielkim opóźnieniem względem siebie. Jeżeli dla kogoś koncert w Warszawie był pierwszym koncertem depeche MODE na tej trasie, to ja serdecznie współczuję i mam nadzieję, że doznania odbierane innymi zmysłami zrekompensowały wrażenia wypaczone przez wrażenia docierające przez zmysł słuchu.
Dla porównania Never Let Me Down Again z Berlina 2013.06.09 i z Warszawy 2013.07.25:
Berlin
Warszawa
Sprzęt tej samej firmy i klasy, w obu przypadkach nagrania robione z trybun, w obu przypadkach jest echo, ale różnica w skali tego zjawiska jest powalająca na niekorzyść Warszawy.
Pierwsza i podstawowa różnica to brak dachu na stadionie w Berlinie. Na prawdę nie wiem po co zamykany jest dach na koncertach na Narodowym. Odbicia, jakie to powoduje sprawiają, że koncerty na warszawskim stadionie zamienia się w kakofonię dźwięku, bez wyraźnie słyszanych instrumentów, zaniku dołów, w permanentnym reverbie, a praca inżyniera dźwięku to na prawdę wyzwanie. Czy kilka kropel wody to na prawdę taki wielki i ważny powód, by psuć ludziom koncerty za które dojeni są na grube setki??!! Kupując bilet płacę za najwyższą jakość obrazu, muzyki i widowiska, tym czasem jedną niezrozumiałą decyzją wychodzi na to, że jestem pozbawiany części tego za co płacę.
Koncert w wielu miejscach ratowała publiczność, szczególnie w momentach… kiedy muzyka nie grała, lub była tylko tłem do chóralnych śpiewów fanów. Wymienienie Shake The Disease, Enjoy The Silence, Policy Of Truth, Should Be Higher to będą truizmy w tym momencie. Z resztą próbkę tego możecie posłuchać poniżej – audio występu w Warszawie:
Nie oszukujmy się jednak, nawet gdyby dach był otwarty, to forma obiektu niezbudowanego do obsługi widowisk muzycznych sprawia, że uczestniczenie w koncertach na tym obiekcie, to nadal pomyłka. Dlaczego koncerty stadionowe depeche MODE w 2009 roku najlepiej wypadały na obiektach typu Olympia Stadion w Monachium? Dlaczego U2 grając swoją ostatnią trasę zdecydowało się nagrać koncertowe wideo na starutkim stadionie Rose Bowl w Pasadenie (my fani depeche MODE doskonale znamy ten obiekt) mimo, że wcześniej grali na światowej klasy obiektach typu Wembley, San Siro? Ponieważ światowe to one może są, ale dla widowisk piłkarskich, ale dla muzyki granie na nich, to istna męczarnia i dla technicznych, i dla publiczności. Jedyny powód to możliwość upchnięcia w jednym miejscu największej możliwej liczby widzów i opędzenie dzięki temu np. nie 15-20 tysięcy biletów, jak to jest w przypadku hali, ale 40-50 tysięcy. Keszi, keszi…
Gdyby U2 wpadłoby na „genialny” pomysł nagrania wideo z koncertu w Polsce, to nigdy nie wybrałoby Stadionu Narodowego, ani tym bardziej Legii, Lechii, czy Lecha. Prędzej zagraliby i nagraliby materiał na Śląskim. Dlaczego? Bo zarówno Śląski, jaki Rose Bowl, to stadiony otwarte, bez stromych, wysokich trybun, z rozłożystymi koronami. Przede wszystkim jednak bez dachu, gdzie dźwięk może się swobodnie rozchodzić na boki i w górę, gdzie ilość załamań fali dźwiękowej jest znakomicie mniejsza niż na stadionach klasy Narodowego.
Właśnie dlatego do tej pory wspominam z przyjemnością koncert U2 na chorzowskim stadionie, a w przypadku Narodowego poważnie się zastanowię nad ponownym pójściem na koncert na tym obiekcie. I to po mimo tego, że podobno akustyka na depeche MODE była najlepsza z możliwych. A znajomi, którzy byli na Madonnie i Paulu McCartney’u, właśnie fatalną jakością nagłośnienia argumentowali wcześniejsze wyjście z tych koncertów.
Dopóki Warszawa nie dorobi się hali koncertowej z prawdziwego zdarzenia, gdzie obiekt będzie budowany od początku z myślą o akustyce koncertowej i widowiskach niesportowych, to na prawdę lepiej wyłożyć parę groszy więcej i bujnąć się do Łodzi, Gdańska, Berlina, Pragi, czy innego miejsca z halą, niż wybrać się na koncert w Warszawie na Narodowym. To będą zdecydowanie lepiej wydane pieniądze. Szczerze polecam Palais Nikaia w Nicei, jak do tej pory najlepszy obiekt na jakim dane mi było słyszeć występ depeche MODE.
Obawiam się jednak, że na halę widowiskową w Warszawie poczekamy jeszcze przez długie lata. W tym mieście mamy dwa stadiony z codzienną walką o utrzymanie się, gdzie jeden ma akustykę gorszą od drugiego. Kto bywał na Orange Warsaw Festiwal, na Legii, ten wie o czym mowa. Jednym z argumentów przenosin festiwalu z Legii na Narodowy było właśnie nagłośnienie koncertów. Podobno w tym roku było najlepiej w stosunku do lat 2012 i 2011, no to jak źle musiało być na Legii, jeżeli Narodowy jest też fatalny.
Niestety najbardziej zainteresowani niepowstaniem koncertowego obiektu w Warszawie są własnie zarządzający Narodowym i Legią, oraz… Atlas Areny w Łodzi. Powstanie obiektu koncertowego na powiedzmy 20+ tysięcy w Warszawie może oznaczać, że spora część wydarzeń odpłynie z tych obiektów do nowej hali. Atlas Arena zbudowała swoją markę m.in. dlatego, że nie ma alternatywy dla tego obiektu w centrum Polski. Wystarczy popatrzeć na Ergo Arenę, która klasą dorównuje łódzkiemu obiektowi, jednak liczba pierwszoligowych koncertów na tym obiekcie, to wciąż jedynie ułamek tego, co dzieje się w Łodzi.
Dla Pani Prezydent również budowa takiego obiektu nie jest na liście priorytetów w Warszawie. Dlatego będziemy jeszcze przez długie lata skazani na stadiony, które więcej robią złego, niż dobrego w temacie koncertów.
Na koniec dedykuję wszystkim organizatorom i fanom muzyki koncertowej, aby mieli okazję być na tak nagłośnionym koncercie, jakim był niedawny występ Kraftwerk w Poznaniu. Ten zespół pod względem jakości nagłośnienia bije na głowę każdy koncert na jakim byłem… od koncertu Kraftwerk w Krakowie w 2008. 😛
I to był opener… można? można!!! Kolejna próba Narodowego na The Wall 20 sierpnia.
Kryzys, kryzysem, a tu żre…
Wroga propaganda trąbi, że kryzys, że ludzi zwalniają, przez co nie mają na najbardziej podstawowe potrzeby, np kupno biletów na koncert, czy zakup nowego samochodu. Gdy tym czasem, żre aż chrupie i to tak, że branża koncertowa zapowiada bardzo dobry rok, a i Das Auto pieje z zachwytu nad zamówieniami na Der Golf.
Jednym z pierwszych zaskoczeń, gdy ruszyła sprzedaż biletów, był fakt, iż po wielu latach znowu pojawiły się bilety z grafiką lepszą niż odcisk pieczątki umazanej w czarnym tuszu. Ostatni raz mieliśmy okazję podziwiać specjalnie drukowane (w pionie) bilety ze zdjęciem depeche MODE na trasę w 1993 roku. O naszych biletach na koncert w Warszawie w 2001 zmilczę, bo to jeden z niewielu przykładów na robienie oszczędności nie tak, jak trzeba.
Nie dawno donosiłem, że eksperyment z fanowskimi biletami się powiódł i eventim jest bardzo zadowolony z „wynalezienia” nowego typu biletu. Tym razem możemy poprzeć te dane liczbami. Jako, że spółka eventim jest to Aktiengesellschaft (AG) i jest notowana na giełdzie we Frankfurcie, to musi się spowiadać akcjonariuszom. Wychodzi na to, że firma kosi, aż miło firma zanotowała przychód większy o prawie 5% i za pierwsze 9 miesięcy może pochwalić się przychodem na poziomie 362,7 mln Euro, a EBIT wzrósł o 39,5% do poziomu 54.5 mln.
Jak bym miał wolną gotówkę, to być może bym pomyślał o zainwestowaniu w tę firmę. Eventim donosi, że pomimo słabego roku, z powodu EURO i Olimpiady, firma zamknie ten rok na poważnym plusie, a i kolejne dwa lata prognozowane są jako nieustające pasmo sukcesów.
depeche MODE, a raczej fani mają w tym fakcie poważny udział, w końcu firma jest obecna na prawie wszystkich rynkach Europy i kosi nas fanów grubo przed terminem za co najmniej 100 EUR za kwit.
Fani depeche MODE byli tymi pierwszymi (królikami?), którzy dostąpili zaszczytu otrzymywania biletów określonych mianem – Eventim FanTicket.
Przedsprzedaże biletów w kryzysie idą na tyle dobrze, że firma prognozuje dalsze wzrosty. Forecast jest obiecujący, zważywszy, że ważną częścią dwóch kolejnych lat będzie trasa depeche MODE, która ma się skończyć w 2014 roku. Kolejną ciekawą tendencją jest fakt, iż organizacje typu eventim przejmują obsługę biletową co raz mniejszych imprez. Jeżeli wpiszemy hasło „depeche MODE” w eventim.de, wypadnie nam obok listy koncertów depeche MODE również trasa koncertowa tribiute-bandu ReMODE, ale i aftershow party w Dusseldorfie. Zauważę, że nie są to sprawy odosobnione i również w Polsce organizatorzy imprez (nie tylko depeche MODE), prowadzą dystrybucję przez evetim.
Jak ktoś ma zacięcie finansowe, to więcej na ten temat pod TYM LINKIEM.
Również Das Auto, czyli VW, chwali się, że nowy Der Golf, jeszcze nie wyjechał na drogi, a już zebrał 40000 w zamówieniach, ciekawe jaki wpływ na to miała reklama z Dave’em i ilu z zamawiających to fani depeche MODE, którzy poproszą o dokładnie taki model i specyfikację, jaka była w reklamie z People Are People w roli głównej.
To gdzie ten kryzys, bo chyba coś mi umknęło
CAA traci WME zyskuje
Zmiany, jakie zachodzą na rynku muzycznym w temacie przyszłej płyty i trasy depeche MODE wprowadzały dużą dozę niepewności i frustracji ze strony fanów…. aż do teraz.
Jesteśmy w takim dziwnym czasie, że wiele spraw dzieje się na naszych oczach, nawet jeżeli tego nie widzimy. depeche MODE, firma depeche MODE układa sobie biznesy ze swoimi partnerami na nowo. Od jakiegoś czasu krąży pogłoska o tym, że zespół zwiąże się z nową wytwórnią płytową. EMI wypięło się na depeche MODE argumentując, że zespół miał za niską sprzedaż swojego ostatniego albumu. Nie precyzując, czy chodzi o Sounds Of The Universe, czy też o Remixes 2 81-11. EMI miało/ma tak dużo problemów ze sobą, że pozostawanie na okręcie, z którego nawet szczury uciekają było cokolwiek ryzykowne.
Pół oficjalnie media branżowe donoszą, że nowy album zespół wyda w Columbii, czyli Sony. Już w czasie konferencji prasowej w Paryżu ludzie bliscy zespołowi potwierdzali ten fakt, choć oficjalnie nic takiego nie zostało jeszcze powiedziane.
Jednak to nie koniec zmian i tu wyjaśniam znaczenie tytułu dzisiejszego wpisu. Jak napisałem zespół na nowo układa sobie swój biznes wiążąc się na nowych warunkach z organizacjami, które pozwolą im dalej rozwijać przedsięwzięcie biznesowe pod szyldem depeche MODE. Jednym z takich posunięć było również wypowiedzenie umowy na obsługę artystyczną przez agencję CAA – Creative Artist Agency, po kliknięciu na linka zobaczycie jedynie lokacje biur tej firmy na świecie, ale jeżeli wejdziecie na stronę CAAtouring.com i poszperacie trochę, to znajdziecie w szeregach tej firmy również depeche MODE… jeszcze. Dziś wypłynęła wiadomość, że już nie długo, ponieważ zespół podpisał nowy kontrakt z WME czyli William Morris Endeavor. Jest to agencja, która ma swoją siedzibę m.in. w NY i która zajmuje się dbaniem o prawa autorskie, wszelkiej maści zespołu na terenie Stanów Zjednoczonych. Obie te agencje to są również agencje bookingowe, czyli możesz się zgłosić do takiej firmy i powiedzieć, że chciałbyś wynająć depeche MODE, na swoje urodziny na koncert. Jeżeli zespół będzie zainteresowany, to usłyszysz cenę, oraz warunki po spełnieniu których zespół uświetni Twoje urodziny. Możesz też usłyszeć, że zespół ma w tym czasie i każdym innym do końca świata zajęte terminy i nie widzi możliwości przyjazdu.
Podpisanie tej umowy dopiero otwiera drzwi do organizacji trasy koncertowej zespołu w USA, Kanadzie i przyległościach. No dobrze, a zapytacie się, to gdzie jest J. Kessler w tym wszystkim? Otóż jest to człowiek, który pilnuje spraw zespołu po stronie zespołu, jego zadaniem jest bieżące kontaktowanie się własnie z WME, wytwórnią, czy też nawet Live Nation po za trasą koncertową i uzgadnianie wszystkiego w imieniu zespołu, aby 3. z Basildon mogła się skupić na sprawach artystycznych.
To od tego typu agencji otrzymamy fakturę za wynajem depeche MODE, to oni będą się również starali zaproponować innego artystę ze swojej stajni, gdy depeche MODE wypnie się na sowitą ofertę uświetnienia dorocznych dożynek gminnych na stadionie Huraganu Falencice z supportem lokalnej nadziei – zespołu pieśni i tańca Falencice Dance Fury.
Jestem przekonany, że po dzisiejszym ogłoszeniu informacji nt kontraktu WME i depeche MODE całkiem sprawnie dowiemy się o nadchodzącej trasie koncertowej zespołu po drugiej stronie Atlantyku.