Winny jestem Wam dwa teksty podsumowujące Global Spirit Tour. A, że zbliża się koniec roku i publikowane są podsumowania 2018 roku, to nie ma lepszego momentu na domknięcie tematów związanych z zakończoną trasą.
Poprzedni tekst można traktować jako wstęp do tego wpisu. Postanowiłem jednak rozdzielić tworzywo od twórcy, ponieważ Tour Itinerary [TI] jest pozycją interesującą samą w sobie. Po za tym wiąże się z nią wiele ciekawych historii trasowych.
Po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Tour Itinerary [TI] w 2001 roku, wtedy nie wiedziałem, że taka mała książeczka, w której były zapisane najważniejsze informacje logistyczne tak się nazywa. Przez wiele lat była to dla mnie pozycja pt ’Book Of Lies’ (’Księga Kłamstw’). To jest tytuł lub podtytuł, którym SmartArt określa swoje produkcje i takie motto można znaleźć również na stronach tej firmy.
Było to dzień lub dwa po koncercie depeche MODE w Warszawie 2001.09.02, gdy przyleciał do nas kumpel i z trzęsącymi rękoma wyjął tę pozycję. Nikt z nas nie wiedział co to jest, ale nagle w jednej chwili dostaliśmy dostęp do wszystkich hoteli i okolic na właśnie dziejącej się trasie. Byliśmy przestraszeni faktem posiadania tak gorącego znaleziska, że właściwie na spokojnie byliśmy w stanie do niego wrócić dopiero po zakończeniu trasy. Szybkość wydarzeń i fakt, że po koncercie w Warszawie musieliśmy już jechać na koncerty do Berlinai dalej sprawiło, że nie mieliśmy okazji nawet porządnie skopiować tej publikacji na potrzeby wyjazdu. Po trasie znalezisko to miało już tylko znaczenie archiwalne i przydało mi się potem do prowadzenia MODEontheROAD, czy pisania takich tekstów jak ten o Exciter Tour w Warszawie.
Najstarsze znany mi egzemplarz pochodzi z 1986 roku. Wcześniejszych produkcji tego typu nie znam, choć specyfikacje pojedynczych koncertów mam w swoim posiadaniu, czego fragmenty pisałem w odcinkach o wyżywieniu na trasie. Przewodniki Tour Itinerary wielokrotnie pojawiały się w moich wpisach, jako baza, czy też cichy bohater moich tekstów.
TI mają również swoje życie po zakończeniu tras, być może nawet wtedy staje się jeszcze większym obiektem pożądania, niż w trakcie trasy. Jako, że nakład na każdą trasę jest liczony w liczbach bliskich 100 egzemplarzy, a po drodze coś się wykrusza, to bardzo szybko ceny za pojedyncze egzemplarze osiągają kwoty w okolicach 1000 PLN, choć i za 300-400 PLN da się wyciągnąć takie pozycje. Wszystko zależy ile egzemplarzy zmieniło właścicieli w kierunku do fanów, czyli jak bardzo nasycony jest rynek. W tej chwili najtańsze pozycje są z Devotional Tour. Bardzo dużo egzemplarzy jest w posiadaniu fanów, więc ceny nie osiągają zawrotnych pozycji. Bardzo pożądane są egzemplarze z ostatniej trasy i właściwie wszystko od Violator w dół.
Głównymi autorami upubliczniania tego typu pozycji od lat są byli członkowie ekip koncertowych. depeche MODE nie jest tu wyjątkiem, choć TI od dM wcale nie jest częstą pozycją na ebay’u. Przez co pojedyncze egzemplarze należą do stosunkowo drogich pozycji. Z ostatniej trasy taka pozycja pojawiła się tylko raz i dotyczyła 2 nogi po USA i Kanadzie.
Z TI związana jest jeszcze inna ciekawostka. Na wielu trasach poszczególne nogi trasy mają swoją nazwę kodową. We wszelkich materiałach skierowanych do prasy, czy fanów poszczególne części określa się np jako European Leg, North American Leg, European Winter Leg… tak w przypadku wewnętrznej komunikacji wygląda to już inaczej. Przykładem niech tu będzie trasa z 2005/2006. Touring The Angel liczyła 4 odsłony oznaczane kolejno jako: pain and suffering in various cities in the USA (29.10.2005 – 09.12.2005), Dresden and beyoned….. (12.01.2006 – 03.04.2006), California thru’ DC (24.04.2006 – 21.05.2006), the Final Frontier…….. (02.06.2006 – 03.08.2006).
Warto też zwrócić uwagę, że TI mają różne wielkości. Kwestia poręczności była tu istotna, nie mniej nie wiem jakie było przyporządkowanie. Kto z członków ekipy koncertowej dostawał jaki format.
Oprócz tego każde TI ma zamieszczone dodatki charakterystyczne tylko dla danej trasy. Oprócz wspomnianych wyżej nazw poszczególnych legów, trasa z 1994 miała rozpiskę meczy podczas mistrzostw świata w USA, a trasa z 2001 roku miała również szczegółową rozpiskę lotów prywatnego samolotu zespołu, co nie było już tak eksponowane w 2009/2010. Niektóre TI maja również wpisane motto na dany dzień np przy koncercie w Warszawe 2001.09.02 jest motto – Alcoholic is someone you don’t like who drinks as much as you.
Dla odmiany TI z Devotional Tour posiadało aż 5 odcinków mimo, że sama trasa z 1993 roku miała jedynie 3 części. Do tego podziały na odcinki przebiegał inaczej niż faktyczny przebieg trasy. Noga w Europie miała 2 odcinki, a Północna Ameryka 3, przy czym ostatni odcinek był połączony z 3 nogą po Europie z grudnia 1993. Każda część miała swój kolor. Ale to jeszcze nic…
Dla wybrańców Tour Itinerary przybierało bardzo wyrafinowane postacie. Pamiętacie aukcję Alana z 2011 roku? Rok później podobną aukcję zrobił Andy Franks przytulając również konkretny grosz. Pośród dziesiątek pamiątek pojawiła się i taka pozycja. Oprawiona w skórę wersja Tour Itinerary. Na bogato…., ale co będę chłopkom zazdrościł nieswoich pieniędzy…
TI są opracowaniami ze swojej natury bardzo ramowym i dosyć płytko wchodzą w to, co faktycznie dzieje się technicznego na zapleczu koncertów. Raczej dotyczą wszystkiego dookoła, tylko nie koncertów. Ta bardziej szczegółowa dokumentacja powstaje na styku managemant zespołu i organizatorzy koncertów.
Do każdego koncertu musi powstać dokumentacja, która jest wypadkową wymagań zespołu. technologicznych sceny / show, wymogów agencji koncertowej, wymogów gospodarza obiektu, lokalnych regulacji prawnych. Jest to dokumentacja, która powstaje w ślad za umową i riderem technicznym. Czym jest rider techniczny pisałem w ubiegłym roku o tym. Do każdego koncertu powstaje dokumentacja określająca drogi dojazdu ciężarówek, drogi komunikacji ludzi, wózków widłowych wraz z wymiarami tych dróg. Specyfikacje instalacji elektrycznej obiektu, podłączeń i wymogów pożarowych. Niedługo przybliżę Wam jak to wygląda na jednej z największych aren w Polsce.
_
Na koniec mała prywata. Posiadam w swoich zbiorach całkiem sporo opisanych powyżej pozycji, nie miej jeżeli ktoś chciałby się wymienić, to chętnie, porównamy co kto ma… Lista moich TI na prv.
Kontynuując cykl o firmach pracujących na zapleczu tras koncertowych depeche MODE, tym razem chciałbym Wam przybliżyć firmę dosyć specyficzną. Ani firma, ani produkt właściwie nie jest znana. W tym wpisie zająłem się samą firmą, w następnym wpisie będzie o produktach, jakie zapewnia naszym ulubieńcom. Obie kwestie są godne tego, aby poświęcić im oddzielny tekst.
Raz na jakiś czas pytacie się mnie skąd mam te, czy inne informacje lub też skąd mam dokumenty opisujące zaplecze tras koncertowych, dziś i w następnym wpisie częściowo uchylę kurtynę.
Wiele jest w naszym życiu rzeczy, bez których przez lata spokojnie się obywaliśmy i pewnie wielu obywa się nadal, ale gdy pojawia się ta konkretna rzecz, innowacja nagle się człowiek zastanawia, jak to było możliwe, że do tej pory funkcjonowaliśmy bez tej czy inne zabawki dla dużych dzieci. Ot takie ’First World Problems’. Jest taka firma pracująca w showbiznesie koncertowym, bez której trasy z pewnością by się odbyły, nawet miałyby wspaniały przebieg, ale czy na pewno byłyby tak sprawnie prowadzone na zapleczu, albo wymagałyby zatrudniania ciut większej ekipy, a i okres przygotowania do trasy byłby trochę dłuższy. Koncerty odbyłyby się, jak zaplanowano, ale na pewno więcej pracy miałby tour manager. Z resztą spróbujcie znaleźć tę firmę w Internecie/FB… powodzenia (nie jest to łatwe, ale i nie niemożliwe).
Firma nazywa się Smart Art i pochodzi z Kalifornii, założona została w 1985. Zajmuje się opracowywaniem i wydawaniem szczegółowych opisów tras – dzień po dniu – dla ekip koncertowych. Od pierwszego do ostatniego dnia, gdy ekipa koncertowa jest razem. Zadaniem Smart Art jest zebranie wszystkich detali każdego z koncertów – od dat, godzin, km, litrów, numerów telefonów, kontaktów, adresów, godzin otwarcia baru, czy jest tam fortepian i wszystko, co może się potencjalnie przydać lub jest ważne. Wszystko dla zgrai ludzi mówiących po angielsku, która zjawia się nagle w obcym kraju i chce ogarnąć się przed i po koncercie. Dzięki wydawnictwom Smart Art, nawet po pijaku są w stanie pokazać taksówkarzowi adres, gdzie ma ich zawieźć do hotelu na lulu z drugiego końca miasta.
Firma istnieje 30 lat na rynku i gdzieś od tego czasu (może trochę później) obsługuje również depeche MODE. Wytwarza papierowe książeczki zwane – Tour Itinerary – co można tłumaczyć jako ’Rozkład Jazdy’, a wujek Google tłumaczy to pojęcie jako ’Biuro Podróży’ Ot takie biuro w na papierze i ale tylko…
…Nie wiem, jak wielu z Was pamięta czasy pagerów, czy sytuacji, gdy dzwoniło się na centralę, aby zostawić wiadomość dla kogoś, kogo akurat nie było w tym momencie pod telefonem… stacjonarnym. W Polsce znamy to głównie z filmów, ale pod drugiej stronie Atlantyku było to bardzo popularne. Sekretarka lub goniec, odbierał wiadomość i przekazywał dalej, żeby trafiła do adresata, który miał przeczytać wiadomość (taki ówczesny SMS), oddzwonić, czy też być w pobliżu telefonu, bo ten ktoś będzie jeszcze dzwonił. Jak to dobrze, że teraz te sprawy załatwia jedno urządzenie. Każdy, kto potrzebował dostawał bloczek ze Smart Notes z predefiniowanymi kontaktami (Książka Telefoniczna) i mógł czynić użytek. Na Devotional Tour i Exotic Tour było to bardzo popularne narzędzie komunikacji.
Czasy się zmieniają i dziś również te narzędzia, albo odeszły do lamusa, albo powoli odchodzą w zapomnienie. Smart Notes już odeszły, a i Tour Itinerary powoli odchodzą w zapomnienie. Ubiegłoroczna trasadepeche MODE to był taki okres przejściowy. Z jednej strony nadal istniały jeszcze wersje drukowane, ale już na ostatniej trasie nasi ulubieńcy mieli Tour Itinerary w postaci aplikacji na iPhone / iPad. Z punktu widzenia zespołu i producenta e-Tour Itinerary to same korzyści, bo pozwala na personalizowanie informacji, jakie w zależności od funkcji, pełni się na trasie. Wersje drukowane miały to do siebie, że wymagały standaryzacji i sprowadzenia do najniższego wspólnego mianownika.
Te bardziej szczegółowe informacje były przekazywane w postaci różnego typu dodatków i/lub specyfikacji. Były produkowane raczej siłami wewnętrznymi lub przez promotora konkretnego koncertu. W tych szczegółowych dodatkach znajdują się specyfikacje hal, drogi dojazdowe. Materiały te mają często postać laminowanych broszur A4. O ile treść zawarta w nich jest wysoce profesjonalna, to forma wykonania cokolwiek amatorska. Przykład takiej produkcji poniżej… Więcej o Tour Itinerary i tego typu produkcjach w kolejnym wpisie….
Raz na jakiś czas w moich wpisach pojawiają się różne pojęcia, które nie zawsze wyjaśniam. Okazuje się, że jednak od czasu do czasu zachodzi potrzeba wyjaśnienia. Dzieje się to na prv, ale pomyślałem sobie, że tym razem warto szerzej napisać o niektórych zwrotach, by mieć takie wyjaśnienie w archeo i na spokojnie do niego linkować.
Dlatego dziś droga klaso zajmiemy się ważnym pojęciem z zakresu koncertologi stosowanej jak ’Rider Techniczny’. Weźmy na ten przykład taki znany i lubiany zespół, jak depeche MODE, który od lat bawi publiczność koncertami na scenach całego świata.
Zanim jednak dojdzie do zorganizowania koncertu management zespołu przygotowuje listę wymagań w stosunku do organizatora koncertu. Jest to lista rzeczy, które każdy organizator musi spełnić, żeby koncert się odbył, a zespół był zadowolony. Oczywiście są tam rzeczy ważne i ważniejsze.
Zawsze najważniejsza jest specyfikacja sprzętu ściśle związanego z koncertem, a którego zespół nie wozi ze względu na koszty, wrażliwość w dalekim transporcie itp. Są to często dodatkowe systemy nagłaśniające, które mają uzupełnić nagłośnienie standardowe lub poprawić słyszalność na obiektach, które są ponadstandardowe na trasach. Tak było np w Warszawie 2001.09.02, gdy połowę nagłośnienia przywiózł zespół, a połowę dostarczał organizator i jego podwykonawcy.
Podobnie sprawa ma się z innymi elementami – jak oprawa świetlna, czy konstrukcja sceny. Zespół wozi ze sobą tylko niezbędne oświetlenie, które wystarcza na obsłużenie standardowego koncertu, ale kiedy dochodzi np. do kręcenia wideo z trasy, to dokładane są kolejne lampy, żeby ładniej wyglądało w telewizorze. Takie elementy pochodzą przeważnie od lokalnych kooperantów.
Inną grupą wymagań są tzw zachciewajki artystów. One też dzielą się na 2 części te, które muszą być choćby skały srały i te które są w riderze np. po to, żeby sprawdzić na co stać organizatora koncertu lub właśnie po to, żeby doprowadzić do niezorganizowania jakiegoś koncertu. Dyplomacja jest ważna na każdym etapie. Czasami można powiedzieć sp…j, a czasami trzeba powiedzieć to tak, aby rozmówca cieszył się na myśl o zbliżającej się podróży…
Ridery nie powinny wypływać po za mury agencji koncertowych i są tylko dla oczu ich pracowników. Ale jak wiadomo życie jest życiem i tego typu dokumenty pojawiają się publicznie. W przypadku depeche MODE samodzielne ridery pojawiły się po Touring The Angel. Pełniejsza wersja pojawiła się za sprawą słowackich fanów z dm.sk.
Inny przykład ridera pojawił się na sieci po 2006 w części dotyczącej upodobań kulinarnych ekipy technicznej i właśnie tego, jak mają być przygotowane garderoby zespołu, czyli oprócz paszy również wystrój w postaci ikeban, czy innych motywów kwiatowych. Warto poczytać, bo ciekawie to wygląda. I żeby nie było, że ciągle piszę tylko o jedzeniu na trasie. Po prostu te pozycje zajmują w riderach najbardziej obszerne części i są dosyć mocno uwypuklone. Po za tym ridery dotyczące jedzenia najczęściej wyciekają (jak widać w świat).
Dla przykładu mogę zdradzić, że rider techniczny występów Recoil z 2009 i 2010 liczył 13 stron, z czego specyfikacja techniczna tego co na scenie zajmowała 3+ strony, natomiast pozostała część określała prawa i obowiązki, oraz relacje organizatora względem artysty, oraz kwestii bezpieczeństwa Alana i Paula Kendalla na scenie i po za nią. Dodatkowo rider opisywał relacje względem mediów, fanów, aż po detale żywieniowe, rodzaje ręczników, czy wygląd plakatów, koszty wynagrodzenia i biletów. Poniżej prezentuję po raz pierwszy fragmenty wymagań technicznych Alana względem nagłośnienia:
oraz oświetlenia scenicznego.
Ridery używane są również jako narzędzie w promocji. Artyści zamieszczają różne smaczki, które potem przypadkiem wyciekają do mediów, co wzbudza niezdrowe emocje na portalach pokroju ratlerka, czy innego mokasyna: o tytanowych rurkach do picia, czy specjalnej kolorystce i temperaturze deski w toalecie. Często lokalne media zamieszczają informacje ubarwione o koloryt lokalny, bo organizatorom zależy na tym, aby fani myśleli, że jakaś gwiazda traktuje dany kraj w sposób szczególny. Te informacje również jakoby pochodzą z Riderów Technicznych, ale służą przede wszystkim podgrzewaniu atmosfery, napędzaniu zainteresowania mediów wydarzeniem, oraz skłanianie (nie bezpośrednio) konsumentów do wybrania się na koncert.
Czasami w wywiadach zespół pytany jest o przed koncertowe celebracje, które muszą być spełnione, aby zespół wyszedł wyluzowany na scenę. Oprócz uścisków i innych team-bulidingowych historii, depeche MODE lubi mieć zapewniony stół do piłkarzyków (choć ten raczej jest wożony z zespołem, bo od lat na zdjęciach pojawia się ten sam), ale również panowie lubią dać się wymasować. To wszystko musi być zawarte w riderze, aby organizator to zapewnił, albo zorganizował miejsce na tego typu historie.
Rider Techniczny jest nieodłączną częścią umowy, a bardzo często zastępuje umowę między artystą, a organizatorem koncertu. Bardzo często operacyjnym wykonawcą postanowień ridera po stronie artysty jest agencja bookingowa. W przypadku depeche MODEjest to CAA, a w przypadku Alana jest to NeuWerk. Podstawowa różnica między umową, a riderem jest taka, że umowa dotyczy kwestii strategicznych, a rider najczęściej wyjaśnia jak, w jaki sposób ma to być wykonane, czy odpowiada za sprawy operacyjne.
Każdy, kto chociaż trochę interesuje się muzyką, jako taką mógł usłyszeć o akcji, jaką Metallica urządziła swoim fanom. Każdy, kto kupił bilet na koncert Mety tego lata mógł brać udział w głosowaniu na setlistę, jaka została zagrana podczas koncertu w Warszawie (2014.07.11), czy innym mieście (pełna rozpiska). Głosowanie już się zakończyło, koncert w Wawie się odbył. I co? Właściwie wynik był do przewidzenia…
Parę lat temu napisałem tekst pt. Hardcory vs Pikniki, w którym postawiłem dla wielu fanów bardzo smutne wnioski. Podobnie wynik głosowania na setlisty został odebrany przez wielu zagorzałych fanów Metalliki. Sami członkowie zespołu wyrażali swoje zdziwienie, że ich fani tak licznie i chętnie głosują na najbardziej oklepane hity. Oczywiście każdy głosował wg własnego uznania i na nic zdały się próby stworzenia masy, która pozwoliłaby na wprowadzenie do setu upragnionych „nieogranych” kawałków. Fani mieli siebie na wzajem w dupie, czego finałem jest wynik przewidywalny jak pogoda nad Bałtykiem. Co by nie planować i tak będzie lało, ale ja nie o tym…. Zastanowiłem się, co by było, gdyby fani depeche MODE dostali prawo do głosowania na 20 utworów, które chcieliby usłyszeć na żywo.
Przed każdą trasą powstają mniej lub bardziej fantazyjne setlisty, które są autorską wizją pojedynczych ludzi. Co by się stało, gdyby jednak te autorskie wizje spiąć w jeden set. Czy wygrałaby opcja dla hardcorów, czy też set pikników byłby górą?
Właściwie nie muszę ustawiać żadnego głosowania, żeby być spokojnym o wynik głosowania. Wszystko zawsze sprowadza się do najniższego wspólnego mianownika i każdy ma w swojej setliscie marzeń takie utwory bez których nie wyobraża sobie koncertu. Tylko potem to właśnie te utwory wygrywają i okazuje się, że są to jednocześnie najbardziej ograne utwory w historii koncertowej. Z resztą to widać też po statystykach najczęściej granych utworówdepeche MODE. Z której strony by nie patrzeć wychodzi set marzeń dla pikników. Myślę, że depeche MODE doskonale to rozumieją i grając ten, a nie inny trzon setu zapewniają przybyłej masie rozrywę, jaką oczekują. Nie mniej nie byłbym sobą, gdybym nie chciał sprawdzić czy moje mądrowanie się jest prawdziwe, czy nie.
Jak uważacie? Napiszcie swoje zdanie w komentarzach pod tekstem na Facebooku, na Google+ lub na Twitterze.
Z jednej strony temat cokolwiek oklepany, bo fascynacja piłką nożną dobrze znana, szczególnie tą klubową – Arsenal, Chelsea – to ulubione zespoły Andy’iego i Martina. Aaaa i Alan również ostatnio zamienił fuchę muzyka na blogera i prowadzi blog o Queens Park Rengers (więc jak ktoś harata w gałę na którejś z odsłon gry FIFA 2000-cośtam, to już wie z jaką drużyną w lidze angielskiej pocinać z depechowskiego obowiązku 🙂 ). Ja chciałbym się skupić na piłce narodowej, choć i o klubowej też coś będzie…
Jako, że jesteśmy w samym środku Mistrzostw Świata, to pokusiłem się o pogrzebanie w kilku dokumentach źródłowych. Obok licznych związków piłkarsko-depechowych znalazły się nawet dwa wątki związane z Polską. Ale po kolei…
Przez lata kariery koncertowej zdarzały się takie momenty, że depeche MODE grało trasy w tym samym momencie, co działy się rozgrywki na boiskach jednego z krajów świata. O ile w 1986 i 1990 pewnie zespół oglądał transmisje z meczy rozgrywanych na stadionach Meksyku i Włoch, to jednak nie znalazłem żadnego śladu tej aktywności w prasie typu Bravo, czy innych równie miarodajnych źródłach :-P, czy dokumentach trasowych. Odległość w czasie robi swoje. Potem przyszła niesławna trasa letnia po wszystkich kontynentach tylko nie po Europie w 1994? Zanim jednak przejdę do roku 1994, na chwilę zatrzymamy się w roku 1993, bo tu pojawia się pierwszy wątek polski.
W czasie eliminacji do mundialu w USA nasza narodowa była w jednej grupie z Anglią, jak pamiętacie potem nasi piłkarze obejrzeli te mistrzostwa w TV, a tak oto przy okazji koncertu w Montrealu 1993.09.08Daryl Bamonte komentował wygrany mecz nad Polską w tych eliminacjach.
Alan, ja i Joal z ochrony udaliśmy się do baru, by obejrzeć mecz Anglia-Polska w eliminacjach Mistrzostw Świata. Anglicy grali doskonale i z łatwością wygrali 3:0. Wygląda na to, że jesteśmy na drodze do mistrzostw USA ‘94! Nie piliśmy zbyt dużo bo koncert przed nami, ale nadrobimy to później…
I tak oto dochodzimy do roku 1994, gdy Summer Tour trwało w najlepsze na terenie Ameryki Północnej, równolegle w tym samym czasie, co Mistrzostwa Świata w USA. Rozpiska koncertów była mocno skorelowana z terminarzem rozgrywek. Każdy zatrudniony członek ekipy posiadał Tour Itinerary, w którym obok szczegółowej rozpiski koncertów była pełna rozpiska World Cup 94 (zdjęcie obok). Co prawda Anglia nie grała, ale nie tylko Anglicy byli w ekipie koncertowej.
Ale to nie jedyny motyw wspólny, po za tym pewnie inne nacje mogły by znaleźć podobne motywy wspólne, a szczególnie Niemcy, którzy mieli w jednym czasie i trasę, i mistrzostwa. Nie mniej nie jest tajemnicą, że koncert w Berlinie 2006.06.28, został dodany nieprzypadkowo. Był to 4. koncert depeche MODE w Berlinie, a 3. na letniej nodze. Koncert ten mimo, że był pierwszy, został dodany jako ostatni i poprzedzał 2 noce na Waldbuhne w pierwszej połowie lipca (co to był za skwar). Czerwcowy koncert został dodany, z jednej strony, aby depeche MODE mogło zagrać podczas mistrzostw, jako wsparcie licznych wydarzeń około sportowych. Co ciekawe w Tour Itinerary z 2006 roku nie ma już śladu po mistrzostwach, ale… koncert z 28 czerwca widnieje tam od początku, a to oznacza, że był planowany w tym terminie z góry pod FIFA 2006, tylko publicznie został najpewniej ogłoszony dopiero, jak obie lipcowe noce na Walbuhne zostaną wyprzedane.
To tyle, co wynalazłem w archeo, nie można jednak nie wspomnieć, że dla depeche MODE piłka nożna to stały element relaksu od samego początku istnienia zespołu, czego liczne ślady mamy do dziś. Od takich…
…przez takie…
…I takie…
…no i takie.
To tylko kilka przykładów, myślę że Wy znajdziecie ich jeszcze więcej, piszcie…
Niby takie informacje publikuje Billboard, to musi być prawda. Tym czasem nic się nie zgadza, ale po kolei… Przed rozpoczęciem Delta Machine Tour świat obiegła informacja, że zespół zmienił agencję artystyczną z CAA na WME. Sam o tym pisałem obszernie również. Nie to jest jednak ważne w tym wpisie.
Porządkując stare notatki znalazłem tę samą informację o zmianie jednej agencji na drugą również na stronach Billboard. Jeden drobiazg przykuł na nowo moją uwagę. Przeszło to bez echa, ale skoro takie tematy są ważnym elementem tego bloga, to po prawie 2 latach też nie można do tego nie wrócić i tak zostawić.
Wg publikacji na stronie billboard.com od 1985 roku depeche MODEzarobili na koncertowaniu 154.3 miliony USD podczas 279 koncertów. O super!, dodam do tego kasiorkę jaką zespół przytulił na Delta Machine Tour – o czym pisałem Tu, Tu, Tu i Tu – i będzie piękny wynik. Tak krótki wpis nadaje się na Twittera i pachnie ciekawostką z pogranicza sensacji. Tylko, że w tym zdaniu nic się nie zgadza.
Weźmy te 279 koncertów. Od 1985 roku do końca Tour Of The Universe zespół zagrał dobrze ok. 900 koncertów, więc nie pasuje. No dobrze to może policzmy tylko koncerty w Ameryce Północnej…. nie dokończyłem jeszcze Touring The Angel, gdy zliczanie przebiło 300. Znowu nie pasi.
A teraz 154.3 mln USD. Informacja podana jest jako zarobek depeche MODE tylko, że dane podawane z tej i poprzedniej trasy przez Billboard mówią jedynie o przychodzie ze sprzedaży biletów z których dopiero część jest zarobkiem zespołu. A gdzie inne przychody? Jak to wygląda na prawdę możecie zorientować się na przykładzie opisanego przeze mnie kontraktu na występ w Sztokholmie 1988.02.12. Wynagrodzenie artysty, to jedynie ułamek kosztów, jakie pokrywają bilety, które kupujemy.
Jak dla mnie to zdanie dotyczy jedynie USA, dlatego jest od 1985 roku. Wcześniejsze występy miały na tyle marginalne znaczenie, że nawet nie były brane pod uwagę, bo nie sądzę, żeby tego typu zestawienia ukazywały się dopiero od 1985 roku. W końcu Billboard istnieje od 1894 roku. Tego mi zabrakło w tym zdaniu. Większej precyzji. Zdanie to jest jednak w żaden sposób nieweryfikowalne i może być jedynie ciekawostką. Nie używałbym tego jako punktu odniesienia bez stosownego komentarza.
Robiłem ostatnio porządki w linkach, które zapisuje sobie na później do wykorzystania przy pisaniu kolejnych tekstów i odkopałem trochę starszy tekst z technologie.gazeta.pl. Tekst powstał w środku zawieruchy, jaką była Delta Machine Tour i wtedy nie miałem głowy do zajmowania się tą materią, choć paradoksalnie to właśnie wtedy był najlepszy moment na ten tekst. W końcu kupowaliśmy bilety Warszawę 2014.07.25.
W żartach stojąc pod halą często pada taki tekst (tuż przed otwarciem bramek), że kolegami to my będziemy pod sceną teraz jest wyścig ;-). Podobnie ma się często sytuacja przy starcie zakupów biletów. Wszyscy złorzeczą, że setki razy wywala ze strony operatora biletów, że serwery przeciążone, ale wszyscy wiemy, że w tym czasie Ty i Twoi znajomi z kraju i ze świata powodujemy właśnie ten tłok. Nie mniej nikt nie odpuszcza i każdy twardo siedzi :-).
Takie myślenie jest najpowszechniejsze. Tym czasem to może być błędne myślenie. Oczywiście ludzie powodują przeciążenie serwerów (tzw DDoS), ale co raz częściej swoje 50 groszy dokładają boty pracujące na potrzeby redystrybutorów biletów. W Polsce taki proceder jest zakazany, ale już za zachodnią granicą, a szczególnie w USA, jest to najnormalniejszy w świecie biznes i często jedyna możliwość nabycia biletów na koncert gwiazd sceny.
Efektem tego są upierdliwe systemy utrudniające życie przy zakupie biletów na koncerty. Nie jest to tylko amerykańska przypadłość. W Europie tam, gdzie działa, pieszczotliwie nazywany przez amerykanów ticketbastard, takie właśnie systemy zabezpieczeń się pojawiają. Mowa tu np o – Completely Automated Public Turing test to tell Computers and Humans Apart – czyli potocznie nazywane CAPTCHA.
Ten system blokowania dostępu przed botami jest jednocześnie znienawidzonym systemem przez ludzi, o czym przekonali się ostatnio użytkownicy dostawcy internetu od Areo.
Bot jest niezmiernie szybki. Jak wynika z badań Carnahana najbardziej zaawansowane systemy próbują kupić bilet na impresy sześćset razy częściej niż ludzie.
Można przeczytać w tekście na gazeta.pl. Prawda jest taka, że autoryzowani dystrybutorzy biletów w ten sposób chcą walczyć z drugim obiegiem, który jest nie po myśli tychże. W Polsce udało się to zrobić po przez wprowadzenie do polskiego prawa zakazu redystrybucji i odsprzedaży biletów, o czym boleśnie przekonali się wszyscy, którzy wystawiali bilety na systemach aukcyjnych, a potem dowiadywali się sami, albo Ci, co kupili od nich, że bilet został anulowany przez dystrybutora. Wszystko przez niezakrycie numerów seryjnych biletu.
Dystrybutorzy bardzo nie lubią jak robi im się konkurencję, a drugi obieg jest tego przykładem. O godzeniu w swobodę działalności (wolności) gospodarczej nie będę tu już wchodził, nie mniej sposób regulacji tego procederu z której strony by nie patrzeć jest dyskusyjny. W krajach, gdzie takiej praktyki nie ma lub traktuje się to jako normalną część biznesu wprowadza się ograniczenia na poziomie systemów zakupu biletów.
Efektem tego jest utrudnianie zakupu normalnym nabywcom. Kto miał okazję kupować bilety na koncerty np na francuskie koncerty depeche MODE, ten wie o czym mowa. Liczba wpisanych kodów „kapcia” szła w dziesiątki. Nie dość, że wyścig z czasem, innymi fanami, to jeszcze sam operator robił wszystko, aby utrudnić te zakupy.
depeche MODE pytane o rytuały na trasie, wymienia wiele przykładów, ale jest jeden taki któremu wielu z Was chętnie się by poddało i grosza za to nie biorąc. Jak pamiętam swoje powroty z koncertów, to byłbym pierwszy w kolejce. Dr Dot i jej zespół dawali wielokrotnie spokój i ukojenie dla Dave’a, Andiego i Martina.
Pisząc wpis z zapowiedziami przyszłych tekstów natrafiłem na zdjęcia Dave’a i Martina w cokolwiek niekompletnej garderobie (ale to nie jest przecież nic nadzwyczajnego, na scenie robią to co noc), rzecz w tym, że Panowie byli przeważnie ubrani, jakby zaraz mieli pójść pod prysznic.
Andy często wspomina, że jego ulubionym rytuałem przed koncertem jest długi, relaksujący masaż. Firmą, która zapewnia na trasie chłopakom taki serwis jest zespół Dr Dot. Jest podobno bardzo znaną masażystka, która w swoich rękach nie takie ciała trzymała, że wymienię choćby Debby Harry, Henry Rollins, Lenny Kravitz, Sting, czy najbardziej urobioną z tego towarzystwa Paris Hilton.
Każdy może skorzystać z usług jej firmy, a jeżeli przebywasz właśnie w Kaliforni, to możesz umówić się na wizytę domową Dr Dot i poczuć się jak Dave na trasie… no prawie 🙂
Pisząc poprzedni wpis linkowałem do starego wpisu o firmie StageCo, która od lat odpowiada za budowę sceny na trasach depeche MODE. O ile Anton Corbijn, to kreacja, to StageCo jest wykonawczą stroną tego, co wymyśli Anton.
Rok temu o tej porze byliśmy już po koncercie w Nicei 2013.05.04, ale też Tel-Avivie 2013.05.07 i Atenach 2013.05.10. Zanim jednak trasa ruszyła i wielu pognało do Nicei na swój pierwszy koncert na tej trasie, to świat depeszowski obiegały wycieki z prób w postaci pierwszych fotek sceny i zabaw z ekranami. Na przykład takie:
Jedni się zachwycali bardzo, inni mniej, ale nie to jest istotne. Taka jest ten świat ułożony, że najwięcej sławy zbierają Ci co wymyślą, trochę mniej, albo wcale chwały otrzymują Ci, co realizowali te wizje. Przy okazji poprzedniego wpisu zajrzałem na stronę StageCo, w cichej nadziei, że to oni właśnie stali za sceną z minionej trasy. I faktycznie nie myliłem się. Zaglądając do roku 2013 można znaleźć zdjęcia z koncertu w Berlinie 2013.06.09 i taką oto notkę:
Depeche Mode’s Delta Machine tour was the first big international act at the start of the summer touring season for StageCo Germany.
They installed a three-Tower system for the band’s dates across Eastern Europe including eight shows in Germany which saw the group perform to thousands at the Olympiastadion in Berlin.
Zaglądając na niemiecką wersję strony StageCo, przeczytać możemy również, że firma ta obsłużyła 18 koncertów na letniej trasie depeche MODE, włączając w to Sofię 2013.05.12 i Berlin 2013.06.09. Wygląda na to, że byli również w Warszawie 2013.07.25, choć nie jest to wprost powiedziane. Tak na prawdę na uwagę zwraca jedno ze zdjęć publikowanych na ich stronie. I wcale nie to pokazujące przód sceny, tylko to drugie. Jest to chyba pierwsze, albo jedno z niewielu zdjęć, gdzie sfotografowano tył sceny z Delta Machine Tour, ale i w ogóle. Na niemieckiej tronie jest też więcej zdjęć sceny.
A fotka z zajafki, to nic innego, jak plan ułożenia kamer na scenie i na terenie obiektu koncertowego, które pracowały na potrzeby trasy koncertowej. Jak sobie powiększycie ją, to po lewej stronie można doczytać specyfikację osprzętu, jaki używał na minionej trasie reżyser obrazu. Nie mylić z reżyserem światła, to zupełnie inne osoby i często ze sobą na kursie kolizyjnym. Dla reżysera obrazu – światła to często defekt psujący obraz. Natomiast dla reżysera świateł ekran, to zło konieczne, które powoduje, że nie można ustawić wszystkich świateł tak, jak by tego oświetleniowcy sobie życzyli.
Niby drobiazgi, ale dopełnia to obrazu trasy i pozwala zajrzeć za kurtynę i do kuchni dziania się trasy.
Podsumowań ciąg dalszy 🙂 Idąc świecką tradycją przygotowałem zestawienie TOP20 utworów granych najczęściej w historii koncertowej zespołu. Podobne zestawienie ukazało się w marcu 2010. Potem było jeszcze wielokrotnie aktualizowane. Zestawienie to jest tak na prawdę listą najbardziej ogranych numerów w karierze depeche MODE i jest odwrotnie proporcjonalne do zajmowanego miejsca na liście. Dlatego warto czytać je czasami odwrotnie.
Tekst jest napisany w konwencji listy przebojów, co nie znaczy, że cieszę się z faktu, iż jakiś kawałek spada, bo od 3 tras nie był grany. Myślę, że wielu dało by się pociąć, za ponowne wykonanie Everything Counts, Master And Servant, czy The Things You Said w pełnej wersji, a to te numery dołują, na rzecz innych numerów ze składanki największych przebojów, jakim jest ta lista.
Nie robiąc (tym razem) przydługiego wstępu dodam tylko, że nie będzie to proste dodawanie do TOP listy z 2010 wykonań z trasy w 2013 i 2014. Musicie pamiętać, że są to moje opracowania i nawet jak bym były w 99% zgodny z ideałem, to są to nadal moje analizy, na podstawie mojej metodologi, a więc obarczone jakimś błędem. Nie zawsze podsumowanie z 2010 + miniona trasa da poniżej wynik arytmetycznie zgodny. Powrócę do tego zagadnienia na końcu zestawienia.
OK, to popatrzmy jak zmieniła się lista po 7 marca 2014. W nawiasie podaję miejsce i liczbę wykonań z poprzedniego notowania 🙂 Zaczynamy od poczekalni:
30. 227 (28. 227) People Are People – chyba już nikt nie ma nadziei na to, że ten numer zostanie zagrany na żywo. Ten utwór będzie już tylko spadał, do kolejnej 10.
29. 228 (44. 123) A Pain That I’m Used To – to jest numer, który narobił w zestawieniu trochę zamieszania i największy awans w zestawieniu (15 pozycji). Niewielu spodziewało się, że ten numer powróci do setu koncertowego kiedykolwiek. Przeszło 100 wykonań pozwoliło mu na wejście do 3 dziesiątki i chyba tyle tego… nie przypuszczam, żeby numer zawalczył wyżej w przyszłości. No chyba, że podczas trasy The Singles 01 > coś tam.
28. 236 (27. 235) Leave In Silence – Po wykonaniu tego numeru na koncercie w Londynie 2013.11.19Dave skomentował, że to było odważne ze strony Martina. O ile w 2006 Martin rozgrzewał tym kawałkiem zmysły i umysły fanek i fanów, to na tej trasie powitano jedyny wykon z obawą i ulgą… że już nie.
27. 237 (26. 237) Boys Say Go! – Fani domagali się tego numeru i zespół to słyszał, ale czy słuchał fanów…
26. 247 (25. 247) New Life – Nie ruszyło się i już nie ruszy. Może tylko spadać na liście, no chyba, że dotrę gdzieś do setlist z początku kariery i kawałek dorobi się drugie tyle.
25. 257 (24. 257) It’s No Good – Kawałek był próbowany w przerwach na tej trasie i miał wejść do setu podczas jesienno-zimowej nogi. Może dobrze, że nie wszedł. Na kolejnej trasie nie będzie tak oklepany. Przeplatanka co drugą trasę robi dobrze temu kawałkowi. Takie coś powinno spotykać więcej numerów. Aranżacja z Tour Of The Universe osłabiła moją sympatię do tego numeru i w sumie cieszyłem się, że go nie było na świeżo zakończonej trasie.
24. 260 (23. 260) Blasphemous Rumours – Podobnie jak New Life, z trasy na trasę powoli w dół. O ile New Life ma szansę przeskoczyć Blasphemous Rumours, to w przypadku tego numeru wszystko jest jasne i rozpisane już.
23. 260 (22. 260) Something To Do – To samo, co w przypadku Blasphemous Rumours.
22. 278 (21. 274) Somebody – kawałek oczko niżej nie zagrażał i nie zagrozi A Question Of Lust, więc 4 wykonania, to rodzaj zaznaczenia swojej obecności na liście od 1984. Było to raczej umocnienie swojej pozycji. Spadek o jedno oczko wynika z tego, że inni byli lepsi, a nie Somebody gorsze.
21. 320 (20. 317) A Question Of Lust – To zaskakujące, jak numer odsądzany od czci i wiary na poprzednich trasach na tej trasie urósł właściwie do miana bohatera i był stawiany jako przeciwieństwo plumkanego Home. Tylko 3 wykony nie uchroniły jednak A Question Of Lust od spadku po za 2 dziesiątkę. Pamiętajmy jednak, że jest to numer z grona niedoszacowanych, o czym więcej na końcu tego wpisu.
Kończymy poczekalnię i powoli zmierzamy do TOP20, czyli potencjalnego setu, jaki depeche MODE graliby, gdyby czytali to zestawienie. Idąc tym tropem myślenia, 3 dziesiątka, to takie zamienniki na podwójne koncerty w czasie długiej trasy Greatest Hits. 🙂
_
20. 331 (29. 225) Precious – 9 oczek do góry, najwyższy skok na liście. Utwór po tej trasie wdarł się szturmem do TOP20. Ja osobiście pozostaję w nadziei, że po kolejnej trasie tak samo szturmem z niej wypadnie. Np. po przez nie wykonywanie tego kawałka już nigdy więcej.
19. 371 (15. 371) Photographic – 4 pozycje w dół na liście. Podobnie jak A Question Of Lust uważam, że ten numer miał więcej wykonań, niż 371, ale jako, że nie mam dowodów, to jestem w stanie tylko tyle potwierdzić.
18. 372 (14. 372) Master & Servant – Sytuacja podobna, jak w przypadku Photographic, z tą różnicą, że w przypadku tego numery wszystko jest jasne, jeżeli chodzi o wykony. Jeżeli zespół nie weźmie, go na tapetę na kolejnej trasie, to grozi mu wypad po za TOP20.
17. 379 (19. 329) Shake The Disease – Numer, który sukcesywnie pnie się do góry od końca 2005 roku. Niestety styl w jakim to robi pozostawia wiele do życzenia. Na tej trasie dwa oczka w górę. Osobiście wolałbym, żeby już się nie piął, gdyby awans miałby zawdzięczać Martinowi, a nie Dave’owi.
16. 417 (16. 360) Home – 57 wykonań na The Delta Machine Tour pozwoliło na obronienie i ugruntowanie swojej pozycji. Podobnie, jak w przypadku Shake The Disease styl w jakim to się dzieje jest nie najlepszy. 417 wykonów daje mocną pozycję i spokojnie numer może odpocząć na kolejnej trasie… oby.
15. 428 (18. 330) Halo – kolejny warty odnotowania awans o 3 pozycje. Dla jednych zaskoczenie, dla innych nie. Dla jednych aranż na trasę był zaskoczeniem, dla innych nie.
14. 441 (17. 342) Black Celebration – jeżeli Halo, było zaskoczeniem, to co powiedzieć o Black Celebration. Na prawdę nie liczyłem, że kawałek uświetni jeszcze koncerty depeche MODE, a do tego wytrzyma całą trasę. Raczej obstawiałem, że podzieli losy Barrel Of A Gun.
13. 469 (12. 455) In Your Room – spadek o 1, co w tym przypadku oznacza obronę swojej pozycji. Numer od dawna prosi się o zapomnienie. Nie mniej te 14 wykonań na tej trasie były miłymi przerywnikami. Szkoda, że nie rozłożyły się bardziej równomiernie po całej trasie, tylko kumulacja nastąpiła pod koniec trasy.
12. 484 (11. 479) World In My Eyes – 5 wykonów, ale tylko na 1 i 2 nodze. Mogli dołożyć jeszcze ze 3-4 wykony na 3 nodze i byłoby na prawdę git. Nie dogoniłoby to w żaden sposób kawałka z pozycji 11, ale byłoby wtedy świetnym przykładem, jak oczekiwałbym po zespole, aby rotował swoje numery w setliście na całej trasie. Gdyby to przełożyć na sporą grupę kawałków z tego zestawienia, to argument o graniu na każdej trasie byłby żaden, a i pojęcie oklepania byłoby cokolwiek obce.
11. 540 (13. 440) Policy Of Truth – 100 wykonów na Delta Machine Tour, 102 wykony na Tour Of The Universe. W 2009 nieplanowany następca, w 2013 już jako pełnoprawny, planowany i chciany… Obok Walking In My Shoes i I Feel You kawałek, gdzie zespół ciągle poszukuje i próbuje urozmaicić początek. Szkoda, że tylko początek.
10. 596 (07. 548) Behind The Wheel – 48 wykonów na 106 dał w sumie… spadek o 3 pozycje. Czy to dobrze, czy to źle, to już sami oceńcie. Niestety Behind The Wheel mimo, że samo nic nie zawiniło, to miało pecha zastąpić w 2009 Strangelove, a w 2013 Soothe My Soul… i za to głównie mu się dostaje… taka karma. Warto dodać, że Behind The Wheel obok Barel Of A Gun, doczekało się dwóch wizualizacji świetlnych.
Z lata:
Z zimy:
09. 611 (10. 506) Just Can’t Get Enough – w 2005 roku Martin mówił, że grał ten numer z zażenowaniem i wstydem… no cóż na Delta Machine Tour to uczucie najwyraźniej ustąpiło… bece z Andrzeja. Za to mamy jedno oczko wyżej w stosunku do poprzedniego zestawienia.
08. 618 (05. 618) Everything Counts – 3 w dół, to było do przewidzenia, szczególnie, że numer porzucony w 2006 i raczej nie zanosi się na powrót. Kto wie, może… ale to i tak jest nic w porównaniu do…
07. 624 (02. 623) Stripped – które spadło na twarz niczym Morgenstern w tym sezonie. A wystarczyłoby min. 20 wykonań, żeby kawałek nie spadł poniżej 5 miejsca. Szczególnie, że wersja z Madrytu 2014.01.18 była o wiele bardziej treściwa i mięsna, niż ubogi aranż z 2009 i 2010 roku.
06. 628 (09. 528) I Feel You – Mam cichą nadzieję, że przeniesienie na bis tego numeru może oznaczać pożegnanie. Numer jest mocarny, ale tej mocarności co raz trudniej zdzierżyć.
05. 644 (08. 535) Walking In My Shoes – wersja z minionej trasy nadzwyczaj przypadła wielu fanom do gustu. Mimo odejścia od klasycznego początku, to na prawdę fajnie się słuchało i oglądało. Szkoda, że zespół zawsze poprzestaje tylko na początku. Remixy z singli dają o wiele większe pole do popisu… ale do tego trzeba być albo Alanem, albo dostać gotowca w postaci zewnętrznego remixu. Skok z 8 na 5 pozycję na prawdę zasłużony i nie jest to ciągnięcie łacha z mojej strony.
04. 714 (06. 610) A Question Of Time – już nie mogę zdzierżyć tego numeru na żywo. Awans na 4 miejsce to szczyt możliwości. Pierwsza 3. jest nie do ruszenia… chyba.
03. 732 (04. 619) Enjoy The Silence – po poprzedniej trasie Enjoy The Silence ustępowało jednym wykonem kawałkowi z miejsca nr 2. Jednak wystarczył jeden występ na promo tour w Paryżu 2013.03.26, aby zrównać się z…
02. 732 (03. 620) Personal Jesus – które nie dało wyrwać sobie remisu do końca trasy. Awans po spadku Stripped z 2 miejsca ugruntował trudną do ruszenia pozycję.
01. 828 (01. 722) Never Let Me Down Again – Co tu dużo pisać. Był numerem 1 i będzie. Prawie 100 wykonów różnicy… robi różnicę. Ta różnica będzie się powolutku zmniejszać, bo Never Let Me Down Again nie jest oczywistym wyborem (ze względu na długość), na występy promo i do TV, a Personal Jesus i Enjoy The Silence tak. Nie mniej koncerty bez tego kawałka, to nie koncerty, nawet jak numery ograny i bez większych zmian aranżacyjnych od wielu tras.
_
Powyższe zestawienie pomiędzy trasami zmienia się niekiedy równie dynamicznie, jak w czasie trasy. Lecz zmiany te mają inny charakter. Powstają głównie pod wpływem lektury biografii, lub dokumentów źródłowych. Przez lata zgromadziłem wiele materiałów z czasów, gdy do Internetu wpisywało się wszystko ręcznie, a nie kopiowało ze strony na stronę. Stąd tuningowanie strony MODEontheROAD.com ma charakter permanentny, a nie tylko raz na 4 lata. Co za tym idzie lista wykonań każdego z utworów ma charakter orientacyjny i im bliżej czasów nam współczesnych, tym orientacyjność zbliża się do pewności.
Piszę to dlatego, że trasy z punktu 2. dają szalone pole do konfabulacji i wymyślania nieznanych setlist bez pokrycia w faktach, których być może nigdy nie poznamy już.
Np. w przypadku Devotional Tour podaję na swojej stronie brak 16 setlist z amerykańskiej części trasy, przekładając to na utwory chodzi tak na prawdę o brak pełnego opracowania dla Judas / A Question Of Lust / Death’s Door / One Caress / Mercy In You / Get Right With Me. Dodatkowo nie zawsze były grane ostatnie dwa bisy: Fly On The Windscreen i Everything Counts. Wiem, że są strony, gdzie można przeczytać sety z tych 16 koncertów. Sety te są potem multiplikowane na inne strony. Ponieważ nie ma jednak bootlegów, albo nie ma innej dokumentacji na podstawie których można by wpisać w sposób wiarygodny set zdecydowałem się już dawno na niepowielanie tych informacji. Najlepszym przykładem ostatnich kilku miesięcy jest „koncert” z Indianapolis 1993.10.21 Takiego koncertu nigdy nie było. Skąd to wiem? A z tego dokumentu poniżej.
To jest Tour Itinerary z Ameryki Północnej z okresu październik – listopad 1993. Taką broszurę na każdej trasie, każdy członek ekipy koncertowej posiadał na stanie. W 1993 roku, ze względu na długość trasy, broszura ta była wydawana w częściach. Dla Devotional Tour powstały 5 odcinków. Na samą Amerykę 3 sztuki. Ostatnia część zawierała również grudniową Europę. Dlaczego jestem pewien, że nie było Indy? Ponieważ to jest dokument, który drukuje się na końcu przygotowań do trasy, jak już jest wszystko zabookowane, ogłoszone i wszystko wiadomo. Mogła być taka sytuacja, że w spisie tym jest jakiś koncert, a faktycznie nie został ogłoszony, ale w drugą stronę zdarzało się to tylko wtedy, gdy koncerty był przenoszony z nocy na noc, ale koniec końców był grany. Po za tym pod tą datą – 21.10.1993 jest dzień wolny.
To właśnie z tych względów TOP20 2010 i 2014 nie zawsze sumują się i to właśnie z tego powodu część utworów jest niedoszacowana: Photographic, Just Can’t Get Enough, A Question Of Lust, Somebody, New Life, Boys Say Go!, że wymienię tylko kawałki z powyższego zestawienia. Wolę, żeby tego typu zestawienia były niedoszacowane, niż zakłamane przez wymyślanie czegoś, co nie miało miejsca, a ładnie wygląda w zestawieniu.
_
TOP20, a nawet TOP40, oraz inne zestawienia zebrałem na tej podstronie.
Koncert depeche MODE w Warszawie już za nami, jeszcze przez kilka tygodni (najpewniej do startu trasy w Ameryce Północnej), będziemy przeżywać i wspominać to wydarzenie. Pewnie powstanie (już powstał) projekt stworzenia multicamu, albumów ze zdjęciami, czy innych tablic pamiątkowych upamiętniających pobyt bogów klawisza na ziemi ojczystej.
Miło jest słyszeć i czytać wiele pozytywnych opinii fanów, oraz mediów, które w końcu potrafiły docenić i uczcić przyjazd depeche MODE do Polski. Być może to fakt zaprzęgnięcia nowej wytwórni, która w końcu potrafiła ogarnąć potencjał, jakim jest koncert depeche MODE w naszym kraju. Być może to z powodu tego, że duży, globalny sponsor pojawił się na tej trasie. Pewnie to prawda, ale ja dziś nie o tym…
Nie mam zamiaru się rozwodzić nad kondycją zespołu, fajnością i porównaniami do np pierwszego koncertu na trasie. Na to przyjdzie pewnie jeszcze czas, a na pewno na swój specyficzny sposób coś o tym napiszę w kilku najbliższych tekstach podsumowujących zakończoną właśnie nogę.
niektórzy dopiero na zimowej trasie posłuchają pełnego spektrum dźwiękowego zespołu. Plenery to jednak nie to samo.
wtedy odnosiło się to do bootlegów, ale dziś napisałbym jeszcze raz to samo, w kontekście nagłośnienia.
Nie była to moja pierwsza wizyta na Stadionie o nazwie prawie tak długiej, jak najdłuższe niemieckie słowa. Do tej pory były to jednak mecze naszej narodowej reprezentacji kopanej lub akcje typu Noc Muzeów. Trzeba tu podkreślić dobitnie ten obiekt ma świetną widoczność z każdego krzesełka. O ile na mecze i inne widowiska sportowe ten obiekt nadaje się wyśmienicie i tak na prawdę tam nie ma złych miejsc. To niestety organizowanie koncertów na Narodowym, a tym bardziej płacenie za nie to pomyłka.
Podobno akustyka na Narodowym w dniu koncertu depeche MODE była najlepsza ze wszystkich koncertów, które odbyły się do tej pory. Jeżeli to jest prawda, to serdecznie gratuluję wrażeń fanom Coldplay, czy Madonny.
Ja ze swojego doświadczenia koncertowego mogę stwierdzić, że lipcowej nocy byłem na najsłabszym akustycznie koncercie depeche MODE na tej trasie. Nic nie pobije akustyki hali w Nicei, a i Dusseldorfmoże być spokojny. W czerwcu tego roku byłem na koncercie depeche MODE na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Już słuchając supportu w Berlinie obawialiśmy się, że koncert będziemy słuchać dwa razy. Pierwszy raz gdy dociera do nas z głośników, a drugi raz, gdy wraca odbity od trybun. Było jednak inaczej i pomimo tego, że był to koncert na stadionie z zadaszonymi trybunami. Tak na dobrą sprawę wcale nie było tak źle. To co działo się w Warszawie biło na głowę Berlin in minus. Przez cały koncert w Polsce miałem wrażenie, że słucham tego samego koncertu odpalonego z dwóch taśm puszczonych w jakiejś tubie z niewielkim opóźnieniem względem siebie. Jeżeli dla kogoś koncert w Warszawie był pierwszym koncertem depeche MODE na tej trasie, to ja serdecznie współczuję i mam nadzieję, że doznania odbierane innymi zmysłami zrekompensowały wrażenia wypaczone przez wrażenia docierające przez zmysł słuchu.
Sprzęt tej samej firmy i klasy, w obu przypadkach nagrania robione z trybun, w obu przypadkach jest echo, ale różnica w skali tego zjawiska jest powalająca na niekorzyść Warszawy.
Pierwsza i podstawowa różnica to brak dachu na stadionie w Berlinie. Na prawdę nie wiem po co zamykany jest dach na koncertach na Narodowym. Odbicia, jakie to powoduje sprawiają, że koncerty na warszawskim stadionie zamienia się w kakofonię dźwięku, bez wyraźnie słyszanych instrumentów, zaniku dołów, w permanentnym reverbie, a praca inżyniera dźwięku to na prawdę wyzwanie. Czy kilka kropel wody to na prawdę taki wielki i ważny powód, by psuć ludziom koncerty za które dojeni są na grube setki??!! Kupując bilet płacę za najwyższą jakość obrazu, muzyki i widowiska, tym czasem jedną niezrozumiałą decyzją wychodzi na to, że jestem pozbawiany części tego za co płacę.
Koncert w wielu miejscach ratowała publiczność, szczególnie w momentach… kiedy muzyka nie grała, lub była tylko tłem do chóralnych śpiewów fanów. Wymienienie Shake The Disease, Enjoy The Silence, Policy Of Truth, Should Be Higher to będą truizmy w tym momencie. Z resztą próbkę tego możecie posłuchać poniżej – audio występu w Warszawie:
Nie oszukujmy się jednak, nawet gdyby dach był otwarty, to forma obiektu niezbudowanego do obsługi widowisk muzycznych sprawia, że uczestniczenie w koncertach na tym obiekcie, to nadal pomyłka. Dlaczego koncerty stadionowe depeche MODE w 2009 roku najlepiej wypadały na obiektach typu Olympia Stadion w Monachium? Dlaczego U2 grając swoją ostatnią trasę zdecydowało się nagrać koncertowe wideo na starutkim stadionie Rose Bowl w Pasadenie (my fani depeche MODE doskonale znamy ten obiekt) mimo, że wcześniej grali na światowej klasy obiektach typu Wembley, San Siro? Ponieważ światowe to one może są, ale dla widowisk piłkarskich, ale dla muzyki granie na nich, to istna męczarnia i dla technicznych, i dla publiczności. Jedyny powód to możliwość upchnięcia w jednym miejscu największej możliwej liczby widzów i opędzenie dzięki temu np. nie 15-20 tysięcy biletów, jak to jest w przypadku hali, ale 40-50 tysięcy. Keszi, keszi…
Gdyby U2 wpadłoby na „genialny” pomysł nagrania wideo z koncertu w Polsce, to nigdy nie wybrałoby Stadionu Narodowego, ani tym bardziej Legii, Lechii, czy Lecha. Prędzej zagraliby i nagraliby materiał na Śląskim. Dlaczego? Bo zarówno Śląski, jaki Rose Bowl, to stadiony otwarte, bez stromych, wysokich trybun, z rozłożystymi koronami. Przede wszystkim jednak bez dachu, gdzie dźwięk może się swobodnie rozchodzić na boki i w górę, gdzie ilość załamań fali dźwiękowej jest znakomicie mniejsza niż na stadionach klasy Narodowego.
Właśnie dlatego do tej pory wspominam z przyjemnością koncert U2 na chorzowskim stadionie, a w przypadku Narodowego poważnie się zastanowię nad ponownym pójściem na koncert na tym obiekcie. I to po mimo tego, że podobno akustyka na depeche MODE była najlepsza z możliwych. A znajomi, którzy byli na Madonnie i Paulu McCartney’u, właśnie fatalną jakością nagłośnienia argumentowali wcześniejsze wyjście z tych koncertów.
Dopóki Warszawa nie dorobi się hali koncertowej z prawdziwego zdarzenia, gdzie obiekt będzie budowany od początku z myślą o akustyce koncertowej i widowiskach niesportowych, to na prawdę lepiej wyłożyć parę groszy więcej i bujnąć się do Łodzi, Gdańska, Berlina, Pragi, czy innego miejsca z halą, niż wybrać się na koncert w Warszawie na Narodowym. To będą zdecydowanie lepiej wydane pieniądze. Szczerze polecam Palais Nikaia w Nicei, jak do tej pory najlepszy obiekt na jakim dane mi było słyszeć występ depeche MODE.
Obawiam się jednak, że na halę widowiskową w Warszawie poczekamy jeszcze przez długie lata. W tym mieście mamy dwa stadiony z codzienną walką o utrzymanie się, gdzie jeden ma akustykę gorszą od drugiego. Kto bywał na Orange Warsaw Festiwal, na Legii, ten wie o czym mowa. Jednym z argumentów przenosin festiwalu z Legii na Narodowy było właśnie nagłośnienie koncertów. Podobno w tym roku było najlepiej w stosunku do lat 2012 i 2011, no to jak źle musiało być na Legii, jeżeli Narodowy jest też fatalny.
Niestety najbardziej zainteresowani niepowstaniem koncertowego obiektu w Warszawie są własnie zarządzający Narodowym i Legią, oraz… Atlas Areny w Łodzi. Powstanie obiektu koncertowego na powiedzmy 20+ tysięcy w Warszawie może oznaczać, że spora część wydarzeń odpłynie z tych obiektów do nowej hali. Atlas Arena zbudowała swoją markę m.in. dlatego, że nie ma alternatywy dla tego obiektu w centrum Polski. Wystarczy popatrzeć na Ergo Arenę, która klasą dorównuje łódzkiemu obiektowi, jednak liczba pierwszoligowych koncertów na tym obiekcie, to wciąż jedynie ułamek tego, co dzieje się w Łodzi.
Dla Pani Prezydent również budowa takiego obiektu nie jest na liście priorytetów w Warszawie. Dlatego będziemy jeszcze przez długie lata skazani na stadiony, które więcej robią złego, niż dobrego w temacie koncertów.
Na koniec dedykuję wszystkim organizatorom i fanom muzyki koncertowej, aby mieli okazję być na tak nagłośnionym koncercie, jakim był niedawny występ Kraftwerk w Poznaniu. Ten zespół pod względem jakości nagłośnienia bije na głowę każdy koncert na jakim byłem… od koncertu Kraftwerk w Krakowie w 2008. 😛
I to był opener… można? można!!! Kolejna próba Narodowego na The Wall 20 sierpnia.
We wrześniu ub roku pisałem o wyprzedających się LHN’ach (tych na CD), oraz o rosnącej cenie niektórych tytułów na rynku wtórnym. Proces się będzie pogłębiał, w miarę jak stan magazynowe studia AbbeyRoad będą się upłynniać.
Są takie dni, kiedy przekopywanie się przez dokumenty, albo jeden telefon przynosi nową informację tam, gdzie się jej nie spodziewa. Ten tekst jest właśnie o takiej sytuacji. Znany i nieskazitelny obraz trochę się porysował… World Violation Tour, nie przebiegało tak gładko…
Do tej pory postrzegałem trasę World Violation jako jedną z najbardziej przewidywalnych tras w historii koncertowania depeche MODE. Nie ma to nic wspólnego z komercyjnym sukcesem płyty i trasy. Właściwie nic tam się nie działo, co mogłoby zaskoczyć. Sprzęt padł tylko raz i to dopiero w Europie – Stuttgart 1990.10.15 😉 Setlista również nie rozpieszczała, choć sama dobór utworów sprawił, że przez długie lata była to dla mnie kwintesencja zespołu i lubiłem sobie ustawić w tej kolejności utwory w wersjach studyjnych do słuchania w domu. Właściwie, gdyby nie sporadyczne zmiany dokonywane wg schematu: 2 noc z rzędu lecimy z Here Is the House / Sweetest Perfection [20], a jak gramy 3 noc z rzędu, to zapodam łaskawie Little 15 / Blue Dress [2], to człowiek miałby problemy z ogarnięciem który koncert jest który. Ten problem czasami jest widoczny przy bootlegach w poprzednich tras i stąd masa fake’ów.
Tak na prawdę jedynie postęp zarastającej fryzury Dave’a świadczył o sprawnie poruszającej się do przodu machinie promującej największy komercyjny sukces zespołu w historii…. Nie tylko Exciter Tour można mierzyć stopniem bujności piór Dave’a okazuje się, że World Violation Tour też.
Tak niesprawiedliwie myślałem do niedawna…. 😉 Ta rysa na nieskazitelnym obrazie trasy pojawiła się u mnie całkiem niedawno…. O tym, że World Violation Tour, szczególnie w drugiej, europejskiej, części trasy to było takie małe Devotional Tour, głośniej lub ciszej mówiło się od lat. Mam tu na myśli oczywiście, co raz odważniejsze eksperymenty Dave’a z dragami. Być może tym właśnie trzeba tłumaczyć wręcz maszynową powtarzalność setu przez całą trasę, jako wyraz bezpieczeństwa, samozachowawczości w momencie, gdy wokalista był naspidowanym. Nie mniej to wszystko było czymś, co się działo zanim kurtyna poszła w górę i po jej opadnięciu. Sam show pozostawał nieskazitelny… no prawie.
Oczywiście jest trochę niewiadomych z tej trasy – np. dlaczego w Nowym Jorku 1990.06.18Martin zaśpiewał tak dziwny set? Dlaczego zespół tłukł beznamiętnie tylko jedną setlisę? Dlaczego wszystkie bootlegi brzmią tak, a nie inaczej na tej trasie? Ale ja nie o tym…
W tym momencie mała przerwa i robimy dygresję. Od jakiegoś czasu pojawiają się na sieci naprawdę godnej jakości nagrania, znanych już koncertów prosto od ludzi, którzy nagrywali te koncerty. Bardzo często okazuje się, że materiał wcześniej przez dekady zarzynany po przez przegrywanie z kasety na kasetę, zgrywany z VHS do audio, masakrowany kompresją do *.mp3 itd, itd, obecnie wypływa dając nowy pogląd na obsłuchany już dawno bootleg.
Nagrania te wypływają głównie na zamkniętych forach taperów lub mało dostępnych torrentach dla nagrywających koncerty, gdzie ludzie w wąskich gronach wymieniają się “1 kopiami z mamuśki”. Odpryski takich zdarzeń widzimy publicznie w postaci wypływu niskiej jakości plików w *.mp3 i z wielomiesięcznym opóźnieniem. Ostatni taki przykład to – Brighton 1981.08.02.
Przy tej okazji można dowiedzieć się wielu ciekawostek prosto ze źródła, od ludzi, którzy przez lata trzymali taśmy DAT lub dyski MD na swoich półkach i dopiero nie dawno znaleźli czas aby zrobić transkrypcję do *.wav lub *.flac….
To „odkrycie” jest właśnie efektem takiej rozmowy (dzięki Więcor 🙂 ). No ale wracamy do World Violation Tour. Wydawało się, że depeche MODE grało trasę bez większych zawirowań i tylko wpadka ze sprzętem w Stuttgart 1990.10.15 na chwile zatrzęsła karawaną. Tym czasem zanim zespół zajechał do Europy już zaczęły pojawiać się problemy z kondycją Dave’a wspominane już wcześniej pogłębiające się uzależnienie oraz trudy trasy sprawiły, że Dave w okolicach koncertów na antypodach zaczął tracić głos. Skutkiem tego było odwołanie koncertu w Meldburne 1990.09.01. Fakt przemęczenia miał jeszcze jedno znaczenie dla trasy.
Na bootlegach z Japonii dziwną prawidłowością jest fakt, że praktycznie wszystkie koncerty mają pocięte bisy. Raz jest to tylko Black Celebration + A Question Of Time, a innym razem tylko Behind The Wheel + Route 66. Pewnie niektórzy z Was sięgną teraz pod swoje bootlegi na półce, czy dysku, aby to sprawdzić. Pojawiają się różne wersje tych koncertów, o różnej długości, ale na pewno brakuje tam czegoś w bisach. No właśnie, to nie był przypadek. Tych bisów po prostu na koncertach nie było. Nawet jeżeli na jakimś bootlegu są te numery, to są to fake’i. Ktoś celowo dosztukował brakujące numery. Jedynym koncertem z Japonii jaki mógł mieć pełną setlistę jest pierwszy koncert z Tokyo 1990.09.11. Co ciekawe drugi koncert z 12 września znowu ma brak pierwszych bisów. Czemu tak? Jako powód przypisuje się problemy z gardłem i chęć oszczędzania się przed kolejną częścią trasy w Europie. Zespół traktował Japonię lekką zlewką i jedynie jako szansę do zarobienia pieniędzy. Być może dlatego obecnie zespół w te rejony nie jeździ, bo nikt ich nie zasponsorował.
Są takie firmy na świecie, których znaczenie jest większe, niż nazwa i potoczna świadomość przeciętnych konsumentów usług. Są takie firmy, bez których wielkie uznane marki nie mogły by być tym kim są. Dziś zaczynam cykl tekstów (a może kontynuuję?) o firmach, bez których depeche MODE nie mogłoby funkcjonować na trasie koncertowej.
Podobnie jak Apple bez Foxconn jest jedynie biurem wzornictwa przemysłowego opakowań do podzespołów Samsunga / LG / Sharpa i paru jeszcze innych dostawców komponentów w świecie emejzingu iPada, czy iPhone’a. Tak również depeche MODE, organizując trasę koncertową zatrudnia pewnych sprawdzonych partnerów biznesowych, którzy są gwarancją standardu i jakości na rynku, na którym firma depeche MODE od lat operuje.
O ile jednak o Foxconnie nie usłyszelibyśmy nigdy, gdyby nie seria samobójstw pracowników fabryk pracujących dla Apple, tak właściwie w świadomości fanów depeche MODE z firm wspierających ulubiony zespół istnieje jedynie firma Stage (piorun) Truck, która wozi dla depeche MODE cały osprzęt sceniczny, instrumenty, garderobę i jeszcze parę innych drobiazgów. Świadomość ta istnieje w umysłach fanów, bo ciężarówki Stage Truck są jak oznaka końca adwentu, niczym ciężarówki pewnej firmy od bąbelków, zbliżające się do miasta z muzyką w tle i podobizną skrzata Clausa z policzkami czerwonymi, jakby grzał od miesiąca siwuchę.
Dziś jednak będzie nie o reniferach i czerwonych lub srebrnych ciężarówkach. Dziś chciałbym zająć się pewną firmą, która wywarła na depeche MODE bardzo duży wpływ i wywiera go nadal. Mam też poczucie, że ten wpis jedynie otrze się o temat. Może to choć w jakiejś części przybliżyć Wam powody pewnych wyborów ekipy z Bassildon. Pisząc o wyżywieniu na trasie właściwie rozpocząłem już cykl opisujący firmy wspierające depeche MODE, w następnych tekstach planuję przybliżenie Wam, czym jest firma Stage Truck, Beat The Street, czy Lite Alternative.
Ten wpis będzie o firmie StageCo. Jest to belgijska firma zajmująca się budową konstrukcji scenicznych. Pierwsze doświadczenia zbierali dostarczając konstrukcje na potrzeby festiwali odbywających się od lat 80 – XX. w krajach beneluxu takich, jak – Torhout, a w szczególności Werchter z którego StageCo pochodzi. Tu zaczynali nawiązując współpracę z wieloma sławami tego świata budując stopniowo potęgę, która obecnie sprawa, że firma ta ma niebagatelny udział przy sukcesach wielu gwiazd muzyki pop. Właściwie dochodzi obecnie do takiej sytuacji, że jeżeli zespół ogłasza trasę koncertową, to w ciemno można wymienić firmy które będą odpowiedzialne za swoją część działalności koncertowej. Na pewno za transport będzie odpowiadać Stage Truck, za autokary Beat The Street, za zarządzanie trasą – Live Nation. W przypadku StageCo ten wpływ jest o wiele większy. Firma ta od lat prowadziła politykę polegającą na oferowaniu swoich usług po baaaardzo przystępnych cenach (ktoś może powiedzieć nawet, że stosują dumping) natomiast, oczywiście, było to w zamian za pewne przywileje wynikające z udziału w trasie koncertowej. Przez wiele lat firma StageCo oferowała pewien, z góry określony, standard konstrukcji scen, dzięki czemu pozwalało to na ustandaryzowanie procesu budowy sceny przez samą firmę. Pozwala to mieć na magazynie ograniczoną liczbę elementów potrzebnych do wybudowania sceny. Ogranicza to koszty logistyczne transportu. Z góry wiadomo ile ciężarówek potrzeba na przewiezienie konkretnej konstrukcji. Z czasem ten standard zaczęły przejmować inne firmy oferujące podobne usługi również na rynkach lokalnych. Doprowadziło to do sytuacji, że kapele takie jak depeche MODE przestały wozić konstrukcje scen. Tym zajmują się lokalni dostawcy, podnajmowani przez lokalnego organizatora koncertu. Pozwala to na ograniczenie kosztów zatrudnienia ekipy, wyżywienia, potencjalnego uszkodzenia takich konstrukcji w transporcie. Odpowiedzialność zostaje przeniesiona na lokalnego organizatora, od którego po prostu się wymaga – “Ma być!”.
Firma StageCo, przez lata współpracy z gwiazdami muzyki dorobiła się takiej renomy, że sposób pracy i oferowane systemy konstrukcji scen stały się standardem w branży i wiele ekip koncertowych zaczęło powoływać się na ten standard konstruując swoje warunki umów koncertowania z innymi firmami w branży w zakresie sceny i scenografii.
Kiedy muzyka na scenie zaczęła się odrywać od kabli i pozwoliło to na budowanie co raz większych i co raz wymyślniejszych konstrukcyjnie scen naturalne było, że zespoły i wykonawcy zwrócą się właśnie do StageCo po robotę.
Nawet jeżeli depeche MODE nie korzysta z usług StageCo zbyt często, to wpisanie do umowy z firmami trzecimi pojęcia Standard StageCo sprawia, że wszyscy wiedzą o co chodzi. Przykład z 2006 roku. StageCo zabezpieczało jedynie kilka wybranych koncertów na letniej trasie po Europie, tym czasem zespół wszędzie miał ten sam standard sceny.
“During the “Touring The Angel” 2005/6 World Tour, Depeche Mode played to more than 2.5 million people in 31 countries at all sizes of venue in support of their latest album ‘Playing the Angel.
The importance of the live show was underlined by the fact that the band recorded and mixed each show to create a unique high-quality CD that captured the Depeche Mode live experience.
StageCo built a three-tower roof stage system for the larger shows at eight of the European venues and some festivals during June and July. Two sets were required to fulfil the touring schedule, with Stageco’s Germany office staff looking after the six trailers’-worth of steelwork per stage.
StageCo supplied stages for eight of the shows. The rest were festivals where staging was already in place.”
Żródło: Newsletter StageCo z 2006 roku.
Z usług StageCo korzystają np organizatorzy Rock Am Ring, dlatego w 2006 zespół miał taką łatwość implementacji wnętrza swojej sceny w konstrukcję festiwalową.
Wielu fanów narzeka, że zespół od lat jeździ właściwie z tą samą sceną, a zamiana materiałowego ekranu na którym wyświetlane są projekcje z 2 projektorów, jak to miało w 2001 roku na rzecz transparentego ekranu led z Tour Of The Universe, to jedynie kosmetyka. Ale dzięki temu zespół może ze sobą wozić jedynie czerwoną podłogę montowaną na konstrukcji sceny oraz ekran + instrumenty i mamy gotowy koncert. Takie dodatki, jak wybieg są jedynie niuansami. Dlatego też m.in. często jednym ze sposobów na rozróżnienie z którego koncertu jest dana fotka jest właśnie kształt wybiegu, który jest zapewniany razem z konstrukcją sceny przez lokalnego dostawcę i często jest wynikiem lokalnych ograniczeń obiektu koncertowego.
No dobrze to jak to jest, że inne zespoły mają takie gigantyczne sceny i jeżdżą z nimi po świecie i żyją. A depeche MODE nie może tak, choć raz… od 1993 roku?
Dla zespołu to same plusy: stosunkowo niskie koszty logistyczne, wysoka powtarzalność koncertów, szybki zwrot z poniesionych kosztów na produkcję sceny i oprawy koncertu. Jakie to ma znaczenie niech świadczy fakt, że U2 w 2009 roku musiało zagrać 42+ koncerty, żeby wyjść na 0 w części koszty produkcji scen(y) i oprawy wizualnej. Dopiero od okolic koncertu w Pasadenie mogli zacząć mówić, że zarabiają na utrzymanie siebie i ekipy zatrudnionej przy obsłudze trasy – hotele, wyżywienie, paliwo, przeloty itp. Tak na marginesie za budowę sceny U2 na ostatniej trasie i poprzedniej również, też odpowiadało StageCo. A nie mówimy tu jeszcze o zysku na czysto dla członków zespołu.
Na koniec taka refleksja. Przeglądając oficjalną stronę firmy StageCo nie znajdziemy nic na temat konstrukcji z jakimi depeche MODE jeździ od lat po świecie. Są za to z dumą prezentowane takie konstrukcje jak U2, Take That czy Rolling Stones. Wszystkie zdjęcia scen są konstrukcjami nieszablonowymi. Z dumą prezentowane są tylko przedsięwzięcia wybiegające po za standard… Standard StageCo. Oficjalna strona www StageCo.
Nawet nie przypuszczałem, że ostatnia (jak na razie) część opisująca około kulinarne zaplecze tras depeche MODE będzie tak obszerna. Materiały do jakich dotarłem na temat kateringu na Music For The Masses Tour należą do najobszerniejszych. Dla porównania kontrakt z A Broken Frame Tour liczy 5 kartek, tym czasem kontrakt wraz z załącznikami z trasy z 1987/88 roku liczy 28 kartek, z czego o kateringu są 2 strony. Poniższy tekst powstał na podstawie kontraktu zawartego 3 grudnia 1987 roku i dotyczył 5 koncertów w Skandynawii w okresie 12-18.02.1988.
O ile jeszcze w poprzednio opisywanych materiałach źródłowych temat kulinarny ograniczał się do 1-2 paragrafów, o tyle w kontrakcie z 1987 roku został wyłączony z głównej umowy i przeniesiony do załączników szczegółowo opisujących różne aspekty tego zagadnienia. Kontrakt szczegółowo reguluje zarówno wymagania dotyczące zaplecza kuchennego, zaopatrzenia, jakości produktów, dostępu do nich, wyżywienia ekipy koncertowej, jak i samego zespołu. Wszystko mieści się w konkretnych paragrafach różnych załączników tej umowy.
Zacznijmy od kosztów (w planach mam tekst o tym co się składało na organizację przykładowego koncertu depeche MODE w 1987/88 i w 1983 roku i dlaczego tyle płacimy za bilety. Teraz będzie mała zajafka tego.), które dla Was prześwietlę. W kontrakcie koszty podzielone są na dwie części – koszt pracy firmy kateringowej w czasie koncertu, oraz koszt samego jedzenia. I tak koszt obsługi to 1420 koron szwedzkich, natomiast żarełko to koszt 15000 koron. W przeliczeniu na funty dawało to kwotę ówczesnych 1563 funtów. W skład tej kwoty wchodziło również wyżywienie lokalnej ekipy zatrudnionej do koncertu. Co ciekawe zespół miał z góry określony budżet na jedzenie i wynosił on £1000 funa na koncert (o tym więcej poniżej). Oczywiście chodziło o wyżywienie całej ekipy koncertowej, ktokolwiek był tam zatrudniony.
Całość obsługi na tej trasie zapewniała firma Flying Saucers, firma od przeszło 30 lat na rynku, a lista zespołów pokaźna. Niestety nie ma wypisanego depeche MODE.
W załączniku nr 5 umowy pojawia się informacja o wymaganiach jakie zespół stawiał w garderobie każdego z członków zespołu. Porównując do opisów wyżywienia z A Broken Frame Tour na nawet Construction Tour lista życzeń z 1987 roku przyprawia o sporą dawkę zdziwienia i pokazuje jak zespół w ciągu ledwie 4 lat (licząc od 1983), z zespołu na dorobku stał się gwiazdą z pretensjami do gry w pierwszej lidze.
Całość zaczyna się od stwierdzenia, że zespół po za standardowymi życzeniami, jakie zwykle wymagane są od garderoby gwarantuje sobie następujące dodatki (skupię się tylko na sprawach około-bufetowych):
1 stół z czystym obrusem na zastawę;
1 otwieracz do napojów;
50 czystych szklanek lub kubki papierowe;
A jak zespół się będzie najadał lub też pójdzie złamać się na kiblu, to warto wtedy coś poczytać. Jak wiadomo faceci lubią oddawać się lekturze w czasie, gdy na czole wychodzi żyła, dlatego zespół gwarantował sobie w kontrakcie, że w każdym dressing roomie musi być 10 plakatów promujących ten konkretny koncert oraz przynajmniej dwie gazety z reklamą i artykułami na temat wieczornego koncertu.
Teraz już wiecie dlaczego tuż przed koncertem pojawiają się artykuły i reklamy w prasie, gdy koncert jest już wyprzedany. Nie po to, żeby zwiększyć sprzedaż, ale po to żeby zespół przeczytał o sobie w lokalnym języku w czasie godzinnej sesji na tronie…
No ale wróćmy do czynności, które poprzedzają wizytę w krainie gliny, stali i chromu. Przeskakując kilka stron dalej docieramy do załącznika nr 6, które opisuje wszelkie wymagania zespołu w zakresie kateringowo-żywieniowym.
Opisując trasę wyżywienie na A Broken Frame Tour, czy Construction Tour po stronie organizatora było ewentualne przygotowanie, a na pewno dostarczenie żarełka w życzonym standardzie. Gdzieś około roku 1984 sytuacja uległa zmianie, zespół zmienił zakres swoich oczekiwań wobec organizatora koncertu. Zamiast konkretnego jedzenia, zaczął oczekiwać standardów dotyczących wyposażenia pomieszczeń, w których przygotowywane jest jedzenie przez firmę kateringową podróżującą z zespołem. I tak gwarantował sobie:
Pomieszczenie kuchenne ma mieć ciepłą i zimną bieżącą wodę (z nieskażonego ujęcia). Minimum dwa zlewozmywaki z adekwatnymi odpływami. 6 gniazdek 220/240V, oraz zlewy i miejsce do przygotowywania żywności;
Odpowiednie miejsce na mobilną kuchnię (najbardziej niezbędne części wyposażenia ekipa koncertowa woziła ze sobą – przypis Mode2Joy);
Drugie pomieszczenie z 12 składanymi stołami (lub w innej konfiguracji), 40 krzeseł; (by usadzić minimum 20 osób z 40 za jednym razem), oraz minimum dwa gniazda 220/240V;
£1000 w walucie lokalnej na zakupy na zakupy wg listy sporządzonej przez firmę kateringową;
Jedną osobę na zmywak;
Kucharze artystów używają mobilnych pieców na gaz. Promotor powinien zagwarantować, że całe ustawienie kuchni zostało wykonane zgodnie z regulacjami obiektu, jak i prawem lokalnym. Jeżeli z lokalnych regulacji wynika, że w dniu koncertu zakazane jest użycie butli gazowych, wówczas organizator zapewnia dwa elektryczne piekarniki i kuchenki z 6 nagrzewnicami do gotowania (włączając w to odpowiednie zasilanie – czytaj 3 fazy, siła itp). Wszystko na wyłączność przez zespół i na koszt organizatora.
Promotor musi zagwarantować, że kuchnia i jadalnia są utrzymane w czystości.
W kuchni musi być 50 kg lodu, 25 kilogramów musi oczekiwać na wejściu, pozostałe 25 kilogramów musi być dostarczone o godzinie 16.
Wymagane były 2 lodówki i 1 zamrażarka od początku instalowania się ekipy koncertowej z zasilaniem wydzielonym i innym od tego, co jest wymagane w p-kcie 1;
Goniec (osoba na posyłki) musi posiadać van, a nie samochód osobowy;
Promotor musi dostarczyć z kontraktem informację, czy żaden z występów nie jest w czasie święta narodowego lub też godziny otwarcia sklepów mogą uniemożliwić dokonanie zakupów.
I to jest właściwie wszystko, co dotyczy tematu wyżywienia na Music For The Masses Tour. Cała reszta była w głowie kucharzy podróżujących z zespołem i ekipą koncertową. Niestety żadne menu z tamtych czasów nie zachowało się, ale sami możecie zobaczyć jak wyglądało szamanko na dwóch ostatnich trasach. Raczej te sprawy nie uległy dramatycznej zmianie.
Oczywiście to nie był szczyt fanaberii gwiazd koncertowych, bo czytając ten kontrakt wygląda na to, że zespół korzystał z usług hoteli w których nocował, a przecież na czas pobytu zespołu w danym mieście do hotelu mogłaby się przecież wprowadzić druga ekipa kucharska gotująca tylko na potrzeby 4 członków zespołu i przybocznej świty.
Tym wpisem kończę na razie wizytę w kulinarnych zakamarkach koncertowej działalności zespołu. Oczywiście część 5 może powstać tak szybko, jak dotrą (być może kiedyś) kolejne porażające dokumenty demaskujące kulisy działalności depeche MODE. Liczę, że nadchodząca trasa pozwoli odkryć te zakamarki również.
Kontynuujemy cykl bufetowy, tym razem przyszła pora, aby zaznajomić się z menu, jakim raczył się zespół podczas najwcześniejszej trasy, do dokumentów, której udało mi się dotrzeć. A mowa tu o A Broken Frame Tour z lat 1982 i 1983. Po mojemu kontrakt ten należy do standardowych, więc można zakładać, że podobne zasady obowiązywały na innych koncertach Europy.
Po opisach menu zespołu z Construction Tour i przeskoku o 20 lat do przodu do Touring The Angel i kolejnej trasy. Tym razem cofamy się do roku 1982, by zagłębić się w najwcześniej dostępny dokument jaki mi się udało zdobyć z obozu depeche MODE. Raider europejskiej trasy z 1982 roku.
No to lecimy. W §10 (cały dokument zawiera jedynie 26 paragrafów + załącznik dla Europy) depeche MODE zastrzega sobie, że na wjeździe musi czekać na nich kawa i herbata dla 6 osób, które stanowiły wewnętrzny krąg zespołu. Dla nich w garderobach dodatkowo musiały czekać:
W czasie koncertu ekipa techniczna miała mieć zapewnione 24 puszki lagera.
Po próbie zespół miał dostać ciepły posiłek w ilości dla 11 osób. Zespół jadał posiłek w grupie z całą ekipą. Najciekawsze zastrzeżenie jest na końcu. Zespół w ostateczności akceptował jedzenie nie gorsze niż z kantyny uniwersyteckiej. Natomiast ściśle zakazane było jedzenie z McDonald’s, Wimpy, Burger Kingów itp. wynalazków.
Jeśli porównać to menu, z tym, co było zastrzeżone w kontrakcie na kolejnej trasie, to widać jak sporo pod względem finansowym musieli jeszcze zapracować na siebie, żeby zasłużyć na serwis z Construction Tour. Wszystko, co zespół zastrzegał sobie w kontraktach było finansowane przez organizatora koncertu, czytaj przez fanów z biletów. Zespół za nic nie płacił. Oznaczało to, że apetyty dosłownie zespołu musiały być na wodzy, bo eskalując żądania organizator musiałby podwyższyć ceny biletów, których cen fani mogliby nie udźwignąć już.
Materiał opracowany na podstawie umów, riderów koncertowych i tour itinerary z 1982 roku.
Dziś przyszedł czas na wyjaśnienie kolejnego specyficznego pojęcia ze świata koncertów i bootlegów. Postaram się opisać skąd się to pojecie wzięło, jak powstają IEMy i czym różnią się od soundboardów, których są bliskimi kuzynami. Jest to wg mnie najbardziej niszowa forma fanowskiej rejestracji koncertów, ale jednocześnie najbardziej zaawansowana technologicznie i najbardziej pożądana. Z tą niszowością to też sprawa umowna, w przypadku fanów depeche MODE zapewne tak. Ale np. dla fanów U2 słuchających bootlegów U2 już nie koniecznie. To też mam nadzieję wyjaśni się w trakcie czytania tego tekstu.
Zanim przejdę do wyjaśniania 'Skąd się biorą IEMy’ najpierw rozszyfruję sam skrót. IEM znaczy tle co In-Ear Monitoring, a po naszemu to po prostu odsłuchy.
Odsłuchy są potrzebne po to, aby muzyk lub wokalista słyszał co gra lub śpiewa na scenie. No ale na koncercie jest przecież głośno i taki artysta nie słyszy co gra? Nie do końca…
Dźwięk idący z głośników skierowany jest na publikę, przez co może być gorzej słyszalny, lub też ze zniekształceniami lub opóźnieniem. Odsłuch daje informację, czy to, co jest grane, dociera do fanów w sposób prawidłowy, czy poszczególni muzycy się zgrywają i nie tworzą kakofonii itp. Jeżeli gra zespół, to każdemu muzykowi zależy, aby przede wszystkim słyszeć siebie, swój instrument, aby wiedzieć, czy gra czysto. Kiedyś na festiwalach można było zobaczyć piosenkarzy zatykających jedno ucho, dzięki temu w głowie tworzyło się pudło rezonansowe i piosenkarz mógł słyszeć swój śpiew. Tak było dawniej teraz stosuje się właśnie odsłuchy. Wiem, że to nadal nie wyjaśnia co mają odsłuchy wspólnego z bootlegami. Zanim przejdę dalej, trochę historii, która pozwoli wyjaśnić częściowo dlaczego nie ma bootlegów depeche MODE, których źródłem są IEM’y
W czasach, gdy żył Elvis i chciano mu ustawić na krańcu sceny odsłuchy on stwierdził, że prawdziwy muzyk to słyszy to, co mu zespół zapodaje w taki sam sposób jak słyszy to publika. Jeżeli publika słyszy dobrze, to on też będzie słyszał właściwie. Ponieważ towarzyszący muzycy są ustawieni z tyłu, to jedyny możliwy dźwięk powinien dochodzić zza jego pleców, a nie pałętać się gdzieś pod nogami. Tak było dla niego naturalne, a ustawianie odsłuchów z przodu to fanaberia przeszkadzająca w śpiewaniu, odgradzająca go publiki.
Z czasem odsłuchy się upowszechniły i zajęły swoje miejsce na krańcach sceny. Stopniowo postęp technologiczny i zwiększające się wymagania muzyków, spektaklu muzycznego, jakim jest koncert wymusiły miniaturyzację odsłuchów, by finalnie wylądować w uszach muzyków. Stąd angielska nazwa In-Ear Monitoring, czyli system odsłuchów dousznych. Dlaczego odsłuchy sceniczne przestały wystarczać? Ponieważ sceny koncertowe się zmieniały, nastąpiła gigantomania, pojawiło się coś takiego jak wybiegi. Tyle, że odsłuchy były gdzieś tam daleko na scenie, a muzyk w tym czasie kroczył dumnie po wybiegu nie słysząc co śpiewa, bo następny zestaw odsłuchów stał dopiero na końcu wybiegu. Tak, jak w pewnym momencie pozbawiono mikrofony kabli, aby dać więcej swobody wokaliście i muzykom, również odsłuchy zminiaturyzowano, wsadzono do uszu i pozbawiono sporej części kabli.
Postęp technologiczny sprawił, że wykonawców śpiewających bez odsłuchów dousznych zaczęło ubywać z roku na rok. Obecnie dochodzi do tego, że Ci, co nie używają IEMów są postrzegani jak dinozaury. IEMy stały się standardem. Jednym z niewielu wokalistów, który nie używa IEMów jest Dave Gahan. Doskonałym przykładem, gdy artysta milknie krocząc dumnie po są fragmenty, gdy Dave w czasie World In My Eyes wychodzi na scenę (dlaczego to się dzieje wczesie przerwy w śpwieaniu), Peace, Enjoy The Silence na ostatniej trasie.
Być może jest to jeden z powodów tego, iż w czasie minionej trasy wielu zarzucało mu fałszowanie lub brak zgrania z resztą muzyków. Odsłuchy obok wielu plusów w pewnym sensie odgradzają publikę od wokalisty. Wokalista słyszy tylko tyle, ile jego mikrofon zbierze z publiki. W pewnym sensie wokalista przez cały koncert słucha soundboardu z uwypukleniem swojego wokalu. Dla wokalisty publika słyszana przez odsłuchy (a raczej niesłyszana) wygląda jak oglądanie TV z włączonym „MUTE” Wiele razy spotykałem się z tym, że śpiewający, aby coś usłyszeć od publiki wyjmowali odsłuchy, bo inaczej nie byli w stanie złapać kontaktu. Co ma wspólnego fałszowanie z brakiem odsłuchów w uszach? Otóż Dave jako ruchliwa bestia podróżuje przez całą scenę i często traci kontakt z odsłuchami umieszczonymi na scenie, ale to nie jest cała prawda. Współczesne systemy odsłuchowe otworzyły pole do dużo większego wsparcia muzyków na scenie.
W IEM’ach muzyk może nie tylko słyszeć siebie i swój instrument, a następnie resztę muzyków w tle, ale też może słyszeć pracujący metronom wyznaczający taktowanie utworu, Wszystko po to, aby śpiewać możliwie czysto, możliwie powtarzalnie i zgrywać się z resztą ekipy. Może komunikować się z innymi muzykami, może również słyszeć informacje przekazywane przez ekipę nagłaśniającą koncert. Dotarliśmy do takich czasów, gdzie zespoły zamieniają się w aktorów, a scena jest jedynie miejscem, z góry wyreżyserowanych spektakli. Całością kieruje reżyser który mówi kiedy wokalista ma zacząć śpiewać pilnuje aby np. gitarzysta wszedł we właściwym miejscu z solówką, albo spowalnia jakiś instrument, gdy za szybko zaczyna swoją partię. Dzięki dousznym odsłuchom zespół może wiedzieć, co dzieje się z pozostałymi członkami zespołu, gdy częścią sceny są wybiegi rozchodzące się w różne strony. W pewnym sensie zespół oddaje część odpowiedzialności za to, co się dzieje na scenie komuś kto nawet na niej nie jest. Z punktu widzenia użyteczności same plusy, choć estetycznie nie jest to najlepszy ozdobnik uszu. Również zabija sporą część spontaniczności na scenie i odbiera pewien czar niepowtarzalności koncertu. Trzeba jednak zrozumieć, że w czasach, gdy zagranie konkretnego akordu może sprawić iż na ekranie pojawi się jakiś obraz lub w odpowiedni sposób zaświecą się światła sprawia często, że to muzyk jest przedmiotem / narzędziem akcji, dla kogoś kto koordynuje spektakl, a nie sam kreatorem. Takie czasy….
W depeche MODE odsłuchów dousznych używają Martin Gore, Christian Eigner, Peter Gordeno. Odsłuchów scenicznych używają za to Dave i Andy.
No dobrze, ale co z tymi bootlegami? Już wyjaśniam. Odsłuchy zapewniają sporą dozę swobody ruchu i są ze wszechmiar użyteczne. Dzieje się tak dzięki pozbawieniu artysty kabla łączącego wykonawcę z aparaturą ustawioną za sceną. Podobnie jak w przypadku mikrofonów bezprzewodowych komunikacja odbywa się droga radiową. Jednak IEMy z technicznego punktu widzenia mają dla zespołów jeszcze jeden słaby punkt.
Sygnał radiowy przesyłany między muzykiem, a stacją bazową bardzo łatwo przechwycić. Fani zespołów używający IEMy zaczęli wykorzystywać ten fakt i zaczęli nagrywać koncerty przechwytując właśnie sygnał z IEMów. Wystarczy ustawić tzw scanner (potocznie nazywany krótkofalówką) na odpowiedni kanał i można usłyszeć cały koncert, co więcej nie trzeba być pośród publiczności, wystarczy ustawić się gdzieś na parkingu w pobliżu hali i otrzymujemy odsłuch koncertu gratis. Wszystko jest kwestią jakości zakupionego sprzętu, a w szczególności zasięgu anteny. Teraz wystarczy już tylko podłączyć sprzęt nagrywający i mamy temat załatwiony. Oczywiście im dalej od sceny tym nagranie może być bardziej zniekształcone i zaszumione. Historia zna jednak takie przypadki, że bootleg z koncertu powstał w bagażniku samochodu.
Na początku tekstu napisałem, że IEMy to właściwie pewien rodzaj soundboardów. To prawda, nie mniej są pewne różnice. W poprzednim tekście szerzej o tym pisałem. Teraz wystarczy, że powiem iż SBD jest zapis sygnału na sumie ze stołu mikserskiego wszystkich muzyków na m/w tym samym poziomie słyszalności, z ledwo słyszalną publiką. Tym czasem nagrania z IEMów, to zapis odsłuchu jednego muzyka, lub wokalisty, który przede wszystkim słyszy siebie i swój instrument. Dlatego najpopularniejszymi „ofiarami” tego sposobu nagrywania bootlegów są wokaliści lub gitarzyści, dużo rzadziej basiści, czy pałkerzy. Choć tak na marginesie, to właśnie słaba jakość linii basowej, czy perkusyjnej jest najczęstszą słabością bootlegów tzw audience recordings, czyli robionych z publiki.
Jeżeli drogi czytelniku dotarłeś do tego miejsca, to myślę, że już wiesz dlaczego nie ma IEMów z koncertów depeche MODE. Po prostu nie ma od kogo nagrywać. Dave nie używa odsłuchów dousznych, a dotychczasowe doświadczenia z nagraniem, którego źródłem był przechwycony sygnał z odsłuchu Petera Gordeno (Dusseldorf 2006.02.21) skutecznie zniechęciły potencjalnych zapaleńców do dalszej twórczej pracy na tym polu. Osobiście bardzo lubię IEMy i słucham ich dosyć sporo od innych zespołów. Trzeba jednak przyznać, że zapisy z IEMów są tylko półśrodkiem. Dlaczego? Tego typu nagrania dają bardzo dobrą jakość zapisu, nieosiągalną dla bootlegów nagrywanych z publiki. IEMy są jednak przekoszone w jedną ze stron jako, że uwypuklają tylko jednego z członów zespołu. Podobnie, jak i mi zaczęło to przeszkadzać innym fanom. Reakcją na problemy egzystencjalne bootlegerów stało się grupowe nagrywanie IEMów, gdzie każdy bootleger rejestruje sygnał innego muzyka, do tego dodając jeszcze nagranie z publiczności otrzymujemy bootleg o niespotykanej do tej pory jakości. To gdzie można dostać takie bootlegi? Zapytacie. Odpowiadając po pejsbookowemu… 'to skomplikowane’. Teoretycznie można je ściągnąć z sieci. Praktycznie zapisów audio samych w sobie właściwie nie ma. Takie miksy kilku IEMów i nagrania z publiki robi się na potrzeby fanowskich multicamów.
Przed koncertem społeczność fanów umawia się na nagranie koncertu z kilku kamer. Od początku wszystko jest zaplanowane kto, gdzie stoi na jakie miejsce kupuje bilet, a nawet kogo filmuje. Podobnie jest z ekipą rejestrującą audio, która z góry wie na czym się skupić. Po odpowiedniej obróbce otrzymujemy nagranie właściwie bliskie profesjonalnemu koncertowi (przy zachowaniu wszelkich proporcji oczywiście). Tego typu muliticamów z koncertów U2, Metallicy, czy innych artystów pojawia się sporo i są dla mnie tym najwyższym stadiów rozwoju rejestracji bootlegów, jakie fani są w stanie osiągnąć. Później są już tylko profesjonalne rejestracje.
Na koniec tego, i tak już długiego, tekstu pora sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kiedyś jeszcze pojawią się IEMy z koncertów depeche MODE. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jest to inwestycja w sprzęt paru tysi. Z tym sprzętem ryzykuje się w końcu utratę jego i kłopoty ze służbami porządkowymi. Skupiłbym się też na zapisie z odsłuchów Martina, a nie Petera. Słuchając tego Dusseldorfu czasami ciężko było oprzeć się wrażeniu, że słucha się zupełnie innego koncertu, niż tego na którym miałem okazję osobiście być, a sam Gordeno brzmi jak pierwszoroczniak w klasie syntezatorów. Martin gra i śpiewa, chyba jednak dużo płynniej, a przynajmniej musi.
Ostatnia sprawa w odpowiedzi na powyższe pytanie, to są LHN’y. Jeżeli tego typu nagrania będą się upowszechniać na całą trasę i ich jakość będzie wzrastać (wszyscy pamiętamy problemy z jakością nagrań i fałszerstwa utworów z początku TOTU w 2009 roku), to potrzeba nagrywania IEM-bootlegów jako takich zostanie baaardzo mocno zawężona do grupy fanów-taperów, bo pozostała masa fanów będzie zainteresowana już tylko LHN’ami w dowolnej postaci.
Pfff, no jak to skąd? Ktoś z obsługi technicznej nagrywa, a potem wypuszcza w świat. Wielka mi filozofia. Tak można najprościej napisać i właściwie temat pierwszego w Nowym Roku wpisu można odfajkować jako załatwiony. Skoro jednak już w pierwszym zdaniu tego tekstu wyjaśniam sprawę, to może jednak nie o to mi chodzi. Dziś o tym jak i skąd biorą się soundboardy.
Paradoksalnie powinienem tego typu rozważania zacząć od opisania czym są bootlegi itp, bo potoczna wiedza nie jest do końca tym samym, co mówi o bootlegach literatura fachowa. Zostawię to sobie jednak na inne czasy.
Do ruszenia tego tematu skłoniło mnie wypłynięcie na światło dzienne specyficznej formy bootlegu jakim jest soundboard, w tym przypadku z pierwszego koncertu w Los Angeles 1990.08.04. Nagranie wypłynęło pod koniec ub roku i od razu wzbudziło liczne spekulacje. Ciężko jednak nie stawiać pytań, gdy po takim czasie pojawiają się na ebay’u nagrania, o których nikt nawet nie marzył lub wszyscy byli przekonani, że ew. jedynymi posiadaczami jest zespół lub jego otoczenie.
Ale od początku. Co to jest soundboard? Jest to zapis koncertu zgrany bezpośrednio ze stołu mikserskiego lub z jakiegoś innego miejsca poprzez wpięcie się w instalację nagłaśniającą koncert. Jest to ten sam dźwięk, który potem publika słyszy płynący z głośników. Podstawową zaletą bootlegów, których źródłem jest zapis ze stołu mikserskiego jest stosunkowo wysoka jakość nagrania. Minusem (dla wielu) jest brak wyraźnie słyszalnej publiczności. Publika jest o tyle słyszalna o ile mikrofony ustawione na scenie zdołają zebrać jej krzyki. Dla mnie odsłuch soundboardu to taki test weryfikujący jakość publiki. Nagrać koncert z publiki i powiedzieć, że była głośna jak żadna to każdy głupi potrafi :-P. Ale tak śpiewać i klaskać, żeby potem na soundboardzie było to wyraźnie zarejestrowane to trzeba już umieć. Mówię o publice oczywiście 😉
Po co, w takim razie, są nagrywane koncerty w takiej postaci? Teoria jest taka, że zespoły często rejestrują zapisy swoich występów, aby potem móc wprowadzać zmiany w wykonaniach utworów oraz w samej setliście. Zarejestrowane nagrania używane są do korekcji ustawień aparatury nagłaśniającej. Służą również jako dokumentacja koncertów. Czasami wykorzystywane są w celach promocyjnych dla dziennikarzy, marketingowców, szefostwa wytwórni. W przypadku takich zespołów jak U2, Metallica, czy depeche MODE mogą służyć również jako baza do przygotowania nagrań z koncertów do sprzedaży fanom. Wystarczy ustawić dodatkowe mikrofony zbierające pracę publiki i po zmiksowaniu i oczyszczeniu (kolejność chyba odwrotna) powstaje wydawnictwo potocznie nazywane przez fanów depeche MODE – jako LHN. Tak, tak LHNy to są właśnie soundboardy z dograną publiką. Dlatego nie będą to nigdy płyty koncertowe z krwi i kości i zawsze będą należeć do bocznego katalogu depeche MODE. I dlatego, tzw LHNom bliżej do bootlegów, niż do pełnoprawnych wydawnictw z oficjalnego katalogu zespołu.
Skoro już wiemy po co powstają soundboardy, warto postawić kolejne pytanie: Jak to się dzieje, że tego typu nagrania wypływają? Co zespół na to? Odpowiedź jest jedna: to skomplikowane… nie wyjaśnia? No to rozwinę. Otóż w początkowych latach istnienia zespołu Panowie Dave & Co wręcz sami rozdawali zapisy swoich koncertów, dzięki temu zwiększał się fanbase. Potem fani przegrywali sobie te bootlegi i szum wokół zespołu się nasilał. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać, bo zespół nie miał już w tym interesu. Źródłem soundboardów zaczęli być członkowie ekipy technicznej, pracownicy stacji TV, radiowych lub pracownicy firm zewnętrznych dostarczających dodatkowe nagłośnienie, osprzęt potrzebny do tego, aby koncert się odbył.
Nie od dziś wiadomo, że dla technicznych na koncertach zapis koncertu z konsolety jest tym czym dla pilota zapis z czarnej skrzynki samolotu (dokumentacją jego pracy). Teoretycznie przyjęte jest, że po nagraniu konkretnego koncertu i ew. późniejszym odsłuchaniu w celu naniesienia ew. korekt nagłośnienia, brzmienia instrumentów przy okazji kolejnego koncertu takie nagranie jest nadpisywane przez kolejny koncert. Po prostu kasety (DAT) rotują w sprzęcie nagrywającym co kilka występów. Oczywiście są też takie ekipy, że każdy koncert jest nagrywany i archiwizowany. Zespoły mają różne podejście do tej kwestii, wszystko zależy od tego, jak bardzo powtarzalny jest występ na przestrzeni całej trasy koncertowej. Kiedy w 2010 roku wypłynęły SDB’y z San Francisco 1990.07.21 i Los Angeles 1990.08.05. Side-line przepytało na tę okoliczność Alana potwierdzając, że źródło tych nagrań powstało, aby sprawdzić:
how the show was sounding generally, or how well or badly it was being mixed out front.
To oczywiście wszystko fajne, co napisałem, ale Ciebie drogi czytelniku-fanie nurtuje pytanie – czy depeche MODE nagrywa swoje koncerty w taki sposób? Tak, nagrywa. Nie wiem od kiedy ale jestem więcej jak pewien (tzw doświadczenie życiowe i wiedza nabyta przez lata), że każdy koncert depeche MODE jest nagrywany. Czy przetrzymuje próbę czasu, to już inna sprawa. Od 2006 roku mamy dowód namacalny w postaci LHNów. To nie jest nic nadzwyczajnego, to rodzaj rutyny na trasie. depeche MODE praktycznie od początku koncertowej działalności to robi. Najstarszy, znany soundboard pochodzi z Londynu z 1983 (rejestracja przez BBC).
Soundboardy były i będą pożądanymi, przez fanów, nagraniami z tras koncertowych, bo pozwalają wejść w posiadanie nagrania koncertowego dobrej jakości bez żadnych poprawek. Daje to poczucie obcowania z czymś oficjalnie nieosiągalnym i trudno dostępnym. Dzięki soundboardom możemy również bawić się na zlotach przy nagraniach koncertowych z tras, do których nie zostały wydane oficjalne nagrania koncertowe.
W poprzednim wpisie opisywałem wyżywienie na trasie dla raptem 11 osób zespołu, żon, kochanek i ekipy technicznej, jaka była obecna na trasie koncertowej w 1983 roku podczas Contruction Tour. Tym razem przenosimy się o 20+ lat i zahaczymy m.in. trasy Touring The Angel i Tour Of The Universe. Ekipa koncertowa na trasie rozrosła się do blisko 80 osób.
Czasy się zmieniają i zespół jest już na tyle sławny, że ich wolność poruszania w czasie trasy staje się mocno ograniczona. Do tego doszła również zmiana relacji w zespole, o całym bagażu historii będę już wspominał, bo to każdy fan doskonale je zna. depeche MODE zmieniło już swoje upodobania, co do kulinariów. Czasy wspólnego biesiadowania odeszły w zapomnienie. Teraz zespół jeżeli nie musi, to siedzi cały czas w pokojach lub udziela wywiadów.
Do 1986 zespół polegał na kateringu dostarczanym przez organizatorów poszczególnych koncertów. Zmiana nastąpiła od 1987 roku, kiedy to na stałe pojawili się członkowie ekipy odpowiedzialni za część kulinarną trasy. Byli to przeważnie zatrudnieni na potrzeby trasy ludzie z zewnętrznych firm kateringowych. W 1987 roku były to 3 osoby z firmy Flying Saucers, w 1990 roku 4 z firmy Popcorn Catering, a od 1993 roku pojawia się firma Eat Your Hearts Out z Londynu; od tej trasy stała ekipa zapewniająca wyżywienie na trasie to również 5 osób. Firma Eat Your Hearts Out, z wyjątkiem Touring The Angel obsługuje depeche MODE stale, również w latach 2009-2010. W 2005 i 2006 roku pojawia się ponownie firma Popcorn Catering, choć stosowną informację znalazłem dopiero na stronie tej firmy, a nie tourbooku. Tam nie ma śladu po tym. Oczywiście kiedy zapuści się wyszukiwanie w tym temacie, to można znaleźć również firmy dostarczające wyżywienie np. po koncertach w Polsce, ale nie ma co ściemniać, nie było to wyżywienie dla zespołu czy ekipy, a jedynie dla vipów odwiedzających koncert lub na aftershowparty i to zdecydowanie bez udziału zespołu – Tomato Catering, lub przy okazji niedoszłego koncertu w Warszawie w maju 2009.
Zespół i ekipa koncertowa są w zasadzie samowystarczalne. Ze względu na specyfikę przedsięwzięcia i często zmieniające się miejsca stacjonowania ridery techniczne dla organizatora są bardzo zwięzłe i właściwie sprowadzają się do dostarczenia narzędzi i środków potrzebnych do zapewnienia egzystencji w danym mieście. Porównania do statku i portu nasuwają się same. Ma to również zastosowanie w przypadku wyżywienia. Przykładem może być tu rider techniczny z trasy w 2006 (koncert w Bratysławie). Wszystko ogranicza się właściwie do 6 punktów. Rider skupia się raczej na zapewnieniu wyżywienia dla ekipy technicznej, niż samego bandu. Stąd jego zwięzłość. Najprawdopodobniej na 6 punktów tylko niektóre odnoszą się do samego zespołu.
6 punktów ridera dotyczące kateringu wygląda następująco:
Organizator koncertu zobowiązuje się przygotować część jadalną dla 75 osób.
W części kuchennej mają być zabezpieczone kosze do sortowania odpadów.
Dwie pojemne lodówki.
100kg lodu (chyba do drinków, mój przypis)
Jeżeli katering był zewnętrzny, to część jadalna musiała mieć wymiary 12x12m, podobnie jak część kuchenna. (trochę tego nie rozumiem, ale oki mój przypis)
Zespół ma własny katering, organizator zabezpiecza jedynie półprodukty wedle zamówienia. Każdego dnia będzie przygotowywany specjalny rider na ten temat.
I faktycznie, jak ogląda się np materiał zza kulis z Tour Of The Universe na video z Barcelony, to czasami trudno nie zauważyć, że na każdej ścianie wisi menu dnia. Oczywiście dotyczy to części zarezerwowanej tylko dla zespołu. Zakładam jednak, że przynajmniej część swojej kulinarnej aktywności zespół poświęca na pochłanianie kuchni hotelowej.
Z listy zamówień kateringowych właściwie zniknął alkohol. Z dwóch powodów. Dave, jak wiemy, od połowy lat 90. nie pije. Natomiast Martin rzucił picie właściwie z dnia na dzień podczas Touring The Angel. Jedynym odurzającym się różnymi wersjami alkoholu metylowego jest Andy i część ekipy koncertowej. To już nie czasy jak choćby z roku 2001, gdy trzeba było zapewniać ekipie koncertowej w Warszawie pełen katering bo… „mieli troszeczkę kataru” jak śpiewa inny klasyk.