Winny jestem Wam dwa teksty podsumowujące Global Spirit Tour. A, że zbliża się koniec roku i publikowane są podsumowania 2018 roku, to nie ma lepszego momentu na domknięcie tematów związanych z zakończoną trasą.
Obejrzałem po roku wideo z Berlina i mimo, że byłem na tym koncercie, to znowu oglądałem ten koncert, jakbym pierwszy raz na oczy widział ten występ… dosłownie. Jak się coś zadzieje, to potem się mówi, że kiedyś będziemy się z tego śmiać… dziś się śmieję, ale w 2013 wyjazdy do Berlina na Delta Machine Tour mogłyby się przerodzić w trwały uraz… A tak ahoy przygodo!!!!
Zapis 2 nocy w Berlinie był depechowym hitem prezentów pod choinkę w ub sezonie (dla tych, co nie nabyli w dniu premiery). Niektórzy z Was pewnie wspominają jeszcze czasem minioną trasę, choć wspomnienia pewnie ustępują już oczekiwaniu na kolejne nieśmiało zapowiadane projekty Dave’a & Co.
Z jednej strony widziałem ten spektakl na żywo parę razy… w każdym razie dużo. Z drugiej strony ten konkretny występ można powiedzieć, że obejrzałem i usłyszałem po raz pierwszy w kinie (oczywiście wiem, że jest to miks 26 i 27.11, ale nawet gdyby był to zapis jedynie 27.11 (na którym byłem), to nadal jakbym to widział pierwszy raz).
I nie, nie chodzi mi o to, że na zapisie wideo nad wyraz mocno poprawiono audio. W moim wspomnieniu było dokładnie odwrotnie pod względem przyjemności słuchania muzyki koncert z 27.11 był jednym z najgorszych koncertów depeche MODE, na jakim byłem. Dla mnie ten koncert będzie zapamiętany jednak po innym względem…
W czasie swojego fanowania bywałem już w hotelach, pod hotelami, gdzie spał zespół, bywałem na tych samych imprezach, o autografach, piątkach, staniu na tej samej scenie, dotykania tych samych instrumentów, co zespół nie wspomnę. To już za mną. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko bycia na scenie i za sceną w czasie koncertu. Oczywiście byli i są ode mnie lepsi, ale co chciałem, to już mam i nie grzeje mnie to teraz. Choć nikt nie pobije mojego kumpla, który miał okazję trzymać się za swoje przyrodzenie razem z Davem… eeee, po prostu lał z Davem w jednym klopie w tym samym czasie, wymienili zdawkowe 'Hi’, bo jak tu wtedy poprosić o autograf?, na czym?, gdy każdy ma mokre i zajęte ręce 😀
W każdym razie podczas drugiego koncertu w Berlinie (27.11) spełniło się jedno z niezrealizowanych marzeń mych… Choć pewnie nie tak, jak każdy z Was sobie by to wyobrażał. 🙂 Ale od początku…
Zanim koncert się zaczął nastawiłem swoje sprzęty i cierpliwie czekałem aż zespół zacznie koncert… po kilku minutach miałem serdecznie dosyć. Tak fatalnego odbioru dawno nie miałem. Niestety stara zasada, że pod scenę idzie się koncert oglądać, a na tył żeby słuchać miała tu pełne zastosowanie. Niestety tak, to jest jak własne priorytety przegrywają z priorytetami reszty. Moim prio było nagranie koncertu, a reszty zobaczenie widowiska z bliska i dać się nagrać Antkowi i ekipie na wydeło… Im się udało, a mnie nie… 🙂
Cały bass i stopę miałem na klacie, a środki i wysokie lądowały gdzieś za mną i dopiero na powrocie wracało to do mych uszu….Na prawdę byłem bliski wyłączenia sprzętu i zajęcia się zabawą… no cóż… zrobiłem inaczej i dalej stałem jak słup w bezruchu aż do Soothe My Soul [58], kiedy to słusznej postury niemiecka Gretchen natarła na mnie przebijając się przeze mnie niczym jakiś Jurgen z młodzieżowej reprezentacji kobiet w zapasach z NRD. Zamachnęła się i wykonała wyrzut jakiego nie powstydziłyby się rasowy kulomiot. Barchany wylądowały na wybiegu. Ta nagła akcja zmusiła mnie to panicznej zmiany postawy i łapania balansu, co potem miało brzemienne skutki…
Koncert trwał w najlepsze, gdy wybrzmiały pierwsze takty Enjoy The Silence [106]. Gdzieś w połowie numeru zaczęło się robić dosyć dziwnie w naszej części hali. Nagle Niunias krzyknął do mnie Martini – sp…aj!!! Przytomności mi zostało na tyle, że ruszyłem w głąb tłumu chowając sprzęt po kieszeni. Kiedy miałem już schowany sprzęt zatrzymałem się i zaczekałem na goniących mnie ochroniarzy. Przygwożdżony do barierki trybun czekałem na rozwój wypadków. Enjoy The Silence [106] trwało, a ja byłem prowadzony na zaplecze hali. W koło kłębiła się ekipa szykująca się do składania sceny, a na tyły zaplecza wjeżdżały vany używane przez zespół do kursów po mieście.
Zostałem poproszony o wydanie sprzętu na którym nagrywałem. Publika darła się w sufit – „Goooooooreeeee” – ja w tym czasie uczyłem ochraniaczy jak się obsługuje profesjonalny sprzęt audio, bo bez szkolenia nie byli w stanie usunąć dokonanego zapisu, no i zastanawiałem się co ze mną będzie. Po skasowaniu nagrania czekałem na dalszy przebieg wypadków. Chwila konsultacji, poprosili mnie o oddanie biletu, po czym zostałem wyprowadzony z hali ze słowami, że koncert się dla mnie już skończył.
Ruszyłem wzdłuż hali i tak doszedłem do… wejścia… niewiele myśląc pokazałem ochroniarzowi opaskę na ręce jaką dostałem przy wbiegnięciu do fanzonu i tak o to pod koniec Shake The Disease[50] byłem ponownie w hali… Stanąłem gdzieś przy barierkach trybun na końcu hali i zacząłem odpisywać na liczne esy, które pojawiły się na mym telefonie. Cierpliwie tłumaczyłem, że nic mi nie jest, na gorąco relacjonowałem zaistniałą sytuację, a na koniec zająłem się oglądaniem reszty koncertu…
Tak oto na koncercie w Berlinie panowie z ochrony załatwili mi darmowe zwiedzanie zaplecza w czasie występu mojej ulubionej kapeli, a sama późniejsza, fatalnie wydana produkcja Antona była dla mnie nie tylko odkryciem audio, ale i wideo… Dzięki Panowie!!! I to było by na tyle z tej opowieści, gdyby nie… one more thing… jak powiadał klasyk.
Mała niespodzianka, może ktoś z Was chciałby usłyszeć jak brzmi Enjoy The Silence [106] w mikrofonem w majtach, to zapraszam do odsłuchu.
Być może komuś, przypadkiem nasunie się pytanie ale jak? gdzie? jak to możliwe? No cóż… To był ten raz, gdy pozornie błaha i spontaniczna decyzja z przed paru dni ma ważne skutki potem (taki efekt motyla)… na parę dni przed wyjazdem na koncert do Hannoveru 2013.11.23 nabyłem nowy sprzęt, ale nie to było istotne. Istotne było to, że nie będąc pewien nowego sprzętu zabrałem ze sobą, na wszelki wypadek, również ten, który sprawdzał się na wcześniejszych koncertach. No to skoro mam dwa sprzęty, to może warto zrobić test porównawczy. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Zacząłem nagrywać na obydwu na raz.
Pamiętacie jak powiedziałem, że pewna niemiecka fanka zmusiła mnie do łapania równowagi. Wtedy najprawdopodobniej ujawniłem się, że sprzęt mi pracuje. Gdzieś mignęła komuś z ochrony czerwona dioda nagrywania. Potem dowiedziałem się, że na hali był włączony monitoring. Zostałem zauważony i tak się to skończyło…
Po dekonspiracji celem moim było uratowanie choć jednego z nagrań. Ucieczka mi była potrzebna po to, aby zdobyć potrzebny czas na ukrycie gratów. Nie bawiłem się w wyłączanie, tylko ukryłem w kieszeni jeden z klocków. Jak to na koncercie cały dobytek miałem na sobie, kurtka, bluza z kapturem, sporo było tego i było gdzie ukrywać i czym maskować. Wiedziałem też, że Panów z ochrony interesuje nagranie, więc nie bawiłem się w ściemę i od razu oddałem im sprzęt. Chcąc uratować jedno nagranie wiedziałem, że muszę poświęcić drugie. Dzięki temu ochroniarze rzucili się na oddany sprzęt nie robiąc mi rewizji w majtach, a przez ten czas nadal pracujący sprzęt znacząco wypychał mi spodnie. W nagraniu z czasem słychać co raz wyraźniej pewne brzęki. Otóż w kieszeni w której był schowany pracujący klocek były również jednostki, które mi brzęczały i stukały o siatkową osłonę mikrofonu. Praktycznie do póki nie obszedłem hali dookoła i nie zdecydowałem się na wyłączenie sprzętu jednostki stanowił dodatkowy efekt nagrania. Później, gdy wróciłem do hali nie zdecydowałem się również na ponowne odpalenie nagrywania, może to adrenalina, a może nadmiar emocji i obawa o utratę dotychczasowego nagrania.
W ten sposób powstało pierwsze nagranie z konfiskaty sprzętu na koncercie i dokumentacja tego, co się dzieje z delikwentem po zaliczeniu wycieczki na zaplecze. To by było na tyle wspomnień z minionej trasy… a w oczekiwaniu na kolejną… w 2017?
To już dwa lata od wydarzenia. Koncert przeszedł już na dobre do sfery wspomnień. Pomyślałem sobie, że można już powoli zająć się tym koncertem od innej strony, niż tylko achy lub totalny hejt. Dziś nie to jednak będzie powodem rocznicowego arta. Chcę Was zaprosić na małą wycieczkę (nie pierwszy raz) na zaplecze wydarzeń, które w sumie dobrze pamiętacie… jeszcze.
Katowałem już Was w tym roku kilkoma tekstami rocznicowymi o koncertach w Polsce od kuchni. Nie mogło więc zabraknąć wspomnienia o ostatnim pobycie zespołu w Warszawie 25 lipca 2013.
Z 4. koncertem depeche MODE w Warszawie, a jeżeli liczyć z niedoszłym z 2009, to 5. nie będzie tak łatwo. Mało jest (jeszcze) wiedzy od zaplecza. Albo inaczej nie wiele tej wiedzy wypłynęło na zewnątrz. Dlatego ten tekst będzie inny od choćby wspominek o Łodziach 2010, czy Katowicach 2006, bo po prawdzie nie dysponuję (jeszcze) dokumentacją w postaci Tour Itinerary z tej trasy, Na szczęście na Tour Itinerary świat się nie kończy i są inne źródła, często na wyciągnięcie ręki. Nie wiem, czy to będzie bardziej wejście na zaplecze koncertu, czy bardziej oprowadzenie po obiekcie przez pryzmat koncertu, sami ocenicie.
Zespół przyjechał do Warszawy z Pragi, gdzie zjechało się pół fanowskiej Europy, aby świętować urodziny Martina, więc dla fanów z Europy koncert w Warszawie nie był opcją pierwszego wyboru na koniec trasy. Tym czasem zespół co raz bardziej myślał już o wakacjach. Trasa musiała się jednak dokonać i karawana przetoczyć. Niestety dało się to lekko odczuć w tym jak zespół dobierał set, albo raczej nie zmieniał… z rozpędu już.
Zespół zamieszkał w hotelu InterContinental, a obsługa została umieszczona w hotelu DoubleTree (nie mam pewności). W castingu na hotel obsługujący koncert startowało jeszcze kilka hoteli, w tym Polonia Palace, ale wybór padł na ten właśnie hotel ze względu na możliwość wyjechania z hotelu bez potrzeby afiszowania tego faktu publicznie. Mówiąc po naszemu fani mieli stać przed głównym wejściem i czekać, gdy tym czasem zespół miał pomykać swoimi vanami na stadion opuszczając obiekt od zakrystii.
Kiedy koncert w Pradze przeszedł do historii karawana 9 ciężarówek i 4 autokarów ruszyła w stronę Warszawy. Niecałe 700 km i sprzęt był w Warszawie 24 lipca z rana. Od paru dni na stadionie trwały już prace przy budowie sceny z elementów dostarczonych przez lokalnych dostawców. Zespół wozi ze sobą jedynie elementy niezbędne do zbudowania scenografii i swojego nagłośnienia. Reszta paczek jest dostarczana przez lokalnego dostawcę w zależności od wymagań obiektu. Tak było i na koncercie w Warszawie, gdzie w celu nagłośnienia górnych galerii zostały podwieszone pod dachem dodatkowe paczki. Po koncercie okazało się, że to właśnie fani z biletami z najwyższych sektorów są najbardziej zadowolonymi uczestnikami pod względem doznań akustycznych. Na pozostałych miejscach uczucia były… mieszane.
Dla Stadionu koncert depeche MODE był największym wydarzeniem 2013 i jest jeszcze często wspominany w rozmowach z pracownikami stadionu. Nie mniej rozmawiając z ludźmi ze stadionu koncert depeche MODE na Narodowym nie zapisał się niczym szczególnym. Wynika to z faktu, że zespół nie miał wygórowanych życzeń. W wielu momentach bierze obiekt z dobrodziejstwem inwentarza. Tak na prawdę od obsługi stadionu prędzej usłyszycie ciekawe historie o innych gwiazdach niż o naszych ulubieńcach. No cóż taka to specyfika Panów…
Ale wracając do koncertu i przygotowań. Ciężarówki na stadion wjechały po wewnętrznej „autostradzie”, która biegnie pod trybunami wokół płyty głównej stadionu na tym samym poziomie. Dzięki temu sprzęt jest wyładowywany bezpośrednio przed sceną. a zespół został wprowadzony z garderoby w taki sposób, że praktycznie to nie było widoczne dla postronnych.
Na pierwszym zdjęciu rzeczona autostrada, na drugim jej fragment i drzwi wejściowe przez które można wejść holu, a następnie albo do szatni, albo wprost na płytę główną stadionu. Zespół zajął pomieszczenia, które podczas meczów zajmuje reprezentacja lub inne zespoły piłkarskie.
Gdyby kogoś zapytać o najważniejsze miejsce na koncercie pewnie wielu z Was wskazałoby scenę, parę osób pokazałoby konsoletę po środku publiki, na pewno nikt nie wskazałby tego miejsca poniżej:
Dokładnie chodzi mi o te pomieszczenia za szybami między górną i dolną galerią. Na wysokości sektora D18 znajduje się pomieszczenie, gdzie spotykają się osoby odpowiedzialne za wydarzenie po stronie stadionu, osoba odpowiedzialna po stronie organizatora – agencji koncertowej i osoba odpowiedzialna za trasę koncertową, czyli Tour Manager. Tu koordynowane i podejmowane są wszystkie decyzje dotyczące wydarzenia. Z tego miejsca wysyłane były dyspozycje dla obsługi pilnującej nas podczas koncertu.
Koncert wystartował, zachwycił i zakończył się. Zespół prosto ze sceny zapakował się do podstawionych busów i udał się do hotelu. W Warszawie ekipa przebywała do 27 lipca (?), odlatując swoim Embraer’em 145 do Wilna. (poniżej ten samolot stacjonujący na lotnisku w Glasgow – 2013.11.10)
Na koniec dla przypomnienia (dla tych, co jeszcze nie widzieli) ciekawy filmik z miejsca w którym w czasie koncertów można przebywać jedynie w charakterze VIP’ów. Kto nie miał okazji zobaczyć, to w niektórych miejscach na stadionie bawiono się tak (na filmie widać ładnie na stadionie fanów i obiekt oraz fragmenty występu supportu – Chvrches):
Poprzedni tekst można traktować jako wstęp do tego wpisu. Postanowiłem jednak rozdzielić tworzywo od twórcy, ponieważ Tour Itinerary [TI] jest pozycją interesującą samą w sobie. Po za tym wiąże się z nią wiele ciekawych historii trasowych.
Po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Tour Itinerary [TI] w 2001 roku, wtedy nie wiedziałem, że taka mała książeczka, w której były zapisane najważniejsze informacje logistyczne tak się nazywa. Przez wiele lat była to dla mnie pozycja pt ’Book Of Lies’ (’Księga Kłamstw’). To jest tytuł lub podtytuł, którym SmartArt określa swoje produkcje i takie motto można znaleźć również na stronach tej firmy.
Było to dzień lub dwa po koncercie depeche MODE w Warszawie 2001.09.02, gdy przyleciał do nas kumpel i z trzęsącymi rękoma wyjął tę pozycję. Nikt z nas nie wiedział co to jest, ale nagle w jednej chwili dostaliśmy dostęp do wszystkich hoteli i okolic na właśnie dziejącej się trasie. Byliśmy przestraszeni faktem posiadania tak gorącego znaleziska, że właściwie na spokojnie byliśmy w stanie do niego wrócić dopiero po zakończeniu trasy. Szybkość wydarzeń i fakt, że po koncercie w Warszawie musieliśmy już jechać na koncerty do Berlinai dalej sprawiło, że nie mieliśmy okazji nawet porządnie skopiować tej publikacji na potrzeby wyjazdu. Po trasie znalezisko to miało już tylko znaczenie archiwalne i przydało mi się potem do prowadzenia MODEontheROAD, czy pisania takich tekstów jak ten o Exciter Tour w Warszawie.
Najstarsze znany mi egzemplarz pochodzi z 1986 roku. Wcześniejszych produkcji tego typu nie znam, choć specyfikacje pojedynczych koncertów mam w swoim posiadaniu, czego fragmenty pisałem w odcinkach o wyżywieniu na trasie. Przewodniki Tour Itinerary wielokrotnie pojawiały się w moich wpisach, jako baza, czy też cichy bohater moich tekstów.
TI mają również swoje życie po zakończeniu tras, być może nawet wtedy staje się jeszcze większym obiektem pożądania, niż w trakcie trasy. Jako, że nakład na każdą trasę jest liczony w liczbach bliskich 100 egzemplarzy, a po drodze coś się wykrusza, to bardzo szybko ceny za pojedyncze egzemplarze osiągają kwoty w okolicach 1000 PLN, choć i za 300-400 PLN da się wyciągnąć takie pozycje. Wszystko zależy ile egzemplarzy zmieniło właścicieli w kierunku do fanów, czyli jak bardzo nasycony jest rynek. W tej chwili najtańsze pozycje są z Devotional Tour. Bardzo dużo egzemplarzy jest w posiadaniu fanów, więc ceny nie osiągają zawrotnych pozycji. Bardzo pożądane są egzemplarze z ostatniej trasy i właściwie wszystko od Violator w dół.
Głównymi autorami upubliczniania tego typu pozycji od lat są byli członkowie ekip koncertowych. depeche MODE nie jest tu wyjątkiem, choć TI od dM wcale nie jest częstą pozycją na ebay’u. Przez co pojedyncze egzemplarze należą do stosunkowo drogich pozycji. Z ostatniej trasy taka pozycja pojawiła się tylko raz i dotyczyła 2 nogi po USA i Kanadzie.
Z TI związana jest jeszcze inna ciekawostka. Na wielu trasach poszczególne nogi trasy mają swoją nazwę kodową. We wszelkich materiałach skierowanych do prasy, czy fanów poszczególne części określa się np jako European Leg, North American Leg, European Winter Leg… tak w przypadku wewnętrznej komunikacji wygląda to już inaczej. Przykładem niech tu będzie trasa z 2005/2006. Touring The Angel liczyła 4 odsłony oznaczane kolejno jako: pain and suffering in various cities in the USA (29.10.2005 – 09.12.2005), Dresden and beyoned….. (12.01.2006 – 03.04.2006), California thru’ DC (24.04.2006 – 21.05.2006), the Final Frontier…….. (02.06.2006 – 03.08.2006).
Warto też zwrócić uwagę, że TI mają różne wielkości. Kwestia poręczności była tu istotna, nie mniej nie wiem jakie było przyporządkowanie. Kto z członków ekipy koncertowej dostawał jaki format.
Oprócz tego każde TI ma zamieszczone dodatki charakterystyczne tylko dla danej trasy. Oprócz wspomnianych wyżej nazw poszczególnych legów, trasa z 1994 miała rozpiskę meczy podczas mistrzostw świata w USA, a trasa z 2001 roku miała również szczegółową rozpiskę lotów prywatnego samolotu zespołu, co nie było już tak eksponowane w 2009/2010. Niektóre TI maja również wpisane motto na dany dzień np przy koncercie w Warszawe 2001.09.02 jest motto – Alcoholic is someone you don’t like who drinks as much as you.
Dla odmiany TI z Devotional Tour posiadało aż 5 odcinków mimo, że sama trasa z 1993 roku miała jedynie 3 części. Do tego podziały na odcinki przebiegał inaczej niż faktyczny przebieg trasy. Noga w Europie miała 2 odcinki, a Północna Ameryka 3, przy czym ostatni odcinek był połączony z 3 nogą po Europie z grudnia 1993. Każda część miała swój kolor. Ale to jeszcze nic…
Dla wybrańców Tour Itinerary przybierało bardzo wyrafinowane postacie. Pamiętacie aukcję Alana z 2011 roku? Rok później podobną aukcję zrobił Andy Franks przytulając również konkretny grosz. Pośród dziesiątek pamiątek pojawiła się i taka pozycja. Oprawiona w skórę wersja Tour Itinerary. Na bogato…., ale co będę chłopkom zazdrościł nieswoich pieniędzy…
TI są opracowaniami ze swojej natury bardzo ramowym i dosyć płytko wchodzą w to, co faktycznie dzieje się technicznego na zapleczu koncertów. Raczej dotyczą wszystkiego dookoła, tylko nie koncertów. Ta bardziej szczegółowa dokumentacja powstaje na styku managemant zespołu i organizatorzy koncertów.
Do każdego koncertu musi powstać dokumentacja, która jest wypadkową wymagań zespołu. technologicznych sceny / show, wymogów agencji koncertowej, wymogów gospodarza obiektu, lokalnych regulacji prawnych. Jest to dokumentacja, która powstaje w ślad za umową i riderem technicznym. Czym jest rider techniczny pisałem w ubiegłym roku o tym. Do każdego koncertu powstaje dokumentacja określająca drogi dojazdu ciężarówek, drogi komunikacji ludzi, wózków widłowych wraz z wymiarami tych dróg. Specyfikacje instalacji elektrycznej obiektu, podłączeń i wymogów pożarowych. Niedługo przybliżę Wam jak to wygląda na jednej z największych aren w Polsce.
_
Na koniec mała prywata. Posiadam w swoich zbiorach całkiem sporo opisanych powyżej pozycji, nie miej jeżeli ktoś chciałby się wymienić, to chętnie, porównamy co kto ma… Lista moich TI na prv.
Kontynuując cykl o firmach pracujących na zapleczu tras koncertowych depeche MODE, tym razem chciałbym Wam przybliżyć firmę dosyć specyficzną. Ani firma, ani produkt właściwie nie jest znana. W tym wpisie zająłem się samą firmą, w następnym wpisie będzie o produktach, jakie zapewnia naszym ulubieńcom. Obie kwestie są godne tego, aby poświęcić im oddzielny tekst.
Raz na jakiś czas pytacie się mnie skąd mam te, czy inne informacje lub też skąd mam dokumenty opisujące zaplecze tras koncertowych, dziś i w następnym wpisie częściowo uchylę kurtynę.
Wiele jest w naszym życiu rzeczy, bez których przez lata spokojnie się obywaliśmy i pewnie wielu obywa się nadal, ale gdy pojawia się ta konkretna rzecz, innowacja nagle się człowiek zastanawia, jak to było możliwe, że do tej pory funkcjonowaliśmy bez tej czy inne zabawki dla dużych dzieci. Ot takie ’First World Problems’. Jest taka firma pracująca w showbiznesie koncertowym, bez której trasy z pewnością by się odbyły, nawet miałyby wspaniały przebieg, ale czy na pewno byłyby tak sprawnie prowadzone na zapleczu, albo wymagałyby zatrudniania ciut większej ekipy, a i okres przygotowania do trasy byłby trochę dłuższy. Koncerty odbyłyby się, jak zaplanowano, ale na pewno więcej pracy miałby tour manager. Z resztą spróbujcie znaleźć tę firmę w Internecie/FB… powodzenia (nie jest to łatwe, ale i nie niemożliwe).
Firma nazywa się Smart Art i pochodzi z Kalifornii, założona została w 1985. Zajmuje się opracowywaniem i wydawaniem szczegółowych opisów tras – dzień po dniu – dla ekip koncertowych. Od pierwszego do ostatniego dnia, gdy ekipa koncertowa jest razem. Zadaniem Smart Art jest zebranie wszystkich detali każdego z koncertów – od dat, godzin, km, litrów, numerów telefonów, kontaktów, adresów, godzin otwarcia baru, czy jest tam fortepian i wszystko, co może się potencjalnie przydać lub jest ważne. Wszystko dla zgrai ludzi mówiących po angielsku, która zjawia się nagle w obcym kraju i chce ogarnąć się przed i po koncercie. Dzięki wydawnictwom Smart Art, nawet po pijaku są w stanie pokazać taksówkarzowi adres, gdzie ma ich zawieźć do hotelu na lulu z drugiego końca miasta.
Firma istnieje 30 lat na rynku i gdzieś od tego czasu (może trochę później) obsługuje również depeche MODE. Wytwarza papierowe książeczki zwane – Tour Itinerary – co można tłumaczyć jako ’Rozkład Jazdy’, a wujek Google tłumaczy to pojęcie jako ’Biuro Podróży’ Ot takie biuro w na papierze i ale tylko…
…Nie wiem, jak wielu z Was pamięta czasy pagerów, czy sytuacji, gdy dzwoniło się na centralę, aby zostawić wiadomość dla kogoś, kogo akurat nie było w tym momencie pod telefonem… stacjonarnym. W Polsce znamy to głównie z filmów, ale pod drugiej stronie Atlantyku było to bardzo popularne. Sekretarka lub goniec, odbierał wiadomość i przekazywał dalej, żeby trafiła do adresata, który miał przeczytać wiadomość (taki ówczesny SMS), oddzwonić, czy też być w pobliżu telefonu, bo ten ktoś będzie jeszcze dzwonił. Jak to dobrze, że teraz te sprawy załatwia jedno urządzenie. Każdy, kto potrzebował dostawał bloczek ze Smart Notes z predefiniowanymi kontaktami (Książka Telefoniczna) i mógł czynić użytek. Na Devotional Tour i Exotic Tour było to bardzo popularne narzędzie komunikacji.
Czasy się zmieniają i dziś również te narzędzia, albo odeszły do lamusa, albo powoli odchodzą w zapomnienie. Smart Notes już odeszły, a i Tour Itinerary powoli odchodzą w zapomnienie. Ubiegłoroczna trasadepeche MODE to był taki okres przejściowy. Z jednej strony nadal istniały jeszcze wersje drukowane, ale już na ostatniej trasie nasi ulubieńcy mieli Tour Itinerary w postaci aplikacji na iPhone / iPad. Z punktu widzenia zespołu i producenta e-Tour Itinerary to same korzyści, bo pozwala na personalizowanie informacji, jakie w zależności od funkcji, pełni się na trasie. Wersje drukowane miały to do siebie, że wymagały standaryzacji i sprowadzenia do najniższego wspólnego mianownika.
Te bardziej szczegółowe informacje były przekazywane w postaci różnego typu dodatków i/lub specyfikacji. Były produkowane raczej siłami wewnętrznymi lub przez promotora konkretnego koncertu. W tych szczegółowych dodatkach znajdują się specyfikacje hal, drogi dojazdowe. Materiały te mają często postać laminowanych broszur A4. O ile treść zawarta w nich jest wysoce profesjonalna, to forma wykonania cokolwiek amatorska. Przykład takiej produkcji poniżej… Więcej o Tour Itinerary i tego typu produkcjach w kolejnym wpisie….
Przeczytałem rozmowę z Antonem zamieszczoną w grudniowym Sonic Seducer i mam wrażenie, że artysta nic nie zrozumiał z całego zamieszania. Fotograf broni się argumentami, które mają się nijak do zarzutów jakie fani wysuwają pod adresem jego i wytwórni pracy.
Na szczęście pojawiło się w tym wywiadzie również kilka ciekawostek, które mnie osobiście cieszą i nie mam nic na przeciwko.
Zacznę od pozytywów. Video Live in Berlin, to głównie 2 noc z dogrywkami z pierwszej. Cieszy mnie to, gdyż byłem na 2 nocy i dzięki temu mogłem zobaczyć ten sam koncert jak by z 2 perspektyw. Inna sprawa, że niektóre momenty widziałem po raz pierwszy… 🙂
Ciesz również fakt, że dzięki Antonowi mamy dodatkowy numer w wydawnictwie, bo gdyby nie on, to byłby pełen pokaz sztampy. Szkoda jednak, że obok ratowania ulubionego kawałka od zapomnienia Anton nie umieścił na plackach wizualizacji z muzyką, jak to było uprzednio w zwyczaju. Wtedy na pewno jego praca została był zachowana dla potomnych i uratowana od zapomnienia.
Nie mogę niestety łyknąć tłumaczeń o wydaniu na DVD, za miast na lepszych nośnikach. Już samo wydanie w iTunes jest zaprzeczeniem tezy Antona. Po za tym mam wrażenie, że Anton myli dwa systemy walutowe.
To, że lubi obraz zaziarniony, brudny, miejscami nawet twardo, albo niby amatorsko zmontowany, to jestem w stanie wybaczyć i zrozumieć. W końcu przez lata to właśnie na takich obrazach depeche MODE się wychowałem. Ta estetyka jest mi bardzo bliska. Problem jest tylko taki, że są to efekty, które nakłada się na obraz w czasie kręcenia lub postprodukcji. Tego Anton nie musi udowadniać.
Kto był na Touring The Angel i miał okazję obserwować jak ciekawie były wykorzystywane kamery w czasie tej trasy, ten wie o czym mówię. Łącznie z tym, że wiele efektów, które obecnie „miszczowie kreatywnych” fotek rodem z kołchozów socjalnych nakładają zanim zdążą jeszcze wyjść z toalety lub windy, na owej trasie był robione na żywo, przy wykorzystywaniu materiałów z okolic korali, łańcuchów i firanek. Dawało to efekty powalające. Szkoda tylko, że zostało to zepsute przy postprodukcji wideo z Mediolanu. Nie trzeba było dodatkowo urozmaicać kompresją do jakości DVD. Przecież Anton mógł spokojnie „pobrudzić” wideo, a potem wydać je jako FullHD na BD. Jedno drugiemu kompletnie nie przeszkadza.
W tym przypadku Corbijn myli efekt zderzenia technologii z wyrazem artystycznym. Przecież nawet na tym obrazie nie ma ziarna są jedynie artefakty i pikseloza.
Okrojona wersja wywiadu w angielskim tłumaczeniu TU, a pełna wersja w języku niemieckim w papierowym wydaniu.
Dobra kończę już z tym tematem, bo co było do powiedzenia to już zostało… Pozostaje tylko czekać na opamiętanie 🙂
Czytam fora, czytam sieć i hejt się niesie aż miło, czy tak trudno było przewidzieć, że odwalając taką popelinę i waląc w rogi tych, co jeszcze kupują płyty na fizycznych nośnikach, dostaniesz drogie Sony Music podziękowania?
Fani wklejają screeny obrazu jaki mają na swoich sprzętach dzięki najnowszemu wydawnictwu z pod szyldu depeche MODE. Część się tarza ze śmiechu, reszta wściekła zagrzyta zębami patrząc w ekran.
Ja wiem, że polityka wydawnicza, ja wiem, że artysta miał swoje prawa, ale do cholery wydawać na cały świat w jednej gęstości linii (NTSC), gdy pół świata używa formatu PAL? Serio?
Poprzednicy z EMI odp… zrobili ten sam numer, ale przynajmniej mieli na tyle skrupułów, że wydali równolegle Bluray Disc, tym razem paru mądraliśnkich poszło już po bandzie.
Dla uporządkowania. Obraz jaki widzicie drodzy fani powyżej jest wynikiem 2 spraw.
Jedna sprawa, to fakt, że nie wydano w FullHD, Ci co mają konto w sklepach online np w używanym japku mogą od 18.11 kupić wersję HD (720). Jakoś się przemęczą. Jak donoszą fani, co już kupowali tamże, aby móc obejrzeć dokument aLive In Berlin (bo tylko taki jest dostępny) trzeba odpalić film na sprzęcie zarejestrowanym w Apple. Czy tak jest nie wiem. Nie zmienia to nadal faktu, że zakup boxa z DVD, to pomyłka! Sony na prawdę przemyślany strzał w stopę. Brawo!
Ale to jeszcze nie wszystko. Wielu z fanów jest już w posiadaniu tych trefnych boksów i obcierając zasmarkaną buzię dochodzi do dziwnych wniosków i wcale nie bez podstaw…. że obok wkurwu za „artystyczną” decyzję o wydaniu koncertu jako oldschool DVD, może posłać pod adresem wytwórni i Antona jeszcze jedną… uwagę. Zdjęcia oczywiście są autorstwa Antona, ale jakość zdjęć na okładkach bardzo zastanawia. Zdjęcia na pewno nie były robione przez Antona w Berlinie, bo tam był zarobiony stojąc za jedną z kamer.
Zdjęcia był robione najpewniej w Amsterdamie. A ta dająca do myślenia jakość może być efektem użycia sprzętu dla kreatywnych baristów i miszczów Instagrama. I teraz nie wiem, czy to faktycznie zabawa w amatora level hard, czy też po prostu ktoś chciał przyciąć na kosztach. Taki człowiek, jak Anton Corbijn się ceni i inaczej kosztuje jego praca, gdy działa przy użyciu Hasselblada, a inaczej się ceni, gdy używa Smartfona.
Na prawdę nie dziwię się, że fotografie na okładce video z Berlina zajmują „aż tyle miejsca”, skoro jakość była wynikiem pracy na sprzęcie poweruserów Facebooka.
Nie jest to oczywiście pierwszy raz i żeby była jasność nie mam pretensji do fotografa, że zdjęcia robione w Amsterdamie wykorzystano do wydawnictwa sygnowane innym miastem. To ani nie pierwszy raz, ani nic nadzwyczajnego.
Zdjęcia do One Night In Paris robił Anton w Birmingham, a zdjęcia ilustrujące koncertowe produkcje z Touring The Angel były robione w Dusseldorfie.
To co mnie na prawdę wpienia, to fakt, że po raz kolejny jesteśmy waleni w rogi. I przy byle okazji słuchamy głodnych kawałków o tym jak zespół, managementy i kolejna wytwórnia przykłada wagę do jakości. Piepszonego wideo z World Violation Tour nie można wydać, bo jakość. Wideo z Kolonii z The Singles Tour 8698 nie można wydać, bo zespół nie był zadowolony z jakości i finalnego efektu. Tym czasem koncert z Barcelony w 2009 nakręcony w sposób jaki tysiące fanów rejestruje go swoich telefonach i pakuje na YouTube. Do tego celowo zwalona jakość finalnego produktu. Teraz jest jeszcze gorzej. Fani muszą sami brać sprawy w swoje ręce. Przykładów w Polsce i w Europie aż nad to. Żal!!!
Ale to jeszcze nie koniec. Niemieccy fani, którzy włączyli koncert Live In Berlin z napisami mogli się dowiedzieć, że w czasie Enjoy The SilenceDave krzyczy do fanów i Martina: Mr. Martin Hej! Gore, ale to jeszcze nic. Po odpaleniu napisów w czasie tej samej sceny na aLive in Berlin możemy przeczytać: Mr Martin Ja! Loooos. <lol>
Na prawdę trudno było zrozumieć, że fani depeche MODE są inni niż cała masa? Wystarczyło przekonać się po singlach z ostatniej płyty. Jesteśmy jedną z niewielu grup, które nadal kupują single. Tym czasem, żeby dostać je trzeba było kupować w Niemczech, czy w UK. Wielu chce i jest w stanie wyłożyć swoje cenne pieniądze na to, żeby kupić wydawnictwo w jakości, jaka pozwoli nam cieszyć się z tego, że zrobiliśmy dobrze i nie mamy poczucia oszukania. Na prawdę czy to tak wiele?
Jeżeli się łudziliście, że najnowsza produkcja spod szyldu depeche MODE, to będzie arcydzieło, bo w kinie obraz był jak igła, to teraz możecie się zastanowić, kto tu kogo robi w… jajo…
Potwierdziły się moje obawy o których pisałem Wam ostatnio. Możecie przestać się łudzić i poczekać na najnowsze wydawnictwo od depeche MODE, jeżeli ktoś wam wykosztuje się i kupi w prezencie w innym przypadku chyba szkoda pieniędzy. Poniższa specyfikacja mówi wszystko:
DVD video NTSC – region (0) Region FREE DVD audio DOLBY DIGITAL 2.0 i 5.1 BLU-RAY AUDIO – region (1,2,3) Region FREE
Bez dobrej jakości dysku w formacie BluRay właściwie, można odpuścić sobie czerpanie satysfakcji z tej produkcji. Obraz z kina był podrasowany pod potrzeby projekcji i ma się nijak do tego, co zobaczymy na plackach. Jak ktoś nie pamięta, to niech obejrzy sobie choć fragment Barcelony 2009 na DVD, jeżeli taki obraz mu odpowiada, to proszę, ja zadowolę się chyba tylko plackami z audio, a na video poczekam na lepsze czasy.
Placki były tłoczone w Singapurze dla całego świata z jednej sztancy. Podobnie poligrafia. Czyli podobnie jak zrobiło EMI w 2009, gdy placki były z jednej tłoczni w Holandii.
Na prawdę nie dziwię się, że do promocji zaprzęgnięto outdoor, bo przy tym co odwalono spora dawka reklamy będzie potrzebna. Jak pierwsi fani zaczną kupować i wściekać się, to bez wsparcia reklamowego szybko siądzie sprzedaż. Co miałem zobaczyć już widziałem na żywo i w kinie. Starczy mi.
Nie wiem, czy to nie będzie ważniejsze, niż samo wydanie najnowszego wideo depeche MODE. Wycieczka do Berlina z Polski była nad wyraz okazała. Ilu planowało i wymiękło… nie zliczę. W każdym razie zanosi się, że Berlin będzie najbardziej polskim wydawnictwem z koncertowej dyskografii depeche MODE.
Co prawda nic nie pobije flagi machanej przez Dave’a na One Night In Paris, kto nie pamięta polecam lekturę wspomnień Miniosa z wyprawy do Paryża. Opisał tam historię naszej flagi, która wylądowała na statywie wprowadzając konsternację u Dave’a, ochrony, a najbardziej u rzucającego. Jednak w przypadku Berlina możemy wręcz mówić o zawłaszczeniu przez naszych rodaków sporej części barierek pod sceną. Nie zostało to oczywiście niezauważone. Sam wręcz to odczułem po wielogodzinnym oczekiwaniu w tłumie przed halą i już po wejściu na płytę w postaci niechętnych spojrzeń i komentarzy fanów z Niemiec.
Jestem bardzo ciekaw i pod tym względem tego obrazu. Zajawka już wzbudziła uśmiech na mej twarzy, a i niektóre wspomnienia powróciły z szalonej wyprawy do Berlina. Ostatnio jak byłem w Berlinie, to przemierzałem te same ścieżki wokół O2, co w listopadzie 2013.
Kiedyś rzut flagą na scenę był naszym narodowym sportem, ale obecnie to się już trochę uspokoiło (na szczęście). Inna sprawa, że jeszcze na The Singles Tour 86>98 i później na Exciter Tour Niemcy nie rozumieli tego swoiście okazywanego patriotyzmu, dopiero World Cup 2006 zmienił nastawienie sąsiadów zza Odry do tego sportu. Obecnie równie często na koncertach widuję nasze flagi, co i niemieckie. Pewnie wielu naszych fanów byłoby wniebowziętych, gdyby Dave owinął się naszą flagą, podobnie jak to zrobił z Meksykańską w 2009. O Niemcach zmilczę już…
Jestem bardzo ciekawy, jak Anton pokaże publikę i jak zostanie zmontowany obraz z dźwiękiem. Paryża 2001 bardzo ciężko mi się słucha i ogląda. Dla mnie jest to soundboard z doklejonym obrazem. W 2001 bardzo wyciągnięty wokal Dave’a. Publiczności właściwie nie słychać. Mediolan 2006 i Barcelona 2009, to zupełnie inna już bajka.
Wyprawa do kina na seans może być dla wielu podwójnie bardzo miłym wieczorem, w końcu zobaczyć siebie na wielkim ekranie, na wideo swoich idoli, ulubieńców, czy jak ich tam zwał to wzrost szacunu na dzielni i +10 do atrakcyjności u płci przeciwnej. Można to chyba tylko porównać do uczucia, jakie mają fanki, gdy Dave im śpiewa w twarz, albo do wspólnego śpiewania fana i idola z jednego mikrofonu…
Dla mnie też to będzie ciekawy wieczór w kinie. Ja mam jednak trochę inne wspomnienia, niż spora grupa rodaków pod sceną…. ale o tym w następnym odcinku.
No musi, musi być zawsze coś… jak nie Loudness War, to wideo nakręcona jak na YT. Nie może być tak, że dostajemy pełny pakiet w jakości i standardzie, jakim wydają to zespoły i gwiazdy światowego formatu do jakich aspiruje depeche MODE.
Poprzednie wideo z Barcelony miało skopany obraz na DVD, za to na BD przynajmniej była igła. Tym razem nie będzie BD. W sumie nie powinno mnie to ziębić w końcu muzykę powinno się słuchać, a nie oglądać. Jakoś nigdy mnie nie grzały wszystkie historie z 38.1, DTS i inne zabawy w kodowanie. Muzykę się słucha w stereo, a głośniki są przed oczami na scenie, jak na rasowym koncercie.
W pierwszym momencie wieść o braku BD nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, do momentu, kiedy znajomy nie uświadomił jednego drobnego, ale istotnego szczegółu. Bardziej od faktu, czy jest BR, czy go nie ma powinniśmy się martwić, czy wideo z Berlina dostało regionalizację, czy nie.
Już wyjaśniam. W czasach, gdy wprowadzano format DVD postanowiono, że świat zostanie podzielony na regiony. Europa trafiła do regionu 2. Czarna sława regionalizacji ma się stąd, że wytwórnie filmowe i płytowe dostały doskonałe narzędzie do manipulowania datami premier, cenami, zawartością itp. Wytwórnie zapewniły sobie zbyt dzięki temu, że kupując płytę DVD w Stanach przez wiele lat nie można było jej odtwarzać w europejskim odtwarzaczu DVD. Nośniki w USA były zwykle dużo tańsze, niż w Europie i wielokrotnie Europa była na końcu łańcucha wydawniczego. Dzięki regionalizacji wytwórnie broniły się przed tzw importem równoległym lub prywatnym importem. W czasach BD poczyniono ten sam ruch.
Poprzednie produkcja z Barcelony w formacie DVD została wydana jako Region 0 w NTSC. Czyli jakość obrazu została sprowadzona do najniższego wspólnego mianownika. Mimo, że egzemplarze były tłoczone w Europie na nasz rynek, to były tłoczone z jednej i tej samej matrycy przygotowanej na cały świat. Dzięki temu ograniczono koszty. Amerykanie może i byli zadowoleni, co bardziej wk… europejczycy musieli pognać do sklepu po drugi egzemplarz na BD.
Jeżeli ten sam fuckup zostanie zrobiony tym razem, to przy braku BD będzie to jawne dymanie fanów. A co do samego braku BD. No cóż… W obecnych czasach, gdy formaty fizyczne umierają powoli i dystrybucja przenosi się na serwery serwisów online rozważania o braku tego, czy innego formatu tracą rację bytu. Niestety dla takich ludzi jak ja… którzy jeszcze kupują fizyczne formaty.
Kopie przygotowane do dystrybucji w kinach są w jakościach spokojnie pozwalających na cieszenie się wysoką jakością obrazu w domowym zaciszu. Nie zdziwiłbym się, gdyby powód był zupełnie inny, niż słynne już słowa Antona Corbijna, który preferuje oldschool kosztem Bluray Disc.
Począwszy od One Night In Paris wszystkie koncerty zostały nagrane w jakościach znakomicie większych, niż obecnie promowany format 4K, Sony Music, aby w pełni przejąć dystrybucję katalogu depeche MODE powinno wydać również koncerty wideo pod swoim szyldem. Są tytuły dogorywające jedynie na VHS. Są tytuły, które nie ukazały się jeszcze na BD. Za chwilę dyskusyjne stanie się wydawanie czegokolwiek na DVD, a zasadnym będzie pytanie o format 4K, czy jak inni nazywają ten format UHD.
Jestem dziwnie spokojny, że do czasu zakończenia sprzedawania i dystrybucji Live In Berlin po kinach, Pay per View, do póki cyfrowi dystrybutorzy nie zarobią swojego, do tego czasu konsumenci będą musieli „cieszyć się” jedynie DVD. A za rok, dwa zobaczymy ten koncert na BD w FullHD, a nawet 4K. Jeżeli tytuł obecnie będzie wydany w Europie w NTSC, to jestem dziwnie spokojny, że fani czuli na punkcie obrazu pognają dwa razy do sklepu, jeszcze dziękując za podwójną szansę zakupienia… tego samego. Czyż nie?
Z jednej strony temat cokolwiek oklepany, bo fascynacja piłką nożną dobrze znana, szczególnie tą klubową – Arsenal, Chelsea – to ulubione zespoły Andy’iego i Martina. Aaaa i Alan również ostatnio zamienił fuchę muzyka na blogera i prowadzi blog o Queens Park Rengers (więc jak ktoś harata w gałę na którejś z odsłon gry FIFA 2000-cośtam, to już wie z jaką drużyną w lidze angielskiej pocinać z depechowskiego obowiązku 🙂 ). Ja chciałbym się skupić na piłce narodowej, choć i o klubowej też coś będzie…
Jako, że jesteśmy w samym środku Mistrzostw Świata, to pokusiłem się o pogrzebanie w kilku dokumentach źródłowych. Obok licznych związków piłkarsko-depechowych znalazły się nawet dwa wątki związane z Polską. Ale po kolei…
Przez lata kariery koncertowej zdarzały się takie momenty, że depeche MODE grało trasy w tym samym momencie, co działy się rozgrywki na boiskach jednego z krajów świata. O ile w 1986 i 1990 pewnie zespół oglądał transmisje z meczy rozgrywanych na stadionach Meksyku i Włoch, to jednak nie znalazłem żadnego śladu tej aktywności w prasie typu Bravo, czy innych równie miarodajnych źródłach :-P, czy dokumentach trasowych. Odległość w czasie robi swoje. Potem przyszła niesławna trasa letnia po wszystkich kontynentach tylko nie po Europie w 1994? Zanim jednak przejdę do roku 1994, na chwilę zatrzymamy się w roku 1993, bo tu pojawia się pierwszy wątek polski.
W czasie eliminacji do mundialu w USA nasza narodowa była w jednej grupie z Anglią, jak pamiętacie potem nasi piłkarze obejrzeli te mistrzostwa w TV, a tak oto przy okazji koncertu w Montrealu 1993.09.08Daryl Bamonte komentował wygrany mecz nad Polską w tych eliminacjach.
Alan, ja i Joal z ochrony udaliśmy się do baru, by obejrzeć mecz Anglia-Polska w eliminacjach Mistrzostw Świata. Anglicy grali doskonale i z łatwością wygrali 3:0. Wygląda na to, że jesteśmy na drodze do mistrzostw USA ‘94! Nie piliśmy zbyt dużo bo koncert przed nami, ale nadrobimy to później…
I tak oto dochodzimy do roku 1994, gdy Summer Tour trwało w najlepsze na terenie Ameryki Północnej, równolegle w tym samym czasie, co Mistrzostwa Świata w USA. Rozpiska koncertów była mocno skorelowana z terminarzem rozgrywek. Każdy zatrudniony członek ekipy posiadał Tour Itinerary, w którym obok szczegółowej rozpiski koncertów była pełna rozpiska World Cup 94 (zdjęcie obok). Co prawda Anglia nie grała, ale nie tylko Anglicy byli w ekipie koncertowej.
Ale to nie jedyny motyw wspólny, po za tym pewnie inne nacje mogły by znaleźć podobne motywy wspólne, a szczególnie Niemcy, którzy mieli w jednym czasie i trasę, i mistrzostwa. Nie mniej nie jest tajemnicą, że koncert w Berlinie 2006.06.28, został dodany nieprzypadkowo. Był to 4. koncert depeche MODE w Berlinie, a 3. na letniej nodze. Koncert ten mimo, że był pierwszy, został dodany jako ostatni i poprzedzał 2 noce na Waldbuhne w pierwszej połowie lipca (co to był za skwar). Czerwcowy koncert został dodany, z jednej strony, aby depeche MODE mogło zagrać podczas mistrzostw, jako wsparcie licznych wydarzeń około sportowych. Co ciekawe w Tour Itinerary z 2006 roku nie ma już śladu po mistrzostwach, ale… koncert z 28 czerwca widnieje tam od początku, a to oznacza, że był planowany w tym terminie z góry pod FIFA 2006, tylko publicznie został najpewniej ogłoszony dopiero, jak obie lipcowe noce na Walbuhne zostaną wyprzedane.
To tyle, co wynalazłem w archeo, nie można jednak nie wspomnieć, że dla depeche MODE piłka nożna to stały element relaksu od samego początku istnienia zespołu, czego liczne ślady mamy do dziś. Od takich…
…przez takie…
…I takie…
…no i takie.
To tylko kilka przykładów, myślę że Wy znajdziecie ich jeszcze więcej, piszcie…
Niby takie informacje publikuje Billboard, to musi być prawda. Tym czasem nic się nie zgadza, ale po kolei… Przed rozpoczęciem Delta Machine Tour świat obiegła informacja, że zespół zmienił agencję artystyczną z CAA na WME. Sam o tym pisałem obszernie również. Nie to jest jednak ważne w tym wpisie.
Porządkując stare notatki znalazłem tę samą informację o zmianie jednej agencji na drugą również na stronach Billboard. Jeden drobiazg przykuł na nowo moją uwagę. Przeszło to bez echa, ale skoro takie tematy są ważnym elementem tego bloga, to po prawie 2 latach też nie można do tego nie wrócić i tak zostawić.
Wg publikacji na stronie billboard.com od 1985 roku depeche MODEzarobili na koncertowaniu 154.3 miliony USD podczas 279 koncertów. O super!, dodam do tego kasiorkę jaką zespół przytulił na Delta Machine Tour – o czym pisałem Tu, Tu, Tu i Tu – i będzie piękny wynik. Tak krótki wpis nadaje się na Twittera i pachnie ciekawostką z pogranicza sensacji. Tylko, że w tym zdaniu nic się nie zgadza.
Weźmy te 279 koncertów. Od 1985 roku do końca Tour Of The Universe zespół zagrał dobrze ok. 900 koncertów, więc nie pasuje. No dobrze to może policzmy tylko koncerty w Ameryce Północnej…. nie dokończyłem jeszcze Touring The Angel, gdy zliczanie przebiło 300. Znowu nie pasi.
A teraz 154.3 mln USD. Informacja podana jest jako zarobek depeche MODE tylko, że dane podawane z tej i poprzedniej trasy przez Billboard mówią jedynie o przychodzie ze sprzedaży biletów z których dopiero część jest zarobkiem zespołu. A gdzie inne przychody? Jak to wygląda na prawdę możecie zorientować się na przykładzie opisanego przeze mnie kontraktu na występ w Sztokholmie 1988.02.12. Wynagrodzenie artysty, to jedynie ułamek kosztów, jakie pokrywają bilety, które kupujemy.
Jak dla mnie to zdanie dotyczy jedynie USA, dlatego jest od 1985 roku. Wcześniejsze występy miały na tyle marginalne znaczenie, że nawet nie były brane pod uwagę, bo nie sądzę, żeby tego typu zestawienia ukazywały się dopiero od 1985 roku. W końcu Billboard istnieje od 1894 roku. Tego mi zabrakło w tym zdaniu. Większej precyzji. Zdanie to jest jednak w żaden sposób nieweryfikowalne i może być jedynie ciekawostką. Nie używałbym tego jako punktu odniesienia bez stosownego komentarza.
Pisząc poprzedni wpis linkowałem do starego wpisu o firmie StageCo, która od lat odpowiada za budowę sceny na trasach depeche MODE. O ile Anton Corbijn, to kreacja, to StageCo jest wykonawczą stroną tego, co wymyśli Anton.
Rok temu o tej porze byliśmy już po koncercie w Nicei 2013.05.04, ale też Tel-Avivie 2013.05.07 i Atenach 2013.05.10. Zanim jednak trasa ruszyła i wielu pognało do Nicei na swój pierwszy koncert na tej trasie, to świat depeszowski obiegały wycieki z prób w postaci pierwszych fotek sceny i zabaw z ekranami. Na przykład takie:
Jedni się zachwycali bardzo, inni mniej, ale nie to jest istotne. Taka jest ten świat ułożony, że najwięcej sławy zbierają Ci co wymyślą, trochę mniej, albo wcale chwały otrzymują Ci, co realizowali te wizje. Przy okazji poprzedniego wpisu zajrzałem na stronę StageCo, w cichej nadziei, że to oni właśnie stali za sceną z minionej trasy. I faktycznie nie myliłem się. Zaglądając do roku 2013 można znaleźć zdjęcia z koncertu w Berlinie 2013.06.09 i taką oto notkę:
Depeche Mode’s Delta Machine tour was the first big international act at the start of the summer touring season for StageCo Germany.
They installed a three-Tower system for the band’s dates across Eastern Europe including eight shows in Germany which saw the group perform to thousands at the Olympiastadion in Berlin.
Zaglądając na niemiecką wersję strony StageCo, przeczytać możemy również, że firma ta obsłużyła 18 koncertów na letniej trasie depeche MODE, włączając w to Sofię 2013.05.12 i Berlin 2013.06.09. Wygląda na to, że byli również w Warszawie 2013.07.25, choć nie jest to wprost powiedziane. Tak na prawdę na uwagę zwraca jedno ze zdjęć publikowanych na ich stronie. I wcale nie to pokazujące przód sceny, tylko to drugie. Jest to chyba pierwsze, albo jedno z niewielu zdjęć, gdzie sfotografowano tył sceny z Delta Machine Tour, ale i w ogóle. Na niemieckiej tronie jest też więcej zdjęć sceny.
A fotka z zajafki, to nic innego, jak plan ułożenia kamer na scenie i na terenie obiektu koncertowego, które pracowały na potrzeby trasy koncertowej. Jak sobie powiększycie ją, to po lewej stronie można doczytać specyfikację osprzętu, jaki używał na minionej trasie reżyser obrazu. Nie mylić z reżyserem światła, to zupełnie inne osoby i często ze sobą na kursie kolizyjnym. Dla reżysera obrazu – światła to często defekt psujący obraz. Natomiast dla reżysera świateł ekran, to zło konieczne, które powoduje, że nie można ustawić wszystkich świateł tak, jak by tego oświetleniowcy sobie życzyli.
Niby drobiazgi, ale dopełnia to obrazu trasy i pozwala zajrzeć za kurtynę i do kuchni dziania się trasy.
Dobra, bez owijania w bawełnę, bo sam już czuję lekkie zmęczenie tymi podsumowaniami. No ale niestety jest tego sporo na finiszu. Ostatnie zestawienie finansowe zakończonej miesiąc temu trasy. Wszystkie koncerty razem i cała trasa do kupy.
Nie mam pełnych danych dotyczących sprzedaży biletów na Tour Of the Universe. Takie dane były publikowane, ale nie w tak systematyczny sposób, jak to miało miejsce w przypadku Delta Machine Tour. Poświęcę kiedyś wieczór, aby zebrać razem dostępne dane na temat Tour Of the Universe. Będzie wtedy punkt odniesienia do Delta Machine Tour. Tym czasem szczegóły zakończonej w marcu trasy wyglądają następująco:
Przychody ze sprzedaży biletów wynosiły 148 950 089,00 mln USD. W rozbiciu na poszczególne nogi zdecydowanie zwycięzcą jest 1 noga:
1 miejsce Europa wiosna/lato 2013 – 82 084 761,00 USD
2 miejsce Europa jesień/zima 2013/2014 – 49 012 309,00 USD
3 miejsce Ameryka Północna 2013 – 17 853 019,00 USD
Polskie koncerty zdobyły następujące noty: Warszawa 2013.07.25 – 2 894 152 USD, co dało jej 15 miejsce w generalce. Łódź 2014.02.24 zarabiając – 1 238 986 USD uplasowała się na pozycji 38 w tym samym zestawieniu.
Powyższe zestawienia po raz kolejny pokazują, że jeżeli władcy zespołu nie zrobią czegoś sensownego, to na następnej trasie właściwie nie będą mieli po co jechać do Ameryki Północnej. Całkiem zrozumiałe jest złorzeczenie fanów w Ameryce Południowej na fakt pominięcia ich. Gdyby zrobić jeden leg od Kanady po Argentynę myślę, że wynik finansowy byłby jeszcze lepszy i nie prezentował się tak… biednie 🙂 O Azji i Australii taktownie zmilczę. Właściwie kolejną płytę będą mogli wydać już tylko w Europie zlewając całkowicie inne kontynenty. Ta nieliczna garstka fanatyków (bo to już nawet nie fani) wytrwale stojących przy tym zespole w Azji, czy Australii zamówi sobie większą paczkę na ebay i będą powiedzmy, że zadowoleni. depeche MODE to co raz bardziej lokalny, czytaj europejski zespół, dzięki temu większość zespołu może mieszkać po za rezerwatem niepokojona. Żadne oszalałe chordy fanów nie zaatakują posiadłości w Nowym Jorku i Santa Barbara… nie zaatakują, bo nie będzie miał kto.
Dla odmiany TOP5 najmniejszych koncertów tej trasy. Mix jest bardzo podobny do zestawienia najmniejszych kasowo koncertów zaprezentowanych chwilę wyżej:
Jak widać, jeżeli ktoś chce kameralnych występów, to nic tylko jechać do Vegas. I koncert się zobaczy, i sztosik pociśnie… jeszcze wyjazd się zwróci 🙂 Polska na tym tle wypada bardzo dobrze lub przyzwoicie i jeżeli chodzi o frekwencję nie mamy powodu do wstydu w zestawieniu generalnym.
Wg publikowanych raportów na całej trasie było tylko 6 koncertów które się nie wyprzedały, ale tylko jeden miał stats poniżej 90%, reszta koncertów poszła na 100%.
Frekwencja w milionach również wygląda interesująco – 1 976 849 widzów. Ponownie w rozbiciu na poszczególne legi wygrywa 1 noga:
1 miejsce Europa wiosna/lato 2013 – 1 111 391
2 miejsce Europa jesień/zima 2013/2014 – 587 724
3 miejsce Ameryka Północna 2013 – 277 734
Różnica między biletami przekazanymi do sprzedaży, a faktycznie sprzedanymi wynosiła 12 551 na całą trasę. Czyli łącznie jeden przyzwoity koncert z 3 nogi w Europie.
Ostatnia pozycja tej analizy, to uśredniony koszt biletu na głowę uczestniczącego fana w koncercie. Dla całej trasy koszt na głowę to: 75,35 USD / fana. Cokolwiek to abstrakcyjne jest. Również rozbicie uśredniające na poszczególne nogi też jest z tej samej abstrakcyjnej półki, choć jak widać po poniższym zestawieniu dziesięciodolarowy skok cen biletów nie da się przełknąć w spokoju:
1 miejsce Europa jesień/zima 2013/2014 – 83,39 USD / fana
2 miejsce Europa wiosna/lato 2013 – 73,86 USD / fana
3 miejsce Ameryka Północna 2013 – 64,28 USD / fana
Ale jeżeli przyjrzymy się już zestawieniu najdroższych i najtańszych koncertów, to można dojść do ciekawych wniosków planując wyjazdy na kolejną trasę. Takie np. Las Vegas było najmniejszym koncertem na trasie pod względem tłoku, ale jednocześnie najdroższym pod względem kosztów zakupu biletów. No cóż… coś za coś, za brak tłoku płaci się ekstra. Przynajmniej taniec na rurce w tym przypadku jest jakby gratis. 🙂
Pewnie wielu z Was pamięta zaskoczenie i nawet złość na ceny biletów na koncert depeche MODE, o akcjach różnej maści nie wspomnę. I faktycznie koncert w Łodzi ze średnią ceną 78,60 USD / fana uplasował się w środku stawki na 48 miejscu. Jak widać subiektywne odczucie pokrywa się z empirycznym. Powiem tylko tyle, że taniej było kupić bilety na koncert w Madrycie, czy do Paryża, a o niedalekiej Pradze już nie wspomnę.
Zestawienie wszystkich analiz finansowych z poszczególnych nóg Delta Machine Tour:
Materiał do analizy pochodził ze stron billboard.biz i Wikipedii. W przypadku Wiki sugerowałbym pierw przewalić wszystko do excel’a i dopiero tam sumować. Na stronie są błędy w całościowych podliczeniach.
Aby tradycji podsumowań stało się zadość. Przyszła pora na omówienie wyników finansowych 3 nogi świeżo zakończonej trasy. Na podsumowanie całości przyjdzie jeszcze czas w następnym wpisie. Dziś chciałbym się skupić na 44 koncertach, jakie zespół odbył w Europie na jesieni 2013 i zimą 2014. Tradycyjnie będzie to opracowanie przychodów z biletów.
Na 46 zaplanowanych koncertów zespół zagrał 44. Przyczyny odwołania tych koncertów są dobrze znane, więc nie będę wracał do tematu. Skupiając się na samej 3 nodze i analizując różne współczynniki można powiedzieć, że było całkiem nieźle. Choć letnia trasa w Europie to to nie jest. Nie mniej za 49 012 309,00 mln USD przychodu ze sprzedaży biletów głodem przymierać nie będą. Nie wiem, ile pochłonęły koszty trasy, ale o ile na pierwszej nodze zespół głównie zarabiał na to, aby pokryć koszty produkcji, a w szczególności fakturę jaką wystawił im Anton za produkcję wizualizacji, projekt sceny itp sprawy, to na ostatniej nodze chłopaki raczej finansowo odcinali kupony. Pierwsza noga to 82 084 761.00 mln USD, trzecia to niecałe 8 mln USD powyżej połowy przychodów z biletów 1 nogi.
Jeżeli doliczymy sobie do tego jeszcze fakt, że kasa została zebrana co najmniej na pół roku (albo i więcej) przed startem (ciekawe na jakim % leżały te miliony), czyli w okresie, gdy promocja (dzięki sponsorom) była największa i było ciśnienie na zespół w czasie i po dobrej 1 nodze w Europie. To bardzo mnie interesuje, czy była jakaś korelacja między mniejszymi przychodami z koncertów jesienią i zimą, obcięciem setlisty.
Wszystkie koncerty były w 100% wyprzedane i nosiły dumną metkę Sold Out. Choć myślę, że w przypadku kilku koncertów można by mieć wątpliwości. Przyjrzyjmy się zatem zestawieniu najbardziej licznych koncertów:
Moskwa – 23 531
Antwerpia – 21 024
St. Petersburg – 18 848
Barcelona – 18 127
Praga – 18 033
Te pięć koncertów przekracza poziom 17 tyś widzów. Każdy następny to 16 tyś i mniej. Gdzie znalazła się Łódź? Tuż za Londynem, a przed Kolonią zajmując z frekwencją 15 764 – 12 pozycję na 3 nodze. Cała trasa miała frekwencję 587 724, co daje średnią 13 357 na koncert. Takich koncertów na całej 3 nodze było 18, więc Łódź zdecydowanie w klasie prymusów. Popatrzmy w takim razie na takie miasta, które dawały w zamian uczucie kameralności i wyjątkowości, w grupach po parę tysięcy 🙂
Geteborg – 8 785
Glasgow – 8 739
Leeds – 7 565
Malmo – 6 946
Belfast – 5 767
Każde miasto lepsze od Geteborga miało już 5-cio cyfrową frekwencję.
To teraz popatrzmy na kasę. Tu sytuacja wygląda nieco inaczej. Wiemy, że fani wydali na bilety $49 012 309,00 USD z czego te 9 mln wydano w pierwszych – pięciu miastach:
Moskwa – $2 685 552,00
St. Petersburg – $1 884 045,00
Antwerpia – $1 734 868,00
Amsterdam – $1 453 121,00
Kolonia – $1 414 404,00
Na przeciwległym końcu znajdują się dokładnie te same miasta, co w zestawieniach najniższej frekwencji. Każdy z tych koncertów znajduje się w grupie 14 koncertów, których przychód ze sprzedaży biletów był poniżej 1 miliona USD.
Gothenburg – $803 454,00
Malmo – $619 829,00
Glasgow – $564 206,00
Leeds – $523 669,00
Belfast – $413 820,00
Natomiast średnia na koncert dla tej nogi wynosiła $1 113 916,11. Łódź z przychodem na poziomie $1 238 986,00 zajęła 9 miejsce i znowu powyżej średniej.
Ostatnie zestawienie to przychód ze sprzedaży biletów na głowę, czyli gdzie były najdroższe bilety (wersja dla fanów) lub gdzie, na jakie miasta najbardziej opłaca się sprzedawać bilety (to wersja dla agencji koncertowej). Średnia z całej nogi, to $83,39 na głowę, a najdroższe miasta to:
Moskwa – $114,13
Bratysława – $103,59
St. Petersburg – $99,96
Herning – $98,18
Zurich – $97,75
Po raz trzeci wygrywa Moskwa. Tym razem Łódź grubo poniżej średniej. Na 44 koncerty zajęła 25 miejsce ze średnią $78,60 na osobę. Jednak do podłogi jeszcze daleko, bo 5 najtańszych koncertów na głowę wygląda następująco:
Manchester – $70,05
Leeds – $69,22
Lyon – $67,46
Praga – $65,93
Glasgow – 64,56
Trochę zaskakuje tak niska pozycja Pragi, ale z drugiej strony to dobitnie pokazuje dlaczego tak wielu polskich fanów woli Pragę, skoro nawet tańsza dla Polaków jest od Łodzi.
W kolejnym wpisie przygotuję podobne zestawienie dla całej trasy, znajdę kilka błędów i podsumuję pod względem finansowym The Delta Machine Tour. Przy pisaniu powyższego opracowania korzystałem m.in. z ogólnodostępnych zestawień na Billboard.biz.
Podsumowań ciąg dalszy 🙂 Idąc świecką tradycją przygotowałem zestawienie TOP20 utworów granych najczęściej w historii koncertowej zespołu. Podobne zestawienie ukazało się w marcu 2010. Potem było jeszcze wielokrotnie aktualizowane. Zestawienie to jest tak na prawdę listą najbardziej ogranych numerów w karierze depeche MODE i jest odwrotnie proporcjonalne do zajmowanego miejsca na liście. Dlatego warto czytać je czasami odwrotnie.
Tekst jest napisany w konwencji listy przebojów, co nie znaczy, że cieszę się z faktu, iż jakiś kawałek spada, bo od 3 tras nie był grany. Myślę, że wielu dało by się pociąć, za ponowne wykonanie Everything Counts, Master And Servant, czy The Things You Said w pełnej wersji, a to te numery dołują, na rzecz innych numerów ze składanki największych przebojów, jakim jest ta lista.
Nie robiąc (tym razem) przydługiego wstępu dodam tylko, że nie będzie to proste dodawanie do TOP listy z 2010 wykonań z trasy w 2013 i 2014. Musicie pamiętać, że są to moje opracowania i nawet jak bym były w 99% zgodny z ideałem, to są to nadal moje analizy, na podstawie mojej metodologi, a więc obarczone jakimś błędem. Nie zawsze podsumowanie z 2010 + miniona trasa da poniżej wynik arytmetycznie zgodny. Powrócę do tego zagadnienia na końcu zestawienia.
OK, to popatrzmy jak zmieniła się lista po 7 marca 2014. W nawiasie podaję miejsce i liczbę wykonań z poprzedniego notowania 🙂 Zaczynamy od poczekalni:
30. 227 (28. 227) People Are People – chyba już nikt nie ma nadziei na to, że ten numer zostanie zagrany na żywo. Ten utwór będzie już tylko spadał, do kolejnej 10.
29. 228 (44. 123) A Pain That I’m Used To – to jest numer, który narobił w zestawieniu trochę zamieszania i największy awans w zestawieniu (15 pozycji). Niewielu spodziewało się, że ten numer powróci do setu koncertowego kiedykolwiek. Przeszło 100 wykonań pozwoliło mu na wejście do 3 dziesiątki i chyba tyle tego… nie przypuszczam, żeby numer zawalczył wyżej w przyszłości. No chyba, że podczas trasy The Singles 01 > coś tam.
28. 236 (27. 235) Leave In Silence – Po wykonaniu tego numeru na koncercie w Londynie 2013.11.19Dave skomentował, że to było odważne ze strony Martina. O ile w 2006 Martin rozgrzewał tym kawałkiem zmysły i umysły fanek i fanów, to na tej trasie powitano jedyny wykon z obawą i ulgą… że już nie.
27. 237 (26. 237) Boys Say Go! – Fani domagali się tego numeru i zespół to słyszał, ale czy słuchał fanów…
26. 247 (25. 247) New Life – Nie ruszyło się i już nie ruszy. Może tylko spadać na liście, no chyba, że dotrę gdzieś do setlist z początku kariery i kawałek dorobi się drugie tyle.
25. 257 (24. 257) It’s No Good – Kawałek był próbowany w przerwach na tej trasie i miał wejść do setu podczas jesienno-zimowej nogi. Może dobrze, że nie wszedł. Na kolejnej trasie nie będzie tak oklepany. Przeplatanka co drugą trasę robi dobrze temu kawałkowi. Takie coś powinno spotykać więcej numerów. Aranżacja z Tour Of The Universe osłabiła moją sympatię do tego numeru i w sumie cieszyłem się, że go nie było na świeżo zakończonej trasie.
24. 260 (23. 260) Blasphemous Rumours – Podobnie jak New Life, z trasy na trasę powoli w dół. O ile New Life ma szansę przeskoczyć Blasphemous Rumours, to w przypadku tego numeru wszystko jest jasne i rozpisane już.
23. 260 (22. 260) Something To Do – To samo, co w przypadku Blasphemous Rumours.
22. 278 (21. 274) Somebody – kawałek oczko niżej nie zagrażał i nie zagrozi A Question Of Lust, więc 4 wykonania, to rodzaj zaznaczenia swojej obecności na liście od 1984. Było to raczej umocnienie swojej pozycji. Spadek o jedno oczko wynika z tego, że inni byli lepsi, a nie Somebody gorsze.
21. 320 (20. 317) A Question Of Lust – To zaskakujące, jak numer odsądzany od czci i wiary na poprzednich trasach na tej trasie urósł właściwie do miana bohatera i był stawiany jako przeciwieństwo plumkanego Home. Tylko 3 wykony nie uchroniły jednak A Question Of Lust od spadku po za 2 dziesiątkę. Pamiętajmy jednak, że jest to numer z grona niedoszacowanych, o czym więcej na końcu tego wpisu.
Kończymy poczekalnię i powoli zmierzamy do TOP20, czyli potencjalnego setu, jaki depeche MODE graliby, gdyby czytali to zestawienie. Idąc tym tropem myślenia, 3 dziesiątka, to takie zamienniki na podwójne koncerty w czasie długiej trasy Greatest Hits. 🙂
_
20. 331 (29. 225) Precious – 9 oczek do góry, najwyższy skok na liście. Utwór po tej trasie wdarł się szturmem do TOP20. Ja osobiście pozostaję w nadziei, że po kolejnej trasie tak samo szturmem z niej wypadnie. Np. po przez nie wykonywanie tego kawałka już nigdy więcej.
19. 371 (15. 371) Photographic – 4 pozycje w dół na liście. Podobnie jak A Question Of Lust uważam, że ten numer miał więcej wykonań, niż 371, ale jako, że nie mam dowodów, to jestem w stanie tylko tyle potwierdzić.
18. 372 (14. 372) Master & Servant – Sytuacja podobna, jak w przypadku Photographic, z tą różnicą, że w przypadku tego numery wszystko jest jasne, jeżeli chodzi o wykony. Jeżeli zespół nie weźmie, go na tapetę na kolejnej trasie, to grozi mu wypad po za TOP20.
17. 379 (19. 329) Shake The Disease – Numer, który sukcesywnie pnie się do góry od końca 2005 roku. Niestety styl w jakim to robi pozostawia wiele do życzenia. Na tej trasie dwa oczka w górę. Osobiście wolałbym, żeby już się nie piął, gdyby awans miałby zawdzięczać Martinowi, a nie Dave’owi.
16. 417 (16. 360) Home – 57 wykonań na The Delta Machine Tour pozwoliło na obronienie i ugruntowanie swojej pozycji. Podobnie, jak w przypadku Shake The Disease styl w jakim to się dzieje jest nie najlepszy. 417 wykonów daje mocną pozycję i spokojnie numer może odpocząć na kolejnej trasie… oby.
15. 428 (18. 330) Halo – kolejny warty odnotowania awans o 3 pozycje. Dla jednych zaskoczenie, dla innych nie. Dla jednych aranż na trasę był zaskoczeniem, dla innych nie.
14. 441 (17. 342) Black Celebration – jeżeli Halo, było zaskoczeniem, to co powiedzieć o Black Celebration. Na prawdę nie liczyłem, że kawałek uświetni jeszcze koncerty depeche MODE, a do tego wytrzyma całą trasę. Raczej obstawiałem, że podzieli losy Barrel Of A Gun.
13. 469 (12. 455) In Your Room – spadek o 1, co w tym przypadku oznacza obronę swojej pozycji. Numer od dawna prosi się o zapomnienie. Nie mniej te 14 wykonań na tej trasie były miłymi przerywnikami. Szkoda, że nie rozłożyły się bardziej równomiernie po całej trasie, tylko kumulacja nastąpiła pod koniec trasy.
12. 484 (11. 479) World In My Eyes – 5 wykonów, ale tylko na 1 i 2 nodze. Mogli dołożyć jeszcze ze 3-4 wykony na 3 nodze i byłoby na prawdę git. Nie dogoniłoby to w żaden sposób kawałka z pozycji 11, ale byłoby wtedy świetnym przykładem, jak oczekiwałbym po zespole, aby rotował swoje numery w setliście na całej trasie. Gdyby to przełożyć na sporą grupę kawałków z tego zestawienia, to argument o graniu na każdej trasie byłby żaden, a i pojęcie oklepania byłoby cokolwiek obce.
11. 540 (13. 440) Policy Of Truth – 100 wykonów na Delta Machine Tour, 102 wykony na Tour Of The Universe. W 2009 nieplanowany następca, w 2013 już jako pełnoprawny, planowany i chciany… Obok Walking In My Shoes i I Feel You kawałek, gdzie zespół ciągle poszukuje i próbuje urozmaicić początek. Szkoda, że tylko początek.
10. 596 (07. 548) Behind The Wheel – 48 wykonów na 106 dał w sumie… spadek o 3 pozycje. Czy to dobrze, czy to źle, to już sami oceńcie. Niestety Behind The Wheel mimo, że samo nic nie zawiniło, to miało pecha zastąpić w 2009 Strangelove, a w 2013 Soothe My Soul… i za to głównie mu się dostaje… taka karma. Warto dodać, że Behind The Wheel obok Barel Of A Gun, doczekało się dwóch wizualizacji świetlnych.
Z lata:
Z zimy:
09. 611 (10. 506) Just Can’t Get Enough – w 2005 roku Martin mówił, że grał ten numer z zażenowaniem i wstydem… no cóż na Delta Machine Tour to uczucie najwyraźniej ustąpiło… bece z Andrzeja. Za to mamy jedno oczko wyżej w stosunku do poprzedniego zestawienia.
08. 618 (05. 618) Everything Counts – 3 w dół, to było do przewidzenia, szczególnie, że numer porzucony w 2006 i raczej nie zanosi się na powrót. Kto wie, może… ale to i tak jest nic w porównaniu do…
07. 624 (02. 623) Stripped – które spadło na twarz niczym Morgenstern w tym sezonie. A wystarczyłoby min. 20 wykonań, żeby kawałek nie spadł poniżej 5 miejsca. Szczególnie, że wersja z Madrytu 2014.01.18 była o wiele bardziej treściwa i mięsna, niż ubogi aranż z 2009 i 2010 roku.
06. 628 (09. 528) I Feel You – Mam cichą nadzieję, że przeniesienie na bis tego numeru może oznaczać pożegnanie. Numer jest mocarny, ale tej mocarności co raz trudniej zdzierżyć.
05. 644 (08. 535) Walking In My Shoes – wersja z minionej trasy nadzwyczaj przypadła wielu fanom do gustu. Mimo odejścia od klasycznego początku, to na prawdę fajnie się słuchało i oglądało. Szkoda, że zespół zawsze poprzestaje tylko na początku. Remixy z singli dają o wiele większe pole do popisu… ale do tego trzeba być albo Alanem, albo dostać gotowca w postaci zewnętrznego remixu. Skok z 8 na 5 pozycję na prawdę zasłużony i nie jest to ciągnięcie łacha z mojej strony.
04. 714 (06. 610) A Question Of Time – już nie mogę zdzierżyć tego numeru na żywo. Awans na 4 miejsce to szczyt możliwości. Pierwsza 3. jest nie do ruszenia… chyba.
03. 732 (04. 619) Enjoy The Silence – po poprzedniej trasie Enjoy The Silence ustępowało jednym wykonem kawałkowi z miejsca nr 2. Jednak wystarczył jeden występ na promo tour w Paryżu 2013.03.26, aby zrównać się z…
02. 732 (03. 620) Personal Jesus – które nie dało wyrwać sobie remisu do końca trasy. Awans po spadku Stripped z 2 miejsca ugruntował trudną do ruszenia pozycję.
01. 828 (01. 722) Never Let Me Down Again – Co tu dużo pisać. Był numerem 1 i będzie. Prawie 100 wykonów różnicy… robi różnicę. Ta różnica będzie się powolutku zmniejszać, bo Never Let Me Down Again nie jest oczywistym wyborem (ze względu na długość), na występy promo i do TV, a Personal Jesus i Enjoy The Silence tak. Nie mniej koncerty bez tego kawałka, to nie koncerty, nawet jak numery ograny i bez większych zmian aranżacyjnych od wielu tras.
_
Powyższe zestawienie pomiędzy trasami zmienia się niekiedy równie dynamicznie, jak w czasie trasy. Lecz zmiany te mają inny charakter. Powstają głównie pod wpływem lektury biografii, lub dokumentów źródłowych. Przez lata zgromadziłem wiele materiałów z czasów, gdy do Internetu wpisywało się wszystko ręcznie, a nie kopiowało ze strony na stronę. Stąd tuningowanie strony MODEontheROAD.com ma charakter permanentny, a nie tylko raz na 4 lata. Co za tym idzie lista wykonań każdego z utworów ma charakter orientacyjny i im bliżej czasów nam współczesnych, tym orientacyjność zbliża się do pewności.
Piszę to dlatego, że trasy z punktu 2. dają szalone pole do konfabulacji i wymyślania nieznanych setlist bez pokrycia w faktach, których być może nigdy nie poznamy już.
Np. w przypadku Devotional Tour podaję na swojej stronie brak 16 setlist z amerykańskiej części trasy, przekładając to na utwory chodzi tak na prawdę o brak pełnego opracowania dla Judas / A Question Of Lust / Death’s Door / One Caress / Mercy In You / Get Right With Me. Dodatkowo nie zawsze były grane ostatnie dwa bisy: Fly On The Windscreen i Everything Counts. Wiem, że są strony, gdzie można przeczytać sety z tych 16 koncertów. Sety te są potem multiplikowane na inne strony. Ponieważ nie ma jednak bootlegów, albo nie ma innej dokumentacji na podstawie których można by wpisać w sposób wiarygodny set zdecydowałem się już dawno na niepowielanie tych informacji. Najlepszym przykładem ostatnich kilku miesięcy jest „koncert” z Indianapolis 1993.10.21 Takiego koncertu nigdy nie było. Skąd to wiem? A z tego dokumentu poniżej.
To jest Tour Itinerary z Ameryki Północnej z okresu październik – listopad 1993. Taką broszurę na każdej trasie, każdy członek ekipy koncertowej posiadał na stanie. W 1993 roku, ze względu na długość trasy, broszura ta była wydawana w częściach. Dla Devotional Tour powstały 5 odcinków. Na samą Amerykę 3 sztuki. Ostatnia część zawierała również grudniową Europę. Dlaczego jestem pewien, że nie było Indy? Ponieważ to jest dokument, który drukuje się na końcu przygotowań do trasy, jak już jest wszystko zabookowane, ogłoszone i wszystko wiadomo. Mogła być taka sytuacja, że w spisie tym jest jakiś koncert, a faktycznie nie został ogłoszony, ale w drugą stronę zdarzało się to tylko wtedy, gdy koncerty był przenoszony z nocy na noc, ale koniec końców był grany. Po za tym pod tą datą – 21.10.1993 jest dzień wolny.
To właśnie z tych względów TOP20 2010 i 2014 nie zawsze sumują się i to właśnie z tego powodu część utworów jest niedoszacowana: Photographic, Just Can’t Get Enough, A Question Of Lust, Somebody, New Life, Boys Say Go!, że wymienię tylko kawałki z powyższego zestawienia. Wolę, żeby tego typu zestawienia były niedoszacowane, niż zakłamane przez wymyślanie czegoś, co nie miało miejsca, a ładnie wygląda w zestawieniu.
_
TOP20, a nawet TOP40, oraz inne zestawienia zebrałem na tej podstronie.
O Benie Hillierze, zakończonej trasie, bo mnie naszło coś jeszcze i wróżby z gwiazd na temat przyszłości. To będzie….
Zakończyła się era Bena Hilliera. Kolo nie będzie już produkował kolejnych albumów depeche MODE. Wszystko na razie wskazuje, że producentem lub inżynierem dźwięku kolejnej płyty (płyt) będzie Christoffer Berg. Zakończenie współpracy z Benem oznacza również zakończenie współpracy z 140dB, co jest o tyle istotne, że w tej samej stajni co Ben Hillier jest również Flood i marzenia o kolejnej płycie wyprodukowanej przez niego, jako częściowej recepty na powrót do tzw. starego depeche MODE należy schować na razie do głębokiej szuflady. Oczywiście pewnie znowu może się pojawić jakieś zleconko na wykonanie remixu (jak to było w 2001), ale na więcej nie liczyłbym. Z resztą remix Flooda w 2001 był pierwszym zwiastunem przyszłej współpracy z 140dB. To bym postrzegał jako początek.
Każdy ma swoją ocenę trylogii Hilliera i każdy będzie po swojemu tasował Plaing The Angel, Sounds Of The Universe i Delta Machine. Mamy w historii depeche MODE trylogię Gareth’a Jones’a – Contruction Time Again, Some Great Reward, Black Celebration (tak, pamiętam też o jego wkładzie do Ultra i Exciter) Szkoda, że nie doczekamy się trylogii Flooda. Może w przyszłości. Ja w każdym razie, do póki Gore and Co. grają, nie tracę nadziei.
Po wyprodukowaniu lochy, jaką był poprzedni tekst przyszło mi do głowy, że nie napisałem za wiele o Ameryce Północnej i jej rynku muzycznym. Dlatego wracając myślami do zakończonej trasy ciężko się nie oprzeć wrażeniu, że w Ameryce Północnej zespół ma co raz mniej do szukania. Z trasy na trasę gra co raz mniej i mimo lamentu tych nielicznych fanów z miast gdzie nie dotarli, fanbase zespołu będzie się kurczyć. Nie inwestują, bo za mało chętnych, za mało chętnych bo nie inwestują. W przyszłości czekać będą Północnych-Amerykańskich fanów wybrane koncerty w NY, Kalifornii i coś w Kanadzie. To właściwie tyle. Dlatego tym bardziej dziwi takie traktowanie Ameryki Południowej. Być może w Europie aspirują do bycia w pierwszej lidze, ale w USA dawno już nie są i stoją w rzędzie z tymi, co to mówi się o nich z estyma szacunkiem, ale niczego nowego nie wnoszą.
Mimo szumnych zapowiedzi zespół zlał fanów z Południowej Ameryki i nie dotarł do właściwej Azji. Patrząc na kurczące się rynki i zlewanie regionów świata, gdzie są chciani jedynym pewnym miejscem, gdzie zawsze zagrają jest Europa. Szczęściarze 🙂
Nie wiem co planuje Martin, bo od Dave’a słychać pomruki o kolejnych przedsięwzięciach wydawniczo-koncertowych pod szyldem Soulsavers. Ciekawe to będzie przeżycie być na koncertach z Dave’em na wokalu, gdzie nie poleci żaden numer depeche MODE. 🙂 Czas pokaże.
Andy być może pojedzie zarobić parę dołków na djowaniu, no chyba, że poznali się na nim już wszyscy i ze swoim show nie ma się gdzie pojawiać. Zauważyliście, że jego druga „solowa trasa djska” była właściwie tylko i wyłącznie w miejscach, gdzie nie grał wczesniej? Praktycznie nie pojawił się w krajach z trasy 2004.
Wydawniczo myślę, że końcówka 2015 i 2016, to będzie czas, gdy powinny się pojawić reedycje koncertowych wydawnictw wideo w starych/nowych formatach pod szyldem Sony. Nie to, że coś wiem, ale tego bym oczekiwał. Mam nadzieję, że wytwórnia sypnie dodatkami, a i zespół udzieli na tę okoliczność kilku słów. Poczekamy zobaczymy…
No i stało się. Trasa Delta Machine to już historia. Nie długo będzie pierwsza rocznica koncertu w Nicei 2014.05.04, a za chwilę będziemy wspominać start promocji albumu po telewizjach świata, bo przecież cały cyrk ruszył właśnie w tym okresie (marzec 2013). Tradycyjnie na początek garść statystyk, a potem będzie tylko ciekawiej :-).
1. Koncerty i geografia.
117 – liczba zaplanowanych występów w totalu (w tym 8 promo + 109 zaplanowanych koncertów trasowych)
114 – liczba faktycznie zagranych występów (w tym 8 promo + 106 faktycznie zagrane koncerty trasowe)
3 – liczba odwołanych koncertów – Istambuł 2013.05.17, Lille 2013.11.07, Kijów 2014.02.26
Wszystkie liczby podaję z uwzględnieniem występów promo. W nawiasach są czyste koncerty z trasy. Touring The Angel wciąż nie pobita, ale różnica 10 koncertów, to już nie tak wiele przy 20 w przypadku Tour Of The Universe. Gdyby chociaż ziściły się plotki o Ameryce Południowej, to dziś The Delta Machine Tour dumnie okupowałaby pozycję drugą, a tak tylko brąz.
Pozostałe statystyki geograficzne wyglądają tak:
3 – kontynenty
34 – kraje
97 – miast
Kraje o największej liczbie koncertów:
22 – USA
17 – Niemcy
8 – Francja / UK
5 – Włochy
Pozostałe kraje to 4 i mniej koncertów. Pierwsze 4 kraje – USA, Niemcy, Francja i UK stanowią 50% całej trasy.
2. Setlista
Długo się zanosiło, że rekordy nie zostały pobite, dopiero pod koniec trasy w tej właśnie konkurencji The Delta Machine Tour sięgnęła po złoto. 40 kawałków zagranych na żywo daje tej trasie pozycję lidera. Nie są to liczby powalające jeżeli porównujemy to z takimi gigantami, jak Perl Jam, czy U2 (ostatnia trasa, to 60+ wykonanych utworów, ale i dłuższa trasa) i myślę, że coś by się jeszcze znalazło ze światowej czołówki, ale jak na depeche MODE, to całkiem sporo.
Poprzednia trasa zakończyła się wynikiem 39 kawałków wykonanych na żywo, co już było rekordem. Przez wiele miesięcy obie trasy szły łeb w łeb, bo Dave’owi nie chciało się zmieniać za wiele, dopiero w końcówce Dave wyrównał dzięki Stripped [1], a Martin przechylił szalę na korzyść The Delta Machine Tour swoim wykonem Blue Dress [13].
To skoro już wiemy, że jest złoto, to teraz zajrzyjmy głębiej i popatrzmy kto i co przyczyniło się do 1 miejsca. Najpierw podział po płytach.
Podział po płytach i częściach trasy. (114 występów)
Albumy
Total
Promo (8)
1 leg (37)
2 leg (24)
3 leg (45)
Delta Machine Playing The Angel Exciter The Singles 86>98 Ultra Songs Of Faith And Devotion Violator Music For The Masses Black Celebration The Singles 81>85 Some Great Reward A Broken Frame Speak & Spell
Jako, że była to promocja The Delta Machine Tour, to najwięcej utworów zostało wykonanych z tego albumu. Przed trasą słyszeliśmy zachwyty, jak to ta płyta jest bardzo koncertowa i praktycznie każdy kawałek nadaje się do grania na żywo, w przeciwieństwie do poprzedniej płyty, gdzie numery koncertowo słabo się sprawdzały. No i? No i dupa… na poprzedniej trasie zespół zagrał… również 10 numerów z jakoby niekoncertowej płyty. […] instrument niestrojny? czy się muzyk myli? […] zapytam za wieszczem. Jest to jedna z najbardziej nie zrozumiałych decyzji tej trasy. To, że wywalają numery z aktualnie promowanej płyty, to już się przyzwyczaiłem (nie oni jedyni). Jednak zawsze było to coś za coś. Nothing Is Impossible za I Want It All, a The Sinner In Me jako zamiennik na drugą noc, Miles Away za Come Back, a ten jako zamiennika na podwójne koncerty. Uważam, że to jeden z największych zawodów tej trasy. Jeżeli Secret To The End i Goodbye nie żarło na koncertach, co w jakiejś mierze było prawdą, to warto było się zastanowić, czy miejsce dla tych kawałków jest najlepsze, czy nie dać czegoś w zamian. W 2006 roku, również pod wpływem fanów Panowie dodali do setu Nothing Is Impossible. Podobnie było z Photographic. Tym razem osobiście nie czułem, aby była taka presja ze strony fanów, a i zespół jakby bardziej impregnowany był na sugestie. Więcej napiszę o tym jeszcze pod koniec wpisu.
Znowu pod koniec trasy były momenty, gdy pojedyncze koncerty były raczej promocją Songs Of Faith And Devotion, niźli Delta Machine. Po trasie w 2010 miałem nadzieję, że więcej się to już nie powtórzy.
Idźmy dalej. Proponuję teraz popatrzeć na podziały wykonanych utworów między Dave’a i Martin’a oraz – pełna elektronika vs. wersje bare. Najpierw poprzednia trasa:
Podział po wykonaniach i częściach trasy. (104 występy)
Podział po wykonaniach i częściach trasy. (114 występów)
Wokal
Total
Promo (8)
1 leg (37)
2 leg (24)
3 leg (45)
Gahan Gore
26 14
9 2
25 10
21 10
21 11
Razem
40
11
35
31
32
_
Podział elektronika vs „akustyki”. (114 występów)
Total
Pełna elektronika Wersje bare
28 12
Razem
40
Na tej trasie nie było duetów. Mix Dave vs Martin również jest porównywalny, chodź niestety tendencja jest na korzyść Martina. Jednak to nad czym za cholerę nie mogę przejść do porządku dziennego, to postępująca plumkenizacja wykonywanych utworów. Nosz… 31 vs 8 w 2009/2010, a po ostatniej trasie 28 vs 12 ???!!! Byłem i tak wyrozumiały, bo policzyłem A Question Of Lust [3] jako pełna elektronika, a powinienem jako plumkanie. W końcu na trzy wykonania 2 były pianinkowe, ale niech tam. Nie zmienia to jednak faktu, że już 1/3 wykonywanych utworów przez elektroniczny zespół jest kompletnie obrane z tego, za co ten zespół pokochały miliony. Jak żyć? Dave śpiewa m/w tyle samo, choć tendencja jest niestety zniżkowa. Gore za to wali nas w rogi. Smutny to obraz, bo wychodzi na to, że na ostatniej w ich życiu trasie będziemy chodzić na koncerty poezji śpiewanej, a jedynie na bisy chłopaki odpalą klawesyny, żeby zagrać 3 największe hity. Na Touring The Angel był podział elektonika vs „akustyki” 28 do 5. Gdzie te czasy? <się zapytam wznosząc brew w kierunku nieba>
Na koniec tej części jeszcze jedna ciekawostka. Zestawienie wszystkich utworów granych na świeżo zakończonej trasie w kolejności malejącej od najczęściej granych do najmniej, sortowane po Totalu. Zamieściłem takie podsumowanie dla 3 nogi, to zamieszczam i tym razem + pozostałe legi:
Lista wykonów każdego kawałka na całej trasie. (114 występów)
Enjoy The Silence Personal Jesus Heaven Angel Walking In My Shoes Welcome To My World Precious Never Let Me Down Again A Pain That I’m Used To Just Can’t Get Enough A Question Of Time I Feel You Policy Of Truth Black Celebration Halo Should Be Higher _ Soothe My Soul Barrel Of A Gun But Not Tonight Home _ Shake The Disease Behind The Wheel The Child Inside Goodbye Secret To The End Higher Love Slow When The Body Speaks Judas In Your Room Blue Dress Only When I Lose Myself Soft Touch/Raw Nerve World In My Eyes John The Revelator Somebody A Question Of Lust Condemnation Leave In Silence Stripped
Niech każdy popatrzy sobie na to we własnym zakresie i wnioski wyciągnie samodzielnie. Dla mnie to zestawienie pokazuje jak bardzo setlista była stabilna. Na to zestawienie położyłbym dwie linie. Na poziomie 16. kawałka i 20. kawałka. Dlaczego tak? Bo set główny kończył się m/w na 16 numerze, a set jako taki kończył się na 20. kawałku. Po 16 kawałku tego zestawienia następuje spore załamanie częstotliwości wykonywanych utworów. Mamy 2 numery od Gore’a. Wychodzi z tego prawie idealny set z ostatniej nogi. Pozycja nr 20, to również dokładnie 50% wszystkich koncertów zagranych na trasie.
3. Przedstawienie, podsumowanie i inne przemyślenia.
Trasa w oczach wielu fanów składała się z 2 części. Tego, co działo się do zakończenia pierwszej nogi w Europie, oraz 2 pozostałych części w Ameryce Północnej i po raz drugi w Europie. Zarówno trasa promo, jaki pierwsza noga to euforia, radość i właściwie nie zmącony zachwyty. Dwie kolejne nogi, to… powiedzmy eufemistycznie stan daleki od zadowolenia.
Ja bym postawił lekko kontrowersyjną tezę odbiegającą od powszechnego złorzeczenia na jesienno-zimową trasę po Europie. Problem wcale nie leży w tym, że zagrali taką trasę zimą, że poziom zmian był jaki był. Uważam, że chodzi o coś zupełnie innego….
Jeżeli popatrzymy na 3 nogę, jako samoistny byt, to nie jest to ani nadzwyczaj słaba, ani nadzwyczaj odkrywcza seria koncertów. Była to dosyć przyzwoita robota wykonana 45 razy. Ani setlistowo, ani długością koncertów nie zaskoczyli. Ta noga zupełnie nie odbiega od tego, co widzieliśmy na innych trasach w minionych latach. depeche MODE byli dokładnie tacy, jak w minionych latach właściwie od samego zarania koncertowych podbojów.
Zdarzały się nawet gorsze historie na poprzednich trasach. Że wspomnę tylko Touring The Angel na której zespół wykonywał w końcówce trasy set składający się z 18! utworów. Exciter Tour też został skrócony, Tour Of The Universe w Europie na jesieni 2009 miał najpierw 20 numerów, potem 21, a potem znowu 20 i ten stan utrzymał się do końca trasy. Trasa w 2013/2014 była być może ciut spokojniejsza, ale to wszystko.
Problem z The Delta Machine Tour leży w pierwszej nodze i tym, co działo się przed startem trasy. Tak na prawdę wybrykiem natury był set składający się z 23 kawałków. Jak skończył się koncert w Nicei 2013.05.04, to jedna z pierwszych myśli było pytanie jak długo utrzymają taką długość setu. Nawet chciałem o tym napisać dosadniej w swojej recenzji z koncertu w Nicei, ale potem stwierdziłem, że nie będę psuł Wam radochy. Nigdy nie zagrali takiego setu i był to dla mnie od początku stan nienaturalny.
Druga sprawa, to fakt, że Panowie przefajnowali z obietnicami. Naopowiadali kocopałów o gigantycznych planach. Naobiecywali rzeczy, których nie byli w stanie potem spełnić. W tym o wspomnianej już koncertowości nowego albumu. Ten nadmuchany balonik w miarę czasu sflaczał. W myśl zasady, że lepsze jest wrogiem dobrego. Nabraliśmy smaka i wielu, w tym mnie, zaczęło się wydawać, że tak już będzie do końca trasy, a zespół wypracował zupełnie nową jakość. Tym czasem po chwili euforii zostaliśmy po prostu przywołani do porządku i dano nam do zrozumienia, gajowy wrócił i wszystko ma również wrócić do normy.
Bardzo fajnym pomysłem był set B i bardzo podobał mi się pomysł z graniem niektórych numerów ledwie raz lub dwa na trasie. Właśnie o to nam przecież przez lata chodziło, żeby koncerty nie były do siebie podobne, a można to osiągnąć np. limitując liczbę wykonań jakiegoś kawałka. Nie wiem, czy to planowali w każdym razie sprawili tym faktem, że trasa nabierała dodatkowego smaczku i łamała utarte schematy. Dzięki temu set Dave’a przestawał być momentami schematyczny i przewidywalny. Pozostaje tylko żałować, że nie pociągnęli tego pomysłu na regularne koncerty i nie mieszali w sposób bardziej chaotyczny (dla nas) całymi setami. Można by wtedy wydać dwa koncertowe filmy z dwoma setlisatami, albo z dwóch różnych nóg… No dobra teraz to już popłynąłem z tym 😛
Niestety stało się jednak inaczej. Po koncercie w Madrycie 2014.01.18 miałem z kumplem okazję długo rozmawiać z człowiekiem, który bardzo jasno potwierdził to, co napisałem chwilę wcześniej we wpisie pt Kosa. Nasza rozmowa była z człowiekiem, którego mógłbym swobodnie określić jako insider (duński łącznik :-P).
Osobą w 100% odpowiedzialną za wygląd setlisty na 3 nodze był Dave. To on ułożył set pod siebie, to on decydował o zmianach. Andy bardzo chciał zmian i był za tym, aby set wyglądał bliżej tego, co pamiętamy z Touring The Angel, niż to, co było na Tour Of The Universe. Był to jeden z powodów ścięcia między nimi i kultywowania szorstkiej przyjaźni na scenie. Nie dam sobie nic uciąć, czy nie było również innych powodów, ale na pewno temat kształtu setu był punktem niezgody przed startem ostatniej części trasy. Koniec trasy po drugiej Europie też nie był wcześniej planowany i coś się musiało stać w obozie, że podjęto taką decyzję.
Po raz kolejny okazało się, że depeche MODE mają ambicje na bycie stadionowym graczem, niestety po raz kolejny scena mówiła co innego. Wyprawa z halową sceną na stadiony, to jedna z nielicznych słabości tej trasy. Niestety księgowy miał tym razem znowu więcej do powiedzenia od dyrektora kreatywnego.
Najsłabszym punktem koncertów dla mnie była wizualizacja do Precious [106] i pomysł z wysadzeniem szczeniaczka na koniec trasy powinien być znaczącą informacją dla zespołu i Antona, że poziom wytrzymałości na tego typu słodyczy doszedł już do kokardy.
W poprzednim wpisie obiecałem odnieść się do odwołania koncertu w Kijowie, co też czynię. Bardzo dobrze, że ten koncert odwołano, bo mało kto miałby ochotę bawić się w czasie żałoby, gdy parę km dalej krew jeszcze nie wyschła. I nie jest to moje zdanie, tylko ukraińskich fanów. Nie mniej zagranie koncertów w Rosji pozostawiło mnie z wrażeniem, że oto Ci, którzy walczyli o swoje zostali ukarani, a Ci co są agresorami zostali nagrodzeni. Wiem, że dM w politykę się nie bawi, wiem że zobowiązania, kasa i fani z Rosji czekający na przyjazd ulubionego zespołu. Nie mniej niesmak pozostał…. Zdecydowanie rozegrałbym to inaczej np. tak, jak w 2001 robiąc dodatkowy koncert w Niemczech, wraz z imprezą sponsora na zakończenie trasy. Nie ten czas i nie to miejsce.
I to są właściwie wszystkie uwagi i przemyślenia, jakie mam. Po za tym cały koncept płyty, singli, trasy, komunikacji dookoła były na bardzo wysokim poziomie. Może zabrakło 4 singla, ale teraz to już nie jest ważne. Cały przekaz był bardzo spójny i nawet zagrywka z brakiem tytułu, opowiadanie w czasie konferencji, jacy to są zarobieni gładko wpisuje się w cały koncept. Choć już w trakcie pierwszych wywiadów Dave się wysypał, że bardzo dobrze wszystko wiedzieli i mieli dokładnie poukładane.
W tym wpisie zająłem się setlistą dokładniej. Z poprzedniego wpisu wiemy, że 3 wersje setlisty łącznie stanowiły przeszło 60% wszystkich setlist granych na 3 nodze. To fajnie wygląda na papierze, ale chyba jednak ciekawsze jest to, czego nie było lub pojawiło się raz czy dwa.
Ktoś powie, że brakuje tu jeszcze jednego – Soothe My Soul [64], bo właściwie to jedno wykonanie w Berlinie 2014.11.27, to tak, jakby wcale go nie było. Nie mniej z formalnego punktu widzenia numer ten był grany i na 2 i na 3 nodze, więc się liczy. Zdaję sobie jednak sprawę, że nastawienie jest inne i dla wielu ten numer jakby nie był grany na 3 nodze, podobnie jak Goodbye [35]. Jak jeszcze nie znajdzie się na koncertowym wideo, to będzie spory fuck-up.
W porównaniu do poprzedniej trasy, gdzie na jesienno-zimowej nodze w Europie set nie tylko zmieniał skład osobowy, ale też tasował się w obrębie granych numerów, w 2013 i 2014 jesień i zima wyglądały jak sielanka. Czasami miałem wrażenie, że to nie sielanka, spokój, czy stabilizacja, ale wręcz demencja.
Największym zawirowaniem w porządku granych numerów była zamiana Policy Of Truth [101] z Should Be Higher [91]. Początkowo Policy Of Truth [101] było grane przed Should Be Higher [91] i pozostałymi zamiennikami. Czyli tak, jak na wiosenno-letniej trasie w Europie i jesiennej w Ameryce Północnej. Od koncertu w Dublinie 2013.11.09 nastąpiła zamiana i do końca trasy Policy Of Truth [101] kończyło pierwszą część setu Dave’a.
Gorący temat narzekań, czyli Home [57] właściwie zniknął na dobre pojawiając się jedynie na kilku koncertach u Martina. Być może dotarło do niego, że ludzie nie chcą już tego numeru na koncertach. Numer pojawił się jedynie 4 razy. Pytanie tylko, czy lekarstwo okazało się lepsze od choroby. Za to But Not Tonight [59], które początkowo było planowane jako wisienka na torcie ze względu na różne tonacje oryginału i głosu Martina, po ewolucji pod Gore’a stało się obok Shake The Disease [50] jednym z flagowych numerów trasy. Martin wśpiewywał się w ten numer w miarę upływu trasy i na 3 nodze But Not Tonight [59] obok Shake The Disease [50] miały się stać tym, czym One Caress i Dressed In Black na poprzedniej trasie. W moim odczuciu tak się nie stało, a przynajmniej nie w każdym przypadku. Dołożony na koniec trasy Blue Dress [13] nie do końca spełnił to założenie. Już nie będę wspominał, co by mogło być takim killerem, bo napompowany balonik z początku trasy skończył jako sflaczała… sami wiecie co. W każdym razie uczepienie się obranych wersji + geriatryczna maniera śpiewania skutecznie mnie zniechęciły do grzania się Gore’owymi numerami depeche MODE.
Świetnie rozegrany pomysł z tzw. Setem B na 3 części trasy podlegał ciągłym zwrotom. Najpierw z powodu rejestracji wideo koncertowego zespół wykonał jedynie Soothe My Soul [64] i Goodbye [35] – jedyne wykonania na 3 nodze, nie wymieniając przy tym żadnego numeru w secie Gore’a. Zabrakło też kawałków, które zwykle były grane drugiej nocy. Można to jeszcze wytłumaczyć było potrzebami produkcji video, niestety już kolejnych koncertów nie.
Po kolejnym wznowieniu trasy w styczniu 2014 drugiej nocy w Madrycie 2014.01.18 zgromadzona publiczność usłyszała jedyne wykonanie Stripped [1] na Delta Machine Tour. I to było ostatnie wykonanie Setu B na tej trasie. In Your Room [14] zastąpiło Policy Of Truth [101], a po raz ostatni wybrzmiało na tej trasie Home [57].
Z czasem Blue Dress [13] weszło, razem z In Your Room [14], na stałe do setu wypierając żelazne pozycje setlisty. Trasa co raz mniej przypominała promocję albumu, a co raz bardziej greatest hits tour.
I tak oto idea Setu B została uśmiercona przez twórców. Pamiętam z lat 90., jak czytałem relacje z trasy World Vioation Tour o tym, że zespół ma przygotowane różne sety oznaczone różnymi kolorami i dostosowuje je w zależności od potrzeb. Jak to było na prawdę wiecie dobrze. W 2013 i 2014 idea różnych setów została wcielona w życie najpełniej od początku istnienia tego zespołu i co? I na koniec mogliśmy już tylko patrzeć na powolną agonię tej idei.
Lista wykonów każdego kawałka na 3 nodze. (45 koncertów)
Welcome To My World Angel Walking In My Shoes Precious Heaven A Pain That I’m Used To A Question Of Time Enjoy The Silence Personal Jesus Halo Just Can’t Get Enough I Feel You Never Let Me Down Again Black Celebration Policy Of Truth Behind The Wheel Should Be Higher But Not Tonight Shake The Disease Slow The Child Inside Blue Dress In Your Room Judas Home Soothe My Soul Goodbye A Question Of Lust Somebody Condemnation Leave In Silence Stripped
Podział między obu Panów:
Zaśpiewane przez Dave’a: 21
Zaśpiewane przez Martin’a: 11
Podział ze względu na sposób wykonania:
Pełna elektronika: 21
Pseudo akustycznie: 11
_
Powinien pojawić się jeszcze jeden tekst podsumowujący 3 nogę Delta Machine Tour – finansowy. Jest jednak zbyt wcześnie na to. Dlatego póki co zatrzymuję się z podsumowaniem 3 nogi na tym tekście. Pora zabrać się za podsumowanie całej trasy.
Podsumowanie finansowe pojawi się pewnie łącznie, jako część podsumowania całej trasy.
No i stało się, trasa depeche MODE zakończyła się. Kolejna epoka zbliża się do swojego końca, jeszcze tylko epilog w postaci koncertowego wideo i pora zacząć się zastanawiać, co dalej. Na takie rozważania przyjdzie jeszcze czas. Również czas przyjdzie na podsumowanie całej trasy. Dziś, jak to było wcześniej, podsumuję na różne sposoby 3. nogę trasy lub jak kto woli 4 część promocji Delta Machine.
Powrót z trasy USA i Kanadzie poprzedziły dwie wiadomości:
Trzecia noga nie obfitowała w wielkie zawirowania, co było i korzyścią, ale też dawało poczucie stagnacji. Właściwie, to największymi wydarzeniami były – odwołanie koncertu w Lille 2013.11.17 z powodu awarii ogrzewania stadionu i w Kijowie 2014.02.26 z powodu sytuacji politycznej w tym kraju. Więcej o tym jeszcze napiszę w kolejnych wpisach.
Setlista zatrzymała się na zestawie o długości 20 utworów, co było spadkiem o jeden utwór w porównaniu do setlisty z 2 nogi. Nadal hołdowano zasadzie 2 setlist, choć w miarę zbliżania się trasy do końca ta zasada nie wiele przypominała odważne zmiany z maja, czy lipca 2013.
1. Setlista.
Ogółem w ramach setu A na 3 części zagrano 44 koncertów, włączając w to 19-utworowy występ a Abu-Dhabi 2013.11.03 i 21-utworowy występ w Berlinie 2013.11.27. Na trasie królował set 20-utworowy o bardzo dużej stabilności. W obrębie setu A możemy wyróżnić 16 wariacji setlisty, z czego 3 były najpopularniejsze:
Should Be Higher / The Child Inside / But Not Tonight / Behind The Wheel / Shake The Disease [7]
Should Be Higher / Slow / But Not Tonight / Behind The Wheel / Shake The Disease [15]
In Your Room / Slow / Blue Dress / Behind The Wheel / But Not Tonight [5] – w tym Łódź 2014.02.24
Pozostałe wariacje (w sumie połowa wszystkich występów) były grane nie więcej niż 1 lub 2 razy na całej trasie.
Policy Of Truth / Shake The Disease / Home / – / A Question Of Lust [1]
Policy Of Truth / The Child Inside / Shake The Disease / Behind The Wheel / Home [1]
Should Be Higher / Home / Judas / Behind The Wheel / Shake The Disease [1]
Should Be Higher / The Child Inside / But Not Tonight / Behind The Wheel / Condemnation [1]
Should Be Higher / The Child Inside / But Not Tonight / Behind The Wheel / Leave In Silence [1]
Should Be Higher / The Child Inside / Judas / Behind The Wheel / Shake The Disease [2]
Should Be Higher / The Child Inside / But Not Tonight / Soothe My Soul / Shake The Disease [1]
Should Be Higher / Blue Dress / Judas / Behind The Wheel / Shake The Disease [1]
Should Be Higher / Slow / Blue Dress / Behind The Wheel / But Not Tonight [2]
In Your Room / The Child Inside / Blue Dress / Behind The Wheel / Somebody [1]
In Your Room / Slow / But Not Tonight / Behind The Wheel / Shake The Disease [1]
In Your Room / Slow / Blue Dress / Behind The Wheel / Shake The Disease [2]
In Your Room / Slow / Blue Dress / Behind The Wheel / Judas [2]
Zaraz na początku trzeciej nogi doszło do małego przetasowania w setliście. Początkowo Policy Of Truth [101] było grane przed Should Be Higher [91] i pozostałymi zamiennikami. Czyli tak, jak na wiosenno-letniej trasie w Europie i jesiennej w Ameryce Północnej. Od koncertu w Dublinie 2013.11.09 nastąpiła zamiana i do końca trasy Policy Of Truth [101] kończyło pierwszą część setu Dave’a.
Świetnie rozegrany pomysł z tzw setem B na 3 części trasy podlegał ciągłym zwrotom i… degradacji. Do tego stopnia, że właściwie jestem w stanie wyróżnić tylko jeden z koncert, który można określić jako Set B. Inne podwójne koncerty to był Set A w różnych odsłonach. Choćby z powodu rejestracji wideo koncertowego zespół wykonał jedynie Soothe My Soul [58] i Goodbye [35] – jedyne wykonania na 3 nodze, nie wymieniając przy tym żadnego numeru w secie Gore’a. Zabrakło też kawałków, które zwykle były grane drugiej nocy np. Soft Touch/Raw Nerve [6], John The Revelator [4], czy World In My Eyes [5]. O Paryżu 2014.01.31 i Zurichu 2014.02.15 nie wspomnę.
Stripped / Should Be Higher / In Your Room / Judas / Home [1]
2. Rozkład po albumach.
Wszystkich zagranych numerów na tej części trasy było 32 z czego Dave zaśpiewał 21, a Martin wziął na warsztat 11. Taki sam podział był w ujęciu elektronika / plumkanie czyli 21 do 11.
Delta Machine [8]
Playing The Angel [2]
Ultra [1]
Songs Of Faith And Devotion [5]
Violator [5]
Music For The Masses [2]
Black Celebration [5]
The Singles 81>85 [1]
Some Great Reward [1]
A Broken Frame [1]
Speak & Spell [1]
Zabrakło choć jednego utworu z Construction Time Again, Exciter i Sounds Of The Universe.
3. Geografia
depeche MODE zawitało na tej nodze do 41 miast w 21 krajach dając 45 koncertów. Poniżej zestawienie koncertów po odwiedzanych krajach na 3 nodze:
Niemcy [9]
UK [6]
Francja [5]
Hiszpania / Włochy [3]
Szwecja / Rosja / Szwajcaria [2]
Pozostałe koncerty, w tym Polska [13]
To tyle, jeżeli chodzi o zestawienia robione z oddalenia, w następnym wpisie zajmę się grzebaniem i analizowaniem w setlistach 3 części trasy. A jest co robić…