Jaki był ten rok? Dziwny. Rok temu, kiedy pisałem podsumowanie 2015 było w sumie łatwo (patrząc z perspektywy czasu). Dziś, gdy strzepujemy konfetti po powitaniu 2017 przyszła pora podsumować 2016 i szeroko pojęty depeche MODE Universe.
Dobrze, że znaki na niebie i ziemi wskazują, że przyszłość przyniesie na nowo odkrytą przeszłość.
A to prowadzi nas do miejsca 3.
Miejsce 3.
The Video Singles Collection…
…bo o nim myślę. Publikacja musiała powstać, bo bez tego kolejnych kroków nie mogło by być. Wybrałem tę pozycję tylko dlatego, że jest zapowiedzią czegoś więcej w przyszłości. O tytule tym napisałem wiele i chyba nie jest to tytuł, który kogokolwiek zaskakuje. Za rok, gdy będę podsumowywał rok 2017 powinniśmy mieć już w rękach kolejna pozycję wydaną przez Legacy Rec. Gdyby miał to być jedynie pojedynczy wyskok, to nawet nie wspomniałbym o tym tytule.
Ulubiony prezent choinkowy wielu fanów depeche MODE jest tu tylko dlatego, że jest obietnicą i z tą obietnicą na przyszłość pozostawiam Was w niedosycie. To jest takie 3+ na zachętę.
Miejsce 2.
Konferencja prasowa.
Kolejne wydarzenie, które jest zapowiedzią przyszłości. Podobno tej dobrej. Mimo niedosytu, jaki zostawiła we mnie konfa, październikowe pojawienie się w Mediolanie było końcem wielkiej niewiadomej. Niewiadomej, którą byliśmy raczeni przez cały 2016. Mimo, że o płycie więcej dowiedzieliśmy się z wywiadów, niż z samej konfy, to jednak ona była tym punktem ogniskującym nasze umysły pewnego październikowego dnia 2016.
Miejsce 1.
101dM.pl / MODE2Joy.pl / dMUniverse.pl
Ponieważ jest to ranking bardzo subiektywny, więc teraz pojadę prywatą. Najważniejszym wydarzeniem dla mnie jako fana było to, że zdarzyła się taka historia, jak zmiana właściciela 101dM i dMUniverse. Obie strony dołączyły do MODE2Joy i razem stały się jednym z istotniejszych elementów mojego zaganianego życia. Dzięki temu na 101dM i MODE2Joy parę spraw wydarzyło się po raz pierwszy – Przejście na nową platformę blogową, pierwszy LiveBlog, Zespół pracujący przy stronach.
Dzięki wszystkim, którzy choć trochę przyczynili się do rozwoju strony – Lillian, dMGosia, MadaFaka, devotee, Więcor, Jari, ToM, a przede wszystkim dMMati, który oddając mi swoje serwisy jednocześnie wykazywał się anielską cierpliwością i bardzo mi pomagał w bezbolesnej przemianie 3 serwisów do postaci, jaką znacie teraz. Dziękuję i zapraszam po jeszcze…
_
Rok 2016 to była dla fanów depeche MODE taka przejściówka. W świecie technologii to bardzo modne ostatnio słowo. W motoryzacji znane od lat. Dla nas – fanów – również był to rok zgrzytania zębami i nerwowego oczekiwania na rok 2017, który właśnie skończyliśmy witać. To będzie bardzo ciekawy rok. Rok w którym zespół zawita do Polski, dowiemy się o kolejnej wizycie w naszym kraju, a przede wszystkiem usłyszymy kolejną porcję muzyki spod szyldu depeche MODE.
Ich produkcja zrobiła sporo szumu pomiędzy fanami depeche MODE w ostatnim czasie. Wszystko za sprawą banku brzmień Alana Wildera wykorzystywanego na trasach w latach 80-tych i 90-tych, plus ogromna dawka talentu i poświęcenia.
Pomyślałem, że warto będzie porozmawiać z kimś z ekipy Michigan na temat tego, co ich skłoniło, aby poświęcić swój czas i talent, aby wrócić do życia najlepsze aranże koncertowe z czasów świetności depeche MODE. Dlaczego? Jaki był powód, oraz czego możecie się jeszcze spodziewać. To wszystko i wiele więcej w moim wywiadzie z Jonasem Öbergiem…
Pojawiłeś się w umysłach ludzi niedawno za sprawą Twojej aktywności w serwisie SoundCloud i umieszczania tam (prawie) oryginalnych utworów z tras koncertowych zespołu w czasach, gdy Alan był w depeche MODE. Nie przychodzisz jednak z nikąd proszę przedstaw się.
Haha, tak, to jest zabawne, jak ludzie postrzegają moją twórczość. Cóż, nazywam się Jonas Öberg i mam 40+ lat. Jestem muzykiem, kompozytorem, wokalistą, producentem i czym tam jeszcze jest mi potrzebne dla mnie i mojego projektu muzycznego Michigan. Z Michigan nagrałem kilka płyt i kilka singli w przeszłości. Gramy muzykę elektroniczną i jest to naszą pasją. Minęło już co prawda parę lat od czasu jak wydaliśmy ostatni materiał, ale mam nadzieję, że nagramy kolejny materiał jeszcze w tym roku.
To nie jest pierwszy raz kiedy krążysz wokół twórczości depeche MODE odtwarzając i reinterpretując ją.
Nie, nie jest. Graliśmy już niektóre kawałki depeche MODE w przeszłości.
Muzyka jest bardzo żywą częścią Twojego życia. Masz muzyczne wykształcenie, czy jesteś samorodnym talentem muzycznym?
Jestem samorodkiem. Fakt muzyka była zawsze ważna dla mnie.
No dobrze, skupmy się na historii z brzmieniami z banku pamięci e-max’a. Jak znalazł się w Twoich rękach ten materiał? Po co Ci były one?
Cóż, znam się z kilkoma gośćmi w sieci, zdecydowaliśmy, że powinniśmy spróbować i kupić te banki na aukcji którą Alan zorganizował. No i tak, nabyliśmy jeden z dysków. Powodem, przynajmniej dla mnie, było to, że chciałem usłyszeć konkretne części / składowe każdego z kawałków, bez reszty materiału.
Kiedy narodził się pomysł, aby poskładać to wszystko razem?
Kiedy dostałem pliki.
Jak udało ci się z partiami gitary Martina Gore’a?
Nie ma ich wiele w utworach z lat 80. Kilka zsamplowałem, kilka stworzyłem samodzielnie.
Jak duży fragment jest Twoją kreacją w tych kawałkach? Samplowałeś studyjne nagrania, czy tworzyłeś na nowo brakujące brzmienia wykorzystując oryginalne ustawienia?
To jest mieszanka wszystkiego w zasadzie.
Jak wygląda Twój warsztat pracy – sprzęt i oprogramowanie?
Pracuję w Cubase 8, a przede wszystkim oprogramowanie Native Instruments, nawet kupiłem ich Komplete Kontrol. NI’s przejął kontrolę nad moim życiem, taki jest dobry…. hahaha. Po za tym używam masy innych rzeczy, Mam całą Arturia Library / Setup, oraz całą masę różnych wirtualnych instrumentów.
Zanim doszło do wywiadu wymieniliśmy się kilkoma emailami, gdzie napisałeś, że materiał nie jest kompletny. Czego brakowało, których partii? Jak wiele z tego co słyszymy w tych nagraniach to Twoja twórczość? Jaki jest stosunek oryginalnego i stworzonego przez Ciebie materiału (uśredniając)?
Większość ze słyszanych dźwięków pochodzi z katalogu depeche MODE, Musiałem poukładać wszystko jednak w taki sposób, który wcześniej wydawał mi się niemożliwy. Jest tam masę rzeczy dziejących się w tle w kawałkach depeche MODE. Każdy kawałek wymagał od 30 do 60 godzin nakładu pracy, aby tylko poukładać wszystko na właściwe miejsca, we właściwy sposób.
Czy używałeś podkładów (backingtapes) z World Violation Tour, które od lat krążą w świecie fanów depeche MODE?
Nie, nie używałem.
Zaskoczyło Cię coś podczas prac nad tym projektem?
Tak. Zauważyłem, jak mądrymi ludźmi są goście (Alan) pracujący nad produkcją. Szczególnie, jeżeli mówimy o ponownym wykorzystaniu brzmień od czasu do czasu. Dlatego myślę, a przynajmniej tak czuję, że każdy album ma swego rodzaju połączenie (łączność).
Czy skończyłeś wszystkie produkcje z plików Alana? Ile łącznie kawałków zrobiłeś lub masz zamiar zrobić?
Pliki Alana pomogły, ale tak po za tym było masę samplowania i pracy. Tak na prawdę to nie wiem. Chyba wyszło jakieś 75-80 kawałków.
Istnieje kilka kawałków depeche MODE, które depeche MODE grało na wielu trasach. Na każdej trasie te utwory były aranżowane inaczej np New Life na Construction Tour oraz Some Great Reward Tour, czy Everything Counts, które miały różne wersje w 87, 90 i 93. Czy możemy spodziewać się tych wersji od Ciebie?
haha …. Nie, nie możecie spodziewać się ich ode mnie. Mam inne projekty nad którymi pracuję, takie jak praca nad materiałem dla Michigan.
Podczas wielu tras depeche MODE przygotowywało kawałki do grania, których potem jednak nie grało jak I Want You Now w 87/88 lub Leave In Silence w 1993. Czy znalazłeś / pracowałeś nad którymś z nich?
Zrobiłem obydwa, zarówno I Want You Now i Leave in Silence. Nie słyszałem wersji z lat o których mówisz, pewnie nie wielu słyszało. Dlatego postanowiłem zrobić co mogłem z dźwiękami które miałem jako baza kawałków. Wyszły z tego wersje z 1994 i 1986 roku.
Znalazłem na Twoim profilu na SoundCloud kilka kawałków takich jak To Have To Hold, czy But Not Tonight, które nie były grane na żywo. Czy to są kawałki odzwierciedlające moje poprzednie pytanie, czy też to jest Twoja kreatywność i inicjatywa?
Byłem ciekawy w jaki sposób zespół tworzył główne partie dźwięków w But Not Tonight, do tego miałem swój pomysł jak powinny brzmieć dźwięki oryginału. But Not Tonight to jest mieszanka dźwięków z innych kawałków, głównie Black Celebration, później zmiksowana i przepuszczona przez kilka efektów.
Grałeś ze swoim projektem na żywo jako support oraz jako główna gwiazda, powiesz nam coś na ten temat.
Tak. To było kilka lat temu, zagraliśmy wiele koncertów w Niemczech w tamtym czasie. Byliśmy supportem De/Vision w czasie ich „Noob Tour”. Zagraliśmy kilka festiwali i kilka innych koncertów…
I podczas tej trasy byłeś również w Polsce. Jakieś wspomnienia, retrospekcje?
To było dziewięć lat temu… Czas leci… Nie mam jakiś szczególnych wspomnień, po za tym, że mieliśmy dużo świetnej zabawy.
Dziękuję za miłą rozmowę i dziękuję za Wasz wysiłek.
Theirs productions has done some buzz among fans of depeche MODE recently. All thanks to Alan’s bank of sounds used on tours by depeche MODE in 80’s and 90’s, plus huge dose of talent and dedication.
I found interesting to give some questions to man who spent his talent and time to bring back to life masterpiece of the band at it’s best times. Why, what was the reason and what can you expect next. All of this and more…
You have appeared in People’s minds recently because of your activity on SoundCloud and uploading (almost) original live tracks from tours when Alan was in the depeche MODE. But you did a lot in the past. Please introduce yourself.
Haha, yes, it’s funny how people are noticing the work I’ve done. Well, my name’s Jonas Öberg and I’m in my 40’s. Im a musician, songwriter, singer, producer whatever for myself and the electronic act Michigan. With Michigan I’ve record some albums and a couple of singles in the past. We play electronic music and are devoted to it. It’s been many years since we released a record, but hopefully we will record another one later this year.
It’s not your first activity around depeche mode revisiting, reinterpreting music of this band?
No it’s not. We’ve performed some DM tracks in the past.
Music is very vivid in your life did you get the directional education or you are self-made man?
I’m a self-made man. Music’s always been a big part of my life.
OK, let’s focus now on synths from max bank. How did you get this synths? What was the reason to get them?
Well, I got in contact with a couple of guys in the Internet, and we decided that we should try and buy the sounds from the actual auction that Alan hosted. And yes, we got one of the discs. The reason, at least for me, was that I wanted to hear the specific parts/sounds he used for his setup, without the rest of the track.
When the idea born in you to put together all bits and pieces?
When I got a hold of the samples I guess.
How did you managed with Martin Gore’s guitar parts?
There’s not a lot of them in the tracks from the 80’s, I’ve sampled some, and I’ve created some.
How big is your input in the tracks. Did you sampled the studio tracks, or created tunes using original setups?
It’s a mix between everything basically.
What is your hardware and software workshop?
I’m working in Cubase 8, with mainly Native Instruments softwares, even bought their Komplete Control. NI’s has taken control of my life, it’s so good….hahaha. Then I use a lot of other stuff, I’ve got the whole Arturia library/setup, and a bunch of other software synths.
Before we start this interview we exchanged few emails and you said that songs weren’t complete. What was missing, which parts? How much of you is in these tracks? What is the ratio of original and created by you (average)?
Most of the actual sounds are of course directly from DM’s catalogue. But, I’ve put them together in a way that I never thought was possible at first. There are a lot of things going on in the background in a DM track. So, every track has got some 30-60 hours of work, just to put the right sound in the right place.
Did you use World Violation Tour backing tapes which are circulating around the depeche universe since years?
No, I didn’t.
Did something amazed you during your work on this project?
Yes it did. I noticed how clever the guys (Alan) were in terms of how to reuse a sound from time to time. That´s why I guess, that at least I, felt that every album has some kind of connection to each other.
Did you finished all productions from Alan’s files? How many in total tracks did you made or going to make?
Alan’s files did help, then again a lot of sampling and some own creativity. Don’t know really, I’ve made some 75-80 tracks during the years.
There are some songs which depeche MODE played in several tours. On every tour these songs were played differently like New Life on Construction Tour and on Some Great Reward Tour, or Everything Counts which had different arrangements in 87, 90 and 93. Can we expect all of them from you?
haha…. No, you can’t expect that from me. I have other projects that I’m working on, such as writing new material for Michigan.
I’ve done both I Want You Now, and Leave in Silence. But I haven’t heard the version of the years you mentioned, guess not many have. So I decided to do whatever I could with the sounds I have for the tracks and it turned out to be versions from 1994 and 1986.
I found on your profile songs like To Have To Hold or But Not Tonight, which weren’t played live. Are these songs reflects to my previous question or is it only your creativity and initiative to prepare these songs?
I got curious on how they created the „lead sound” for But Not Tonight, and I had my idea on how to actually make it sound like the original. It’s a mix between already existing sounds from other tracks on mostly Black Celebration, then mixed down and put thru some effects.
You are playing with your project live as support and as headliner tell us something about it.
Yes I did. It was a couple of years ago now, but we toured a lot in Germany back then. We were support act for De/Vision on their „Noob-tour”, we´ve played some festivals and some other gigs.
And during this tour you did visit Poland. Any memories, flashbacks?
It was nine years ago…Time flies…… No, memories really, besides that we had a lot of fun.
Thank you for the nice interview and thank you for your effort.
Niedawno miałem okazję dołożyć swoją cegiełkę do opowiadania o fanowaniu maści różnej. Robiłem za dyżurnego depesza. W audycji „Piątek, piąteczek, piątunio” 15.01 pojawiłem się w drugiej godzinie programu.
Nie będę Was zamęczał słuchaniem całej audycji, choć Ci z Was, co chcą mogą jak najbardziej… Tu i Tu. Mniej wytrwałych i o słabszych nerach zapraszam na profil MODE2Joy na YouTube, gdzie zamieściłem obszerne fragmenty w kwestii najbardziej palącej fanów z miast i miasteczek. Całość okrasiłem zdjęciami z licznych imprez depeche MODE na przestrzeni lat.
Audycja z 15.01, a wywiadowała Magłosia Smoczyńska.
Nie jest to pierwsza moja wizyta w Czwórce, czy w mediach w charakterze dyżurnego fana. W 2013 bywało się również:
…a dokładnie od prawie 2 lat. Tak nie przywidziało Wam się. Pisząc te słowa mam pełną świadomość tego co napisałem i co wydarzyło się w 1995. Każdy kto chce może sobie wyszukać oficjalne oświadczenie twórcy Recoil z tamtego czasu… Tyle tylko, że to tylko część prawdy.
Kto czyta mojego bloga, ten wie, że kiedyś napisałem zdanie o tym, że tak na prawdę Alan nigdy nie odszedł z depeche MODE, jedynie zaprzestał działalności koncertowej i nagrywania w studio z pozostałą trójką.
Mając na myśli, to co napisałem powyżej oczywiście miałem na myśli firmę depeche MODE ltd, która była zinstytucjonalizowaną formą działalności w zespole o tej samej nazwie. Po odejściu Alana, reszta zespołu założyła nową firmę – Venusnote ltd, przez którą zespół pilnuje swoich spraw dla twórczości po roku 1996.
Alan nadal figurował w papierach spółki depeche MODE ltd jako jeden z 4 dyrektorów posiadając 25% udziałów w przedsiębiorstwie. I tu się nóż otwiera na myśl, że on i Obszerny mają takie same udziały… Każdy z nich ma takie samo prawo głosu, każdy otrzymuje tyle samo kasy. Za co, ja się pytam?…
Do 2010 roku panowie praktycznie ze sobą nie gadali. Wszystko zmieniło się po występie w RAH. Nagle Alan zaczął być cieplej wspominany, jego remix pojawił się na składance w 2011, a drugi był w drodze. Wszystko się ponownie popsuło pod koniec 2011 roku, kiedy to Alan, aby zaspokoić pazerność potrzeby swojej Ex musiał się wyprzedać ogłaszając aukcję pamiątek i rzeczy zbędnych z czasów swojej bytności w zespole. Panowie mieli mu to bardzo za złe, że to zrobił, a nie zgłosił się ze swoim majdanem w pierwszej kolejności do nich. Podobno największe pretensje miał Martin. Tylko, że jak Andy Franks zrobił podobną wyprzedaż rok później, to nie było nawet mruknięcia. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to pogodzenie się w 2010 nie było wszystkim na rękę i Alan robiąc aukcję dał świetny pretekst do powrotu do starego układu sił i interesów.
Historia z rozwodem i jego następstwami miała jeszcze jeden przykry efekt. Stopniowe wycofywanie się Alana z życia muzycznego jako takiego. W 2009 roku pozamykał wszystkie biznesy, jakie prowadził z Hepizbah. Po zakończonej trasie podsumowującej dotychczasową karierę wszyscy mieli nadzieje, że to tylko wydawnictwo jakich wiele na półkach sklepowych. Tym czasem trudno nie odnieść wrażenia, że Alan wydając Selected po prostu odwiesił na kołek projekt Recoil i sprawy muzyczne.
Moja osobista teoria jest taka, że to milczenie może potrwać do czasu usamodzielnienia się ostatniego narybku Alana, albo i na zawsze. Ale to tylko takie moje gdybanie.
Nie wiem jak wielu z Was przeczytało wpisy Alana na jego nowym blogu. Są aż dwa i wszystkie dotyczą jego ulubionego zespołu Queens Park Renegers (QPR). Pierwszy powstał 17 kwietnia 2014. Nie jest to data przypadkowa. Do tej pory nie miałem namacalnych dowodów. Alan też nie był skory do wylewności i od pewnego czasu zaczął się co raz bardziej odcinać od udzielania wywiadów fanom oraz aktywności medialnej. Próby nakłonienia do rozmowy kończyły się stanowczym „Nie jestem zainteresowany.”
W kwietniu 2014, oprócz startu bloga Alana wydarzyło się coś jeszcze. Z początkiem kwietnia 2014 Alan faktycznie przestał być jednym ze współzarządzających spółką depeche MODE ltd. W dokumentach firmy do tego momentu figurowało 4 dyrektorów zarządzających spółką z ograniczoną odpowiedzialnością o nazwie – depeche MODE. Fakt ten usankcjonowano 9 lipca 2014. Od tej daty zarządzających spółką jest już tylko 3. Natomiast Alan jest nadal jednym z akcjonariuszy. Przypadek? Nie sądzę…
Jak jest różnica? Pokrótce można powiedzieć, że przestał On się zajmować (został pozbawiony wypływu) sprawami operacyjnymi spółki. Np. nie podejmuje już decyzji o losach katalogu muzycznego z czasów swojej bytności w zespole. Stał się jedynie pasywnym akcjonariuszem z 25% udziałów dzięki którym dostaje co roku dywidendę bez prawa głosu w spółce. Żeby to zrozumieć, to gdyby dziś zapadła decyzja o wydaniu zremasterowanych wersji płyt, to Alan decyzyjnie nie miałby nic do powiedzenia w tym temacie. Mógłby co najwyżej wypowiedzieć się na filmie dokumentalnym (jeśli zostałby zaproszony) i to tyle w tym temacie. Aaaaa no i na koniec przytulić monetę oczywiście. Cała decyzyjność jest w rękach pozostałej trójki. To oni mogą zrobić z katalogiem z lat 1983 – 1993 co chcą.
Z punktu nas fanów Alanowi pozostał już tylko jedna, ostatnia baza. Sprzedaż praw do swojej części. Może go do tego zmusić albo życie, albo tak się wk..wi na pozostałą trójkę, że nie będzie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Póki co uważam, że do tego nie dojdzie. Pisząc artykuł o niewydanym koncercie z 1986 dostałem od Alana komentarz, że tego typu rejestracje są polisą emerytalną dla niego, reszty zespołu i rodziny. Póki fani kupują nagrania, firmy chcą wykorzystywać kawałki w grach, reklamach itp, to nie ma tematu. Nie mniej tak po ludzku smutno, że człowiek, który ma złote uszy i odpowiada za brzmienie najważniejszej części katalogu depeche MODE jeszcze nigdy nie był tak daleko od swojego najważniejszego zespołu w historii.
Pamiętam tylko, z relacji ludzi związanych z nim, że w tamtym czasie nastrój Alana był fatalny. Dziś po części wiadomo już dlaczego. Spółka nadal przynosi dochód wystarczający na spokojne życie w Anglii, choć nie takie, jak osiągają jego byli koledzy z zespołu. Za dobry piniądz z tego jest nadal, żeby zwinąć interes i przestać nagrywać i koncertować. Niedługo napiszę o tym więcej, bo każda trasa, to konkretne pieniądze i mam bardzo ciekawe opracowania w tym temacie.
Jakiś czas temu Dave pociągnął łacha o rozpadzie zespołu. Chwilę potem fanów zelektryzowała inna wiadomość. Oto wieloletni sidemani mają dołączyć do zespołu już na etapie nagrywania płyty. Pojawiły się nawet spekulacje, że mieliby się stać pełnoprawnymi członkami zespołu.
Tak na dobrą sprawę co Petera i Christiana różni od pozostałych Panów z zespołu. Biorą udział w sesjach nagraniowych, występują w teledyskach, grają koncerty. Co prawda nie przypominam sobie, żeby występowali w sesjach zdjęciowych, albo udzielali wywiadów w imieniu depeche MODE, ale to może ja coś przeoczyłem. Przez te 19 lat wspólnego grania właściwie zrobili wszystko, żeby zastąpić Alana.
Znajoma kiedyś napisała pewną myśl, która ciągnie się za mną przez wiele lat (przytaczam z pamięci). Jak to jest, że jeden został zastąpiony przez dwóch, aby trzech mogło grać jak czterech w piątkę. Zapewne spekulacje będą trwać aż do momentu, kiedy książeczka od nowej płyty wpadnie w ręce fanów. Dlaczego książeczka?
Bo tam od 1997 roku napisana jest pewna sentencja: „Venusnote Ltd, under exclusive licence to [nazwa_wytwórni]” To zdanie wyjaśni, czy depeche MODE to jeszcze trójka, czy już piątka. Jeżeli w tym zdaniu pojawi się nowa nikomu nieznana firma, to możemy być pewni, że stało się.
W 2013 napisałem tekst pt. „depeche MODE sp. z o.o.”, w którym wyłuszczałem (nie sam), jak wygląda zaplecze biznesowe 3 Panów z Basildon. Zapewniam Was, że sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana i liczba firm jakie mają lub mieli Andy, Dave i Martin jest powalająca. Jeżeli dodamy do tego jeszcze firmy w których Panowie zasiadają, a ich właścicielami są współpracownicy depeche MODE – np J. Kessler, to sytuacja wygląda na jeszcze bardziej zamotaną. Odsyłam do tamtego tekstu, bo pomoże Wam zrozumieć co napisałem poniżej.
Firmy, jakie prowadzą członkowie depeche MODE (byli i obecni) oparte są na prawie brytyjskim, choć Dave i Martin posiadają również firmy w USA odnoszące się do ich indywidualnych biznesów, jako kompozytorów i właścicieli praw autorskich do solowych utworów. Od czasu odejścia Alana z depeche MODE wszelkie przepływy finansowe odbywają się poprzez firmy dwojakiego rodzaju. Od 1996 jest Venusnote ltd, gdzie wpływa cała kasa po opłaceniu wszelkich kosztów na czysto i tym dzielą się Panowie miedzy sobą. Na czas nagrywania i tras koncertowych powstają spółki komandytowe, w ramach których rozliczane są wszelkie koszty i dochody z tytułu koncertów, koszulek, sponsoringu, technicznych na trasach, kosztów studia itp. Po zakończeniu trasy następuje rozliczenie i przelew na konto macierzystej firmy. Następnie spółka zostaje zamknięta. Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się kiedy zaczęła się i skończyła np. era Playing The Angel, czy Delta Machine, to w pewnym sensie można to bardzo łatwo określić. To jest data założenia i zamknięcia spółki komandytowej (Limited Liability Partnership – LLP). Np spółka powołana do obsłużenia Delta Machine – Fruity Generation LLP jest zgłoszona do zamknięcia i pewnie 31.03.2016 zostanie zamknięta. W wielu krajach jest to data zamknięcia roku fiskalnego dla firm.
Po tej dacie może zostać zawiązana nowa spółka, która zacznie obsługiwać projekt nowej płyty i trasy. Moment zawiązania takiej spółki będzie oficjalnym momentem startu projektu nowej płyty i trasy. Jeżeli tylko to uda mi się ustalić, to szybko się o tym dowiecie.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale ostatnie projekty płytowo – koncertowe kończą się zawsze przed 31.03. Nie wiem, czy to ma coś do rzeczy, ale nie zdziwiło by mnie za bardzo, gdyby się okazało, że i w przypadku koncertowania więcej do powiedzenia ma księgowy, niż ktokolwiek inny… niestety.
Piszę to wszystko, aby Wam uzmysłowić, że dopóki Peter i Christian nie wejdą do spółki z pozostałą trójką, to między bajki można włożyć wszelkie historie o tym, czy są członkami depeche MODE. Do czasu jak był Alan w zespole wszelkie rozliczenia między czwórką odbywały się przez spółkę depeche MODE ltd. Po jego odejściu została zawiązana nowa – czyli Venusnote ltd. Tak samo będzie w tym przypadku. Mogą robić wszystkie cuda świata, grać w teledyskach, nagrywać w studio, występować w TV, a nawet udzielać wywiadów, to i tak bez stania się członkami jakiejś spółki z LTD na końcu nie ma mowy o takim fakcie. Panowie byli, są i będą jedynie najemnikami.
To tyle, jeżeli chodzi o formalne kwestie i rozważanie, czy dM to jeszcze trójka, czy już piątka. O wiele gorzej dzieje się na linii Alan i pozostali członkowie zespołu. O tym w kolejnych tekstach.
Na bezrybiu i rak ryba… tak pokrótce można opisać podsumowanie roku 2015. Co prawda coś się dzieje, coś się dzieje… 😉 ale o tym albo jeszcze nie wiemy, albo nie znamy doniosłości tych faktów. Póki co wybór z tego, co było w depeszowskim świecie jest taki sobie.
Zastanawiając się co wybrać z Depeche Extended Universe ciężko jest wybrać coś, co pozwoliło by powiedzieć, że to jest ten walec, który rozwalił system w naszym świecie. Każdy z poniższych wyborów ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.
Na pewno nie wybrałem pseudo trasy Andy Fletchera, który kolejnym wyjazdem zjada już własny ogon, a znając przebieg poprzednich występów od zaplecza można je przyrównać jedynie do stania za sterami niektórych miszczów laptopa na zlotach.
Nie wybrałem również 25 rocznicy Violatora, głównie z powodu tego, że wytwórnia zawiodła. Nie zespół, a wytwórnia. Takie akcje, jak wydawanie kolejnych odświeżonych, wzbogaconych i rozbudowanych edycji z okazji kolejnej rocznicy to domena speców od marketingu i sprzedaży.
W myśl zasady „Shout up and take my money” oczekiwałem, że pojawi się okolicznościowy film, nowa wersja płyty, specjalne obchody, promocje, akcje w mediach. Niestety… Gdyby nie fani i ich liczne projekty, to temat jednej z najważniejszych płyt zamykających lata 80. i wyznaczających wejście na salony kluby muzyczne muzyki elektronicznej w latach 90. zostałby praktycznie nie zauważony. Gdyby nie dziennikarze siedzący głęboko w temacie również nie było by po tym śladu w mediach.
W tym roku mamy kolejne rocznice – 35 lat Speak & Spell, 30 lat Black Celebration, 15 lat Exciter i jestem dziwnie spokojny, że nie zobaczymy nic, kompletnie nic w tym temacie… no chyba, że fani się znowu zbiorą w sobie… Wybrałem trzy inne pozycje.
Miejsce 3.
Debiutancka płyta projektu MG
Przyznam się, że jest to kompletnie nie moja zatoka fascynacji elektroniką Martina i zdecydowanie wolę jego zamiłowanie do zabaw starą elektroniką uzewnętrznioną na 3 ostatnich płytach depeche MODE, niż to, co prezentuje na tej płycie.
Nie mniej należy docenić to, że się chłopakowi chce… nadal. Mogę tego nie lubić, ale mimo wszystko doceniam zaangażowanie i potrzebę tworzenia, bo to oznacza, że ma coś jeszcze światu do powiedzenia. Pytanie tylko, czy świat na to czeka…
Miejsce 2.
Marsheaux
Znowu nie do końca moje tematy muzycznie (choć bardziej, niż projekt MG), nie mniej jeżeli podchodzimy do tego tematu bez żyły na czole i napięcia rodem z toalety, to cały pomysł ma swoją urodę i nieznośną lekkość bytu.
Rozmawiając z dziewczynami przed ich koncertem w Warszawie dało się odczuć, że nie jest to coś na serio, ale rodzaj odskoczni od regularnej twórczości obu Pań. Patrząc na ten album, jak na wykwit twórczości coverbandu otrzymujemy efekt więcej niż zadawalający. Duży szacun za to, że Paniom się chciało spędzić czas i wydać pieniądze na pracę w studio.
Pojawiły się gdzieś określenia pokroju, że to najlepsze covery depeche MODE ever. Pewnie dyskutowałbym w jednym, czy w drugim przypadku, ale jako całość – pomysł na muzykę, pomysł na oprawę graficzną, sesję okładkową i zaangażowanie – projekt ten dostaje wysokie noty nie tylko za technikę ale i za styl. Nie jestem zwolennikiem nagrywania całych albumów na nowo, jak to robią zespoły którym nie podoba się własna twórczość z przed lat, ale muzycznie nowe podejście Marsheaux sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy gdyby depeche MODE wydało w 1982 ten album właśnie w takim brzmieniu, to czy nadal byłby to najgorszy album depeche MODE w historii. Aż boję się zastanawiać, co by było gdyby Marsheaux wzięło się za Some Great Reward, jak to rozważały na starcie.
Mnie osobiście urzekło wydanie wersji extended – formatu zapomnianego w naszych czasach – który w latach 80. był znakiem rozpoznawczym takich zespołów, jak depeche MODE. Szczerze polecam słuchanie tego projektu właśnie w tej wersji… jest wiele do odkrycia.
Właściwie tylko jedna sprawa jest rysą na szkle – czerwcowy koncert w Progresji. Jeden z niewielu występów promujących ten album przez Marsheaux, niestety z taśmy, niestety udawane grania przed ludźmi, którzy przyszli usłyszeć The Sun & The Rainfall na żywo (i to dwa razy), dostali i muzykę i wokal odpalany z laptopa… Ja osobiście czekam nadal na The Sun & The Rainfall na żywo, tak jak nadal czekam na Things You Said live… może przed 50. się doczekam 😉
Na koncertach właściwie istniał tylko Dave, to on kreował całe widowisko, to on był tym, który skupiał uwagę publiczności. Pomogli w tym fani, którzy przyszli właściwie dla niego, a nie Soulsavers. Jestem ciekaw jak wielu fanów Soulsavers było na koncercie, którzy przyszli dla tego projektu, a nie dla Dave’a, jak wielu z was zna poprzednie płyty z przed The Light The Dead Sea. Ciekaw jestem, jak wielu z was słuchało najnowszej płyty Soulsavers – Kubrick, która wyszła już po wydaniu Angels & Ghosts. Ci co lubią pierwszą produkcję Dave’a i Rich’a to znajdą wiele wspólnych i ciekawych klimatów. Ci co nie lubią, albo są nie są fanami Soulsavers, a są fanami Dave’a, niech nie sięgają, bo nie znajdą tam nic.
Nawet jeżeli intencja była inna, to cały projekt Angels & Ghosts zaistniał, wypromował się tylko dzięki Dave’owi. W wywiadach istniał tylko temat Dave’a jego osobowości i… depeche MODE.
Muzycznie mam mieszane uczucia, bo muzyka nie do końca jest tym, co mnie kręci. Wolę twórczość Dave’a z drugiej płyty. Koncert muzycznie również nie był zachwycający, bardzo niezgrany zespół był jedynie dopełnieniem, a nie pełnoprawnym uczestnikiem wydarzenia. Każdy muzyk skupiony na tym, aby słyszeć tylko siebie robił wszystko jedynie, aby zagrać swoje.
Do tego zmasakrowane bisy dopełniły reszty. Właściwie osłodą dla fana depeche MODE może być jedynie Condemnation (oczywiście jeżeli lubisz ten numer). Sam nie jestem fanem tego kawałka, ale jeżeli już bym miał wybierać, to chciałbym go słyszeć na koncertach w takiej właśnie wersji. Na pewno nie chciałbym usłyszeć Walking in My Shoes. Jedna wielka pomyłka od początku.
Kończąc już moje wywody dlaczego jest to dla mnie numer 1. 2015 roku musiał bym jeszcze napisać dokładnie to samo, co w przypadku Martina. Cały ostatni akapit.
To nie był łatwy wybór. Jest jednak nadzieja, że 2016 i 2017 przyniosą więcej. Podobno jest na co czekać. Podobno się w zespole pozmieniało, podobno ma być na nowo… (będzie o tym w kolejnym wpisie). W każdym razie mniej wypadków pokroju pseudo djskiej trasy Fletch’a, więcej radości z nowego depeche MODE i niech MODE on the ROAD będzie z Wami… bo wiedzcie, że coś się dzieje, coś się dzieje…
Obejrzałem po roku wideo z Berlina i mimo, że byłem na tym koncercie, to znowu oglądałem ten koncert, jakbym pierwszy raz na oczy widział ten występ… dosłownie. Jak się coś zadzieje, to potem się mówi, że kiedyś będziemy się z tego śmiać… dziś się śmieję, ale w 2013 wyjazdy do Berlina na Delta Machine Tour mogłyby się przerodzić w trwały uraz… A tak ahoy przygodo!!!!
Zapis 2 nocy w Berlinie był depechowym hitem prezentów pod choinkę w ub sezonie (dla tych, co nie nabyli w dniu premiery). Niektórzy z Was pewnie wspominają jeszcze czasem minioną trasę, choć wspomnienia pewnie ustępują już oczekiwaniu na kolejne nieśmiało zapowiadane projekty Dave’a & Co.
Z jednej strony widziałem ten spektakl na żywo parę razy… w każdym razie dużo. Z drugiej strony ten konkretny występ można powiedzieć, że obejrzałem i usłyszałem po raz pierwszy w kinie (oczywiście wiem, że jest to miks 26 i 27.11, ale nawet gdyby był to zapis jedynie 27.11 (na którym byłem), to nadal jakbym to widział pierwszy raz).
I nie, nie chodzi mi o to, że na zapisie wideo nad wyraz mocno poprawiono audio. W moim wspomnieniu było dokładnie odwrotnie pod względem przyjemności słuchania muzyki koncert z 27.11 był jednym z najgorszych koncertów depeche MODE, na jakim byłem. Dla mnie ten koncert będzie zapamiętany jednak po innym względem…
W czasie swojego fanowania bywałem już w hotelach, pod hotelami, gdzie spał zespół, bywałem na tych samych imprezach, o autografach, piątkach, staniu na tej samej scenie, dotykania tych samych instrumentów, co zespół nie wspomnę. To już za mną. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko bycia na scenie i za sceną w czasie koncertu. Oczywiście byli i są ode mnie lepsi, ale co chciałem, to już mam i nie grzeje mnie to teraz. Choć nikt nie pobije mojego kumpla, który miał okazję trzymać się za swoje przyrodzenie razem z Davem… eeee, po prostu lał z Davem w jednym klopie w tym samym czasie, wymienili zdawkowe 'Hi’, bo jak tu wtedy poprosić o autograf?, na czym?, gdy każdy ma mokre i zajęte ręce 😀
W każdym razie podczas drugiego koncertu w Berlinie (27.11) spełniło się jedno z niezrealizowanych marzeń mych… Choć pewnie nie tak, jak każdy z Was sobie by to wyobrażał. 🙂 Ale od początku…
Zanim koncert się zaczął nastawiłem swoje sprzęty i cierpliwie czekałem aż zespół zacznie koncert… po kilku minutach miałem serdecznie dosyć. Tak fatalnego odbioru dawno nie miałem. Niestety stara zasada, że pod scenę idzie się koncert oglądać, a na tył żeby słuchać miała tu pełne zastosowanie. Niestety tak, to jest jak własne priorytety przegrywają z priorytetami reszty. Moim prio było nagranie koncertu, a reszty zobaczenie widowiska z bliska i dać się nagrać Antkowi i ekipie na wydeło… Im się udało, a mnie nie… 🙂
Cały bass i stopę miałem na klacie, a środki i wysokie lądowały gdzieś za mną i dopiero na powrocie wracało to do mych uszu….Na prawdę byłem bliski wyłączenia sprzętu i zajęcia się zabawą… no cóż… zrobiłem inaczej i dalej stałem jak słup w bezruchu aż do Soothe My Soul [58], kiedy to słusznej postury niemiecka Gretchen natarła na mnie przebijając się przeze mnie niczym jakiś Jurgen z młodzieżowej reprezentacji kobiet w zapasach z NRD. Zamachnęła się i wykonała wyrzut jakiego nie powstydziłyby się rasowy kulomiot. Barchany wylądowały na wybiegu. Ta nagła akcja zmusiła mnie to panicznej zmiany postawy i łapania balansu, co potem miało brzemienne skutki…
Koncert trwał w najlepsze, gdy wybrzmiały pierwsze takty Enjoy The Silence [106]. Gdzieś w połowie numeru zaczęło się robić dosyć dziwnie w naszej części hali. Nagle Niunias krzyknął do mnie Martini – sp…aj!!! Przytomności mi zostało na tyle, że ruszyłem w głąb tłumu chowając sprzęt po kieszeni. Kiedy miałem już schowany sprzęt zatrzymałem się i zaczekałem na goniących mnie ochroniarzy. Przygwożdżony do barierki trybun czekałem na rozwój wypadków. Enjoy The Silence [106] trwało, a ja byłem prowadzony na zaplecze hali. W koło kłębiła się ekipa szykująca się do składania sceny, a na tyły zaplecza wjeżdżały vany używane przez zespół do kursów po mieście.
Zostałem poproszony o wydanie sprzętu na którym nagrywałem. Publika darła się w sufit – „Goooooooreeeee” – ja w tym czasie uczyłem ochraniaczy jak się obsługuje profesjonalny sprzęt audio, bo bez szkolenia nie byli w stanie usunąć dokonanego zapisu, no i zastanawiałem się co ze mną będzie. Po skasowaniu nagrania czekałem na dalszy przebieg wypadków. Chwila konsultacji, poprosili mnie o oddanie biletu, po czym zostałem wyprowadzony z hali ze słowami, że koncert się dla mnie już skończył.
Ruszyłem wzdłuż hali i tak doszedłem do… wejścia… niewiele myśląc pokazałem ochroniarzowi opaskę na ręce jaką dostałem przy wbiegnięciu do fanzonu i tak o to pod koniec Shake The Disease[50] byłem ponownie w hali… Stanąłem gdzieś przy barierkach trybun na końcu hali i zacząłem odpisywać na liczne esy, które pojawiły się na mym telefonie. Cierpliwie tłumaczyłem, że nic mi nie jest, na gorąco relacjonowałem zaistniałą sytuację, a na koniec zająłem się oglądaniem reszty koncertu…
Tak oto na koncercie w Berlinie panowie z ochrony załatwili mi darmowe zwiedzanie zaplecza w czasie występu mojej ulubionej kapeli, a sama późniejsza, fatalnie wydana produkcja Antona była dla mnie nie tylko odkryciem audio, ale i wideo… Dzięki Panowie!!! I to było by na tyle z tej opowieści, gdyby nie… one more thing… jak powiadał klasyk.
Mała niespodzianka, może ktoś z Was chciałby usłyszeć jak brzmi Enjoy The Silence [106] w mikrofonem w majtach, to zapraszam do odsłuchu.
Być może komuś, przypadkiem nasunie się pytanie ale jak? gdzie? jak to możliwe? No cóż… To był ten raz, gdy pozornie błaha i spontaniczna decyzja z przed paru dni ma ważne skutki potem (taki efekt motyla)… na parę dni przed wyjazdem na koncert do Hannoveru 2013.11.23 nabyłem nowy sprzęt, ale nie to było istotne. Istotne było to, że nie będąc pewien nowego sprzętu zabrałem ze sobą, na wszelki wypadek, również ten, który sprawdzał się na wcześniejszych koncertach. No to skoro mam dwa sprzęty, to może warto zrobić test porównawczy. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Zacząłem nagrywać na obydwu na raz.
Pamiętacie jak powiedziałem, że pewna niemiecka fanka zmusiła mnie do łapania równowagi. Wtedy najprawdopodobniej ujawniłem się, że sprzęt mi pracuje. Gdzieś mignęła komuś z ochrony czerwona dioda nagrywania. Potem dowiedziałem się, że na hali był włączony monitoring. Zostałem zauważony i tak się to skończyło…
Po dekonspiracji celem moim było uratowanie choć jednego z nagrań. Ucieczka mi była potrzebna po to, aby zdobyć potrzebny czas na ukrycie gratów. Nie bawiłem się w wyłączanie, tylko ukryłem w kieszeni jeden z klocków. Jak to na koncercie cały dobytek miałem na sobie, kurtka, bluza z kapturem, sporo było tego i było gdzie ukrywać i czym maskować. Wiedziałem też, że Panów z ochrony interesuje nagranie, więc nie bawiłem się w ściemę i od razu oddałem im sprzęt. Chcąc uratować jedno nagranie wiedziałem, że muszę poświęcić drugie. Dzięki temu ochroniarze rzucili się na oddany sprzęt nie robiąc mi rewizji w majtach, a przez ten czas nadal pracujący sprzęt znacząco wypychał mi spodnie. W nagraniu z czasem słychać co raz wyraźniej pewne brzęki. Otóż w kieszeni w której był schowany pracujący klocek były również jednostki, które mi brzęczały i stukały o siatkową osłonę mikrofonu. Praktycznie do póki nie obszedłem hali dookoła i nie zdecydowałem się na wyłączenie sprzętu jednostki stanowił dodatkowy efekt nagrania. Później, gdy wróciłem do hali nie zdecydowałem się również na ponowne odpalenie nagrywania, może to adrenalina, a może nadmiar emocji i obawa o utratę dotychczasowego nagrania.
W ten sposób powstało pierwsze nagranie z konfiskaty sprzętu na koncercie i dokumentacja tego, co się dzieje z delikwentem po zaliczeniu wycieczki na zaplecze. To by było na tyle wspomnień z minionej trasy… a w oczekiwaniu na kolejną… w 2017?
Wydanie coveralbumu depeche MODE przez Marsheaux na początku tego roku sprawiło wiele radości, miłego zaskoczenia, a nawet lekkiego zamętu. Wiele mieliśmy tzw tribute-albumów na przestrzeni lat. Przez pewien czas był ich tak duży wysyp, że stawało się to szkodliwe gastrycznie. Wiele tego typu projektów miało usta pełne frazesów o oddawaniu hołdu najważniejszemu zespołowi elektronicznemu w historii…
Prawda była jednak z goła inna. Właściciele wytwórni i twórcy zwietrzyli łatwy piniądz do przytulenia. Przecież „ciemni fani to kupią”, że sparafrazuję klasyka. Początkowo tak było… Specyficzną kategorią były tzw. wyścigi narodów typu Polish / Greek / German / Russian Tribute To depeche MODE.
Wydawnictwo Marsheaux jest o tyle intrygujące, że niewiele zespołów porywa się na nagranie własnej wersji całego albumu. Tak samo, jak niewiele zespołów gra całe albumy ciurkiem, szczególnie po latach. Jeżeli dodamy do tego fakt, że dwie greczynki porwały się na album, którego depeche MODE – delikatnie pisząc – nie ceni, to efekt budzi zdecydowanie więcej zainteresowania na wejściu, niż uniesienie brwi.
Album został przyjęty bardzo ciepło przez fanów. W wielu forumowych recenzjach pojawiły się określenia typu – najlepsze covery depeche MODE ever. Słuchając i czytając rozmowy fanów ciężko było nie dostrzec tęsknoty za tym, co boli wielu fanów w stosunku do współczesnego depeche MODE. Brak linii melodycznych, granie na żywo wczesnych utworów innych, niż Just Can’t Get Enough i Photographic. Świeże spojrzenie na klasyki inne, niż tysiące remixów wydawane pod szyldem zespołu, które można rozpoznać jedynie po opisie na okładce, a jednocześnie szacunek dla dorobku.
Ciekawy tego wszystkiego, kim są autorki zamieszania, jak się odnajdują w całej tej sytuacji, co zmienił w ich życiu ten album i co zaprezentują 20 czerwca w Warszawie uciąłem sobie krótką pogawędkę z dziewczynami na chwilę przed przylotem do Polski. Efekt tej rozmowy poniżej. Zapraszam do lektury i komentowania…
Macie już na swoim koncie kilka wydawnictw i nie jesteście nowicjuszkami. Dlaczego zdecydowałyście się na nagranie albumu z przeróbkami depeche MODE?
Chciałyśmy wydać ten album i oferować fanom w czasie naszych koncertów. Potem pomyślałyśmy, że może jednak warto przepracować temat i przepuścić dystrybucję przez naszą wytwórnię. W końcu materiał świetnie się sprawdza. Słuchacze wydaje się, że lubią nagranie bardzo i opinie są więcej niż pozytywne. Decyzja o nagraniu całego albumu A Broken Frame podyktowana również tym, że jest to jeden z najbardziej niedocenianych albumów depeche MODE. Obie bardzo go lubimy i finalny rezultat był w owym czasie na prawdę dobry. Chciałyśmy to docenić.
A tak to prawda. Zespół zapomniał o tym albumie bardzo szybko. Dlaczego uważacie, że A Broken Frame jest niedocenione, albo inaczej, dlaczego uważacie, że ludzie powinni doceniać ten album bardziej?
depeche MODE od początku chciało zedrzeć z siebie etykietkę New Romantics. Oni nigdy nie utożsamiali z tym nurtem, ale właśnie A Broken Frame jest na wskroś nowormoantyczne. Leave In Silence jest najlepszym kawałkiem noworomantycznym kiedykolwiek napisanym. Są tacy, co powiedzą, że tym numerem jest Fade to Grey (Visage) lub To Cut A Long Story Short (Spandau Ballet), albo nawet Planet Earth (Duran Duran) są ikonami tego stylu. My jednak uważamy, że Leave In Silence jest w ścisłej czołówce..
depeche MODE od lat uważa, że A Broken Frame jest pełen młodzieńczej naiwności. W 1982 musieli okrzepnąć po odejściu Vince’a. Poszukiwali swojego brzmienia i wizerunku. Album zrobili w 4 miesiące, a Martin musiał stać się liderem, coś co było bardzo trudne dla niego.
Innym powodem niedocenienia tej płyty jest fakt, że wielu fanów depeche MODE poznało ten album dużo później od wydania, przeważnie gdzieś w okolicach Music For The Masses i później. Dlatego kopiąc w przeszłości i natrafiając na Speak And Spell i A Broken Frame mogą wydawać im się jako słabe na tle późniejszych produkcji.
To nie są Wasze pierwsze covery depeche MODE. Wcześniej nagrałyście interpretację New Life. Macie jeszcze jakieś plany na nagranie kolejnych coverów depeche MODE?
Myślimy, że z nagraniem A Broken Frame wypełniliśmy limit na depeche MODE. Nie chcemy zostać uznane, że robimy coś pod publiczkę i robić przeróbki depeche MODE na wieki. Nagrałyśmy New Life w 2004 na potrzeby greckiego tribiutu dla depeche MODE, a teraz A Broken Frame. Uwielbiamy nagrywać covery, ale teraz po wydaniu tego z depeche MODE musimy na chwilę przystopować. Może coś zrobimy na własne potrzeby, w czasie pracy w studio :-).
No własnie dlaczego wzięłyście się za wczesny okres twórczości depeche MODE? Zespół i większość publiczności docenia mroczniejszy i „bardziej ambitny” okres po 1986.
Uwielbiamy wszystkie ich albumy. Nawet Exciter ma swój urok. Wybrałyśmy jednak A Broken Frame. Zastanawiałyśmy się nad A Broken Frame i Some Great Reward. Wybrałyśmy ten pierwszy ponieważ w naszym mniemaniu był to faktyczny początek depeche MODE. Jest pewna naiwność w tym albumie podszyta mrocznym romantyzmem. Jest zbyt wiele diamentów na tej płycie jak np. Sun And The Rainfall, Nothing To Fear, My Secret Garden i Leave In Silence. Odkryłyśmy, że obie lubimy ten album, więc decyzja o nagraniu była oczywista.
Heh, a zdajecie sobie sprawę jak zachłanni są fani depeche MODE? Powiedziałaś, że myślałyście o Some Great Reward. W Internetach można było przeczytać, że Wasza produkcja to najlepsze przeróbki depeche MODE ever. Nie zdziwię się, gdy ludzie zaczną Was namawiać, abyście zrobiły kolejne covery na koncerty albo do pobrania. Sam jestem bardzo zainteresowany takim projektem… no może z wyjątkiem… Somebody & Blasphemous Rumours 😉
Nie sądzę, żebyśmy już nagrały kolejny cover-album depeche MODE. Nie chcemy, aby na końcu ludzie zaszufladkowali nas jako coverband. Uważamy, że to co najlepsze do odkrycia przez ludzi, to nasza własna muzyka. A Broken Frame traktujemy jako projekt poboczny. Zrodził się jako ciekawy pomysł, a skończył się wspaniałym wynikiem. Jesteśmy z niego dumne i niech tak już zostanie. Zaczęłyśmy już prace nad nowym materiałem na kolejną płytę.
Kiedy pracowałyście nad tym albumem, jakie było Wasze podejście? Chciałyście utrzymać stary klimat na nowym sprzęcie, czy punktem wyjścia była biała kartka papieru? Jak pracuje się nad takim projektem? Czy trudno jest nagrać już nagrane, kiedy coverów tej płyty nie ma wcale tak wiele, a muzyka na żywo istnieje właściwie tylko w wersji, jaką widział ją Martin i reszta.
Traktowałyśmy tę płytę jakbyśmy nagrywały oryginalną muzykę, od muzyki po okładkę. Chciałyśmy odcisnąć na niej kobiecy pierwiastek, traktowałyśmy ten album, jako nasze dziecko. Oryginał był dla nas punktem odniesienia, ale dodaliśmy wiele współczesnego feelingu. To wcale nie było takie proste zrobić ten album od podstaw. Spędziłyśmy wspaniały czas w studio. To był bardzo kreatywny czas w naszym życiu i jesteśmy z tego dumne.
Podoba mi się stwierdzenie „kobiecy pierwiastek”, to jest to, co czułem słuchając tej płyty od samego początku. Wystarczy porównać jak inne jest New Life od A Broken Frame. Różnica jedynie 10 lat, to A Broken Frame pokazuje postęp i ewolucję Waszego gustu i spojrzenia na muzykę.
Dokładnie. New Life zostało nagrane jako kopia oryginału z kobiecym wokalem. Nie miałyśmy wiedzy i sprzętu w tamtym czasie, jaki mamy teraz. Przy A Broken Frame poszłyśmy inną drogą przy każdym utworze. The Meaning Of Love i A Photograph of You ewoluował w coś zupełnie nowego, a przy See You dodałyśmy szczyptę brzmienia Primal Scream.
Zgadzamy się, że A Broken Frame pokazuje nasz postęp. Nasz gust i wizja tworzonej muzyki zmienia się z roku na rok. Mamy swoje standardy w naszym brzmieniu ale zawsze chcemy poprawiać i ulepszać to co tworzymy.
Zostawmy na chwilę muzykę. Wasza i dM okładka nawiązują do siebie również w warstwie wizualnej. Całkiem niedawno odkryłem na nowo prace Brian’a Griffin’a, człowieka, który pozostawał przez długie lata w cieniu prac Anton’a Corbijn’a w oczach fanów. Jaki był Wasz pomysł, aby nawiązać do fotografii z A Broken Frame z 1982? Prace Griffin’a to arcydzieło. Wg mnie Wasze zdjęcia są jednym z tych punktów, które sprawiły, że nie przeszedłem do porządku dziennego nad Waszą produkcją.
Brian Griffin to wspaniały fotograf. Tworzył wspaniałe okładki. Szczególnie okładki Echo And The Bunnymen, depeche MODE i Wang Chung to dzieła sztuki. Oryginalna okładka A Broken Frame była najlepszą w latach 80. Nawet magazyn LIFE zrobił okładkę ze zdjęciem z tej płyty. Chcieliśmy nawiązać do estetyki oryginalnej okładki, ale z klimatem śródziemnomorskim. Możesz odczytywać naszą okładkę, jako kontynuację oryginalnej okładki.
To jest również pierwsza okładka na której pojawiamy się. Kiedy zaczynałyśmy przygodę z zespołem uzgodniłyśmy z wytwórnią Undo Records, że nie pojawimy się na żadnym materiale foto i wideo. Najważniejsza dla nas jest muzyka, ale przez lata uzmysłowiłyśmy sobie, że wizerunek zespołu też ma znaczenie.
Jak przygotujecie się do koncertów? Przeglądacie na nowo przed każdym koncertem poprzednie setlisty i dyskografię, czy gracie jeden ustalony set na trasie?
Coś w tym rodzaju… na każdym koncercie gramy inny set. Mamy stałą listę naszych hitów takich jak Dream Of A Disco, Summer, Inhale i Breakthrough, a następnie dobieramy do tej listy kawałki które uważamy, że ludziom przypadną do gustu, ze wszystkich naszych albumów. Computer Love jest np. utworem, który słuchacze lubią bardzo. Ludzie lubią również, gdy gramy covery takich utworów, jak Promise i Pure. Szczególnie w UK ludzie oczekują, że będzie w secie Pure.
Jaka muzyka kręci Was po za depeche MODE, jakie style, klimaty?
Uwielbiamy starą scenę elektroniczną – John Foxx, DAF, The Human League, OMD, Gary Numan, ale kręcą nas również inne style i nurty. Był czas, że bardzo dużo słuchałyśmy Tori Amos i Kate Bush . Zdarzył się też czas, kiedy bardzo dużo słuchałyśmy EBM – Front 242, Nitzer Ebb, Casandra Complex czy Neon Judgement.
Lubimy bardzo dużo nowych projektów np. FFS – czyli kolaboracji Franz Ferdinand i Sparks. Jesteśmy ogromnymi fankami Sparks.
Muszę powiedzieć o tym mojemu kumplowi, który jest wielkim fanem Sparks. Czy to zespół z którym chciałyście zagrać na jednej scenie?
Szczerze, to bardzo podoba się nam pomysł projektu, w którym wziął udział Franz Ferdinand i trochę zazdrościmy, że to oni wpadli pierwsi na ten pomysł 🙂 Sparks to jeden z najbardziej inteligentnych zespołów na świecie. Ich teksty są genialne. Sparksi są jeszcze bardziej niedocenianym zespołem (niż depeche MODE – przypis MODE2Joy). Mieli wpływ na twórczość tak wielu zespołów i artystów na świecie, ale nigdy nie dostąpili uznania na jakie zasługują.
To prawda. A skoro już mówimy o występach na scenie, to jakim sprzętem posługujecie się na koncertach? Używacie klawiszy z lat 80., czy ich emulacji software’owych?
Od samego początku gramy na dwóch Micro Korgach. Używamy ich również w studio. To są nasze skarby. Na prawdę potężne syntezatory w małej formie. Chłopaki stojący za nami używają różnych kontrolerów, ale nie powiem Ci co to jest, bo za każdym razem przynoszą coś nowego. Chciałybyśmy używać któreś z naszych studyjnych analogowych syntezatorów np. Korg MS 20, czy Korg Mono/Poly or Korg PolySix, ale musimy być elastyczne na trasie.
Kiedy przeczytałem listę sprzętu, który macie na stanie. Moje oczy szeroko się otwarły, a uśmiech zagościł na mym licu. Gdybyście dodały do tej listy jeszcze Yamahę DX-7, Rolanda TR-808, czy Korg DW 8000 to powstałby bardzo reprezentatywny przekrój przez portfolio klasyki sprzętów lat 80. Kolekcjonujecie stare klawisze, czy traktujecie je zadaniowo i podchodzicie do tematu użytkowo. Faceci lubią kolekcjonować zabawki, a kobiety?
Kupujemy analogowe klawisze, ale nie kolekcjonujemy ich. Kolekcjoner kupuje rzeczy dla samej chęci posiadania. Nie kupiłybyśmy TR 808, żeby leżał w gablocie. Uwielbiamy nasze sprzęty, wykorzystujemy je i traktujemy bardzo ostro. 🙂 Chcemy, żeby były częścią naszego muzycznego życia. Nasz kolejny zakup, to Roland Jupiter 8 (jeśli znajdziemy go w odpowiedniej dla nas cenie).
Czy to Wasza pierwsza wizyta w Polsce?
Tak, to jest nasz pierwszy przyjazd do Polski. Chcemy spróbować waszego jedzenia… Tradycyjnego.
Spróbujcie na początek pierogi i bigos. 🙂Jakieś oczekiwania z Waszej strony do fanów, którzy przybędą?
Nigdy nie mamy oczekiwań. Cieszymy się każdym koncertem, który gramy. To będzie pierwszy raz, kiedy zaprezentujemy A Broken Frame na żywo. Co prawda grałyśmy kilka utworów na imprezie promującej wydanie A Broken Frame w lutym w Atenach, ale w Warszawie zagramy prawie wszystkie utwory z A Broken Frame.
Zostajecie na aftershowparty? Jakieś muzyczne życzenia? Co chciałybyście usłyszeć i do czego potańczyć?
Pewnie, że zostajemy na aftershowparty. Uwielbiamy wtapiać się w tłum. Jesteśmy pewne, że muzyka będzie wspaniała i spędzimy cudownie ten czas.
A Broken Frame by Marsheaux is so intriguing that only few bands tried to record their own vision of others album. Only pretty little bands plays entire albums in a raw, especially after so many years. If we add to this the fact that two Greek women covered the album which is – gently writing – underrated by depeche MODE, final effect raises far more interest, than a raised eyebrow only.
Marsheaux latest production was received very warm by the fans. In many forum reviews appeared as the best depeche MODE covers ever. Listening to the fan talks and reviews I heard same story everywhere – discussions about contemporary depeche MODE, luck of melodic lines, playing early works other than Just Can’t Get Enough and Photographic. How fans are missing fresh look on the classics by the band, other than thousands of remixes issued under the name of the band, which can be identified only after the description on the cover, without respect for the acquit.
Curious of it all, who are the authors of that buzz. How they find themselves in this situationas, what has changed in their lives latest album and what Laidies will present on June 20th in Warsaw. I got few chats with Marsheaux before arrival to Poland. Feel free to read and comment the effect below…
You have some music recorded over the years and you are not newcommers, why did you decide to record the cover album?
We wanted to release it and sell it during our concerts. Then we thought that would be better if we proper release it through our record company. Finally it worked out really well. People seem to enjoy it a lot and the feedback we got was superb. We decided to cover the entire A Broken Frame because its their most underrated album. We both like it very much and we think the result is really good. We respected it a lot.
Yes, that’s true. Band forgot this album very fast. Why do you think A Broken Frame is that underrated. Or why do you think people should treat this album better?
depeche MODE wanted from the beginning to throw away the label of the New Romantics off them. They never liked the term New Romantics. But A Broken Frame is a deep new romantic album. Leave In Silence is the best new romantic track that ever written. Some will say that Fade to Grey (Visage) or To Cut A Long Story Short (Spandau Ballet) or even Planet Earth (Duran Duran) are the best, but we think that Leave In Silence is on Top.
depeche MODE still thinks that A Broken Frame is a naive album. In 1982 they were looking to stand on their feets after Vince’s departure. They were looking to find their sound and image. They did the album within 4 months and Martin had to be the leader, something that was really difficult for him.
Also another reason is that the majority of the depeche MODE fans discovered them after Music For The Masses. So when they digged into their previous albums they found Speak And Spell and A Broken Frame as the most weak of them.
It’s not your first depeche MODE covers. Earlier you had New Life interpretation. Do you have plans to record some new covers of dM?
We think that with A Broken Frame we are over with depeche MODE. We don’t want people to say that we do it on purpose and cover depeche MODE all the time. We did New Life back in 2004 for the greek depeche MODE tribute and now A Broken Frame. We like doing covers a lot but now after depeche MODE we think we must stop for a while. Maybe will do but for our ears only, when we have fun in the studio ☺.
Why that early period of depeche MODE’s career? Band and most of the public appreciates and underline darker and „mode ambitious” period after 1986.
We love all their albums. Even in Exciter there is a charm. But we chose A Broken Frame. We were between A Broken Frame and Some Great Reward. We chose this as we really think that this is the actual beginning for depeche MODE. There is a naive but strong dark romanticism inside it. There are too many diamonds inside like the Sun And The Rainfall, Nothing To Fear, My Secret Garden and Leave In Silence. We discovered that we both love this album very much so we decided immediately to cover it.
You know how „greedy” depeche MODE fans are. You have said that you thought about Some Great Reward. I read some voices over Internet, that you produced best depeche MODE covers ever. So people will push you to do another cover to hear it live or as download. I’m pretty interested in to hear such a project… maybe except Somebody & Blasphemous Rumors 😉
We don’t think that we’re going to do any other depeche MODE covers. We don’t want in the end people to say that we are a cover band. We think that we have our own great songs for people to discover. A Broken Frame was an one off project. It started really great and finished even better. We are really proud of it and we want it to stay as is. We have started working on our new songs for our forthcoming album.
When you worked on that cover album, did you try to bring the old climate in modern look, or did you start from the scrapbook? How did you work on such concept? Is it hard to re-do the music, when covers of this album are not common, and this music lives only as Martin & Co created.
We wanted to have the original concept to our project, from the cover to the music. We wanted to give our feminine touch to it, we treated it like it was our little baby. We had the original as a reference but we added a contemporary feeling on it. It wasn’t hard to make the music from the beginning. We really enjoyed it in the studio, It was a really creative period of our lives and we love it.
I like what you said about „feminine touch” this is what I felt from the beginning. How New Life is different from your covers of A Broken Frame? Although it was done 10 yrs ago, for me A Broken Frame shows your progress and evaluation of your taste & your vision in music.
Exactly. New Life was almost the same as the original with female vocals. We didn’t have the knowledge and the equipment back then, that we have now. With A Broken Frame we went to a different approching to all tracks. The Meaning Of Love and A Photograph of You turned to a totally different tracks and we added a Primal Scream feeling to See You. We agree that A Broken Frame shows our progress. Our taste and vision in music change year by year. We have some standards in our sound but we always want to improve it.
Let’s leave for a while music. dM’s & yours A Broken Frame are corresponding on visual level too. During recent times I rediscovered visual approach of Brian Griffin, who was hidden behind Anton Corbijns’ works. How did you tryed to play with his keyvisuals of A Broken Frame from 1982? Griffins’ cover photo is masterpiece. IMHO your visuals are one of the points which decided me not to go over your production.
Brian Griffin is a superb photographer. He managed to do great covers. Especially the Echo And The Bunnymen, depeche MODE and Wang Chung covers are state of art. The Original A Broken Frame was the best cover in the 80s. Even Life magazine did a cover with the A Broken Frame artwork. We wanted to make a same approch with the aesthetic of A Broken Frame cover. We gave a mediteranean feeling to it. You can consider it as the continue of the original artwork.
This is our first cover that we appear on it. When we started the band we have agreed with Undo Records not to do any promo shootings or any videos. The important thing was the music but through the years we realised that the image of the band is important as well.
How do you prepare for a concert? Do you review each time the set and discography, or prepare a set for a set of gigs?
Something like that… In each concert we play different songs. We have the list with our hits like Dream Of A Disco, Summer, Inhale and Breakthrough, and then we choose songs that we think that people will like them from all our albums. Computer Love is a song that people like it a lot, people also like when we play cover versions like the Promise and Pure. Especially in UK people demand Pure.
What drives you apart depeche MODE, what kind of music, styles, climates?
We like the old electronic scene like John Foxx, DAF, The Human League, OMD, Gary Numan but we like different styles as well. There was a period that we listened only Tori Amos and Kate Bush for example or other period we listened a lot of electronic body music like Front 242, Nitzer Ebb, Casandra Complex or Neon Judgement.
We like a lot of new staff like the FFS collaboration of Franz Ferdinand and Sparks. We are huge fans of Sparks.
I have to tell this to my friend who is big fan of Sparks 🙂 Is this band who you’d like to play on same stage?
Actually we’d love to do something like what Franz Ferdinand did but they did it first 🙂 Sparks are the most clever band in the world. Their lyrics are genius. Even Sparks are really underated. They have influenced so many bands and artists but never got the credit they deserve.
That’s True. Talking ’bout live acts. What gears do you use on stage? Do you (try to) use same keyboards as in early 80’s or is it an emulation, soft synth’s etc?
We have from the beginning our 2 Micro Korgs. We also use them a lot in the studio. They are our little babies on stage, really impressive synths. The guys behind us use some controllers but can’t say much because every time they bring something different. We’d love to use some of our studio analogue gear like Korg MS-20 or Korg Mono/Poly or Korg PolySix but we want to be flexible when we travel with our equipment.
When I read a list what you use in your band my eyes opened wide. If you would add Yamaha DX-7, Roland TR-808 or Korg DW 8000 you would have pretty wide & representative portfolio of 80’s gears. Do you like to collect old synth’s or just use and when it’s done you look for a new tools. Men like to collect toys, how is with you ladies?
We buy analogue synth but we don’t collect them. A collector buy things just to have them. He wouldn’t buy a TR 808 and leave it in a box for years. We love to live with our gear. We use them, and treat them hard 🙂 We want them to be a part of our music life. Our next buy will be the Roland Jupiter 8 (if we find one in a reasonable price).
Is it your first visit in Poland?
Yes it is our first visit in Poland. We want to taste your food… Traditional food.
Try pierogi and bigos first. 🙂 Any expectations from your side to the attenders?
We never have any expectations. We enjoy every live we’re doing. People like us as well. This will be the first live that we are going to present the A Broken Frame. We did it in Athens on February in a party about the album release, but we’ll play more songs from A Broken Frame in Poland.
Will you stay for the aftershow party? Any musical requests to the dj’s? What would you like to hear & dance to?
Yes of course we’ll stay at the after show party. We love messing around with people. We are sure that the music will be fantastic and that we’ll have great time.
25 lat temu album ten wywołał radość z komercyjnego sukcesu, jedną z większych konsternacji i zaskoczenie z obranego kierunku w naszej subkulturze, porównywalną jedynie z informacją o tym, że Dave ma długie pióra, a kolejna płyta będzie „rockowa”. Płyta która dziś jest kanonem kiedyś była powodem do ścigania młodych fanów jako wyznacznik obciachu. Album wydany w jednym z ważniejszych okresów dla historii muzyki popularnej na świecie.
Wydanie Violatora można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Trochę napisałem o albumie parę lat temu przy okazji wpisu o tym, jak depeche MODE się skończyło… ile razy i dla kogo, więc tak bardzo do rozterek ówczesnych fanów nie będę wracał. Wystarczy tylko zaznaczyć, że ówcześnie pochwalenie się sympatią do depeche MODE z powodu tego albumu mogło oznaczać oklep. Będę w tym tekście krążył wokół tego motywu, ale trochę od innej strony. Może to pozwoli zrozumieć dlaczego wtedy reagowano na ten album alergicznie w subkulturze i dlaczego w mainstreamie album odniósł sukces, a jednocześnie dlaczego obecnie jest to ikona nie tylko depeche MODE, a muzyki pop w szczególności. Jako, że ten blog głównie skupia się na aspektach koncertowych działalności muzycznej depeche MODE, wobec czego w kolejnych wpisach celebrując 25 lecie Violator temu zagadnieniu poświęcę osobny tekst, bo również jest o czym…
Końcówka lat 80. To przejście do głównego nurtu twórców i producentów muzyki znamienitej grupy ludzi, którzy początkowo tworzyli podziemie djeskie m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji i USA. To Ci ludzie opisując swoje inspiracje muzyczne przedstawiali depeche MODE, jako tych, którzy kształtowali ich gusta muzyczne na alternatywnej scenie muzyki elektronicznej. Ta całkiem liczna grupa przyszłych producentów, remikserów, djów tworzyła zupełnie nową generację. Ludzie Ci nie tworzyli jednej zwartej grupy. Pochodzili z różnych zakątków, tworzyli bardzo różną muzykę. Mieli jedną cechę wspólną chcieli odejść od zaszufladkowania muzyki w gettach styli i gatunków.
O depeche MODE mówi się, że przez całe lata 80. należał do grona jednego z najbardziej innowacyjnych zespołów muzycznych i w wielu momentach wyprzedzał swoje czasy. Przez to był nierozumiany przez manistream w Anglii. Co innego działo się na kontynencie, oraz od drugiej połowy lat 80. również w Ameryce. Angielskie media tego nie rozumiały za grosz, za to ludzie odpowiedzialni za produkcję zwiastowali przyszłą rewolucję w muzyce popularnej.
Wynikała ona z kilku czynników. Z jednej strony praca u boku depeche MODE pozwalała obcować ze sprzętem, który był bardzo czesto na tyle drogi, że nabywcami były wytwórnie płytowe lub ich właściciele. Przez długie lata masa muzyki, jaką słyszymy na płytach depeche MODE powstawała m.in. dzięki temu, że Daniel Miller udostępniał chłopakom swój sprzęt i wiedzę. I w końcu ponieważ depeche MODE tworzyło swoje brzmienia samodzielnie, nie korzystając z gotowych banków brzmień, dzięki temu każdy album to była oddzielna, nowa podróż również z technicznego i technologicznego punktu widzenia. W pewnym momencie dla depeche MODE był to rodzaj obsesji, a dla każdego profesjonalisty rodzaj zawodowego wyzwania.
Z drugiej strony ludzie z otoczenia depeche MODE, tacy jak François Kevorkian byli urzeczywistnieniem nowej fali producentów, którzy pracowali równocześnie dla kapel elektronicznych i rockowych. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Zbiegło się to z nadchodzącą rewolucją i postępującą dostępnością sprzętu, który dekadę temu był jeszcze zbyt drogi (Fairlight) lub po prostu nie istniał. np. samplery (choć samplowano już w latach 40.). To też był czas kiedy sprzęt muzyczny zmieniał swoją postać – z potężnych kloców i szaf przybierał co raz mniejsze postacie, by stracić swoją fizyczną postać w kierunku oprogramowania. Najważniejszym instrumentem w studio stawała się, początkowo, stacja robocza oparta na Amidze, a potem na Mac.
Nowa generacja ludzi, nowy sprzęt, nowe idee, ta mieszanka potrzebowała swojego ujścia i znalazła je w postaci odejścia od sztywnego trzymania się styli w muzyce pop i rock. Jak grzyby po deszczu zaczęły kiełkować nowe projekty oparte np. na mieszance hip-hopu, funky i metalu (patrz Red Hot Chilli Peppers, Faith No More) lub też zespoły rockowe wprowadzały do swoich brzmień elektronikę, która towarzyszyła muzyce nie jako partia klawiszowa, ale wypełniała utwory w postaci teł, loopów i sampli przez cały utwór. A muzycy z różnych scen zaczęli eksperymentować ze stylami zupełnie odległymi od siebie. To tylko kilka przykładów tej zmiany, a było tego więcej… To właśnie w nowej dekadzie – l. 90. – mieszania wszystkiego ze wszystkim – muzycznie depeche MODE i U2 nigdy nie byli sobie tak bliscy, jak między rokiem 1990, a 1997. Po części za sprawą jednego człowieka:
1987 – Joshua Tree – Flood – Inżynier dzwięku
1990 – Violator – Flood – Producent
1992 – Achtung Baby – Flood – Producent
1993 – Songs Of Faith And Devotion – Flood – Producent
1993 – Zooropa – Flood – Producent
1997 – POP – Flood – Producent
Oczywiście po drodze były produkcje dla innych – NIN, Nitzer Ebb, Nick Cave, itd.
Co do samego U2 nie jest tajemnicą, że Bono i Eadge byli pod bardzo dużym wrażeniem Violator, gdy nagrywali Achtung Baby, a w przypadku Enjoy The Silence Bono był nawet zły, że to nie oni nagrali taki numer. Podobnie było z duetem Pet Shop Boys, który nagrywając swoją płytę Behaviour bardzo dużo słuchał Violator’a. Z drugiej strony Flood zapytany w 1992 o brzmienie właśnie nagrywanego Songs Of Faith And Devotion – stwierdził, że depeche MODE nagrywa Achtung Baby 2.
Klasyczne trzymanie się muzycznych gatunków było w odwrocie, a depeche MODE było na czele tej zmiany. Odejście od ścisłego trzymania się utartego szlaku, jakim był styl muzyczny danego zespołu, spowodowało zmiany również w podejściu do konsumpcji muzyki. Tak ważna kiedyś identyfikacja subkulturowa przestawała wystarczać. Odbiorcy muzyki słuchając nowych nagrań zaczęli odkrywać, że nie trzeba być metalem, żeby słuchać Metallicy (patrz Czarny Album), czy grając ciężkiego rocka można powoływać się na inspiracje depeche MODE. To już nie była śmiertelna zbrodnia dla twórców. Problem był pośród zagorzałych fanów, którzy nie byli przygotowani na tego typu zmiany, stąd nagły wybuch słuchaczy Violator, którzy nie mieli problemów, żeby obok na półce stała płyta New Kids On The Block razem z Metallicą, budził zrozumiały gniew i oburzenie tych najbardziej zaangażowanych.
Album, który był jednym z pierwszych redefiniujących wykorzystanie np. gitary w elektronice był okrzykiwany jako komercha i sprzedanie się depeche MODE. To jest pewien paradoks tego albumu, bo z jednej strony jest to kanon całego konceptu bycia depechem – obraz, wygląd, ikonografia (np róża, logo), cała otoczka i klimat. A z drugiej strony zawarta w albumie muzyka, otwierająca się na brzmienia rodem z muzyki country, czy bluesa.
Violator był albumem zwiastującym te zmiany w muzyce elektronicznej, pop i rock. To właśnie po raz pierwszy tak szeroko depeche MODE zastosowało gitarę, jako instrument główny w swoim utworze, a nie jako loop odpalany z klawisza, czy instrument wspierający, efektowy na koncertach (patrz Construction Tour i Music For The Masses Tour). Po raz pierwszy w swojej twórczości zespół wykorzystał również perkusję, która wymagała już odgrywania jako osobna sekcja na koncertach w Clean i Personal Jesus. Potem poszli jeszcze dalej, czego efektem jest zatrudnienie Eignera na pełny etat (ale to inna historia). Te wszystkie zmiany nie dały jednego – uznania w oczach krytyki. depeche MODE mogło stawać na uszach, ale i tak to zespoły przychodzące po nich dostawaly etykietkę innowatorów i prekursorów np. Moby robiąc dokładnie to samo co dM.
Nie mniej efektem wydania Violator, było wejście depeche MODE z poziomu czołowego zespołu alternatywnych stacji radiowych i list przebojów, do radiostacji grających TOP40 i szału na ulicach. Wydawało się, że odpowiedzią na to powinna być gigantyczna w przekazie trasa koncertowa pokroju Zoo TV Tour. Tak się jednak nie stało. Album niósł w sobie potencjał wydania właściwie każdego utworu na singlu, miał zadatki, aby stać się nośnikiem wieloletniej trasy koncertowej i potencjał zarobienia wielu milionów $$$. Stało się jednak inaczej, ale o tym w kolejnym odcinku już o samej trasie koncertowej gdzieś w okolicach Maja.
Łamiąca wiadomość: To już pewne. Najnowsze wydawnictwo depeche MODE pojawi się w piątek. Co prawda nie wiem jeszcze który, ale piąty dzień tygodnia jest już zaklepany.
Skąd to wiem? Ano jest taka organizacja, która się nazywa IFPI i ona tak zdecydowała. Mówcie, że nie słyszeliście o takiej organizacji? Nie szkodzi… w skład tej organizacji wchodzą największe światowe wytwórnie fonograficzne. Łącznie 63 wytwórnie, oraz tacy potentaci jaki iTunes i Spotify.
Organizacja ta doszła do wniosku, że nie może być dowolności i nadmiernej swobody w terminach wydawania płyt na świecie, oraz że inne dni tygodnia nie są wystarczająco godne. Jedynie piątek jest wystarczająco Premium i Exclusive.
Jak czytamy w dokumencie wydanym po podjęciu tak doniosłej decyzji ma to uchronić słuchaczy przed potrzebą piractwa, oraz potrzebą szukania pirackich kopii. Jeżeli jeszcze nie tarzacie się ze śmiechu po dywanie swojego pokoju, to pełny tekst w oryginale jest do poczytania na stronie IFPI.
Czyżbym tym sposobem rozpoczął sezon na spekulacje o kolejnej płycie depeche MODE? W końcu ujawniłem przybliżony termin wydania płyty… Pamiętajcie – piątek 😛
To jest jeden z tematów, które jakiś czas temu trafiły do szuflady „Na po trasie.” Pierwsze podejście miałem w 2012, ale pomyślałem sobie wtedy, że lepiej poczekać do końca trasy. Ciekawe rzeczy mogą się dzięki temu pokazać. Potem pomyślałem, że może warto poczekać do końca roku 2014. No to mamy 2015 i tekst już jest… O Internetach w służbie depesza… odsłona druga.
Poprzedni tekst – Internet w służbie depesza – powstał jako wynik opisu jednego z narzędzi udostępnianych przez Google użytkownikom ich środowiska, a które używam do codziennej pracy np. Przy blogu lub stronie, czy po prostu po to, aby zautomatyzować sobie pewne procesy wyszukiwania. Mam tu na myśli – Google Alerts. Dziś przygotowałem tekst oparty na bazie innego narzędzia opartego o wyszukiwarkę.
Alerty Google pozwalają na ustanowienie stałego, codziennego wysyłania zapytania do wyszukiwarki określonego hasła (np nazwiska, osoby, ulubionego zespołu depeche MODE), ale bez codziennego pilnowania, aby wykonać konkretną czynność. Narzędzie którym się dziś zajmę pozwala zebrać wszystkie historyczne zapytania do wyszukiwarki i sprawdzić, kto?, co?, ile razy? i w jakim kontekście wpisywał. Co roku to narzędzie staje się sławne, gdy zbliżamy się do zakończenia roku. Google tworzy wtedy zestawienie najpopularniejszych zapytań do swojej wyszukiwarki pod hasłem – Google Zeitgeist / Rok w wyszukiwarce. Jednak najciekawsze kryje się pod hasłem Google Trends – postanowiłem zaprząc zgromadzone dane historyczne wyszukiwarki, aby powiedziały nam coś o nas – fanach i o naszym zespole.
Google udostępnia archiwum wyszukiwań od roku 2004 i od tego roku będę prezentował wyniki poszukiwań. Zacznijmy od obrazu świata…
Analizując wykresy popularności frazy depeche MODE w wyszukiwarce nie trudno zdać sobie sprawę, że największy szum wokół zespołu jest przy okazji wydania kolejnej płyty. Stad nie dziwią 3 szczyty, które się piętrzą. Pewnym zaskoczeniem może być, jednak to, co się kryje za nimi, oraz finalne konkluzje, ale po kolei… idziemy od lewej.
Pierwszy mały szczyt to listopad/grudzień 2004, gdy została zapowiedziana i wydana płyta z Remixami 1981-2004. Bo nie sądzę, żeby trasa 'djska’ Andiego zrobiła taką furorę w necie.
Kolejny wierzchołek, to lipiec 2005 – ogłoszenie trasy i początek sprzedaży biletów.
Szczyt z października 2005, to wydanie płyty Playing The Angel, start promocji i trasy. W tym zestawieniu jest to najwyższy możliwy poziom zainteresowania Internatów na świecie hasłem depeche MODE.
Luty 2006 – depeche MODE z trasą w Europie
Czerwiec 2006 – depeche MODE znowu z trasą w Europie
Listopad 2006 – zapowiedź kolejnej składanki
Październik 2008 – brew zainteresowania fanów na świecie się lekko uniosła, bo zespół pojawił się w Berlinie na konferencji.
Kwiecień 2009 – trasa rusza w najlepsze i w najlepsze się zatrzymuje… wiadomo co się działo…
Czerwiec 2009 – trasa rusza znowu.
Sierpień 2009 – trasa w USA.
Wrzesień – Październik 2009 – trasa kończy się w USA i zaczyna w Ameryce Południowej.
Potem cisza nawet koniec trasy nie wzbudził za wielkiego zainteresowania.
Kwiecień 2013 – trasa za chwilę startuje.
Wrzesień 2013 – trasa rozkręca się po USA.
Powyższe wyliczenie było dla tych z Was, którzy nie śledzą zbyt uważnie poczynań zespołu lub nie skupiają na tym pamięci. Dla reszty było to odświeżenie. Tak na prawdę nie najważniejsze są te szczyty, a raczej trend.
Na pierwszy rzut oka sprawa wygląda tak – depeche MODE wzbudza co raz mniejsze zainteresowanie. Co raz mniej ludzi szuka informacji o depeche MODE na stronach wyszukiwarki. Starzejemy się zespół już nie budzi takich emocji jak kiedyś. Na poparcie tych słów niech świadczy ostatnia trasa po Ameryce Północnej i kurcząca się liczba koncertów na tym kontynencie. Była to jednocześnie najbardziej promowana trasa w historii. Zespół nigdy nie miał tak wielu i tak głośnych sponsorów trasowych. Wszystko to być może w obawie o nie sprzedanie się zaplanowanej z rozmachem trasy (szkoda, że na scenę nie starczyło…). Zespół od pewnego czasu próbuje grać w lidze tych, co to po stadionach grają, ale na dobrą sprawę fani ucieszyliby się bardziej, gdyby od początku grali jedynie po zadaszonych obiektach dla mniejszej publiczności i częściej. To skoro mieli tak rozbuchaną promocję, to czemu w powyższych statystykach im spada.
Tak to można wytłumaczyć na pierwszym poziomie. Jednak zaglądając głębiej nasuwa mi się kilka innych odpowiedzi.
Te wykresy nie oddają faktu, że liczba korzystających z wyszukiwarki stale rośnie, a co za tym idzie ludzie wpisujący frazę „depeche mode” rozmywają się co raz bardziej w oceanie tych, którzy mają inne priorytety i prędzej zapytają wtf is depeche mode, niźli zainteresują się ich muzyką.
Druga odpowiedź jest pozornie zaskakująca. Być może fani znaleźli już co mieli znaleźć i nie mają tak wielu potrzeb, jeżeli chodzi o wyszukiwanie. Nie możliwe? To proponuję zastanowić się jak wiele nowych stron o depeche MODE wyszukaliście ostatnio? Czasy wybuchu twórczości fanów w zakresie budowy nowych stron już dawno się skończył. Z jednej strony nie przybywa nowych serwisów, stare ugruntowały swoją pozycję lub odeszły w niepamięć. Kto z młodszych czytelników wie że była kiedyś oficjalna strona depeche MODE w Polsce. Albo jak nazywała się pierwsza strona o depeche MODE w naszym kraju. Z drugiej strony wielu z nas znalazło swoje stałe źródło wiedzy i wiadomości o zespole, dodało do ulubionych lub RSS i tego się trzyma, więc nie szuka…
Fanbase się kurczy, życie zajmuje czym innym. Zespół z powodu swoich błędów i zaniechań oraz swojego wiekowego zaawansowania i fanów nie długo może już grać tylko w Europie. Pisałem z resztą o tym podsumowując ostatnią trasę.
Sama oficjalna domena nie przyciąga ani wielkiego zainteresowania mediów i fanów. Fani szukają wiadomości na ciekawszych nieoficjalnych stronach, a i duże media nie mają na czym żerować, bo zespół znika z pola widzenia mokasynów, czy innych ratlerków zaraz po zakończeniu trasy. Dobrze to widać po statystykach ruchu na depechemode.com. Serwis jest bardzo nisko pod względem oblegania w światowym Internecie. Tako rzecze Alexa… a ja wrócę do statystyk Alexy jeszcze w dalszej części.
Ok zostawmy wyszukania organiczne. Resztę wniosków wyciągniecie sobie sami. Jakby przyszło Wam coś interesującego, to pod tekstem są oczywiście komentarze zapraszam.
Ciekawe wyniki wychodzą, gdy przyjrzymy się skąd pochodzi najwięcej zapytań o depeche MODE.
Słowacja
Węgry
Łotwa
Polska
Białoruś
Czechy
Niemcy
Włochy
Ukraina
Chile
Stan na grudzień 2014. Jeszcze w pierwszym półroczu na 10 miejscu była Litwa. Jeżeli przyjąć, że Słowacja to 100, to Polska zajmując 4 miejsce w tym zestawieniu ma 85. Jak widać jesteśmy bardzo wysoko. Zaskoczyło mnie, że wyprzedzamy Niemcy.
Podobnie interesująco wygląda zestawienie miast z których jest największa liczba zapytań o depeche MODE:
Budapeszt
Bratysława
Berlin
Praga
Warszawa
Mexico City
Sankt Petersburg
Hamburg
Santiago de Chile
Mediolan
I znowu jeżeli Budapeszt ma wartość 100, to Warszawa będąc na 5 miejscu ma wartość 76.
Alexa podaje wyniki dla całego Internetu, a Google „tylko” dla swojego środowiska. Choć dla wielu Google = Internet, to na świecie nie wszędzie tak jest. Między innymi dlatego w tym zestawieniu nie ma Rosji, tzn jest ale po za pierwszą 10. W Rosji Google konkuruje z Yandex i tam udział Yandex jest na poziomie 40%, więc obraz obecności fanów depeche MODE w Internetach jest niepełny.
Jak zainteresowanie frazą depeche MODE w środowisku Google rozkładało się na przestrzeni lat na świecie możecie prześledzić na poniższej grafice. Polska też się pojawia.
Na koniec omawiania wyników światowych chciałbym Wam zaprezentować 10 najpopularniejszych fraz powiązanych z depeche MODE. Jakie to ma znaczenie? Dla przeciętnego użytkownika liczy się kontekst, czyli co konkretnie fani szukają o depeche MODE.
Natomiast dla reklamodawców ma to znaczenie wyrażone w pieniądzach. To dzięki tym frazom można lepiej ukierunkować reklamę w Google na fanów depeche MODE.
Status na pierwszą połowę 2014
depeche
depeche mode
lyrics depeche mode
depeche mode 2013
youtube depeche mode
depeche mode tour
enjoy the silence
depeche mode wrong
personal jesus
depeche mode live
Status na drugą połowę 2014
depeche
depeche mode
depeche mode lyrics
youtube depeche mode
depeche mode tour
depeche mode 2013
enjoy the silence
depeche mode wrong
personal jesus
album depeche mode
Pierwsze dwie frazy mają po 100, pozycja nr 3 – 10, a każda kolejna 5. Znaczy to, że fani, którzy szukają w wyszukiwarce już po wpisaniu „depeche” lub „depeche MODE” znajdują to co chcą.Wg Alexy depeche MODE pojawia się najczęściej w towarzystwie takich słów:
depeche mode 83.90%
depeche mode tour 3.04%
depeche mode live in berlin 1.24%
dm 1.11%
depeche 1.03%
Stan na koniec grudnia 2014.
_
Zostawiamy teraz Świat i schodzimy niżej do Polski, bo tam jest nie mniej ciekawie. Zacznijmy od początku.
Jak widzicie w Polsce jest inny król. Szczyt popularności frazy depeche MODE przypada na czerwiec 2009, czyli czas, gdy ważył się los koncertu w Warszawie i to ten punkt ma wartość 100. Po za tym pewną prawidłowością jest, że swoje szczyty mają również okresy, gdy zespół zjawiał się u nas z wizytą. Dlatego w 2005-2006 obok afery z ujawnieniem przez polskiego fana nieskończonej wersji teledysku Precious (a co za tym idzie nowego kawałka), momentu wydania singla Precious i albumu Playing The Angel. Swoje szczyty popularności ta fraza przeżywała w marcu i czerwcu 2006. W 2010 najwyższe zainteresowanie przypada na luty i chyba wiadomo dlaczego.
Era Delta Machine zaczęła się w październiku 2013 konferencją prasową i zainteresowanie stale rosło jednak szczyt przypadający na lipiec 2013 to ledwie poziom 89 punktów, czyli o 11 mniej niż najwyższy zasięg jaki był w maju 2009. Koncert w Łodzi to już ledwie poziom 30 punktów i raczej mizernie jak na ponowna wizytę w naszym kraju.
Przyjrzyjmy się teraz w jakich województwach generowane jest najwięcej operacji zapytań do wyszukiwarki. Wg amerykańskiego giganta najwięcej ludzi poszukuje czegokolwiek o depeche MODE w województwie Dolnośląskim. Zaskoczeni?
Dolnośląskie
Pomorskie
Zachodniopomorskie
Mazowieckie
Łódzkie
Lubuskie
Wielkopolskie
Kujawsko-Pomorskie
Śląskie
Warmińsko-Mazurskie
Pozostałe 7 województw ma udział poniżej 69 punktów.
I znowu mój komentarz. Nie zawsze fakt wysokiego udziału jakiegoś województwa świadczy, o tym, że z tego województwa pochodzi najwięcej zapytań. Bardzo często zapytania są tak klasyfikowane ponieważ operatorzy internetowi własnie w tym, a nie innym województwie mają swoje centra dostępowe. Np. jeden z operatorów komórkowych swoją bazę ma w województwie łódzkim i właśnie tam kierowany jest ruch Internetu mobilnego. To m.in. dlatego często Google prosi Cię o włączenie WiFi, nawet jak nie korzystasz z niego w czasie buszowania po sieci przez komórkę. Dzięki temu można doprecyzować położenie użytkownika i lepiej oznaczyć w statystykach ruch z jakiej lokalizacji pochodzi zapytanie do wyszukiwarki. Innym problemem są dynamicznie przydzielane adresy IP, czyli łącza ADSL (np. Neostrada). Możemy być przez to lokalizowani jako mieszkańcy Małkini, a jednocześnie miziać po tablecie przy odtłuszczonym late na rynku w Krakowie. Nie zmienia to przy tym faktu, że Dolnośląskie rulez… 😀
Popatrzmy w takim razie po miastach…
Gdynia
Wrocław
Gdańsk
Warszawa
Łódź
Poznań
Szczecin
Legnica
Zielona Góra
Katowice
Legnicy się nie spodziewałem 🙂 Katowice mają 75 punktów, a Gdynia 100. Legnica 85. Można też wejść jeszcze głębiej i dowiedzieć się, jakie miasta robią konkretny wynik w danym województwie, ale to już zostawiam Wam. W każdym razie szperanie w każdym z województw daje bardzo fajny obraz tego, gdzie w Polsce są silne skupiska fanów. Oczywiście po uwzględnieniu tego, co napisałem powyżej. Nie mniej jeżeli nałoży się wszystkie miasta z których pochodzi największy ruch w danych województwach i porówna z archiwami np z Celebratora, to obrazy obu zbiorów będą bardzo zbieżne. Tam, gdzie są imprezy i przynajmniej symboliczne miejsca integracji życia fanowskiego, tam fanbase trzyma się w miarę mocno. Generuje to również wyższy, niż gdzie indziej ruch w wyszukiwarce.
Na koniec zostały nam jeszcze najpopularniejsze frazy powiązane z depeche MODE, jakie szukamy w Internetach.
I teraz nie trudno zrozumieć, czemu katują to Enjoy The Silence gdzie się da. Przez długie lata była to jedyna piosenka depeche MODE, jaką znał RMF z całej dyskografii.
Oczywiście powyższe wykresy i zestawienia możecie przeanalizować sobie sami. Możecie wyciągnąć z goła inne wnioski. Możecie otrzymywać miesięczne raporty jak się zmienia poziom zainteresowania wybraną frazą w czasie. Możecie też porównać klika fraz. Polecam porównać np frazę depeche MODE z jakimś innym zespołem. Polecam porównać ze sobą który z członków i ex zespołu budzi największe zainteresowanie fanów w Polsce i na świecie. A wszystko pod TYM linkiem. Dla kogoś, kto pracuje w marketingu, analityce i PR ciekawe narzędzie. Jest co robić.
Przeczytałem rozmowę z Antonem zamieszczoną w grudniowym Sonic Seducer i mam wrażenie, że artysta nic nie zrozumiał z całego zamieszania. Fotograf broni się argumentami, które mają się nijak do zarzutów jakie fani wysuwają pod adresem jego i wytwórni pracy.
Na szczęście pojawiło się w tym wywiadzie również kilka ciekawostek, które mnie osobiście cieszą i nie mam nic na przeciwko.
Zacznę od pozytywów. Video Live in Berlin, to głównie 2 noc z dogrywkami z pierwszej. Cieszy mnie to, gdyż byłem na 2 nocy i dzięki temu mogłem zobaczyć ten sam koncert jak by z 2 perspektyw. Inna sprawa, że niektóre momenty widziałem po raz pierwszy… 🙂
Ciesz również fakt, że dzięki Antonowi mamy dodatkowy numer w wydawnictwie, bo gdyby nie on, to byłby pełen pokaz sztampy. Szkoda jednak, że obok ratowania ulubionego kawałka od zapomnienia Anton nie umieścił na plackach wizualizacji z muzyką, jak to było uprzednio w zwyczaju. Wtedy na pewno jego praca została był zachowana dla potomnych i uratowana od zapomnienia.
Nie mogę niestety łyknąć tłumaczeń o wydaniu na DVD, za miast na lepszych nośnikach. Już samo wydanie w iTunes jest zaprzeczeniem tezy Antona. Po za tym mam wrażenie, że Anton myli dwa systemy walutowe.
To, że lubi obraz zaziarniony, brudny, miejscami nawet twardo, albo niby amatorsko zmontowany, to jestem w stanie wybaczyć i zrozumieć. W końcu przez lata to właśnie na takich obrazach depeche MODE się wychowałem. Ta estetyka jest mi bardzo bliska. Problem jest tylko taki, że są to efekty, które nakłada się na obraz w czasie kręcenia lub postprodukcji. Tego Anton nie musi udowadniać.
Kto był na Touring The Angel i miał okazję obserwować jak ciekawie były wykorzystywane kamery w czasie tej trasy, ten wie o czym mówię. Łącznie z tym, że wiele efektów, które obecnie „miszczowie kreatywnych” fotek rodem z kołchozów socjalnych nakładają zanim zdążą jeszcze wyjść z toalety lub windy, na owej trasie był robione na żywo, przy wykorzystywaniu materiałów z okolic korali, łańcuchów i firanek. Dawało to efekty powalające. Szkoda tylko, że zostało to zepsute przy postprodukcji wideo z Mediolanu. Nie trzeba było dodatkowo urozmaicać kompresją do jakości DVD. Przecież Anton mógł spokojnie „pobrudzić” wideo, a potem wydać je jako FullHD na BD. Jedno drugiemu kompletnie nie przeszkadza.
W tym przypadku Corbijn myli efekt zderzenia technologii z wyrazem artystycznym. Przecież nawet na tym obrazie nie ma ziarna są jedynie artefakty i pikseloza.
Okrojona wersja wywiadu w angielskim tłumaczeniu TU, a pełna wersja w języku niemieckim w papierowym wydaniu.
Dobra kończę już z tym tematem, bo co było do powiedzenia to już zostało… Pozostaje tylko czekać na opamiętanie 🙂
Czytam fora, czytam sieć i hejt się niesie aż miło, czy tak trudno było przewidzieć, że odwalając taką popelinę i waląc w rogi tych, co jeszcze kupują płyty na fizycznych nośnikach, dostaniesz drogie Sony Music podziękowania?
Fani wklejają screeny obrazu jaki mają na swoich sprzętach dzięki najnowszemu wydawnictwu z pod szyldu depeche MODE. Część się tarza ze śmiechu, reszta wściekła zagrzyta zębami patrząc w ekran.
Ja wiem, że polityka wydawnicza, ja wiem, że artysta miał swoje prawa, ale do cholery wydawać na cały świat w jednej gęstości linii (NTSC), gdy pół świata używa formatu PAL? Serio?
Poprzednicy z EMI odp… zrobili ten sam numer, ale przynajmniej mieli na tyle skrupułów, że wydali równolegle Bluray Disc, tym razem paru mądraliśnkich poszło już po bandzie.
Dla uporządkowania. Obraz jaki widzicie drodzy fani powyżej jest wynikiem 2 spraw.
Jedna sprawa, to fakt, że nie wydano w FullHD, Ci co mają konto w sklepach online np w używanym japku mogą od 18.11 kupić wersję HD (720). Jakoś się przemęczą. Jak donoszą fani, co już kupowali tamże, aby móc obejrzeć dokument aLive In Berlin (bo tylko taki jest dostępny) trzeba odpalić film na sprzęcie zarejestrowanym w Apple. Czy tak jest nie wiem. Nie zmienia to nadal faktu, że zakup boxa z DVD, to pomyłka! Sony na prawdę przemyślany strzał w stopę. Brawo!
Ale to jeszcze nie wszystko. Wielu z fanów jest już w posiadaniu tych trefnych boksów i obcierając zasmarkaną buzię dochodzi do dziwnych wniosków i wcale nie bez podstaw…. że obok wkurwu za „artystyczną” decyzję o wydaniu koncertu jako oldschool DVD, może posłać pod adresem wytwórni i Antona jeszcze jedną… uwagę. Zdjęcia oczywiście są autorstwa Antona, ale jakość zdjęć na okładkach bardzo zastanawia. Zdjęcia na pewno nie były robione przez Antona w Berlinie, bo tam był zarobiony stojąc za jedną z kamer.
Zdjęcia był robione najpewniej w Amsterdamie. A ta dająca do myślenia jakość może być efektem użycia sprzętu dla kreatywnych baristów i miszczów Instagrama. I teraz nie wiem, czy to faktycznie zabawa w amatora level hard, czy też po prostu ktoś chciał przyciąć na kosztach. Taki człowiek, jak Anton Corbijn się ceni i inaczej kosztuje jego praca, gdy działa przy użyciu Hasselblada, a inaczej się ceni, gdy używa Smartfona.
Na prawdę nie dziwię się, że fotografie na okładce video z Berlina zajmują „aż tyle miejsca”, skoro jakość była wynikiem pracy na sprzęcie poweruserów Facebooka.
Nie jest to oczywiście pierwszy raz i żeby była jasność nie mam pretensji do fotografa, że zdjęcia robione w Amsterdamie wykorzystano do wydawnictwa sygnowane innym miastem. To ani nie pierwszy raz, ani nic nadzwyczajnego.
Zdjęcia do One Night In Paris robił Anton w Birmingham, a zdjęcia ilustrujące koncertowe produkcje z Touring The Angel były robione w Dusseldorfie.
To co mnie na prawdę wpienia, to fakt, że po raz kolejny jesteśmy waleni w rogi. I przy byle okazji słuchamy głodnych kawałków o tym jak zespół, managementy i kolejna wytwórnia przykłada wagę do jakości. Piepszonego wideo z World Violation Tour nie można wydać, bo jakość. Wideo z Kolonii z The Singles Tour 8698 nie można wydać, bo zespół nie był zadowolony z jakości i finalnego efektu. Tym czasem koncert z Barcelony w 2009 nakręcony w sposób jaki tysiące fanów rejestruje go swoich telefonach i pakuje na YouTube. Do tego celowo zwalona jakość finalnego produktu. Teraz jest jeszcze gorzej. Fani muszą sami brać sprawy w swoje ręce. Przykładów w Polsce i w Europie aż nad to. Żal!!!
Ale to jeszcze nie koniec. Niemieccy fani, którzy włączyli koncert Live In Berlin z napisami mogli się dowiedzieć, że w czasie Enjoy The SilenceDave krzyczy do fanów i Martina: Mr. Martin Hej! Gore, ale to jeszcze nic. Po odpaleniu napisów w czasie tej samej sceny na aLive in Berlin możemy przeczytać: Mr Martin Ja! Loooos. <lol>
Na prawdę trudno było zrozumieć, że fani depeche MODE są inni niż cała masa? Wystarczyło przekonać się po singlach z ostatniej płyty. Jesteśmy jedną z niewielu grup, które nadal kupują single. Tym czasem, żeby dostać je trzeba było kupować w Niemczech, czy w UK. Wielu chce i jest w stanie wyłożyć swoje cenne pieniądze na to, żeby kupić wydawnictwo w jakości, jaka pozwoli nam cieszyć się z tego, że zrobiliśmy dobrze i nie mamy poczucia oszukania. Na prawdę czy to tak wiele?
Jeżeli się łudziliście, że najnowsza produkcja spod szyldu depeche MODE, to będzie arcydzieło, bo w kinie obraz był jak igła, to teraz możecie się zastanowić, kto tu kogo robi w… jajo…
Potwierdziły się moje obawy o których pisałem Wam ostatnio. Możecie przestać się łudzić i poczekać na najnowsze wydawnictwo od depeche MODE, jeżeli ktoś wam wykosztuje się i kupi w prezencie w innym przypadku chyba szkoda pieniędzy. Poniższa specyfikacja mówi wszystko:
DVD video NTSC – region (0) Region FREE DVD audio DOLBY DIGITAL 2.0 i 5.1 BLU-RAY AUDIO – region (1,2,3) Region FREE
Bez dobrej jakości dysku w formacie BluRay właściwie, można odpuścić sobie czerpanie satysfakcji z tej produkcji. Obraz z kina był podrasowany pod potrzeby projekcji i ma się nijak do tego, co zobaczymy na plackach. Jak ktoś nie pamięta, to niech obejrzy sobie choć fragment Barcelony 2009 na DVD, jeżeli taki obraz mu odpowiada, to proszę, ja zadowolę się chyba tylko plackami z audio, a na video poczekam na lepsze czasy.
Placki były tłoczone w Singapurze dla całego świata z jednej sztancy. Podobnie poligrafia. Czyli podobnie jak zrobiło EMI w 2009, gdy placki były z jednej tłoczni w Holandii.
Na prawdę nie dziwię się, że do promocji zaprzęgnięto outdoor, bo przy tym co odwalono spora dawka reklamy będzie potrzebna. Jak pierwsi fani zaczną kupować i wściekać się, to bez wsparcia reklamowego szybko siądzie sprzedaż. Co miałem zobaczyć już widziałem na żywo i w kinie. Starczy mi.
Wieść się już rozniosła, jest nowe forum… ooooOOOO!!!! Będzie niszowo. Jak czytacie MODE2Joy, czy przeglądacie MODEontheROAD, to wiecie, że nie są to serwisy wielce zaangażowane w zachwyty nad pięknem nowej fryzury Dave’a, czy nowym lakierem Martin’a. Bardziej interesuje nas piękno brzmienia klawiszy użytych do nagrania dźwięku w 30 sekundzie Halo, bądź jakość bootlegu z koncertu w Lille 1993.05.19 (nota bene bardzo dobry bootleg :-))) )
Forum poszerza to, co widzicie na MODEonthROAD, albo czego Wam tam brakuje i chcecie, żeby było. Chcemy zawierać aby pojawiały się tam tematy, których nam brakowało w innych miejscach, albo nie zawsze można było o tym rozmawiać, bo pewne tematy istotne dla nas i nam podobnym były spychane na plan dalszy i nie przebijały się przez wojny i wojenki podjazdowe. Mieliśmy tego dosyć już od jakiegoś czasu, zbyt wielu wartościowych ludzi odeszło z innych miejsc przez co świat stał się uboższy. Nie wszyscy są na Facebooku, czy Google+, więc takie miejsce ogólnodostępne uważamy, że się przyda.
Forum przejdzie jeszcze pewne zmiany, ale główny kształt już przyjęło. Forum dostępne jest pod adresem http://www.forum.modeontheroad.com/ .
Nie walczymy na odsłony, ściganie się w rankingach, robimy nasze serwisy, to ten temat nas kręci. Mamy swoje zdanie i chcemy się nim dzielić i słuchać opinii innych, którzy wiedzą od nas więcej.
No musi, musi być zawsze coś… jak nie Loudness War, to wideo nakręcona jak na YT. Nie może być tak, że dostajemy pełny pakiet w jakości i standardzie, jakim wydają to zespoły i gwiazdy światowego formatu do jakich aspiruje depeche MODE.
Poprzednie wideo z Barcelony miało skopany obraz na DVD, za to na BD przynajmniej była igła. Tym razem nie będzie BD. W sumie nie powinno mnie to ziębić w końcu muzykę powinno się słuchać, a nie oglądać. Jakoś nigdy mnie nie grzały wszystkie historie z 38.1, DTS i inne zabawy w kodowanie. Muzykę się słucha w stereo, a głośniki są przed oczami na scenie, jak na rasowym koncercie.
W pierwszym momencie wieść o braku BD nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, do momentu, kiedy znajomy nie uświadomił jednego drobnego, ale istotnego szczegółu. Bardziej od faktu, czy jest BR, czy go nie ma powinniśmy się martwić, czy wideo z Berlina dostało regionalizację, czy nie.
Już wyjaśniam. W czasach, gdy wprowadzano format DVD postanowiono, że świat zostanie podzielony na regiony. Europa trafiła do regionu 2. Czarna sława regionalizacji ma się stąd, że wytwórnie filmowe i płytowe dostały doskonałe narzędzie do manipulowania datami premier, cenami, zawartością itp. Wytwórnie zapewniły sobie zbyt dzięki temu, że kupując płytę DVD w Stanach przez wiele lat nie można było jej odtwarzać w europejskim odtwarzaczu DVD. Nośniki w USA były zwykle dużo tańsze, niż w Europie i wielokrotnie Europa była na końcu łańcucha wydawniczego. Dzięki regionalizacji wytwórnie broniły się przed tzw importem równoległym lub prywatnym importem. W czasach BD poczyniono ten sam ruch.
Poprzednie produkcja z Barcelony w formacie DVD została wydana jako Region 0 w NTSC. Czyli jakość obrazu została sprowadzona do najniższego wspólnego mianownika. Mimo, że egzemplarze były tłoczone w Europie na nasz rynek, to były tłoczone z jednej i tej samej matrycy przygotowanej na cały świat. Dzięki temu ograniczono koszty. Amerykanie może i byli zadowoleni, co bardziej wk… europejczycy musieli pognać do sklepu po drugi egzemplarz na BD.
Jeżeli ten sam fuckup zostanie zrobiony tym razem, to przy braku BD będzie to jawne dymanie fanów. A co do samego braku BD. No cóż… W obecnych czasach, gdy formaty fizyczne umierają powoli i dystrybucja przenosi się na serwery serwisów online rozważania o braku tego, czy innego formatu tracą rację bytu. Niestety dla takich ludzi jak ja… którzy jeszcze kupują fizyczne formaty.
Kopie przygotowane do dystrybucji w kinach są w jakościach spokojnie pozwalających na cieszenie się wysoką jakością obrazu w domowym zaciszu. Nie zdziwiłbym się, gdyby powód był zupełnie inny, niż słynne już słowa Antona Corbijna, który preferuje oldschool kosztem Bluray Disc.
Począwszy od One Night In Paris wszystkie koncerty zostały nagrane w jakościach znakomicie większych, niż obecnie promowany format 4K, Sony Music, aby w pełni przejąć dystrybucję katalogu depeche MODE powinno wydać również koncerty wideo pod swoim szyldem. Są tytuły dogorywające jedynie na VHS. Są tytuły, które nie ukazały się jeszcze na BD. Za chwilę dyskusyjne stanie się wydawanie czegokolwiek na DVD, a zasadnym będzie pytanie o format 4K, czy jak inni nazywają ten format UHD.
Jestem dziwnie spokojny, że do czasu zakończenia sprzedawania i dystrybucji Live In Berlin po kinach, Pay per View, do póki cyfrowi dystrybutorzy nie zarobią swojego, do tego czasu konsumenci będą musieli „cieszyć się” jedynie DVD. A za rok, dwa zobaczymy ten koncert na BD w FullHD, a nawet 4K. Jeżeli tytuł obecnie będzie wydany w Europie w NTSC, to jestem dziwnie spokojny, że fani czuli na punkcie obrazu pognają dwa razy do sklepu, jeszcze dziękując za podwójną szansę zakupienia… tego samego. Czyż nie?
I nie chodzi o to, że na tydzień zostałem zamknięty w miejscu odosobnienia i cierpiałem na samotność. Po prostu w ostatnich tygodniach miałem okazję ponownie posłuchać kilkadziesiąt razy z rzędu Playing The Angel. Okazja ku temu była, w końcu 9 lat stuknęło i przez chwil kilka miałem wrażenie, jakbym przeniósł się do pierwszych dni październikowej premiery w 2005 roku. Szczególnie, że dane mi było słuchać ten album jakby pierwszy raz, jakby na nowo.
Mimo mojego zjechania poczynań Sony Music, ciekawość wzięła górę nad ogólnym sfochowaniem. Byłem bardzo ciekaw jak brzmią BluSpec’i. Jednak o ile remastery wydane w Europie bronią się jakoś i nie miałem potrzeby, aby dublować te wydawnictwa, to pierwsze wydanie Playing The Angel w wersji deluxe woła o pomstę do nieba. Głośno zmasterowane nagranie miało kompensować braki dynamiki, co przy dłuższym odsłuchu powoduje ogólne zmęczenie hałasem. Obok takich płyt, jak Metallica – Death Magnetic, czy Red Hot Chilli Peppers – Californication (nigdy nie rozumiałem zachwytu nad tą płytą i późniejszymi wytworami RHCP) – Playing The Angel jest dla mnie jednym z najgorszych przykładów Loudness War. Z resztą a poropos depeche MODE i Loudness War polecam ciekawe zestawienie można dowolnie filtrować i wybierać ulubione zespoły, albumy i nośniki. Wnioski są tyleż smutne, co krzepiące… dla vinyli. 🙂
No dobra to co z tym BlueSpec i jak się ma do tego Playing The Angel 9 lat po wydaniu albumu? No cóż, audio czy innym filem nie jestem, więc nie mam zamiaru się rozwodzić nad tym czy jest scena, czy jedynie nieheblowane dechy, są mądrzejsi ode mnie. Ja wiem jedno po latach na nowo odkryłem ten album i tygodniowy powrót do roku 2005 to była w końcu przyjemna podróż. Szkoda, że tak nie został wydany ten album na onczas. Szkoda, że tak fatalnie wydawane są nagrania w Europie i aby posłuchać muzyki w na prawdę wysokiej jakości trzeba płacić ciężkie pieniądze i ściągać płyty z Japonii. Pierwsze wydanie Playing The Angel stało się u mnie już jedynie łapaczem kurzu, a Japońska wersja jest tą podstawową. Nagranie oczywiście nie jest pozbawione wad i nie wyzbyło się swojego grzechu pierworodnego, ale o tym jeszcze będzie na końcu.
Nie tylko uszami…
Warto zwrócić uwagę na świetną oprawę poligraficzną. Album został wydany w kartonie. Wydawnictwo jest częścią większej serii i wszystkie są wydane w klasycznych okładkach, jednocześnie tworząc wspólnie zamknięty koncept. W jakiś sposób nawiązują do formy w jakiej została wydana Delta Machnie w wersji deluxe.
Poligrafia jest nieco zmieniona, nie tylko dlatego, że to japoniec, ale całe wydawnictwo stylizowane jest na vinyla (szczególnie tył) łączenie z foliami ochronnymi na płytę i kopertę. Uprzedzając pytania to wydanie nie posiada dodatkowej płyty w formacie DVD, jaka była wydana oryginalnie w 2005. Z resztą, gdyby chcieć dochować standardów jakościowych, to druga płyta powinna być wydana jako BR, a nie DVD.
Nie mniej pewne sprawy pozostały u mnie nie zmienne. Nadal nie jestem w stanie zaakceptować Precious na tym albumie. Dla jasności to nie jest zły numer, ale jego cukierkowe brzmienie nie pasuje do całego albumu. Ten numer świetnie obronił by się jako samodzielny singiel promujący składankę wydaną w 2006. Lukę po Precious za to doskonale wypełnia mi Newborn. Tym czasem przereklamowany i tak oczekiwany ówcześnie Martyr to numer godny jedynie b-side’u. Moja prywatna wersja Playing The Angel przez lata była właśnie tak skonstruowana, że zamiast Precious był w rozpisce Newborn. Ze współczesnego depeche MODE ta płyta doczekała się u mnie najmniejszej ingerencji w tracklistę. Tylko jeden numer i to po mimo upływu lat od wydania Sounds Of The Universe i Delta Machine. Playing The Angel jest moją ulubioną częścią trylogii Bena Hilliera.
Z drugiej strony są na tej płycie numery takie, jak Damaged People, Lilian, czy Macro, które tolerowałem, ale nic mnie tam się nie urywało na pierwsze, czy drugie takty tych numerów. Po odsłuchu ponownym tych numerów myśli me jakby cieplejsze się stały. Jest jednak numer, który gdyby nie to japońskie wydanie, nigdy nie stałby się perłą. Mam tu na myśli The Darkest Star. Stał się on numerem z półki tych, o których po przesłuchaniu, człowiek myśli tylko, aby ponownie zatopić się w fotelu ze słuchawkami i każda próba przerwania uczty może się źle skończyć dla przerywającego – łącznie z podważeniem dobrego prowadzenia się tej osoby słownie, a nawet czynem…
Numer ten w wersji z 2005 był zwieńczeniem zmęczenia podczas słuchania tej płyty. W wersji 2014 człowiek odkrywa ile w każdej warstwie się dzieje, jak mrocznie i zadziornie pulsuje cały tył utworu. Żeby jednak nie było tak słodko, to na zakończenie jeszcze o tym grzechu pierworodnym.
Matka jest tylko jedna
Ta prosta prawda ma zastosowanie i tutaj. Jak raz spieprzyli mastering, tak pomimo faktu, że jest dużo lepiej, to nadal do ideału brakuje trochę.
Porównałem sobie wykresy 2 numerów na przestrzeni czasu, jak się zmieniały. To porównanie może zrobić każdy. Ja wziąłem na warsztat Precious i Suffer Well. Numery nie dość, że zostały wydane na singlach, to potem trafiły na składankę The Best Of. Jest z czego brać.
Suffer Well:
Najgorsza wersja jest na albumie z 2005, podobnie sytuacja ma się z wersją z singla, tu praktycznie nie ma zmian.
Duże zaskoczenie może być przy wersji z 2006 z The Best Of. Kawałek został znormalizowany tak, aby trzymał poziom głośności reszty. Dlatego gdybyście puścili ten numer z albumu z 2005 i zaraz obok ze składanki, to ten drugi może wydać Wam się cichszy. To jest nadal ta sama wersja, ale dociągnięta (obniżona) do poziomów głośności pozostałych numerów ze składanki. Dlatego właśnie nagranie to nie drażni tak, jak wersja z 2005. Nie zmienia to nadal faktu, że krańcowe wartości nagrania są ścięte… tylko ciszej…
Kawałek w wersji z 2014 został nieco poprawiony, ale na moje ucho punktem wyjściowym była ta sama matka. Jest więcej dynamiki, więcej przestrzeni w nagraniu, a nawet bardziej selektywnie. Niestety nadal gdzieś na końcu niesmak zostaje ten sam.
Precious:
Właściwie mógłbym napisać o nim to samo, co powyżej, ale jest jednak pewna różnica. W 2005 roku została wydana również wersja na Amerykę dla potrzeb promocji radiowej. Utwór ten został na nowo zmiksowany i pod nazwą US Radio Version brzmi nieco inaczej, zarówno pod względem muzycznym, jak i przyjemności odsłuchu. Również dołożona 2 wersja opatrzona dopiskiem – Album Version – brzmi jakby lepiej. Być może jest to normalizacja, aby oba utwory na tym promo miały takie same poziomy głośności, a być może to już tylko moje złudzenie spowodowane licznymi odsłuchami tego samego numeru.
W każdym razie z jednej strony nadal mam gorzką satysfakcję, że jednak wyszło na moje, gdy pisałem, że nowe reedycje od Sony można sobie darować, z drugiej strony kupując Playing The Angel BlueSpec zyskałem w końcu wersję, dzięki której album ten w końcu stał się słuchalny na tyle, że można pociągnąć ten album ciurkiem bez protestów organizmu broniącego się przed sponiewieraniem kakofonią dźwięków. Jest to jedyny wyjątek. Patrząc na Playing The Angel A.D. 2014 uważam, że warto wejść w posiadanie tego krążka i tylko tego. Oczywiście kolekcjonerzy powinni nabyć wszystko i to w jedynie słusznej postaci 2 boksów. 🙂
Żeby się tylko nie okazało, że za 10 lat boksy te będą tak samo poszukiwane jak Xy od Alfa Records.
Pamiętam taką historię z przed 20+ lat, gdy będąc pacholęciem przebywałem na jakiejś kolonii, czy zimowisku. Zdarzył się wówczas wieczór podczas którego z magnetofonu poleciała cała kaseta z płytą Counterfeit e.p. słuchaliśmy i słuchaliśmy, aż któremuś z uczestników tego wieczoru wyrwało się, iż Martin to „złodziej”, bo te wszystkie piosenki „ukradł” innym artystom. A dlaczego jest „złodziejem”? Bo przecież żadna piosenka nie jest jego i on nie jest autorem ani muzyki, ani tekstów. Takie to były czasy, że pojecie coveru, zapożyczenia, samplowania itp. spraw nie było wtedy jeszcze przyswojone.
Wielu wydawało się, że piosenki musi pisać artysta, który je potem wykonuje, a już o takim drobiazgu jak pisanie tekstów i komponowanie na zlecenie dla artystów, to nikt na to nie wpadł. Takie to były czasy niewiedzy na przełomie lat 80 i 90.
Trafiłem ostatnio na strony, które próbują ogarnąć ten temat z różnych stron i w odniesieniu do wielu artystów. Oczywiście jest też tam i depeche MODE, choć zbiór jest zdecydowanie nie pełny. Np. po wpisaniu hasła depeche MODE możemy filtrować temat z kilku stron:
Tracks sampled by depeche MODE
Tracks that sampled depeche MODE
Covers by depeche MODE
Covers of depeche MODE songs
Remixes of depeche MODE songs
3 ostatnie punkty poprzeglądacie sobie sami. Ja chciałbym się skupić na pierwszych dwóch.
Od lat mówi się, że jedną z podstaw działalności depeche MODE jest oryginalność. W ubiorze, w stylizacji, ale przede wszystkim w muzyce. Nie mam na myśli tu tylko specyficznego brzmienia, jakie nie pozwala zaszufladkować tego zespołu do żadnego gatunku, a przede wszystkim zasada o nie używaniu tych samych dźwięków dwa razy. Od Sounds Of The Universe mam spore wątpliwości, a i wcześniej parę razy zdarzyły się Panom nieczyste z(n)agrania. Najpierw skupmy się na tym, kto pożyczał od depeche MODE sample i umieszczał w swoich utworach.
1. 69 kawałków wzięło swoje sample z 31 kawałków depeche MODE. Jednak spora część to remixy djskie i tak na prawdę oryginalnych utworów, jak słynnych swego czasu Infernal – I Won’t Be Crying, jest sporo mniej. Nie mniej ciekawa lekcja jak wiele różnych stylów i kierunków muzycznych pożyczało sobie od depeche MODE. W tej grupie pojawiają się również sample, które Alan brał do kolejnych utworów Recoil. Mimo, że formalnie Recoil to nie depeche MODE, ale tu mamy raczej zabawę w tym samym ogródku.
2. Druga grupa pożyczek do te zapożyczone przez depeche MODE od innych zespołów i artystów. I znowu znakomitą grupę tej bazy stanowią utwory w przypadku których depeche MODE nie miało zupełnie nic wspólnego z tym procederem. Wynika to z zasady, że remix, choćby nawet była tam jedynie sekunda z oryginalnego utworu, a resztę dograne przez remixera, to autorem utworu nadal pozostaje oryginalny twórca, a remixer jako człowiek do wynajęcia ma tylko kasę za robotę, lub robi to za free żeby się wylansować. Wszelkie copyrajty idą do depeche MODE. Stąd tyle szitowych remixów firmowanych metką depeche MODE. Na 16 utworów wziętych pod uwagę do zestawienia, jedynie jest 1, słownie – jeden – oryginalny utwór posądzony o samplowanie z innego utworu.
Jest to Mercy In You – który zapożyczył perkusję z God Make Me Funky autorstwa The Headhunters feat. Pointer Sisters
Samplowana perka pojawia się w 10 sekundzie.
Natomiast dawca pojawia się od 4 sekundy.
Ciężko mi się do tego odnieść, ale ja nie widzę podobieństwa, a przynajmniej jest ono bardzo odległe, że nie powiązał bym tego ze sobą.
Inna sprawa, że w tym zestawieniu nie ma jedynego adekwatnego już przykładu samplowania w oryginalnych utworach depeche MODE tj perkusja Never Let Me Down Again z When The Levee Breaks autorstwa Led Zeppelin. Czy też z tego samego utworu Zeppelinów próbki poszły do Get Right With Me.
Całe zestawienie znajdziecie na stronie WhoSapmpled.
Ciekawsze opracowanie tego zagadnienia znajdziecie na inne stronie – Sample Happy, gdzie opracowanie jest o wiele dokładniejsze (w obie strony) i skupia się na głównie oryginalnych, a nie remixach. A powyżej przytaczane porównanie Mercy In You już nie występuje.
Nie mniej każdym przypadku – samplowania miło wiedzieć co się z czego bierze, bo żyjemy w takim świecie, że co raz trudniej o oryginalność, a wychodzi na to, że wszystko już było.