Archiwa tagu: Martin Gore
Po mojemu – Podsumowanie roku 2019.
Skończył się pierwszy pełny rok, kiedy nie było trasy koncertowej. Mimo że teoretycznie powinien być to rok relaksu i snu zimowego, to tak nie było. Głównie za sprawą wytwórni, która mocno monetyzuje przejęcie depeche MODE pod swoje skrzydła.
Czytaj dalej Po mojemu – Podsumowanie roku 2019.Po Waszemu i po mojemu – podsumowanie roku 2018.
Parę tygodni temu zapytałem się Was na FB i Twitterze o to, jaki był dla Was rok 2018 w świecie depeche MODE. Odpowiedzi były raczej znajome i przewidywalne, ale też innych raczej nie oczekiwałem.
2018 był ostatnim z cyklu w czwórpolówce wyczynowej zespołu. Kończy się Spirit Era, a na nową jeszcze poczekamy chwilę.
Cały 2018 upłynął nam pod hasłem Global Spirit Tour. Te trzy słowa były odmieniane przez wszystkie przypadki. Z całej listy Waszych wspomnień wybrałem trzy wątki, które powracały najczęściej, ale też coś od siebie jeszcze dołożyłem.
Miejsce 3.
12″ Single Box — nie skończyła się jeszcze trasa, a przyszła informacja, że naczelny archiwista depeche MODE (nowy tytuł naczelnego webmastera depeche MODE (nowy tytuł…)), szykuje dla nas box winyli z singlami w wersjach 12″. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, a pierwsze zapowiedzi nie napawały optymizmem. Dziś jesteśmy po drugiej rundzie i wiadomo dużo więcej. Uważam, że jest to wydarzenie ostatniego roku, które będzie rzutować jeszcze przez długie lata, nawet jak nie kupujesz winyli, a muzykę słuchasz jedynie z plików mp3.
Miejsce 2.
Wydarzenie, które wybrałem na numer dwa spośród Waszych głosów były koncerty w Berlinie. To były jedyne pełne koncerty na ostatniej części trasy, ale za to jakie. Były to koncerty istotne na wielu płaszczyznach, części jeszcze nie znamy. Podobno w kwietniu doznamy objawienia…
Nigdy depeche MODE nie zagrali serii takich koncertów, nigdy nie rejestrowali dwa razy koncertów w tym samym mieście trasa po trasie. Nigdy nie rejestrowano koncertów, na których jeden z członków zespołu miał urodziny. Nigdy zespół nie przerotował tyle kawałków podczas dwóch koncertów. Nawet Set A i B na Delta Machine Tour nie przynosił tyle zmian, co dwa koncerty na zakończenie Global Spirit Tour. Podobno miało być więcej koncertów na Waldbuhne, skończyło się jedynie na dwóch. Szkoda, bo Waldbuhne to magiczne miejsce. Człowiek młodnieje i wracają wspomnienia do czasów, zanim pojawiła się w zespole gigantomania stadionowa, a scena pasowała do wielkości obiektu.
Miejsce 1.
Trochę w nutę patriotyczną pojadę. Koncerty depeche MODE w Polsce to przede wszystkim święto dla fanów. Z punktu widzenia zespołu koncerty, to kolejne punkty na trasie, które się zlewają w lotniska, garderoby na tyłach hali, kolejne korytarze i pokoje hotelowe.
Coś, co jest dla Niemców, czy Francuzów codziennością dla nas stało się wydarzeniem, a powinno być normalnością od lat. Szczerze, to bardziej propsy za ten fakt należą się agencji @LiveNation, niż zespołowi. Nie zmienia to faktu, że 5 koncertów w czasie jednej trasy w naszym kraju, to sprawa bez precedensu.
opener aka mój pierwszy koncert DM na jakim byłam
— ¬ (@aromantycznie) 5 grudnia 2018
Każdy ma swoje wspomnienia i emocje z tym związane, to było widać w Waszych wpisach. Uważam, że to jest najważniejsze w tym wszystkim, pozostałe sprawy to technikalia.
Zamiast bonusu kilka myśli na rok 2019.
depeche MODE czeka w tym roku urlop od przebywania ze sobą. Najnowsze newsy podchodzić będą raczej z okolic wytwórni, solowych twórczości Martin’a i Dave’a. W tym roku możemy spodziewać się co najmniej 3 premier:
- wiosna 2019 wideo „Global Spirit Film & Fan Documentary”
- 12″ single box – single z Black Celebration i Music For The Masses być może jeszcze przed wakacjami.
- single z Violator i Songs Of Faith and Devotion – jesień/przed gwiazdką.
Anton Corbijn zapowiedział na 2020 książkę (album) o depeche MODE.
Ciekawy jestem, czy i w jakiej postaci może zostać wydana ścieżka dźwiękowa z filmu do którego Dave napisał muzykę. Fani chcieliby oczywiście wydania materiału na CD/Winylach, a skończyć się może płonnej nadziei.
Bardzo cicho jest o Martinie, oczywiście poza obecnością na ślubie na Giblartarze i udzielaniu się przez rodzinkę Gore’ów w lokalnych projektach charytatywnych. Fajnie by było, gdyby Martin nas czymś zaskoczył. Nie mam tu na myśli kolejnych projektów typu VCMG itp., raczej coś bardziej konwencjonalnego.
_
Na początku 2017 pisałem, że:
Rok 2016 to była dla fanów depeche MODE taka przejściówka.
Wracamy do trybu przejściówki, choć nie będzie to czas posuchy do jakiego przyzwyczaił nas zespół w poprzednich latach. Wytwórnia i zespół nauczyli się już, że można zarobić na fanach w czasach zastoju albumowo-koncertowego i po powyższych przykładach widać, że są gotowi wydoić od nas kolejne jednostki. Czy się to im uda, to zależy od Was. Będziemy za to wyszukiwać dla siebie rocznic, które można celebrować, powstana fanowskie projekty, wydarzenia około depeche MODE. Wszystko aby jakoś zabić czas do wydania następnej płyty zespołu.
Na koniec chiałbym napisać Wam, że jest to ostatni tekst w którym pada słowa o podsumowaniu czegokolwiek. Serdecznie mam już dosyć tych podsumowań 😉 Pora spojrzeć w przód i zająć się sprawmi które nie dotyczą trasy Global Spirit, ostatniego albumu i zestawień związanych z nimi. Ile można 🙂
BRZMIEĆ JAK MARTIN GORE
Z roku na rok przybywa nowych, młodych zespołów, które marzą o tym by pewnego dnia się wybić, nagrywać płyty i grać koncerty. Na drodze do sukcesu stoi wiele problemów, które trzeba pokonać by osiągnąć zamierzony cel. Kiedy przyszli wymiatacze sceny poczują, że swoimi umiejętnościami mogą się pochwalić szerszej publiczności warto też zadbać o kilka czynników przykuwających uwagę. Obok talentu, mniejszych lub większych braków warsztatowych bardzo wielu z początkujących artystów ma jeszcze jeden problem… sprzęt.
Specjaliści ze sklepu muzyczny.pl pokazali jak dobrać sprzęt, efekty, brzmienia, które z jednej strony pozwolą wypracować własne brzmienie, a z drugiej czasami za niewielkie pieniądze pozwolą być… jak Martin Gore choć przez chwilę… Czytaj dalej BRZMIEĆ JAK MARTIN GORE
I Want You Now to nie wszystko…
Martin podczas pobytu w Berlinie ostro trenował nowy repertuar na swoją cześć występów. Wg ludzi z otoczenia zespołu I Want You Now to dopiero pierwszy z kilku staroci odkurzonych na potrzeby dalszych części trasy.
Nie znamy repertuaru, jaki trenował, ale to dobrze wróży przed koncertami w Polsce. Home jak zwykle jest nie do ruszenia, ale pozostałe dwie miejscówki stoją otworem przed zmianami. Może obawy o zagranie trzech identycznych koncertów w naszym kraju będą nieuzasadnione.
W jakiejś części Martin zaczyna powtarzać swoje patenty z dwóch poprzednich tras. Żeby pokazać kontekst w jakim się obracamy warto przywołać kilka danych z przeszłości:
- Tour Of The Universe – Martin 13 kawałków z czego 8 plumkanych
- Delta Machinę Tour – Martin 14 kawałków z czego 12 pianinkowych + duet z Davem
- Global Spirit Tour – Martin 11 kawałków z czego 1 w pełnej elektronice
Jak widać trasa jeszcze się nie skończyła i Martin ma spory potencjał do zagrania kolejnych rarytasów ze swojego repertuaru. O ile cieszy fakt, że Martin działa w tym kierunku i próbuje odkurzać rarytasy – wyszscy czekamy na Things You Said – to niestety takie wieści nie docierają do nas z obozu Dave’a. Czekamy z niecierpliwością co przyniosą kolejne koncerty.
P.S. Daniel Barassi (webmaster dM) opublikował taki tweet jako komentarz do wydarzeń w Norymberdze:
That reminds me. I still have to FedEx this back to Alan… pic.twitter.com/kLZrGQYF0Y
— Daniel Barassi (@bratmix) January 22, 2018
Jak się nagrywa płytę – poradnik dla początkujących na przykładzie dM
Nie będzie to recepta na nagranie muzyki, nie będzie to też nic, co odkryłoby nieznane zakamarki tworzenia muzyki w studio. Pomyśleliśmy, że zanim wyjdzie płyta spróbujemy opisać kto jest kim w całym procesie produkcji płyty. Od pomysłu po uszy słuchacza. Przegrzebaliśmy zakamarki swoich półek, szafek, dysków twardych, aby wygrzebać przykłady, które pomaga zobrazować całość w sposób możliwie najbliższy prawdziwemu procesowi nagrywania płyty.
Często dostajecie do ręki krążek Waszego ulubieńca i zaczynacie złorzeczyć na producenta, inżyniera dźwięku, kompozytora, wykonawcę, pana od masteringu i wszystkich świętych odpowiedzialnych za produkt finalny, który trzymacie w ręku, bo album nie przypadł Wam do gustu. Tylko dlaczego? Kto jest temu winien i gdzie spaprano robotę. Czasami czytając opinie mamy wrażenie, że mylicie pojęcia albo funkcje ludzi pracujących przy płycie.
Dlatego zachęcamy Was do przeczytania tego tekstu zanim zdecydujecie się kogo powiesić i konkretnie za co, bo jak mówi stare przysłowie: Cygan zawinił, a Kowala powiesili. Pora wskazać konkretnie ‚who is who’, za co odpowiada i jak powstaje płyta. Wszystko oczywiście na przykładach z depeche MODE wziętych. Zawodowcy mogą sobie darować, bo oni nie znajdą tu nic nowego.
Marini & Jari.
Wszystko zaczyna się w głowie…
Tak, wszystko zaczyna się w głowie i de facto w tej głowie też kończy, bo nasz system dźwięko-lokacyjny* umiejscowiony jest właśnie tam. Pora prześledzić proces przejścia muzyki z jednej głowy do drugiej, z głowy artysty do głowy jego słuchacza, odbiorcy, fana… nazwijmy to jakkolwiek. Ten tekst będzie właśnie o podróży czegoś, co na początku jest tylko myślą i na końcu też staje się myślą. Tym momentem, kiedy muzyka włada naszym ciałem, umysłem… naszym życiem.
Pomysł, dźwięk czy melodia krążąca w głowie, czasem słowo, zdanie, myśl są zaczątkami nowego utworu. Nie ma na to reguły, jedne zespoły przychodzą do studia z tekstem, do którego pisana jest muzyka. Inne zaczynają od melodii, która potem dostaje swój tekst. I co ciekawe, czasem jest to kolektywne pisanie (depeche MODE dziś), czasem autorskie (depeche MODE kiedyś), a czasem wręcz despotyczna aktywność vide ’Pink Floyd to ja’ (sir. Roger Watters).
Demo
No właśnie, to jest ten początek wszystkiego. Bez tego ani rusz. I co ciekawe, już na tym etapie dzieją się rzeczy ciekawe, bo o ile jest to demo autorskie to raczej stanowi ono bazę konkretnego utworu, który potem jest szlifowany. Natomiast w przypadku zespołów często odbywa się coś takiego jak jam-session gdzie rejestrowane są kilometry taśmy – o przepraszam – gigabajty dysków, a potem z tej, często kakofonii dźwiękowej, wykrajane są fragmenty, nad którymi warto się pochylić dalej. Jakby tego było mało czasem w takim jam-session można zarejestrować kilka dem jednego utworu (wersja wolna, szybka, w stylu blues, rockowa, popowa, słodko-pierdząca itp. itd.). Takim świetnym przykładem jest np. ’To Have And To Hold’, gdzie panowie Gore i Wilder nie mogli przystać na jedną tylko wersję tego samego utworu.
Przy tym utworze już na etapie dema zapadła decyzja o pójściu dwoma ścieżkami. Jak widać kompozytor w zespole może być jeden, może być ich kilku. Można tak przekształcić oryginał, aby w ogóle nie przypominał dema. Celowo nie zajmujemy się artystami biorącymi nagrania z tzw. publishingu, czyli bazy gotowych nagranych utworów 'do wykorzystania’ – to jakby osobna kategoria w dziedzinie nagrywania albumów i tyczy się raczej artystów niekomponujących i tych z gatunku bycia 'produktem rynkowym’ sensu stricte, których istnienie na rynku definiują zazwyczaj tylko wskaźniki sprzedaży i liczba piszczących fanek.
Aby jeszcze bardziej skomplikować temat to napiszemy, że czasem katowanie jednego utworu na wszelkie sposoby kończy się tym, że powstaje zupełnie nowy utwór, którego pierwotnie nikt nie zamierzał nawet napisać. Więcej… pomysł na jeden utwór sprawia, że kawałek rozjeżdża się w dwie strony dając plon w postaci zupełnie nowych utworów np.:
- U2 na sesji Achtung Baby:
- Mysterious Ways w One,
- depeche MODE podczas nagrywania Black Celebration
- Stripped w Breathing in Fumes,
- Black Celebration w But Not Tonight i w Black Day.
Ot przewrotność losu. Może też stać się jeszcze inaczej. Muzyka zostaje, ale autor wchodzi do studia z demem z jakimś tekstem, wychodzi z innym. Czasem nieznacznie zmienionym, a czasami kompletnie nowym.
A czasami zmiany są takie, że powstają dwa bliźniacze kawałki jak np Vertigo i Native Son w wykonaniu U2. Jak widać zagadnienie dema ma wiele aspektów i sam ten proces często jest najciekawszą częścią całego procesu twórczego.
Kiedy już mamy takie, czy inne demo, zespół siada kolektywnie i decyduje: ta piosenka będzie wolna, smutna, w tonacji e-moll, tamta będzie szybka z mocnym beatem itp. itd. Wreszcie po kilku tygodniach takiego grania, nagrywania, odsłuchiwania i debatowania zespół staje przed drzwiami studio muzycznego z nośnikiem zawierającym np. 17 utworów, z których powstanie wymarzona i wyśniona płyta.
Studio
Hmmm… studio. No właśnie, kiedyś to było takie proste zdefiniować to pojęcie. Wiadomo było, że to taki budynek z kilkoma pomieszczeniami, w tym osobnym dla wokalisty, reżyserką z olbrzymich rozmiarów stołem mikserskim (to ten mebel z takimi suwaczkami góra-dół i tysiącem migających lampek), podwieszonymi kolumnami i szybą. A teraz? A teraz studiem może być wszystko: strych, piwnica, pokój w domu, odpowiednio wytłumiona i odseparowana od hałasu z zewnątrz sala prób. Na przykład U2 użyło zamku Slane Castle na płycie ’Unforgettable Fire’, a depeche MODE starej duńskiej farmy znanej jako Studio PUK na ’Violator’, czy willi gdzieś pod Madrytem na ’Songs Of Faith & Devotion’. Technika pozwala w tym momencie dokonać nagrań każdemu kto jest tylko w posiadaniu komputera (stacjonarny, laptop), stosownego oprogramowania (Steinberg Cubase, Cakewalk Sonar, Pre Sonus Studio One, Pro Tools, Logic Pro itp.), mikrofonu, karty dźwiękowej i kilku kabelków. No właśnie – karta dźwiękowa, to chyba najważniejszy element tej wyliczanki. Dlaczego piszemy o karcie dźwiękowej skoro każdy laptop ją ma? Cóż. Fiat 126p to też samochód, ale jednak w wyścigach formuły 1 nie startował i nie startuje. Do nagrań, które mają mieć charakter profesjonalny taka karta to jednak ciut za mało, dlatego na potrzeby domowych studiów nagrań stworzony wszelkiej maści karty dźwiękowe wewnętrzne lub zewnętrzne, które są bardzo dobrymi konwerterami sygnału analogowego na cyfrowy, bo ostatecznie w takiej postaci nasza muzyka, czy raczej muzyka naszego zespołu, trafia na dysk komputera. Taki cały zestaw zawierający owe przetworniki analogowo-cyfrowe, a czasem i dodatkowe urządzenia nazywa się interfejsem audio.
No dobra jesteśmy w momencie, w którym nasz zespół staje przed dylematem: nagrywamy w domu, w warunkach mniej komfortowych czy jednak użyjemy studia nagrań. Powiedzmy, że to taki znany zespół z Anglii, więc nie bawi się w tzw. home-recording tylko idzie do takiego Abbey Road Studio (Londyn) czy Electric Lady Studio (Nowy Jork), aby nagrać kolejny album ku uciesze wiernych fanów. Jest demo, jest studio, jest sprzęt. Pora wybrać… Producenta.
Producent
I to jest ten najważniejszy moment dla każdego nagrywającego zespołu z punktu widzenia późniejszego miejsca na wszelkiej maści listach sprzedaży, popularności czy wewnętrznego rankingu fanów opartego na szacunku i uwielbieniu twórczości. Można powiedzieć, że od tej decyzji zależy właściwie wszystko, co dalej będzie się działo z nagrywanymi utworami. Kim do cholery jest ten producent, że to takie ważne?
W skrócie Producent to taki zatrudniony przez zespół Kierownik Budowy (albo Projeckt Manager, że pojedziemy korpo-gadką), projektu pod nazwą płyta. Najczęściej to ktoś mocno siedzący w branży muzycznej, znający najnowsze trendy panujące w muzyce w danym czasie, albo mocno specjalizujący się w jakimś stylu, albo po prostu ktoś kto się zna na wszystkim co związane z nagraniem płyty, tak dobrze jak zespół, albo jest nawet lepszy od zespołu w tej materii (częste u debiutantów) i zespołowi dobrze się z nim pracuje. Często też jest to ktoś, kto intuicyjnie potrafi poznać z jakim typem artysty współpracuje, zna jego potrzeby muzyczne, możliwości i ograniczenia. Co ciekawe – producent wcale nie musi być muzykiem! Nie musi nawet umieć grać na niczym (choć najczęściej umie i to całkiem nieźle), bo też i nie taka jest jego rola. Jego rolą jest nakierowanie zespołu na to, aby nagrania szły w jednym spójnym kierunku, aby wyciągnąć z muzyków jak najlepsze pomysły i umiejętności (choć czasem to osoba, która też te umiejętności musi temperować, ale o tym potem…). To ktoś, kto w stosownym czasie pogładzi pana muzyka po głowie i ojcowskim tonem powie jaki jest świetny tylko po to, by za chwilę walnąć owego muzyka w tę samą głową uświadamiając mu jak bardzo się myli w tym, czy innym momencie pracy. Gdyby porównać to do innej z muz – filmu, to producent jest kimś na kształt reżysera filmu – można mieć super scenariusz (demo), super aktorów (zespół), ale jeżeli całość trafi w ręce jakiegoś dyletanta, to nawet z najlepszej rzeczy zrobi on najwyżej hit klasy B. Jesteście w stanie wyobrazić sobie co z 'Lotem Nad Kukułczym Gniazdem’ uczyniłby np. pan Krzysztof Zanussi (ksywka 'Zanudzi’) gdyby scenariusz trafił do niego, a nie do Milos’a Forman’a? No, to coś w ten deseń jest właśnie z tym producentem.
Dlaczego napisaliśmy, że producent nie musi umieć grać, albo znać się na muzyce od jej technicznej, szkolnej strony? Jak już wspomnieliśmy producent to kierownik projektu. Takie 'oko Boga’ czuwające nad wszystkim. Zadaniem producenta nie jest obsługa instrumentów, więc z tego punktu widzenia nie musi on posiadać tej umiejętności. Ciekawostką jest np. to, że wzięty producent William Orbit nagrywając z Madonną 'Frozen’ i 'Rey Of Light’ nazwy dźwięków pisał sobie ołówkiem na klawiaturze, aby lepiej orientować się kto i co do niego mówi. Choć i przykład naszych ulubieńców pokazuje, że czasem ’muzykowi’ też warto napisać coś na klawiaturze, patrz Andy Fletcher.
Producent ma przede wszystkim być, słuchać, wypowiadać się, czuwać i w stosownym momencie reagować. Można przyjąć, że na swój sposób jest on też takim reprezentantem fanów i odbiorców tworzącego się produktu. Ma dbać o to by zespół, mimo chęci na przykład poeksperymentowania, nadal obracał się jednak we właściwej stylistyce. Producent jest zatrudniony, aby popłynąć na nowe rejony muzyki i wtedy pomaga zespołowi odejść od znanych szufladek. Producent może być również zatrudniony, aby strzec świętego ognia i nie pozwolić zespołowi na zbytnie szaleństwo, właśnie wtedy gdy zespół tego chce. I tu ogromne ukłony dla producentów albumu ‚Songs Of Faith And Devotion’. Dla depeche MODE była to spora wolta stylistyczna, a jednak zadbano o to, żeby było to nadal znane i kochane depeche MODE z charakterystycznymi cechami właściwymi tylko dla tego zespołu. Zaraz… producentów? To może być ich kilku? Może. A dlaczego nie? Nad albumem może pracować jedna osoba, team producencki lub kilku niezależnych producentów, niemniej jednak nadających na tych samych falach. To już jakby osobisty wybór artysty, czy zespołu zależny od budżetu czy tzw. widzimisię. Nominalnie producentem trzech ostatnich płyt depeche MODE był Ben Hillier, ale tak na prawdę zespół zatrudnił team producencki 140 dB, który był odpowiedzialny za cały proces twórczy. Zespół zostawił sobie stworzenie dem i wybór studia. Reszta, czyli produkcja, programowanie, mix, mastering było w gestii teamu producenckiego 140 dB.
Wspomnieliśmy wcześniej, że producent to też ktoś kogo rolą jest nawet stopowanie umiejętności muzyków. I to prawda. Dzieje się tak w przypadku np. wszelkiej maści wirtuozów instrumentu, gdzie artysta w procesie twórczym potrafi czasem nieźle 'odlecieć’ z solówką, czy inną zagrywką. Rolą producenta jest wtedy wyważenie wszystkiego i takie dobranie wyrazów ekspresji, aby nie stały się one czynnikiem męczącym słuchacza.
No dobrze, to mamy demo i pomysły, mamy chęci, sprzęt, studio i producenta. Zabieramy się do roboty!
W kolejnym odcinku dowiecie się co to jest realizacja, miks, mastering, postprodukcja, tłoczenie i jaki ma to finalny wpływ na to jak odbieracie słuchaną muzykę i czemu te procesy są ważne i często pomijane w zrozumieniu muzyki.
Koniec części pierwszej.
* Wiemy, że jest echolokacja, ale my go sobie tak nazwaliśmy na potrzeby tego artykułu – bo o brzmieniach i dźwiękach będzie tu sporo.
Interview with… Jonas Öberg from electronic act Michigan
Theirs productions has done some buzz among fans of depeche MODE recently. All thanks to Alan’s bank of sounds used on tours by depeche MODE in 80’s and 90’s, plus huge dose of talent and dedication.
I found interesting to give some questions to man who spent his talent and time to bring back to life masterpiece of the band at it’s best times. Why, what was the reason and what can you expect next. All of this and more…
You have appeared in People’s minds recently because of your activity on SoundCloud and uploading (almost) original live tracks from tours when Alan was in the depeche MODE. But you did a lot in the past. Please introduce yourself.
Haha, yes, it’s funny how people are noticing the work I’ve done. Well, my name’s Jonas Öberg and I’m in my 40’s. Im a musician, songwriter, singer, producer whatever for myself and the electronic act Michigan. With Michigan I’ve record some albums and a couple of singles in the past. We play electronic music and are devoted to it. It’s been many years since we released a record, but hopefully we will record another one later this year.
It’s not your first activity around depeche mode revisiting, reinterpreting music of this band?
No it’s not. We’ve performed some DM tracks in the past.
Music is very vivid in your life did you get the directional education or you are self-made man?
I’m a self-made man. Music’s always been a big part of my life.
OK, let’s focus now on synths from max bank. How did you get this synths? What was the reason to get them?
Well, I got in contact with a couple of guys in the Internet, and we decided that we should try and buy the sounds from the actual auction that Alan hosted. And yes, we got one of the discs. The reason, at least for me, was that I wanted to hear the specific parts/sounds he used for his setup, without the rest of the track.
When the idea born in you to put together all bits and pieces?
When I got a hold of the samples I guess.
How did you managed with Martin Gore’s guitar parts?
There’s not a lot of them in the tracks from the 80’s, I’ve sampled some, and I’ve created some.
How big is your input in the tracks. Did you sampled the studio tracks, or created tunes using original setups?
It’s a mix between everything basically.
What is your hardware and software workshop?
I’m working in Cubase 8, with mainly Native Instruments softwares, even bought their Komplete Control. NI’s has taken control of my life, it’s so good….hahaha. Then I use a lot of other stuff, I’ve got the whole Arturia library/setup, and a bunch of other software synths.
Before we start this interview we exchanged few emails and you said that songs weren’t complete. What was missing, which parts? How much of you is in these tracks? What is the ratio of original and created by you (average)?
Most of the actual sounds are of course directly from DM’s catalogue. But, I’ve put them together in a way that I never thought was possible at first. There are a lot of things going on in the background in a DM track. So, every track has got some 30-60 hours of work, just to put the right sound in the right place.
Did you use World Violation Tour backing tapes which are circulating around the depeche universe since years?
No, I didn’t.
Did something amazed you during your work on this project?
Yes it did. I noticed how clever the guys (Alan) were in terms of how to reuse a sound from time to time. That´s why I guess, that at least I, felt that every album has some kind of connection to each other.
Did you finished all productions from Alan’s files? How many in total tracks did you made or going to make?
Alan’s files did help, then again a lot of sampling and some own creativity. Don’t know really, I’ve made some 75-80 tracks during the years.
There are some songs which depeche MODE played in several tours. On every tour these songs were played differently like New Life on Construction Tour and on Some Great Reward Tour, or Everything Counts which had different arrangements in 87, 90 and 93. Can we expect all of them from you?
haha…. No, you can’t expect that from me. I have other projects that I’m working on, such as writing new material for Michigan.
During several tours depeche MODE prepared some songs to play live but then didn’t play them like I Want You Now in 87/88 or Leave In Silence in 1993. Did you found/perpared any of them?
I’ve done both I Want You Now, and Leave in Silence. But I haven’t heard the version of the years you mentioned, guess not many have. So I decided to do whatever I could with the sounds I have for the tracks and it turned out to be versions from 1994 and 1986.
I found on your profile songs like To Have To Hold or But Not Tonight, which weren’t played live. Are these songs reflects to my previous question or is it only your creativity and initiative to prepare these songs?
I got curious on how they created the „lead sound” for But Not Tonight, and I had my idea on how to actually make it sound like the original. It’s a mix between already existing sounds from other tracks on mostly Black Celebration, then mixed down and put thru some effects.
You are playing with your project live as support and as headliner tell us something about it.
Yes I did. It was a couple of years ago now, but we toured a lot in Germany back then. We were support act for De/Vision on their „Noob-tour”, we´ve played some festivals and some other gigs.
And during this tour you did visit Poland. Any memories, flashbacks?
It was nine years ago…Time flies…… No, memories really, besides that we had a lot of fun.
Thank you for the nice interview and thank you for your effort.
Po mojemu – podsumowanie 2015
Na bezrybiu i rak ryba… tak pokrótce można opisać podsumowanie roku 2015. Co prawda coś się dzieje, coś się dzieje… 😉 ale o tym albo jeszcze nie wiemy, albo nie znamy doniosłości tych faktów. Póki co wybór z tego, co było w depeszowskim świecie jest taki sobie.
Zastanawiając się co wybrać z Depeche Extended Universe ciężko jest wybrać coś, co pozwoliło by powiedzieć, że to jest ten walec, który rozwalił system w naszym świecie. Każdy z poniższych wyborów ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.
Na pewno nie wybrałem pseudo trasy Andy Fletchera, który kolejnym wyjazdem zjada już własny ogon, a znając przebieg poprzednich występów od zaplecza można je przyrównać jedynie do stania za sterami niektórych miszczów laptopa na zlotach.
Nie wybrałem również 25 rocznicy Violatora, głównie z powodu tego, że wytwórnia zawiodła. Nie zespół, a wytwórnia. Takie akcje, jak wydawanie kolejnych odświeżonych, wzbogaconych i rozbudowanych edycji z okazji kolejnej rocznicy to domena speców od marketingu i sprzedaży.
W myśl zasady „Shout up and take my money” oczekiwałem, że pojawi się okolicznościowy film, nowa wersja płyty, specjalne obchody, promocje, akcje w mediach. Niestety… Gdyby nie fani i ich liczne projekty, to temat jednej z najważniejszych płyt zamykających lata 80. i wyznaczających wejście na salony kluby muzyczne muzyki elektronicznej w latach 90. zostałby praktycznie nie zauważony. Gdyby nie dziennikarze siedzący głęboko w temacie również nie było by po tym śladu w mediach.
W tym roku mamy kolejne rocznice – 35 lat Speak & Spell, 30 lat Black Celebration, 15 lat Exciter i jestem dziwnie spokojny, że nie zobaczymy nic, kompletnie nic w tym temacie… no chyba, że fani się znowu zbiorą w sobie… Wybrałem trzy inne pozycje.
Miejsce 3.
Debiutancka płyta projektu MG
Przyznam się, że jest to kompletnie nie moja zatoka fascynacji elektroniką Martina i zdecydowanie wolę jego zamiłowanie do zabaw starą elektroniką uzewnętrznioną na 3 ostatnich płytach depeche MODE, niż to, co prezentuje na tej płycie.
Nie mniej należy docenić to, że się chłopakowi chce… nadal. Mogę tego nie lubić, ale mimo wszystko doceniam zaangażowanie i potrzebę tworzenia, bo to oznacza, że ma coś jeszcze światu do powiedzenia. Pytanie tylko, czy świat na to czeka…
Miejsce 2.
Marsheaux
Znowu nie do końca moje tematy muzycznie (choć bardziej, niż projekt MG), nie mniej jeżeli podchodzimy do tego tematu bez żyły na czole i napięcia rodem z toalety, to cały pomysł ma swoją urodę i nieznośną lekkość bytu.
Rozmawiając z dziewczynami przed ich koncertem w Warszawie dało się odczuć, że nie jest to coś na serio, ale rodzaj odskoczni od regularnej twórczości obu Pań. Patrząc na ten album, jak na wykwit twórczości coverbandu otrzymujemy efekt więcej niż zadawalający. Duży szacun za to, że Paniom się chciało spędzić czas i wydać pieniądze na pracę w studio.
Pojawiły się gdzieś określenia pokroju, że to najlepsze covery depeche MODE ever. Pewnie dyskutowałbym w jednym, czy w drugim przypadku, ale jako całość – pomysł na muzykę, pomysł na oprawę graficzną, sesję okładkową i zaangażowanie – projekt ten dostaje wysokie noty nie tylko za technikę ale i za styl. Nie jestem zwolennikiem nagrywania całych albumów na nowo, jak to robią zespoły którym nie podoba się własna twórczość z przed lat, ale muzycznie nowe podejście Marsheaux sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy gdyby depeche MODE wydało w 1982 ten album właśnie w takim brzmieniu, to czy nadal byłby to najgorszy album depeche MODE w historii. Aż boję się zastanawiać, co by było gdyby Marsheaux wzięło się za Some Great Reward, jak to rozważały na starcie.
Mnie osobiście urzekło wydanie wersji extended – formatu zapomnianego w naszych czasach – który w latach 80. był znakiem rozpoznawczym takich zespołów, jak depeche MODE. Szczerze polecam słuchanie tego projektu właśnie w tej wersji… jest wiele do odkrycia.
Właściwie tylko jedna sprawa jest rysą na szkle – czerwcowy koncert w Progresji. Jeden z niewielu występów promujących ten album przez Marsheaux, niestety z taśmy, niestety udawane grania przed ludźmi, którzy przyszli usłyszeć The Sun & The Rainfall na żywo (i to dwa razy), dostali i muzykę i wokal odpalany z laptopa… Ja osobiście czekam nadal na The Sun & The Rainfall na żywo, tak jak nadal czekam na Things You Said live… może przed 50. się doczekam 😉
Miejsce 1.
Dave Gahan & Soulsavers.
Przed wydaniem płyty i trasą zastanawiałem się, czy jest to 3. solowa płyta Dave’a, kolejny album Soulsavers, czy może debiutancki album nowego projektu powstałego na gruzach dwóch pierwszych. Dziś wiem, że dla mnie była to 3. solowa płyta Dave’a.
Wywiady, artykuły, a przede wszystkim koncerty. Wszędzie istniał tylko Dave. Właściwie tylko oglądając EPK kurtuazyjnie pojawia się reszta projektu i zamienia kilka słów z wywiadującym.
Nie mogło być inaczej, jeżeli oficjalna strona Dave’a została w całości przerobiona na potrzeby promocji, a oficjalna strona Soulsavers pamięta nadal promocję poprzedniej wspólnej płyty i do tego, jeszcze coś się na niej posypało ostatnio.
Na koncertach właściwie istniał tylko Dave, to on kreował całe widowisko, to on był tym, który skupiał uwagę publiczności. Pomogli w tym fani, którzy przyszli właściwie dla niego, a nie Soulsavers. Jestem ciekaw jak wielu fanów Soulsavers było na koncercie, którzy przyszli dla tego projektu, a nie dla Dave’a, jak wielu z was zna poprzednie płyty z przed The Light The Dead Sea. Ciekaw jestem, jak wielu z was słuchało najnowszej płyty Soulsavers – Kubrick, która wyszła już po wydaniu Angels & Ghosts. Ci co lubią pierwszą produkcję Dave’a i Rich’a to znajdą wiele wspólnych i ciekawych klimatów. Ci co nie lubią, albo są nie są fanami Soulsavers, a są fanami Dave’a, niech nie sięgają, bo nie znajdą tam nic.
Nawet jeżeli intencja była inna, to cały projekt Angels & Ghosts zaistniał, wypromował się tylko dzięki Dave’owi. W wywiadach istniał tylko temat Dave’a jego osobowości i… depeche MODE.
Muzycznie mam mieszane uczucia, bo muzyka nie do końca jest tym, co mnie kręci. Wolę twórczość Dave’a z drugiej płyty. Koncert muzycznie również nie był zachwycający, bardzo niezgrany zespół był jedynie dopełnieniem, a nie pełnoprawnym uczestnikiem wydarzenia. Każdy muzyk skupiony na tym, aby słyszeć tylko siebie robił wszystko jedynie, aby zagrać swoje.
Do tego zmasakrowane bisy dopełniły reszty. Właściwie osłodą dla fana depeche MODE może być jedynie Condemnation (oczywiście jeżeli lubisz ten numer). Sam nie jestem fanem tego kawałka, ale jeżeli już bym miał wybierać, to chciałbym go słyszeć na koncertach w takiej właśnie wersji. Na pewno nie chciałbym usłyszeć Walking in My Shoes. Jedna wielka pomyłka od początku.
Kończąc już moje wywody dlaczego jest to dla mnie numer 1. 2015 roku musiał bym jeszcze napisać dokładnie to samo, co w przypadku Martina. Cały ostatni akapit.
To nie był łatwy wybór. Jest jednak nadzieja, że 2016 i 2017 przyniosą więcej. Podobno jest na co czekać. Podobno się w zespole pozmieniało, podobno ma być na nowo… (będzie o tym w kolejnym wpisie). W każdym razie mniej wypadków pokroju pseudo djskiej trasy Fletch’a, więcej radości z nowego depeche MODE i niech MODE on the ROAD będzie z Wami… bo wiedzcie, że coś się dzieje, coś się dzieje…
I Want You Now
[Aktualizacja 2014.01.26]
Co jakiś czas odkrywamy różne smaczki z minionych tras dopełniających naszą wiedzę o koncertowej historii depeche MODE. Jedną z największych niewiadomych są faktyczne liczby utworów przygotowanych na każdą z tras. Setlisty grane na trasach, to jedynie wypadkowa pewnych wyborów i upodobań kiedyś czwórki, a potem trójki Panów z depeche MODE.
Dożyliśmy takich czasów, że obecnie wiele spraw wypływa jeszcze w czasie trwania tras. Dawniej dopiero po latach dowiadywaliśmy się o niezagranych utworach na Devotional Tour, a o niezagranym utworze w czasie US Summer Tour dowiedzieliśmy się przez przypadek w czasie aukcji na której Alan wyzbywał się klejnotów rodowych. Póki trasa trwa jest jeszcze nadzieja na Nothing, czy na pojawienie się innych perełek. Tym czasem zespół uraczył nas Stripped, który pojawił się na koncertach po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27.
W 1983 roku depeche MODE próbowało przed trasą Work Hard. Były różne spekulacje, że był grany, że nie był grany. Dziś, po przeszło trzydziestu latach można by już stwierdzić, że ten kawałek nie był grany nigdy na żywo. Zespół próbował go na próbach w Hitchin, ale nigdy nie zdecydował się na włączenie tego numeru do setu koncertowego.
Są też utwory, które próbowane są na trasie, ale finalnie nie wchodzą do setu, bo nie leżą jednak Dave’owi. Pół biedy, gdy kawałek dostaje szansę pojawienia się na trasie na jednym, czy dwóch koncertach. Tak było z Here Is The House, Fragile Tension, czy In Sympathy. Dziś wiemy, że In Sympathy było reanimowane jeszcze na próbach przed koncertami w Nowym Jorku w 2009 jako zamiennik na drugą noc, ale ostatecznie poległ w starciu z dwójką Miles Away / Come Back.
Czasami zdarza się, że info o planach zagrania jakiegoś kawałka wypływa zanim numer został zagrany na żywo, bo jacyś fani przypadkowo mieli włączony sprzęt i nagrali całą próbę 😉 Tak się zdarzyło z Condemnation przed koncertem w Warszawie 2001.09.01, który pojawił się na żywo jako zamiennik na drugiej nocy w Berlinie 2001.09.06. Kto nie słuchał ten może teraz:
Historię tego nagrania opisałem onegdaj we wspomnieniach – Exciter Tour In My Eyes.
I tu dochodzimy do tytułowego I Want You Now. Wiemy, że numer był grany w 1990 jako podstawowy numer z solowego setu Martina. Wiemy, że numer zrobił furorę w triphopowym remixie na trasie w 1994. To jest elementarz tych tras. Ostatnio historia dopisała może nie kolejny rozdział, ale raczej prolog do koncertowej historii I Want You Now.
W 1988 roku podstawowym numerem granym przez Gore’a w swojej części setu było Pipeline. Grane od października 1987 aż do końca drugiej trasy po Europie w marcu 1988. Martin jednak kombinował, co by tu zmienić, aby nie grać tego samego (swojego) setu na dwóch europejskich nogach Music For The Masses Tour. Wybór padł na I Want You Now. Numer był przygotowywany do grania w czasie brytyjskich prób przed koncertami w styczniu 1988. Było to na krótko przed powrotem na kontynentalną Europę, na której spędzili już wcześniej przeszło miesiąc zlewając wcześniej kompletnie Wielką Brytanię.
Stało się jednak inaczej i numer nigdy nie wszedł do setu, a zespół po za kilkoma podwójnymi występami tłukł ten sam set przez obie nogi Music For The Masses Tour w Europie. Wg dzisiejszych standardów zespół naraziłby się na gromy ze strony fanów za oklepaną i monotonną setlistę, oraz brak zmian z syndromem WTF włącznie.
Czemu Gore nie włączył tego kawałka do setu? Tego nie wiem. Wiem jednak jak brzmiał ten numer. Zanim o brzmieniu I Want You Now cofnijmy się do roku 1985. W owym roku zespół gościł, po za pierwszą ever wyprawą za żelazną kurtyną, również w Japonii. Jednym z punktów programu były trzy koncerty w Tokio, które, aby trochę urozmaicić monotonię występów doczekały się aż 1 zmiany. Zamiast Somebody fani usłyszeli It Doesn’t Matter. Patent na zagranie tego numeru wyglądał prosto. Do podkładu z Somebody Alan dogrywał akordy z It Doesn’t Matter, a Gore dośpiewywał swoje.
Dokładnie ten sam patent chciano powtórzyć z I Want You Now. Na próbach zespół użył podkładów z Pipeline, cała reszta był dogrywana przez Alana na klawiszach i Martina na gitarze.
Skąd o tym wiem? Otóż niedawno wypłynęła paczka mniej lub bardziej znanych prób z całego przekroju historii zespołu. Głównie z lat 80. Właściwie znałem większość z tego, co zostało udostępnione. Z wyjątkiem jednej perełki – próby zarejestrowanej przed koncertem w Manchesterze 1988.01.19, która służyła nie tylko ustawieniu sprzętu przed koncertem, ale również testom kandydatów na wejście do setu koncertowego. Martin próbował, próbował i nic… Ech skąd my to znamy…
AKTUALIZACJA:
Nie przypuszczałem, że powyższy tekst ma charakter rozwojowy. Wczoraj [2014.01.26] dane mi było przesłuchać jeszcze jedną próbę z I Want You Now na pokładzie. Tym razem jest to zapis próby z Hamburga 1988.02.06-07. Nie wiem dokładnie kiedy miała miejsce ta próba, ale na pewno przed pierwszym koncertem. Martin zawzięcie próbuje ten kawałek. Mam wrażenie, że plany były na wymianę 2 numerów z setu Gore’a, ale finał był inny. Co ciekawe istnieje zapis z prób przed koncertami w Londynie 1988.01.11-12 i tam po za katowaniem Behind The Wheel zespół odświeża sobie jeszcze Just Can’t Get Enough, które zastępowało na drugiej nocy Plesure, Little Treasure. Jak widać zespół miał świadomość, że wraca na odwiedzane już terytoria i brał pod uwagę zmiany w setliście, aby na stałe wymienić Pipeline, albo jedynie na koncertach drugonocnych. Ciekawe, co pozytywna decyzja na tak dla I Want You Now oznaczałaby np dla Never Turn Your Back On Mother Earth? I czy na 101 dalej słyszelibyśmy Somebody?
Można dodać jeszcze jeden punkt do spisu ciekawostek, jakie napisałem na 25-lecie 101.
P.S. Uprzedzając pytania, nie podam linku do miejsca skąd można pobrać pliki, ale radzę dobrze poszukać na sieci. Kawałki już są do zdobycia, a za chwilę będą dla wszystkich.
depeche MODE sp. z o.o. [akualizacja]
To że depeche MODE to produkt firmy (firm) to nic odkrywczego. Nie dostrzegać tego faktu może jedynie ślepy fanboy. Za tym zespołem stała zawsze chorda firm powiązanych kapitałowo z członkami zespołu. Nie jest to żadna odkrywcza konstatacja, tak działają wszystkie zespoły i artyści. Jak wynajmowaliście zespół na wesele, studniówkę, czy inna uroczystość, to przeważnie też płaciliście firmie, której produktem był zespół i muzyka grana przez nich. depeche MODE nie odbiega od tego schematu. Co może być zaskoczeniem dla Was, to stopień skomplikowania tego, co jest w tzw tle.
Wszystkie firmy, jakie członkowie zespołu i ludzie pracujący dla zespołu powstawały przede wszystkim po to, aby chronić swoje interesy jako autorów tekstów i muzyki. depeche MODE jest nielicznym przykładem posiadania praw do swoich utworów, co w przypadku nawet tak wielkich gwiazd, jak Rolling Stones, czy The Beatles nie jest wcale takie oczywiste. A drugi cel, jaki mieli członkowie zespołu, a w szczególności ludzie pracujący dla zespołu, to tzw optymalizacja podatkowa.
To co przeczytacie poniżej, nie jest do końca mojego autorstwa, a przynajmniej podstawowe opracowanie nie zostało zrobione przeze mnie. Tekst został zaczerpnięty od kogoś, kto rozgryzł ten temat na potrzeby fanów i opublikował swój wpis na forum Home jakiś czas temu. Temat zaplecza biznesowego został rozgryziony do czasów Sounds Of The Universe i nie obejmuje czasów Delta Machine. Wynika to również tego, że wiele z tego, co tu przeczytacie znajduje się po prostu w książeczkach i tourbookach, a gdy powstaje ten tekst nowego albumu jeszcze nie ma na półkach sklepowych. Wystarczy potem doczytać ze zrozumieniem książeczkę i będzie errata. No nic miłej lektury wpisu fana o nicku devotional83. Po drodze i na końcu dołożyłem kilka groszy od siebie, jako dopełnienie i efekt grzebania poniżej tego, co devotional83 opracował. Tłumaczenie jest fontem regularnym, moje dopiski kursywą. Zorientujecie się…
_
Prawny status zespołu w zakresie praw autorskich może wydawać się nieco skomplikowany, jednak wszelkie zmiany i przekształcenia własnościowe prowadziły do tego, że depeche MODE (a tak na prawdę Martin Gore / Alan Wilder / Dave Gahan & Co. jako autorzy tekstów i muzyki) są nadal właścicielami swoich utworów. Większość z tego, co przeczytacie jest znana, ale zebrałem to dla tych, dla których może to być nowe (myślę, że dla tych, co znają temat zebranie w takiej formie, jak poniżej też będzie to pewną nowością). depeche MODE, zasadniczo samodzielnie zarządzają swoimi prawami autorskimi i zachowali pełną kontrolę nad prawami do swojej muzyki. W 1984 zespół założył firmę Greataim Ltd. (Wielki cel), której zakres działalności, to: „Przedstawienia sceniczne i inne artystyczne i literackie dzieła” (Live Theatrical Presentations & Other Artistic & Literary Works – wyciąg z brytyjskiego KRS). Wszystkie przepływy w zakresie pracy w studio i na scenie przechodziły właśnie przez tą firmę. Niedługo potem, w tym samym roku, firma zgrabnie zmieniła nazwę na Demilune Ltd, a następnie w 1992 na Depeche Mode Ltd.
W 1988 zespół założył również firmę Rapid 5592, która w tym samym roku zmieniła nazwę na Masses Managment, jej zadaniem było zarządzanie bieżącymi sprawami zespołu – (tzw own management). To właśnie tu możecie znaleźć takie nazwiska jak: Jonathan Kessler, Daryl Bamonte i John Joseph Fanger (JD Fanger) (To właśnie z tych czasów pochodzi rola przypisana Andiemu, jako człowiekowi ogarniającemu sprawy finansowe w zespole.). JD Fanger pojawia się również w dokumentach Depeche Mode Ltd., oraz w kolejnej firmie – założonej przez Martina Gore’a – Grabbing Hands Music Ltd., jak osobisty asystent. Grabbing Hands powstaje w 1983 i ma zarządzać prawami Martina, jako muzyka i tekściarza. Dla was praca Johna jest głównie widoczna w postaci linijki tekstu – JD Fanger of the DM office.
W 1992, po prawie roku funkcjonowania, Depeche Mode Limited zostało przekazane w zarządzanie firmom zewnętrznym CCS Directors Limited/CCS Secretaries Limited, których to głównym zadaniem było zrobienie porządku w księgach. Już w 1993 (9 kwietnia 1993 – taka data figuruje w dokumentach firmy. Od tego czasu aż do dziś wszyscy członkowie zespołu są we władzach tej spółki. Więcej o tym niżej będzie.) zespół przejął stery firmy ponownie i powierzył John’owi prowadzenie księgowości. Zadaniem większości firm zewnętrznych zaangażowanych w prowadzenie biznesu depeche MODE było zatrudnione jako pomoc / doradztwo w rozkręceniu biznesu, zanim zespół przejął pełną kontrolę na firmą.
Venusnote Ltd. zostało założone w 1995, a powód był prosty: odejście Alana. Depeche Mode Ltd. nadal istniało, ale działalność operacyjna została przeniesiona ponownie do Demilune Ltd. Demilune krótko, w latach 1994-1995, posiadało „egzotyczną” filię prowadzoną przez firmę Waterlow Nominees/Waterlow Secretaries.
Masses Management również zaprzestało działalności po odejściu Alana i prawdopodobnie rozwiązało się w 1998. Co ciekawe Jonathan Kessler był wymieniony, jako formalny manager po przez swoją firmę Baron Inc. Kessler również posiada firmę publishingową, której dyrektorem był Dave od początku działalności w 1992 (ciekawe, czy to wiązało się już wtedy z solowymi planami Dave’a. Przypomnę, że w czasach, gdy Dave mieszkał w Los Angeles pracował nad swoimi autorskimi kawałkami, które zostały skradzione przez ówczesnych „przyjaciół” od dragów. Jedynym śladem tamtych czasów jest utwór z repertuaru Roxy Music – Song For Europe), ale nie są znane, żadne utwory Dave publikowane przez tą firmę. Jak wynika z lektury „remasterów” wszystko opublikowane przed rokiem 1995 należy do Demilune, a po 1995 do Venusnote. Te dwie firmy posiadały (posiadają?) wszystkie prawa do utworów (wersji źródłowych) wszystkiego, co wyszło w latach 1981-2006, włączając w to dema, outtake’i, (nieopublikowane wersje utworów np remixy). Co jest ciekawe, to fakt iż Demilune zostało rozwiązane w 2009 roku, tak więc Venusnote jest najdłużej działającą firmą z obozu depeche MODE i Alan nie jest zaangażowany już w nią. (To był/jest(?) ostatni punkt łączący trójkę z Basildon z Alanem. Wygląda na to, że w pewnym sensie, w niektórych sprawach, np. z prawnego punktu widzenia Alan był współudziałowcem (właścicielem) firmy depeche MODE aż do 2009 (a ja myślę, że jest nadal), ze znanych mi dokumentów wiadomo, że nastąpiły pewne ruchy kadrowe w strukturze firmy w 1995, ale może też tak być, że faktycznie to Alan zaprzestał tylko nagrywania i występowania na scenie, bo w depeche MODE faktycznie był/jest… depeche MODE sp. z o.o.. Nie mniej kontakty na podłożu finansowym nadal istniały. Nie mam tu na myśli tantiem, bo to jest coś oczywistego, nadal odprowadzane są na rzecz Alana. Tu chodzi o kwestie zarządzania prawami i reprezentowania części interesów Alana, które nadal ulokowane są w depeche MODE. Czemu tak długo to się ciągnęło? Myślę, że wynikało to z faktu, iż Panowie przez lata nie rozmawiali ze sobą, a wpadki typu pominięcie Alana na filmie do składanki The Videos 86>98 skutecznie ochłodziły relacje. Dopiero przekształcenia na linii Mute – EMI (2002), a później EMI – Mute (2008), prace nad remsterami, rozwód Alana i Martina, zmusiły całą czwórkę do podjęcia wysiłku wyjaśnienia tych spraw wspólnie. Warto skojarzyć fakty, że do wspólnego występu dochodzi w lutym 2010, po wyjaśnieniu i wyczyszczeniu wszelkich kwestii prawnych i finansowych w 2009. Również w tym czasie (17.02.2010) dochodzi do owej niesławnej sceny kłótni Andiego z resztą zespołu, której Alan był świadkiem w Londynie. Jako powód podawane jest właśnie tło finansowe i dysproporcja w zarobkach jego i reszty. Analizując dokumenty Venusnote Ltd, znaleźć można i takie, gdzie pewne ważne decyzje zapadły właśnie podczas tej wizyty w Londynie i właśnie datą 17.02.2010 są opatrzone. Trudno nie mieć przypuszczeń, że tak późne pojawienie się Alana na scenie (od odejścia w 1995) nie miało li tylko muzycznego charakteru. A jak pamiętamy głównym powodem odejścia było niedocenienie, również finansowe.)
Te zmiany prowadzą jednak do pytania o mastery z przed 1995 roku. Odpowiedzią będzie stwierdzenie, że nie ma czego się obawiać, ponieważ odpowiedzią na to jest depeche MODE ltd. Firma co prawda nie prowadzi działalności operacyjnej, to formalnie jednak istnieje i jest w posiadaniu masterów i praw. (W dokumentach firmy można wyczytać, że stanowiska dyrektorskie (właścicielskie) posiada tam cała czwórka z Alanem włącznie do czasów obecnych, a JD Fanger zajmuje się prowadzeniem biznesu w ich imieniu.)
Martin posiada prawa autorskie (kompozytorskie) do swoich utworów przez Grabbing Hands Music – nawet do utworów z lat 1981-1983, do których wcześniej prawa autorskie posiadało Sonet – Martin zatrudniał Sonet jako zarządce praw aż do 1992, kiedy to zarządzanie prawami zostało przeniesione do EMI. To właśnie dlatego EMI Music Publishing Ltd. widnieje nieraz równolegle do Publishingu Sonet. To wszystko odbywa się na zasadach licencjonowania praw i oznacza to tyle, że teraz EMI pobiera tantiemy w imieniu Martina. Przy niektórych utworach pojawia się jeszcze inna nazwa firmy Grabbing Hands – a dokładnie Grabbing Hands Overseas, był to zagraniczny oddział angielskiego Grabbing Hands Ltd, który działał w latach 1992-2009.
Prawa autorskie w imieniu Dave’a pobiera firma JJSR, która jest jego publishingiem od 2003. (JJSR to pierwsze litery imion dzieci Dave’a – Jack, Jimmy, Stella-Rose) Egzekucja praw autorskich jest licencjonowana do Universal, ale nadal Dave posiada wszelkie prawa do swojej muzyki.
Dodatkowo przy okazji każdej płyty od 2005 Dave, Martin i Andy zawiązują spółkę komandytową (LLP – limited liability partnerships) W czasach Playing The Angel była to firma Black Swarm LLP, w czasach Sounds Of The Universe spółka ta nazywała się Disbursements LLP. Obecnie na potrzeby Delta Machine powstała spółka komandytowa – Fruity Generation LLP. (Nie znam faktycznego przeznaczenia tych firm, ani dlaczego akurat taka forma prawna spółki. Mogę tylko przypuszczać, że o ile takie firmy, jak depeche MODE ltd są po to, aby pilnować spraw związanych z prawami autorskimi i pokrewnymi, żadna z wcześniej omawianych firm nie jest angażowana do bieżącej działalności operacyjnej. Tak w przypadku Black Swarm, czy Fruity Generation chodzić by mogło o rozliczenie bieżących spraw związanych z produkcją płyty, trasy, kosztami promocji i pozyskiwania sponsorów. W momencie zakończenia projektu Delta Machine wraz z trasą, wszelkie koszty będą rozliczone, przelewy dokonywane, a spółka idzie do piachu. I jeszcze jedna ciekawostka. Wszystkie spółki komandytowe depeche MODE rejestrowane są pod jednym adresem, stąd miałem łatwość w namierzeniu pozostałych spółek. Nie mniej radzę opanować emocje, ponieważ jest to tylko adres i nic więcej. Na ten adres przychodzi jedynie korespondencja, która później jest dystrybuowana do zainteresowanych. Na ten sam adres zarejestrowane jest przeszło 170 innych spółek.)
Nic mi nie wiadomo na temat umowy z Sony/Columbia, czy też niedawnego przejęcia praw do zarządzanych przez BMG od Universal Publishing katalogu wytwórni MUTE. Osobną i bardzo interesującą częścią była historia podpisania umowy między EMI, a depeche MODE w 2008. Miało to potem kluczowe znacznie przy doprowadzeniu, ponownie do usamodzielnienia się Daniela Millera / Mute (od upadającego na twarz trupa) dwa lata później. EMI powiedziało Danielowi, że jedynym zespołem, którym są zainteresowani pozostawieniem, to depeche MODE. (…) Zespół zgodził się pozostać w EMI pod warunkiem zgody EMI na opuszczenie przez Mute. (Wygląda na to, że depeche MODE spełniło rolę okupu/zakładnika w 2008, konsekwencją pozostawania w EMI było również wydanie składanki Remixes 1981-2011, która jak wiemy była nikomu nie potrzebna i wynikała jedynie z zapisów umowy z wytwórnią. Zespół tego nigdy nie ukrywał.) Warto przypomnieć też fakt, że 1997 depeche MODE nagrało i wydało płytę tylko i wyłącznie dzięki prywatnym pieniądzom Daniela. Mute było w tym czasie bankrutem. (Sytuacja finansowa depeche MODE była również nie lepsza. Dezintegracja zespołu i życie ponad stan właściwie od 1990 doprowadziły zespół do bardzo trudnej sytuacji finansowej. Był to jeden z faktycznych powodów, dlaczego depeche MODE nie pojechało w 1997 roku promować Ultra na trasie koncertowej. Zespołu po prostu nie było stać na zorganizowanie trasy koncertowej, a kolejna w 1998 była tak uboga wizualnie, zasięgowo i kosztowo. Między bajki należy włożyć historię o braku gotowości zespołu, czy obawach przed ruszeniem w ponowną trasę. Nie twierdzę, że to nie był jeden z czynników w 1997, ale na pewno nie najważniejszy i nie decydujący. Mogę podać jeszcze jeden powód, ale zostawię go sobie na kolejny wpis, tym razem to promocji i trasie z lat 1997/98.)
_
No i to tyle, jeżeli chodzi o przeszłość, tą dalszą i całkiem bliską. Z ostatnich wydarzeń warto jeszcze przypomnieć odejście zespołu z agencji artystycznej CAA i przejście do WME. Dzięki czemu mogły ruszyć prace nad północnoamerykańską częścią Delta Machine Tour.
Więcej o obecnym statusie prawnym zespołu można będzie powiedzieć, jak dostaniemy w łapki najnowszy album. Zarówno książeczka płyty, jak i tourbook są potężną kopalnią wiedzy. Tam każde słowo coś znaczy. Mam na dzieję, że podobał wam się ten wpis i sprawi Wam tyle przyjemności w kopaniu po sieci, jak i mi.
Jeżeli w trakcie czytania aż prosiło się, żeby gdzieś kliknąć i przenieść się na strony których dotyczył dany fragment, a linka tam nie było, to nie był to przypadek. Zrobiłem to celowo. Komu nie będzie wystarczać historia biznesowa depeche MODE spisana przez devotional83, z moimi komentarzami, to śpieszę donieść, że skoro mi się udało, to i Wam również. To wszystko jest w sieci, więc wystarczy poszukać. Nie jest to trudne, dacie radę…
[aktualizacja]:
2013.03.12 ukazał się wywiad dla portalu electronicbeats.net, w którym pada takie stwierdzenie:
Daniel’s certainly been very involved in the making of this record—with the process of recording and lots of the choices made throughout the whole journey. What happened was around the time of Exciter, Daniel, with our blessing, signed Mute to EMI. And he gave over a lot of control to them. He retained complete artistic control, but right before we were set to record Delta Machine, there were rumors about EMI folding. We didn’t want to be stuck in limbo and have this thing stuck in the courts, because you hear about this stuff happening. Now Daniel still owns Mute Artists, but not Mute Records, which he tried to buy back after he sold it, without success. He got outbid and was very upset, which I only found out recently. He wanted to take it all back, but we basically told him, “Dan, we’ve got to move on.” And we don’t want to be the lynchpin that holds it all together. We had to ask ourselves, “Where is Mute? What is Mute? Who’s distributing it?” So we decided to shop around and Sony came up with the best offer to make sure Daniel is still around for us, and to make sure we were able to gain control of what we’re doing. Most importantly, in 2015, we’ll be able to get control of our entire catalogue. We’ll own it. It won’t be in limbo. After Delta Machine, we’ll be in real control. For us, Daniel’s one of the most important parts of what we do. He’s a constant and we want to keep it that way.
Pełen wywiad można przeczytać klikając na ten link. Bardzo ciekawy wywiad pokazujący różne sprawy dziejące się w tle Delta Machine.