A Broken Frame Tour 1982-1983, Black Celebration Tour 1986, Bootlegi, Construction Tour 1983-1984, Dave Gahan, Delta Machine Tour 2013-2014, Devotional Tour 1993-1994, Exciter Tour 2001, Global Spirit Tour 2017-2018, Music For The Masses Tour 1987-1998, Some Great Reward Tour 1984-1985, Speak and Spell Tour 1981-1982, The Singles Tour 86>98 1998, Tour Of The Universe 2009-2010, Touring In General, Touring The Angel 2005-2006, Ultra Promo Shows 1997, World Violation Tour 1990
Archiwum kategorii: Bootlegi
KoronaMODE
Black Celebration Tour
W marcu nie można było się zająć innym tematem, niż 30 rocznicą Black Celeberation i rocznicą trasy koncertowej, która wystartowała dziś 30. lat temu.
Jako, że specyfiką tego bloga są głównie tematy koncertowe, to wybaczcie, że o samej płycie będzie niewiele. Za recenzję musi wystarczyć stwierdzenie, że Black Celebration, to zajebista płyta, a kto uważa inaczej dostanie ode mnie z haluksa. Za to o trasie będzie po kokardę…
Z tą trasą koncertową jest pewien problem. O ile album studyjny jest dla wielu co najmniej w pierwszej trójce, zespół również najchętniej chciałby swoją dyskografię zaczynać dopiero od tego albumu, do czasu wydania Black Celebration zespół był raczej znany z tego, jak nie dbał o swój wizerunek stając się pośmiewiskiem brytyjskich mediów. Z trasą koncertową jest inaczej. Myślę, że nie za wiele się pomylę, jeżeli powiem, że jest to, obok Construction Tour, najbardziej zapomniana trasa lat 80. w karierze zespołu. W porównaniu do każdej z wcześniejszych i późniejszych tras w tzw powszechnej świadomości fanów ta trasa praktycznie nie istnieje. Przyczyn jest kilka, ale zanim o nich trochę suchych faktów…
Trasa trwała od 29 marca 1986 do 16 sierpnia 1986. Jest to druga/trzecia trasa w historii, która zamknęła się w obrębie jednego roku (Speak & Spell Tour / See You Tour). Zespół rozjeździł się po całym świecie zaliczając trzy kontynenty.
76 koncertów zaplanowanych, z czego nie poszedł tylko 1 w Royan we Francji – 1986.08.11, czyli właściwie na finiszu trasy. Setlista jest jedną z najbardziej zwartych w historii. Przez co setowo trasa praktycznie nie posiada prawie żadnych zwrotów akcji. Najbardziej znany, to wywalenie Here Is The House [2] po koncercie w Brighton 1986.03.31. Powód był prozaiczny. Dave’owi (zespołowi) nie leżał ten numer do grania, więc set się skurczył. Coś jak później doświadczyliśmy w przypadku In Sympathy [2] w 2009. Drugim „zwrotem akcji” był drugi (a zarazem ostatni) koncert na trasie w Kopenhadze 1986.08.16 na którym It Doesn’t Matter Two [74] zastąpione zostało przez Somebody [1]. Kawałek naprędce dorobiony, żeby nie było, że grają drugi raz w tym samym roku i tłuką ten sam set. Początkowo 22 kawałki w secie, a później 21, z czego 18 zaśpiewanych przez Dave’a, a 3 przez Martina i 1 instrumental.
Jest to ostatnia trasa na której zespół występował bez gitary. Jedynie klasyka – 3 parapety i wokal. Jest to również ostatnia trasa na której były zagrane przynajmniej po jednym numerze z każdej z wydanych ówczesne płyt. Później taki fakt miał dopiero miejsce w 2006 roku podczas Touring The Angel, a dokładnie do trzeciego koncertu w Paryżu 2006.02.23.
Setlista koncertowa w pełnej krasie wyglądała następująco:
Christmas Island
Black Celebration
A Question Of Time
Fly On The Windscreen
Shake The Disease
Leave In Silence
It’s Called A Heart
Everything Counts
It Doesn’t Matter Two / Somebody
A Question Of Lust
Here Is The House / –
Blasphemous Rumours
New Dress
Stripped
Something To Do
Master And Servant
Photographic
People Are People
Boys Say Go!
Just Can’t Get Enough
More Than A Party
Co przekładało się na poniższy miks wg albumów:
Black Celebration – 9
The Singles 81>85 – 2
Some Great Reward – 5
Construction Time Again – 2
A Broken Frame – 1
Speak & Spell – 3
Setlista, w porównaniu do poprzedniej trasy przeszła bardzo znaczące przeobrażenie. Z zestawu koncertowego wyleciały na zawsze już następujące utwory: Two Minute Warning / Puppets / If You Want / New Life / Shame / Lie To Me / Told You So / See You / Shout! / Ice Machine – zagrane w większości po raz ostatni w Warszawie 1985.07.30. Jednak najciekawsze są tu dwa powroty po kilku latach niegrania. Mam tu na myśli Boys Say Go! [75] i More Than A Party [75] oba utwory ostatni raz gościły w setliście z trasy Construction Tour, odpowiednio w Madrycie 1984.03.10, a More Than A Party [75] w czasie koncertu w Ludwigshafen 1984.06.02.
Znaczący jest spadek liczby koncertów na rodzimym terytorium, będzie to tendencja bardzo widoczna na kolejnych trasach koncertowych. W drugą stronę – zespół stawał się już zauważalnym fenomenem w USA. Szaleństwo na punkcie depeche MODE stawało się odczuwalne. Początkowo w Nowym Jorku planowany był jeden koncert, góra dwa. Skończyło się na trzech nocach pod rząd, a jeżeli doliczyć do tego jeszcze noc w Wantagh 1986.06.13, to możemy mówić o 4 nocach w Nowym Jorku. Podobnie rzecz się miała w Niemczech, gdzie zespół był również gwiazdą światowego formatu. Szaleństwo było na tyle duże, że Niemiecki Czerwony Krzyż (DRK) odmówił obsługi koncertów z obawy, że nie dadzą rady. Zwieńczeniem sukcesu miało być nawiązanie współpracy z Antonem Corbijnem, który bardzo chciał pracować w USA. depeche MODE umożliwili mu to zatrudniając do współpracy jako fotografa i reżysera. Efektem czego miała być rejestracja 2 nocy w Laguna Hills 1986.07.14-15. Koncert nigdy nie został wydany, jedynie urywki posłużyły do stworzenia wideo promującego A Question Of Time. Obecnie jest to polisa emerytalna na czasy po zakończeniu działalności zespołu.
Oprócz tego istnieją jeszcze 3 inne profesjonalne zapisy z tej trasy. Wiadomo, że BBC rejestrowało drugi koncert w Londonie 1986.04.17, ale też niemieckie stacje nie pozostały dłużne i zostały zarejestrowane koncerty w Stuttgarcie 1986.05.02, oraz w Hamburgu 1986.05.16.
To chyba właściwie tyle, jeżeli chodzi statystyczne podsumowanie trasy z 1986. Trasa bardzo zwarta i jednorodna w swoim przekazie. Pora w takim razie wrócić do myśli, którą porzuciłem na początku rocznicowego wpisu o tej trasie.
To nawet nie jest wina samej trasy, a otoczenia w jakim jej przyszło żyć. W latach 1984-85 zespół zagrał świetną trasę koncertową po świecie. Efektem tego było wydanie w 1985 video zarejestrowanego w Hamburgu 1984.12.14. Nagranie to przez długie lata było wykładnią depechowego koncertu. Znałem nawet takich, którzy cenili ten koncert wyżej, niż późniejsze wydawnictwa (np. 101). Obok koncertowego wideo ukazała się spora dawka nagrań koncertowych – koncert z Liverpool 1984.09.29 na singlu Blasphemous Rumours/Somebody, koncert z Basel 1984.11.30 na singlch Shake The Disease i A Question Of Lust (???!!!).
Z drugiej strony trasa z 1987/88, która sprawiła, że w USA byli właściwie numerem 1. Plus wydarzenie, które sprawiło, że o depeche MODE się mówiło, albo z uznaniem, albo z niedowierzaniem, że to właśnie oni są tym numerem 1. Wystarczy, że temat zakończę wspomnieniem o albumie koncertowym i dokumencie 101. Nagrania z obu tras na długo ukształtowały koncertowy obraz depeche MODE w oczach fanów. Jak się poruszać, jak skakać, jak trzymać mikrofon, jak się ubierać, to wszystko fani znajdowali w obu zapisach koncertów.
Gdzie w tym wszystkim jest Black Celebration Tour? No właśnie nigdzie… Jeżeli mamy pretensje o World Violation Tour, że nic nie wydano, że zmarnowano potencjał trasy na stanie się co najmniej tym, czym w komercyjnej świadomości było/jest ZooTV Tour, to co trzeba by napisać o Black Celebration Tour?
Właściwie z Black Celebration Tour mamy wideo do A Question Of Time i to by było na tyle. Pierwsza duża produkcja z Antonem poszła na półkę w oczekiwaniu na czasy, gdy jedyny występ będzie można zrobić w domu spokojnej starości.
Wtem z tyłu sali rozległ się głos: Ale przecież są na singlu A Question Of Time koncertowe kawałki z Black Celebration Tour!
Zadam w takim razie takie pytanie. Ile razy słyszeliście którykolwiek kawałek koncertowy z tego singla na zlocie. Który z dji puścił Wam koncertową wersję More Than A Party w czasie którejkolwiek imprezy depeche MODE? O Black Celebration, A Question Of Time i Something To Do z koncertów z 1986 roku nie wspomnę (tu przeważnie pojawia się wymówka, bo jest na 101).
No właśnie… problem z tymi nagraniami jest taki, że są po prostu średniej jakości. Puszczenie czegokolwiek innego w towarzystwie z którymś z powyższych nagrań sprawia, że dj szykuje sobie prostą receptę na przewietrzenie parkietu. Jedyna w miarę sensowna wersja, a i tak skopane nagranie.
Pamięć zbiorowa o tej trasie w latach 90. i 00. kończyła się na poszatkowanym bootlegu z Kopenhagi 1986.04.28 – A Matter Of Taste, który w postaci kasetowej rządził przez długie lata, jako jedyny przedstawiciel tej trasy. To właśnie ten bootleg na długie lata ukształtował moją wizję tej trasy. O ile w przypadku płyty była to miłość odwzajemniona, to w przypadku trasy już tak nie było. Człowiek słuchał bootlegów i płyt z innych okresów i łykał praktycznie wszystko. Tym czasem w tej trasie było coś co mnie odstraszało. Coś zimnego, motorycznego… dziś powiedziałbym industrialnego. No właśnie, to co w czasach kiedy kształtowałem swoją wizję świata z/przez/o depeche MODE było wadą i mnie odstraszało, dziś jest największą zaletą tej trasy.
Black Celebration Tour, to najmocniejsza trasa w historii zespołu. Na żadnej trasie depeche MODE nie grało tak industrialnie i z finezją kafara. Największe hity pokroju Photographic, czy People Are People zostały przerobione i zaaranżowane, aby pasowały klimatami do New Dress i Stripped (coś podobnego mieliśmy zaaplikowane w 2009 z Enjoy The Silence na przykład). To wtedy i na kolejnych trasach kręcić się zaczęły wokół dM industrialne/EBM zespoły pokroju Front 242 i Nitzer EBB. Co prawda późniejsze trasy były już bardziej popowe, to jednak trasa z 1986 narobiła swojego zamieszania. Praktycznie cała druga część koncertu od New Dress do końca, to pokaz tego jak depeche MODE mogłoby brzmieć, gdyby poszło w klimaty industrialne, a nie wybrało na producenta kolejnego albumu – Davida Bascombe’a i złagodziło swoje brzmienie, oraz dodało gitarę.
Te czasy już za nami, choć myślę, że niewielu z Was ma w swojej pamięci tę trasę. Jeżeli, jednak, czytasz ten blog, to znaczy, że wyrażasz co najmniej zainteresowanie koncertami depeche MODE wybiegającymi po za Hamburg z 1984, czy z Pasadeny 1988 w latach 80.
Nie mniej decyzje (błędy) popełnione w latach 80. sprawiają, że zarówno Black Celebation Tour, jak i Construction Tour pozostają dwiema najbardziej zapomnianymi trasami w świadomości przeciętnego fana. Dlatego szczerze zachęcam do odsłuchania nagrań koncertowych z singla A Question Of Time, ale tylko jako wprawkę do przesłuchania kilku bootlegów:
- Brighton 1986.03.31
- Birmingham 1986.04.10
- Londyn 1986.04.16/17
- Kopenhaga 1986.04.28
- Stuttgart 1986.06.02
- St. Paul 1986.06.24
A jak za jakiś czas wypłynie Laguna Hills – 1986.07.14-15 w postaci soundboardu, to sugeruję bez wachania się udać, po to nagranie… Na prawdę warto i trzeba. Trochę metalu, stali i uderzeń młota przyda się w morzu słodkości i cieszenia się ciszą od obecnego depeche MODE. Trasa Black Celebration na to zdecydowanie zasługuje.
Koncertowe wersje w studyjnej jakości
Nie wiem jak wielu z Was od paru dni zasłuchuje się nagraniach umieszczonych na profilu Michigan na SoundCloud, w każdym razie uszu nie mogę oderwać. To jest ten typ nagrań który mimo swojej niedoskonałości pokazuje, gdzie tli się ta boska cząstka dla której przeszło ćwierć wieku temu oddałem ciało i umysł tej muzyce. Członkowie tego tria pokusili się o złożenie do kupy banków dźwięków, które swego czasu Alan wyprzedał poszukując gotówki za zaspokojenie roszczeń swojej ex.
Przesłuchując te 5 nagrań, które do tej pory wypłynęły chyba najbardziej otwiera oczy opublikowana wersja Blasphemous Rumours, która jest tak bogata w brzmienia, które do tej pory słychać było w wersjach na stronach b singli lub remixach odgrywanych z dopiskiem (live).
Z każdym przesłuchaniem uśmiech co raz bardziej się poszerza, ale też pojawia się pytanie na ile to wszystko jest prawdziwe. Czy te dźwięki faktycznie pochodzą od depeche MODE i ile z tego, co słyszymy jest faktycznie autorstwa zespołu, ale ile z tego to tak na prawdę świetna praca członków zespołu Michigan. Chwilę to zajęło, ale nie było to trudne. Zanim przejdę do szczegółów najpierw fragment dla mniej zaawansowanych w depeszologii antycznej. Mocarze mogą przejść od razu do kolejnego śródtytułu.
Podział na role.
Alan pełnił w zespole specyficzną rolę w czasie koncertów. Nie tylko grał swoją partię na żywo, ale też odpowiadał za sterowanie tym, co odpalane jest jako podkład (tzw backig tape’y). Miał również władzę i moc wszelaką, aby przesłać do pozostałych panów ich partie lub nawet przejąć ich część gdyby coś się posypało, np. Martin był niedopity po poprzedniej nocy i czuł słabość lub Andy nie wziął właściwych okularów.
Każdy z Panów miał w swoich sprzętach tylko swoje brzmienia, a na rackach za sceną stały instrumenty, którymi sterował Alan. W bankach pamięci był backup, jeżeli nagle okazałoby się, że obie pary klawiszy, którymi zarządzał każdy z Panów padł był.
Prawdopodobieństwo takie było bardzo małe, bo najczęściej padało wszystko na raz, w końcu były to naczynia połączone.
Alan to nie wszystko.
Być może niektórym z Was zrobiło się już jaśniej, po poprzednim fragmencie. Banki brzmień które sprzedał Alan na swoich Emax’ach, to było tylko, to czym dysponował on osobiście na koncertach. Nie było tam partii pozostałej dwójki. Dlatego próba odtworzenia koncertowego brzmienia kawałków dM z 1987/88 roku przez szwedzki projekt jest tylko połowicznym sukcesem, bardzo udanym, ale jednak tylko częściowym sukcesem.
Na profilu Michigan można posłuchać wielu coverów depeche MODE, które powstały na podstawie odtworzenia brzmień z oryginalnych kawałków studyjnych lub zabaw brzmieniami instrumentów, które mieli do swojej dyspozycji. Coś co można określić jako reverse engineering.
Te 5 kawałków, w których zasłuchujemy się od paru dni nie są efektem tego procesu. Niestety jednak są nie są też pełne. Brakuje tam, albo partii klawiszowych Martina (ew gitary) i Andy’iego, albo zostały odtworzone z oryginalnych remixów.
Stąd być może pewne zdziwienie niektórych z Was, że czegoś nie słychać lub też słychać jakieś dźwięki, które zna bardzo dobrze, ale tylko z singlowych remixów zespołu. Te nagrania mają jeszcze jedną wadę, otóż jest tam problem ze sceną (nieaudiofile się już wzdrygają). Instrumenty grające na scenie ustawia się nie tylko prawo-lewo, ale też w głąb, po za tym jedne dźwięki/instrumenty grają głośniej, inne ciszej. Jedne tylko dopełniają inne stanowią trzon brzmieniowy utworu. W tej próbie odtworzenia koncertowych wersji wszystko jest na kupie, a przez to dosyć płaskie. Do tego każdy dźwięk ma swoją długość trwania i wybrzmiewania na końcu, tego wszystkiego tam nie ma.
Ma to jednak swoją pozytywną stronę, bo pokazuje (nawet z brakami) jak złożone i bogate brzmieniowo były koncertowe wersje depeche MODE. Słuchanie na słabym sprzęcie, słuchanie bootlegów, słuchanie na skompresowanych plikach sprawia, że wiele z tego bogactwa się traci, również na koncertach nie wszystko jest słyszalne jak trzeba, bo się stoi za blisko, za daleko, za wysoko, albo obiekt był słaby. Te studyjne wersje koncertowych kawałków to również doskonała możliwość na usłyszenie tego co w produkcji utworów na płytach zostało ukryte lub zostało jedynie wykorzystane jako brzmienia do remiksów. Kiedyś depeche MODE robiąc własne remiksy pokazywało fanom czego można się spodziewać na koncertach. Za równo na poziomie całych wersji utworów, jak i poszczególnych dźwięków. Dziś tego typu propozycje słyszymy jedynie na koncertach, bo dM nie robi już swoich remixów. Świetnym przykładem jest tu choćby odtworzenie koncertowej wersji Something To Do, w której na plan pierwszy bardzo mocno wybijają się dźwięki z wersji MetalMix.
Z tego, co się dowiedziałem od Panów, to zostały użyte nie tylko brzmienia z banków Emax’ów, oraz ich jest inwencja twórcza tego, jak im się wydawało, że powinno być wszystko ułożone względem siebie. Chłopaki zapowiadają kolejne publikacje tak aby na końcu opublikować możliwie pełny set z Music For The Masses Tour.
Jak nie wydano wideo z Black Celebartion Tour
Jakiś czas temu wspomniałem, że „nie długo ujawnię kolejną mroczną tajemnicę” w wideografii depeche MODE. Wydawnicza historia depeche MODE skrywa jeszcze wiele tajemnic. Być może ujawnienie ich nie zaprowadzi pokoju na świecie, ale ta historia pokazuje, że oficjalna wersja dla fanów i mediów to raczej wypadkowa nie zrealizowanych zamierzeń i planów, niż wynik zaplanowanych i systematycznych działań.
Gdyby kogokolwiek zapytać o pierwszą pracę wykonaną przez Antona Corbijna dla depeche MODE, każdy pewnie wspomni o sesji okładkowej wykonanej dla NME we wczesnych latach 80. Jednak tak na prawdę Anton pojawił się w orbicie zespołu dopiero w okolicach 1986.
Po co? Pierwsza odpowiedź, bo zespół tego bardzo chciał. Jaka w takim razie była pierwsza praca wykonana przez Antona dla depeche MODE po ponownym zejściu się? Odpowiedź jest oczywista – teledysk do A Question Of Time. Wszędzie, gdzie nie zaglądać, to jest jedyny namacalny ślad ich współpracy. Tyle tylko, że plan był zupełnie inny…
Czytając dostępne biografie można przeczytać taką oto historię – depeche MODE zatrudniają Antona, który przylatuje do USA i gdzieś w pustynnych rejonach Kalifornii kręci dla depeche MODE teledysk z udziałem zespołu. Pojawia się również komentarz Antona, że zespół nie miał za wiele pieniędzy, więc ekipa filmowa, to był praktycznie tylko Anton, który kręcił z łapy sceny z zespołem. Przeważającym argumentem żeby pracować z depeche MODE dla Antona był fakt, ze jeszcze nigdy nie pracował w USA i dzięki chłopakom mógł ziścić to marzenie. Na planie pojawił się statysta na motorze, pani od makijażu i myszka Miki. Wszystko było kręcone przy świetle zastanym. Jedynie podczas kręcenia pod dachem pojawiła się dodatkowa ekipa, aby oświetlić zespół i bobasa(-sy), który potem pięknie baraszkuje na tarczy zegara i ciągnie za włosy kogo się da.
Na razie wszystko, co do tej pory napisałem to prawda… albo inaczej pół prawdy. Te pół prawdy dotyczy scen kręconych na drodze, lub w studio na zegarze. Fakt wygląda to skromnie. A zastanawialiście się dlaczego zespół nie miał budżetu na kręcenie teledysku?
Przecież trasa w 1986 była bardzo dużym sukcesem i wcale nie prawda, że zainteresowanie depeche MODE w USA wystartowało dopiero od trasy w 1987-88 roku, którą zespół podsumował wydaniem dokumentu 101. W 1986 zespół miał: trzy noce w Nowym Jorku + czwarta w Wantagh (to prawie NY), dwie noce w Toronto, dwie noce w San Francisco. One skądś się wzięły. Zespół po 1985 roku zaczynał wyrastać w etykietki „alternatywnego zespołu z Europy” i co raz częściej grał na obiektach, na których gra do tej pory swoje trasy po USA. 1986 to był kolejny szczebel w popularności zwieńczony Pasadeną w 1988.
Aby zrozumieć to o czym piszę, zapomnijcie na chwilę o plenerowym materiale kręconym przez Antona, a opisywanym przeze mnie powyżej. Teledysk ma jeszcze drugą część… koncertową. W teledysku ujęcia z pustyni przeplatane są urywkami zarejestrowanymi w czasie Black Celebration Tour, gdzieś na jakimś bliżej nieokreślonym koncercie. Jeżeli przyjrzeć się poszczególnym ujęciom w tym teledysku i po porównaniu z materiałem wideo dostępnym z tej trasy, to jakoś tak dziwnie się to układa, że urywki pochodzą praktycznie z całego koncertu. Można to doskonale poznać po stanie rozebrania Dave’a, przemieszczaniu się Martina po scenie.
I tu dochodzimy do ostatnich podwójnych koncertów jakie odbyły się w USA i na całej północno-amerykańskiej trasie – 1986.07.14-15 Irvine Meadows (Laguna Hills). Były to koncerty zamykające trasę po Ameryce Północnej. Kolejnymi koncertami były już występy w Japonii.
No dobra, to co z tym budżetem? Otóż tak na prawdę Anton Corbijn nie został wynajęty przez zespół do nakręcenia teledysku, ale do sfilmowania 2 koncertów w Laguna Hills celem wydania tych koncertów jako wideo koncertowego dokumentującego Black Celebartion Tour. Koncerty zostały nakręcone i… nic się nie wydarzyło. W przeciwieństwie do rejestracji koncertu z Londynu z 1982.10.25 informacja o nakręceniu koncertów nie została publicznie podana nigdzie. Między innymi własnie po to, aby nie powodować takie zamieszania jak w 1982 roku, a po za tym działania PR-owe, to nie była już domena dziewczyn członków zespołu, a wynajętych ludzi przez wytwórnię.
Teledysk był tylko dodatkiem do rejestrowanych koncertów, stąd właśnie informacja o tym, że przeznaczony budżet był minimalny. Zespół chciał upiec 2 pieczenie i po prawdzie prawie im się to udało. Co w takim razie poszło nie tak?
Mała dygresja. Przez lata wczesny okres działalności zespołu był/jest stawiany jako wzór. Co roku płyta, co roku trasa. Czasami jak się dobrze człowiek ustawił to jednego roku widział zespół z dwoma trasami koncertowymi. Ludzie od promocji pchali zespół w każde możliwe miejsce do TV, gdzie do niepodłączonych mikrofonów i klawiszy z kurami pod pachą, albo na barkach z węglem udawali, że świetnie się bawią zabawiając zgromadzoną publiczność przy pulpetach i gryczanej.
Efekt takiego życia i tempa był taki, że brytyjska prasa miała odruch wymiotny na kolejne pojawienie się depeche MODE w mediach. Zespół w startując do prac nad Black Celebration był po raz pierwszy bliski rozwiązaniu się. 5 lat pędu między studiem, TV, a sceną zaczęło się już ekipie ulewać.
Co roku trasa i co roku płyta miała również inny efekt. Praktycznie nie było czasu na wydawanie dodatkowego materiału. To, że nie wydano koncertu z Hammersmith Odeon, a potem zapisu z koncertów z Irvine Meadows jest właśnie fakt, że procesy produkcyjne były tak poustawiane, że pojawienie się tych pozycji na rynku mogło się właściwie zbiegać z wydaniem pierwszych singli z kolejnych albumów. Finał tego był taki, że Londyn 1982 uratowano w postaci audio na limitowanych trojaczkach, a resztki koncertu z 1986 na wideo do A Question Of Time.
Zauważcie jeszcze jedną prawidłowość. Zarówno Hamburg 1984, jak i Pasadena 1988 pojawiły się w okresie, kiedy zespół miał zaplanowaną przerwę. Gdyby w 1985 i w 1989 ukazały się nowe płyty studyjne, to ani jeden, ani drugi dokument nie ukazałby się na rynku. Po prostu nie byłoby na nie czasu i miejsca. Tak wychwalane tempo koncertowo-promocyjno-wydawnicze po prostu mściło się na zespole… i fanach. Oczywiście nie był to przypadek i tak obrany kierunek działania zespołu miał swoje uzasadnienie. Grana muzyka nie była komercyjnie przyswajalna w taki sposób, jakby tego wytwórnia i zespół chcieli. Media ignorowały istnienie depeche MODE, a pojawianie się w TV, było częściej wynikiem dobrych relacji ludzi od promocji na konkretnych rynkach.
Bez tak częstego jeżdżenia w trasę i zalewania rynku nowymi wydawnictwami zespół mógłby być w zupełnie innym miejscu przez co nie byłoby ani Pasadeny, ani Violatora w 1990, a zespół występowałby na imprezach dla byłych gwiazd lat 80. Brak na naszych półkach Laguna Hills 1986 i Londynu 1982 jest niestety ubocznym efektem sukcesu, na jaki zespół zapracował w latach 80.
Zdjęcia jakimi przeplatam dzisiejszy tekst pochodzą właśnie z koncertów w Laguna Hills, Część to fotki z wyszperane z płatnych serwisów, ale są też screeny z prywatnych nagrań Alana na VHS, na którym doskonale widać kamerę przygotowaną do rejestracji koncertu.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka związana z tym koncertem i po części dlaczego cały temat wypłynął. Otóż cała historia zaczęła się od tego, że grupka fanów weszła w posiadanie ścieżek audio w postaci soundboardów. Bootlegi te istnieją, ale póki co nie wypłynęły nażadnych torrentach, ani nie został upublicznione w inny sposób. Od tego zaczęło się zamieszanie wokół Laguna Hills 1986, a potem zaczęto grzebać w dokumentacji fotograficznej i zapisach wideo, żeby uwiarygodnić to, co znalazło potwierdzenie jedynie jako audio.
To nie jest wszystko, co skrywa mroczna historia niewydanych wydawnictw depeche MODE, ale o tym już w kolejnych, odcinkach…
Warszawa 1985 – bootlegi cz.2.
Rok temu popełniłem tekst o tym, co pozostało z koncertu w Warszawie 1985.07.30, czyli o bootlegach. Komentarz-sprostowanie napisał do niego Robert Serafiniak uzupełniając go o swoją część historii. Niby była ona sprzeczna z tym, co napisałem w swoim tekście opierając się na wspomnieniach Wiecora, ale tak się złożyło, że mieliśmy okazję o tej historii porozmawiać…. Zaraz po koncercie depeche MODE w Warszawie 2013.07.25 zadzwoniłem do Serka i właściwie z dnia na dzień umówiliśmy się na spotkanie. Długo rozmawiając ustaliliśmy kilka faktów, choć pewnie i tak historia nie będzie pełna.
Dodam jeszcze dla porządku, że wpis opublikowany rok temu i poniższy nie wykluczają się. Pamiętajcie, że to były czasy komuny i przepływ informacji nie był taki, jak obecnie. Często wiele spraw działo się równolegle bez świadomości bohaterów wydarzeń o istnieniu podobnej historii gdzieś indziej.
Koncert na Torwarze został zarejestrowany przez kogoś, kto w owym czasie miał w swoim posiadaniu półprofesjonalny lub profesjonalny sprzęt. Osoba ta nagrywała praktycznie wszystkie koncerty, jakie w Polsce w owym czasie się działy, jeżeli wierzyć jego słowom, to nie tylko w Polsce (Classix Nouvoux, Clan Of Xymox), ale i na terenie innych demoludów, ale o tym na końcu będzie.
Człowiek ten mieszkający… Powiedzmy w Pabianicach był posiadaczem na tyle dobrego sprzętu, że nagranie przez długie lata krążyło po Polsce w całkiem dobrej jakości, zarówno pokazywane przez samego autora po Polsce – patrz historia z ub roku, jak i już potem po wydobyciu tego nagrania przez fanów.
Autor nagrania dysponując właściwie profesjonalnym sprzętem, pod pretekstem, że jest z TVP dostał się na teren Torwaru, wpuszczony przez polską ochronę, co pośrednio potwierdza relacje Więcora, że pierwsze odtworzenia tego video odbywały się na nośniku typu BetaCam, a nie VHS. Przed samym startem koncertu został przyuważony przez angielską obsługę koncertu, co sprawiło, że musiał salwować się ucieczką w publikę i został ukryty przez żołnierzy kompani reprezentacyjnej LWP. Ślad tego faktu mamy na końcu koncertu, gdy zapalają się światła.
Nagrania, jak wiele innych poszło do domowego archiwum i ślad po nim zaginął. Po Polsce chodziła miejska legenda, że nagranie z koncertu istnieje, a podsycane było przez nieliczne prezentacje nagrania przez właściciela. Po paru latach dochodzi do spotkania między autorem nagrania, a znanym i lubianym Robert Serafiniak. Tak o to nagranie video trafia do fanów i zaczyna podróżować już po Polsce. Staje się gorącym towarem wśród zagranicznych fanów ponieważ jest to jedyne nagranie video oprócz Hamburga 84 z Some Great Reward Tour.
Bootleg Audio nr 3
Z czasem wraz kolejnymi kopiami i kasowaniami ja również dostałem masakryczną wersję zaczynającą się już od People Are People i pod koniec lat 90. zrobiłem pierwszy bootleg (krótki bootleg – Some Great Concert in Warsaw), o czym również pisałem rok temu. I tu wracamy ponownie do Serka i bootlegu audio. W latach 90., w czasach, gdy po świecie śmigały całe kartony z kasetami na bootlegi dochodzi do ciekawej wymiany. Pewien Francuz posiadał nagranie z Warszawy 1985.07.30, które, jak twierdził dostał od członka ekipy koncertowej depeche MODE w latach 80. Był to rok 1995, czyli 10 lat po zarejestrowaniu. Nagranie miało jeden defekt… uciętą końcówkę koncertu. Nie mniej było zdecydowanie inne, niż ówcześnie, ale i obecnie istniejące zapisy.
W ubiegłym roku nagranie poszło do zremasterowania i niedługo ujrzy światło dzienne. Na ten moment można powiedzieć, że istnieją dwa nagrania audio oryginalne i trzecie jako transkrypcja zapisu video. Oryginalne wideo jest obecnie nieosiągalne, a przynajmniej do czasu, gdy autor zmieni zdanie, póki co najlepsza kopia to okolice drugiej kopii z matki, która jest w szeroko pojętym kręgu fanów.
Na koniec mała ciekawostka z pogranicza konfabulacji i nierealności. Otóż autor wideo z Warszawy 1985.07.30 przechwalając/odgrażając się zasugerował kiedyś, że posiada z wczesnych lat 80. nie tylko warszawskie nagranie depeche MODE. Wg jego relacji ma w swoich zbiorach również zapis urodzinowego koncertu Martina z Budapesztu 1985.07.23. I to już podnosi trochę brew. Niestety póki co, jak wspomniałem, współpraca jest bardzo trudna i szans na potwierdzenie nie ma wiele.
Perły wyciągane z niepamięci.
Jakiś czas temu zapowiadałem, że pojawił się w niebywałej jakości (jak na tyle lat) półamatorski zapis koncertu w Schuttorf 1983.05.28. Wcześniej była tylko zajafka na YT, a teraz jest do pociągnięcia z Torrentów dla każdego, kto ma na to ochotę.
O ile na YT jest jedynie New Life [50] i początek Boy Say Go! [50], to do pobrania są jeszcze Shout! [50] i Photographic [50].
Jest na prawdę przednio, ale co ja się będę tam produkował. Więcor Wam powie więcej:
depeche MODE powinno być tam gwiazdą zdecydowanie. Potencjał koncertowy niebywały. To pierwszy ich duży open air i doskonale dali rade. Całe szczęście, że mamy kawałki których nie ma na bootlegu z Londynu 1982.10.25, czyli Shout! i Photographic.
Mega! Shout! zawsze był dla mnie przenumerem, ale po tej projekcji tylko zyskał. Gah taki właśnie jaki powinien być. Bajka. Fajny motyw jak uruchamia szpule przed Shout! i co ciekawe po Shout! się zatrzymuje i parę sekund później na Photographic sama się odpala.
Specyfikacja nagrania z Shuttorf 1982.05.28
Depeche Mode
1983.05.28 Schüttorf, Vechtewiese, Germany Euro Festival
Setlist:
01 New Life
02 Boys say Go!
03 Shout
04 Photographic
DVD
Video Stream: MPEG Video 720×576 (4:3)
Audio Stream: 48,0 KHz,2 Channel, AC-3
Menu: yes
Cover: yes
Ultra Rare Trade via Dropbox->Audio normalized->Audio/Video
synchronized->DVD
No remastered Video or Audio Files!!!
The Videos are taken from a private VHS Live Compilation Schüttorf 83.
Ale to wszystko pikuś. Szczena mi opadła na przebitki z TV, znaczy jest całość bądź obszerne fragmenty. To samo tyczy Werchter 1985.07.07. Oby kiedyś wyszło.
Opisując koncert po koncercie staram się znaleźć do wielu koncertów jakąś ilustrację na YT. Czasami robię to tylko dla przyzwoitości, ponieważ nie liczę na żaden, nawet podły zapis, nie mówiąc już o pro-shotach z TV. Jednak największe zdziwka przychodzą, gdy człowiek kompletnie nie spodziewa się wyniku wyszukiwania. Jak na przykład zapis New Life [38] z któregoś z Kanadyjskich koncertów (były dwa na See You Tour) przez jakąś lokalną stację dla programu MusiMax w maju 1982.
Nie wygląda to na samodzielną rejestrację jednego kawałka, w końcu był to kawałek ze środka setu, ale wycinek pełnej rejestracji dla TV. Są na tym świecie nagrania o których się fizjonomom nie śniło….
Shuttorf 1983.05.28 – nieznane wideo
W poprzednim wpisie rozwodziłem się na tym, że wideo z Warszawy 1985.07.30, to pierwszy bootleg depeszowski wideo ever. Ledwo skończyłem pisać ten tekst (połowa lipca), a tu życie boleśnie poddało próbie moje oceny.
Na sieci pojawił się zapis wideo występu depeche MODE w Schüttorf 1983.05.28. Aż dziwne, że ten fakt przeszedł bez echa. Z tej trasy jest kilka dobrych nagrań, ale amatorskiego nagrania nigdy nie było.
Dla przypomnienia był to koncert na którym depeche MODE występowało jako support przed Rodem Stewardem. Dlatego prawdopodobnie był to zapis zrobiony przez któregoś z fanów tego artysty, a nie przez fana depeche MODE. Może to być również zapis zrobiony przez jakiegoś technicznego, bo kamera jest zamocowana na statywie i porusza się jedynie prawo-lewo. A tak postawić kamerę mógł raczej ktoś z obsługi koncertu.
Zespół wykonał na tym koncercie skróconą setlistę z trasy A Broken Frame. Na koncercie nie zagrano Dreaming Of Me [49].
Póki co nic nie wiadomo o pełnym zapisie tego występu. Dlatego koncert z Warszawy nadal pozostaje dla mnie pierwszym depeszowym zapisem koncertu na wideo w historii zespołu.
Warszawa 1985 – bootlegi
Co roku w okolicach kolejnej rocznicy przybliżam, odkrywam na nowo, przypominam różne mniej lub bardziej istotne fakty z historii depeche MODE, polskiego ruchu fanowskiego. Było już o miejscach związanych z koncertem, było o tym jak zagraniczne media pokazywały wyprawę depeche MODE za żelazną kurtynę, w tym do Polski, było też trochę filozofii.
Powoli kończą mi się tematy związane z rocznicą pierwszego koncertu w Warszawie, ale na ten rok i na kolejny jeszcze mi starczy weny. Będę musiał się bardzo wysilić, żeby coś zrobić ekstra na 30. rocznicę w 2015. Póki co dziś będzie o bootlegu… a właściwie bootlegach z tego koncertu.
Bootleg Wideo.
Jako pierwszy chronologicznie powstał bootleg w postaci wideo, stając się tym samym pierwszym znanym na świecie depeszowskim/fanowskim bootlegiem wideo z koncertu depeche MODE. Do tej pory jeżeli macie w swoich zbiorach jakieś bootlegi wideo z przed lipca 1985, to na pewno są to pro-shot’y zarejestrowane do domowego archiwum, które potem wyruszyły w świat najpierw na kasetach wideo, potem na CDR’ach, a teraz fruwają on-line.
Do tego koncertu żadnemu fanowi nie przyszło do głowy, żeby zabrać kamerę na koncert i zarejestrować cały występ depeche MODE.
Mam oczywiście świadomość, że przy ówczesnym rozwoju techniki i naszej komunistycznej rzeczywistości na tzw. zachodzie taka akcja nie była by możliwa. Tam taki zawodnik szybko zostałby spacyfikowany przez ochronę lub kogoś z ekipy zespołu.
W latach 80. kamery nawet te amatorskie przypominały te profesjonalne tylko w ciut mniejszej skali. Fajnie to widać na zdjęciach z lat 80. gdzie Alan dokumentuje na swoje potrzeby życie w depeche MODE.
Nie to co obecnie, smartfonem możesz zarejestrować cały koncert i w HD. Kiedyś kamery trzymało się na ramieniu, a cały koncert oglądało przez czarno-biały wizjer.
Z rejestracją koncertu w Warszawie jest jeszcze inna ciekawostka. Cały koncert został zarejestrowany na kamerze typu Betacam* w towarzystwie żołnierzy, kamerzysta niepokojony przez nikogo dokonał tego czynu. Widać to dobrze po zakończeniu koncertu, gdy zapalają się światła, a pracująca jeszcze kamera rejestruje kompanów nagrywającego. Dlatego uważam właśnie, że jeżeli rejestracji na prywatny użytek nie podjął się nikt z ekipy koncertu, to w normalnych warunkach nagranie koncertu w Warszawie w 1985 roku nie miałoby prawa się zdarzyć.
Remasterowany fragment koncertu z Warszawy.
To właśnie dzięki postępowi w miniaturyzacji sprzętu domowego dopiero dwa lata później podczas Music For The Masses Tour pojawiają się pierwsze fanowskie bootlegi wideo.
Po zarejestrowaniu koncertu kaseta zaczęła żyć własnym życiem i podróżować po świecie. Zanim jednak kaseta wyruszyła w świat prapremierowy pokaz odbył się w jednym z Warszawskich bloków na Chomiczówce w pokoju wielkości większego kojca. Kilkanaście osób zgromadzone na niewielkiej powierzchni wpatrzeni w telewizor marki Rubin. Kopie koncertu stały się relikwią podróżującą od domu do domu po całej Polsce, a z czasem po świecie.
Bootleg Audio #1.
Z zapisem wideo koncertu w Warszawie zetknąłem się gdzieś w okolicach 1998 roku. Była to tylko część występu – 11 kawałków od People Are People [83] do końca. Samo nagranie w różnych formach krążyło między fanami od samego początku po koncercie. Kolejne kopie nagrania sprawiały, że obraz stawał się co raz bardziej czarno-biały, jak to na VHS.
Właśnie gdzieś w okolicy 1998 wspólnie z webmasterem strony Insight (kiedyś istniała pod adresem www.depechemode.pl, zupełnie inna strona niż obecnie) stwierdziliśmy, że może warto zrobić transkrypcję tego nagrania do audio, ponieważ do tej pory nie istniała wersja audio (dziś wiem, że istniała, ale o tym będzie później) pierwszego koncertu depeche MODE w Polsce. Tak oto powstał jedno-płytowy bootleg audio – Some Great Concert in Warsaw.
Po jakiś 2-3 latach takiej samej transkrypcji dokonałem dla pełnej wersji koncertu. Obie wersje (1 płytowa i 2 płytowa) brzmiały fatalnie (2-płytowa jednak trochę lepiej, ostatnio nawet w samochodzie słuchałem tego koncertu), ale wtedy to był cud miód i co tam jeszcze. Ile ja bootlegów za to nagranie dostałem, to były czasy… ale ja nie o tym. Pewnie któraś wersja jest u Was pod postacią płyt albo plików.
Bootleg Audio #2.
Na poprzednim akapicie mógłbym zakończyć historię bootlegów z tego koncertu, gdyby nie pewien wpis na forum z kreską z kwietnia tego roku. Otóż podobnie jak to było z bootlegiem z Pasadeny, również i tu pewien fan objawił się, że posiada zapis koncertu z Warszawy do Somebody [79]. Różnica między bootlegiem nr 1, a tym jest taka, że transkrypcja z wideo nie posiada zapowiedzi polskiego konferansjera. Natomiast krótka wersja takową zapowiedź ma. Oczywiście nagranie jest już w dobrych rękach i po remasteringu całkiem niedawno ujrzało światło dzienne na torrentach dla taperów.
Jeżeli dodamy do tego, że istnieje zapis występu supportu z tego koncertu, oraz pokaźna liczba fotografii i tekstów prasowych (a tak!), to wychodzi na to, że koncert ten jest na prawdę dobrze udokumentowany i to lepiej, niż niejeden koncert z zachodu, o USA nie wspomnę…
Z resztą z odzyskiwaniem, czy też próbą dotarcia do najlepszych możliwe kopii nagrań też jest osobna historia. Szczególnie dotyczy to nagrania wideo, które w postaci mastera nie przetrwało, ani pierwszej kopii z mamuśki na VHS, od której zaczęło się powielanie między fanami tego koncertu. Na ten moment wiemy, że istnieje tylko nagranie wideo w okolicach 2-3 kopii z matki.
Przez lata były próby masterowania dalszych kopii nagrania, czego przykładem jest powyższy Shake The Disease [8], aby uratować od zapomnienia występ. Niestety najlepsze jakościowo nagranie tego koncertu jest co prawda w polskich rękach, ale nie w Polsce. Być może uda się przywrócić na 30-lecie koncertu najlepszą z możliwych kopii fanom, jednak póki co idzie to opornie.
Pełny zapis koncertu z Warszawy.
Słuchając po latach koncertu z Warszawy, kilka rzeczy mnie zadziwia, jak miejscami inaczej uczestniczyło się w koncertach niż dziś. Na pewno fascynuje mnie Somebody [79], w czasie którego fani przez cały czas klaszczą. Nie zmienne zostało krzyczenie „depeche MODE” przez naszych rodaków, to mamy do dziś 🙂
Trudno też nie zwrócić uwagi na Just Can’t Get Enough [82], gdzie Martin lub Alan grają jakąś wariację na temat tego utworu do głównego podkładu. Zdecydowanie jest to luźna interpretacja. Z resztą takie granie tego kawałka było charakterystyczne dla depeche MODE pod koniec tej trasy, gdy zespół grał koncerty na co raz większym luzie i w pewnym sensie zlewce.
Zaskakiwać może też świetna znajomość Shake The Disease [8], ze śpiewem publiki do samego końca utworu, a nawet dłużej. Z drugiej strony co się dziwić Shake The Disease [8] królowało wtedy na Liście Przebojów Programu 3.
Jestem daleki traktowania tych nagrań jako relikwii, nie mniej będąc częścią subkultury, pewnie tak, jak wielu, chętnie postawiłbym kompletną antologię koncertów depeche MODE w Polsce, z pełną dokumentacją, jaka została wytworzona do tych występów. Może przyjdzie na to czas po zakończeniu trasy, bo póki co obecna trasa zatrzymała wiele toczących się projektów i często słychać, również z moich ust, aaaa to zostawmy na po trasie… oby nie na długo.
_
P.S. Tekst powstał w przy współpracy z Więcorem, który podzielił się wspomnieniami i wnosił uwagi do powstającego tekstu, za co mu wielkie dzięki.
* System Beta był konkurencją dla VHS. Beta przewyższała jakością zapisu VHS, jednak to VHS wygrało ponieważ było tańsze. W myśl zasady gorszy pieniądz wypiera lepszy. Szybciej upowszechnił się VHS. System Beta stał się standardem dla TV. Stąd tym bardziej na podziw, ale i do zastanowienia jest sprawa pojawienia się tego sprzętu na koncercie. Ale to już są teorie spiskowe…
101 – 25 lat mitów i legend o koncercie
W 2011 roku napisałem tekst opisujący trasę Music For The Masses od strony setlistowo-bootlegowo-koncertowej. Wtedy też przyszło mi na myśl oddzielne zajęcie się 101 koncertem tej trasy i rozprawienie się z mitologią tego koncertu. Jeżeli pamiętacie tekst pt. „12 ciekawostek, których możesz nie wiedzieć o koncercie w Warszawie i Exciter Tour.” z 2011, to będzie to coś w tym stylu.
Dla mnie ten koncert jest właściwie relikwią. Od tego koncertu zaczęła się moja znajomość z depeche MODE. To na tym nagraniu poznałem piękno koncertów depeche MODE i czar winyla. Ten koncert sprawił, że zacząłem wnikać w muzykę, teksty i historię tego zespołu. Jednak im dalej zagłębiałem się w ten zespół i historię 101ego koncertu, tym częściej doznawałem wielu zaskoczeń, nieścisłości i mnogości wersji, jakie krążą o tym wydarzeniu. Dziś będzie właśnie o tym. Fakty, mity i legendy o 101.
101 – w ruchu fanowskim liczba ta urosła do miana mitologicznej. Niektórzy z Was pamiętają pewnie na forum z kreską limit 101 stron, po którym dany topic był obligatoryjnie zamykany. Nagradzanie 15, 66 i 101 fana zlotu, to tylko kolejny przykład. Prawda jest taka, że liczba koncertów była czysto przypadkowa, a jeżeli spojrzy się na odwołane koncerty, to koncert mógł mieć równie dobrze oznaczenie 102, 103 lub 104, bo taką liczbą mogłaby się skończyć ta trasa. Co więcej wystarczy zajrzeć do Tourbooka z 1987, by zobaczyć, że rozpiska koncertów na poszczególnych częściach trasy różni się od tej finalnej.
Sam album 101 też nie miał się tak nazywać. Plany były inne. Album miał mieć tytuł „Live Mode„. Wówczas magia liczby 101 nigdy by nie zaświeciła tak jasno. W końcu jeżeli doceniamy koncert nr 101, to czemu nie 102 – liczba wykonów na Tour Of The Universe, czy 75 – liczba wykonów na Black Celebration Tour, o liczbach 55 i 35 nie wspomnę.
Jedna z wersji tytułu mówi również o tym, że pochodzi on od nazwy międzystanowej, która przebiega obok i ma właśnie numer 101. Ale to myślę, że nadinterpretacja jakiegoś dziennikarza, albo jakiegoś blogera 😛
Frekwencja – To jest najbardziej dyskusyjny element mitologii tego koncertu. Często im bardziej chce się podnieść rangę tego wydarzenia, tym padają co raz wyższe liczby. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniem, że 101 to właśnie liczba widzów tego koncertu. W biografiach i artykułach czytałem o publiczności w rozstrzale od 60 do 85 tysięcy. Najczęściej w przekazach fanowskich słyszałem magiczne 75 tys. Po latach również różni członkowie ekipy depeche MODE podają różne wartości. Wystarczy obejrzeć jednak dokument 101, aby dowiedzieć się ilu było fanów na koncercie. Wg ekipy księgowej na koncercie było 65 314, ale jak odliczymy od tego masę vipów to wychodzi 60 452 wg Keslera. Te VIPy nie przyszły tu bez powodu, wszystko przez pewne wydarzenie, ale o tym poniżej. Na razie cytat:
They sold out the Rose Bowl in 1988 even though their album barely cracked the Top 40. The band ended its 'Music for the Masses’ tour by selling out the Pasadena Rose Bowl, which contains more than 60,000 seats. The album made it to only No. 35 on the chart. http://diffuser.fm
Kasa – 1.006.192,50 tyle wynosił przychód zespołu z tego koncertu. tzn bilety + koszulki i inne gadżety. Od tego trzeba odliczyć koszty. Jak kosztował i liczył się mniejszy koncert na trasie w 1988 możecie przeczytać tutaj.
_
Koncert / Festiwal / Urodziny / Spęd na Rose Bowl – potocznie mówi się, że depeche MODE dało koncert na Rose Bowl, aby zwieńczyć tym występem swoją najdłuższą trasę koncertową w historii. Miejsce koncertu było wyborem zespołu, ale zrobiono bardzo wiele, aby najpierw nie przypominało to koncertu, a potem włożono wiele PR, żeby nikt nie pamiętał o tym wysiłku.
Koncert był rodzajem dealu między zespołem, a radiem KROQ. Z punktu widzenia tej stacji, nie był to wcale koncert wieńczący najdłuższą trasę w historii, ale jubel z okazji 10 lat istnienia KROQ, a wszystkie zespoły występowały tak na prawdę na urodzinach tej stacji. W zamian za możliwość urządzenia w czasie tego wydarzenia na Rose Bowl swoich 10. urodzin stacja rozkręciła potężną kampanię promocyjną rozdając masę biletów, dzięki czemu na koncercie była również masa przypadkowych ludzi i VIPów ze strony stacji.
Otwartym pozostaje pytanie na ile frekwencja była wynikiem sukcesu trasy, a na ile wynikiem promocji KROQ, w którym od lat i przez następne lata grano depeche MODE na potęgę. Myślę, że działało tu pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne, czego efektem były potem sceny pod Warehouse w 1990.
Z drugiej strony bez wsparcia KROQ taka akcja nie byłaby możliwa i zrobienie takiego koncertu po za Kalifornią również mogłoby skończyć się klapą.
Dave również robił wiele, aby promować ten ostatni występ na trasie, na koniec (prawie) każdego koncertu w USA żegnał się: See You in Pasadena!
Wydarzenie na Rose Bowl było jednocześnie jednodniowym festiwalem z line-up’em: Wire, Thomas Dolby, OMD i… depeche MODE. Wykonawcy występujący przed depeche MODE grali za dnia i w pełnym słońcu, cała konferansjerka była prowadzona przez djów z KROQ.
Żeby była jasność, kompletnie nie umniejszam przez to samego koncertu, wręcz uważam to za zaletę tego zespołu, że nie porwali się na tak duże przedsięwzięcie i nie położyli go od strony organizacyjnej i biznesowej, i jeszcze sprzedali do tego bardzo romantyczną historię, którą wszyscy znamy. Równie dobrze mogło się wydarzyć tak, jak w przypadku U2, którzy w 1983 roku pojechali do Red Rocks, (depeche MODE wystąpiło na Red Rocks po raz pierwszy w 1986.07.01) by udowodnić sobie i światu, że w USA dadzą radę. Zainwestowali oszczędności swojego życia po czym okazało się, że niewiele brakowało, a utopiliby cały kiesz dosłownie i w przenośni.
Po za tym sproszenie na koncert przez KROQ masy VIPów, którzy w normalnych warunkach nigdy by się nie pofatygowali na koncert pewnej niszowej kapeli z jakiegoś Basildon. To oni zobaczyli, że syntezatorowy zespół (a właściwie zespoły, bo OMD, to również syntezatorowa kapela czerpiąca z dorobku Kraftwerk) mogą zapełnić stadiony. Kiedy ta wiadomość została poniesiona na wyspy, to Anglicy przecierali oczy ze zdziwienia i nie potrafili zrozumieć, jak to było możliwe i co takiego się stało.
Przełożyło się to potem na sukces komercyjny i wydawniczy singla Personal Jesus w 1989, który jest do tej pory najlepiej sprzedającym się 12″ singlem w historii Sire Records i całego albumu Violator.
After that film came out, suddenly we were this 'stadium band’, which wasn’t actually true – we’d played one stadium – but the perception really changed. We started to get bigger than I’d ever imagined we’d be. – Dave dla Q, lipiec 2001
Stadion – To był pierwszy występ stadionowy depeche MODE. W pewnym sensie to prawda. Wcześniej zespół występował, jako support przed wielkimi pierwszej połowy lat 80. na stadionach. Jednak na tak dużym stadionie – jako headliner – depeche MODE wystąpiło po raz pierwszy. Faktyczny pierwszy koncert solo ever na stadionie to Budapeszt 1985.07.23.
Najlepszy koncert na trasie – Kolejna legenda głosi, że był to najlepszy koncert depeche MODE na trasie, dlatego został wydany. No nie zupełnie. Alan w wywiadach opowiada, że wprost przeciwnie. Na tej trasie mieli dużo więcej lepszych koncertów. Ze względu na wielkość koncertu, co było nowością dla zespołu, były pewne problemy techniczne z nagłośnieniem, przebiciami prądu, wodą, która zbierała się na dachu sceny i zalewała sprzęt. A Dave tracił głos z minuty na minutę. Wszystko to musiało sprawić, że zespół pracował potem nad tym koncert w studio przez 4 miesiące masterując, ale również dogrywając brakujące lub źle zarejestrowane partie koncertu. Alan nigdy nie powiedział tego wprost, ale dawał do zrozumienia, że album 101 nie jest w 101% nagraniem live.
Koncerty halowe da się muzycznie lepiej kontrolować, niż stadionowe. Zespół miał tylko jedno podejście, nie było szansy nagrania drugiej nocy, przez co nie było możliwości zdublowania materiału. Druga sprawa, że był to również trudny technicznie koncert ze względu na fakt, iż nie był to samodzielny występ depeche MODE, a występ na urodzinach i całe to zamieszanie, jakie ze sobą takie wydarzenia niosą.
_
People Are People – z tym utworem jest ciekawa historia. Początkowo na tej trasie był grany w wydłużonej wersji. Zbieracze bootlegów określają ja mianem wersji 12″, jednak z powodu rozłażenia się utworu przez środkową wstawkę utwór został skrócony. Ale ja nie o tym…
Kawałek był grany nieprzerwanie przez 3 nogi Music For The Masses Tour, aż do koncertu w Wiedniu 1988.03.13. Od momentu wznowienia trasy na kolejnej nodze utwór ten został zastąpiony przez Master & Servant [101], który przywędrował tu z bisów, na miejsce Master & Servant [101], wskoczyło za to Just Can’t Get Enough [41]. Tak było przez całą Japonię, Kanadę i USA… z wyjątkiem Pasadeny, gdzie numer niespodziewanie powrócił do setu. Master & Servant powędrowało na bis. Dzięki temu była to…
Najdłuższa setlista na trasie – dzięki temu na płytach mamy 20 utworów, a nie 19, jak to było przez resztę trasy. Przez co, przez chwilę gdzieś nawet krążyła plotka, że nie jest to koncert z Pasadeny, a montaż z kilku koncertów i People Are People [67] pochodzi właśnie z jakiegoś innego koncertu na Amerykańskiej trasie. Z resztą ta teoria o posztukowanym (z kilku koncertów) koncercie powraca co jakiś czas, a posztukowany dokument – 101 nie pomaga temu. Jak było nie wiem, za to spotkałem się kiedyś ze stwierdzeniem, że…
Set z Pasadeny to była setlista całej trasy – Daaawno temu usłyszałem takie stwierdzenie. Nie ma sensu się nad nim rozwodzić. Zapraszam do lektury działu o tej trasie na MODEontheROAD.pl. Myślę, że to wystarczy.
Bootleg z Pasadeny – Po 15 latach od koncertu w Pasadenie wypłynął na światło dzienne jedyny i prawdziwy bootleg z Pasadeny 1988.06.18. Jest to jedynie pierwsza część koncertu. Jak relacjonuje właściciel nagrania kiedy wyszła 101 po prostu skasował kasetę z zapisem koncertu. Bo przecież była już 101 i była lepszej jakości. To takie oczywiste… Jako bonus do bootlegu dołączony jest występ OMD też z tej nocy, oraz zapis występu Nitzer Ebb z 1990 roku z L.A. jako support depeche MODE.
Sam bootleg niestety trochę za bardzo przegadany, ale mimo to można usłyszeć jak Dave śpiewa, a reszta gra i daje to fajne porównanie z tym co zostało stuningowane w studio w postaci 101. Na Blasphemous Rumours [101] słychać jak pada deszcz. Słynna scena i komentarz o tym, jak nad stadionem przeszło oberwanie chmury. Zaczęło się od pierwszych taktów utworu i zakończyło wraz z końcem numeru. …God have sick sence of humor…
Po sieci krążyły niby-bootlegi, które były niczym innym jak zmasakrowaną wersją płyty 101. Okazywało się, że w rzeczywistości jest to przegrana z CD na dyktafonu 101, a potem nagrana jeszcze raz na CD lub do plików. Zabieg ten miał na celu pogorszenie jakości materiału tak, aby stał się wiarygodny dla kolekcjonerów. Jednym słowem nie ma pełnego bootlegu z Pasadeny!
Dokument 101 – podobno pomysł na serię Real World w stacji MTV, dawniej nazywanej Music Television inspirowano się historią grupki dzieciaków wyrwanych ze swojego środowiska, wsadzonych w zupełnie im nowe i obce miejsce – autobus przemierzający Amerykę w pogodni za zespołem – a do tego z pod nos wsadzonymi mikrofonami i kamerami zaglądającymi im nawet do kibli. Podobno…
To chyba tyle mitów, legend i ciekawostek o koncercie, który gdyby nie dokument pozostałby tak samo niezauważony, jak finalne koncerty na poprzedzających ten koncert trasach i wielu po nim.
Koncerty niedokończone…
Wzorem kultowej audycji w jednej ze stacji radiowych, postanowiłem zająć się tematem niedokończonym. Jako, że rozmowy, to temat rzeka i jak widać zagospodarowany, dlatego pomyślałem, że warto skupić się na niedokończonych… ale koncertach 🙂
depeche MODE w swojej historii miało koncerty, które były przewidziane, jako normalne występy. Miały się po prostu odbyć, zespół miał przytulić kiesz, publika miał się wyszaleć, a potem opowiadać na jakim to zajewistym koncercie była. Zrządzenia losu sprawiły, że działo się jednak inaczej i o tym jest ten wpis…
No dobra najpierw krótko o kryteriach wg których dobierałem koncerty. Koncert nie mógł być odwołany przed wpuszczeniem ludzi na obiekt, więc wszelkie koncerty oznaczone, jako odwołane na MODEontheROAD.com nie mogły się znaleźć w tym zestawieniu. Również nie miało znaczenia w którym momencie koncert został przerwany. Mógł być to tylko, jeden wykonany utwór, ale też mógł pozostać tylko jeden utwór do końca koncertu. Przyczyna zmiany lub skrócenia koncertu nie mogła być wcześniej zaplanowana. Zdarzenie musiało być losowe i nie przewidziane. No i musiała być wpuszczona publiczność na obiekt z myślą o uczestnictwie w koncercie.
Przerwanych koncertów w całej historii koncertowej zespołu nie ma wiele. Większość występów, dochodzi do skutku ze szczęśliwym finałem. Oczywiście jest kilka koncertów, które zostały skrócone, ale było to z góry zaplanowane, choć publika akurat nie musiała o tym wiedzieć. Mam tu na myśli np skrócony celowo koncert w Lipsku 2001.09.09. Lista przerwanych koncertów jest dosyć krótka i zaczyna się w 1984 od koncertu w…
Böblingen (Niemcy) 1984.12.11
Koncert sprawnie zbliżał się do finału, gdy zebrana publiczność poczuła nagłe wzruszenie po wykonaniu See You [79]. Nie, to nie głęboki i zaangażowany tekst See You [79] tak podziałał na pobratymców Dietera Bohlena, to któryś z uczestników koncertu zaaplikował pozostałym fanom dodatkowe wrażenia w postaci gazu łzawiącego.
Dave krzyknął do tłumu: There is a BOMB in this place, so you’d better get out! Musiało być gorąco wtedy w hali. Przed koncertami wtedy działy się duże ekscesy do tego stopnia, że gdy depeche MODE przybyło ponownie w 1986 do Niemiec, to Czerwony Krzyż odmówił zabezpieczenia medycznego koncertów. Koncerty depeche MODE postrzegano jako występy podwyższonego ryzyka.
Setlista:
Intro [excerpt from Master And Servant (voxless)]
Something To Do
Two Minute Warning
Puppests
If You Want
People Are People
Leave In Silence
New Life
Shame
Somebody
Ice Machine
Lie To Me
Blasphemous Rumours
Told You So
Master And Servant
Photographic
Everything Counts
See You
Montreal (Kanada) 1993.09.08
Prawie 10 lat trzeba było czekać do następnego przerwanego występu. Po stosunkowo „łagodnym i łatwym przejściu” przez Europę, w Ameryce Północnej zaczęły się schody. Życie w trybie upojenia narkotykami wszelkiej maści – od fajek, aż po ciężkie dragi dawało swoje efekty. Tak też stało się właśnie owej nocy. Zespół przybył do Montrealu, ledwo drugi koncert na trasie po Ameryce Północnej, gdy Dave doznaje utraty głosu. Od początku koncertu Dave śpiewa bardzo słabo i nie równo. W miarę, jak koncert postępuje, postępuje też zanik głosu. Z numeru na numer jest co raz gorzej. Ledwo dociąga do setu Martina, w czasie którego zapada decyzja, że Dave nie wyjdzie już na scenę. Martin dostaje zadanie dokończenia koncertu przy pomocy swojego podwójnego setu.
Na tę noc setlista miała wyglądać tak: A Question of Lust / Death’s Door / prawdopodobnie Mercy In You. Gdyby tak było, to byłby to jeden z 5 wykonów tej wersji setu na trasie. Gdyby natomiast w secie pojawił się Get Right With Me, to był by to jeden z 7 wykonów na tej trasie. Z tym, że w Ameryce Północnej set z Get Right With Me [18] wykonano jedynie raz w Houston 1993.10.10.
Martin jako dodatkowy bonus wykonał Judas [40], oraz One Caress [31]. Ciekawy jestem jak wyglądała kwestia wizualizacji podczas tego koncertu ponieważ jak pamiętacie obrazy świecone do Judas [40] i A Question Of Lust [39] to jedno i to samo. Być może był to jedyny koncert, gdzie Judas [40] było bez wizualizacji, albo był to jedyny koncert na świecie, gdzie świeczki płonęły od końca dwa razy.
Druga ciekawostka tego koncertu to fakt, że właśnie z tego feralnego koncertu pochodzi zapis One Caress [31] (bez kwartetu smyczkowego), ze smykami z klawisza, opublikowany potem na Songs Of Faith And Devotion – Live. Wbrew powszechnej opinii One Caress na SoFaD-Live to nie wynik dogrania partii klawiszowych smyków w studio, a świadomy wybór tej właśnie wersji z racji słabości wykonań kwartetów. W końcu nie ma jak to ręka Mistrza na żywo i do tego w stresie i napięciu w związku z zaistniałą sytuacją.
Setlista:
Higher Love
Policy Of Truth
World In My Eyes
Walking In My Shoes
Behind The Wheel
Halo
Stripped
Condemnation
A Question Of Lust
Death’s Door
Judas
One Caress
Nowy Orlean (USA) 1993.10.08
Kolejny raz koncert został przerwany w Nowym Orleanie 1993.10.08, miesiąc po feralnej utracie głosu w Montrealu 1993.09.08. Tym razem nie były to przejściowe trudności wynikające ze zbyt długiego picia i imprezowania. Tej nocy zespół nie był nigdy tak blisko przerwania całej trasy w swojej dotychczasowej historii. Koncert dotarł w swoje głównej części do bisów, niestety tym razem nie było dane Dave’owi wyjść na Personal Jesus [96], którym zaczynali ostatnią część koncertu. Trzeba tu dodać, że podobnie, jak to było w 2009 w USA, również i na tej trasie koncerty były obcinane o dwa ostatnie bisy, tj Fly On The Windscreen [79] i Everything Counts [88]. Powody nie był zawsze te same. Raz mogło to wynikać, ze słabej kondycji Dave’a innym razem główną przyczyną były regulacje lokalne o ciszy nocnej, wymuszające zakończenie koncertu o określonej godzinie.
W czasie koncertu Dave doznaje lekkiego ataku serca. Prowadzony przez Gahana styl życia zaczynał odbijać mu się na zdrowiu. Organizm nie wyrabiał już. Za komentarz do całej sytuacji niech będzie wybór przez Martina utworu, który śpiewa na bis. Pewnie ze względu na krótkość utworu, ale również jako najtrafniejszy opis sytuacji Martin zaśpiewał Death’s Door [49], po czym zniknął z Alanem ze sceny kończąc tym koncert.
Wszystko to działo się w czasie, gdy Dave był wieziony do szpitala karetką na sygnale. Dave zmierzał do …Drzwi Śmierci….
Setlista:
Higher Love
Policy Of Truth
World In My Eyes
Walking In My Shoes
Behind The Wheel
Halo
Stripped
Condemnation
A Question Of Lust
One Caress
Mercy In You
I Feel You
Never Let Me Down Again
Rush
In Your Room
Death’s Door
Kansass City (USA) 2006.05.10
Na kolejny niedokończony koncert „musieliśmy” czekać do maja 2006. Koncert okrzyknięty, jako zemsta Montezumy odbył się tuż po powrocie zespołu z trzy-koncertowej wycieczki do Meksyku. Ponownie przyczyną przerwania koncertu jest utrata głosu. Dave również przez całą pierwszą część koncertu śpiewał z utworu na utwór co raz słabiej, by w momencie wyjścia na scenę na pierwszy utwór drugiej części setu utracić głos dokumentnie. In Your Room [97] nie zostaje ukończone i po kolejnej próbie wykonania zespół podejmuje decyzje o zejściu Dave’a ze sceny. Fletch robi podkład pod zaistniałą sytuację i informuje publikę o kłopotach Dave’a. Rolę głównego wokalisty przejmuje Martin i rozpoczyna swój nieplanowany recital w kolejności Leave In Silence [26], A Question Of Lust [14], Somebody [34] i Damaged People [54].
W przypadku tego ostatniego utworu warto zaznaczyć, że kawałek ten po zakończeniu zimowej trasy nie był już w planach do grania. Jest to jedyne wykonanie tego kawałka na wiosenno-letniej strasie przez Martina.
Koncert był rejestrowany przez ekipę LHN z myślą o późniejszym wydaniu w ramach serii Recording The Angel. Jednak z powodu zejścia głosowego Dave’a koncert nigdy nie został upubliczniony, a nagranie powędrowało do archeo zespołu. Do tej pory była znana jedynie setlista koncertu, oraz przyczyny przerwania koncertu. Natomiast nikt nie upublicznił nagrania w postaci bootlegu. Aż do teraz… Podobnie, jak to było w przypadku koncertu z Canning Town 1982.02.27, również i tym razem powodem powstania tego tekstu jest wypłynięcie bootlegu z Kansas City.
Niestety bootleg nie jest pełny, gdyż nagrywający miał problem… z nadmiernym parciem na ścianki pęcherza moczowego, wywołane nadmiernym spożyciem sikaczy, o niskiej zawartości alkoholu, który w Europie nawet obok picolo bym nie postawił. Dobra problemy ornitologiczne jakiegoś taper’a to niby nie moja sprawa, ale miały wpływ na zapis jedynego opublikowanego bootlegu z tego koncertu. Taper nie dotrwał do refrenu Damaged People [54] i ostatnie wykonanie tego numeru pozostaje nieudokumentowane. Początek też nie wystawia najlepszego świadectwa. Z całego koncertu ostał się jedynie zapis:
Leave In Silence
Fletch Speaks
A Question Of Lust
Somebody
Damaged People
Setlista:
Intro [excerpt from I Want It All]
A Pain That I’m Used To
A Question Of Time
Suffer Well
Precious
Walking In My Shoes
Stripped
Home
It Doesn’t Matter Two
In Your Room
Leave In Silence
A Question Of Lust
Somebody
Damaged People
Ateny (Grecja) 2009.05.12
Ten koncert wywołać może największe zdziwienie i polemikę, ale myślę, że kryteria jakie przyjąłem do przygotowania tego opracowania w pełni uprawniają ten koncert do znalezienia się w tym zestawieniu.
Publika „rozgrzana” występem Motor, a raczej temperaturą i zbliżającym się występem, nie była kompletnie gotowa na to, co usłyszą. Koncert właściwie się już zaczynał. Opływająca kulę DM, to było takie swoiste odliczanie do pierwszych dźwięków. Tym święcąca kula była na Tour Of The Universe, czym burza i błyski na Devotional Tour.
Zamiast jednak słyszeć pierwsze dźwięki In Chains [102] publika usłyszała informację o odwołaniu koncertu z powodu „niedyspozycji” Dave’a. W czasie gdy padały poniższe słowa, Dave jechał już na sygnale do szpitala.
Post factum już wiemy, że koncert zapowiadał zmiany, które fani zobaczyli dopiero w Lipsku 2009.06.08. Otóż znana jest pełna setlista tego niedokończonego koncertu. Miał być to pierwszy koncert na tej trasie, na którym zespół miał wykonać Policy Of Truth [100], po ledwo dwóch koncertach. Dave nie był zadowolony z In Sympathy [2] jako numeru na żywo. Nie wiele brakowało, aby ten sam los podzielił Peace i Come Back [35], jednak upór Dave’a zrobił swoje. Tu przeciwnikami byli Martin i Andy. Oczywiście nie twierdzę, że to miało się stać na koncercie w Atenach 2009.05.12. W każdym razie In Sympathy [2] było jeszcze próbowane przed koncertami w Nowym Jorku 2009.08.03-04, by potem zaniechać nierównej walki.
_
Miejmy nadzieję, że na najbliższej trasie nie doświadczymy taki koncertów. W końcu nikomu nie zależy, aby koncerty przerywane były w najmniej oczekiwanych momentach. Nawet jeżeli fajnie to potem wygląda w opracowaniach, a pewien blogger dzięki temu może strzelić kolejny sensacyjny tekst i popisać się powszechnie (???) znaną wiedzą.
Kit mu w ucho…
Jakiś rok temu napisałem tekst o tym, czemu nie ma z koncertów depeche MODE nagrań, których źródłem są IEMy, czyli In-Ear Monitoring. Po naszemu odsłuchy douszne. To ważne, ponieważ dziś będę kontynuował ten temat. Myślę, że wtedy dosyć dokładnie opisałem podstawy, dlatego nie będę się zagłębiał w detale. Kto nie czytał, sugeruje nagrobić zaległości. A powód ku temu jest ważny, gdyż ostatnio pojawiły się przesłanki, które w zasadniczych kwestiach będą przeczyć temu, co napisałem wtedy. Nie uprzedzajmy jednak faktów.
W ubiegłym tygodniu pojawiło się na sieci takie zdjęcie z takim oto podpisem:
Dave Gahan from Depeche Mode came by the office for a pair of T1 Lives! Cool guy.
Oczywiście najważniejszymi komentami na Instagramie (gdzie umieszczono, tę fotkę), były określenia jak to 'awesome’ i 'nice’ jest Dave. Zmilczę. Ważniejsze dla mnie jest, gdzie i po co się pojawił.
Firma, w której się Dave zjawił – ACS, to zakład produkujący wkładki i systemy douszne dla profesjonalistów, kto miał kiedykolwiek coś do czynienia z aparatami słuchowymi i całym procesem przygotowania ich, ten będzie wiedział o co chodzi. Analogia jest tu bardzo bliska. Jako, że nie ma dwóch par identycznych uszu, a nawet w parze uszy się różnią, wiec wymaga to indywidualnego dopasowania wkładek IEMów. Szczególnie ma to istotne znaczenie przy odsłuchach tak dynamicznych ludzi, jak Dave. Ale również pozwala na izloację zewnętrznych dzięków tak, aby nie zaburzały selektywnego słyszenia tylko tego, co dociera do muzyka przez słuchawki. Kto słuchał muzyki w komunikacji miejskiej, ten wie o czym mowa. Działa to niczym dobry kit, czy silikon izolujący od reszty świata. Jest to pierwszy raz dla Dave’a, a wcześniejsze próby były wiele razy porzucane. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że zespół aplikował sobie standardowe odsłuchy Sennheiser’a. Z resztą sama firma chwaliła się tym od 2006 roku, a prawdopodobnie były to standardowe odsłuchy od 1998-2001 roku Martina i reszty teamu.
Z odsłuchów firmy ACS korzystają tacy muzycy jak Bono/U2, Muse, Prodigy, a nawet tacy giganci sceny, jak PSY, więcej na „polskiej” stronie tej firmy -> http://www.acscustom.com/pl/
Dave bronił się przed odsłuchami, ponieważ jak twierdził przeszkadza mu to w śpiewie i sprawnym poruszaniu się po scenie, po za tym twierdził, że jest ze starej szkoły koncertowej, gdzie wokalista kontroluje show zbierając, to co dzieje się dookoła niego, w tym publikę. M.in. dlatego nadal nagrywa wokale w studio, tak samo, jak śpiewa się na koncercie w mikrofonem w ręku, a nie w wyizolowanej klatce, choć i takie obrazy można znaleźć. Przypomnę choćby sceny z nagrywania Only When I Lose Myself.
Zmiana, jaką zaskoczył nas Dave w ub tygodniu, może oznaczać (choć nie musi), wielkie zmiany. Ten ruch rodzi wiele ciekawych pytań, ale też wiele obaw. Do tej pory nie znamy prawdziwych przyczyn tak dużego rozstrzału w datach koncertów. W ubiegłym roku głośno się zastanawiałem nad takim, a nie innym ułożeniem trasy, gdzie z wyjątkiem Londynów, żaden koncert nie jest grany dzień po dniu, co wygląda szczególnie dziwnie w przypadku Dusseldorfów. Postawiłem wtedy tezę, że być może oznacza to zastosowanie rozbudowanej sceny, która uniemożliwia transport między lokalizacjami w ciągu jednej nocy. Marzenia.
Zaopatrzenie się przez Dave’a w odsłuchy douszne jakby potwierdzało tę tezę. Choć nie musi. Dave będzie musiał przemierzać spore odległości po scenie i wyposażenie wszystkich członków zespołu w IEMy jest po prostu tańsze, niż zamówienie paru ton paczek rozstawionych po całej scenie. Prawdopodobieństwo błędu, niełączenia, znacząco wzrasta. Czas potrzebny na zmontowanie wszystkiego się wydłuża, albo trzeba zainwestować w znakomicie większą liczbę ludzi po stronie obsługi technicznej. Pamiętajmy, że te koszty przenoszą się potem bezpośrednio na ceny biletów. Dlatego, choćby z tego względu jest to ruch logiczny i ekonomiczny, skoro i tak już fani narzekają na ceny biletów. Najprościej mówiąc w całym tym zamieszaniu chodzi po pozbycie się tego stada paczek, które stoją przy Dave’ie na poniższej fotce.
Oczywiście jest to wytłumaczenie na naszą korzyść. Oto zespół w końcu zainwestował w dużą scenę, bo planują spektakularną trasę stadionową i chcą uniknąć błędów z poprzedniej trasy, gdzie scena na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, czy na San Siro w Mediolanie wyglądała jak stragan w czasie przedświątecznego jarmarku. Wiele zespołów korzysta pełnymi garściami z faktu pozbycia się okablowania na scenie i bezprzewodowej łączności w czasie koncertów, a firmy budujące sceny mogą potem wpisać to do swojego CV i być dumne i blade z faktu obsługi tak potężnej trasy koncertowej z piękną pod względem wizualnym sceną.
Są również inne względy, które mogą wymuszać na Dave’ie taki ruch. W zależności od punktu widzenia decyzja o użyciu IEM’ów jest zarówno pozytywna, jak i negatywna.
Jednym z zarzutów tuż po zakończeniu Tour Of The Universe był fakt, że Dave śpiewał sobie, a muzyka sobie. Nie wchodził we frazy, fałszował, bardzo niewyraźnie wyśpiewywał końcówki słów, lub poszczególnych linijek. Ta niechlujność mogła być tłumaczona chorobą, zmęczeniem trasą, ale również faktem, że siebie nie słyszy biegając po scenie. IEM pozwolą mu lepiej kontrolować siebie w czasie trasy. Do standardu koncertów depeche MODE przeszedł gest dwóch palców wskazujących robiących kółko, rowerek, różnie to nazywano, który był znakiem dla akustyków z boku sceny do podniesienia głośności odsłuchów, no bo Dave się nie słyszał. Z profesjonalnego punktu widzenia inwestycja w odsłuchy pozwala na ograniczenie pewnej nieprzewidywalności i zmienności koncertu, pozwalając na większe kontrolowanie się zespołu w czasie gry. Wystarczy posłuchać Wrong z początku trasy, jak i z końca, aby zrozumieć jaka różnica na niekorzyść tego numery powstała z faktu niedbałego śpiewania.
Dla mnie jako fana i miłośnika koncertów inwestycja w odsłuchy jest jednak negatywnym posunięciem. Narzekamy na bardzo dużą powtarzalność depeche MODE na koncertach, niestety IEM u Dave’a sprawią, że ta powtarzalność stanie się jeszcze większa. Jaki będzie sens jechać na kolejne koncerty, skoro prawdopodobieństwo niepopełnienia błędu jeszcze bardziej się zwiększy. Potencjalnie kolekcje z cyklu „Something went wrong.” staną się jeszcze uboższe. Ale to jeszcze można uznać za czepianie się. Większym dla mnie problemem, jest potencjalna utrata kontaktu Dave’a z publiką. Zawsze ceniłem interakcję Dave’a z publiką w czasie koncertu i sposób w jaki prowadzi ją. Było to możliwe właśnie dlatego, że nie miał tego kitu w uchu. Oglądając koncerty wielu innych zespołów częstą sytuacją był fakt, gdy wokalista chcąc usłyszeć, co śpiewa publika musiał zatrzymać się na chwilę i wyjąć odsłuchy z uszu. Inaczej nie był w stanie nic usłyszeć. Pół biedy, gdy wokalista ma tylko jeden odsłuch w uchu, gorzej gdy oba uszy są zatkane kitem. Wokalista staje się głuchy na zagrania publiki, do momentu, aż mu ktoś nie powie o tym przez IEMy lub sam nie zobaczy, że coś się dzieje na obiekcie Wówczas sztampa, nawet jeżeli była stałym elementem koncertów, teraz staje się wręcz wymagana. Smutne to niestety.
A już tak na marginesie, jak Dave pozbędzie się odsłuchów ze sceny, to gdzie ukryją mu techniczni monitor z tekstami piosenek, bez tego czasami kolega ginie. 😛 Oby nie wyposażył się na tę okazję w iPada, w okolicach statywu, jak to zrobił na ostatnich koncertach symfonicznym Ronan Hariss z VNV Nation, albo Peter Heppner, który bez ceregieli trzyma na scenie nutownik z tekstami na kartkach i przewraca kolejne karteczki w miarę jak śpiewa kolejne kawałki. 🙂
Podchodzę do tej decyzji z umiarkowanym optymizmem. Dla mnie koncerty to autentyczność spontan i nieprzewidywalność zespołu na scenie. Tego nie da się zrobić, gdy wszystko jest wyreżyserowane do ostatniego punktu, łącznie z tym, że to gość na konsolecie mówi poszczególnym członkom zespołu kiedy mają zacząć grać, jak mają grać i ile razy wolno im powiedzieć You are the best audience in the world czy Mejk some motafokin nojz!!!!! Nie mniej zdaję sobie sprawę, że wiek już nie ten, a i produkcja spektaklu ma pewne wymagania. A możliwość powstania licznych bootlegów zgrywanych z IEM, w pewnym stopniu łagodzi moje obawy…
MODEPECHE
Jest rok 1982, zespół postanawia zawalczyć o swoją pozycję, mimo prób ustawiania depeche MODE, przez media, na kursie kolizyjnym z nowymi projektami Vince’a Clarke’a. Po udanej trasie promocyjnej swojego pierwszego albumu i świadomości, że nie mogą liczyć na media (szczególnie radio), postanawiają wykorzystać swój największy atut, czyli koncerty. Jeden z tych koncertów był również próbą ratowania przyjaciela…
Początek 1982. W szeregach zespołu, jako muzyk sesyjny pojawia się Alan Wilder, czyli jedyny człowiek, który w owym czasie potrafił grać obiema rękami bez patrzenia na klawisze :-). Tak zasileni, jeszcze jako trio nagrywają singiel See You [39] z Now, This Is Fun [36], oraz kawałek The Meaning Of Love [38]. Zespół dokłada te numery do setu, plus nieużywany na poprzedniej trasie numer Shout! [38] i wyrusza ponownie w trasę. Panowie chcieli sobie, prasie i fanom udowodnić, że potrafią. Z przekazów wiadomo, że set był przez całą trasę ten sam, właściwie największym problemem był nieustannie padający sprzęt.
W części drugiej historii relacji depeche MODE i klubu Bridgehouse chciałbym opowiedzieć, o na prawdę ostatnim występie, jaki zespół dał w tym klubie. Co prawda w poprzednim tekście napisałem, że depeche MODE dało swój ostatni występ jako support 26 lutego 1981, a jako gwiazda pojawiła się tam później tylko raz 1 czerwca 1981. Jeżeli jednak dokładniej przejrzycie MODEontheROAD.com w części poświęconej See You Tour to znajdziecie umieszczony pod datą 27 lutego 1982 występ zespołu w Bridgehouse.
Jednak gdyby być super skrupulatnym, to należało by ten występ wywalić z tej rozpiski i wszystkie statystyki utworów o ten koncert pomniejszyć. Skąd ta rozbieżność?
Otóż 27 lutego nie wystąpiło depeche MODE, tylko zespół MODEPECHE. Ale po kolei… kończąc pierwszą część tej historii napisałem:
Dla zespołu rozpoczął się co raz bardziej szalony czas. Zespół koncertował już nie tylko w Anglii, ale też zaczął występować na Kontynencie zapełniając co raz większe obiekty. Tym czasem dla Terry’iego i jego Bridgehouse zaczyna się bardzo ciężki okres.
Zespół będąc w trasie zostaje poproszony o pomoc w ratowaniu właśnie – Terry’iego Murphy, któremu w dużej części zawdzięcza pozycję jaką osiągnęli w lutym 1982. Jego pub zaczął popadać w finansowe problemy, a sam Terry nie mogąc zdecydować się na czym skupić swoją energię, na wytwórni czy klubie, próbował ciągnąć obydwa projekty na raz. Nie był to jedyny powód jego kłopotów, nie mniej na potrzeby tego teksu wystarczy to jako przykład. Nie sądzę, żeby jednym z powodów było niepodpisanie kontraktu z depeche MODE, ale odpłynięcie występów zespołu z tego klubu do większych sal mogło mieć wpływ na obroty Bridgehouse.
Pada pomysł, aby podratować sytuację klubu koncertem, ale bez nagłaśniania tego faktu publicznie. Zespół chciał zagrać tylko dla tych, co faktycznie do klubu przychodzili bez względu na koniunkturę. Zapada decyzja o zmianie nazwy na czas koncertu na MODEPECHE i wraz supportem Thin Men zespół miał dać biletowany koncert w klubie. Na oficjalnej stronie The Bridgehouse jest napisane, że zespół nazywał się MODEPECHE THIN MEN, ale później Terry potwierdził, że było to dM i support. Warto zauważyć też, jako ciekawostkę, że był to również pierwszy i ostatni występ Alana w tym klubie.
Koncert MODEPECHE był planowany na godzinę 24.00. Jednak, gdy zespół zjawił się w klubie ok 17.00 na próbę wieść rozniosła się błyskawicznie i okolica klubu zapełniła się doszczętnie. Po zakończeniu próby wszyscy przybyli musieli wyjść z klubu, aby ponownie wejść i zapłacić za bilet. Finał był taki, że Terry sprzedał wszystkie bilety i niemogąc wpuścić do klubu więcej chętnych zdecydował o otwarciu wszystkich okien i wejść, aby ci co zostali na zewnątrz też mogli usłyszeć występ. Koncert okazał się ogromnym sukcesem, obroty na barze biły życiowe rekordy. Kiedy Terry przyszedł do garderoby, aby dać chłopakom ich dolę zespół zdecydował, że nie przyjmie gaży.
Niestety nie zdało się to na wiele. Parę miesięcy później klub zamknął swoje drzwi. Później w tym lokalu był klub nocny, a potem hotel. W 2002 roku klub został zburzony, żeby zrobić miejsce pod wiadukt.
Następnego dnia (28.02) po koncercie zespół dał, kończący trasę po Wielkiej Brytanii, koncert w Londynie w Hammersmith Odeon. Co ciekawe koncertem w Hemmersmith Odeon zespół zaczął trasę i ją skończył. Wcześniej chłopaki co prawda zagrali koncert w Top Rank w Cardiff, ale był to właściwie koncert rozgrzewkowy przed startem trasy na dużym obiekcie w Londynie. Potem już była reszta Europy i Ameryka Północna… a reszta to już historia
* * *
W poprzednim wpisie wspomniałem, że impulsem do powstania tego (2-częściowego) tekstu było wypłynięcie na światło dzienne bootlegu z oryginalnym zapisem koncertu. W 2010 zapis tego występu pojawił się na ebay’u. Sprzedawał go człowiek kompletnie nieobeznany w faktycznej wartości tego nagrania. Nabyli go fani skupieni wokół grupy traderskiej restaurującej stare koncerty depeche MODE. Przez prawie dwa lata koncert leżał w archiwach i był poddawany konserwacji, ponieważ oryginalne nagranie zostało zarejestrowane na kasecie magnetofonowej, najprawdopodobniej 90 min., mono i miało kilka ubytków. Koncert został uzupełniony o brakujące fragmenty. Dawcą był występ depeche MODE w Hannoverze w Ballroom Blitz (1982.03.25).
Koncert został upubliczniony pomiędzy traderami 1 stycznia 2013, jako prezent z okazji Nowego Roku. Z pewnością nie długo pojawi się na sieci, jak to było z Brighton 1981.08.02. Dla uściślenia nagranie zostało udostępnione w dwóch formatach:
- transkrypcja oryginalna z ubytkami (to dla hardkorów)
- wersja uzupełniona dla reszty zbieraczy.
Opisaną powyżej historię sekretnego koncertu znałem wcześniej dosyć pobieżnie, jako efekt studiowania strony thebridgehousee16.com, ale ponieważ nic poza tym co przeczytałem na stronie nie znalazłem, o całej historii zapomniałem. Dziś wiedząc więcej postanowiłem przybliżyć tę historię uzupełniając ją o wspomienie o właścicielu the Bridgehouse i Composition Of Sound sięgającej roku 1980.
P.S.
Tekst powstał dzięki współpracy z Więcorem (po raz drugi dzięki), stronie: thebridgehousee16.com, stronie Home, której w 2006 roku Terry udzielił wywiadu (polecam szczególnie ten wywiad, ponieważ opowiada on jeszcze bardziej szczegółowo o znajomości T. Murphy i depeche MODE), książkach Stripped i Black Celebartion, oraz na opracowaniach własnych z MODEontheROAD.com. Porównując informacje zawarte we wszystkich powyższych publikacjach z okresu 1980-1982, są pewne rozbieżności i nieścisłości, które pisząc ten tekst starałem się ułożyć chronologicznie. Punktem odniesienia były dla mnie rozpiski koncertów, dlatego niektóre zdarzenia mogą nieco odbiegać od tego co podaje Terry.
Od kasety do singla – trochę inna wersja odkrycia depeche MODE
Oficjalna hagiografia podaje, że Daniel Miller dał drugą szansę depeche MODE, po czym Panowie po koncercie podali sobie dłonie i od tego momentu wszystko potoczyło się niczym kula śniegowa. Od koncertów dla 20 osób do stadionów na 100 000 widzów. Zanim to wszystko się zadziało zespół musiał spotkać jednak na swojej drodze człowieka, bez którego Daniel Miller nie podałby ręki pieczętującej zawarcie umowy. Dziś historia człowieka, który pomógł, by potem samemu dostać pomoc od depeche MODE. Zapraszam do lektury cz.1.
Ostatnio na blogu opisywałem mało znaną historię japońskiej części trasy World Violation, dziś opiszę mało znane fakty, z wczesnej historii zespołu. Bazą do powstania tego i kolejnego tekstu było wypłynięcie bardzo interesującego bootlegu, oraz pewne sprzeczności w dostępnych na rynku biografiach zespołu i relacji człowieka, którego fragment życia poniżej opisałem. Nie wszędzie moja wersja jest zbieżna z tym co można oficjalnie wyczytać, ale zrobiłem to po to, aby w możliwie logiczny sposób opisać ciąg wydarzeń, bez których kolejne zwroty akcji nie nastąpiłyby. Życiem rządzi przypadek i w jakiejś mierze jest to historia o tym właśnie. Tekst podzieliłem na dwie części. Dziś odcinek pierwszy.
Canning Town 1980.09.24
Historia zaczyna się w 1980 roku, gdy zespół bez dorobku, bez kontraktu, z nieopierzonym wokalistą, z niewielką liczbą koncertów na koncie wysyła, do właściciela popularnego klubu na przedmieściach Londynu, kasetę z wersjami demo swoich nagrań. Klub był znany z tego, że gra się tam szybko, ostro i na rockowo. Po odsłuchaniu kasety demo właściciel klubu pomyślał, że chłopaki muszą mieć niezłe jaja, skoro wysłali kasetę do lokalu, gdzie publika zjadłaby ich po pierwszym kawałku. Oni chcieli grać. Poza tym właścicielowi klubu podobała się nazwa zespołu – Composition Of Sound, w przeciwieństwie do późniejszej nazwy.
Tym gościem był Terry Murphy, a zespołem wspomniane już – Composition Of Sound. Dziś to żaden szczyt odwagi, bo zespoły o różnych stylistykach muzycznych grają w tych samych klubach, kiedyś takie historie były nie do pomyślenia.
Zespół zjawił się w Canning Town 24 września 1980 i dał koncert dla garstki – 20 osób. Sam klub miał pojemność 1000 gości. Ten klub to Bridgehouse. Kiedy Terry Murphy wręczył chłopakom 15 Funtów za występ zawstydzony Dave powiedział, że następnym razem z pewnością ściągną do klubu dużo więcej ludzi, jeżeli Terry da im jeszcze jedną szansę. Chłopaki oznajmili Terremu, że mają rezydenturę w klubie The Crocs w Rayleigh i są w stanie rozpromować swoje występy w Bridgehouse ogłaszając je w Basildon i w Rayleigh. Ponieważ zespół spodobał się Terremu ten stwierdził, że jako gwiazda wieczoru, to szanse żadne, ale jako support wystąpią u niego na pewno. Terry wychodził z założenia, że skoro Basildon i Canning Town położone są przy tej samej drodze A13, to jeżeli tak jest, jak oni mówią, to zespół ściągnie trochę dzieciaków, w końcu droga z miasteczka na przedmieścia Londynu jest łatwa i prosta i jest blisko.
Powszechnie się uważa, że depeche MODE odkrył Daniel Miller, który po pierwszym niemiłym wrażeniu dał szansę zespołowi po raz drugi, co skończyło się dżentelmeńskim uściskiem ręki i karierą o 30 letniej historii i tonie zarobionej na tym kasy dla Mute. To jest prawda, ale tylko częściowa. Bez pewnej sekwencji wydarzeń nie doszło by do tego, a osoby, które pojawią się za chwilę mają taki sam udział w początkowym sukcesie, jak Daniel Miller. Niestety powierzchowne opracowania oraz skrótowość artykułów prasowych i dobry PR wersji oficjalnej historii zespołu zrobiły swoje.
Przede wszystkim należy pamiętać, że wszystkie znane i nieznane fakty dotyczące przypieczętowania umowy z Mute, oraz cała sekwencja relacji z Danielem Millerem wydarzyła się w the Bridgehouse. Bez tego klubu i właściciela nigdy by się nie wydarzyła… ale po kolei…
Cofnąć się musimy o kilka dni przed 24 września 1980. Dave Gahan – świeżo upieczony wokalista Composition Of Sound – pakuje taśmę demo swojego nowego zespołu i wysyła do Bridgehouse. Dodam tylko, że Dave jest w zespole od koncertu nr 4, a koncert w Bridgehouse to koncert nr 10. Powodem wysłania kasety właśnie do Bridgehouse był fakt, iż Dave był stałym bywalcem tegoż. Co ważniejsze Dave był wielkim fanem kapeli Wasted Youth, której basista, jak się okazało później, jest synem Terry’iego Murphy, mowa tu o Darrenie Murphy. Terry Murphy doprowadził do spotkania obu Panów celem wymiany doświadczeń z działalności projektu pt. zespół. A wszystko odbyło się przy barze klubu. Darrenowi bardzo podobał się występ zespołu oraz osoba Dave’a i zasugerował ojcu umieszczenie chłopaków jako supportu. Powiedział również, że zespół ma potencjał i ojciec powinien pomyśleć o wciągnięciu Composition Of Sound do Bridgehouse Records, a sam szepnie tu i tam dobre słowo celem pomocy w rozwoju kariery. Jedno z ciepłych słów usłyszał Frank Tovey – wokalista Fad Gadget, który okazał się być synem bliskiego kumpla Terry’iego Murphy, również… Franka Tovey’a (seniora). Frank Tovey stał się wielkim fanem depeche MODE, oglądając ich występy przed swoimi koncertami. Na oczach Terry’iego i Franka rodziła się właśnie nowa gwiazda. Klub ledwo mieścił wszystkich chętnych na wspólnych występach Fad Gadget i depeche MODE. Pojemność klubu była szacowana na 1000 osób. Był to czas żniw na barze dla Bridgehouse. Terry twierdzi, że występy depeche MODE tak się podobały, że zespół musiał bisować, czasami więcej, niż jeden raz. Jak wiemy przeważnie support nie ma takiego prawa, ponieważ jest to przynależne gwieździe i bez zgody Franka Tovey’a taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca. Frank jako coraz większy fan depeche MODE nie mógł sobie darować obejrzenia młodej gwiazdy ponownie. Finał był taki, że klub był zamykany częściej po zwyczajowej godzinie zamknięcia lokali w Anglii, bo publika chciała się się bawić.
Bez zrozumienia relacji jakie łączyły depeche MODE i Fad Gadget na początku lat 80. trudno zrozumieć i pojąć decyzję o wspólnej trasie koncertowej obu zespołów w 2001 roku. Proste uogólnienie – depeche MODE łaskawie zgodzili się na występy upadłej gwiazdy, są bardzo powierzchowne. W świetle powyższych historii trasa z 2001 roku była bardziej spłatą długu, jaki depeche MODE miało wobec Fad Gadget.
Canning Towon 1980.10.30
Nagłośnieniowcem, managerem i wydawcą Fad Gadget był młody muzyk i producent – Daniel Miller. Kiedy Composition Of Sound dostało slot na 3. październikowe występy jako support przed Fad Gadget, Daniel Miller był wtedy w klubie i jak wiemy Composition Of Sound nie zyskało aprobaty w jego oczach. Podczas ostatniego występu 30 października 1980 zespół oznajmia Murphiemu, że zmieniają nazwę z Composition Of Sound na depeche MODE. Co ciekawe, plakaty rozwieszone w całej okolicy informowały o występie Composition Of Sound. Terry nie był zachwycony zmianą nazwy na francuską i nawet „życzył im dalszych sukcesów” na nowej drodze życia. Nie mniej ostatni październikowy występ tak się spodobał Darrenowi Murphy, że oznajmił ojcu, iż chce, aby depeche MODE poprzedzało występ Wasted Youth w Bridgehouse następnym razem, gdy będą grać tu. Co więcej Darren zaproponował, że rozda darmowe bilety fanom Wasted Youth, aby ci mogli przyjść na występ depeche MODE i posłuchać ich.
Terry Murphy widział ogromny potencjał w depeche MODE, zaczął inwestować w nich swoje pieniądze z myślą o podpisaniu kontraktu z zespołem dla Bridgehouse Records. Od 14 września, przez ponad pół roku zespół stał się również rezydentem The Bridgehouse Club w Canning Town pełniąc rolę stałego supportu każdej gwiazdy, jaka występowała w tym klubie. Między końcem września 1980, a końcem lutego 1981 zespół zagrał 11 koncertów, głównie przed Fad Gadget.
Canning Town 1980.11.12
Wieczór w którym wszystko się zmieniło, był występ 12 listopada, kiedy to dochodzi do zawarcia owej słynnej umowy między zespołem, a Millerem. Prawda jest taka, że Miller wiedział, o zawartej umowie między Bridgehouse Records, a depeche MODE i pamiętny uścisk nie mógłby się odbyć, gdyby nie przyzwolenie Terry’iego. To on zgodził się, ponieważ zdawał sobie sprawę, że stojąc na rozdrożu pomiędzy prowadzeniem kultowego pubu i wytwórni płytowej musi coś wybrać. Jednym z powodów, który sprawił, że Daniel Miller stał się wydawcą depeche MODE, był fakt nieczystych podchodów pod młody zespół właściciela wytwórni Some Bizzare – Stevo Pearcea. Człowiek ten doprowadził do zawarcia umowy z zespołem dzięki czemu ich pierwszy singiel – Photographic – pojawił się na składance. Motywacją Terry’iego była chęć uchronienia zespołu przed tym człowiekiem, a ponieważ był za słaby ze swoją wytwórnią Bridgehouse Records przyzwolił na nagranie debiutanckiego materiału, a co za tym idzie i wydanie właśnie w Mute.
Na przeszkodzie stała jedynie trasa koncertowa, jaką zespół musiał odbyć w ramach „promocji” składanki Some Bizzare. Historię tych zmagań opisałem w 2010 roku w tekście: Television Set – czyli rozważania o początku… Rozpoczęcie prac nad płytą i rozluźnienie relacji z Terrym sprawiło, że depeche MODE po raz ostatni występuje w Bridgehouse Club 26 lutego 1981, jako support. Dla mnie jest to również data zakończenia tzw okresu Early Days. Tuż przed tym koncertem – 20 lutego – ukazuje się pierwszy singiel nagrany dla Mute. Później zespół zwita jeszcze do klubu w charakterze gwiazdy prosto ze studia nagraniowego, gdzie pracowali nad singlem New Life. Przed wydaniem płyty będzie to ich ostatnia wizyta.
Dla zespołu rozpoczął się co raz bardziej szalony czas. Zespół koncertował już nie tylko w Anglii, ale też zaczął występować na kontynencie zapełniając co raz większe obiekty. Tym czasem dla Terry’iego i jego Bridgehouse zaczyna się bardzo ciężki okres. W drugiej części o tym, jak to depeche MODE spłaciło dług tym razem wobec Terry’iego.
Część druga historii Terry’iego i depeche MODE >>
P.S. Źródła poszerzające powyższy tekst podam na końcu drugiego tekstu, aby nie spalić historii. 🙂
LHN z 2006 i 2009/2010
We wrześniu ub roku pisałem o wyprzedających się LHN’ach (tych na CD), oraz o rosnącej cenie niektórych tytułów na rynku wtórnym. Proces się będzie pogłębiał, w miarę jak stan magazynowe studia AbbeyRoad będą się upłynniać.
Informacje, jakie Wam podwałem Wam pochodziły z korespondencji z ludźmi z AbbeyRoad, oraz z rozmów z fanami, którzy nie mogli nabyć określonych tytułów w sklepie. Po jakimś czasie informacje uległy weryfikacji. W czasie moich dyskusji ekipa z AbbeyRoad nie mogła pochwalić się szczegółowymi statystykami stanów magazynowych.
Domena depechemodelive.com jest już właściwie martwa i nie można przez nią już nic zrobić. Dziś to jest już możliwe….
Po wejściu na stronę AbbeyRoadlive, można prześledzić wszystko, co jest dostępne jako LHN na stocku, zarówno 2006, jak i 2009/2010.
Z tego zestawienia wychodzi na to, że w 2006 roku nie kupimy już: 12 koncertów, a z 2009/2010 – 4 koncertów.
Japanese Violation
Są takie dni, kiedy przekopywanie się przez dokumenty, albo jeden telefon przynosi nową informację tam, gdzie się jej nie spodziewa. Ten tekst jest właśnie o takiej sytuacji. Znany i nieskazitelny obraz trochę się porysował… World Violation Tour, nie przebiegało tak gładko…
Do tej pory postrzegałem trasę World Violation jako jedną z najbardziej przewidywalnych tras w historii koncertowania depeche MODE. Nie ma to nic wspólnego z komercyjnym sukcesem płyty i trasy. Właściwie nic tam się nie działo, co mogłoby zaskoczyć. Sprzęt padł tylko raz i to dopiero w Europie – Stuttgart 1990.10.15 😉 Setlista również nie rozpieszczała, choć sama dobór utworów sprawił, że przez długie lata była to dla mnie kwintesencja zespołu i lubiłem sobie ustawić w tej kolejności utwory w wersjach studyjnych do słuchania w domu. Właściwie, gdyby nie sporadyczne zmiany dokonywane wg schematu: 2 noc z rzędu lecimy z Here Is the House / Sweetest Perfection [20], a jak gramy 3 noc z rzędu, to zapodam łaskawie Little 15 / Blue Dress [2], to człowiek miałby problemy z ogarnięciem który koncert jest który. Ten problem czasami jest widoczny przy bootlegach w poprzednich tras i stąd masa fake’ów.
Tak na prawdę jedynie postęp zarastającej fryzury Dave’a świadczył o sprawnie poruszającej się do przodu machinie promującej największy komercyjny sukces zespołu w historii…. Nie tylko Exciter Tour można mierzyć stopniem bujności piór Dave’a okazuje się, że World Violation Tour też.
Tak niesprawiedliwie myślałem do niedawna…. 😉 Ta rysa na nieskazitelnym obrazie trasy pojawiła się u mnie całkiem niedawno…. O tym, że World Violation Tour, szczególnie w drugiej, europejskiej, części trasy to było takie małe Devotional Tour, głośniej lub ciszej mówiło się od lat. Mam tu na myśli oczywiście, co raz odważniejsze eksperymenty Dave’a z dragami. Być może tym właśnie trzeba tłumaczyć wręcz maszynową powtarzalność setu przez całą trasę, jako wyraz bezpieczeństwa, samozachowawczości w momencie, gdy wokalista był naspidowanym. Nie mniej to wszystko było czymś, co się działo zanim kurtyna poszła w górę i po jej opadnięciu. Sam show pozostawał nieskazitelny… no prawie.
Oczywiście jest trochę niewiadomych z tej trasy – np. dlaczego w Nowym Jorku 1990.06.18 Martin zaśpiewał tak dziwny set? Dlaczego zespół tłukł beznamiętnie tylko jedną setlisę? Dlaczego wszystkie bootlegi brzmią tak, a nie inaczej na tej trasie? Ale ja nie o tym…
W tym momencie mała przerwa i robimy dygresję. Od jakiegoś czasu pojawiają się na sieci naprawdę godnej jakości nagrania, znanych już koncertów prosto od ludzi, którzy nagrywali te koncerty. Bardzo często okazuje się, że materiał wcześniej przez dekady zarzynany po przez przegrywanie z kasety na kasetę, zgrywany z VHS do audio, masakrowany kompresją do *.mp3 itd, itd, obecnie wypływa dając nowy pogląd na obsłuchany już dawno bootleg.
Nagrania te wypływają głównie na zamkniętych forach taperów lub mało dostępnych torrentach dla nagrywających koncerty, gdzie ludzie w wąskich gronach wymieniają się “1 kopiami z mamuśki”. Odpryski takich zdarzeń widzimy publicznie w postaci wypływu niskiej jakości plików w *.mp3 i z wielomiesięcznym opóźnieniem. Ostatni taki przykład to – Brighton 1981.08.02.
Przy tej okazji można dowiedzieć się wielu ciekawostek prosto ze źródła, od ludzi, którzy przez lata trzymali taśmy DAT lub dyski MD na swoich półkach i dopiero nie dawno znaleźli czas aby zrobić transkrypcję do *.wav lub *.flac….
To „odkrycie” jest właśnie efektem takiej rozmowy (dzięki Więcor 🙂 ). No ale wracamy do World Violation Tour. Wydawało się, że depeche MODE grało trasę bez większych zawirowań i tylko wpadka ze sprzętem w Stuttgart 1990.10.15 na chwile zatrzęsła karawaną. Tym czasem zanim zespół zajechał do Europy już zaczęły pojawiać się problemy z kondycją Dave’a wspominane już wcześniej pogłębiające się uzależnienie oraz trudy trasy sprawiły, że Dave w okolicach koncertów na antypodach zaczął tracić głos. Skutkiem tego było odwołanie koncertu w Meldburne 1990.09.01. Fakt przemęczenia miał jeszcze jedno znaczenie dla trasy.
Na bootlegach z Japonii dziwną prawidłowością jest fakt, że praktycznie wszystkie koncerty mają pocięte bisy. Raz jest to tylko Black Celebration + A Question Of Time, a innym razem tylko Behind The Wheel + Route 66. Pewnie niektórzy z Was sięgną teraz pod swoje bootlegi na półce, czy dysku, aby to sprawdzić. Pojawiają się różne wersje tych koncertów, o różnej długości, ale na pewno brakuje tam czegoś w bisach. No właśnie, to nie był przypadek. Tych bisów po prostu na koncertach nie było. Nawet jeżeli na jakimś bootlegu są te numery, to są to fake’i. Ktoś celowo dosztukował brakujące numery. Jedynym koncertem z Japonii jaki mógł mieć pełną setlistę jest pierwszy koncert z Tokyo 1990.09.11. Co ciekawe drugi koncert z 12 września znowu ma brak pierwszych bisów. Czemu tak? Jako powód przypisuje się problemy z gardłem i chęć oszczędzania się przed kolejną częścią trasy w Europie. Zespół traktował Japonię lekką zlewką i jedynie jako szansę do zarobienia pieniędzy. Być może dlatego obecnie zespół w te rejony nie jeździ, bo nikt ich nie zasponsorował.
Z japońskiej trasy znane są wszystkie koncerty (w postaci bootlegów) z wyjątkiem Fukuoki 1990.09.04, ale naoczni świadkowie relacjonują, że tam też nie było Black Celebration i A Question Of Time.
Jak do tej pory największym znakiem zapytania jest dla mnie koncert w Kobe 1990.09.06, gdzie zamiast bisu składającego się z Behind The Wheel + Route 66 jest bis Black Celebration + A Question Of Time. Nie potrafiłem nigdzie zweryfikować tego, czy jest to wyjątek od wyjątku, czy też efekt kreatywnej twórczości jakiegoś fana. Znawcy tematu twierdzą, że tam zostały zagrane Behind The Wheel + Route 66, a nie Black Celebration + A Question Of Time.
Jak widać nawet tak idealna trasa ma rysy… ludzie to wszystko wywleką nie ma świętości 🙂
Live Here Never?
Nagrania koncertowe z cyklu LHN, zwane przez niektórych oficjalnymi bootlegami, dawały nam od 2006 roku wiele radości i dzięki nim możemy wielokrotnie wracać do koncertów, których byliśmy świadkami lub też znalazły się na naszej półce ze względu na unikatową setlistę, urodziny jednego z członków zespołu lub też tysiące innych powodów. Tak było do tej pory, czy będzie tak ponownie wcale nie jestem tego taki pewien.
Nie tak dawno pisałem o tym, że warto się spieszyć z zakupem archiwalnych LHN’ów, bo tak szybko odchodzą… i nie będzie 2 tłoczenia. Co prawda kiedyś zrobiono wyjątek, ale to wyjątek potwierdzający regułę.
LHNy dały nam wiele radości, szczególnie podczas trasy 2006 za ich wyśmienite wydanie i dbałość o detale, takie jak specjalna poligrafia i opakowania. LHNy dały nam również wiele nerwów, szczególnie w 2009 roku, gdy zostały zamienione ze sobą ścieżki na nagraniach z Monachium i Frankfurtu, a fani zamawiający koncert z Pragi 2009.06.25 dostali de faco pół koncertu z Pragi i drugie pół koncertu z Mediolanu 2009.06.18.
Pomylone setlisty, literówki, błędy w opisach koncertów były na porządku dziennym w 2006 roku. W 2009 za to ukrywano fakt wywalenia z setlisty Strangelove po przez usunięcie zdjęć z tego utworu, gdzie standardem był fakt, iż na całą trasę była jedna wkładka, różniąca się opisami.
Dało się odczuć cięcie kosztów, po przez użycie mniej rozbudowanej poligrafii i tańszych plastików. Ważne jednak, żeby te minusy nie przysłoniły nam plusów, parafrazując pewien film. Może się okazać, że jeszcze zatęsknimy, za tymi wpadkami, gdy okaże się, że LHNów na nowej trasie nie będzie wcale i jedyne co nam pozostanie znowu, to własne rękodzieło.
Rok temu pisałem o kłopotach EMI i sprzedaniu się Universalowi. Do tego mówi się co raz głośniej, że nową płytę zespół wyda w Sony Music. A co to ma wspólnego z LHN? Otóż LHN to był projekt Mute i jako taki pozostawał w strukturach tej firmy. Jak wiemy przez 10 lat Mute było własnością EMI. Fakt ten sprawił, że Mute przechodząc różne restrukturyzacje i przemiany własnościowe wyzbyło się ze swoich struktur ten projekt. Właścicielem katalogu i praw stało się studio Abbey Road (EMI), które w tej chwili nie ma już z Mute za wiele wspólnego.
Na konferencji Dave odpowiedział na pytanie fana o nagrywanie kolejnej trasy w ten sposób, że nie podjęli jeszcze decyzji. Wiadomo, że w czasach, gdy projekt LHN był w gestii Mute inne były koszty i inne rozliczenia. Teraz chcąc zatrudnić tą samą ekipę zespół musi liczyć się ze zwyżką kosztów, wynikających z wynajmu firmy zewnętrznej, która oprócz sfinansowania swoich kosztów musi jeszcze zarobić coś dla siebie. Jeżeli decyzja o nagrywaniu komercyjnym koncertów dostanie zielone światło, to raczej powinniśmy się liczyć ze zwyżką kosztów.
Może się jednak też tak stać, że pozostaną nam już tylko wspomnienia.
LHN się wyprzedają
Jeżeli planowaliście zakupić któryś z koncertów depeche MODE na stronie depechemodelive.com, czyli popularne LHN’y, to radzę się śpieszyć. Nie długo będzie z tym na prawdę słabo.
Pewnie wielu z Was znalazło pliki z rejestracjami koncertów autorstwa Live Here Now w sieci, jednak jeżeli są tacy z Was, którym zależy na posiadaniu fizycznego nośnika, poligrafii i nie bawi ich kompresja obniżająca jakość muzyki, ten musi się śpieszyć. Szczególnie to dotyczy koncertów z trasy Touring The Angel z 2006. Co raz większej liczby pozycji już nie można kupić inaczej, niż w drugim obiegu np. na Allegro, czy Ebay lub po prostu nie można tych koncertów kupić wcale.
Ponieważ świadomość o tym, że nakłady koncertów się wyczerpują i raczej już nie dojdzie do sytuacji, jak przed rozpoczęciem trasy z 2009 roku, gdy ekipa LHN podjęła decyzję o dotłoczeniu koncertów z Berlina 2006.07.12/13, to na rynku wtórnym obserwuje się stopniową zwyżkę cen nawet tych koncertów, których nakład jest jeszcze dostępny na stronach LHN.
Z moich informacji wynika, że nie ma w sklepie LHN następujących pozycji:
- Monterrey 2006.05.07
- Mexico City 2006.05.05
- Mexico City 2006.05.04
Również bliskie wyczerpania są nakład:
- Berlin 2006.07.12
- Berlin 2006.07.13
- Berlin 2006.06.28
- Warszawa 2006.06.09
Jak jest z innymi koncertami z tej trasy, oraz Tour Of The Universe 2009/2010, tego niestety już nie wiem, ponieważ obsługa LHN nie zawsze jest chętna do współpracy, choć powyższe informacje pochodzą właśnie od ludzi z tego sklepu.
Również interesująca jest inna sprawa. Otóż strona depechemodelive.com, która jest właściwie nakładką na właściwy serwis firmy Live Here Now, ma problemy ze składaniem zamówień na koncerty depeche MODE z trasy z 2006 roku. Zamówienia na koncerty z 2009 i 2010 normalnie są realizowane. Natomiast przy zamówieniach z 2006 są poważne problemy.
Z moich informacji wynika, że ekipa opiekująca się serwisem z domeny depechemodelive.com nie inwestuje w ten serwis nic. Przy reklamacjach zgłaszanych na problemy z zamówieniem odsyła na strony swojego własnego serwisu – abbeyroadlive.sandbag.uk.com, gdzie można zamówić nie tylko nagrania depeche MODE, ale i innych zespołów. Dobrze, że taka możliwość w ogóle istnieje. Co nie zmienia faktu, że do zamówienia jest co raz mniej, a będzie jeszcze mniej.
Podobna sytuacja ma się z limitowaną serią remasterów wydanych w kartonie w wersji SACD+DVD. Czas od wydania pierwszej serii biegnie, a ceny na ebay’u rosną… W tym przypadku MUTE na pewno nie zrobi dodruku. Format SACD jest już martwy.
Skąd się biorą IEMy?
Dziś przyszedł czas na wyjaśnienie kolejnego specyficznego pojęcia ze świata koncertów i bootlegów. Postaram się opisać skąd się to pojecie wzięło, jak powstają IEMy i czym różnią się od soundboardów, których są bliskimi kuzynami. Jest to wg mnie najbardziej niszowa forma fanowskiej rejestracji koncertów, ale jednocześnie najbardziej zaawansowana technologicznie i najbardziej pożądana. Z tą niszowością to też sprawa umowna, w przypadku fanów depeche MODE zapewne tak. Ale np. dla fanów U2 słuchających bootlegów U2 już nie koniecznie. To też mam nadzieję wyjaśni się w trakcie czytania tego tekstu.
Zanim przejdę do wyjaśniania 'Skąd się biorą IEMy’ najpierw rozszyfruję sam skrót. IEM znaczy tle co In-Ear Monitoring, a po naszemu to po prostu odsłuchy.
Odsłuchy są potrzebne po to, aby muzyk lub wokalista słyszał co gra lub śpiewa na scenie. No ale na koncercie jest przecież głośno i taki artysta nie słyszy co gra? Nie do końca…
Dźwięk idący z głośników skierowany jest na publikę, przez co może być gorzej słyszalny, lub też ze zniekształceniami lub opóźnieniem. Odsłuch daje informację, czy to, co jest grane, dociera do fanów w sposób prawidłowy, czy poszczególni muzycy się zgrywają i nie tworzą kakofonii itp. Jeżeli gra zespół, to każdemu muzykowi zależy, aby przede wszystkim słyszeć siebie, swój instrument, aby wiedzieć, czy gra czysto. Kiedyś na festiwalach można było zobaczyć piosenkarzy zatykających jedno ucho, dzięki temu w głowie tworzyło się pudło rezonansowe i piosenkarz mógł słyszeć swój śpiew. Tak było dawniej teraz stosuje się właśnie odsłuchy. Wiem, że to nadal nie wyjaśnia co mają odsłuchy wspólnego z bootlegami. Zanim przejdę dalej, trochę historii, która pozwoli wyjaśnić częściowo dlaczego nie ma bootlegów depeche MODE, których źródłem są IEM’y
W czasach, gdy żył Elvis i chciano mu ustawić na krańcu sceny odsłuchy on stwierdził, że prawdziwy muzyk to słyszy to, co mu zespół zapodaje w taki sam sposób jak słyszy to publika. Jeżeli publika słyszy dobrze, to on też będzie słyszał właściwie. Ponieważ towarzyszący muzycy są ustawieni z tyłu, to jedyny możliwy dźwięk powinien dochodzić zza jego pleców, a nie pałętać się gdzieś pod nogami. Tak było dla niego naturalne, a ustawianie odsłuchów z przodu to fanaberia przeszkadzająca w śpiewaniu, odgradzająca go publiki.
Z czasem odsłuchy się upowszechniły i zajęły swoje miejsce na krańcach sceny. Stopniowo postęp technologiczny i zwiększające się wymagania muzyków, spektaklu muzycznego, jakim jest koncert wymusiły miniaturyzację odsłuchów, by finalnie wylądować w uszach muzyków. Stąd angielska nazwa In-Ear Monitoring, czyli system odsłuchów dousznych. Dlaczego odsłuchy sceniczne przestały wystarczać? Ponieważ sceny koncertowe się zmieniały, nastąpiła gigantomania, pojawiło się coś takiego jak wybiegi. Tyle, że odsłuchy były gdzieś tam daleko na scenie, a muzyk w tym czasie kroczył dumnie po wybiegu nie słysząc co śpiewa, bo następny zestaw odsłuchów stał dopiero na końcu wybiegu. Tak, jak w pewnym momencie pozbawiono mikrofony kabli, aby dać więcej swobody wokaliście i muzykom, również odsłuchy zminiaturyzowano, wsadzono do uszu i pozbawiono sporej części kabli.
Postęp technologiczny sprawił, że wykonawców śpiewających bez odsłuchów dousznych zaczęło ubywać z roku na rok. Obecnie dochodzi do tego, że Ci, co nie używają IEMów są postrzegani jak dinozaury. IEMy stały się standardem. Jednym z niewielu wokalistów, który nie używa IEMów jest Dave Gahan. Doskonałym przykładem, gdy artysta milknie krocząc dumnie po są fragmenty, gdy Dave w czasie World In My Eyes wychodzi na scenę (dlaczego to się dzieje wczesie przerwy w śpwieaniu), Peace, Enjoy The Silence na ostatniej trasie.
Być może jest to jeden z powodów tego, iż w czasie minionej trasy wielu zarzucało mu fałszowanie lub brak zgrania z resztą muzyków. Odsłuchy obok wielu plusów w pewnym sensie odgradzają publikę od wokalisty. Wokalista słyszy tylko tyle, ile jego mikrofon zbierze z publiki. W pewnym sensie wokalista przez cały koncert słucha soundboardu z uwypukleniem swojego wokalu. Dla wokalisty publika słyszana przez odsłuchy (a raczej niesłyszana) wygląda jak oglądanie TV z włączonym „MUTE” Wiele razy spotykałem się z tym, że śpiewający, aby coś usłyszeć od publiki wyjmowali odsłuchy, bo inaczej nie byli w stanie złapać kontaktu. Co ma wspólnego fałszowanie z brakiem odsłuchów w uszach? Otóż Dave jako ruchliwa bestia podróżuje przez całą scenę i często traci kontakt z odsłuchami umieszczonymi na scenie, ale to nie jest cała prawda. Współczesne systemy odsłuchowe otworzyły pole do dużo większego wsparcia muzyków na scenie.
W IEM’ach muzyk może nie tylko słyszeć siebie i swój instrument, a następnie resztę muzyków w tle, ale też może słyszeć pracujący metronom wyznaczający taktowanie utworu, Wszystko po to, aby śpiewać możliwie czysto, możliwie powtarzalnie i zgrywać się z resztą ekipy. Może komunikować się z innymi muzykami, może również słyszeć informacje przekazywane przez ekipę nagłaśniającą koncert. Dotarliśmy do takich czasów, gdzie zespoły zamieniają się w aktorów, a scena jest jedynie miejscem, z góry wyreżyserowanych spektakli. Całością kieruje reżyser który mówi kiedy wokalista ma zacząć śpiewać pilnuje aby np. gitarzysta wszedł we właściwym miejscu z solówką, albo spowalnia jakiś instrument, gdy za szybko zaczyna swoją partię. Dzięki dousznym odsłuchom zespół może wiedzieć, co dzieje się z pozostałymi członkami zespołu, gdy częścią sceny są wybiegi rozchodzące się w różne strony. W pewnym sensie zespół oddaje część odpowiedzialności za to, co się dzieje na scenie komuś kto nawet na niej nie jest. Z punktu widzenia użyteczności same plusy, choć estetycznie nie jest to najlepszy ozdobnik uszu. Również zabija sporą część spontaniczności na scenie i odbiera pewien czar niepowtarzalności koncertu. Trzeba jednak zrozumieć, że w czasach, gdy zagranie konkretnego akordu może sprawić iż na ekranie pojawi się jakiś obraz lub w odpowiedni sposób zaświecą się światła sprawia często, że to muzyk jest przedmiotem / narzędziem akcji, dla kogoś kto koordynuje spektakl, a nie sam kreatorem. Takie czasy….
W depeche MODE odsłuchów dousznych używają Martin Gore, Christian Eigner, Peter Gordeno. Odsłuchów scenicznych używają za to Dave i Andy.
No dobrze, ale co z tymi bootlegami? Już wyjaśniam. Odsłuchy zapewniają sporą dozę swobody ruchu i są ze wszechmiar użyteczne. Dzieje się tak dzięki pozbawieniu artysty kabla łączącego wykonawcę z aparaturą ustawioną za sceną. Podobnie jak w przypadku mikrofonów bezprzewodowych komunikacja odbywa się droga radiową. Jednak IEMy z technicznego punktu widzenia mają dla zespołów jeszcze jeden słaby punkt.
Sygnał radiowy przesyłany między muzykiem, a stacją bazową bardzo łatwo przechwycić. Fani zespołów używający IEMy zaczęli wykorzystywać ten fakt i zaczęli nagrywać koncerty przechwytując właśnie sygnał z IEMów. Wystarczy ustawić tzw scanner (potocznie nazywany krótkofalówką) na odpowiedni kanał i można usłyszeć cały koncert, co więcej nie trzeba być pośród publiczności, wystarczy ustawić się gdzieś na parkingu w pobliżu hali i otrzymujemy odsłuch koncertu gratis. Wszystko jest kwestią jakości zakupionego sprzętu, a w szczególności zasięgu anteny. Teraz wystarczy już tylko podłączyć sprzęt nagrywający i mamy temat załatwiony. Oczywiście im dalej od sceny tym nagranie może być bardziej zniekształcone i zaszumione. Historia zna jednak takie przypadki, że bootleg z koncertu powstał w bagażniku samochodu.
Na początku tekstu napisałem, że IEMy to właściwie pewien rodzaj soundboardów. To prawda, nie mniej są pewne różnice. W poprzednim tekście szerzej o tym pisałem. Teraz wystarczy, że powiem iż SBD jest zapis sygnału na sumie ze stołu mikserskiego wszystkich muzyków na m/w tym samym poziomie słyszalności, z ledwo słyszalną publiką. Tym czasem nagrania z IEMów, to zapis odsłuchu jednego muzyka, lub wokalisty, który przede wszystkim słyszy siebie i swój instrument. Dlatego najpopularniejszymi „ofiarami” tego sposobu nagrywania bootlegów są wokaliści lub gitarzyści, dużo rzadziej basiści, czy pałkerzy. Choć tak na marginesie, to właśnie słaba jakość linii basowej, czy perkusyjnej jest najczęstszą słabością bootlegów tzw audience recordings, czyli robionych z publiki.
Jeżeli drogi czytelniku dotarłeś do tego miejsca, to myślę, że już wiesz dlaczego nie ma IEMów z koncertów depeche MODE. Po prostu nie ma od kogo nagrywać. Dave nie używa odsłuchów dousznych, a dotychczasowe doświadczenia z nagraniem, którego źródłem był przechwycony sygnał z odsłuchu Petera Gordeno (Dusseldorf 2006.02.21) skutecznie zniechęciły potencjalnych zapaleńców do dalszej twórczej pracy na tym polu. Osobiście bardzo lubię IEMy i słucham ich dosyć sporo od innych zespołów. Trzeba jednak przyznać, że zapisy z IEMów są tylko półśrodkiem. Dlaczego? Tego typu nagrania dają bardzo dobrą jakość zapisu, nieosiągalną dla bootlegów nagrywanych z publiki. IEMy są jednak przekoszone w jedną ze stron jako, że uwypuklają tylko jednego z członów zespołu. Podobnie, jak i mi zaczęło to przeszkadzać innym fanom. Reakcją na problemy egzystencjalne bootlegerów stało się grupowe nagrywanie IEMów, gdzie każdy bootleger rejestruje sygnał innego muzyka, do tego dodając jeszcze nagranie z publiczności otrzymujemy bootleg o niespotykanej do tej pory jakości. To gdzie można dostać takie bootlegi? Zapytacie. Odpowiadając po pejsbookowemu… 'to skomplikowane’. Teoretycznie można je ściągnąć z sieci. Praktycznie zapisów audio samych w sobie właściwie nie ma. Takie miksy kilku IEMów i nagrania z publiki robi się na potrzeby fanowskich multicamów.
Przed koncertem społeczność fanów umawia się na nagranie koncertu z kilku kamer. Od początku wszystko jest zaplanowane kto, gdzie stoi na jakie miejsce kupuje bilet, a nawet kogo filmuje. Podobnie jest z ekipą rejestrującą audio, która z góry wie na czym się skupić. Po odpowiedniej obróbce otrzymujemy nagranie właściwie bliskie profesjonalnemu koncertowi (przy zachowaniu wszelkich proporcji oczywiście). Tego typu muliticamów z koncertów U2, Metallicy, czy innych artystów pojawia się sporo i są dla mnie tym najwyższym stadiów rozwoju rejestracji bootlegów, jakie fani są w stanie osiągnąć. Później są już tylko profesjonalne rejestracje.
Na koniec tego, i tak już długiego, tekstu pora sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kiedyś jeszcze pojawią się IEMy z koncertów depeche MODE. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jest to inwestycja w sprzęt paru tysi. Z tym sprzętem ryzykuje się w końcu utratę jego i kłopoty ze służbami porządkowymi. Skupiłbym się też na zapisie z odsłuchów Martina, a nie Petera. Słuchając tego Dusseldorfu czasami ciężko było oprzeć się wrażeniu, że słucha się zupełnie innego koncertu, niż tego na którym miałem okazję osobiście być, a sam Gordeno brzmi jak pierwszoroczniak w klasie syntezatorów. Martin gra i śpiewa, chyba jednak dużo płynniej, a przynajmniej musi.
Ostatnia sprawa w odpowiedzi na powyższe pytanie, to są LHN’y. Jeżeli tego typu nagrania będą się upowszechniać na całą trasę i ich jakość będzie wzrastać (wszyscy pamiętamy problemy z jakością nagrań i fałszerstwa utworów z początku TOTU w 2009 roku), to potrzeba nagrywania IEM-bootlegów jako takich zostanie baaardzo mocno zawężona do grupy fanów-taperów, bo pozostała masa fanów będzie zainteresowana już tylko LHN’ami w dowolnej postaci.
Skąd się biorą Soundboardy?
Pfff, no jak to skąd? Ktoś z obsługi technicznej nagrywa, a potem wypuszcza w świat. Wielka mi filozofia. Tak można najprościej napisać i właściwie temat pierwszego w Nowym Roku wpisu można odfajkować jako załatwiony. Skoro jednak już w pierwszym zdaniu tego tekstu wyjaśniam sprawę, to może jednak nie o to mi chodzi. Dziś o tym jak i skąd biorą się soundboardy.
Paradoksalnie powinienem tego typu rozważania zacząć od opisania czym są bootlegi itp, bo potoczna wiedza nie jest do końca tym samym, co mówi o bootlegach literatura fachowa. Zostawię to sobie jednak na inne czasy.
Do ruszenia tego tematu skłoniło mnie wypłynięcie na światło dzienne specyficznej formy bootlegu jakim jest soundboard, w tym przypadku z pierwszego koncertu w Los Angeles 1990.08.04. Nagranie wypłynęło pod koniec ub roku i od razu wzbudziło liczne spekulacje. Ciężko jednak nie stawiać pytań, gdy po takim czasie pojawiają się na ebay’u nagrania, o których nikt nawet nie marzył lub wszyscy byli przekonani, że ew. jedynymi posiadaczami jest zespół lub jego otoczenie.
Ale od początku. Co to jest soundboard? Jest to zapis koncertu zgrany bezpośrednio ze stołu mikserskiego lub z jakiegoś innego miejsca poprzez wpięcie się w instalację nagłaśniającą koncert. Jest to ten sam dźwięk, który potem publika słyszy płynący z głośników. Podstawową zaletą bootlegów, których źródłem jest zapis ze stołu mikserskiego jest stosunkowo wysoka jakość nagrania. Minusem (dla wielu) jest brak wyraźnie słyszalnej publiczności. Publika jest o tyle słyszalna o ile mikrofony ustawione na scenie zdołają zebrać jej krzyki. Dla mnie odsłuch soundboardu to taki test weryfikujący jakość publiki. Nagrać koncert z publiki i powiedzieć, że była głośna jak żadna to każdy głupi potrafi :-P. Ale tak śpiewać i klaskać, żeby potem na soundboardzie było to wyraźnie zarejestrowane to trzeba już umieć. Mówię o publice oczywiście 😉
Po co, w takim razie, są nagrywane koncerty w takiej postaci? Teoria jest taka, że zespoły często rejestrują zapisy swoich występów, aby potem móc wprowadzać zmiany w wykonaniach utworów oraz w samej setliście. Zarejestrowane nagrania używane są do korekcji ustawień aparatury nagłaśniającej. Służą również jako dokumentacja koncertów. Czasami wykorzystywane są w celach promocyjnych dla dziennikarzy, marketingowców, szefostwa wytwórni. W przypadku takich zespołów jak U2, Metallica, czy depeche MODE mogą służyć również jako baza do przygotowania nagrań z koncertów do sprzedaży fanom. Wystarczy ustawić dodatkowe mikrofony zbierające pracę publiki i po zmiksowaniu i oczyszczeniu (kolejność chyba odwrotna) powstaje wydawnictwo potocznie nazywane przez fanów depeche MODE – jako LHN. Tak, tak LHNy to są właśnie soundboardy z dograną publiką. Dlatego nie będą to nigdy płyty koncertowe z krwi i kości i zawsze będą należeć do bocznego katalogu depeche MODE. I dlatego, tzw LHNom bliżej do bootlegów, niż do pełnoprawnych wydawnictw z oficjalnego katalogu zespołu.
Skoro już wiemy po co powstają soundboardy, warto postawić kolejne pytanie: Jak to się dzieje, że tego typu nagrania wypływają? Co zespół na to? Odpowiedź jest jedna: to skomplikowane… nie wyjaśnia? No to rozwinę. Otóż w początkowych latach istnienia zespołu Panowie Dave & Co wręcz sami rozdawali zapisy swoich koncertów, dzięki temu zwiększał się fanbase. Potem fani przegrywali sobie te bootlegi i szum wokół zespołu się nasilał. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać, bo zespół nie miał już w tym interesu. Źródłem soundboardów zaczęli być członkowie ekipy technicznej, pracownicy stacji TV, radiowych lub pracownicy firm zewnętrznych dostarczających dodatkowe nagłośnienie, osprzęt potrzebny do tego, aby koncert się odbył.
Nie od dziś wiadomo, że dla technicznych na koncertach zapis koncertu z konsolety jest tym czym dla pilota zapis z czarnej skrzynki samolotu (dokumentacją jego pracy). Teoretycznie przyjęte jest, że po nagraniu konkretnego koncertu i ew. późniejszym odsłuchaniu w celu naniesienia ew. korekt nagłośnienia, brzmienia instrumentów przy okazji kolejnego koncertu takie nagranie jest nadpisywane przez kolejny koncert. Po prostu kasety (DAT) rotują w sprzęcie nagrywającym co kilka występów. Oczywiście są też takie ekipy, że każdy koncert jest nagrywany i archiwizowany. Zespoły mają różne podejście do tej kwestii, wszystko zależy od tego, jak bardzo powtarzalny jest występ na przestrzeni całej trasy koncertowej. Kiedy w 2010 roku wypłynęły SDB’y z San Francisco 1990.07.21 i Los Angeles 1990.08.05. Side-line przepytało na tę okoliczność Alana potwierdzając, że źródło tych nagrań powstało, aby sprawdzić:
how the show was sounding generally, or how well or badly it was being mixed out front.
To oczywiście wszystko fajne, co napisałem, ale Ciebie drogi czytelniku-fanie nurtuje pytanie – czy depeche MODE nagrywa swoje koncerty w taki sposób? Tak, nagrywa. Nie wiem od kiedy ale jestem więcej jak pewien (tzw doświadczenie życiowe i wiedza nabyta przez lata), że każdy koncert depeche MODE jest nagrywany. Czy przetrzymuje próbę czasu, to już inna sprawa. Od 2006 roku mamy dowód namacalny w postaci LHNów. To nie jest nic nadzwyczajnego, to rodzaj rutyny na trasie. depeche MODE praktycznie od początku koncertowej działalności to robi. Najstarszy, znany soundboard pochodzi z Londynu z 1983 (rejestracja przez BBC).
Wypłynięcie kolejnego nagrania z trasy World Violation zostało wsparte przeciekiem, że soundboardów z tej trasy jest więcej i należy przygotować się na kolejne produkcje jak TA. Źródłami SDB są techniczni ze starych tras depeche MODE lub ludzie, którzy weszli w posiadanie tych nagrań czasami w dość przypadkowy sposób. Otwartą kwestią pozostaje sprawa, czy i kto archiwizuje te nagrania, dzięki czemu mogą one po lata wypływać i przyśpieszać krążenie.
Soundboardy były i będą pożądanymi, przez fanów, nagraniami z tras koncertowych, bo pozwalają wejść w posiadanie nagrania koncertowego dobrej jakości bez żadnych poprawek. Daje to poczucie obcowania z czymś oficjalnie nieosiągalnym i trudno dostępnym. Dzięki soundboardom możemy również bawić się na zlotach przy nagraniach koncertowych z tras, do których nie zostały wydane oficjalne nagrania koncertowe.
W następnym wpisie o tym, co to są IEM’y i dlaczego właściwie nie ma ich z koncertów depeche MODE.
10 lat na półce – Warszawa 02.09.2001 – ciąg dalszy…
Niespełna dwa tygodnie temu opublikowałem tekst nt odnalezionego zapisu z powstawania sceny przed koncertem depeche MODE w Warszawie 02.09.2001, oraz fragmentów samego koncertu. Dziś chciałbym przybliżyć Wam, kilka szczegółów, które są efektem bliższego zapoznania się z tym materiałem.
Przeczytaj cz.1 o nieznanym zapisie koncertu z Warszawy.
Jestem już po pierwszym kilku sesjach z tym materiałem. Nie są to długie sesje, bo łączny zapis tego co działo się przed koncertem, jak w czasie samego koncertu ma ok. 25 min. Po wyczyszczeniu materiału do postaci pokazowej nagranie może nieznacznie jeszcze się skrócić, ale to będzie kosmetyka.
Większą część stanowi sam koncerty, którego zapis zaczyna się w okolicach Dream On [85], a kończy się podczas Never Let Me Down Again [84].
Jak już wspominałem w poprzednim tekście koncert został zarejestrowany z dosyć niecodziennej pozycji, bo nagrywany był na stanowisku akustyków, którzy swoje miejsce pracy mają na przeciwko sceny, m/w po środku widowni. Stąd niecodzienne ujęcia zarówno sceny, jak i zabezpieczonej przed deszczem konsolety dźwiękowców.
Dla kronikarskiej obowiązku trzeba też dodać, że zarówno film z budowy sceny, jak i materiał z koncertu nie były nagrywane przez fana, który skupiałby się na jak najwierniejszym zapisie występu depeche MODE, a raczej koncert był pretekstem do zarejestrowania osprzętu koncertowego, jakim w owym czasie dysponowało depeche MODE. Stąd liczne wycieczki kamery na migające światełka na konsolecie, filmowanie okablowania, czy innego muzycznego sprzętu koncertowego. Dla tych, co zainteresowani są tym aspektem działalności depeche MODE, będą mieli kilka miłych momentów do obcowania.
Reszta znajdzie również wiele smakowitych obrazów dla siebie. Ponieważ członek ekipy technicznej skupiał się wielokrotnie na filmowaniu jedynie telebimów podwieszonych po bokach sceny, dzięki czemu momentami powstaje taki swoisty mulitcam z koncertu w Warszawie.
Dla przypomnienia w czasie koncertu pracowały 3 kamery: dwie umieszczone na scenie na jej bokach, które filmowały odpowiednio Andy’iego i Martina, oraz jedna kamera u podnóża sceny, która skupiała się głównie na filmowaniu Dave’a. Oczywiście wszystkie trzy kamery filmowały również innych członków koncertowego teamu.
To nie jest ostatni wpis dotyczący tego video-bootlegu, tuż przed zlotem pojawi się jeszcze jeden tekst nawiązujący do opisywanego dziś nagrania. Natomiast dziś na Fan Page’u – MySecretGardenPartyPL prezentujemy pierwszą zajawkę z tego materiału. Od tego piątku oraz przez 3 kolejne piątki będziemy prezentować kolejne krótkie filmiki zaostrzające Wam apetyt przed nadchodzącym zlotem. Po za kończeniu zloty planujemy umieścić, finalną, zmontowaną wersję tego zapisu dostępną wszystkim…