Archiwa tagu: Tour Of The Universe 2009-2010

Gdańsk 12.01.2010

To już 10 lat jak zespół wystąpił 23 maja 2009 roku na warszawskim stadionie Gwardii. Z perspektywy czasu patrzę na ten koncert z lekkim zażenowaniem. Nie dlatego, że zespół dał ciała, albo fani zawiedli, przede wszystkim z powodu obiektu, na jakim przybyło chłopakom grać podczas letniej części Tour Of The Universe w Polsce.

Mając w pamięci poprzednie koncerty, choćby ten na Stadionie Legii przed remontem, albo nawet w Spodku, koncert na Gwardii wydaje się siermiężny i partyzanacki prawie tak, jak występ depeche MODE na Służewcu w 2001 roku. O późniejszych koncertach z lat 2013-2018 nie wspomnę. Co prawda na afterze w Proximie temat stadionu nie był aż tak żywy, bo fani bardziej skupiali się na setliście. Głównie rozmowy dotyczyły tego, jak zabrzmiały Master & Servant i Strangelove po latach. Zachwyty szły w kierunku Fly On The Windscreen. W rozmowach przewijał się tez zawód, że In Sympathy wyleciało tak wcześnie z setu, niestety już od koncertu w Atenach 2009.05.12 byliśmy ubożsi o ten numer. Całe szczęście, że to była tylko podmiana, a nie skrócenie koncertu o ten numer. Z drugiej strony aranżacja Policy Of Truth na tej trasie nie była najgorsza i mogła się podobać. Tylko gdyby nie ta mało depeszowa wizualizacja z baloniakami… W każdym razie ja cieszyłem się, sącząc drina na afterze, że przede mną latem jeszcze wyjazd na sześć koncertów w dwóch turach w samym czerwcu. Urlop zapowiadał się wyśmienicie 🙂

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Nie mniej z perspektywy czasu nie da się nie zauważyć, że obiektowo koncert w Warszawie A.D. 2009 to był spadek formy, szczególnie jeżeli porówna się do tego, w jakich warunkach chłopaki zagrali swój drugi koncert na tej trasie w Polsce — czyli koncert w nowootwartej w 2008 Ergo Arenie w Gdańsku/Sopocie – 12 stycznia 2010. Było zimno, to fakt, ale warunki koncertu przywodziły na myśl najlepsze obiekty z Zachodniej Europy. No i tak akcja w czasie Policy Of Truth, wspólne śpiewanie Master & Servant, w końcu atmosfera w hali. Byłem zachwycony, że mamy w końcu obiekt, którego nie trzeba się wstydzić. Do tego trzeba jeszcze dodać fakt, że chwilę potem, otwarta została klasowa hala w Łodzi. Pamiętam jak dziś, że Serek na afterze w Gdańsku, pociągając kolejnego Jacka z Colą, miał nadzieję, że jeszcze może będzie kolejna część trasy na wiosnę 2010 i że wtedy muszą zagrać w Łodzi. Marzenia łódzkich fanów spełniły się dopiero podczas Delta Machine Tour, kiedy 24 lutego 2014 depeche MODE zadebiutowali w Atlas Arenie cztery lata po otwarciu hali…


Nie, nie pomieszało mi się nic, nie wprowadziłem się w stan zmieniający świadomość. Nic z tych rzeczy. Tak mogłyby wyglądać wspomnienia z koncertów w 2009 i 2010 roku, gdyby nie choroba Dave’a i zmiany w trasie, jakie pociągnęła za sobą. No i gdyby nie było opóźnień w oddaniu do użytku Ergo Areny. Obiekt faktycznie uruchomiono dopiero w maju 2010. Trochę zaskoczeni? Już wyjaśniam wszystko po kolei. Cofnijmy się do 2008 roku…

Październik 2008 roku zespół ogłasza, że ma zamiar wydać płytę – Sounds Of The Universe i ruszyć w trasę. Na konferencji prasowej ogłoszono jedynie trasę stadionową w Europie. Trasa miała liczyć 38 koncertów, z czego faktycznie zespół zagrał 20. Pełną listę koncertów zagranych, odwołanych i przeniesionych znajdziecie na MODEontheROAD.pl. Statystyki wyglądały następująco:

38 koncertów ogłoszonych, w tym:

  • 20 zagranych,
  • 13 odwołanych,
  • 5 przeniesionych na rok 2010,

Koncert w Hamburgu udało się przenieść w ramach letniej trasy 2009 z 2.06 na 01.07. Sam miałem bilety na koncert w Hamburgu, a dodatkowo na dwie noce w Dusseldorfie. O ile bilety na Hamburg sprzedałem, to Dusseldorf postanowiłem zatrzymać ze względu na przeniesienie terminu na 2010. Tych 5 przeniesionych koncertów to:

  • Czw., 21.05.2009 Zagrzeb – przeniesione na 14.02.2010
  • Sob., 30.05.2009 Londyn – przeniesione na 20.02.2010
  • Czw., 04.06.2009 Dusseldorf – przeniesione na 26.02.2010
  • Pią., 04.06.2009 Dusseldorf – przeniesione na 27.02.2010
  • Czw., 02.06.2009 Bergen – przeniesione na 29.01.2010

Pozostała część trasy w październiku 2008 nie była znana. Tzn. była znana, ale nie była upubliczniona ze względu na braki w finalizacji potwierdzeń wszystkich obiektów przed konferencją. Druga noga po Ameryce Północnej i Południowej została ogłoszona dopiero w lutym 2009. Poniżej chciałbym Wam zaprezentować jak miała wyglądać Tour Of The Universe 2009/2010, gdyby Dave nie zachorował, a wszystkie plany zespołu wypaliłyby.

USA i KANADA

Lip 26 TBA
Lip 28 TBA
Lip 30 TBA
Lip 31 Santa Barbara

Sie 2 LA
Sie 4 LA
Sie 5 LA
Sie 8 San Diego
Sie 9 Las Vegas
Sie 11 Salt Lake
Sie 12 Denver
Sie 14 Dallas
Sie 16 San Antonio
Sie 17 Houston
Sie 19 New Orleans
Sie 21 Tampa
Sie 22 West Palm Beach
Sie 24 Atlanta
Sie 26 Washington DC
Sie 27 Atlantic City
Sie 29 NYC
Sie 30 NYC

Wrz 2 Boston
Wrz 4 Montreal
Wrz 5 Toronto
Wrz 7 Detroit
Wrz 8 Chicago

AMERYKA POŁUDNIOWA

Oct 2 Mexico City
Oct 3 Mexico City
Oct 5 Monterrey
Oct 7 Guadalajara
Oct 10 Colombia
Oct 13 Rio de Janeiro
Oct 15 Sao Paulo
Oct 18 Buenos Aires
Oct 20 Chile

EUROPA

Oct 31 Oberhausen
Nov 1 Oberhausen
Nov 3 Hannover
Nov 5 Nuremberg
Nov 7 Mannheim
Nov 8 Stuttgart
Nov 10 France TBA
Nov 12 Valencia
Nov 14 Lisbon
Nov 16 Madrid
Nov 17 Madrid
Nov 20 Barcelona
Nov 21 Barcelona
Nov 23 Lyon
Nov 25 Bologna
Nov 26 Torino
Nov 28 Erfurt
Nov 30 Rotterdam

Dec 3 Vienna
Dec 4 Graz
Dec 6 Zurich
Dec 7 Zurich
Dec 10 Dublin
Dec 12 Glasgow
Dec 13 Birmingham
Dec 15 London
Dec 16 London
Dec 18 Manchester

Jan 8 Prague
Jan 10 Budapest
Jan 12 Gdansk
Jan 14 Lievin
Jan 16 Strasbourg
Jan 19 Paris
Jan 20 Paris
Jan 22 Antwerp
Jan 24 Horsens
Jan 25 Malmo
Jan 27 Gothenburg
Jan 29 Stockholm
Jan 31 Oslo

Feb 2 Helsinki
Feb 4 St Petersburg
Feb 6 Moscow

Jeżeli chodzi o faktycznie zagrane koncerty w USA i Kanadzie, to oczywiście odsyłam na MODEontheROAD.pl i czem prędzej przeskakuję do Europy z jesieni 2009 i zimy 2010. W stosunku do faktycznej trasy ostał się jedynie jeden koncert w Oberhausen 2009.10.31, zamiast tego fani z Bremy mogli się pobawić 1 listopada. Zamiast jakiegoś koncertu we Francji była Genewa 2009.11.10, a Norymberga z 5 listopada powędrowała na 1 grudnia.

To, co najważniejsze działo się przede wszystkim w styczniu. Początkowo zespół planował wznowić trasę koncertem w Pradze 8 stycznia, potem przeskok do Budapesztu – 10 stycznia, by wylądować w Gdańsku 12 stycznia. Trasa w 2010 miała być krótka. Ledwo miesiąc + 3 noce w lutym z finałem w Moskwie. Tak na marginesie podobny patent zespół zastosował w marcu 2014, kończąc w Rosji. Paradoksalnie, gdyby nie choroba Dave’a prawdopodobnie nie byłoby koncertu w RAH z Alanem. Koncert w Gdańsku nie był możliwy również z innego powodu. Trzeba to jeszcze raz podkreślić, powyższa lista to stan wiedzy na jesień 2008, później życie i tak by zweryfikowało temat. Jak już wspomniałem obiekt ani w 2008, ani w 2009 nie był gotowy. Wobec czego na pewno marzenie fanów z Łodzi ziściłoby się szybciej i 12 stycznia bawilibyśmy się w Atlas Arenie, nie w Ergo Hestii. Choć w takiej kombinacji w 2010 roku byłby tylko jeden koncert w Łodzi, a nie dwa. Można jeszcze długo by wymieniać, czego by nie było — np. 1 koncertu dM w Kijowie… itd.

Was pewnie interesuje skąd te rewelacje i co ja właściwie opisuję. Tak się składa, że zawsze są gdzieś teksty do napisania na później. Takie, które odkłada się na po trasie, albo jak będzie chwila wolnego. Tak też stało się z tą historią. Po raz pierwszy o faktycznych planach depeche MODE na TOTU przeczytałem gdzieś w maju 2016, ale przejęcie 101dM.pl od poprzedniego Admina było istotniejsze, niż ta historia. Potem Global Spirit Tour zrobiła swoje. Ale do brzegu…

Na angielskojezycznym forum Home, jego administrator – PeterToo – opublikował w 2015 rozpiskę trasy, którą podzieliłem się z Wami dziś. Ponieważ kolo ma bardzo bliskie relacje z zespołem i ich manadżmentem, więc uważany jest za wiarygodne źródło informacji. Dlatego uznałem za stosowne, że warto Wam przybliżyć jak faktycznie miała wyglądać trasa w 2009/2010 i co dzięki wypadkom z początku trasy otrzymaliśmy, a co nie. Taka szydera i przwrotność losu…

Koncerty w Łodzi 2010.02.10-11 – logistyka i kilka ciekawostek

To już pięć lat od momentu, jak depeche MODE zawitało po raz pierwszy do Łodzi. Miała to być 2 wizyta, a wyszło, że była pierwszą i jedyną na tej trasie. Za to podwójną. Dzięki temu koncerty z Łodzi noszą dumne miano pierwszych podwójnych ever koncertów depeche MODE w Polsce. Jak spytać uczestników tych wydarzeń o pierwszą myśl związaną z tymi koncertami, to pada stwierdzenie, że było… zimo… bardzo zimno. Dziś jednak nie będę zajmował się meteorologią, a logistyką.

Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was miało okazję nawet mieszkać w tym samym hotelu, co zespół, ale dla kronikarskiego obowiązku odnotują nawet oczywiste oczywistości. Nie mniej, mam nadzieję udanej lektury.

2010.02.08-09
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (001)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (001)

Zespół zakończył koncert w Kijowie 8 lutego 2010 i aż do 10 lutego przebywał w tym mieście. Ekipa techniczna zaraz po koncercie ruszyła w trasę, by następnego dnia zjawić się w Łodzi. Zostali rozlokowani w tym samym hotelu, co zespół – Andel’s. W tamtym czasie był to jedyny sensowny hotel w mieście, dlatego ekipa i zespół musieli spać w jednym. Na Delta Machine Tour techniczni spali już w zupełnie innym hotelu.

2010.02.10

Po godzinie-trzydzieści lotu zespół zjawił się w Arenie Łódź (jak początkowo nazywała się ta hala) praktycznie tuż przed występem. Soundcheck odbył się około godziny 16:00. Po czym zespół udał się do hotelu.

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Od 17:00 swoją próbę miał Nitzer Ebb. Godzinna próba zakończyła główne testy nagłośnienia. Od 18:00 hala otworzyła swoje bramy i fani wlali się do środka.

W okolicach 19:45 na scenę wszedł Nitzer Ebb. Ich koncert trwał 45 minut, po czym nastąpiło generalne sprzątanie i 21:00 fani i ekipa byli gotowi na start koncertu.

Kiedy wybiła 23:00+ zespół był już w drodze do hotelu.

Na koncercie było 15,189 widzów.

Blogerzy dokumentujący trasę rozpływali się w zachwytach po pierwszej nocy.

Setlista koncertu w Łodzi 2010.02.10

2010.02.11

Drugi dzień pobytu miał praktycznie taki sam schemat jak pierwszy, z tą różnicą, że próba odbyła się bez udziału zespołu, jedynie techniczni przeprowadzili testy aparatury i podkładów. Świadkowie donoszą, że techniczni pomni chóralnych śpiewów Master And Servant [25] poprzedniej nocy przygotowali się na ewentualność, gdyby zespół chciał się odwdzięczyć za poprzednią noc. Zespół jednak nie chciał i musieliśmy obejść się smakiem.

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (001)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (001)

Nastąpiła również zmiana jednego utworu wcześniej zaplanowanego do grania. Otóż Martin planował zaśpiewać tej nocy Freelove [4], ale zdecydował się na Judas [4]. Chodziło o tekst tego utworu i jakby przewrotne podziękowanie za poprzednią noc i to, co działo się na koncercie 2 nocy. Dzięki temu fani z 2 nocy uczestniczyli w koncercie z jedyną w swoim rodzaju setlistą na tej trasie i jednym z 4 wykonań Judasza na tej trasie.

Około godziny 17.00 swoją próbę zrobił Nitzer Ebb, a drzwi do hali otwarto chwilkę po 18:00. Tej nocy ponownie był komplet na płycie i na trybunach, czyli 15,189.

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Jeszcze tej samej nocy karawana 9 ciężarówek i 3 autobusów opuściła polskie granice i przez Czechy pomknęły do Zagrzebia. Po około 16 godzinach jazdy byli w Chorwacji. Przynajmniej mieli nieco cieplej.

Koncert w mojej opinii lepszy niż pierwszej nocy. Jak wieść niesie został wybrany koncertem halowej trasy pośród ekipy technicznej.

Przeczytaj relację z koncertu autorstwa trasowych blogerów.

Setlista koncertu w Łodzi 2010.02.11.

Oczywiście o to, co się działo po za koncertami dobrze pytać tubylców. Weźmy na ten przykład przypadkowo spotkanego fana, który właśnie przechodził obok mojego biurka z komputrem i z przyjemnością podzielił się swoimi wspomnieniami z tych pamiętnych dni. Serek wspomina, że 11.02 w godzinach popołudniowych Andy Fletcher udał się wraz z pracownikiem EMI Music Polska na „zwiad” do Galerii Łódzkiej zobaczyć m.in., zaopatrzenie w płyty depeche MODE w salonie Media Markt. Niestety, akurat wtedy dział muzyczny przechodził reorganizację. W salonie stoisko było nie w pełni zatowarowane w płyty, na pewno jednak jakieś pozycje depeche MODE tam były – co sądził Andy nie wiadomo. Dave w tym czasie kończył siłkę, więc nie ruszał się przy tych mrozach z hotelu.

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (003)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (003)

Co więcej, po drugim koncercie depeche MODE w Łodzi – snuje dalej swoją opowieść Serekdo pobliskiej hali „Wytwórnia”, gdzie odbywał się oficjalny after party fanów zawitali pracownicy techniczni oraz kucharze. Byli pod ogromnym wrażeniem bawiących się fanów zarówno na afterze, oraz samych koncertach. Jeden z nich opowiadał, że zespół jest bardzo hojny dla swoich pracowników technicznych, i że dobrze płacą im za pracę. Natomiast prezentem świątecznym od zespołu dla ekipy tech. były min. przenośne pamięci zewnętrzne z nadrukowanymi autografami każdego z członków zespołu. Tyle Serek. Ja słyszałem, że to były dyski twarde.

2010.02.12

Zespół nie zabawił długo w Łodzi. Około południa zawinął się na lotnisko, skąd swoim samolotem odleciał do Zagrzebia. Po locie trwającym 1:20 samolot wylądowali na miejscu i aż do 15.02 zespół odpoczywał w ciepłym.

_

Nie spodziewam się, że zespół na kolejnych trasach powtórzy podobny wyczyn. 2 noce w Łodzi miały raczej charakter jednorazowy i był wynikiem problemów zdrowotnych z 2009 roku. Jednak jeszcze mniej spodziewam się, że depeche MODE zagrają więcej niż jeden koncert w różnych miastach w czasie jednej nogi. Nadal będziemy mieć 2 koncerty na różnych nogach. Jeden na stadionie, drugi pod dachem.

A jakie są Wasze wspomnienia z łódzkich koncertów w 2010? Zapraszam do komentowania na forum lub w komentarzach pod tekstem.

depeche MODE i piłka nożna

Z jednej strony temat cokolwiek oklepany, bo fascynacja piłką nożną dobrze znana, szczególnie tą klubową – Arsenal, Chelsea – to ulubione zespoły Andy’iego i Martina. Aaaa i Alan również ostatnio zamienił fuchę muzyka na blogera i prowadzi blog o Queens Park Rengers (więc jak ktoś harata w gałę na którejś z odsłon gry FIFA 2000-cośtam, to już wie z jaką drużyną w lidze angielskiej pocinać z depechowskiego obowiązku 🙂 ). Ja chciałbym się skupić na piłce narodowej, choć i o klubowej też coś będzie…

Jako, że jesteśmy w samym środku Mistrzostw Świata, to pokusiłem się o pogrzebanie w kilku dokumentach źródłowych. Obok licznych związków piłkarsko-depechowych znalazły się nawet dwa wątki związane z Polską. Ale po kolei…

Andy Fletcher
Andy Fletcher

Przez lata kariery koncertowej zdarzały się takie momenty, że depeche MODE grało trasy w tym samym momencie, co działy się rozgrywki na boiskach jednego z krajów świata. O ile w 1986 i 1990 pewnie zespół oglądał transmisje z meczy rozgrywanych na stadionach Meksyku i Włoch, to jednak nie znalazłem żadnego śladu tej aktywności w prasie typu Bravo, czy innych równie miarodajnych źródłach :-P, czy dokumentach trasowych. Odległość w czasie robi swoje. Potem przyszła niesławna trasa letnia po wszystkich kontynentach tylko nie po Europie w 1994? Zanim jednak przejdę do roku 1994, na chwilę zatrzymamy się w roku 1993, bo tu pojawia się pierwszy wątek polski.

W czasie eliminacji do mundialu w USA nasza narodowa była w jednej grupie z Anglią, jak pamiętacie potem nasi piłkarze obejrzeli te mistrzostwa w TV, a tak oto przy okazji koncertu w Montrealu 1993.09.08 Daryl Bamonte komentował wygrany mecz nad Polską w tych eliminacjach.

Alan, ja i Joal z ochrony udaliśmy się do baru, by obejrzeć mecz Anglia-Polska w eliminacjach Mistrzostw Świata. Anglicy grali doskonale i z łatwością wygrali 3:0. Wygląda na to, że jesteśmy na drodze do mistrzostw USA ‘94! Nie piliśmy zbyt dużo bo koncert przed nami, ale nadrobimy to później…

W sumie to może lepiej pisać o wygranym meczu, niż psuć sobie humor i pisać o tym, że Dave właśnie stracił głos, a Martin musiał ciągnąć koncert do końca, by po 12 kawałkach zakończyć występ. Pełny zapis bloga w polskim tłumaczeniu znajdziecie oczywiście na MODEontheROAD.

Tour Itinerary 1994
Tour Itinerary 1994

I tak oto dochodzimy do roku 1994, gdy Summer Tour trwało w najlepsze na terenie Ameryki Północnej, równolegle w tym samym czasie, co Mistrzostwa Świata w USA. Rozpiska koncertów była mocno skorelowana z terminarzem rozgrywek. Każdy zatrudniony członek ekipy posiadał Tour Itinerary, w którym obok szczegółowej rozpiski koncertów była pełna rozpiska World Cup 94 (zdjęcie obok). Co prawda Anglia nie grała, ale nie tylko Anglicy byli w ekipie koncertowej.

Teraz następuje długa podróż przerwa w czasie, po której zjawiamy się w roku 2006, gdzie pojawia się drugi wątek polski, o którym dosyć obszernie pisałem już parę tygodni temu przy okazji rocznicowego wpisu o koncercie w Warszawie 2006.06.09.

Ale to nie jedyny motyw wspólny, po za tym pewnie inne nacje mogły by znaleźć podobne motywy wspólne, a szczególnie Niemcy, którzy mieli w jednym czasie i trasę, i mistrzostwa. Nie mniej nie jest tajemnicą, że koncert w Berlinie 2006.06.28, został dodany nieprzypadkowo. Był to 4. koncert depeche MODE w Berlinie, a 3. na letniej nodze. Koncert ten mimo, że był pierwszy, został dodany jako ostatni i poprzedzał 2 noce na Waldbuhne w pierwszej połowie lipca (co to był za skwar). Czerwcowy koncert został dodany, z jednej strony, aby depeche MODE mogło zagrać podczas mistrzostw, jako wsparcie licznych wydarzeń około sportowych. Co ciekawe w Tour Itinerary z 2006 roku nie ma już śladu po mistrzostwach, ale… koncert z 28 czerwca widnieje tam od początku, a to oznacza, że był planowany w tym terminie z góry pod FIFA 2006, tylko publicznie został najpewniej ogłoszony dopiero, jak obie lipcowe noce na Walbuhne zostaną wyprzedane.

To tyle, co wynalazłem w archeo, nie można jednak nie wspomnieć, że dla depeche MODE piłka nożna to stały element relaksu od samego początku istnienia zespołu, czego liczne ślady mamy do dziś. Od takich…

…przez takie…

…I takie…

…no i takie.

To tylko kilka przykładów, myślę że Wy znajdziecie ich jeszcze więcej, piszcie…

Ile depeche MODE zarobiło kasy od 1985?

Niby takie informacje publikuje Billboard, to musi być prawda. Tym czasem nic się nie zgadza, ale po kolei… Przed rozpoczęciem Delta Machine Tour świat obiegła informacja, że zespół zmienił agencję artystyczną z CAA na WME. Sam o tym pisałem obszernie również. Nie to jest jednak ważne w tym wpisie.

x240-bGXPorządkując stare notatki znalazłem tę samą informację o zmianie jednej agencji na drugą również na stronach Billboard. Jeden drobiazg przykuł na nowo moją uwagę. Przeszło to bez echa, ale skoro takie tematy są ważnym elementem tego bloga, to po prawie 2 latach też nie można do tego nie wrócić i tak zostawić.

Wg publikacji na stronie billboard.com od 1985 roku depeche MODE zarobili na koncertowaniu 154.3 miliony USD podczas 279 koncertów. O super!, dodam do tego kasiorkę jaką zespół przytulił na Delta Machine Tour – o czym pisałem Tu, Tu, Tu i Tu – i będzie piękny wynik. Tak krótki wpis nadaje się na Twittera i pachnie ciekawostką z pogranicza sensacji. Tylko, że w tym zdaniu nic się nie zgadza.

Weźmy te 279 koncertów. Od 1985 roku do końca Tour Of The Universe zespół zagrał dobrze ok. 900 koncertów, więc nie pasuje. No dobrze to może policzmy tylko koncerty w Ameryce Północnej…. nie dokończyłem jeszcze Touring The Angel, gdy zliczanie przebiło 300. Znowu nie pasi.

091107_Mannheim_03A teraz 154.3 mln USD. Informacja podana jest jako zarobek depeche MODE tylko, że dane podawane z tej i poprzedniej trasy przez Billboard mówią jedynie o przychodzie ze sprzedaży biletów z których dopiero część jest zarobkiem zespołu. A gdzie inne przychody? Jak to wygląda na prawdę możecie zorientować się na przykładzie opisanego przeze mnie kontraktu na występ w Sztokholmie 1988.02.12. Wynagrodzenie artysty, to jedynie ułamek kosztów, jakie pokrywają bilety, które kupujemy.

Jak dla mnie to zdanie dotyczy jedynie USA, dlatego jest od 1985 roku. Wcześniejsze występy miały na tyle marginalne znaczenie, że nawet nie były brane pod uwagę, bo nie sądzę, żeby tego typu zestawienia ukazywały się dopiero od 1985 roku. W końcu Billboard istnieje od 1894 roku. Tego mi zabrakło w tym zdaniu. Większej precyzji. Zdanie to jest jednak w żaden sposób nieweryfikowalne i może być jedynie ciekawostką. Nie używałbym tego jako punktu odniesienia bez stosownego komentarza.

Dr Dot – czyli kojące ręce na trasie.

depeche MODE pytane o rytuały na trasie, wymienia wiele przykładów, ale jest jeden taki któremu wielu z Was chętnie się by poddało i grosza za to nie biorąc. Jak pamiętam swoje powroty z koncertów, to byłbym pierwszy w kolejce. Dr Dot i jej zespół dawali wielokrotnie spokój i ukojenie dla Dave’a, Andiego i Martina.

Pisząc wpis z zapowiedziami przyszłych tekstów natrafiłem na zdjęcia Dave’a i Martina w cokolwiek niekompletnej garderobie (ale to nie jest przecież nic nadzwyczajnego, na scenie robią to co noc), rzecz w tym, że Panowie byli przeważnie ubrani, jakby zaraz mieli pójść pod prysznic.

dave_gahan_drdot_2010_part2_lowres.jpgAndy często wspomina, że jego ulubionym rytuałem przed koncertem jest długi, relaksujący masaż. Firmą, która zapewnia na trasie chłopakom taki serwis jest zespół Dr Dot. Jest podobno bardzo znaną masażystka, która w swoich rękach nie takie ciała trzymała, że wymienię choćby Debby Harry, Henry Rollins, Lenny Kravitz, Sting, czy najbardziej urobioną z tego towarzystwa Paris Hilton.

Również bardzo często we wpisach na blogu Dr Dot pojawiają się odniesienia do depeche MODE. Po założeniu filtra na jej blogu możemy dowiedzieć się, że w czasie Tour Of The Universe nasi ulubieńcy przeleżeli wielokrotnie pod rękami Dr Dot, zarówno w USA, jak i w Europie. Nawet prasa niemiecka rozpisywała się o tym kto masuje Dave’a na trasie.

Każdy może skorzystać z usług jej firmy, a jeżeli przebywasz właśnie w Kaliforni, to możesz umówić się na wizytę domową Dr Dot i poczuć się jak Dave na trasie… no prawie 🙂

Zdjęcia pochodzą z bloga Dr Dot.

Podsumowanie Delta Machine Tour 2013/2014

No i stało się. Trasa Delta Machine to już historia. Nie długo będzie pierwsza rocznica koncertu w Nicei 2014.05.04, a za chwilę będziemy wspominać start promocji albumu po telewizjach świata, bo przecież cały cyrk ruszył właśnie w tym okresie (marzec 2013). Tradycyjnie na początek garść statystyk, a potem będzie tylko ciekawiej :-).

1. Koncerty i geografia.
  • 117 – liczba zaplanowanych występów w totalu (w tym 8 promo + 109 zaplanowanych koncertów trasowych)
  • 114 – liczba faktycznie zagranych występów (w tym 8 promo + 106 faktycznie zagrane koncerty trasowe)
  • 3 – liczba odwołanych koncertów – Istambuł 2013.05.17, Lille 2013.11.07, Kijów 2014.02.26
  • 1 – koncert przeniesiony – Borlänge 2013.06.27 – do Sztokholmu 2013.06.27
  • 4 – części promocji płyty – promo po TV i festiwalach + 3 nogi regularnych koncertów

Jak to wygląda na tle innych tras? A proszę bardzo:

Wszystkie liczby podaję z uwzględnieniem występów promo. W nawiasach są czyste koncerty z trasy. Touring The Angel wciąż nie pobita, ale różnica 10 koncertów, to już nie tak wiele przy 20 w przypadku Tour Of The Universe. Gdyby chociaż ziściły się plotki o Ameryce Południowej, to dziś The Delta Machine Tour dumnie okupowałaby pozycję drugą, a tak tylko brąz.

Pozostałe statystyki geograficzne wyglądają tak:

  • 3 – kontynenty
  • 34 – kraje
  • 97 – miast

Kraje o największej liczbie koncertów:

  • 22 – USA
  • 17 – Niemcy
  • 8 – Francja / UK
  • 5 – Włochy

Pozostałe kraje to 4 i mniej koncertów. Pierwsze 4 kraje – USA, Niemcy, Francja i UK stanowią 50% całej trasy.

2. Setlista

Długo się zanosiło, że rekordy nie zostały pobite, dopiero pod koniec trasy w tej właśnie konkurencji The Delta Machine Tour sięgnęła po złoto. 40 kawałków zagranych na żywo daje tej trasie pozycję lidera. Nie są to liczby powalające jeżeli porównujemy to z takimi gigantami, jak Perl Jam, czy U2 (ostatnia trasa, to 60+ wykonanych utworów, ale i dłuższa trasa) i myślę, że coś by się jeszcze znalazło ze światowej czołówki, ale jak na depeche MODE, to całkiem sporo.

Poprzednia trasa zakończyła się wynikiem 39 kawałków wykonanych na żywo, co już było rekordem. Przez wiele miesięcy obie trasy szły łeb w łeb, bo Dave’owi nie chciało się zmieniać za wiele, dopiero w końcówce Dave wyrównał dzięki Stripped [1], a Martin przechylił szalę na korzyść The Delta Machine Tour swoim wykonem Blue Dress [13].

To skoro już wiemy, że jest złoto, to teraz zajrzyjmy głębiej i popatrzmy kto i co przyczyniło się do 1 miejsca. Najpierw podział po płytach.

Podział po płytach i częściach trasy. (114 występów)
AlbumyTotalPromo (8)1 leg (37)2 leg (24)3 leg (45)
Delta Machine
Playing The Angel
Exciter
The Singles 86>98
Ultra
Songs Of Faith And Devotion
Violator
Music For The Masses
Black Celebration
The Singles 81>85
Some Great Reward
A Broken Frame
Speak & Spell
10
3
1
1
2
6
6
2
5
1
1
1
1
5
0
0
1
1
1
2
0
1
0
0
0
0
9
3
1
1
2
5
5
2
4
1
1
0
1
6
3
1
0
2
5
5
2
4
1
1
0
1
8
2
0
0
1
5
5
2
5
1
1
1
1
Razem4011353132

Podobne zestawienia dla poszczególnych nóg robiłem przy okazji podsumowań po zakończeniu trasy Promo, letniej Europy, jesiennej Ameryki i zimowej Europy. Zabrakło choć jednego kawałka z Sounds Of The Universe i Construction Time Again.

ce70Jako, że była to promocja The Delta Machine Tour, to najwięcej utworów zostało wykonanych z tego albumu. Przed trasą słyszeliśmy zachwyty, jak to ta płyta jest bardzo koncertowa i praktycznie każdy kawałek nadaje się do grania na żywo, w przeciwieństwie do poprzedniej płyty, gdzie numery koncertowo słabo się sprawdzały. No i? No i dupa… na poprzedniej trasie zespół zagrał… również 10 numerów z jakoby niekoncertowej płyty. […] instrument niestrojny? czy się muzyk myli? […] zapytam za wieszczem. Jest to jedna z najbardziej nie zrozumiałych decyzji tej trasy. To, że wywalają numery z aktualnie promowanej płyty, to już się przyzwyczaiłem (nie oni jedyni). Jednak zawsze było to coś za coś. Nothing Is Impossible za I Want It All, a The Sinner In Me jako zamiennik na drugą noc, Miles Away za Come Back, a ten jako zamiennika na podwójne koncerty. Uważam, że to jeden z największych zawodów tej trasy. Jeżeli Secret To The End i Goodbye nie żarło na koncertach, co w jakiejś mierze było prawdą, to warto było się zastanowić, czy miejsce dla tych kawałków jest najlepsze, czy nie dać czegoś w zamian. W 2006 roku, również pod wpływem fanów Panowie dodali do setu Nothing Is Impossible. Podobnie było z Photographic. Tym razem osobiście nie czułem, aby była taka presja ze strony fanów, a i zespół jakby bardziej impregnowany był na sugestie. Więcej napiszę o tym jeszcze pod koniec wpisu.

Znowu pod koniec trasy były momenty, gdy pojedyncze koncerty były raczej promocją Songs Of Faith And Devotion, niźli Delta Machine. Po trasie w 2010 miałem nadzieję, że więcej się to już nie powtórzy.

Idźmy dalej. Proponuję teraz popatrzeć na podziały wykonanych utworów między Dave’a i Martin’a oraz – pełna elektronika vs. wersje bare. Najpierw poprzednia trasa:

Podział po wykonaniach i częściach trasy. (104 występy)
WokalTotalPromo (2)1 leg (20)
2+3 leg (31)
4 leg (51)
Gahan
Gore
26
13
9
2
21
4
21
10
21
11
Razem3911253132

_

Podział elektronika vs „akustyki”. (104 występy)
Total
Pełna elektronika
Wersje bare
31
8
Razem39

_

A teraz The Delta Machine Tour:

Podział po wykonaniach i częściach trasy. (114 występów)
WokalTotalPromo (8)1 leg (37)2 leg (24)3 leg (45)
Gahan
Gore
26
14
9
2
25
10
21
10
21
11
Razem4011353132

_

Podział elektronika vs „akustyki”. (114 występów)
Total
Pełna elektronika
Wersje bare
28
12
Razem40

Na tej trasie nie było duetów. Mix Dave vs Martin również jest porównywalny, chodź niestety tendencja jest na korzyść Martina. Jednak to nad czym za cholerę nie mogę przejść do porządku dziennego, to postępująca plumkenizacja wykonywanych utworów. Nosz… 31 vs 8 w 2009/2010, a po ostatniej trasie 28 vs 12 ???!!! Byłem i tak wyrozumiały, bo policzyłem A Question Of Lust [3] jako pełna elektronika, a powinienem jako plumkanie. W końcu na trzy wykonania 2 były pianinkowe, ale niech tam. Nie zmienia to jednak faktu, że już 1/3 wykonywanych utworów przez elektroniczny zespół jest kompletnie obrane z tego, za co ten zespół pokochały miliony. Jak żyć? Dave śpiewa m/w tyle samo, choć tendencja jest niestety zniżkowa. Gore za to wali nas w rogi. Smutny to obraz, bo wychodzi na to, że na ostatniej w ich życiu trasie będziemy chodzić na koncerty poezji śpiewanej, a jedynie na bisy chłopaki odpalą klawesyny, żeby zagrać 3 największe hity. Na Touring The Angel był podział elektonika vs „akustyki” 28 do 5. Gdzie te czasy? <się zapytam wznosząc brew w kierunku nieba>

Na koniec tej części jeszcze jedna ciekawostka. Zestawienie wszystkich utworów granych na świeżo zakończonej trasie w kolejności malejącej od najczęściej granych do najmniej, sortowane po Totalu. Zamieściłem takie podsumowanie dla 3 nogi, to zamieszczam i tym razem + pozostałe legi:

Lista wykonów każdego kawałka na całej trasie. (114 występów)
lpUtwór
Total (114)
Promo (8)
1 leg (37)
2 leg (24)
3 leg (45)
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
_
17
18
19
20
_
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
Enjoy The Silence
Personal Jesus
Heaven
Angel
Walking In My Shoes
Welcome To My World
Precious
Never Let Me Down Again
A Pain That I’m Used To
Just Can’t Get Enough
A Question Of Time
I Feel You
Policy Of Truth
Black Celebration
Halo
Should Be Higher
_
Soothe My Soul
Barrel Of A Gun
But Not Tonight
Home
_
Shake The Disease
Behind The Wheel
The Child Inside
Goodbye
Secret To The End
Higher Love
Slow
When The Body Speaks
Judas
In Your Room
Blue Dress
Only When I Lose Myself
Soft Touch/Raw Nerve
World In My Eyes
John The Revelator
Somebody
A Question Of Lust
Condemnation
Leave In Silence
Stripped
113
112
111
110
109
106
106
106
105
105
104
101
100
99
98
97
_
64
59
58
57
_
50
48
35
35
33
29
27
17
17
14
13
7
6
5
4
4
3
3
1
1
7
6
8
4
4
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
6
_
6
4
1
0
_
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
0
2
4
0
0
0
0
0
0
0
37
37
36
37
36
37
37
37
36
37
35
37
35
34
36
37
_
36
35
5
34
_
8
2
4
34
33
25
0
15
9
2
0
5
2
2
2
2
1
0
0
0
24
24
22
24
24
24
24
24
24
23
24
19
21
21
17
20
_
21
20
19
19
_
10
3
16
0
0
4
0
2
1
0
0
0
0
3
2
1
1
2
0
0
45
45
45
45
45
45
45
45
45
45
45
45
44
44
45
34
_
1
0
33
4
_
32
43
15
1
0
0
27
0
7
12
13
0
0
0
0
1
1
1
1
1

Niech każdy popatrzy sobie na to we własnym zakresie i wnioski wyciągnie samodzielnie. Dla mnie to zestawienie pokazuje jak bardzo setlista była stabilna. Na to zestawienie położyłbym dwie linie. Na poziomie 16. kawałka i 20. kawałka. Dlaczego tak? Bo set główny kończył się m/w na 16 numerze, a set jako taki kończył się na 20. kawałku. Po 16 kawałku tego zestawienia następuje spore załamanie częstotliwości wykonywanych utworów. Mamy 2 numery od Gore’a. Wychodzi z tego prawie idealny set z ostatniej nogi. Pozycja nr 20, to również dokładnie 50% wszystkich koncertów zagranych na trasie.

3. Przedstawienie, podsumowanie i inne przemyślenia.

Trasa w oczach wielu fanów składała się z 2 części. Tego, co działo się do zakończenia pierwszej nogi w Europie, oraz 2 pozostałych części w Ameryce Północnej i po raz drugi w Europie. Zarówno trasa promo, jaki pierwsza noga to euforia, radość i właściwie nie zmącony zachwyty. Dwie kolejne nogi, to… powiedzmy eufemistycznie stan daleki od zadowolenia.

Ja bym postawił lekko kontrowersyjną tezę odbiegającą od powszechnego złorzeczenia na jesienno-zimową trasę po Europie. Problem wcale nie leży w tym, że zagrali taką trasę zimą, że poziom zmian był jaki był. Uważam, że chodzi o coś zupełnie innego….

Jeżeli popatrzymy na 3 nogę, jako samoistny byt, to nie jest to ani nadzwyczaj słaba, ani nadzwyczaj odkrywcza seria koncertów. Była to dosyć przyzwoita robota wykonana 45 razy. Ani setlistowo, ani długością koncertów nie zaskoczyli. Ta noga zupełnie nie odbiega od tego, co widzieliśmy na innych trasach w minionych latach. depeche MODE byli dokładnie tacy, jak w minionych latach właściwie od samego zarania koncertowych podbojów.

Zdarzały się nawet gorsze historie na poprzednich trasach. Że wspomnę tylko Touring The Angel na której zespół wykonywał w końcówce trasy set składający się z 18! utworów. Exciter Tour też został skrócony, Tour Of The Universe w Europie na jesieni 2009 miał najpierw 20 numerów, potem 21, a potem znowu 20 i ten stan utrzymał się do końca trasy. Trasa w 2013/2014 była być może ciut spokojniejsza, ale to wszystko.

Problem z The Delta Machine Tour leży w pierwszej nodze i tym, co działo się przed startem trasy. Tak na prawdę wybrykiem natury był set składający się z 23 kawałków. Jak skończył się koncert w Nicei 2013.05.04, to jedna z pierwszych myśli było pytanie jak długo utrzymają taką długość setu. Nawet chciałem o tym napisać dosadniej w swojej recenzji z koncertu w Nicei, ale potem stwierdziłem, że nie będę psuł Wam radochy. Nigdy nie zagrali takiego setu i był to dla mnie od początku stan nienaturalny.

Druga sprawa, to fakt, że Panowie przefajnowali z obietnicami. Naopowiadali kocopałów o gigantycznych planach. Naobiecywali rzeczy, których nie byli w stanie potem spełnić. W tym o wspomnianej już koncertowości nowego albumu. Ten nadmuchany balonik w miarę czasu sflaczał. W myśl zasady, że lepsze jest wrogiem dobrego. Nabraliśmy smaka i wielu, w tym mnie, zaczęło się wydawać, że tak już będzie do końca trasy, a zespół wypracował zupełnie nową jakość. Tym czasem po chwili euforii zostaliśmy po prostu przywołani do porządku i dano nam do zrozumienia, gajowy wrócił i wszystko ma również wrócić do normy.

131127_Berlin_02Bardzo fajnym pomysłem był set B i bardzo podobał mi się pomysł z graniem niektórych numerów ledwie raz lub dwa na trasie. Właśnie o to nam przecież przez lata chodziło, żeby koncerty nie były do siebie podobne, a można to osiągnąć np. limitując liczbę wykonań jakiegoś kawałka. Nie wiem, czy to planowali w każdym razie sprawili tym faktem, że trasa nabierała dodatkowego smaczku i łamała utarte schematy. Dzięki temu set Dave’a przestawał być momentami schematyczny i przewidywalny. Pozostaje tylko żałować, że nie pociągnęli tego pomysłu na regularne koncerty i nie mieszali w sposób bardziej chaotyczny (dla nas) całymi setami. Można by wtedy wydać dwa koncertowe filmy z dwoma setlisatami, albo z dwóch różnych nóg… No dobra teraz to już popłynąłem z tym 😛

Niestety stało się jednak inaczej. Po koncercie w Madrycie 2014.01.18 miałem z kumplem okazję długo rozmawiać z człowiekiem, który bardzo jasno potwierdził to, co napisałem chwilę wcześniej we wpisie pt Kosa. Nasza rozmowa była z człowiekiem, którego mógłbym swobodnie określić jako insider (duński łącznik :-P).

Osobą w 100% odpowiedzialną za wygląd setlisty na 3 nodze był Dave. To on ułożył set pod siebie, to on decydował o zmianach. Andy bardzo chciał zmian i był za tym, aby set wyglądał bliżej tego, co pamiętamy z Touring The Angel, niż to, co było na Tour Of The Universe. Był to jeden z powodów ścięcia między nimi i kultywowania szorstkiej przyjaźni na scenie. Nie dam sobie nic uciąć, czy nie było również innych powodów, ale na pewno temat kształtu setu był punktem niezgody przed startem ostatniej części trasy. Koniec trasy po drugiej Europie też nie był wcześniej planowany i coś się musiało stać w obozie, że podjęto taką decyzję.

Po raz kolejny okazało się, że depeche MODE mają ambicje na bycie stadionowym graczem, niestety po raz kolejny scena mówiła co innego. Wyprawa z halową sceną na stadiony, to jedna z nielicznych słabości tej trasy. Niestety księgowy miał tym razem znowu więcej do powiedzenia od dyrektora kreatywnego.

Najsłabszym punktem koncertów dla mnie była wizualizacja do Precious [106] i pomysł z wysadzeniem szczeniaczka na koniec trasy powinien być znaczącą informacją dla zespołu i Antona, że poziom wytrzymałości na tego typu słodyczy doszedł już do kokardy.

140226_Kiev_01W poprzednim wpisie obiecałem odnieść się do odwołania koncertu w Kijowie, co też czynię. Bardzo dobrze, że ten koncert odwołano, bo mało kto miałby ochotę bawić się w czasie żałoby, gdy parę km dalej krew jeszcze nie wyschła. I nie jest to moje zdanie, tylko ukraińskich fanów. Nie mniej zagranie koncertów w Rosji pozostawiło mnie z wrażeniem, że oto Ci, którzy walczyli o swoje zostali ukarani, a Ci co są agresorami zostali nagrodzeni. Wiem, że dM w politykę się nie bawi, wiem że zobowiązania, kasa i fani z Rosji czekający na przyjazd ulubionego zespołu. Nie mniej niesmak pozostał…. Zdecydowanie rozegrałbym to inaczej np. tak, jak w 2001 robiąc dodatkowy koncert w Niemczech, wraz z imprezą sponsora na zakończenie trasy. Nie ten czas i nie to miejsce.

I to są właściwie wszystkie uwagi i przemyślenia, jakie mam. Po za tym cały koncept płyty, singli, trasy, komunikacji dookoła były na bardzo wysokim poziomie. Może zabrakło 4 singla, ale teraz to już nie jest ważne. Cały przekaz był bardzo spójny i nawet zagrywka z brakiem tytułu, opowiadanie w czasie konferencji, jacy to są zarobieni gładko wpisuje się w cały koncept. Choć już w trakcie pierwszych wywiadów Dave się wysypał, że bardzo dobrze wszystko wiedzieli i mieli dokładnie poukładane.

I Want You Now

[Aktualizacja 2014.01.26]

Co jakiś czas odkrywamy różne smaczki z minionych tras dopełniających naszą wiedzę o koncertowej historii depeche MODE. Jedną z największych niewiadomych są faktyczne liczby utworów przygotowanych na każdą z tras. Setlisty grane na trasach, to jedynie wypadkowa pewnych wyborów i upodobań kiedyś czwórki, a potem trójki Panów z depeche MODE.

Dożyliśmy takich czasów, że obecnie wiele spraw wypływa jeszcze w czasie trwania tras. Dawniej dopiero po latach dowiadywaliśmy się o niezagranych utworach na Devotional Tour, a o niezagranym utworze w czasie US Summer Tour dowiedzieliśmy się przez przypadek w czasie aukcji na której Alan wyzbywał się klejnotów rodowych. Póki trasa trwa jest jeszcze nadzieja na Nothing, czy na pojawienie się innych perełek. Tym czasem zespół uraczył nas Stripped, który pojawił się na koncertach po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27.

W 1983 roku depeche MODE próbowało przed trasą Work Hard. Były różne spekulacje, że był grany, że nie był grany. Dziś, po przeszło trzydziestu latach można by już stwierdzić, że ten kawałek nie był grany nigdy na żywo. Zespół próbował go na próbach w Hitchin, ale nigdy nie zdecydował się na włączenie tego numeru do setu koncertowego.

Są też utwory, które próbowane są na trasie, ale finalnie nie wchodzą do setu, bo nie leżą jednak Dave’owi. Pół biedy, gdy kawałek dostaje szansę pojawienia się na trasie na jednym, czy dwóch koncertach. Tak było z Here Is The House, Fragile Tension, czy In Sympathy. Dziś wiemy, że In Sympathy było reanimowane jeszcze na próbach przed koncertami w Nowym Jorku w 2009 jako zamiennik na drugą noc, ale ostatecznie poległ w starciu z dwójką Miles Away / Come Back.

Czasami zdarza się, że info o planach zagrania jakiegoś kawałka wypływa zanim numer został zagrany na żywo, bo jacyś fani przypadkowo mieli włączony sprzęt i nagrali całą próbę 😉 Tak się zdarzyło z Condemnation przed koncertem w Warszawie 2001.09.01, który pojawił się na żywo jako zamiennik na drugiej nocy w Berlinie 2001.09.06. Kto nie słuchał ten może teraz:

Historię tego nagrania opisałem onegdaj we wspomnieniach – Exciter Tour In My Eyes.

I tu dochodzimy do tytułowego I Want You Now. Wiemy, że numer był grany w 1990 jako podstawowy numer z solowego setu Martina. Wiemy, że numer zrobił furorę w triphopowym remixie na trasie w 1994. To jest elementarz tych tras. Ostatnio historia dopisała może nie kolejny rozdział, ale raczej prolog do koncertowej historii I Want You Now.

depeche MODE, Berlin Wsch. 1988.03.07
depeche MODE, Berlin Wsch. 1988.03.07

W 1988 roku podstawowym numerem granym przez Gore’a w swojej części setu było Pipeline. Grane od października 1987 aż do końca drugiej trasy po Europie w marcu 1988. Martin jednak kombinował, co by tu zmienić, aby nie grać tego samego (swojego) setu na dwóch europejskich nogach Music For The Masses Tour. Wybór padł na I Want You Now. Numer był przygotowywany do grania w czasie brytyjskich prób przed koncertami w styczniu 1988. Było to na krótko przed powrotem na kontynentalną Europę, na której spędzili już wcześniej przeszło miesiąc zlewając wcześniej kompletnie Wielką Brytanię.

Stało się jednak inaczej i numer nigdy nie wszedł do setu, a zespół po za kilkoma podwójnymi występami tłukł ten sam set przez obie nogi Music For The Masses Tour w Europie. Wg dzisiejszych standardów zespół naraziłby się na gromy ze strony fanów za oklepaną i monotonną setlistę, oraz brak zmian z syndromem WTF włącznie.

Martin. L. Gore, Sheffield 1988
Martin. L. Gore, Sheffield 1988

Czemu Gore nie włączył tego kawałka do setu? Tego nie wiem. Wiem jednak jak brzmiał ten numer. Zanim o brzmieniu I Want You Now cofnijmy się do roku 1985. W owym roku zespół gościł, po za pierwszą ever wyprawą za żelazną kurtyną, również w Japonii. Jednym z punktów programu były trzy koncerty w Tokio, które, aby trochę urozmaicić monotonię występów doczekały się aż 1 zmiany. Zamiast Somebody fani usłyszeli It Doesn’t Matter. Patent na zagranie tego numeru wyglądał prosto. Do podkładu z Somebody Alan dogrywał akordy z It Doesn’t Matter, a Gore dośpiewywał swoje.

Dokładnie ten sam patent chciano powtórzyć z I Want You Now. Na próbach zespół użył podkładów z Pipeline, cała reszta był dogrywana przez Alana na klawiszach i Martina na gitarze.

Skąd o tym wiem? Otóż niedawno wypłynęła paczka mniej lub bardziej znanych prób z całego przekroju historii zespołu. Głównie z lat 80. Właściwie znałem większość z tego, co zostało udostępnione. Z wyjątkiem jednej perełki – próby zarejestrowanej przed koncertem w Manchesterze 1988.01.19, która służyła nie tylko ustawieniu sprzętu przed koncertem, ale również testom kandydatów na wejście do setu koncertowego. Martin próbował, próbował i nic… Ech skąd my to znamy…

AKTUALIZACJA:

Nie przypuszczałem, że powyższy tekst ma charakter rozwojowy. Wczoraj [2014.01.26] dane mi było przesłuchać jeszcze jedną próbę z I Want You Now na pokładzie. Tym razem jest to zapis próby z Hamburga 1988.02.06-07. Nie wiem dokładnie kiedy miała miejsce ta próba, ale na pewno przed pierwszym koncertem. Martin zawzięcie próbuje ten kawałek. Mam wrażenie, że plany były na wymianę 2 numerów z setu Gore’a, ale finał był inny. Co ciekawe istnieje zapis z prób przed koncertami w Londynie 1988.01.11-12 i tam po za katowaniem Behind The Wheel zespół odświeża sobie jeszcze Just Can’t Get Enough, które zastępowało na drugiej nocy Plesure, Little Treasure. Jak widać zespół miał świadomość, że wraca na odwiedzane już terytoria i brał pod uwagę zmiany w setliście, aby na stałe wymienić Pipeline, albo jedynie na koncertach drugonocnych. Ciekawe, co pozytywna decyzja na tak dla I Want You Now oznaczałaby np dla Never Turn Your Back On Mother Earth? I czy na 101 dalej słyszelibyśmy Somebody?

Można dodać jeszcze jeden punkt do spisu ciekawostek, jakie napisałem na 25-lecie 101.

P.S. Uprzedzając pytania, nie podam linku do miejsca skąd można pobrać pliki, ale radzę dobrze poszukać na sieci. Kawałki już są do zdobycia, a za chwilę będą dla wszystkich.

Gry i zabawy setlistowe.

Kto późno przychodzi… i takie tam. Tak to jest, gdy zamiast pisać teksty o setliście i publikować gorące newsy jeździ się na koncerty, zajmuje się fochami, albo wszystkim innym, tylko nie blogiem. Teraz to już jest jakby po ptokach i ten tekst należy traktować raczej jako podsumowanie, niż gorące przecieki zza kulis. Ale jak dostaje się kolejnego emila z pytaniem, Co o tym sądzisz?, to trudno nie zareagować 😉 . Będzie też trochę „a nie mówiłem”. No to podsumujmy.

Martin i Dave z zapałem opowiadali o tym, jak to pracowali nad setlistą, opowiadali czyją to zasługą jest tegoroczna setlista i ile to numerów przygotowali. Jeżeli nie pamiętacie to już mówię. Wg członków zespołu do finalnej setlisty trafiło 40 kawałków. Podobno inżynier dźwięku miał się przeżegnać nogą, gdy dowiedział się, że ma tyle zaprogramować numerów.

Jak do tej pory zespół zagrał łącznie 38 kawałków. Niektóre tylko raz, ale nie to jest ważne. Wiadomo, że plumkanie Gordeno nie wliczamy do tych 40 zaprogramowanych. Szybkie przeliczenie setlist wychodzi, że w pełnej elektronice zagranych zostało 28 kawałków (wliczając w to A Question Of Lust [3]). Pozostaje luka – 12 numerów i na tym na razie zatrzymajmy zabawę z matematyką.

Gdzieś w okolicach wyjazdu na koncert do Hannoveru fanów „zelektryzowała” wiadomość, że depeche MODE podobnie, jak to było w 2009 zaszyli się na chwilę, aby dokonać kilku prób nowych (ówcześnie) utworów w setliście.

After that it was off to Scotland for a gig in Glasgow. The band spent the day rehearsing a few songs that have yet to make it into the set list, but fingers crossed they’ll show up soon. It was really interesting seeing how they rework classic tracks on the fly.

Wpis z 22.10.2013

Kawałki zostały wprowadzone do setu od koncertu w Mannheim 2009.11.07 i miały urozmaicić set przed zbliżającym się nagrywaniem koncertowego wideo. To wtedy były trenowane Condemnation, Sister Of Night, czy World In My Eyes. Jak to się potem skończyło myślę, że nie trzeba przypominać, a zapominalskich odsyłam do Tour Of The Universe.

Tym razem nadzieje były podobne, tyle tylko, że nic z tego nie wyszło… jak na razie. Nadzieje rosły w związku z wideo nagrywanym w Berlinie… i dalej nic. Między czasie pojawiły się informacje, że te próby w Glasgow dotyczyły głównie dopracowaniu granych już numerów i w setliście z prób nie pojawiły się żadne numery, których nie znalibyśmy z poprzednich tras, co nie znaczy, że były grane na obecnej trasie. Jedynym numerem potwierdzonym, a który mógłby powodować uniesienie brwi był Wrong, który miałby być skromnym reprezentantem poprzedniej, szybko zapomnianej, płyty. To już 29.

Chwilę wcześniej pojawił się zrzut ekranu oprogramowania do sterowania światłami, który stoi na koncertach w gronie konsol i kamer na środku hali. Fotka poniżej:

IMG_7505Jest to zrzut zrobiony najpewniej w czasie amerykańskiej trasy, ponieważ kawałki 6 i 7 latem w Europie i jesienią w Ameryce były grane w tej właśnie kolejności. Jeszcze na pierwszych koncertach 3 nogi tak były te numery ustawione względem siebie. Od koncertu w Belfaście 2013.11.07 numery zamieniły się miejscami. Po koncercie w Phoenix 2013.10.08 wypada z setu Barrel Of A Gun [55], a po koncercie w Las Vegas 2013.10.06 wylatuje Sooth My Soul [58]. To z grubsza tyle. Zdecydowanie jest to amerykański screen.

IMG_7506aZ datą 18.12.2013 na blogu trasy pojawił się wpis odkrywający jeszcze więcej, albo to samo, ale ciut inaczej. To jest zdecydowanie screen z Europy. Pierwsze 20 to presety świateł zgodne z setlistą, jaka grana jest obecnie.

IMG_7506

Na obu zrzutach ciekawość budzą presety dla kawałków jeszcze nie granych – Stripped, It’s No Good, Wrong i Nothing. Oprócz tego są: World In My Eyes [5], In Your Room [2] i Soft Touch/Raw Nerve [2] – znane z lata, oraz kawałki, które pod drodze się pogubiły, jak Goodbye [35], czy Secret To The End [33].

Wiadomo, że Stripped, It’s No Good i nawet Wrong nie budzą takiej sensacji, jak Ten ostatni numer, czyli Nothing. Trwają spekulacje, czy to jest Nothing z Music For The Masses, czy może Nothing’s Impossible z Plaing The Angel. Już śpieszę z wyjaśnieniem. To jest NothingMusic For The Masses. Co więcej pisałem nieśmiało już o tym w moich spolierach z przed startu trasy w kwietniu 2013. Tak wtedy mi chodziło właśnie o Nothing. Przyznam się, że gdy dotarła do mnie wtedy ta informacja, to nie uwierzyłem w to, co przeczytałem. Wydawało mi się to wtedy tak nierealne, że nie chciałem tego napisać wprost. Człowiek jest ostrożny nie tam, gdzie trzeba. Dziś mogę tylko nieśmiało napisać, a nie mówiłem?

Samo Nothing też ma pecha przez lata. Kawałek ten przypomina piłkarza, który zaliczyły wszystkie mundiale od czasu udanego debiutu. Zdobył nawet mistrzostwo świata, tyle tylko, że nie zagrał na żadnym meczu ani minuty. Przypomnę tylko, że kawałek był w planach do grania na Devotional Tour.

Te kawałki próbowane po koncercie w Glasgow, to (m.in.) właśnie znane i lubiane It’s No Good, Stripped, czy Heaven, w którym twórczo rozwinęła się końcówka.

To nie jest pierwsza sytuacja, gdy przez przypadek (lub nie) wypływają informacje o zaplanowanych, ale nie granych numerach na trasach koncertowych. Wspominałem już Devotional Tour, ale podobną sytuację jak obecnie mieliśmy przecież w 2009 roku, kiedy to firma produkująca oprogramowanie z którego korzystają chłopaki na trasie – Ableton – chciała się trochę polansować w świecie. Efektem ubocznym był wyciek ustawień perkusyjnych zaprogramowanych na trasę, a jednym z numerów, który był opracowany, a niezagrany był – Barrel Of A Gun.

_

Ja bym na chwilę zastanowił się nad czymś jeszcze. Porównując powyższe screeny z Ameryki i Europy widać, po za ewolucją setlisty, że w miejsce wielu dziur w Ameryce, w Europie pojawiły się nowe-niegrane na tej trasie kawałki. Dlatego zastanawiam się, czy w miejscach dziur z drugiego zrzutu też są wyłączone kolejne numery, czy to są jednak faktycznie puste miejsca. Po odjęciu supportu (pozycja nr 40) zostaje 39 slotów. Nie ma tu jeszcze A Question Of Lust, ale przypomnę tylko, że do wielu numerów Gore’a ekipa używa tych samych nastawów oświetlenia.

Podsumujmy: Welcome To My World, Angel, Walking In My Shoes, In Your Room, Precious, Black Celebration, Behind The Wheel, Policy Of Truth, World In My Eyes, Should Be Higher, Barrel Of A Gun, Higher Love, Only When I Lose Myself, Heaven, Soothe My Soul, A Pain That I’m Used To, John The Revelator, A Question Of Time, Soft Touch/Raw Nerve, Secret To The End, Enjoy The Silence, Personal Jesus, Goodbye, A Question Of Lust, Halo, Just Can’t Get Enough, I Feel You, Never Let Me Down Again, Stripped, It’s No Good, Wrong, Nothing. Razem 32 kawałki. Jakby nie liczyć do 40 brakuje 8.

Nieśmiało napomknę, że w marcu pisałem coś o Come Back, The Sinner In Me, Dream On (podobno próbowany w Abu Dhabi 2013.11.03), Strangelove i mitycznym, jak jednorożec The Things You Said (wersja bare), w co sam już nie wierzę i gdybym miał jeszcze raz zasiąść do tamtego spolierowego tekstu, to pewnie nie napisałbym już o tych numerach i podchodził ostrożnie jak wtedy, gdy ręka mi zadrżała przy Nothing.

Nie liczyłbym też na kolejne numery z Delta Machine, cicho coś wokół 4 singla, a to mógłby być dobry powód na włączenie kolejnego numeru do setu. Z drugiej strony na 25 koncertów przed końcem trasy nie liczę na wielkie zwroty akcji. Obym się mylił, czego sobie i Wam życzę w 2014 roku 🙂 Najlepszego!

Kosa

Nie, nie będzie o jakimś zajeb.istym bootlegu, który trafił do mnie ostatnio, choć takie się zdarzają i nawet ostatnio wypłynęło kilka perełek na świat burząc przy tym kilka zasiedziałych tez. Napiszę o tym za jakiś czas, bo póki co nie ma ku temu sposobności. Nie będzie to również tekst o nowej formie zabaw agroturystycznych, choć paru typów wysłałbym na zieloną trafkę w celu zrelaksowania się… ale ja nie o tym.

Będzie za to o napięciu i scenach jakich jesteśmy świadkami na koncertach trwającej jeszcze trasy…. a może właściwsze byłoby stwierdzenie, że interesujące jest to, czego nie widzimy lub co się już nie dzieje i dlaczego.

Wszyscy pamiętamy świetną pierwszą nogę obecnej trasy, gdzie jednym z hajlajtów był moment w którym Andy udowadnia, że potrafi grać i przy akompaniamencie Christiana pokazują, jak brzmi sekcja rytmiczna Just Can’t Get Enough. Nie wspomnę już, że reszta zespołu ma niezłą bekę i ciągnie łacha z biednego Andrzeja. Co poradzić… przez lata zapracował sobie na to.

Na 3 nodze wszystko wygląda zgoła inaczej, a z koncertu na koncert spekulacje na temat kosy w ekipie rosną. I będą rosnąć, bo są ku temu powody… zanim jednak o nich mały powrót do nieodległej przeszłości.

17.02.2010 wszyscy znamy ten dzień, jako wielki powrót Alana na scenę, gdzie towarzysząc Martinowi wykonali Somebody. Sam pisałem wtedy jak to piekło zamarzło, a niewykonalne stało się wykonalne. Prawda jest trochę inna. Może dla fanów było to wydarzenie wiekopomne, jednak dla zespołu występ ten był wisienką na torcie, która była poprzedzona dosyć ważnym spotkaniem po latach i wyjaśnieniem kilku ważnych spraw natury finansowej. Nie było wielką tajemnicą, że jednym z powodów, dlaczego Panom zabrało aż 17 lat doprowadzenie do ponownego spotkania na scenie, były sprawy finansowe. Pisałem coś o tym jakiś czas temu. To porozumienie stworzyło kilka chwil szczęśliwości między obecnymi i byłym członkiem zespołu. Nagle niemożliwe stało się możliwe. Pojawiły się remixy, oraz snucie dalekosiężnych planów. Wszystko się skończyło, gdy Alan postanowił sprzedać część wspólnego (jak twierdzą członkowie depeche MODE) dorobku. W mniemaniu Alana miał on do tego prawo. Podobno Martin był temu bardzo przeciwny. Koniec końców w relacjach między Alanem i resztą znowu nastała zima. To jest podobno jeden z powodów, dla których remix I Want You Now w wersji 1994, początkowo ogłoszony, jako część składanki The Remixes 1981-2011 finalnie nie ukazał się. Kto był na występie Alana w Progresji w Warszawie 2010.10.29 i wytrwał do końca, gdy zapaliły się światła miał okazję wtedy zobaczyć pulpit laptopa Alana, gdzie pośród wielu katalogów widniał i ten z napisem I Want You Now. Rozmawiający potem z Mistrzem usłyszeli komentarz nt tego katalogu/remixu, że jest to faktycznie remix wzorowany na wersji I Want You Now z 1994 roku i że na on czas był zrobiony w połowie. Której tego nie wiem…

Wróćmy jednak do 17.02.2010. Tego dnia nie tylko uporządkowano kilka spraw związanych z depeche MODE ltd, ale również Venusnote ltd. Efektem ubocznym tych porządków była karczemna kłótnia, jaka odbyła się między Andym, a resztą zespołu na zapleczu i scenie RAH. Było to na tyle doniosłe wydarzenie, że jeszcze na Mute Short Circuit wspominano o tym. Wtedy w 2010-11 nie zająknąłem się o tym mimo, że blog już istniał, a historia była smakowita, łącznie z wywijaniem niepodłączonymi kablami do sprzętu Andy’iego, dziś przytaczam tę historię nie bez powodu. W 2010 poszło podobno o kasę, jaką otrzymują członkowie zespołu. Podobno wyszło, że Andy dostaje najmniej z całej trójki, choć umowa miała być podobno inna.

Mamy rok 2013. Koncerty w Europie i nie trudno nie zauważyć, że w zespole sytuacja jest zawiesista. Andy i Dave wyraźnie się unikają na scenie. Nie wiem, czy ta kosa mogła być powodem zakończenia trasy na Moskwie 2013.03.07 i wbrew wcześniejszym planom ciągnięcia wszystkiego, aż do wakacji 2014. Z moich źródeł wynika (choć nie dam sobie niczego uciąć), że w czasie koncertów w Berlinie doszło w zespole do bardzo poważnej kłótni. Co prawda przechadzając się korytarzami zaplecza sceny w berlińskiej hali nie zauważyłem śladów pazurów na ścianach, połamanych mebli i taczek wypełnionych rwanymi kłakami, ale to może dlatego, że skupiałem się wtedy na trochę innych sprawach. Nie znam również powodu kłótni, nie mniej kosa ta nie pozostaje bez wpływu na relacje między członkami zespołu na scenie.

ce70Zwróciłbym jeszcze uwagę na jedną kwestię. Kiedyś w wywiadach Andy wypowiadał się nt setu na okrągło, dziś wyraźnie się dystansuje się od pytań o set. Nawet jak set był kiedyś bardziej lub mnie autorski, któregoś z członków zespołu, to wszędzie była używana 1 osoba liczby mnogiej. Dziś Andy odsyła do Dave’a, aby ten tłumaczył się z setlisty. Pokrywa się to moimi spoilerami nt procesu powstawania setu na tę trasę z przed paru miesięcy i w pełni zrozumiałe są nerwowe reakcje Dave’a na zaczepki fanów, jak ta z Dublina 2013.11.09 i jęki zawodu publikowane w niemieckiej prasie.

Jeszcze do tego tematu wrócę…

Podsumowanie III etapu trasy – The Delta Machine Tour: N. America (cz.1.)

To skomplikowane… tak bym odpowiedział, gdyby padło w mojej obecności pytanie o właśnie zakończony II leg DMT. Człowiek myślał, że po trasie amerykańskiej z 2009 nic gorzej nie będzie, do tego na prawdę dobra trasa wiosenno-letnia po Europie dawały nadzieje, że powtórki z jesieni 2009 nie będzie. Tym czasem nie umiem napisać inaczej, jak to, że DMT w Ameryce Północnej to był krok wstecz w stosunku do Europy dla depeche MODE.

Również niektórzy z nas będą mieć pewnie ambiwalentne odczucia, porównując trasę po Ameryce z 2009 i z 2013. W 2009 trasa po drugiej stronie Atlantyku była ciągiem dalszym nieszczęść, jakie zespół dostawał od losu w Europie. Ciągłe problemy z głosem i regulacje o ciszy nocnej powodowały skracanie setu… albo wręcz odwoływanie koncertów. Urazy, padający sprzęt nie pomagały w tym. To właśnie z tych powodów zespół rozpoczął miksowanie setlisty usuwając dawno nie grane killery i wkładając w to miejsce numery cieszące się mniejszym poważaniem wśród fanów. A jak było w 2013?

Można powiedzieć… podobnie, ale nie tak samo. Również problemy z przepisami o ciszy nocnej, również problemy wokalne, ale jest parę spraw, które odróżniają właśnie zakończoną część trasy. O ile w 2009 roku skracanie setlisty było reaktywne tzn. zespół reagował w czasie koncertu na zajeżdżany wokal Dave’a, co dodatkowo zmuszało ich do odwoływania koncertów. Tym razem skracanie setu było prewencyjne. Dave nauczony doświadczeniem, w momencie, gdy pojawiały się pierwsze oznaki słabnięcia wokalu, przestał forsować swój głos, wolał skrócić set, wpuścić Martina na 4 solowy numer, niż pozwolić na całkowity zanik w czasie występu i doprowadzić do sytuacji, jakie miały miejsce w 1993, czy podobnie w 2006.

Z dwojga złego lepiej być na okrojonym koncercie z w miarę śpiewającym wokalistą, niż dowiedzieć się, że koncert na który wywaliłem grube pieniądze został odwołany. A ta trasa, w przeciwieństwie do 2009 roku uchroniła nas przed takimi dylematami.

Nie można też nie zauważyć, że chemia w zespole jest na prawdę dobra, to w jakiej kondycji jest zespół, jak przebiegają interakcje wewnątrz i na zewnątrz zespołu nie przypomina kompletnie tego, co było w 2009 roku. Tyle tytułem wstępu zajrzyjmy w takim razie w detale.

Pierwsze niemiłe zaskoczenie wydarzyło się zaraz na początku trasy, oto Martin udzielając wywiadu oznajmił, że set tłuczony w Europie był stanowczo za długi i zbyt powolny. Pomóc na to może jedynie wywalenie Secret To The End [33] i Goodbye [34]. Dlatego dla trasy amerykańskiej standardem był koncert o długości 21 utworów i jako taki będę traktował jako punkt odniesienia.

Podobnie, jak to było w Europie zespół miał w zapasie 2 setlisty, które były odpalane wg z góry ustalonego planu: Set A wszystkie pojedyncze i pierwsze koncerty. Set B na każdym drugim koncercie w danym mieście lub okolicy. Oczywiście królował Set A, a Set B usłyszeliśmy jedynie 2 i pół raza: Wantagh 2013.09.08, Los Angeles 2013.09.29, Austin 2013.10.11.

1. Setlista

Ogółem w ramach Setu A – czyli na 20 koncertach pojawiło się 7 wariacji setu z czego tak na prawdę liczyła się tylko jedna wersja setlisty:

The Child Inside [16 wykonań] i But Not Tonight [18 wykonań] królowały w części zarezerwowanej przez Martin’a. Również nieśmiertelne Home pojawiło się w 18 koncertach zagranych w ramach Setu A :

Killery grane w Europie praktycznie zniknęły. Higher Love pojawiło się jedynie 4 razy w czasie całej trasy, a When The Body Speaks tylko 2. Only When I Lose Myself nie pojawiło się na koncercie wcale, a pozostałe utwory to znowu pojedyncze epizody tej trasy.

Set B to jedynie 2 duże koncerty w Wantagh 2013.09.08 i Los Angeles 2013.09.29. Utwory z Setu B pojawiły się również w okrojonej wersji podczas drugiego występu na festiwalu w Austin 2013.10.11, który zakończył tę część trasy:

O ile w podobnym podsumowaniu po zakończeniu Europejskiej trasy nie zajmowałem się kwestią długości setlisty, to z racji dużych zmian w tej części nie można nie wspomnieć i o tym stałym fragmencie gry. Pisałem już, że zaraz na starcie zespół ściął set do 21 utworów, jak się jednak okazało nie było to ostatnie słowo. Na 24 zagrane koncerty:

  • 17 miało set złożony z 21 utworów
  • 2 miały set złożony z 20 utworów
  • 2 miały set złożony z 19 utworów
  • 2 miały set złożony z 15 utworów
  • 1 miał set złożony z 18 utworów
2. Rozkład po albumach

Redukcja selisty oznaczała pozbycie się również kilku numerów. Czy na zawsze, to się okaże, jak skończy się trasa. Nie mniej na 35 utworów zagranych w Europie, jedynie 30 utworów zostało ponowionych po drugiej stronie Atlantyku. Swojego miejsca w secie nie znalazły takie utwory jak: Secret To The End, Goodbye, In Your Room, Soft Touch/Raw Nerve oraz Only When I Lose Myself.

Ogólnie w Ameryce zagrano 31 utworów. Tym utworem robiącym różnicę było Condemnation w wykonaniu Martina oczywiście w wersji bare.

Nie można też nie wspomnieć, o tym, że takie A Question Of Lust, które w Europie pojawiło się tylko raz z Nicei 2013.05.04, w Stanach też pojawiło się tylko raz, i również w wersji bare. Martin zaśpiewał 10 utworów, Dave 21.

  • Delta Machine – 6
  • Playing The Angel – 3
  • Exciter – 1
  • Ultra – 2
  • Songs Of Faith And Devotion – 5
  • Violator – 5
  • Music For The Masses – 2
  • Black Celebration – 4
  • The Singles 81>85 – 1
  • Some Great Reward – 1
  • Speak & Spell – 1

Brakuje 3 płyt do pełni szczęścia.22 utwory pojawiły się w pełnej elektronice, 8 było jedynie z akompaniamentem Petera Gordeno. Więcej o rotacji setlisty w kolejnym wpisie podsumowującym północno-amerykańską część Delta Machine Tour.

Podsumowanie II etapu trasy – The Delta Machine Tour: Europe (cz2.)

W poprzednim wpisie podsumowałem przebieg trasy od pierwszego do ostatniego występu w Europie. Tym razem pokusiłem się o zestawienie i porównanie setlist z obecnej i ostatniej części poprzedniej trasy. Tak było np i TU i TU i na każdej trasie dM. Z The Delta Machie Tour jest pewien kłopot, ze względu na wprowadzenie do gry Setu B, który burzy pewną łatwość takich zestawień.

Uproszczony set z jesieni 2009 i zimy 2010:

In Chains
Wrong
Hole To Feed
Walking In My Shoes
It’s No Good
A Question Of Time
Precious
World In My Eyes
Fly On The Windscreen
Freelove / Clean / Dressed In Black / Sister Of Night / Jezebel / Insight / Judas
Home
Miles Away/The Truth Is / Come Back
Policy Of Truth
In Your Room
I Feel You
Enjoy The Silence
Never Let Me Down Again
Somebody / Shake The Disease / A Question Of Lust / Dressed In Black / One Caress
Stripped
Behind The Wheel / Photographic
Personal Jesus
Waiting For The Night

Przez uproszczony set rozumiem usunięcie zdublowanych numerów typu It’s No Good i Dressed In Black, które były grane w różnych miejscach setu w czasie trasy.

W porównaniu do setu 2009/2010 z setu koncertowego wyleciało łącznie 17 utworów (tzn były grane jesienią 2009 i zimą 2010, a nie były grane podczas nogi europejskiej. Nie ma nic z Sounds Of The Universe: In Chains, Wrong, Hole To Feed, The Truth Is/Miles Away, Come Back, Jezebel, oraz 11 utworów z wcześniejszych płyt: It’s No Good, Fly On The Windscreen, Freelove, Clean, Dressed In Black, Sister Of Night, Insight, One Caress, Stripped, Photographic, Waiting For The Night. Czasami był to pojedyncze wykonania, czasami utwory te stanowił trzon setu koncertowego poprzedniej trasy.

Uproszczona Setlista A na Europę:

Welcome To My World
Angel
Walking In My Shoes
Precious
Black Celebration
Policy Of Truth
Should Be Higher
Barrel Of A Gun
Higher Love / Only When I Lose Myself
The Child Inside / When The Body Speaks / Judas / Shake The Disease
Heaven
Soothe My Soul
A Pain That I’m Used To
A Question Of Time
Secret To The End
Enjoy The Silence
Personal Jesus
Goodbye
A Question Of Lust / Home / But Not Tonight / Somebody
Halo
Just Can’t Get Enough
I Feel You
Never Let Me Down Again

Uproszczona Setlista B na Europę:

Welcome To My World
Angel
Walking In My Shoes
Precious
Behind The Wheel
World In My Eyes
Should Be Higher
John The Revelator
Only When I Lose Myself
When The Body Speaks
Heaven
Soothe My Soul
A Pain That I’m Used To
Soft Touch/Raw Nerve
In Your Room
Enjoy The Silence
Personal Jesus
Goodbye
Home / Somebody
Halo
Just Can’t Get Enough
I Feel You
Never Let Me Down Again

Łącząc obie setlisty w jedno wychodzi, że w porównaniu do poprzedniej trasy nadal grane jest 16 utworów: Walking In My Shoes, Precious, Policy Of Truth, Judas, Shake The Disease, A Question Of Time, Enjoy The Silence, Personal Jesus, A Question Of Lust, Home, Somebody, I Feel You, Never Let Me Down Again, Behind The Wheel, World In My Eyes, In Your Room.

W przypadku obu setlist z 2009/2010 i z 2013 mamy utwory starsze, które były zagrane po raz pierwszy na danej trasie. Dla Tour Of The Universe był to utwór Insight, a dla The Delta Machine Tour było to But Not Tonight.

Najciekawsze są oczywiście powroty do setu, po jednotrasowych lub dłuższych odpoczynkach. Jak dotąd zespół przysporzył nam 9 takich powrotów:

To tyle, jeżeli chodzi o rotację między trasami. Zespół wymienił całkiem sporo, choć nie trudno nie zauważyć, że spora cześć utworów, to kotłowanie się we własnym sosie od lat. Zdecydowanie brakuje w tegorocznej setliscie killerów na miarę Master & Servant, Strangelove, czy Fly On The Windscreen. Nic nie ujmując takim numerom, jak Barrel Of A Gun, John The Revelator i A Pain That I’m Used To, to jednak nie ta liga i na swój szacun jeszcze muszą zasłużyć. Setlista na obecnej trasie jest bardzo równa, a przez to spójna. Poprzednia setlista podlegała ciągłym zmianom, przez to nie miało się pewności, co zostanie, a co nagle zostanie wycięte.

Tradycyjnie sytuację ratuje Martin, który nie zawodzi i wyciąga perełki pokroju But Not Tonight, czy Higher Love. Ciekawe, czy ten pierwszy będzie grany częściej w Ameryce Północnej, czy jednak pozostanie wisienką na torcie. Nadal typuję to drugie.

W trzeciej części podsumowania świeżo zakończonej części trasy porozmawiamy o kasie….

Historia się działa – Londyn 2013.05.29

Ta noc powinna przejść do historii. Oczywiście można mieć ale, bo zamienione numery w większości ograne, a zespół ze zmianami nie wyszedł po za rok 1987. I nie było to wydarzenie na miarę Londynu 2010.02.17, gdy wystąpił Alan Wilder. Wszyscy jednak liczyli, że tradycyjnie Martin pociągnie zmiany drugiej nocy i max na 3 zmianach się skończy. Stało się jednak inaczej, a to cieszy.

Założenia były takie, że usłyszymy – Only When I Lose Myself, być może The Child Inside, oraz A Question Of Lust lub But Not Tonight. Właściwie nic, co nie było już grane na tej trasie lub też było w jakiś tam sposób znane. Oczywiście gdzieś tam w tyle były przecieki z prób, ale chyba i ja nie pokładałem w tym większych nadziei i nie spodziewałem się aż takich zmian.

Tym czasem, to właśnie Dave wszystkich zadziwił wywalając z setu aż 5 numerów. Martin dołożył swoją jedną zmianę i 1/4 setlisty była różna od Londynu 2013.05.28 i znacząco odmienna od setlist z poprzednich koncertów tej trasy. Ale po kolei:

Pierwsza zmiana nastąpiła już po 2 numerze, gdzie Walking In My Shoes – zastąpiło In Your Room. Numer powrócił do setlisty po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27. I tu zaskoczeń kilka. In Your Room nigdy nie był grany tak wysoko w setliście, to był numer drugiej części setu, a tu taka zmiana. Ważniejszy do odnotowania jest jednak fakt, że Walking In My Shoes nie zostało zagrane na koncercie po raz pierwszy od początku swojej kariery koncertowej. Utwór nigdy nie wypadł z setlisty pełnowymiarowego koncertu! Nawet na rozgrzewkowych koncertach numer był grany.

Kolejne zaskoczenie nastąpiło chwilę później. Poleciał Precious i wszyscy szykowali się na Black Celebration, gdy tym czasem z głośników poleciało Behind The Wheel. Był to powrót do setlisty po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2013.02.26.

Trzecia zmiana nastąpiła od razu po drugiej i Policy Of Truth musiało ustąpić miejsca – World In My Eyes. Podobnie, jak to było w przypadku In Your Room, był to powrót do setu po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27.

Na kolejne zmiany musieliśmy poczekać do części Martinowej. Tym czasem z koncertu dochodziły sprzeczne relacje a to, że publika jest jedną z najgorszych, jakie były na tej trasie, a to, że wprost przeciwnie. Po koncercie fani pisali, że koncert przypominał wyspy bawiących się w morzu stojących. W przeciwieństwie do Dave’a, który przechodził sam siebie i nie zaniżał formy. Nie mnie to oceniać, przytaczam tylko relacje tych co byli i bawili się i tych, co widzieli nie bawiących się.

Nastanie Martina za głównym mikrofonem sprawiło, że Only When I Lose Myself zastąpiło Higher Love i zostało wykonane po raz trzeci na tej trasie. (Ostatni raz w Belgradzie 2013.05.19.) Więcej zmian nam Martin już nie zaserwował. Pozostałe utwory znamy z poprzedniej nocy i koncertów.

Pojawienie się Dave na scenie raczej nie zapowiadało już żadnej zmiany. Myślę, że wielu zakładało, już tylko ew. zmiany w setliście bisowej u Martina. Tym czasem musieliśmy odczekać jedynie 2 numery i pojawiło się chyba największe zaskoczenie tej nocy, czyli wykonanie John The Revelator, zastępującego A Pain That I’m Used To. Jaś pauzował aż od koncertu w Atenach 2006.08.01.

Ostatnia zmiana wybrzmiała w chwilę po zakończeniu poprzedniego zamiennika. Tym razem zaszczyt bycia zastąpionym przypadł – A Question Of Time, na którego miejsce pojawił się utwór – Soft Touch/Raw Nerve. Był to debiut tego numeru na trasie. Poprzednio numer grany był na występach promocyjnych dla mediów. Do A Question Of Time wrócę jeszcze na końcu tego wpisu.

Do końca koncertu nie było już więcej zmian, choć największe emocje budziło pojawienie się ewentualnego zamiennika do Home. Na poprzednich trasach Martin przyzwyczaił nas, że wymiany utworów setliście następują właśnie na tej pozycji, a jednak nic z tego. Każdy ma swoją opinię o Home, nie zmienia to jednak faktu, że gdy w większości fani przyjęli do wiadomości fakt nie-wymiany tego numeru przez Gore’a, tuż po zakończeniu koncertu wypłynęła oryginalna setlista przygotowana na ten koncert:
130529_London_01Wynikało z niej, że planowana była jeszcze 7 zmiana w setliście w stosunku do poprzedniej nocy i jednocześnie debiut na The Delta Machine TourBut Not Tonight. Zmiana niby kosmetyczna, bo właściwie to by było pianinko za pianinko, nie mniej odczarowałoby to trochę przyspawanie Gore’a do Home. Niestety tak się nie stało i tu wracamy do A Question Of Time.

Wymiana A Question Of Time i nie zagranie But Not Tonight sprawiło, że tej nocy po raz pierwszy odkąd są grane utwory z albumu+single z Black Celebration nie został zagrany żaden utwór z tak szeroko pojętej produkcji. Trochę to naciągane, ale właściwie ostatnim koncertem na którym taka sytuacja miała miejsce był koncert w Warszawie 1985.07.30. Tylko, tam to było oczywista oczywistość, album Black Celebration jeszcze nie istniał. Od tamtej pory nie było żadnego pełnego koncertu, na którym choć jeden utwór nie był grany. Przeważnie to zadanie przypadało Stripped, ale jak wiemy na tej trasie ten numer jeszcze nie zaistniał.

Ogromny szacun dla Dave’a za podjęcie wyzwania i zaskoczenie. Podtrzymuję swoje zdanie, że zespół ma ludzi którzy czytają, słuchają fanów, a sam zespół słucha swoich ludzi. Cieszyć może ilość zmian, a tym jednym koncertem zespół załatwił temat i ma już 31 utworów wykonanych na tej trasie. Z But Not Tonight było by ich 32. Przypomnę tylko, że na Tour Of The Universe zespół potrzebował prawie całej trasy, żeby osiągnąć limit 39 zagranych utworów, a na Touring The Angel prawie cała trasa została poświęcona na wykonanie 32 numerów. Jak widać pod względem liczby utworów zespół zbliżył się już do Touring The Angel, albo się zrównał. Zależy kto, jak liczy. Oby to nie był jednorazowy zryw, a koncert z Londynu 2013.05.29 nie był kwiatkiem do kożucha, podobnie jak teraz jawi się Nicea 2013.05.04.

To, co jednak może smucić, to jakość aranżacji. I tu będzie lekkie marudzenie. O ile powrót John The Revelator cieszy, to wykonanie In Your Room, czy zastąpienie zbierającego co raz lepsze recenzje Policy Of Truth (które z koncertu na koncert nabiera mocy) przez World In My Eyes nie jest aż takim wielkim powodem do zachwytu. Gdyby te numery były grane w regularnej setliście, to pewnie napisałbym o nich to samo, co o Personal Jesus, czy A Question Of Time w mojej recenzji koncertu z Nicei. Szczególnie ciepło wyraziłbym się o In Your Room, który nawet kolory i ustawienia świateł ma z poprzedniej trasy.

No nic, depeche MODE od niedzieli zjawia się ponownie bardzo blisko nas, a bardzo wielu rodaków zawita do Berlina 2013.06.09, gdzie i ja będę. Oby zespół nie siadał na laurach i kontynuował, jak dotąd, w sumie na prawdę niezłą i różnorodną trasę.

PS Piszcie i komentujcie zarówno na blogu, jak i na poszczególnych stronach o koncertach na MODEontheROAD. Czekam też na Wasze recenzje i relacje z widzianych koncertów. Miejsca na serwerze jest wiele, każdy się zmieści.

Setlista na koncert – co wiemy (spoiler) [aktualizacja]

Ci co czekają na pierwszy występ w Nicei 2013.05.04 niech sobie odpuszczą ten wpis. Ci z Was, który jednak popsuli sobie już humory występem depeche MODE w Nowym Jorku 2013.03.11, i zamierzają już dalej śledzić na spokojnie kolejne występy w Austin 2013.03.15 i Wiedniu 2013.03.24 mogą również na spokojnie czytać dalej.

Dziś wypłynęła wiadomość od południowo-kalifornijskiego radia +KCRW, że na kwiecień również należy się szykować. Na razie jest jeden występ, ale ja bym się nie obawiał, że temat zostanie niezagospodarowany 🙂

Przejrzałem swoje notatki, poprzednie wpisy i postanowiłem zebrać do kupy wszystko, co wiem o nowej setliście. Kolejność utworów przypadkowa.

Utwory z Delta Machine:

Angel
Should Be Higher
Heaven
Soft Touch/Raw Nerve
Soothe My Soul

Starsze utwory zagrane już:

Walking In My Shoes
Barrel Of A Gun
Personal Jesus
Enjoy The Silence
Only When I Lose Myself *(!)

Niezagrane jeszcze, a podobno pewne utwory do setu:

Never Let Me Down Again
I Feel You
Behind The Wheel
Policy Of Truth

Jak dotąd wychodzi mi 13 numerów i nie mamy jeszcze w tej wyliczance 2-3 kawałków Gore’a. Niestety wiem, że możemy… (znowu) liczyć na Home (sic!) No i pewnie coś z pary The Child Inside / Always. Może będą wymiennie, a może oba, a Home będzie na bis hgw…

Zostaje jeszcze przestrzeń na 7 do 9 kawałków z brakującymi Gore’a włącznie. Wszystko zależy od tego w jakim składzie wyjdą na pierwszy mecz 🙂 Czy to będą 22 kawałki, jak to było w 2009, czy może 20 / 21 jak później w 2010 grali na koncertach na Tour Of The Universe?

1304_proby_01

Zajmijmy się w takim razie numerami nieznanymi. W ub. roku pisałem o numerach do których robione były podkłady i podobno były trenowane na próbach. Na jednej z rycin załączonych do tego wpisu widać Gore’a z błękitną gitarą, taką samą, jaka była używana na Tour Of The Universe podczas Wrong.

091107_Mannheim_01

Na liście mamy więc Wrong. Pozostałe numery wspominane wcześniej to:

Come Back
John the Revelator
The Sinner In Me
Dream On
Strangelove
Black Celebration
The Things You Said (wersja bare)
+
Wrong
Home
The Child Inside
Always

Po szybkim zliczeniu mamy 3 numery Gore’a, oraz 7 kawałków Dave’a. Wychodzą łącznie 22-23 numery. Proszę pamiętać tylko, że mówimy o potencjalnym secie wyjściowym, a nie o całej trasie, która ma potrwać do lata 2014 i przez ten czas kolejne utwory powinny pojawić się w setliście. Także z nowej płyty, nie wymienione jeszcze w tym wpisie. W końcu płyta w wersji delux ma 14 utworów. Nie zająknąłem się też słowem o ew. intro/instrumentalu, który może zabrać miejscówkę dla jednego z numerów w setliście.Czy to już wszystko? Otóż nie… jest coś jeszcze, perełka z historii zespołu, ale niech to jeszcze zostanie tajemnicą. Może nie zagrają, więc jak napiszę to wyjdę na fantastę i będę żył w morzu grzechu. Dlatego w tym momencie przerwę snucie swojej opowieści… a po rozpoczęciu trasy, albo powiem „a nie mówiłem?”, albo posypię głowę popiołem i niczym mały piętnastolatek przyznam się do małego kłamstwa i stanę w koncie.

* Dopisałem po koncercie w Austin 2013.03.15 – Only When I Lose Myself, którego nie miałem w przeciekach. Kawałek ten i dla mnie jest małym zaskoczeniem.

Koncerty niedokończone…

Wzorem kultowej audycji w jednej ze stacji radiowych, postanowiłem zająć się tematem niedokończonym. Jako, że rozmowy, to temat rzeka i jak widać zagospodarowany, dlatego pomyślałem, że warto skupić się na niedokończonych… ale koncertach 🙂

depeche MODE w swojej historii miało koncerty, które były przewidziane, jako normalne występy. Miały się po prostu odbyć, zespół miał przytulić kiesz, publika miał się wyszaleć, a potem opowiadać na jakim to zajewistym koncercie była. Zrządzenia losu sprawiły, że działo się jednak inaczej i o tym jest ten wpis…

No dobra najpierw krótko o kryteriach wg których dobierałem koncerty. Koncert nie mógł być odwołany przed wpuszczeniem ludzi na obiekt, więc wszelkie koncerty oznaczone, jako odwołane na MODEontheROAD.com nie mogły się znaleźć w tym zestawieniu. Również nie miało znaczenia w którym momencie koncert został przerwany. Mógł być to tylko, jeden wykonany utwór, ale też mógł pozostać tylko jeden utwór do końca koncertu. Przyczyna zmiany lub skrócenia koncertu nie mogła być wcześniej zaplanowana. Zdarzenie musiało być losowe i nie przewidziane. No i musiała być wpuszczona publiczność na obiekt z myślą o uczestnictwie w koncercie.

Przerwanych koncertów w całej historii koncertowej zespołu nie ma wiele. Większość występów, dochodzi do skutku ze szczęśliwym finałem. Oczywiście jest kilka koncertów, które zostały skrócone, ale było to z góry zaplanowane, choć publika akurat nie musiała o tym wiedzieć. Mam tu na myśli np skrócony celowo koncert w Lipsku 2001.09.09. Lista przerwanych koncertów jest dosyć krótka i zaczyna się w 1984 od koncertu w…

Böblingen (Niemcy) 1984.12.11

Koncert sprawnie zbliżał się do finału, gdy zebrana publiczność poczuła nagłe wzruszenie po wykonaniu See You [79]. Nie, to nie głęboki i zaangażowany tekst See You [79] tak podziałał na pobratymców Dietera Bohlena, to któryś z uczestników koncertu zaaplikował pozostałym fanom dodatkowe wrażenia w postaci gazu łzawiącego.

Dave krzyknął do tłumu: There is a BOMB in this place, so you’d better get out! Musiało być gorąco wtedy w hali. Przed koncertami wtedy działy się duże ekscesy do tego stopnia, że gdy depeche MODE przybyło ponownie w 1986 do Niemiec, to Czerwony Krzyż odmówił zabezpieczenia medycznego koncertów. Koncerty depeche MODE postrzegano jako występy podwyższonego ryzyka.

Setlista:

Intro [excerpt from Master And Servant (voxless)]
Something To Do
Two Minute Warning
Puppests
If You Want
People Are People
Leave In Silence
New Life
Shame
Somebody
Ice Machine
Lie To Me
Blasphemous Rumours
Told You So
Master And Servant
Photographic
Everything Counts
See You

Montreal (Kanada) 1993.09.08

Prawie 10 lat trzeba było czekać do następnego przerwanego występu. Po stosunkowo „łagodnym i łatwym przejściu” przez Europę, w Ameryce Północnej zaczęły się schody. Życie w trybie upojenia narkotykami wszelkiej maści – od fajek, aż po ciężkie dragi dawało swoje efekty. Tak też stało się właśnie owej nocy. Zespół przybył do Montrealu, ledwo drugi koncert na trasie po Ameryce Północnej, gdy Dave doznaje utraty głosu. Od początku koncertu Dave śpiewa bardzo słabo i nie równo. W miarę, jak koncert postępuje, postępuje też zanik głosu. Z numeru na numer jest co raz gorzej. Ledwo dociąga do setu Martina, w czasie którego zapada decyzja, że Dave nie wyjdzie już na scenę. Martin dostaje zadanie dokończenia koncertu przy pomocy swojego podwójnego setu.

Na tę noc setlista miała wyglądać tak: A Question of Lust / Death’s Door / prawdopodobnie Mercy In You. Gdyby tak było, to byłby to jeden z 5 wykonów tej wersji setu na trasie. Gdyby natomiast w secie pojawił się Get Right With Me, to był by to jeden z 7 wykonów na tej trasie. Z tym, że w Ameryce Północnej set z Get Right With Me [18] wykonano jedynie raz w Houston 1993.10.10.

Martin jako dodatkowy bonus wykonał Judas [40], oraz One Caress [31]. Ciekawy jestem jak wyglądała kwestia wizualizacji podczas tego koncertu ponieważ jak pamiętacie obrazy świecone do Judas [40] i A Question Of Lust [39] to jedno i to samo. Być może był to jedyny koncert, gdzie Judas [40] było bez wizualizacji, albo był to jedyny koncert na świecie, gdzie świeczki płonęły od końca dwa razy.

Druga ciekawostka tego koncertu to fakt, że właśnie z tego feralnego koncertu pochodzi zapis  One Caress [31] (bez kwartetu smyczkowego), ze smykami z klawisza, opublikowany potem na Songs Of Faith And Devotion – Live. Wbrew powszechnej opinii One Caress na SoFaD-Live to nie wynik dogrania partii klawiszowych smyków w studio, a świadomy wybór tej właśnie wersji z racji słabości wykonań kwartetów. W końcu nie ma jak to ręka Mistrza na żywo i do tego w stresie i napięciu w związku z zaistniałą sytuacją.

Setlista:

Higher Love
Policy Of Truth
World In My Eyes
Walking In My Shoes
Behind The Wheel
Halo
Stripped
Condemnation
A Question Of Lust
Death’s Door
Judas
One Caress

Nowy Orlean (USA) 1993.10.08

Kolejny raz koncert został przerwany w Nowym Orleanie 1993.10.08, miesiąc po feralnej utracie głosu w Montrealu 1993.09.08. Tym razem nie były to przejściowe trudności wynikające ze zbyt długiego picia i imprezowania. Tej nocy zespół nie był nigdy tak blisko przerwania całej trasy w swojej dotychczasowej historii. Koncert dotarł w swoje głównej części do bisów, niestety tym razem nie było dane Dave’owi wyjść na Personal Jesus [96], którym zaczynali ostatnią część koncertu. Trzeba tu dodać, że podobnie, jak to było w 2009 w USA, również i na tej trasie koncerty były obcinane o dwa ostatnie bisy, tj Fly On The Windscreen [79] i Everything Counts [88]. Powody nie był zawsze te same. Raz mogło to wynikać, ze słabej kondycji Dave’a innym razem główną przyczyną były regulacje lokalne o ciszy nocnej, wymuszające zakończenie koncertu o określonej godzinie.

W czasie koncertu Dave doznaje lekkiego ataku serca. Prowadzony przez Gahana styl życia zaczynał odbijać mu się na zdrowiu. Organizm nie wyrabiał już. Za komentarz do całej sytuacji niech będzie wybór przez Martina utworu, który śpiewa na bis. Pewnie ze względu na krótkość utworu, ale również jako najtrafniejszy opis sytuacji Martin zaśpiewał Death’s Door [49], po czym zniknął z Alanem ze sceny kończąc tym koncert.

Wszystko to działo się w czasie, gdy Dave był wieziony do szpitala karetką na sygnale. Dave zmierzał do …Drzwi Śmierci….

Setlista:

Higher Love
Policy Of Truth
World In My Eyes
Walking In My Shoes
Behind The Wheel
Halo
Stripped
Condemnation
A Question Of Lust
One Caress
Mercy In You
I Feel You
Never Let Me Down Again
Rush
In Your Room
Death’s Door

Kansass City (USA) 2006.05.10

Na kolejny niedokończony koncert „musieliśmy” czekać do maja 2006. Koncert okrzyknięty, jako zemsta Montezumy odbył się tuż po powrocie zespołu z trzy-koncertowej wycieczki do Meksyku. Ponownie przyczyną przerwania koncertu jest utrata głosu. Dave również przez całą pierwszą część koncertu śpiewał z utworu na utwór co raz słabiej, by w momencie wyjścia na scenę na pierwszy utwór drugiej części setu utracić głos dokumentnie. In Your Room [97] nie zostaje ukończone i po kolejnej próbie wykonania zespół podejmuje decyzje o zejściu Dave’a ze sceny. Fletch robi podkład pod zaistniałą sytuację i informuje publikę o kłopotach Dave’a. Rolę głównego wokalisty przejmuje Martin i rozpoczyna swój nieplanowany recital w kolejności Leave In Silence [26], A Question Of Lust [14], Somebody [34] i Damaged People [54].

W przypadku tego ostatniego utworu warto zaznaczyć, że kawałek ten po zakończeniu zimowej trasy nie był już w planach do grania. Jest to jedyne wykonanie tego kawałka na wiosenno-letniej strasie przez Martina.

Koncert był rejestrowany przez ekipę LHN z myślą o późniejszym wydaniu w ramach serii Recording The Angel. Jednak z powodu zejścia głosowego Dave’a koncert nigdy nie został upubliczniony, a nagranie powędrowało do archeo zespołu. Do tej pory była znana jedynie setlista koncertu, oraz przyczyny przerwania koncertu. Natomiast nikt nie upublicznił nagrania w postaci bootlegu. Aż do teraz… Podobnie, jak to było w przypadku koncertu z Canning Town 1982.02.27, również i tym razem powodem powstania tego tekstu jest wypłynięcie bootlegu z Kansas City.

Niestety bootleg nie jest pełny, gdyż nagrywający miał problem… z nadmiernym parciem na ścianki pęcherza moczowego, wywołane nadmiernym spożyciem sikaczy, o niskiej zawartości alkoholu, który w Europie nawet obok picolo bym nie postawił. Dobra problemy ornitologiczne jakiegoś taper’a to niby nie moja sprawa, ale miały wpływ na zapis jedynego opublikowanego bootlegu z tego koncertu. Taper nie dotrwał do refrenu Damaged People [54]  i ostatnie wykonanie tego numeru pozostaje nieudokumentowane. Początek też nie wystawia najlepszego świadectwa. Z całego koncertu ostał się jedynie zapis:

Leave In Silence
Fletch Speaks
A Question Of Lust
Somebody
Damaged People

Setlista:

Intro [excerpt from I Want It All]
A Pain That I’m Used To
A Question Of Time
Suffer Well
Precious
Walking In My Shoes
Stripped
Home
It Doesn’t Matter Two
In Your Room
Leave In Silence
A Question Of Lust
Somebody
Damaged People

Ateny (Grecja) 2009.05.12

Ten koncert wywołać może największe zdziwienie i polemikę, ale myślę, że kryteria jakie przyjąłem do przygotowania tego opracowania w pełni uprawniają ten koncert do znalezienia się w tym zestawieniu.

Publika „rozgrzana” występem Motor, a raczej temperaturą i zbliżającym się występem, nie była kompletnie gotowa na to, co usłyszą. Koncert właściwie się już zaczynał. Opływająca kulę DM, to było takie swoiste odliczanie do pierwszych dźwięków. Tym święcąca kula była na Tour Of The Universe, czym burza i błyski na Devotional Tour.

Zamiast jednak słyszeć pierwsze dźwięki In Chains [102] publika usłyszała informację o odwołaniu koncertu z powodu „niedyspozycji” Dave’a. W czasie gdy padały poniższe słowa, Dave jechał już na sygnale do szpitala.

Post factum już wiemy, że koncert zapowiadał zmiany, które fani zobaczyli dopiero w Lipsku 2009.06.08. Otóż znana jest pełna setlista tego niedokończonego koncertu. Miał być to pierwszy koncert na tej trasie, na którym zespół miał wykonać Policy Of Truth [100], po ledwo dwóch koncertach. Dave nie był zadowolony z In Sympathy [2] jako numeru na żywo. Nie wiele brakowało, aby ten sam los podzielił Peace i Come Back [35], jednak upór Dave’a zrobił swoje. Tu przeciwnikami byli Martin i Andy. Oczywiście nie twierdzę, że to miało się stać na koncercie w Atenach 2009.05.12. W każdym razie In Sympathy [2] było jeszcze próbowane przed koncertami w Nowym Jorku 2009.08.03-04, by potem zaniechać nierównej walki.

_

Miejmy nadzieję, że na najbliższej trasie nie doświadczymy taki koncertów. W końcu nikomu nie zależy, aby koncerty przerywane były w najmniej oczekiwanych momentach. Nawet jeżeli fajnie to potem wygląda w opracowaniach, a pewien blogger dzięki temu może strzelić kolejny sensacyjny tekst i popisać się powszechnie (???) znaną wiedzą.

LHN z 2006 i 2009/2010

We wrześniu ub roku pisałem o wyprzedających się LHN’ach (tych na CD), oraz o rosnącej cenie niektórych tytułów na rynku wtórnym. Proces się będzie pogłębiał, w miarę jak stan magazynowe studia AbbeyRoad będą się upłynniać.

Informacje, jakie Wam podwałem Wam pochodziły z korespondencji z ludźmi z AbbeyRoad, oraz z rozmów z fanami, którzy nie mogli nabyć określonych tytułów w sklepie. Po jakimś czasie informacje uległy weryfikacji. W czasie moich dyskusji ekipa z AbbeyRoad nie mogła pochwalić się szczegółowymi statystykami stanów magazynowych.

Domena depechemodelive.com jest już właściwie martwa i nie można przez nią już nic zrobić. Dziś to jest już możliwe….

Po wejściu na stronę AbbeyRoadlive, można prześledzić wszystko, co jest dostępne jako LHN na stocku, zarówno 2006, jak i 2009/2010.

Z tego zestawienia wychodzi na to, że w 2006 roku nie kupimy już: 12 koncertów, a z 2009/2010 – 4 koncertów.

Live Here Never?

Nagrania koncertowe z cyklu LHN, zwane przez niektórych oficjalnymi bootlegami, dawały nam od 2006 roku wiele radości i dzięki nim możemy wielokrotnie wracać do koncertów, których byliśmy świadkami lub też znalazły się na naszej półce ze względu na unikatową setlistę, urodziny jednego z członków zespołu lub też tysiące innych powodów. Tak było do tej pory, czy będzie tak ponownie wcale nie jestem tego taki pewien.

Nie tak dawno pisałem o tym, że warto się spieszyć z zakupem archiwalnych LHN’ów, bo tak szybko odchodzą… i nie będzie 2 tłoczenia. Co prawda kiedyś zrobiono wyjątek, ale to wyjątek potwierdzający regułę.

LHNy dały nam wiele radości, szczególnie podczas trasy 2006 za ich wyśmienite wydanie i dbałość o detale, takie jak specjalna poligrafia i opakowania. LHNy dały nam również wiele nerwów, szczególnie w 2009 roku, gdy zostały zamienione ze sobą ścieżki na nagraniach z Monachium i Frankfurtu, a fani zamawiający koncert z Pragi 2009.06.25 dostali de faco pół koncertu z Pragi i drugie pół koncertu z Mediolanu 2009.06.18.

Pomylone setlisty, literówki, błędy w opisach koncertów były na porządku dziennym w 2006 roku. W 2009 za to ukrywano fakt wywalenia z setlisty Strangelove po przez usunięcie zdjęć z tego utworu, gdzie standardem był fakt, iż na całą trasę była jedna wkładka, różniąca się opisami.

R-710537-1259026420.jpegDało się odczuć cięcie kosztów, po przez użycie mniej rozbudowanej poligrafii i tańszych plastików. Ważne jednak, żeby te minusy nie przysłoniły nam plusów, parafrazując pewien film. Może się okazać, że jeszcze zatęsknimy, za tymi wpadkami, gdy okaże się, że LHNów na nowej trasie nie będzie wcale i jedyne co nam pozostanie znowu, to własne rękodzieło.

Rok temu pisałem o kłopotach EMI i sprzedaniu się Universalowi. Do tego mówi się co raz głośniej, że nową płytę zespół wyda w Sony Music. A co to ma wspólnego z LHN? Otóż LHN to był projekt Mute i jako taki pozostawał w strukturach tej firmy. Jak wiemy przez 10 lat Mute było własnością EMI. Fakt ten sprawił, że Mute przechodząc różne restrukturyzacje i przemiany własnościowe wyzbyło się ze swoich struktur ten projekt. Właścicielem katalogu i praw stało się studio Abbey Road (EMI), które w tej chwili nie ma już z Mute za wiele wspólnego.

Na konferencji Dave odpowiedział na pytanie fana o nagrywanie kolejnej trasy w ten sposób, że nie podjęli jeszcze decyzji. Wiadomo, że w czasach, gdy projekt LHN był w gestii Mute inne były koszty i inne rozliczenia. Teraz chcąc zatrudnić tą samą ekipę zespół musi liczyć się ze zwyżką kosztów, wynikających z wynajmu firmy zewnętrznej, która oprócz sfinansowania swoich kosztów musi jeszcze zarobić coś dla siebie. Jeżeli decyzja o nagrywaniu komercyjnym koncertów dostanie zielone światło, to raczej powinniśmy się liczyć ze zwyżką kosztów.

Może się jednak też tak stać, że pozostaną nam już tylko wspomnienia.

Bufet – czyli wyżywienie na trasie, cz.2 – TTA+TOTU

W poprzednim wpisie opisywałem wyżywienie na trasie dla raptem 11 osób zespołu, żon, kochanek i ekipy technicznej, jaka była obecna na trasie koncertowej w 1983 roku podczas Contruction Tour. Tym razem przenosimy się o 20+ lat i zahaczymy m.in. trasy Touring The Angel i Tour Of The Universe. Ekipa koncertowa na trasie rozrosła się do blisko 80 osób.

Czasy się zmieniają i zespół jest już na tyle sławny, że ich wolność poruszania w czasie trasy staje się mocno ograniczona. Do tego doszła również zmiana relacji w zespole, o całym bagażu historii będę już wspominał, bo to każdy fan doskonale je zna. depeche MODE zmieniło już swoje upodobania, co do kulinariów. Czasy wspólnego biesiadowania odeszły w zapomnienie. Teraz zespół jeżeli nie musi, to siedzi cały czas w pokojach lub udziela wywiadów.

Do 1986 zespół polegał na kateringu dostarczanym przez organizatorów poszczególnych koncertów. Zmiana nastąpiła od 1987 roku, kiedy to na stałe pojawili się członkowie ekipy odpowiedzialni za część kulinarną trasy. Byli to przeważnie zatrudnieni na potrzeby trasy ludzie z zewnętrznych firm kateringowych. W 1987 roku były to 3 osoby z firmy Flying Saucers, w 1990 roku 4 z firmy Popcorn Catering, a od 1993 roku pojawia się firma Eat Your Hearts Out z Londynu; od tej trasy stała ekipa zapewniająca wyżywienie na trasie to również 5 osób. Firma Eat Your Hearts Out, z wyjątkiem Touring The Angel obsługuje depeche MODE stale, również w latach 2009-2010. W 2005 i 2006 roku pojawia się ponownie firma Popcorn Catering, choć stosowną informację znalazłem dopiero na stronie tej firmy, a nie tourbooku. Tam nie ma śladu po tym. Oczywiście kiedy zapuści się wyszukiwanie w tym temacie, to można znaleźć również firmy dostarczające wyżywienie np. po koncertach w Polsce, ale nie ma co ściemniać, nie było to wyżywienie dla zespołu czy ekipy, a jedynie dla vipów odwiedzających koncert lub na aftershowparty i to zdecydowanie bez udziału zespołu – Tomato Catering, lub przy okazji niedoszłego koncertu w Warszawie w maju 2009.

100223_Horsens_00

Zespół i ekipa koncertowa są w zasadzie samowystarczalne. Ze względu na specyfikę przedsięwzięcia i często zmieniające się miejsca stacjonowania ridery techniczne dla organizatora są bardzo zwięzłe i właściwie sprowadzają się do dostarczenia narzędzi i środków potrzebnych do zapewnienia egzystencji w danym mieście. Porównania do statku i portu nasuwają się same. Ma to również zastosowanie w przypadku wyżywienia. Przykładem może być tu rider techniczny z trasy w 2006 (koncert w Bratysławie). Wszystko ogranicza się właściwie do 6 punktów. Rider skupia się raczej na zapewnieniu wyżywienia dla ekipy technicznej, niż samego bandu. Stąd jego zwięzłość. Najprawdopodobniej na 6 punktów tylko niektóre odnoszą się do samego zespołu.

6 punktów ridera dotyczące kateringu wygląda następująco:

  • Organizator koncertu zobowiązuje się przygotować część jadalną dla 75 osób.
  • W części kuchennej mają być zabezpieczone kosze do sortowania odpadów.
  • Dwie pojemne lodówki.
  • 100kg lodu (chyba do drinków, mój przypis)
  • Jeżeli katering był zewnętrzny, to część jadalna musiała mieć wymiary 12x12m, podobnie jak część kuchenna. (trochę tego nie rozumiem, ale oki mój przypis)
  • Zespół ma własny katering, organizator zabezpiecza jedynie półprodukty wedle zamówienia. Każdego dnia będzie przygotowywany specjalny rider na ten temat.

rider_TTA_1

I faktycznie, jak ogląda się np materiał zza kulis z Tour Of The Universe na video z Barcelony, to czasami trudno nie zauważyć, że na każdej ścianie wisi menu dnia. Oczywiście dotyczy to części zarezerwowanej tylko dla zespołu. Zakładam jednak, że przynajmniej część swojej kulinarnej aktywności zespół poświęca na pochłanianie kuchni hotelowej.

rider_TTA_0

rider_TTA_2

Picture by Steve Currid Picture shows: DEPECHE MODE backstage menu at concert in the O2 Arena in Prague (O2 Praha), 14 January 2010. Part of their TOUR OF THE UNIVERSE tour
Picture by Steve Currid
Picture shows: DEPECHE MODE backstage menu at concert in the O2 Arena in Prague (O2 Praha), 14 January 2010. Part of their TOUR OF THE UNIVERSE tour

Z listy zamówień kateringowych właściwie zniknął alkohol. Z dwóch powodów. Dave, jak wiemy, od połowy lat 90. nie pije. Natomiast Martin rzucił picie właściwie z dnia na dzień podczas Touring The Angel. Jedynym odurzającym się różnymi wersjami alkoholu metylowego jest Andy i część ekipy koncertowej. To już nie czasy jak choćby z roku 2001, gdy trzeba było zapewniać ekipie koncertowej w Warszawie pełen katering bo… „mieli troszeczkę kataru” jak śpiewa inny klasyk.

Przeczytaj o wyżywieniu na A Broken Frame Tour, Construction Tour i Music For The Masses Tour.

Tekst opracowany na podstawie Tourbooków z lat 1984-2010, Tour Itinerary z lat 1990-2010, Riderów Technicznych z lat 1983 i 2006.

Koncert z Barcelony – drugie podejście

Obejrzałem raz i nie mogę pozbyć się wrażenia, że to najlepiej w historii DM zrobiony…. fanowski bootleg – napisał ktoś na forum depeszowskim. Ja tym czasem mam za sobą drugie podejście do tego koncertu, tym razem zmiana sprzętu i formatu ukazały ten koncert od nieco innej strony. Aaaa i trochę dygresji o fuck-upach też będzie.

Odczekałem tydzień i w z góry umówionym miejscu wybrałem się na ponowny ogląd i odsłuch ’Live In Barcelona’. Podstawowa moja impresja, to fakt, że mam lepsze zdanie o tym koncercie, niż po pierwszym razie. Mało razy tak mam, ale tym razem tak jest. Uważam, że koncert zyskał przy bliższym poznaniu. Wszelkie jojczenie, że jest słabo jakoś tak zbladły, nawet tych licznych rozmyć jakoś nie widziałem aż tak wiele. Właściwie to został tylko jeden mankament, który raził baaardzo… to bieda sceny przy dalekich planach. Pisałem o tym w poprzednim tekście, więc nie będę teraz się rozwodził zbytnio. Podobają mi się patenty z fotograficznym eksponowaniem detali. Scena, gdy Martin śpiewa uchwycony, gdzieś przez szczelinę Christianowych garów łapie za serducho. Oczywiście są pewne niedoróbki (o tym później), ale te minusy nie przysłaniają mi plusów – że tak sparafrazuję klasyka.

Co się takiego stało, że napisałem powyższe słowa? Odpowiedź jest prosta. Obejrzałem ten koncert w formacie Blu-ray. DVD do BR ma się jak pięść do nosa. Materiał ostry i pokazuje zespół zupełnie inaczej, niż odchodzący z oporami format DVD. Zaskoczenie jest tym większe, gdy zestawimy rejestracje z Barcelony w tym formacie z zapisami występów w Paryżu i Mediolanie. Wydawać by się mogło, że gradacja w jakości, w przypadku DVD powinna być taka: 1. Barcelona, 2. Mediolan, 3. Paryż. Tym czasem to właśnie Barcelona zalicza ostatnie miejsce na pudle pod względem jakości obrazu. Gdyby za koncert uznać jeszcze 101 i dodać do tego Devotionala z lat 90. to pozycja Barcelony tylko by się obniżała. Zauważę niechcący, że zarówno Paryż, jak i Mediolan były nagrywane w swoim czasie cyfrowo, z myślą po wydaniu ich w HD za czas jakiś przy okazji reedycji tytułów. Zachodzi pytanie, co więc takiego się stało, że się zesrało?

Odpowiedź mogła być tylko jedna, celowa robota. Nie żebym miał na myśli jakiś spisek cyklistów i górali ze wzgórz Synaj. Nie mniej jednak ciężko nie zauważyć, że wszystko co najlepsze pod względem jakości wsadzono na BR, a DVD poszło baaardzo biednie. Dźwięk Doldby Digital (o ile jest to ważne dla kogoś, bo muzyki powinno się słuchać w stereo i nic więcej), a obraz, żenada. 9-letni Paryż to przy tym żyleta.

091107_Mannheim_11Ktoś tam na górze pogłówkował i wykombinował, że jak obniży jakość DVD, to zmusi się ludzi to tego, żeby po załamce nad DVD polecieli do sklepu i wywalili parę klocków na odtwarzacz, po czym szybko zakupili Barcelonę na innym nośniku. Patent jest o tyle perfidny, że żeby mieć wszystko, czyli obraz żyleta i wszelkie bonusy trzeba mieć co najmniej zestaw BR + 1 DVD/2CD inaczej jest ból.

W tym momencie ciśnie się na usta pytanie po jaką cholerę takie zagranie?Częściowo już odpowiedziałem na to powyżej. Ponieważ format BR opornie się przyjmuje na rynku, główną zaporą jest cena i potrzeba wymiany praktycznie całego sprzętu domowego na nowy. Zakup tylko jednego z elementów jest tu tylko zabiegiem połowicznym. Porównano kiedyś czas w jakim upowszechniał się standard DVD i jak szybko wyparł format VHS vs. podobna sytuacja odnośnie DVD i BR. Póki co BR ma spore opóźnienie.

Ludzie nie czują wielkiej potrzeby, że by przechodzić z formatu na format, no więc takimi parszywymi trickami, jak w przypadku omawianej tu Barcelony zniechęca się ludzi do wydawania pieniędzy na DVD.

Jeżeli format BR nie upowszechni się w określonym czasie, to istnieje spore zagrożenie, że nie zrobi tego wcale, ponieważ co raz większa dostępność szybkich łączy sprawia, że ludzie będą rezygnować z fizycznych formatów na rzecz dystrybucji cyfrowej. Są tacy, co zyskają, są tacy co stracą. Rzecz idzie o nasze dusze, a raczej portfele. Wielcy tego świata, jak Steve Jobs sugerują odejście formatu BR, wtóruje mu Microsoft ,ale ja mogę wskazać całkiem sporo powodów dla których warto trzymać nośnik na półce. Ostatnie badania pokazują, że sytuacja jest 50/50. To tyle tytułem dygresji…

Na początku tego tekstu przytoczyłem cytat Yaro_, o tym, że jest to najlepiej wydany bootleg w historii. Bo rzeczywiście to prawda, odnosi się ona do wersji DVD. Po obejrzeniu koncertu w tej wersji, nie trudno było oprzeć się wrażeniu, że domorośli twórcy tzw. multicamów są w stanie pochwalić się lepszymi wynikami.

Rozmawiając z Krzychalem w czasie drogi do Łodzi na zlot jedna z konkluzji była taka, że fani jedyne czym nie dysponują na koncertach to możliwością prowadzenia długich ujęć ponad głowami oglądających. Gdzie kamery przemierzają hale w szerz i wzdłuż. Wszystkie inne efekty zastosowane przy kręceniu tego koncertu zostały żywcem „zerżnięte” z fanowskich produkcji. Stąd mój tytuł poprzedniego posta, że Barcelona to koncert czasów You Tube. Powstaje pytanie, czy tego oczekiwaliśmy po tzw. profesjonalnej rejestracji. Szok przeżywają ci, co oczekiwali, że koncert zostanie zagrany i nagrany w 100% pod wymogi wydania materiału na DVD/BR. Tym czasem nagranie zostało zrealizowane jakby kamery były tu tylko gośćmi, jakby ekipa starała się nie przeszkadzać w oglądaniu koncertu przez przybyłą publikę. Okazuje się, też, że fani wychowani na nagraniach realizowanych przez TV, gdzie kamery stoją przed publicznością i oswojeni z tą estetyką, nagle dowiadują się, że sposób w jaki fani kręcą filmy partyzancko na koncertach został podniesiony do rangi sztuki. Coś, jak w historii, gdzie chłop dowiedział się, że prozą gada, co jest jedną z form sztuki.

090613_Munich_15Taperzy, którzy kręcą koncerty na swoich kamerkach, a potem robią z tego multicamy mają swoje ograniczenia. Głównie w zakresie kręcenia długich ujęć. Jak by z musu muszą ciąć i szatkować obraz, bo inaczej pojawiają się wspominane w poprzednich postach galarety itp sprawy. Reżysera Barcelony nic nie ograniczało, więc postanowił wziąć sprzęt za parę baniek i nakręcić bootleg, z tą różnicą, że nie bawił się w szatkowanie, a jedynie dokumentował maksymalnie długimi ujęciami wydarzenia na scenie. Oczywiście tu i tam przedobrzył, w paru miejscach przegiął z blurem i rozmyciami oraz nie tam, gdzie trzeba uciął ładnie prowadzone ujęcia, ale generalnie jest dobrze. Dzięki temu nagraniu dowiedziałem się wielu interesujących, dla mnie nowych, sposobów na pokazanie zespołu. A to jest bardzo dobrze… jestem co raz mniej zawiedziony tym tytułem.

Na koniec coś o wspomnianych fuck-upach. Oczywiście są. Błędy montażu wymuszone brakiem materiału, albo naiwnością, że nikt tego nie zauważy.

Najszerzej już opisany fragment to znikający szalik na szyi Dave’a w rejestracji Walking In My Shoes [104] z prób w Nowym Jorku. Zaczyna to być już tak legendarny fuck-up, jak wędrujący po klacie i plecach łańcuszek Dave na One Night In Paris.

Druga wpadka montażowa, to scena, gdy Dave wraca na scenę po Home [88]. Podchodzi do Martina, a ten trzyma w ręku gitarę, na której na tej trasie grał Miles Away/The Truth Is [67], tym czasem za chwilę w kolejnym ujęciu widzimy Martina przygotowanym do zagrania Come Back [35] z prostokątną gitarę. Ewidentnie ujęcie wzięte z nie tej nocy, co trzeba.

Koncert z Barcelony – wideo czasów You Tube

Nie wiem, czy jest potrzebny wstęp, ale napiszę w kwestii wyjaśnienia, że nie jest to typowa, klasyczna recenzja, a raczej zapis myśli jakie mnie nachodziły, gdy oglądałem ten koncert.

In Chains

091107_Mannheim_00Właściwie jedyny moment, gdzie w 100% uzasadnione są wszelkie rozmycia, zasłaniające zespół ręce, dalekie plany. Ten moment wypada właśnie na początku koncertu. Tu rozmycia i ręce tworzą idealną kurtynę zasłaniającą zespół. Całe In Chains [102] jest dla mnie idealnie sfilmowane. Publiczność i kamera tworzą idealną kurtynę dla tego utworu.

Wrong

091107_Mannheim_01Całkowicie stracony numer. Obraz ciągnie i spowalnia i tak wolno zagrany numer. Szybszy montaż po 100kroć uratował by ten numer.

Hole To Feed

090612_Frankfurt_03Ludzie wychowani ma współczesnym szybkim montażu, skrótowości, będą zawiedzeni. Ten numer nijak nie jest podobny do tego, co można było zobaczyć na trasie. Zupełnie inne spojrzenie na ten utwór.

Walking In My Shoes
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Pierwszy stary numer tej trasy. Patrząc na niego powoli dochodzę do przekonania, że już wiem co boli ten koncert. To scena, jej małość. To nie koncert daje ciała, a scena. w 17:10, kiedy kamera robi najazd na scenę z lewego, dolnego rogu aż prosi się, żeby po bokach sceny stały dodatkowe, boczne ekrany. Przy takim kadrowaniu obrazu, gdzie publika sprawia wrażenie rozlewającej się na boki, tylko jeden środkowy ekran z morzu czerni wygląda biednie.

Dave jest notorycznie kadrowany w planie amerykańskim, chyba po to, żeby nie pokazywać monitorów i promptera.

It’s No Good

091107_Mannheim_10To jest wideo, gdzie obraz nie jest niewolnikiem muzyki. Nie ma montażu pod stopę, czy bas. Tu obraz opowiada własną historię, w którym muzyka jest dopełnieniem, a nie fetyszem wg którego łamie się i dekonstruuje oglądany świat.

Obraz snuje się, leniwie zmienia kąty patrzenia. Tu obraz ma na wszystko czas. Jakby wbrew krótkości, przyziemności, wbrew połamaności współczesnego świata. To jest wideo 50-latków, ludzi którzy już nie muszą się nigdzie śpieszyć, oni już nic nie muszą. Oni już zrobili swoje w historii muzyki. It’s No Good [102] jest najwolniejszym  montażem w całej produkcji.

A Question Of Time

090610_Berlin_06Ujęcia zza sceny są świetne, ale bęcki należą się reżyserowi za ucięcie świateł pełzających po publice. Tu aż się prosiło o przytrzymanie tego efektu dłużej. Te pełzające światła są doskonałym intrem do startu takich numerów jak Never Let Me Down Again [104], A Question Of Time [102] itp. O ile przy innych numerach można mieć pretensje za rozlazłość  w przypadku tych fragmentów koncertu brak pociągnięcia obrazu długim pędzlem białych świateł jest aż nadto widoczny.

Czasami mam wrażenie, że reżyser zobaczył koncert po raz pierwszy dopiero po wstępnym montażu. Zbyt wiele miejsc jest za wcześnie uciętych, a w innych momentach ujęcia prowadzone są tak jakby czas się nie liczył.

Precious

090610_Berlin_07Słuchając tego numeru aż złapałem się za głowę, ale tak to jest, gdy publika jest doklejana do reszty utworu z finezją godną słonia. W momencie, gdy publika dośpiewuje swoje aż nadto słychać, że jest nienaturalnie za głośna w stosunku do reszty utworu. Na tym utworze jest najwięcej, jak dotąd, zbliżeń Dave’a na tym koncercie.

Fly On The Windscreen
Fly On The Windscreen 2009.09.12 Frankfurt
Fly On The Windscreen 2009.09.12 Frankfurt

Na CD niestety słychać to samo, drażniący, wyseparowany wokal Martina. Nie brzmi on, jak dopełnienie wokalu Dave’a, ale jest miejscami w dużej kontrze do niego. Miejscami głos Marta przekrzykuje główny wokal, co znowu brzmi bardzo nienaturalnie w stosunku do reszty muzyki. Po raz kolejny drażni zbyt duże echo tego koncertu. Na CD da się to wyczuć właściwie od Walking In My Shoes [104] do końca koncertu. Znowu wrażenie bycia w hali zostało przedobrzone. Dla mnie jest to taki hangarowy pogłos, który można dodać w ustawieniach wielu tanich wieżyczek, aby sprawić wrażenie pseudo przestrzeni. Nie tędy droga.

Home

090610_Berlin_10Im dłużej oglądam ten koncert, tym bardziej dochodzę do przekonania, że za reżyserkę wziął się kolejny fotograf z silnymi manierami bycia oryginalnym. Każdy fotograf szuka niesztampowego kadru, który pozwoli mu się wyrwać z zalewu małpofotografii. Ten koncert posiada wiele ujęć, które zatrzymane na chwilę stają się świetnymi fotografiami. Kiedy, na chwilę zatrzymamy się na klatce w której Peter Gordeno jest ujęty jedynie od kolan do pasa i widać tylko jego grające ręce na parapecie, a Martin na drugim planie, lekko rozmyty też w 3/4 kamery dyryguje publiką, to mamy interesująco skomponowaną fotografię. Ten koncert pełen jest ujęć postaci na przestrzał przez instrumenty, statywy, pełno zabawy głębia ostrości w fotografii takie kadry były by uznane za co najmniej interesujące. Na filmie nie wygląda już tak dobrze za 30-którymś razem.

Policy Of Truth
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Jakby na obronę kręconego obrazu nie można nie wspomnieć o pewnym istotnym fakcie. Mam na myśli ekran. Do filmowania to jest koszmar. Tysiące ledów skutecznie zniszczyły niejednemu fanowi zdjęcie podczas tej trasy. Złapanie ostrości na tle tej konstrukcji w takich warunkach, jak koncert graniczyło wiele razy z cudem. Nie dziwię się, że kamery unikały filmowania na wprost. Dlatego wiele mamy ujęć z boku, z dołu sceny, zza pleców itp. spraw. Policy Of Truth [100] jest książkowym przykładem walki z kamery z ekranem.

I Feel You

091107_Mannheim_12Częste filmowanie z boku i z tyłu sceny sprawia, że kamery nie przeszkadzają w oglądaniu koncertu zgromadzonej publice. Nie ma tu statywów z kamerami filmujących na Dave’a wysokości zasłaniających Dave’a. Nie ma kamerzystów nachalnie biegających po scenie, wałczących o dobre ujęcie. Nagrywając ten koncert pamiętano, że jest to przede wszystkim występ dla tych, co zapłacili i przyszli na koncert. Tu nie rządzi TV pod prawa której cały szoł jest ustawiony. Tu kamera jest gościem filmując z tyłu, z tłumu, jakby ukradkiem.

Behind The Wheel

091107_Mannheim_16Nie ma co się oszukiwać, ani Paryż, ani Milan, ani Frankfurt / Barcelona / Lievin z 1993 nie wyglądały jak zwykłe koncerty. W każdym z nich napakowano ekstra oświetlenie, nagłośnienie itp sprawy. Tym razem koncert z Barcelony mamy nagrany tak, jakby depeche MODE grało tak co noc. To równie dobrze mógłby być zapis każdego innego miasta. Fani dostali koncert z perspektywy ludzi na płycie i ukradkiem chwycone ujęcia gdzie wśród trybun. Często tak, jak fani widzą występy gwiazd na koncertach walcząc między sobą o wycinek widoku na scenę…

Tu należy szukać odpowiedzi dlaczego ten koncert jest, jaki jest. To nie jest koncert dla pikników, oni będą zawiedzeni… i dobrze. To jest koncert skupienia na detalu. To jest koncert, jaki w urywkach wielu może zobaczyć po powrocie z koncertu w swoich telefonach i komputerach na You Tube.

Koncert ery You Tube, koncert z ujęciami, jakich tysiące można zobaczyć na necie – filmowanie przez las rąk (to ci co na płycie stoją). Dalekie plany – takie filmiki kręcą fani stojący gdzieś na dalekich trybunach, kto odwiedził na tej trasie Monachium 2009.06.13, albo Berlin 2009.06.10, ten wie o czym mówię. Sporo nieostrości, znają to wszyscy walczący na tej trasie z ledowym ekranem, słabością optyki swoich idioto-odpornych aparatów. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze galarety na ekranie i szukania sceny przez wyciągniętą i drżącą rękę już z włączonym nagrywaniem. Znamy to wszystko bardzo dobrze. Tu dostaliśmy to wszystko za jednym zamachem tyle, że kręcone sprzętem za miliony baksów. Na siłę starano się ominąć ograniczenia sceny i jednocześnie przekuć je na atuty. Chciano pokazać koncert z pozycji fanów tak, jak oni to oglądają przez wizjery swoich aparatów, kamer i telefonów. Chciano pozwolić zespołowi obronić się na scenie, a nie szprycować koncert botoksem w postaci szybkich i przekombinowanych montaży rodem z poprzedniego DVD. Czy się to udało? Tego jeszcze nie umiem powiedzieć. Wiem jedno do ukochanego Devotionala Barcelonie daleko.

Live In Łódź 2010.02.10 [MultiCam] – beta.

Dziś miałem okazję obejrzeć multicam z lutowego koncertu w Łodzi, z pierwszej nocy. Nie będę się rozwodził nad tym jak zespół dawał na scenie, bo to każdy widział na koncercie, albo sobie przypomni ponownie oglądając to wideo. Choć pewnie może być i też tak, że pewnych ujęć nie zobaczy, bo kamera nie widziała, albo jakość ujęć była taka, że nie mogły wejść do tego multicamu. I ja właśnie o tych kamerach i o tej jakości…

Nie ma co ukrywać Krzychal się spisał, montaż miejscami przypominał rzeźbę w gównie, a jednak tego nie widać. Materiał źródłowy, przekazany do montażu, pochodził każdy z innej parafii. Mamy tu i kasety, i flashe i dyski twarde. Kamery są SD i HD. Jakość i umiejętności kręcących również miały pełną rozpiętość skali. Wielokrotnie rozmawiając z Krzychalem podkreślał, że podstawowym problemem jest tzw. galareta, czyli kręcenie z ręki lub brak stabilizacji obrazu podczas kręcenia. To dyskwalifikowało wiele świetnych ujęć i momentów na scenie.

Tyle tylko, że na wideo z Łodzi nie widać tego wcale lub prawie nie widać. I myślę, że właśnie za to czego nie widać należą się największe brawa Krzychalowi. Za to, że potrafił sprawić iż materiały z różnych źródeł nie rażą swoją nieporadnością, amatorszczyzną lub brakiem znajomości sprzętu. Bo nie oszukujmy się, wszyscy, którzy kręciliśmy w czasie tego koncertu jesteśmy amatorami, kręcimy od wielkiego dzwonu lub to, co nam uchodzi w nagraniu u cioci na imieninach na potrzeby tego nagrania już nie może mieć racji bytu. Na koncertach kręci się inaczej.

Tu, na tym dvd mimo, że wielu się „starało”, dzięki montażowi Krzychala sytuacje takie właściwie nie mają miejsca.

Bardzo dużym plusem tego DVD jest również audio. Dźwięk, w stosunku do oryginalnego zapisu jest właściwie nie skompresowany. Jeżeli ktoś chce zrobić sobie boota do posłuchania w autku, czy innym przenośnym odtwarzaczu, to radzę przyszykować się właśnie na zapis z tego DVD. Szczerze polecam. Audio to sprawia, że przy braku LHNu z Łodzi przestaję „cierpieć” na myśl o jego braku. I nawet gadanie ludzi w czasie utworów, potrącenia mikrofonu nie przeszkadzają mi wcale. Na tym audio słychać publikę, a nie ludzi. Na tym audio słychać halę i zespół, a nie walkę o przetrwanie bootlegera, który poświecił się by nagrać audio, zamiast bawić się na koncercie. Audio było nagrywane niezależnie od obrazów, a potem montowane z obrazem. Dzięki temu uniknęliśmy wyboru pomiędzy lepszym lub gorszym płaskim zapisem dźwięku z jednego z fabrycznych mikrofonów któreś z kamer. Jeden jedyny feler to końcówka, gdzie z niezrozumiałych dla mnie powodów nagrywający chyba podbił czułość nagrania, co sprawia wrażenie przesterów np w czasie Personal Jesus [104].

A wracając do obrazu. Najlepsze wrażenie robią dalekie plany całej hali i ujęcia jednego z nagrywających, który kręcił z tłumu, w pewnym oddaleniu po prawej stronie sceny. Fajnie też sprawdzają się ujęcia, gdy kamera odwraca się od sceny i pokazuje to, co dzieje się z publicznością lub pełnię gry świateł, które w wielu utworach zaczynają swój bieg daleko od sceny.

Nagranie może cieszyć, ale myślę, że jeżeli dojdzie do wydania kolejnej płyty i zespół zawita z koncertami do Polski, to warto będzie pomyśleć nad przygotowaniem takiego multicamu od samego początku, zanim kupimy bilety. Żeby koncert nie wyglądał, jak zbiór ujęć i efekt pracy samotnych kowbojów. Kiedyś może o tym więcej, dziś nie czas i pora. Dziś szykujcie się na ucztę i wspomnienia z pierwszej nocy w Łódzkiej Arenie. Było na co czekać i jest nadal, bo gdy nasycimy się pierwszą Łodzią z pewnością padnie pytanie od drugą noc. I uwierzcie mi, że to pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi… 🙂