Nie wiem jak wielu z Was od paru dni zasłuchuje się nagraniach umieszczonych na profilu Michigan na SoundCloud, w każdym razie uszu nie mogę oderwać. To jest ten typ nagrań który mimo swojej niedoskonałości pokazuje, gdzie tli się ta boska cząstka dla której przeszło ćwierć wieku temu oddałem ciało i umysł tej muzyce. Członkowie tego tria pokusili się o złożenie do kupy banków dźwięków, które swego czasu Alan wyprzedał poszukując gotówki za zaspokojenie roszczeń swojej ex.
Przesłuchując te 5 nagrań, które do tej pory wypłynęły chyba najbardziej otwiera oczy opublikowana wersja Blasphemous Rumours, która jest tak bogata w brzmienia, które do tej pory słychać było w wersjach na stronach b singli lub remixach odgrywanych z dopiskiem (live).
Z każdym przesłuchaniem uśmiech co raz bardziej się poszerza, ale też pojawia się pytanie na ile to wszystko jest prawdziwe. Czy te dźwięki faktycznie pochodzą od depeche MODE i ile z tego, co słyszymy jest faktycznie autorstwa zespołu, ale ile z tego to tak na prawdę świetna praca członków zespołu Michigan. Chwilę to zajęło, ale nie było to trudne. Zanim przejdę do szczegółów najpierw fragment dla mniej zaawansowanych w depeszologii antycznej. Mocarze mogą przejść od razu do kolejnego śródtytułu.
Podział na role.
Alan pełnił w zespole specyficzną rolę w czasie koncertów. Nie tylko grał swoją partię na żywo, ale też odpowiadał za sterowanie tym, co odpalane jest jako podkład (tzw backig tape’y). Miał również władzę i moc wszelaką, aby przesłać do pozostałych panów ich partie lub nawet przejąć ich część gdyby coś się posypało, np. Martin był niedopity po poprzedniej nocy i czuł słabość lub Andy nie wziął właściwych okularów.
Każdy z Panów miał w swoich sprzętach tylko swoje brzmienia, a na rackach za sceną stały instrumenty, którymi sterował Alan. W bankach pamięci był backup, jeżeli nagle okazałoby się, że obie pary klawiszy, którymi zarządzał każdy z Panów padł był.
Prawdopodobieństwo takie było bardzo małe, bo najczęściej padało wszystko na raz, w końcu były to naczynia połączone.
Alan to nie wszystko.
Być może niektórym z Was zrobiło się już jaśniej, po poprzednim fragmencie. Banki brzmień które sprzedał Alan na swoich Emax’ach, to było tylko, to czym dysponował on osobiście na koncertach. Nie było tam partii pozostałej dwójki. Dlatego próba odtworzenia koncertowego brzmienia kawałków dM z 1987/88 roku przez szwedzki projekt jest tylko połowicznym sukcesem, bardzo udanym, ale jednak tylko częściowym sukcesem.
Na profilu Michigan można posłuchać wielu coverów depeche MODE, które powstały na podstawie odtworzenia brzmień z oryginalnych kawałków studyjnych lub zabaw brzmieniami instrumentów, które mieli do swojej dyspozycji. Coś co można określić jako reverse engineering.
Te 5 kawałków, w których zasłuchujemy się od paru dni nie są efektem tego procesu. Niestety jednak są nie są też pełne. Brakuje tam, albo partii klawiszowych Martina (ew gitary) i Andy’iego, albo zostały odtworzone z oryginalnych remixów.
Stąd być może pewne zdziwienie niektórych z Was, że czegoś nie słychać lub też słychać jakieś dźwięki, które zna bardzo dobrze, ale tylko z singlowych remixów zespołu. Te nagrania mają jeszcze jedną wadę, otóż jest tam problem ze sceną (nieaudiofile się już wzdrygają). Instrumenty grające na scenie ustawia się nie tylko prawo-lewo, ale też w głąb, po za tym jedne dźwięki/instrumenty grają głośniej, inne ciszej. Jedne tylko dopełniają inne stanowią trzon brzmieniowy utworu. W tej próbie odtworzenia koncertowych wersji wszystko jest na kupie, a przez to dosyć płaskie. Do tego każdy dźwięk ma swoją długość trwania i wybrzmiewania na końcu, tego wszystkiego tam nie ma.
Ma to jednak swoją pozytywną stronę, bo pokazuje (nawet z brakami) jak złożone i bogate brzmieniowo były koncertowe wersje depeche MODE. Słuchanie na słabym sprzęcie, słuchanie bootlegów, słuchanie na skompresowanych plikach sprawia, że wiele z tego bogactwa się traci, również na koncertach nie wszystko jest słyszalne jak trzeba, bo się stoi za blisko, za daleko, za wysoko, albo obiekt był słaby. Te studyjne wersje koncertowych kawałków to również doskonała możliwość na usłyszenie tego co w produkcji utworów na płytach zostało ukryte lub zostało jedynie wykorzystane jako brzmienia do remiksów. Kiedyś depeche MODE robiąc własne remiksy pokazywało fanom czego można się spodziewać na koncertach. Za równo na poziomie całych wersji utworów, jak i poszczególnych dźwięków. Dziś tego typu propozycje słyszymy jedynie na koncertach, bo dM nie robi już swoich remixów. Świetnym przykładem jest tu choćby odtworzenie koncertowej wersji Something To Do, w której na plan pierwszy bardzo mocno wybijają się dźwięki z wersji MetalMix.
Z tego, co się dowiedziałem od Panów, to zostały użyte nie tylko brzmienia z banków Emax’ów, oraz ich jest inwencja twórcza tego, jak im się wydawało, że powinno być wszystko ułożone względem siebie. Chłopaki zapowiadają kolejne publikacje tak aby na końcu opublikować możliwie pełny set z Music For The Masses Tour.