Mixing Board

Jak się nagrywa płytę cz.3. – poradnik dla początkujących.

Trzecia odsłona procesu nagrywania płyty, na przykładzie znanych i lubianych – czyli depeche MODE. W poprzednich odcinkach wybraliśmy producenta, a potem weszliśmy do studia. W tym odcinku przyszedł czas na dokonanie finalnego mixu, zrobienie masteringu, wytłoczenie i wysłanie płyt do sklepów, żebyś mógł nabyć album i zapodać go do swoich uszu.

Nareszcie! Pół roku siedzenia w studio zaowocowało nagraniem świeżutkiego albumu. Cytując jednego z członków zespołu: ’Nasz najnowszy album plasuje się gdzieś między Violator, a Sounds Of The Universe ze szczyptą dekadencji i mroku z A Broken Frame.’ Napisaliśmy, że nagraliśmy… technicznie rzecz biorąc, została dokonana rejestracja. Z finalnym nagraniem nie ma ten materiał jednak jeszcze zbyt wiele wspólnego. Teraz zaczyna się etap prac nad płytą, tyleż interesujący, co mało znany i niedoceniany przez wielu. Można tu skopać album, ale też zmienić spojrzenie na efekt prac w studio.

Outtake’i

Zanim pójdziemy dalej, chcielibyśmy na chwilę zatrzymać się przy jednej kwestii. Podczas produkcji każdego kawałka powstaje wiele wersji, wiele podejść do utworu. Często na skutek rozbieżnych wizji artystów, producenta, właścicieli wytwórni. Zanim zostanie wybrana ta jedna, która stanie się hiciorem wszech czasów, zespół musi się zmierzyć z bólem egzystencjalnym, ślepymi uliczkami, czy też niemożnością dobrania do jakiegoś motywu innych składowych utworu. Często zespoły muszą odrzucić to, co stworzyły i wrócić do dema, aby na nowo stworzyć swoje arcydzieło.

Paradoksalnie bardzo dobrze ten proces opisał Flood w swojej historii o Enjoy The Silence. W drugiej połowie filmu jest fragment o tym, jak to Flood i Alan po tygodniach pracy nad numerem, fochach Martina, zostawili to co stworzył i na bazie dema zaczęli tworzyć hicior jaki znamy. Poniżej, ta sama historia co z poprzedniego odcinka, ale opowiedziana na innym evencie.

Zostawmy Enjoy The Silence w spokoju, bo co prawda wątek tego numeru jest dobrze udokumentowany i opracowany, nie mniej jednak są inne utwory, które przeszły podobne koleje losu. Warto tu wspomnieć kilka wersji Behind The Wheel. Wersja z płyty a wersja z singla, to bardzo dobry przykład na ocalenie różnych wizji jednego kawałka od zapomnienia. Oczywiście powszechnie uważa się wersję z albumu za tę lepszą.

Innym przykładem jest World In My Eyes. Jedna z wersji stała się tą albumową, natomiast wizja utworu proponowana przez Daniela Millera nie zyskała uznania i powędrowała na długie lata do szuflady. Dopiero składanka remixów z 2004 pozwoliła ujrzeć mu światło dzienne, już jako World In My Eyes (Daniel Miller remix).

Niektórzy z Was czytali już tę myśl wielokrotnie, nie mniej dla dopełnienia i precyzji tej historii warto przytoczyć ten wątek ponownie. Otóż do 1993 depeche MODE w znaczącej części tworzyło remixy na swoje single. Wiele z nich zostało takimi samymi ikonami, jak klasyki z płyt. Osobiście na równi z albumami cenię single   Policy Of Truth i właśnie World In My Eyes, oraz Stripped, Walking In My Shoes. Klasyka w każdym calu.

Kawałki te nazywa się remixami, choć tak na dobrą sprawę, to bank niewykorzystanych motywów i pomysłów z procesu tworzenia albumu. Bywało że zespół tworząc płytę dorabiał się jakiegoś fajnego motywu, linii bassowej, ale nie pasował on do całości produkcji. Taki zapis nie szedł do kosza, ale na jego bazie  budowano alternatywną wersję utworu, która potem lądowała na stronie b singla jako remix zatytułowany np Mode To Joy. Czasami spór na temat finalnej wersji utworu był tak silny, że tylko rzut kostką decydował o tym, który numer faktycznie będzie określany jako wersja finalna, a który stanie się remixem na stronie b.

Najbardziej zastanawiającą historią jest ta o Happiest Girl i Sea Of Sin. Do tej pory nie znamy wersji oryginalnej, takiej bez dopisku. Na singlach są tylko remixy. Pytaniem jest czy w ogóle wersja nie zremixowana istnieje?

Alan dopóki był w zespole korzystał z tych motywów, tworząc aranże do wersji koncertowych. Są one niczym innym jak remixami, wykorzystaniem niezastosowanych motywów, ukrytych na stronach b singli. Opus magnum sięgania do tej biblioteki jest trasa Devotional. Zachęcam porównać Enjoy The Silence z 1990 i 1993 z remixami singlowymi, podobnie World In My Eyes z 1993 i strony b. Tak na marginesie, w 1998 roku zespół wykorzystał wersję z 1993 obdzierając ją z kilku charakterystycznych motywów, a uwypuklając za to te, które na Devotional Tour były ukryte w drugim szeregu.

Tym w dużej mierze różni się depeche MODE z Alanem i bez – różnorodnością koncertowych wersji, które były zaczerpnięte jako efekt uboczny ich kreatywności i mnogości outtake’ów. Obecnie brak własnych remixów na stronach b sprawia, że na scenie w dużej mierze słyszymy od paru lat zbliżone do siebie wersje Never Let Me Down Again, Enjoy The Silence, Personal Jesus, I Feel You, Behind The Wheel. Są one bardziej lub mniej obdartymi z warstw- wersjami singlowymi,  z dłuższą, lub krótszą wstawką gitarową czy perkusyjną.

Oczywiście są też  wyjątki, takie jak Halo z 2013/2014, A Pain That I’m Used To 2013/2014, Home2005/2006. Jaskółki, których autorami nie są członkowie zespołu, tylko wynajęci ludzie. O koncertowaniu będzie jeszcze na końcu. Tymczasem zachęcam do  posłuchania remixów ze stron b, które jak już wspomnieliśmy, w wielu przypadkach nie są remixami, tylko efektem ubocznym zmagań twórczych w studio podczas tworzenia finalnej wersji. A skoro o niej mowa, to warto zająć się…

Delta Machine - Anal
Delta Machine – Anal
Finalnym MIXem.

Skończyliśmy nagrywanie. Obecnie mamy kawałki w postaci zbiorów nagranych ścieżek dźwiękowych. I fajnie. Tylko tak… Mamy te ścieżki, puszczamy je sobie razem i cholera… coś tu nadal nie gra. Wyobraźcie sobie scenę. Pełno instrumentów, muzyków, sprzętu różnego typu – efekty, wzmacniacze, jakieś ścianki z tysiącem migających światełek. Teraz ustawcie je w swojej wyobraźni na skraju sceny,  z tym samym poziomem głośności. Jednym włącznikiem odpalcie całość- zagra Wam ściana dźwięku. Wszystko gra tak samo głośno, razem, w jednym momencie- robi się jakaś taka nieznośna kakofonia. Niby mamy te efekty, wszystko jest super, ale to nadal nie to, o co nam chodziło przed wejściem do studio. W tym momencie pieczę nad naszym materiałem muzycznym przejmują: producent i producenci aranżacyjni, którzy są odpowiedzialni za tzw. mix. Czym jest ten mix?

Mix jest ustawieniem wszystkich elementów na scenie tak, aby każdy z nich zagrał w odpowiednim czasie, z odpowiednią głośnością i długością wybrzmienia, odpowiednią wibracją, ale również ciszą. Mix- to uszeregowanie elementów. Dzięki niemu to, co ma być na pierwszym planie brzmi najgłośniej, a bohaterowie drugiego planu nie zagłuszają tych z przodu. To wtedy kształtuje się charakter utworu. Wtedy też zapadają decyzje jak mają zaczynać się i kończyć poszczególne zwrotki. Generalnie rzecz ujmując mix to taka ‚ekipa sprzątająca’, której zadaniem jest ustawienie wszystkiego w należytym porządku. To od pracy tych ludzi zależy, jak ostatecznie wygląda dany utwór. Oni decydują co wybija się w utworze na pierwszy plan, co schodzi na dalszy, ale jest nadal słyszalne w utworze. Kiedy wchodzą wokale, poszczególne instrumenty solowe, w którym momencie coś w utworze się pojawia, kiedy zanika. Czasem decydują ostatecznie o wyrzuceniu czegoś, co zostało wcześniej nagrane,  coś jeszcze na tym etapie prac mogą dodać. Ich praca polega na wielogodzinnym słuchaniu i przesuwaniu w stosownym momencie tych wszystkich suwaków na stole mikserskim tak, aby na samym końcu procesu otrzymać to, co znacie z komercyjnych wydawnictw. No, prawie to…

Bardzo dobrze proces mixowania pokazano na filmie ‚Usual thing, try and get the question in the answer’ na DVD dokładanym do limitowanego boxa. Tak mniej więcej od 33:30 możecie zobaczyć, jak przebiega proces mixowania utworu. To jedna z mniej ekscytujących części nagrywania albumu.

To wtedy dogrywa się braki, które wychodzą w czasie procesu mixowania. Na drugim filmie ‚Making The Universe’ od 30:00 do 37:30 minuty, pokazana jest walka z Wrong – w szczególności z końcówką. Kawałek ten, ze studia wyszedł z innym zakończeniem, niż które finalnie słyszymy na płycie. Na początku mamy pracę w studio, a potem w ujęciach, na których pojawia się się Daniel Miller, mamy już finalny proces mixu kawałka.

depeche MODE w Studio 1984
depeche MODE w Studio 1984

To właśnie podczas takiego mixu w 1984 zgubiono część dźwięków w końcówce Master & Servant, przez co numer brzmi jak brzmi. O tym więcej możecie dowiedzieć się na filmie nagranym do remastera Some Great Reward.

W czasie mixu przygotowuje się różne wersje utworów. Jedne kończą się spokojnym wyciszeniem, gdy w tle numer idzie jakby miał jeszcze grać z godzinę. Kawałek może być nagle urwany, a może mieć również rozbudowane outtro (końcówkę). Dwa przykłady:

  • Dreaming Of Me w wersji singlowej (3:47) spokojnie się wycisza
  • Dreaming Of Me w wersji albumowej (4:02) kończy się wokalizą i ostrym zjazdem klawisza.
  • Never Let Me Down Again w wersji Split Mix (9:36) to w rzeczywistości pełna wersja numeru z czterominutową częścią instrumentalną.
  • Never Let Me Down Again w wersji singlowej (4:24) jest pozbawioną początku i wyciszonym na końcu, przed wejściem sekwencera Split Mixem. Podobnie wersja albumowa, która jest niewiele dłuższa (20 sek) i ma dodane na końcu szumy jako przejście do kolejnego kawałka.

Mix może zyskać uznanie,  można nim spaprać utwór. W 1993, gdy nagrywano 3. płytę Nirvanny, to właśnie on był tym punktem przez który wydanie płyty zostało opóźnione. Pierwotny mix nie zyskał uznania wytwórni i cały album został na nowo zmontowany przez nowy zespół producencki, a w szczególności dwa single – Heart-Shaped Box i All Appologies.

Wszystkie te decyzje zapadają właśnie w procesie mixu. Na dobrą sprawę  można go porównać do procesu montażu filmu. Wszystkie sceny nakręcone na planie są docinane, montowane, skracane, układane w odpowiedniej kolejności. To tu decyduje się, czy scena łóżkowa w Pretty Woman zakończy się na pocałunkach, a potem przeskoczymy już do po łóżkowego fajka, czy też zobaczymy w detalach jak Julia Roberts traci wianek… a nie ona już go straciła… tak ze 30 razy wcześniej. Ale my nie o tym…

Mix nie jest tak kreatywnym procesem, jak czas nagrywania utworu w studio. W sporej części jest to mozolna praca, polegająca na ustawianiu poszczególnych ścieżek co do milisekundy. Mixem można to i owo poprawić, ale z gówna bata nie ukręcisz, jak mawiał poeta. Dlatego kiedy w czasie sesji Delta Machine ogłoszono, że Flood ma zostać inżynierem dźwięku, odpowiedzialnym za mix albumu, to  nie skakałem z radości, doceniając oczywiście fakt, że tak doświadczony i uznany człowiek podjął się tego zadania,, jakby miał zostać co najmniej producentem. To nie ta rola, nie takie zadanie. Jeszcze bardziej żmudną formą postprodukcji jest…

vince-clark-2square-veryrecords-interview-body-image-1465313348

Mastering

Było demo,  studio,  producent, realizator dźwięku, nawet inni koledzy realizatorzy, był mix i co? Jeszcze nie ma albumu? Jest. Ale nadal wymaga on jeszcze jednego procesu, który fachowo nazywa się masteringiem. Co ciekawe – na tym etapie też można jeszcze utwór wynieść ku górze, albo sprawić, że publiczność będzie kręcić nosem, a może uchem – bo to ono dozna największych szkód, jeżeli proces masteringu zostanie położony. Czym jest proces masteringu?

Znowu użyjemy metafory filmowej. Po zakończeniu montażu mamy już właściwie zrobiony film. Tyle tylko, że na planie nigdy nie panują takie same warunki. Raz jest ciut jaśniej, raz ciut ciemniej, bo chmura naszła. Raz światło było o 10 stopni w prawo od kamery, a raz na obiektyw padł paproch. Scen nie nagrywa się po kolei, a w różnej kolejności. Wszystko to sprawia, że na zmontowanym filmie, kolory są nie zawsze spójne w następujących po sobie scenach,  obraz bywa czasami lekko zaszumiony- za jasny, za ciemny, przepalony. Wtedy właśnie poprawia się kolory, natężenie, ciepłotę barw i wiele innych elementów. A mówimy tylko o obrazie, bez zajmowania się udźwiękowianiem.

Na dobrą sprawę te same procesy, ale pod inną nazwą zachodzą w momencie masteringu dźwięku w studio. Mamy 11 wspaniałych kawałków, jeden lepszy od drugiego, co drugi to hit i koncertowy killer. Problem polega na tym, że po zmiksowaniu tych numerów musimy zdecydować o kolejności na płycie i do tego wszystkiego sprawić , aby z 11 samodzielnych numerów stało się albumem. Pamiętacie analogie ze sceną z opisu mixu? To teraz przełóżmy ją na kawałki, jako całość. Numery muszą mieć ten sam poziom głośności, tę samą dynamikę, utwory poddaje się procesowi korekcji, ustawia się poziomy, limity, progi, zejścia, wejścia.

Wszystko to po to, aby na końcu album był, jak jedna pięść, jak „Tommy Lee Jones w Ściganym…”

Formaty

Jeżeli dotrzymałeś do tego etapu, to gratulujemy samozaparcia i wytrzymałości 😉

Rozpoczął się ostatni etap, czyli decyzji w jakich formatach wydać nasze arcydzieło. Jakie ma to znaczenie dla Ciebie drogi słuchaczu? Ano takie, że decydując się na zakup stosownego formatu decydujecie sie na pewnego rodzaju wrażenia odsłuchowe. Krótkie uogólnienie poniżej:

  • Kupując vinyl otrzymacie nagranie cieplejsze i bardziej miękkie.
  • Płyta CD daje wrażenia bardziej surowe
  • Pliki w formatach stratnych i bezstratnych to nagrania zimne i bardziej metaliczne. Oczywiście do tego dokładamy jeszcze kompresje która niszczy jakość odsłuchu.

To są oczywiście tylko uogólnienia, bo do tego dochodzi jakość sprzętu, który może pogorszyć wrażenia odsłuchowe. Nie mniej nie będziemy się zajmować odwieczną walką, co lepiej słuchać – sprzęt, czy muzykę. Wystarczy napisać, że w znakomitej większości my jako konsumenci nie słyszymy znaczącej masy dźwięków, które powstają w procesie nagrywania płyty studyjnej. Właśnie dlatego, że na końcu procesu jest nasza wygoda i łatwość odsłuchu nagranej muzyki.

360891915_1280x720

_

I to właściwie tyle można by powiedzieć. To koniec? W pewnym sensie tak. Zespół nagrał i wydał hit. 4 single na jedynkach Bilboardu, a ludzie wciąż nie mają dosyć. Trasa koncertowa wyprzedana do czerwca 2020, a ludzie walą drzwiami i oknami.

My też nie mamy dosyć i już zapraszamy na kolejny odcinek, tym razem o tym jak wygląda koncertowanie zespołu, od strony sprzętowej. Jak i ile faktycznie panowie grają na żywo i czy bliżej im do zespołu rockowego, czy jednak nadal są zespołem elektronicznym. Sekrety i tajniki grania depeche MODE na żywo, już w kolejnym odcinku sagi…

———————-

AAAAaaaa nie. Kilku tematów nie poruszyliśmy w tak skrótowym opisie całego procesu, jakim jest nagrywanie płyty długogrającej. Na pewno warto poczytać czym jest „Loudness War”. Dowiecie się czemu nienawidzicie reklam, które wchodzą w przerwie filmu. Tekst nr 1 i tekst nr 2 (teksty po angielsku).

Jeden komentarz do “Jak się nagrywa płytę cz.3. – poradnik dla początkujących.”

  1. Ciekawym przykładem będzie tez płyta New Order „Complete Music” będąca zbiorem extended mix’ow płyty „Music Complete” 😉

Leave a Reply