Archiwa tagu: World Violation Tour 1990

World Violation Tour

World Violation Tour miała być celebracją największego komercyjnego osiągnięcia w historii depeche MODE. Po opus magnum, jakim był koncert na Rose Bowl dwa lata wcześniej wszyscy się spodziewali, że kolejna trasa wyniesie depeche MODE na kolejny szczyt koncertowej hierarchii i wprowadzi zespół do koncertowej pierwszej ligi. Czy tak się stało, czy depeche MODE umiało wykorzystać swoją szanse postaram się pokazać w poniższym tekście.

World Violation Tour
World Violation Tour

Trasa po raz pierwszy w historii koncertów zespołu miała wystartować na innym kontynencie, niż Europa. Wielka Brytania została dawno już zapomniana, ale Europa wydawała się naturalnym terenem koncertowym zespołu. Wybór Ameryki świadczył o statusie jaki zespół w przeciągu 2-3 lat dorobił się w USA. W 1988 roku Martin Gore powiedział, że występ na stadionie (Rose Bowl) to dla depeche MODE jednorazowe wydarzenie, jednak w 1990 booking musiał rezerwować największe obiekty w USA, włączając w to stadiony po kilka nocy z rzędu. W Ameryce stadion stał się naturalnym obiektem koncertowym dla zespołu, choć dwa lata wcześniej był to największe osiągniecie ever. Tak krotki czas, a jaka zmiana optyki.

Na próby została wybrana niewielka miejscowość na zachodnim skraju Florydy. To niespełna 50K (wtedy) miasto stało się ich domem na dłuższy czas. W czasie tych prób zespół układał set i szlifował show. Co ciekawe jako pierwszy koncert na trasie podaje się właśnie Pensacola, ale prawda jest taka, że był to rodzaj próby. W Tour Itinerary z World Violation Tour z USA jest jasno rozpisane, że przed 28.05 i po tej dacie to czas prób. W nomenklaturze koncertowej taki występ oznacza się jako Dress Rehearsal, czyli Próba Generalna.

IMG_0456Faktyczną inauguracją trasy był kolejny występ w Orlando 1990.05.30. Oczywiście z punktu widzenia fana koncert to koncert i nie ma znaczenia jak bardzo zespół był gotowy lub nie.

Scena

World Violation Tour
World Violation Tour

W kategoriach depechowych scena z tej trasy była NAJ, choć kolejna trasa pokazała, że pozwalając szalonemu Holendrowi na nadmiar swobody zespół może otrzymać coś jeszcze bardziej okazałego. No ale mamy rok 1990, a o Devotional nikt jeszcze nie słyszał. W porównaniu do wcześniejszych tras scena z 1990 była tą największą. Najważniejszą zmianą jakościową było wykorzystanie po raz pierwszy w historii ekranów z tylną projekcją zsynchronizowaną z muzyką. Znaczy to tyle, że projektory wyświetlały na ekranach dwa różne filmy, które dawały złudzenie, że postacie przechodzą z ekranu na ekran nadążając za muzyką. Trzeba oddać ekipie, że w tamtym czasie umieli budować klimat. Kurtyny z różą po bokach sceny i kurtyna zasłaniająca główna scenę to widok, który do tej pory łapie za serducho. To jest też element, który obecnie przyczynił się do odebrania z klimatu koncertów zespołu tak o kilka dobrych punktów. O ile kurtyny zasłaniające nagłośnienie były jeszcze w 2001 roku, to kurtyna ze sceny na dobre odeszła po zakończeniu Devo w mroki historii. Wtedy i dziś robi to wrażenie.

Rzut sceny.
Rzut sceny.

O ile na zakończenie lat 80. taka scena wystarczała, to już w rok lub dwa lata później pojawiać się zaczęły sceny z wybiegami i wielopoziomowymi konstrukcjami. Wszystko za sprawą jednej z większych zmian technologicznych w show-biznesie. Muzycy przestali być uwiązani do jednego miejsca na scenie. Pojawienie się odsłuchów dousznych spowodowało, że możliwe stało się budowanie wybiegów wchodzących w publiczność bez utraty kontroli nad tym, co się dzieje z muzyką i na scenie głównej przez wokalistę. Powyżej rzut sceny z World Violation Tour autorstwa Antona Corbijna (plan pochodzi ze zbiorów Andy Franksa).

Oczywiście Dave’a ten problem nie dotyczył, bo aż do 2013 nie używał odsłuchów dousznych, a jedynie korzystał z paczek ustawionych przed nim na scenie. Na wyższych poziomach sceny z 1990 paczki z odsłuchami były ukryte pod podłogą.

Setlista

1990.08.04 Los Angeles
1990.08.04 Los Angeles

Z setem koncertowym jest temat tyleż prosty, co zawiły. Po zakończeniu Music For The Masses Tour wydawało się, że świat nie będzie już nigdy taki sam. Zespół w końcu przestał grać jeden set przez całą trasę i zaczęli miksować utwory i ich kolejność. Istne szaleństwo jak na zespół elektroniczny tamtych czasów.

Gdy tymczasem set zaproponowany na całej trasie w 1990 był powtarzalny jak zwroty akcji w Modzie na Sukces. Nie będę się rozwodził na tym, co było bazą każdego utworu w wersji live, bo o tym pisałem obszerniej jakiś czas temu.

Warto się jednak przyjrzeć temu co nie zagrano. Właściwie skreślono cały dorobek z przed 1983. No dobra na poprzedniej trasie też to uczyniono, ale liczba utworów z przed 1986 zaskakiwała swoją małością. To było nowe, mroczniejsze depeche MODE, w którym nie było miejsca na cukierkowe i skoczne klimaty ze Speak & Spell i A Broken Frame.

Gdybym był świadomym fanem w tamtym okresie i miał w garści bilet na jakiś koncert, to pewnie byłbym zaskoczony brakiem takich hitów Gore’a jak Somebody, czy A Question Of Lust. Nie to, że jestem wielkim fanem tych kawałków (choć na ostatniej trasie żal z powodu braku tego ostatniego był nad wyraz znaczący pośród fanów), ale z komercyjnego punktu widzenia było to zaskoczenie. Do tego na tej trasie zespół (Gore) przekroczył pewną granicę (kolejną) w świadomości fanów, grając swoje numery jedynie na gitarze. Elektroniczny zespół, a tu taki numer. Potem się chłopak opamiętał na jakiś czas. Niestety od jakiegoś od 1998 wróciło mu i nie widać poprawy.

Set składał się z 19 utworów – 2 od Martina i 17 od Dave’a, plus 1 instrumentalny na wejściu. Przez 65 koncertów na 88 zagranych zespół wykonał set z I Want You Now / World Full Of Nothing. 20 razy chłopaki zagrali set Here Is The House / Sweetest Perfection i jedynie 2 razy Little 15 / Blue Dress. Zdarzył się eden jedyny raz wykon setu z Little 15 + Here Is the House, ale o tym więcej opisując przebieg trasy.

Przebieg trasy

Zawirowań było na prawdę nie wiele. Przy World Violation Tour, ostatnie trasy to armagedon odwołań, zmian i swobody podchodzenia do kształtu setlisty.

No i to właściwie tyle… A teraz wyobraźcie sobie, że na onczas istnieje śmigany Internet i fani mogą komentować rozwój trasy, jak to było na Delta Machine Tour, czy Tour Of The Universe. Fala hejtu niesie się po świecie, a depeche MODE przerabia sytuację, jaką miało AC/DC podczas Black Ice Tour. No ale nic, World Violation Tour obrosło swoją legendą, zanim tak na prawdę na to zasłużyło, choć dla mnie była to…

…Niewykorzystana szansa

1990.09.11 Tokio
1990.09.11 Tokio

Do dziś nie mogę zrozumieć, jak płytę o takim potencjale komercyjnym promowała tak krótka trasa koncertowa. Cały koncept promocyjny albumu Violator wyszedł z jednej ręki. Anton Corbijn był odpowiedzialny w 100% za stronę wizualną okładek, teledysków, projekcji i otoczki wokół trasy. Wydano 4 single. Planowany był jeszcze piąty – podwójny, ale skończyło się jedynie na teledyskach zawartych na Strange Too. Ale skupmy się na trasie… Co prawda nad setlistą już się pastwiłem, ale nie zaszkodzi jeszcze.

Mój podstawowy zarzut dotyczy aranży. Po tym, co wyciśnięto z Enjoy The Silence w 1993, czy nawet na kolejnych trasach aranż przygotowany na tej trasie woła o pomstę do nieba. Pozostałe remixy był całkiem niezłe, choć zbyt kurczowe trzymanie się wersji studyjnych nie było zagraniem najwyższego lotu. Jedyne Everything Counts i Never Let Me Down Again zbytniego zamieszania tu nie czynią. Tyle drobiazgów…

1990.11.19 Londyn
1990.11.19 Londyn

Teraz w kwestiach bardziej strategicznych. Zespół w 1990 miał szaloną popularność na całym świecie. Po gigantycznej, jak na depeche MODE trasie koncertowej w 1987 i 1988 redukcja do 88 koncertów w 1990 to jakaś kpina. W samym USA był potencjał na zagranie 2/3 z tych koncertów. depeche MODE mogło swobodnie grać koncerty rozciągnięte w czasie, pomiędzy wydając kolejne single z Clean/Halo włącznie. O powrocie do USA i Europy na 4 i 5 nodze nie wspomnę. Może wtedy zaliczyliby Europę Wschodnią (choć w tamtej sytuacji było to raczej marzenie dla nas). Oczywiście to nie współczesne czasy, ale przy dużo słabszych płytach potrafią 2 razy odwiedzić jeden kontynent, a w czasach gdy im żarło, aż prosiło się zagrać w Ameryce Południowej i kolejny raz w Ameryce Północnej i Europie. Technicznie, to nie był wielki wysiłek wystarczyła wola po stronie zespołu. Rozróby za dM na ulicach i ogólna histeria. Klient był i trzymał kasę w zębach trzeba tylko było po nią sięgnąć. No chyba, że powody były inne…

Aż się prosiło, żeby zwieńczeniem potężnej trasy koncertowej była płyta koncertowa i wideo koncertowe dokumentujące zakończoną trasę. Przez lata chodził przesąd, że brak wideo z World Violation Tour był wynikiem faktu, że było zbyt blisko od wydania 101 (nagranie 88, wydanie 89). Przyznam się, że sam ulegałem temu złudzeniu. Skutecznie podtrzymywałem tę tezę tym, że jedyne nagrania w miarę pro pochodziło z obrazu przekazywanego przez ekipę techniczną hali na ekrany boczne. Oficjalne wyjaśnienie mówiło, że depeche MODE w latach 80-90 wydaje koncert na wideo co druga trasę – Some Great Reward Tour / Music For The Masses Tour / Devotional Tour / Exciter Tour. Od kolejnej trasy lecimy już bez przerw. Tyle oficjalna wersja. Tyle tylko, że jeżeli przyjrzeć się nie deklaracjom i z góry ustalonym wersjom dla prasy, to fakty mówią kompletnie co innego.

1990.11.23 Londyn
1990.11.23 Londyn

Z wyjątkiem Construction Tour na każdej trasie były kręcone profesjonalne materiały z myślą o wydaniu koncertowego wideo. Jakiś czas temu pisałem Wam o tym, jak nie wydano wideo z A Broken Frame. W kolejnym wpisie zajmę się kolejną ciemną kartą niewydanych pozycji w wideografii depeche MODE.

Do tego wszystkiego zerwana została mała, świecka tradycja, że na stronach b singli umieszcza się koncertowe numery z dziejącej się właśnie singli. Od 1982 roku była to stała tradycja (z wyjątkiem Construction Tour).

_

Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze jeden, mroczny temat w historii depeche MODE. Powszechnie uważa się, że tą złą i wyniszczającą trasą dla depeche MODE było Devotional Tour z późniejszymi wariacjami. To ta trasa doprowadziła do załamania nerwowego Andiego, na skraj alkoholizm Martina, Alan podjął decyzję o odejściu, a Dave pił każdy muchozol i wstrzykiwał sobie co się dało, a wszyscy bzykali wszystko, co nie chowa się pod ziemią i na drzewo nie ucieka.

1990.11.23 Londyn
1990.11.23 Londyn

W przypadku Dave’a jest to część prawdy. Jego problemy z dragami zaczęły się właściwie ze startem World Violation Tour. Cała trasa, a na pewno europejska noga upłynęła pod szyldem exta.zy i eksperymentów z coraz cięższymi dragami. Dave wychodził na scenę będąc mocno wstawionym i naspidowanym. Skupiał się jedynie na odegraniu tego samego schematycznego show, wg jednej sztancy, Każdy koncert praktycznie wyglądał tak samo, aby nie wprowadzać zbędnego zamieszania w zadżumioną głowę Dave’a.

Doskonale to odpuszczenie sobie trasy widać na przykładzie fryzury, która tylko rosła i o ile kanon depeszowskiego stołka może i był na początku trasy, to z biegiem miesięcy fryzura bardziej przypominała to, co Dave miał w 2001 na głowie. Długie pióra same się nie zapuściły i nie ruszyło to dopiero po zakończeniu trasy.

To również na tej trasie pojawiły się dziary, które do tej pory stanowią wizytówkę Dave’a. Patrz np dziara na lewej ręce przed łokciem z przebitym sercem w koronie cierniowej. Inne z czasem zniknęły, jak tatuaż na lewym przedramieniu.

Romans z Theresą Conroy – osobą odpowiedzialną za kontakty z mediami na trasie, kompanką od strzałów w podświadomość, również wydarzył się na World Violation Tour. Finałem tego był rozwód z Jo i wyprowadzka do Los Angeles.

_

Trasa z 1990, to było wielkie wydarzenie w historii zespołu. Koncerty były szczytem dla zespołu na onczas, nie mniej ciąży nad tą trasą poczucie niedosytu i pewien niesmak, że można było więcej, mocniej, dłużej. Bez tej trasy zespół nie mógłby zrobić kolejnych kroków i być tu gdzie jest obecnie. Nie mniej żeby usłyszeć pełne spektrum tej trasy wystarczą słownie – 3-4 bootlegi, a potencjał był zdecydowanie na więcej.

Za to wszystko należy się Panom szacunek i dziś z przyjemnością odpalę jakiegoś boota, dla uświetnienia 25 rocznicy startu jednej z ważniejszych tras w historii zespołu.

Podyskutuj na Forum MODEontheROAD.

Violator

25 lat temu album ten wywołał radość z komercyjnego sukcesu, jedną z większych konsternacji i zaskoczenie z obranego kierunku w naszej subkulturze, porównywalną jedynie z informacją o tym, że Dave ma długie pióra, a kolejna płyta będzie „rockowa”. Płyta która dziś jest kanonem kiedyś była powodem do ścigania młodych fanów jako wyznacznik obciachu. Album wydany w jednym z ważniejszych okresów dla historii muzyki popularnej na świecie.

Wydanie Violatora można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Trochę napisałem o albumie parę lat temu przy okazji wpisu o tym, jak depeche MODE się skończyło… ile razy i dla kogo, więc tak bardzo do rozterek ówczesnych fanów nie będę wracał. Wystarczy tylko zaznaczyć, że ówcześnie pochwalenie się sympatią do depeche MODE z powodu tego albumu mogło oznaczać oklep. Będę w tym tekście krążył wokół tego motywu, ale trochę od innej strony. Może to pozwoli zrozumieć dlaczego wtedy reagowano na ten album alergicznie w subkulturze i dlaczego w mainstreamie album odniósł sukces, a jednocześnie dlaczego obecnie jest to ikona nie tylko depeche MODE, a muzyki pop w szczególności. Jako, że ten blog głównie skupia się na aspektach koncertowych działalności muzycznej depeche MODE, wobec czego w kolejnych wpisach celebrując 25 lecie Violator temu zagadnieniu poświęcę osobny tekst, bo również jest o czym…

Końcówka lat 80. To przejście do głównego nurtu twórców i producentów muzyki znamienitej grupy ludzi, którzy początkowo tworzyli podziemie djeskie m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji i USA. To Ci ludzie opisując swoje inspiracje muzyczne przedstawiali depeche MODE, jako tych, którzy kształtowali ich gusta muzyczne na alternatywnej scenie muzyki elektronicznej. Ta całkiem liczna grupa przyszłych producentów, remikserów, djów tworzyła zupełnie nową generację. Ludzie Ci nie tworzyli jednej zwartej grupy. Pochodzili z różnych zakątków, tworzyli bardzo różną muzykę. Mieli jedną cechę wspólną chcieli odejść od zaszufladkowania muzyki w gettach styli i gatunków.

O depeche MODE mówi się, że przez całe lata 80. należał do grona jednego z najbardziej innowacyjnych zespołów muzycznych i w wielu momentach wyprzedzał swoje czasy. Przez to był nierozumiany przez manistream w Anglii. Co innego działo się na kontynencie, oraz od drugiej połowy lat 80. również w Ameryce. Angielskie media tego nie rozumiały za grosz, za to ludzie odpowiedzialni za produkcję zwiastowali przyszłą rewolucję w muzyce popularnej.

Wynikała ona z kilku czynników. Z jednej strony praca u boku depeche MODE pozwalała obcować ze sprzętem, który był bardzo czesto na tyle drogi, że nabywcami były wytwórnie płytowe lub ich właściciele. Przez długie lata masa muzyki, jaką słyszymy na płytach depeche MODE powstawała m.in. dzięki temu, że Daniel Miller udostępniał chłopakom swój sprzęt i wiedzę. I w końcu ponieważ depeche MODE tworzyło swoje brzmienia samodzielnie, nie korzystając z gotowych banków brzmień, dzięki temu każdy album to była oddzielna, nowa podróż również z technicznego i technologicznego punktu widzenia. W pewnym momencie dla depeche MODE był to rodzaj obsesji, a dla każdego profesjonalisty rodzaj zawodowego wyzwania.

Z drugiej strony ludzie z otoczenia depeche MODE, tacy jak François Kevorkian byli urzeczywistnieniem nowej fali producentów, którzy pracowali równocześnie dla kapel elektronicznych i rockowych. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Zbiegło się to z nadchodzącą rewolucją i postępującą dostępnością sprzętu, który dekadę temu był jeszcze zbyt drogi (Fairlight) lub po prostu nie istniał. np. samplery (choć samplowano już w latach 40.). To też był czas kiedy sprzęt muzyczny zmieniał swoją postać – z potężnych kloców i szaf przybierał co raz mniejsze postacie, by stracić swoją fizyczną postać w kierunku oprogramowania. Najważniejszym instrumentem w studio stawała się, początkowo, stacja robocza oparta na Amidze, a potem na Mac.

Nowa generacja ludzi, nowy sprzęt, nowe idee, ta mieszanka potrzebowała swojego ujścia i znalazła je w postaci odejścia od sztywnego trzymania się styli w muzyce pop i rock. Jak grzyby po deszczu zaczęły kiełkować nowe projekty oparte np. na mieszance hip-hopu, funky i metalu (patrz  Red Hot Chilli Peppers, Faith No More) lub też zespoły rockowe wprowadzały do swoich brzmień elektronikę, która towarzyszyła muzyce nie jako partia klawiszowa, ale wypełniała utwory w postaci teł, loopów i sampli przez cały utwór. A muzycy z różnych scen zaczęli eksperymentować ze stylami zupełnie odległymi od siebie. To tylko kilka przykładów tej zmiany, a było tego więcej… To właśnie w nowej dekadzie – l. 90. – mieszania wszystkiego ze wszystkim – muzycznie depeche MODE i U2 nigdy nie byli sobie tak bliscy, jak między rokiem 1990, a 1997. Po części za sprawą jednego człowieka:

  • 1987 – Joshua Tree – Flood – Inżynier dzwięku
  • 1990 – Violator – Flood – Producent
  • 1992 – Achtung Baby – Flood – Producent
  • 1993 – Songs Of Faith And Devotion – Flood – Producent
  • 1993 – Zooropa – Flood – Producent
  • 1997 – POP – Flood – Producent

Oczywiście po drodze były produkcje dla innych – NIN, Nitzer Ebb, Nick Cave, itd.

Co do samego U2 nie jest tajemnicą, że Bono i Eadge byli pod bardzo dużym wrażeniem Violator, gdy nagrywali Achtung Baby, a w przypadku Enjoy The Silence Bono był nawet zły, że to nie oni nagrali taki numer. Podobnie było z duetem Pet Shop Boys, który nagrywając swoją płytę Behaviour bardzo dużo słuchał Violator’a. Z drugiej strony Flood zapytany w 1992 o brzmienie właśnie nagrywanego Songs Of Faith And Devotion – stwierdził, że depeche MODE nagrywa Achtung Baby 2.

Klasyczne trzymanie się muzycznych gatunków było w odwrocie, a depeche MODE było na czele tej zmiany. Odejście od ścisłego trzymania się utartego szlaku, jakim był styl muzyczny danego zespołu, spowodowało zmiany również w podejściu do konsumpcji muzyki. Tak ważna kiedyś identyfikacja subkulturowa przestawała wystarczać. Odbiorcy muzyki słuchając nowych nagrań zaczęli odkrywać, że nie trzeba być metalem, żeby słuchać Metallicy (patrz Czarny Album), czy grając ciężkiego rocka można powoływać się na inspiracje depeche MODE. To już nie była śmiertelna zbrodnia dla twórców. Problem był pośród zagorzałych fanów, którzy nie byli przygotowani na tego typu zmiany, stąd nagły wybuch słuchaczy Violator, którzy nie mieli problemów, żeby obok na półce stała płyta New Kids On The Block razem z Metallicą, budził zrozumiały gniew i oburzenie tych najbardziej zaangażowanych.

Album, który był jednym z pierwszych redefiniujących wykorzystanie np. gitary w elektronice był okrzykiwany jako komercha i sprzedanie się depeche MODE. To jest pewien paradoks tego albumu, bo z jednej strony jest to kanon całego konceptu bycia depechem – obraz, wygląd, ikonografia (np róża, logo), cała otoczka i klimat. A z drugiej strony zawarta w albumie muzyka, otwierająca się na brzmienia rodem z muzyki country, czy bluesa.

Violator był albumem zwiastującym te zmiany w muzyce elektronicznej, pop i rock. To właśnie po raz pierwszy tak szeroko depeche MODE zastosowało gitarę, jako instrument główny w swoim utworze, a nie jako loop odpalany z klawisza, czy instrument wspierający, efektowy na koncertach (patrz Construction Tour i Music For The Masses Tour). Po raz pierwszy w swojej twórczości zespół wykorzystał również perkusję, która wymagała już odgrywania jako osobna sekcja na koncertach w Clean i Personal Jesus. Potem poszli jeszcze dalej, czego efektem jest zatrudnienie Eignera na pełny etat (ale to inna historia). Te wszystkie zmiany nie dały jednego – uznania w oczach krytyki. depeche MODE mogło stawać na uszach, ale i tak to zespoły przychodzące po nich dostawaly etykietkę innowatorów i prekursorów np. Moby robiąc dokładnie to samo co dM.

Nie mniej efektem wydania Violator, było wejście depeche MODE z poziomu czołowego zespołu alternatywnych stacji radiowych i list przebojów, do radiostacji grających TOP40 i szału na ulicach. Wydawało się, że odpowiedzią na to powinna być gigantyczna w przekazie trasa koncertowa pokroju Zoo TV Tour. Tak się jednak nie stało. Album niósł w sobie potencjał wydania właściwie każdego utworu na singlu, miał zadatki, aby stać się nośnikiem wieloletniej trasy koncertowej i potencjał zarobienia wielu milionów $$$. Stało się jednak inaczej, ale o tym w kolejnym odcinku już o samej trasie koncertowej gdzieś w okolicach Maja.

If you wanna use guitars, use guitars…

Remixy vs wersje koncertowe – World Violation Tour

Przyszła pora rozebrać pierwszą setlistę na części składowe. Może nie tak dokładnie jakbym to chciał, ale od czegoś trzeba zacząć. Jeżeli ktoś z Was próbował robić podobne rzeczy z innymi setlistami, to chętnie podzielę się miejscem na blogu.

dziiqsSetlista składała się z 20 utworów, z czego 2 były akustyczne wykonywane przez Martina i jeden instrumentalny. Pozostałe 17 utworów to była domena Dave’a. Ja skupię się na tej 17 + instrumentalne Kaleid.

  • Kaleid – wersja przygotowana specjalnie na trasę, w oparciu o wersję Kaleid (Remix). Inaczej się rozkręca, ale potem jest już normalnie.
  • World In My Eyes – utwór w wersji koncertowej był wariacją na temat wersji albumowej. Nie jest to zbyt odległy remix, ale jednak posiada pewne różnice. Co ciekawe intro do tego utworu zmieniło się w miarę trwania trasy. Do koncertu z Frankfurtu 1990.10.14 numer zaczyna się nieco inaczej, a od tego koncertu mix został przearanżowany by był bardziej zwarty. Są tacy, co twierdzą, że na lepsze. Jaki był tego powód tego nikt nie wie.
  • Halo – wersja albumowa z całej okazałości
  • Shake The Disease – podobnie jak na poprzedniej trasie, mix z 1990 oparty został o wersję 7″.
  • Everything Counts – tu nie ma sekretu, każdy, kto słuchał singla Everything Counts – live od razu zakrzyknie, że jest wersja na bazie remixu Bomb Tha Bass, czy jak to inni powiedzą Tima Simenona.
  • Master And Servant – 7″ mix
  • Never Let Me Down Again – tym razem Alan wziął na warsztat wersję 7″ i Aggromix. Z połączenia tych dwóch remixów powstał mix koncertowy w 1990.
  • Waiting For The Night – tu sprawa jest krótka – L.P. mix
  • Clean – j.w. – L.P. mix
  • Stripped – wersja zbliżona do mixu granego na poprzedniej trasie, oparta na wersji 12″.
  • Policy Of Truth – kolejny raz Alan sięgnął po wersję z L.P.
  • Enjoy The Silence – pierwsza wersja koncertowa tego kawałka powstała jako połączenie 3 remixów – Bassline / 12″ i 7″
  • Strangelove – po raz kolejny jest to wersja oparta dosyć wiernie na mixie albumowym.
  • Personal Jesus – do wersji koncertowej z 1990 Alan użył trzech mixów – 7″, Kazan Cathedral mix i Pump mix
  • Black Celebration – ponownie nie będę odkrywczy jak napiszę, że wersja z 1990 roku, czerpie pełnymi garściami z L.P.
  • A Question Of Time – j.w. – L.P. mix
  • Behind The Wheel – j.w. – L.P. mix, która przechodzi w…
  • Route 66 – Beatmasters mix

Docelowo chciałbym zrobić coś takiego o wiele dokładniej, nie mniej już samo opracowanie tego tematu w taki sposób dla każdej trasy to już i tak sporo.

Remixy, wersje studyjne vs wersje koncertowe.

Może się powtórzę, pewnie dla niektórych może to już być nudne, może będzie to oczywista oczywistość nie mniej uważam, że warto zacząć od podstaw. Kogo nudzi ten wpis proponuję zaczekać do kolejnego wpisu, który będzie dotyczyć pierwszej z tras, którą wziąłem na warsztat.

depeche MODE uważa się za (m.in.) tych twórców muzyki elektronicznej, którzy sztukę remixu upowszechnili, albo przyczynili się do tego, że inni zaczęli pchać tę formę muzyczną komercyjnie pod strzechy. Najpierw sami, a potem wybierając tych godnych pośród siebie, którzy robili remixy na strony b singli wydawanych zarówno komercyjnie, jak i promocyjne. W czasach, gdy zespół sam wykonywał remixy utwory te miały o wiele większe znaczenie, niż tylko stworzenie wariacji na temat bazowego utworu, który znalazł się na płycie długogrającej. Z resztą pojęcie finalnej, jak i oryginalnej wersji utworu miały kiedyś znaczenie dosyć względne i umowne. Czasami można się zastanawiać dosyć poważenie co było bazą, a co tylko etapem w tworzeniu muzyki, ale myślę, że wyjdzie to w dalszej części tekstu.

W czasach, gdy zespół sam pracował nad całością wydawanego przez siebie materiału, remixy były często efektem sporów, głosowań, ścierania się różnych wizji nt kształtu, jaki ma przybrać płyta. W zależności od tego, który pogląd wygrywał tego wersja lądowała na płycie. Przegrany dostawał stronę b. Przykłady?

  • To Have To Hold – utwór istnieje w dwóch wersjach. Ta na płycie jest autorstwa Alana, ta na stronie b singla Never Let Me Down Again, z dopiskiem Spanish Tester, jest bliska demu z jakim Martin przyszedł do studia. Ostatecznie w wyniku sporu o ten utwór (pewnie też głosowania) wersja Alana stała się wersją podstawową. Martinowa stała się remixem, mogło być doskonale na odwrót.

 

  • Never+Let+Me+Down+Again+Remixes+R8509501165305952-Never Let Me Down Again – wersja zamieszczona na płycie brzmi, jakby została ucięta nożyczkami na końcu. Bo tak właściwie jest. Sięgając po singiel z tym utworem znajdujemy remix z dopiskiem Split Mix, który zawiera to, czego pozbawiona została wersja z płyty, czyli końca.

Takich historii jest wiele. Podobnie można napisać o World In My Eyes, A Pain That I’m Used To, czy Fly On The Windscreen. Często tą oryginalną / bazową wersją jest wersja oznaczona jako 12″ mix z dużego singla. Potem przycinano kawałek trochę bardziej, aby zmieścił się na longplay, a potem, docinano jeszcze bardziej, aby miał 3:50 i jako wersja 7″ szedł do radio, czy jako promo do klubów.

To, co my postrzegamy jako remixy było niczym innym, jak zatrzymane na pewnym etapie wersje rozwojowe ze studia nagraniowego. Dzięki remixom możemy przyjrzeć się jak ewoluował dany utwór na różnych etapach pracy w studio. Zespół wiele razy pracował nad kilkoma wersjami utworu równolegle, by potem w drodze głosowania wybrać najlepszy ich zdaniem na płytę. Dzięki temu wersja nr 34 stawała się wersją albumową, a wersje numer 12, 69, 27 i 115 stawały się remixami, choć mogło być przecież kompletnie inaczej. Tak było w czasach, gdy panom z zespołu się chciało. Skończyło się to gdzieś w okolicach 1990, potem udział zespołu kurczył się do albumów oddając pola zewnętrznym remixerom.

Oczywiście były czasy, gdy za opisami remixów stała również jakość. Single słuchało się tak samo, jak albumów. Dla mnie takim przykładem są single Policy Of Truth, czy Walking In My Shoes. Obecnie jest to ruletka i w czasach, gdy remixy stały się lanserką przypadkowych remixerów, których jedyną zasługą jest to, że są z tej samej wytwórni, co depeche MODE magia kupowania singli dawno prysła. No dobrze, ale co to ma wspólnego z koncertami?

144W pewnym sensie odpowiedziałem właśnie na to w powyższym akapicie. Od lat trzymam się tezy, że stare single depeche MODE, ale co też pokazuje Delta Machine Tour niektóre współczesne remixy, to baza niewykorzystanych pomysłów na dany utwór, a w przypadku zewnętrznych remixerów innego podejścia do utworów, które potem dostaje druga szansę na koncertach. Czymże są wersje koncertowe, jak nie remixami utworów uznanych, jako podstawowe z tą różnicą, że grane na żywo. Gdyby zrobić taki eksperyment i opublikować wersje koncertowe kawałków granych na trasie World Violation ze studyjnymi wokalami, to swobodnie mogłoby takie wydawnictwo dostać tytuł np The Remixes 83>90.

No właśnie i tu dochodzimy do sedna sprawy. Chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie pomysł, aby rozpracować (z czasami) i opracować setlisty z minionych tras koncertowych w odniesieniu do remixów z jakich zaczerpnięte zostały poszczególne fragmenty tych że wersji. W kolejnym wpisie zajmę się setlistą z World Violation Tour. Mam nadzieję, że za tym pójdą kolejne trasy.

Japanese Violation

Są takie dni, kiedy przekopywanie się przez dokumenty, albo jeden telefon przynosi nową informację tam, gdzie się jej nie spodziewa. Ten tekst jest właśnie o takiej sytuacji. Znany i nieskazitelny obraz trochę się porysował… World Violation Tour, nie przebiegało tak gładko…

Do tej pory postrzegałem trasę World Violation jako jedną z najbardziej przewidywalnych tras w historii koncertowania depeche MODE. Nie ma to nic wspólnego z komercyjnym sukcesem płyty i trasy. Właściwie nic tam się nie działo, co mogłoby zaskoczyć. Sprzęt padł tylko raz i to dopiero w Europie – Stuttgart 1990.10.15 😉 Setlista również nie rozpieszczała, choć sama dobór utworów sprawił, że przez długie lata była to dla mnie kwintesencja zespołu i lubiłem sobie ustawić w tej kolejności utwory w wersjach studyjnych do słuchania w domu. Właściwie, gdyby nie sporadyczne zmiany dokonywane wg schematu: 2 noc z rzędu lecimy z Here Is the House / Sweetest Perfection [20], a jak gramy 3 noc z rzędu, to zapodam łaskawie Little 15 / Blue Dress [2], to człowiek miałby problemy z ogarnięciem który koncert jest który. Ten problem czasami jest widoczny przy bootlegach w poprzednich tras i stąd masa fake’ów.

Tak na prawdę jedynie postęp zarastającej fryzury Dave’a świadczył o sprawnie poruszającej się do przodu machinie promującej największy komercyjny sukces zespołu w historii…. Nie tylko Exciter Tour można mierzyć stopniem bujności piór Dave’a okazuje się, że World Violation Tour też.

Tak niesprawiedliwie myślałem do niedawna…. 😉 Ta rysa na nieskazitelnym obrazie trasy pojawiła się u mnie całkiem niedawno…. O tym, że World Violation Tour, szczególnie w drugiej, europejskiej, części trasy to było takie małe Devotional Tour, głośniej lub ciszej mówiło się od lat. Mam tu na myśli oczywiście, co raz odważniejsze eksperymenty Dave’a z dragami. Być może tym właśnie trzeba tłumaczyć wręcz maszynową powtarzalność setu przez całą trasę, jako wyraz bezpieczeństwa, samozachowawczości w momencie, gdy wokalista był naspidowanym. Nie mniej to wszystko było czymś, co się działo zanim kurtyna poszła w górę i po jej opadnięciu. Sam show pozostawał nieskazitelny… no prawie.

Oczywiście jest trochę niewiadomych z tej trasy – np. dlaczego w Nowym Jorku 1990.06.18 Martin zaśpiewał tak dziwny set? Dlaczego zespół tłukł beznamiętnie tylko jedną setlisę? Dlaczego wszystkie bootlegi brzmią tak, a nie inaczej na tej trasie? Ale ja nie o tym…

W tym momencie mała przerwa i robimy dygresję. Od jakiegoś czasu pojawiają się na sieci naprawdę godnej jakości nagrania, znanych już koncertów prosto od ludzi, którzy nagrywali te koncerty. Bardzo często okazuje się, że materiał wcześniej przez dekady zarzynany po przez przegrywanie z kasety na kasetę, zgrywany z VHS do audio, masakrowany kompresją do *.mp3 itd, itd, obecnie wypływa dając nowy pogląd na obsłuchany już dawno bootleg.

Nagrania te wypływają głównie na zamkniętych forach taperów lub mało dostępnych torrentach dla nagrywających koncerty, gdzie ludzie w wąskich gronach wymieniają się “1 kopiami z mamuśki”. Odpryski takich zdarzeń widzimy publicznie w postaci wypływu niskiej jakości plików w *.mp3 i z wielomiesięcznym opóźnieniem. Ostatni taki przykład to – Brighton 1981.08.02.

Przy tej okazji można dowiedzieć się wielu ciekawostek prosto ze źródła, od ludzi, którzy przez lata trzymali taśmy DAT lub dyski MD na swoich półkach i dopiero nie dawno znaleźli czas aby zrobić transkrypcję do *.wav lub *.flac….

To „odkrycie” jest właśnie efektem takiej rozmowy (dzięki Więcor 🙂 ). No ale wracamy do  World Violation Tour. Wydawało się, że depeche MODE grało trasę bez większych zawirowań i tylko wpadka ze sprzętem w Stuttgart 1990.10.15 na chwile zatrzęsła karawaną. Tym czasem zanim zespół zajechał do Europy już zaczęły pojawiać się problemy z kondycją Dave’a wspominane już wcześniej pogłębiające się uzależnienie oraz trudy trasy sprawiły, że Dave w okolicach koncertów na antypodach zaczął tracić głos. Skutkiem tego było odwołanie koncertu w Meldburne 1990.09.01. Fakt przemęczenia miał jeszcze jedno znaczenie dla trasy.

Na bootlegach z Japonii dziwną prawidłowością jest fakt, że praktycznie wszystkie koncerty mają pocięte bisy. Raz jest to tylko Black Celebration + A Question Of Time, a innym razem tylko Behind The Wheel + Route 66. Pewnie niektórzy z Was sięgną teraz pod swoje bootlegi na półce, czy dysku, aby to sprawdzić. Pojawiają się różne wersje tych koncertów, o różnej długości, ale na pewno brakuje tam czegoś w bisach. No właśnie, to nie był przypadek. Tych bisów po prostu na koncertach nie było. Nawet jeżeli na jakimś bootlegu są te numery, to są to fake’i. Ktoś celowo dosztukował brakujące numery. Jedynym koncertem z Japonii jaki mógł mieć pełną setlistę jest pierwszy koncert z Tokyo 1990.09.11. Co ciekawe drugi koncert z 12 września znowu ma brak pierwszych bisów. Czemu tak? Jako powód przypisuje się problemy z gardłem i chęć oszczędzania się przed kolejną częścią trasy w Europie. Zespół traktował Japonię lekką zlewką i jedynie jako szansę do zarobienia pieniędzy. Być może dlatego obecnie zespół w te rejony nie jeździ, bo nikt ich nie zasponsorował.

Z japońskiej trasy znane są wszystkie koncerty (w postaci bootlegów) z wyjątkiem Fukuoki 1990.09.04, ale naoczni świadkowie relacjonują, że tam też nie było  Black Celebration i A Question Of Time.

Jak do tej pory największym znakiem zapytania jest dla mnie koncert w Kobe 1990.09.06, gdzie zamiast bisu składającego się z Behind The Wheel + Route 66 jest bis Black Celebration + A Question Of Time. Nie potrafiłem nigdzie zweryfikować tego, czy jest to wyjątek od wyjątku, czy też efekt kreatywnej twórczości jakiegoś fana. Znawcy tematu twierdzą, że tam zostały zagrane Behind The Wheel + Route 66, a nie Black Celebration + A Question Of Time.

Jak widać nawet tak idealna trasa ma rysy… ludzie to wszystko wywleką nie ma świętości 🙂

Skąd się biorą Soundboardy?

Pfff, no jak to skąd? Ktoś z obsługi technicznej nagrywa, a potem wypuszcza w świat. Wielka mi filozofia. Tak można najprościej napisać i właściwie temat pierwszego w Nowym Roku wpisu można odfajkować jako załatwiony. Skoro jednak już w pierwszym zdaniu tego tekstu wyjaśniam sprawę, to może jednak nie o to mi chodzi. Dziś o tym jak i skąd biorą się soundboardy.

Paradoksalnie powinienem tego typu rozważania zacząć od opisania czym są bootlegi itp, bo potoczna wiedza nie jest do końca tym samym, co mówi o bootlegach literatura fachowa. Zostawię to sobie jednak na inne czasy.

Do ruszenia tego tematu skłoniło mnie wypłynięcie na światło dzienne specyficznej formy bootlegu jakim jest soundboard, w tym przypadku z pierwszego koncertu w Los Angeles 1990.08.04. Nagranie wypłynęło pod koniec ub roku i od razu wzbudziło liczne spekulacje. Ciężko jednak nie stawiać pytań, gdy po takim czasie pojawiają się na ebay’u nagrania, o których nikt nawet nie marzył lub wszyscy byli przekonani, że ew. jedynymi posiadaczami jest zespół lub jego otoczenie.

Ale od początku. Co to jest soundboard? Jest to zapis koncertu zgrany bezpośrednio ze stołu mikserskiego lub z jakiegoś innego miejsca poprzez wpięcie się w instalację nagłaśniającą koncert. Jest to ten sam dźwięk, który potem publika słyszy płynący z głośników. Podstawową zaletą bootlegów, których źródłem jest zapis ze stołu mikserskiego jest stosunkowo wysoka jakość nagrania. Minusem (dla wielu) jest brak wyraźnie słyszalnej publiczności. Publika jest o tyle słyszalna o ile mikrofony ustawione na scenie zdołają zebrać jej krzyki. Dla mnie odsłuch soundboardu to taki test weryfikujący jakość publiki. Nagrać koncert z publiki i powiedzieć, że była głośna jak żadna to każdy głupi potrafi :-P. Ale tak śpiewać i klaskać, żeby potem na soundboardzie było to wyraźnie zarejestrowane to trzeba już umieć. Mówię o publice oczywiście 😉

Bootleg
Bootleg

Po co, w takim razie, są nagrywane koncerty w takiej postaci? Teoria jest taka, że zespoły często rejestrują zapisy swoich występów, aby potem móc wprowadzać zmiany w wykonaniach utworów oraz w samej setliście. Zarejestrowane nagrania używane są do korekcji ustawień aparatury nagłaśniającej. Służą również jako dokumentacja koncertów. Czasami wykorzystywane są w celach promocyjnych dla dziennikarzy, marketingowców, szefostwa wytwórni. W przypadku takich zespołów jak U2, Metallica, czy depeche MODE mogą służyć również jako baza do przygotowania nagrań z koncertów do sprzedaży fanom. Wystarczy ustawić dodatkowe mikrofony zbierające pracę publiki i po zmiksowaniu i oczyszczeniu (kolejność chyba odwrotna) powstaje wydawnictwo potocznie nazywane przez fanów depeche MODEjako LHN. Tak, tak LHNy to są właśnie soundboardy z dograną publiką. Dlatego nie będą to nigdy płyty koncertowe z krwi i kości i zawsze będą należeć do bocznego katalogu depeche MODE. I dlatego, tzw LHNom bliżej do bootlegów, niż do pełnoprawnych wydawnictw z oficjalnego katalogu zespołu.

Skoro już wiemy po co powstają soundboardy, warto postawić kolejne pytanie: Jak to się dzieje, że tego typu nagrania wypływają? Co zespół na to? Odpowiedź jest jedna: to skomplikowane… nie wyjaśnia? No to rozwinę. Otóż w początkowych latach istnienia zespołu Panowie Dave & Co wręcz sami rozdawali zapisy swoich koncertów, dzięki temu zwiększał się fanbase. Potem fani przegrywali sobie te bootlegi i szum wokół zespołu się nasilał. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać, bo zespół nie miał już w tym interesu. Źródłem soundboardów zaczęli być członkowie ekipy technicznej, pracownicy stacji TV, radiowych lub pracownicy firm zewnętrznych dostarczających dodatkowe nagłośnienie, osprzęt potrzebny do tego, aby koncert się odbył.

Performance - Live In Basel, 1984.11.29
Performance – Live In Basel, 1984.11.29

Nie od dziś wiadomo, że dla technicznych na koncertach zapis koncertu z konsolety jest tym czym dla pilota zapis z czarnej skrzynki samolotu (dokumentacją jego pracy). Teoretycznie przyjęte jest, że po nagraniu konkretnego koncertu i ew. późniejszym odsłuchaniu w celu naniesienia ew. korekt nagłośnienia, brzmienia instrumentów przy okazji kolejnego koncertu takie nagranie jest nadpisywane przez kolejny koncert. Po prostu kasety (DAT) rotują w sprzęcie nagrywającym co kilka występów. Oczywiście są też takie ekipy, że każdy koncert jest nagrywany i archiwizowany. Zespoły mają różne podejście do tej kwestii, wszystko zależy od tego, jak bardzo powtarzalny jest występ na przestrzeni całej trasy koncertowej. Kiedy w 2010 roku wypłynęły SDB’y z San Francisco 1990.07.21 i Los Angeles 1990.08.05. Side-line przepytało na tę okoliczność Alana potwierdzając, że źródło tych nagrań powstało, aby sprawdzić:

how the show was sounding generally, or how well or badly it was being mixed out front.

To oczywiście wszystko fajne, co napisałem, ale Ciebie drogi czytelniku-fanie nurtuje pytanie – czy depeche MODE nagrywa swoje koncerty w taki sposób? Tak, nagrywa. Nie wiem od kiedy ale jestem więcej jak pewien (tzw doświadczenie życiowe i wiedza nabyta przez lata), że każdy koncert depeche MODE jest nagrywany. Czy przetrzymuje próbę czasu, to już inna sprawa. Od 2006 roku mamy dowód namacalny w postaci LHNów. To nie jest nic nadzwyczajnego, to rodzaj rutyny na trasie. depeche MODE praktycznie od początku koncertowej działalności to robi. Najstarszy, znany soundboard pochodzi z Londynu z 1983 (rejestracja przez BBC).

Wypłynięcie kolejnego nagrania z trasy World Violation zostało wsparte przeciekiem, że soundboardów z tej trasy jest więcej i należy przygotować się na kolejne produkcje jak TA. Źródłami SDB są techniczni ze starych tras depeche MODE lub ludzie, którzy weszli w posiadanie tych nagrań czasami w dość przypadkowy sposób. Otwartą kwestią pozostaje sprawa, czy i kto archiwizuje te nagrania, dzięki czemu mogą one po lata wypływać i przyśpieszać krążenie.

Ultra live - Bootleg
Ultra live – Bootleg

Soundboardy były i będą pożądanymi, przez fanów, nagraniami z tras koncertowych, bo pozwalają wejść w posiadanie nagrania koncertowego dobrej jakości bez żadnych poprawek. Daje to poczucie obcowania z czymś oficjalnie nieosiągalnym i trudno dostępnym. Dzięki soundboardom możemy również bawić się na zlotach przy nagraniach koncertowych z tras, do których nie zostały wydane oficjalne nagrania koncertowe.

W następnym wpisie o tym, co to są IEM’y i dlaczego właściwie nie ma ich z koncertów depeche MODE.

Music For The Masses backing tapes!

Ciekawe aukcje miały miejsce w minionym tygodniu na eBay. Pewien obywatel z kraju w którym chodzi się na rękach wystawił nieoczekiwane rarytasy. Jedne z nich były prawdziwymi perłami inne trochę mniej, ale wszystkie budziły szybsze bicie serca wśród fanów depeche MODE

W poprzednim tygodniu, co dociekliwsi fani/ebay-owicze (jeśli można tak napisać) ekscytowali się aukcją pewnego sympatycznego Nowo Zelandczyka.

Ów gość z antypodów wystawił 7 mniejszych lub większych rarytasów z koncertowej historii. Jak napisał w każdej aukcji wyprzedaje rzeczy, które dostał od inżyniera światła w paczce z kurtką, którą ów inżynier używał m.in. na World Violation Tour w 1990 roku.

Idąc od końca na aukcji pojawiły się tourbook z: Construction Time Tour, Some Great Reward Tour (Europa), Some Great Reward Tour (USA), Black Celebration Tour. O ile właściwie wszystko poniżej Devotional Tour osiąga ceny w okolicach 300 PLN i za takie m/w pieniądze chodzą Tourbooki z A Broken Frame Tour i Construction Tour, to tego typu pozycje nie robią już zbytniego wrażenia. Wielu poszukiwaczy nawet jeżeli nie są w stanie jeszcze ich kupić, to nie dostają już migotania przedsionków na samą myśl, że na ebay’u, czy allegro pojawiła się taka pozycja. Nie mniej na końcu walka o te pozycje jest zażarta.

Choć nie można też nie zauważyć, że niedawno zakończona aukcja tourbooka z World Violation Tour nie wzbudziła popłochu we wsi. (100 PLN + koszty i nie spotkało się to z reakcją).

Większe poruszenie wzbudziły 3 kolejne aukcje. W kolejności od najmniej rozpalającej sytuacja wyglądała następująco:

  1. WVT-TIWorld Violation Tour Itinerary – osobiście widziałem tę pozycję na ebay’u może ze 3 razy, u znajomej fanki 1 raz. Pokrótce jest to rozpisana w każdym szczególe trasa koncertowa od strony techniczno-logistycznej. Wszystkie hotele, godziny rozpoczęcia koncertów itp. Tego typu pozycje nie są czymś częstym, ale przy odpowiednim zasobie portfela, czasu i cierpliwości. Można na spokojnie zebrać tego typu publikacje. Po za tym fani posiadający te pozycje raczej chętnie wymieniają się za kopie tego typu książek z innymi fanami. Pozycja poszła za niespełna 75 USD, w przeliczeniu na PLN daje to jakieś 245 zł w zależności od kursu.
  2. BC TourBlack Celebration Tour Itinerary (USA) – i tu zaczyna się szybsze migotanie przedsionków. Tę pozycję widzę pierwszy raz na jakiejkolwiek aukcji. Jak do tej pory jest to najstarsza pozycja z tego gatunku jaka się pokazała na rynku. Nie liczę tu Construction Tour – Tour Itinerary / Raider Techniczny / Kontrakt – na trzy koncerty w Skandynawii z 1983 roku. Wycinek tej pozycji został wykorzystany do stworzenia tekstu o wyżywieniu na trasie. Kontrakt z Construction Tour wykorzystałem również do opisania koncertów – ze Sztokholmu 1983.12.01 / Kopenhagi 1983.12.02 / Lund 1983.12.03. Black Celebration Tour Itinerary poszło za 182,50 USD, czyli na nasze niespełna 600 PLN.
  3. backing_tapesNa koniec zostawiłem prawdziwą perełkę, choć tak na prawdę wypucowałem się pisząc ten tytuł. Choć nie do końca. Jak zobaczyłem co zostało wystawione na aukcji, to miałem nie tylko migotanie przedsionków, ale i zaburzenia ruchu zatokowego. Otóż na aukcji zostały wystawione 3 kasety magnetofonowe, które zawierał podkłady do setu z Music For The Masses Tour (tzw Backing Tapy). Kasety zawierają również presety, oraz ustawienia (powiązania) z dźwiękami świateł pracujących podczas trasy. Autor aukcji opisał to następująco:

Studio recording of the live backing tracks that they used in live shows. This is a one off rare item have never seen another like it…. Also a copy of the lighting desk cues used during the black celebration tour…

Przypomnę tylko, że wiele lat temu wypłynęły Backing Tape’y z trasy World Violation i do niedawna były jedynym tego typu zapisem z koncertów depeche MODE.

Rozmawiając ze sprzedawcą miałem wrażenie, że nie ma bladego pojęcia o tym, jak cenną rzecz sprzedaje, prosił mnie o wyjaśnienie, co to są „lighting desk cues” i co się z nimi robi. Wyprzedawał te rzeczy głównie dlatego, że mu zbywały, nie miał nawet na czym tego słuchać, a po za tym jemu chodziło o tę kurtkę, co dostał od najprawdopodobniej od Adama Ducketta lub Billiego Lawforda lub kogoś powiązanego z nimi. Nie chciał jednak zdradzić swojego źródła. Obaj Panowie byli Inżynierami Świateł na Music For The Masses Tour (za Tourbookiem z tej trasy w Europie).

Jak takie lightning desk cues działały w czasie koncertu możecie zobaczyć na poniższy fragmencie ze 101 tak około 39 sekundy:

Niedawno zakończyła się aukcja fantów wyprzedawanych przez Alana, można było kupić np banki z dźwiękami używanymi przez klawisze Alana na trasach Music For The Masses / Devotional / Exotic. Już można posłuchać sobie próbki tych brzmień, po kliknięciu na powyższy link. Mając te dwie pozycje w ręku właściwie mamy już całą muzykę z tej trasy gotową. W końcu Mart sporo numerów grał (dogrywał) na gitarze, a Andy głównie walił w pady. Oba te tematy można łatwo dorobić.

Trzy kasety poszły za kwotę 167,50 USD co na nasze daje prawie 550 PLN. Jestem bardzo ciekawy jak szybko to wypłynie.

Spodziewam się uzyskać jeszcze kilka informacji na ten temat. Jak to piszą w gazetach do czasu zamknięcia tego numeru nie udało mi się skontaktować ze zwycięzcą, który wyjął te kasety. Ponieważ sprawa ma charakter rozwojowy będę Państwa informował w miarę rozwoju wypadków.

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? #1

Mówi się, że jest kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Mówi się też, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W czasie tej trasy zaliczyliśmy z depeche MODE wzloty od zachwytu przez załamki, po znowu wzloty, ale czy koniec trasy to będzie lądowanie z telemarkiem czas pokaże. Dziś depeche MODE zaczyna ostatnią część trasy promującej Sounds Of The Universe.

A łaska fanów na pstrym koniu jeździ można dodać jeszcze. Ale do rzeczy…

Przez lata było tak: depeche MODE jechało w trasę koncertową planowało set i tłukło go przez całą trasę, co najwyżej wywalając jakiś utwór (np. Here Is The House w 1986), a jeżeli już coś dodawali, to z musiku i po najmniejszej linii oporu (Somebody w 1986), albo dlatego, że rozpoczynali promocję singla (np Shake The Disease w 1985), ale tak na prawdę potem już nic nie robili tylko jechali z niezmiennym setem do końca trasy. Często nawet i tego nie robili i grając dwie, a nawet trzy noce z rzędu na tapecie był ten sam set co noc (Londyn, Hamburg 1983, Berlin, Kolonia, Chicago, Nowy Jork 1998) długo by wymieniać.

depeche MODE // Irvine Meadows 1986
depeche MODE // Irvine Meadows 1986

W każdym razie opowieści członków zespołu o tym, że mają kilka taśm oznaczonych kolorami, na różne występy i dostosowują w występy do potrzeb chwili można było między bajki włożyć. Bo, ani nie czuli takich potrzeb (jak widać z historii), a jeżeli już to były to akcje typu It Doesn’t Matter do podkładu z Somebody – Tokyo 1985.04.12, czy niby akustyczne Somebody w Kopenhadze 1986.08.16.

Przez lata największym zarzutem był fakt, że nic nie zmieniają, grają w koło to samo. Potrafią setlistę jedną grać przez całą trasę. Do tego ewolucja samych utworów była nieznaczna. Zbierając bootlegi np. z trasy Construction Tour, jeżeli nie było się zainteresowanym wpadkami ze sprzętem, to właściwie wystarczyły tylko 2 booty jeden z 1983 i drugi z wiosny 1984 + występ przed Eltonem Johnem i gitara. Podobnie miała się sytuacja z trasą z 1986, czy nawet 1990. Pewne zamieszanie wprowadziła tu trasa z lat 1987/1988, ale i tu mając bootleg np z Monachium 1987.10.25, Londyn 1988.01.12, coś z Azji 1988 i 101 mieliśmy temat załatwiony. Najlepiej obrazuje to poniższe zestawienie, gdzie zestawiłem długość setu vs liczba wszystkich utworów granych na trasie.

Długość setlisty vs. Liczba utworów granych w totalu:

  • Speak & Spell Tour: 15/16
  • See You Tour: 17/17
  • A Broken Frame Tour: 18/20
  • Construction Tour: 17/18
  • Some Great Reward Tour: 19/21
  • Black Celebration Tour: 20/22
  • Music For The Masses Tour: 19/23
  • World Violation Tour: 20/24
  • Devotional Tour: 19/24
  • Exotic / US Summer Tour: 17-18/23
  • The Singles 86>98 Tour: 20/22
  • Exciter Tour: 21/29
  • Touring The Angel: 20-22/33
  • Tour Of The Universe: 20-22/38

W niektórych miejscach musiałem uśrednić, bo set był zmienny jeżeli chodzi o długość. Pierwsza liczba/liczby to długość setu, liczba po ukośniku to liczba wszystkich utworów zagranych na trasie.

Również pod względem długości obecna trasa jest jedną z dłuższych:

  • Music For The Masses Tour: 101
  • World Violation Tour: 88
  • Devotional Tour: 96
  • Touring The Angel: 124
  • Tour Of The Universe: 102 (jeżeli wszystko co zaplanowali zagrają, a pamiętać należy, że zagraliby więcej, gdyby nie choroba Dave’a)

depeche MODE zaczynają się zmieniać dopiero w latach 90., ale trudno zaprzeczać faktom, że dopiero ostatnie dwie trasy pod tym względem są rekordowe.

Clean, Warszawa 2001.09.02
Clean, Warszawa 2001.09.02

Podstawowy zarzut w rozmowach z niefanami o tym, że nie warto iść na dwa koncerty upada. Na poprzedniej jak i na tej trasie było bardzo wiele momentów, że ciężko było przewidzieć co zespół zagra z nocy na noc. Nie dość, że setlista miała różną długość, to utwory wskakiwały na jeden, dwa, kilka koncertów, to jeszcze zmieniały miejsce w secie co koncert. Dodatkowo zespół co raz częściej na Touring The Angel i Tour Of The Universe improwizował (jak na zespół elektroniczny).

Jest to też pierwsza trasa w historii zespołu gdzie na bis nie jest grany singiel z poprzedniej płyty, a do tej pory tak było, łącznie z Touring The Angel.

W liczbach wygląda to wszystko imponująco i już w tej chwili jest to trasa rekordowa.