Archiwa tagu: USA

Podsumowanie amerykańskiej części trasy (cz.2).

Zapraszam na ostatnie podsumowanie amerykańskiej trasy. Podobnie jak w przypadku ostatniej części podsumowania trasy po Europie, również tym razem przyjrzę się finansom i frekwencji.

Ameryka, to jednak inny stan umysłu… oczywiście oni powiedzą o nas to samo, ale co tam. Koncerty depeche MODE w Ameryce Północnej opisywane jako wielkie sukcesy, przy europejskiej części trasy są jakby to ująć… mizerne. Nie dziwię się, że taka Pasadena, na ich standardy była wielkim wydarzeniem i ówcześnie, i teraz. Inna sprawa, że można też postawić pytanie, dlaczego zespół zdecydował się na tego typu obiekty. Odpowiedź może być i obiektywna, i subiektywna.

Obiektywnie mogły być problemy z rezerwacją innych obiektów, bo liga ta czy inna, bo jakaś inna gwiazda zarezerwowała już ten termin, bo… jakieś inne powody. Subiektywnie, to że depeche MODE w Europie, i Nowym Jorku, i Kalifornii są wielką gwiazdą nie znaczy, że tak są postrzegani gdzie indziej. Dobór konkretnych lokalizacji pokazywał po prostu, jak ten zespół jest postrzegany w USA i Kanadzie. Na pewno trzeba docenić, że trasa po Ameryce, w porównaniu do ogryzka, jakim był tour w 2013 jest próbą odbudowy swojej pozycji za Atlantykiem. Taki powrót do Nashville był przyjęty bardzo pozytywnie przez fanów.

Przygotowałem dla Was zestawienie TOP 5 u dołu i u góry tabeli, oraz porównałem je z wiosenno-letnią nogą Global Spirit Tour.

Global Spirit Tour North America w totalu

Na tej nodze mieliśmy 29 pełnych koncertów. W sumie zgromadziły one tylko 389.354, przy puli 433.430 biletów, które trafiły do sprzedaży.  Daje to 91,53% pokrycie we frekwencji. Dla porównania cała letnia trasa w Europie zgromadziła – 1.176.132. 390 tyś, to w Europie było po 13 koncertach.

Przychód z tych 29 wyniósł łącznie $36.491.053,00, gdzie w Europie zespół ściągnął z rynku $87.000.419,00. Nawet nie dwukrotność, brakuje jeszcze 14 milionów USD.

Średnia cena biletu na trasie wynosiła 94,39 USD, nie mniej to są ceny z pierwszej lini sprzedaży. Bardzo często mają się nijak do faktycznych cen, jakie bilety na koncerty osiągają w tzw drugim i dalszych poziomach sprzedaży u resellerów lub sprzedawane w pakietach z innymi usługami np przelot, nocleg, posiłki itp. O tym, jak faktycznie wygląda sprzedaż biletów i koncerty w USA swego czasu pisali Karolleks oraz Sylwia Górajek relacjonując Wam świat zza Oceanu.

Ranking koncertów w Ameryce Północnej

Po zestawieniu sumarycznym, przyszedł czas na wskazanie tych największych i najmniejszych koncertów.

1. Frekwencja

Poniżej TOP 5 największych koncertów tej części trasy:

  1. San Diego – 18.895
  2. Chicago – 17.951
  3. Dallas – 17.010
  4. Los Angeles – 16.452
  5. Los Angeles – 16.452

Ważny komentarz. Koncerty w Los Angeles sumarycznie mają podawaną wartość – 65.808, jako 100% (sold out). Nie mniej, w innych opracowaniach, obiekt w Hollywood ma pojemność o 1000 widzów większą. Kolejnym koncertem po Los Angeles pod względem frekwencji była wizyta w Houston – 15.720. Co ciekawe jeden z najmniejszych koncertów w Europie to były Ateny z frekwencją – 17.600, czyli gdzieś między 2, a 3 miejscem największych koncertów w Ameryce Północnej.

Teraz TOP 5 najmniejszych koncertów:

  1. Santa Barbara – 4.744
  2. Uncasville – 6.292
  3. Nashville – 6.552
  4. Phoenix – 11.521
  5. Denver – 11.669

Na ten przykład najmniejszy koncert w Europie odbył się w Ljubljanie i miał pojemność aż 10.470.

2. Przychód na koncert

Największe koncerty zarobiły tyle, co słabsze koncerty w Europie.

  1. New York – 1.945.818,00
  2. New York – 1.945.818,00
  3. Los Angeles – 1.861.595,50
  4. Los Angeles – 1.861.595,50
  5. Los Angeles – 1.861.595,50
  6. Los Angeles – 1.861.595,50
  7. Toronto – 1.586.056,00

To teraz spojrzenie na najsłabsze koncerty w USA

  1. Nashville – 474.814
  2. Santa Barbara – 566.569
  3. Phoenix – 631.959
  4. Uncasville – 700.478
  5. Detroit – 760.468

Tylko dwa koncerty w Europie były poniżej 1 mln USD, w Ameryce 7.

3. Frekwencja

Jedynie 8 na 29 koncertów było wyprzedanych. Pozostałe koncerty miały mniejsze lub większe pustki. Poniżej wypełnienie obiektów w:

  1. Phoenix – 60,76%
  2. Chicago – 62,70%
  3. Salt Lake City – 77,73%
  4. Denver – 78,57%
  5. Dallas – 84,87%

W Europie jedynie drugi koncert w Hannoverze 2017.06.12 był w 75,92% wypełniony.

4. Koszt na osobę

Koszty, jak koszty. Samo zdobycie biletów to był momentami mission impossible, mimo, że potem były pustki, bo bilety poszły do resellerów.

  1. New York – 135,53 USD / os
  2. New York – 135,53 USD / os
  3. Santa Barbara – 119,43 USD / os
  4. Oakland – 116,12 USD / os
  5. Los Angeles – 113,15 USD / os

Najtańsze koncerty w Ameryce Północnej.

  1. Salt Lake City – 52,13 USD / os
  2. Phoenix – 54,85 USD / os
  3. Detroit – 58,10 USD / os
  4. San Diego – 65,31 USD / os
  5. Austin – 66,74 USD / os

Ceny tańszych koncertów z grubsza podobne do tego, co było przy tanich koncertach w Europie Środkowej na wiosnę.


depeche MODE od lat ma problem z Ameryką Północną. Trochę na zasadzie – za dużo zarabiamy, żeby się wycofać, za mało żeby wyżyć z koncertowania po Ameryce i choć zbliżyć się do standardów z Europy. Z drugiej strony z punktu widzenia fana, im mniejszy koncert, tym lepsza interakcja zespołu z fanami. Intymność i bliskość zespołu na koncertach w USA sprawia, że można im tylko pozazdrościć. Gigantomania europejskich koncertów w zestawieniu ze sceną sprawia, że proporcje przechylone są nie tam, gdzie trzeba. Scena jaką od lat serwują nam Panowie z depeche MODE doskonale wpisuje się w obiekty po 12.000 – 20.000 widzów, czyli takie jak były na tej trasie w USA i Kanadzie, oraz takie, jak już nie długo będą naszym udziałem na startującej 15 listopada trasie w Europie.

Amerykańska biletowa ruletka

Pamiętam do dziś, kiedy wchodziły bilety podczas Delta Machine Tour na Stadion Narodowy i całą aferę z biletami GCEE i obszarem GC będącym na ponad połowę płyty. Jednak nowy system zakupów na amerykańską część trasy oraz bardzo specyficzny (w negatywnym sensie) rynek biletów na duże koncerty w USA skutecznie sprawiły, że zatęskniłem za byciem obdzieranym z kasy przez LiveNation Polska.

Zaczęło się od uzyskania miejsca w kolejce na dane większe miasto w USA jeszcze przed ogłoszeniem konkretnych dat na amerykańską część, potem gdy doszły daty do wyboru były tylko te miasta do których zespół zawita. Miejsce zależało od (od największego do najmniejszego wpływu):

  • Liczba kupionych płyt
  • Liczby rejestracji innych ludzi z Twojego linku
  • Liczby udostępnień na FB, Twitterze i mailu

Co ważne, tylko pierwsza osoba w każdej z kolejek wygrywała Meet and Greet.

I tu zaczęła się patologia. Gdy ktoś zaniedbywał swoje miejsca, spadał niżej. Ludzie zaczęli masowo kupować płyty (sam kupiłem ich sporo, nawet byłem na pierwszym miejscu w Salt Lake City przez paręnaście godzin), niektórzy nawet wynajęli ludzi z Bangladeszu którzy wysyłali maile na masową skalę, żeby wylądować na jak najlepszym miejscu. Nie mówiąc już o tym, że cały system nie ustrzegł się błędów przez które ludzie tracili swoje miejsce w kolejce i cała kasa którą wydali poszła na marne. I tutaj na przykład:

  • Osoba z #1 w Austin w Teksasie kupiła 127(!) płyt (czyli odpowiednik przynajmniej $1714.00) i 50 rejestracji z konta
  • Osoba  #18 w Miami kupiła 3 płyty i miała 3 rejestrację
  • Osoba  #4 w Salt Lake City – 1 płyta i 218(!) rejestracji

Ile płyt ja kupiłem wolę nie zdradzać, ale spokojnie pokryłoby bilet GCEE na Warszawę i sowite Afterparty 🙂

Swoją drogą jestem ciekawy jaki wynik będzie miała sprzedaż Spirit w USA. Jeśli będzie rekordowa, wiadomo dzięki czemu 🙂

Cała ta zabawa trwała do 4 Marca 23:59 czasu nowojorskiego i następnego dnia każdy miał otrzymać maila z linkiem do strony gdzie będzie można kupić bilety oraz swoim ostatecznym miejscem w kolejce. Strobe Labs które zajmowało się całym kontestem spóźniło się z tym o kolejne kilkanaście godzin usuwając boty i oszustów. Podobno wyrzucili tego draństwa aż 35,000. Ludzie czekali całą noc na link i na potwierdzenie.

Byłem lekko zawiedziony, że nie wygrałem spotkania (które i tak wg mnie powinno być dla pierwszych dziesięciu osób przynajmniej), ale pocieszała mnie myśl, że będę na dobrej drodze do biletów w pierwszym rzędzie jak można się domyślić – rzeczywistość była totalnie inna. Jak widać na komunikacie 6 miejsce wrzuciło mnie do grupy 1 czyli mogłem kupić bilety jak tylko ruszyła ich sprzedaż, Grupa 2 miała pół godziny później, grupa 3 godzinę itd. Moja siostra, która była 121 w San Jose była w grupie… 1. Gdy ludzie zorientowali się, że ludzie na samym przodzie, którzy kupowali duże ilości płyt i udostępniali na masową skalę będę kupowali bilety w tym samym czasie co ludzie na miejscach nawet powyżej pierwszej setki wybuchła burza i trudno się dziwić (Potem okazało się, że miejsce w kolejce miało wpływ na to jakie bilety system losował, ale o tym dalej)

6 Marca o 12:00 czasu nowojorskiego ruszyła sprzedaż. I jeszcze większy kabaret. Miejsca w pierwszym/drugim rzędzie zarezerwowane są tylko dla pakietów VIPowskich w kosmicznych cenach. W USA na większych koncertach nie można wybrać sobie miejsca – system losuje najlepsze wolne i decydujesz czy bierzesz czy szukasz dalej (w ogromnej większości obiektów płyty są wypełnione krzesełkami).

Mi udało się zgarnąć 4 rząd od Martina na Salt Lake City. Z relacji osób z forum system dawał lepsze miejsca ludziom z przodu kolejki, mimo że byli w tej samej grupie. W przypadku mojej siostry było podobnie. I znowu nie obyło się bez cyrków. Strona na której kupowałem bilety na Salt Lake City nie otwierała przedsprzedaży aż do 12.20 (powinna zacząć się o 12) a kolejna grupa wchodziła o 12.30. W Nowym Jorku walnęli się totalnie i grupa 1 dostawała bilety grupy 3 i odwrotnie… Czyli ludzie z przodu kolejki zostali nieźle wykiwani.

7 marca zaczęła się przedsprzedaż posiadaczy kart Citibanku i telefonów w sieci ATT. Ja nie mogłem dostać biletów nawet w połowie hali, czy to w Nowym Jorku czy w Connecticut, więc naprawdę nie wiem jakie bilety będą rzucone w piątek gdy rusza właściwa sprzedaż, chyba w holu przed budkami z browarem. W tym drugim nie było już nawet możliwości zamówienia dwóch biletów obok siebie. Strony często padały, captcha jest niesamowicie długa i irytująca, szczególnie gdy ciągle resetuje się swój wybór z nadzieją na dostanie czegoś lepszego. Z relacji ludzi z anglojęzycznych forum w każdym mieście dobrych biletów już nie dostaniesz, chyba że chce się wyłożyć kasę na jedno z tych cudownych pakietów np. Front Row Package albo Premium Seats, które trzeba kupić w parach i na miejsca w okolicy 10 rzędu kosztowały po $500 w NY. Bilet VIP z miejscem w pierwszym rzędzie na koncert w którymkolwiek mieście kosztuje $950.  I trenowanie sprintu nic nie da, miejsce w kolejce też nic nie znaczy.

Podsumowując, wydajesz sporo kasy na płyty i angażujesz się w promocję udostępniając ten konkurs wszystkimi możliwymi kanałami to może dostaniesz nawet spoko bilety na jeden z koncertów na trasie. W normalnej dystrybucji czy nawet przedsprzedaży bez łożenia przynajmniej $500-$600 za bilet nie ma mowy o miejscu blisko sceny, nie mówiąc już o barierkach.

Wątpię, żeby zespół miał cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii. Najpewniej Kessler chciał ograniczyć rynek konikowy i zatrudnił Strobe Labs do przeprowadzenia całej tej szopki, co poniekąd się udało, ale nie bez problemów. Pewnym jest to, że po tym całym zamieszaniu wolałbym bez porównania kupić sobie GCEE i mieć święty spokój, zamiast bawić się w całe to kolejkowanie i nie mieć tak naprawdę pewności co do niczego.

Komentarz mój (Martini): Wychodzi na to, że wystarczyło wyłożyć parę $$ na pakiet VIPowski i właściwie efekt byłby ten sam dla niektórych zaangażowanych fanów. Ludzie dostali złudną nadzieję, zagrali w loterię, albo w ruletkę i po raz kolejny przekonali się, że kasyno zawsze wygrywa.

Jak wyglądają koncerty w USA?

Kultura wokół-koncertowa w USA jest kompletnie inna od tej w Europie. Od 4 lat mieszkam w USA, więc w większości uczęszczałam i polowałam na koncerty Depeche Mode w Europie. Dopiero podczas ostatniej trasy wybrałam się na 3 koncerty w USA oraz na jeden Dave’a Gahana i Soulsavers.

Bilety to drogi sport w USA.

Już od samego momentu kupowania biletów zauważyłam, że kultura wokół-koncertowa w USA jest kompletnie inna. Kupienie biletów, które pozwolą na bycie pod sceną, graniczy z cudem, następnie na koncertach nie spotkamy pustych płyt przed sceną, z reguły nie ma koczowania pod halą czy stadionem, a i okazywanie nadmiernej ekscytacji na koncercie też nie jest wskazane. Zatem to, co dla nas może wskazywać, że atmosfera na koncercie będzie kiepska ze względu na słabą frekwencję pod halą, w USA postrzegane jest jako dobra cecha całej organizacji.

Zacznijmy od kupowania biletów i od tego, że w USA (o zgrozo!) funkcjonuje legalny rynek z drugiej ręki. Oprócz oficjalnych serwisów jak Ticketmaster są też inne, na których bilety są odsprzedawane jak np. StubHub. Zresztą sam Ticketmaster często do nich kieruje, gdy nie ma już miejsc. W całym tym biletowym bałaganie najbardziej problematyczny jest fakt, że na na amerykańskich koncertach najczęściej wszystkie miejsca są numerowane, począwszy od pierwszego rzędu – dlatego nikt nie musi koczować pod halą. Jeśli hala nie ma siedzień na płycie, to ustawiane są krzesła. Pewnie bierze się to z tego, że Amerykanie są bardzo wygodni, a służby organizacyjne mają obsesję na punkcie reguł i porządku. Przecież gdyby w dużej hali była samowolka na płycie, to nikt nie wiedziałby jak się zachować! A tak, każdy ma swoje miejsce, przestrzeń do okoła i wszystko gra.

Czytaj: Santa Barbara SHOW

dave-gahan-soulsavers-7-2

Niestety, jak nie trudno zgadnąć, numerowane rzędy i siedzenia pod sceną równają się z kosmicznymi cenami i niedostępnością biletów. Tym samym o miejscu pod sceną można sobie pomarzyć – chyba, że koncerty są kameralne, a sale liczą max kilka tys. osób (byłam na takich w Las Vegas i Santa Barbara, a bilety ‘general admission’ były głównym kryterium wyboru tych lokalizacji). Generalnie biletów na pierwsze rzędy w oryginalnej cenie kupić się nie da (a i tak kosztują ok $1000) i są dostępne dopiero z drugiej ręki w cenie ok $2500. I wiecie co za tym idzie? Atmosfera pod sceną nie ma się nijak do tych w Europie. Przez to, że grubość portfela decyduje o tym, kto zasiada w pierwszych rzędach, pod sceną mamy same ‘pikniki’, które nie dość, że bilety mają ze względu na kasę, członkostwo jakiegoś programu lojalnościowego albo banku (mają wcześniejszy dostęp do biletów), to w trakcie koncertu wychodzą po piwo, hot doga i co nie tylko. Niestety przede wszystkim z tej powodu tej polityki pierwszych rzędów trasy w Ameryce tracą wiele na uroku.

Szybko zorientowałam się też, dlaczego Amerykanie nie mają akcji koncertowych.

dave-gahan-soulsavers-7-4Kolejna ciekawa sprawa to kontrola swobody i ochrona. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni do akcji koncertowych, transparentów, tabliczek, prezentów rzucanych na scenę itd. Na swój pierwszy koncert w USA, bodajże w Shoreline Amphitheatre w Mountain View, przyniosłam polską flagę. Niestety w ciągu pierwszych sekund, odkąd ją wyjęłam, zostałam poproszona o schowanie. Ponieważ obiekt ten jest całkowicie wypełniony miejscami siedzącymi, ochrona ze swobodą przechadza się między sektorami i na okrągło zwraca uwagę. To samo tyczy się zbyt swobodnych wygibasów, tańców, itd. Niechętnie na to się patrzy, podejrzewając, że albo przeszkadzasz innymi, albo zaraz zrobisz coś głupiego. Oczywiście ludzie bawią się i podrygują, ale znając europejską widownię, to gdy ma się tyle miejsca wokół będąc w pobliżu sceny (nagle nie tylko możesz szaleć z rękami zgiętymi w łokciach, ale też obracać się wokół własnej osi oraz zrobić pół kroku w bok), ze szczęścia można by zwariować uskuteczniając mimowolnie zaawansowany Dave Dancing. Zresztą, rzeczywiście ci odważniejsi wychodzą poza swoje rzędy do alejek i tym sposobem za chwilę znajdujesz się niemalże na równi i na wyciągnięcie ręki z zespołem. Trzeba pamiętać jednak, że nie tylko ochrona zaraz przywołuje do porządku, ale i ludzie z brzegu rzędów narzekają i zwracają uwagę. Czasem uda się, by wybryki te uszły na sucho – wtedy podczas kilku kawałków udaje się okupować miejscówki, za które inni zapłacili grube $$$ – ale czasem nawet na chwilę będzie to niemożliwe. To zależy od miejsca, szczęścia, itd. Przecież ochrona dostała by zawału.

Czytaj: Dave Gahan i Soulsavers w Los Angeles — wrażenia!

Warto dodać jeszcze, że przy niemalże każdym obiekcie w USA jest sekcja z jedzeniem i alkoholem. Koncerty traktowane są jako wydarzenie służące do relaksu, odpoczynku i spędzenia czasu ze znajomymi. Większość ludzi z tego chętnie korzysta, a przed samym koncertem, zamiast spinać się kto jakie zajmie miejsce, odbywają się spotkania towarzyskie przy budkach i kasach w stylu przerwy między aktami w teatrze.

martin-gore-depeche-mode-santa-barbara-dj-event-soho-restaurant-104

Co do hal, które naprawdę robią wrażenie, to wspomnę raz jeszcze o Shoreline Amphitheatre w Mountain View – kultowe miejsce jeśli chodzi o koncerty, świetna akustyka, wspaniała atmosfera. Nawet te najdalsze bilety, które de facto zapewniają miejsca już poza amfiteatrem na trawie, są warte swojej ceny. Z innych lokalizacji to oczywiście Santa Barbara Bowl – obowiązkowy obiekt, a także inne sale w Las Vegas, gdyż są kameralne i jest szansa, że płyta nie będzie numerowana.

Czytaj: DJ Show Martin’a Gore z Depeche Mode w Santa Barbara

No cóż, po trasach w Europie, tęskni mi się za tym europejskim klimatem. Poza tym, zdając sobie sprawę z tych wszystkich obostrzeń, chyba już nikogo nie dziwi, dlaczego nie ma akcji koncertowych w USA?

_
Zobacz inne projekty Sylwii:
Projekt Ghost | Teledysk Route 66 | Blog JaiOn.pl