Archiwa tagu: The Delta Machine Tour 2013-2014

Remixy, wersje studyjne vs wersje koncertowe.

Może się powtórzę, pewnie dla niektórych może to już być nudne, może będzie to oczywista oczywistość nie mniej uważam, że warto zacząć od podstaw. Kogo nudzi ten wpis proponuję zaczekać do kolejnego wpisu, który będzie dotyczyć pierwszej z tras, którą wziąłem na warsztat.

depeche MODE uważa się za (m.in.) tych twórców muzyki elektronicznej, którzy sztukę remixu upowszechnili, albo przyczynili się do tego, że inni zaczęli pchać tę formę muzyczną komercyjnie pod strzechy. Najpierw sami, a potem wybierając tych godnych pośród siebie, którzy robili remixy na strony b singli wydawanych zarówno komercyjnie, jak i promocyjne. W czasach, gdy zespół sam wykonywał remixy utwory te miały o wiele większe znaczenie, niż tylko stworzenie wariacji na temat bazowego utworu, który znalazł się na płycie długogrającej. Z resztą pojęcie finalnej, jak i oryginalnej wersji utworu miały kiedyś znaczenie dosyć względne i umowne. Czasami można się zastanawiać dosyć poważenie co było bazą, a co tylko etapem w tworzeniu muzyki, ale myślę, że wyjdzie to w dalszej części tekstu.

W czasach, gdy zespół sam pracował nad całością wydawanego przez siebie materiału, remixy były często efektem sporów, głosowań, ścierania się różnych wizji nt kształtu, jaki ma przybrać płyta. W zależności od tego, który pogląd wygrywał tego wersja lądowała na płycie. Przegrany dostawał stronę b. Przykłady?

  • To Have To Hold – utwór istnieje w dwóch wersjach. Ta na płycie jest autorstwa Alana, ta na stronie b singla Never Let Me Down Again, z dopiskiem Spanish Tester, jest bliska demu z jakim Martin przyszedł do studia. Ostatecznie w wyniku sporu o ten utwór (pewnie też głosowania) wersja Alana stała się wersją podstawową. Martinowa stała się remixem, mogło być doskonale na odwrót.

 

  • Never+Let+Me+Down+Again+Remixes+R8509501165305952-Never Let Me Down Again – wersja zamieszczona na płycie brzmi, jakby została ucięta nożyczkami na końcu. Bo tak właściwie jest. Sięgając po singiel z tym utworem znajdujemy remix z dopiskiem Split Mix, który zawiera to, czego pozbawiona została wersja z płyty, czyli końca.

Takich historii jest wiele. Podobnie można napisać o World In My Eyes, A Pain That I’m Used To, czy Fly On The Windscreen. Często tą oryginalną / bazową wersją jest wersja oznaczona jako 12″ mix z dużego singla. Potem przycinano kawałek trochę bardziej, aby zmieścił się na longplay, a potem, docinano jeszcze bardziej, aby miał 3:50 i jako wersja 7″ szedł do radio, czy jako promo do klubów.

To, co my postrzegamy jako remixy było niczym innym, jak zatrzymane na pewnym etapie wersje rozwojowe ze studia nagraniowego. Dzięki remixom możemy przyjrzeć się jak ewoluował dany utwór na różnych etapach pracy w studio. Zespół wiele razy pracował nad kilkoma wersjami utworu równolegle, by potem w drodze głosowania wybrać najlepszy ich zdaniem na płytę. Dzięki temu wersja nr 34 stawała się wersją albumową, a wersje numer 12, 69, 27 i 115 stawały się remixami, choć mogło być przecież kompletnie inaczej. Tak było w czasach, gdy panom z zespołu się chciało. Skończyło się to gdzieś w okolicach 1990, potem udział zespołu kurczył się do albumów oddając pola zewnętrznym remixerom.

Oczywiście były czasy, gdy za opisami remixów stała również jakość. Single słuchało się tak samo, jak albumów. Dla mnie takim przykładem są single Policy Of Truth, czy Walking In My Shoes. Obecnie jest to ruletka i w czasach, gdy remixy stały się lanserką przypadkowych remixerów, których jedyną zasługą jest to, że są z tej samej wytwórni, co depeche MODE magia kupowania singli dawno prysła. No dobrze, ale co to ma wspólnego z koncertami?

144W pewnym sensie odpowiedziałem właśnie na to w powyższym akapicie. Od lat trzymam się tezy, że stare single depeche MODE, ale co też pokazuje Delta Machine Tour niektóre współczesne remixy, to baza niewykorzystanych pomysłów na dany utwór, a w przypadku zewnętrznych remixerów innego podejścia do utworów, które potem dostaje druga szansę na koncertach. Czymże są wersje koncertowe, jak nie remixami utworów uznanych, jako podstawowe z tą różnicą, że grane na żywo. Gdyby zrobić taki eksperyment i opublikować wersje koncertowe kawałków granych na trasie World Violation ze studyjnymi wokalami, to swobodnie mogłoby takie wydawnictwo dostać tytuł np The Remixes 83>90.

No właśnie i tu dochodzimy do sedna sprawy. Chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie pomysł, aby rozpracować (z czasami) i opracować setlisty z minionych tras koncertowych w odniesieniu do remixów z jakich zaczerpnięte zostały poszczególne fragmenty tych że wersji. W kolejnym wpisie zajmę się setlistą z World Violation Tour. Mam nadzieję, że za tym pójdą kolejne trasy.

I Want You Now

[Aktualizacja 2014.01.26]

Co jakiś czas odkrywamy różne smaczki z minionych tras dopełniających naszą wiedzę o koncertowej historii depeche MODE. Jedną z największych niewiadomych są faktyczne liczby utworów przygotowanych na każdą z tras. Setlisty grane na trasach, to jedynie wypadkowa pewnych wyborów i upodobań kiedyś czwórki, a potem trójki Panów z depeche MODE.

Dożyliśmy takich czasów, że obecnie wiele spraw wypływa jeszcze w czasie trwania tras. Dawniej dopiero po latach dowiadywaliśmy się o niezagranych utworach na Devotional Tour, a o niezagranym utworze w czasie US Summer Tour dowiedzieliśmy się przez przypadek w czasie aukcji na której Alan wyzbywał się klejnotów rodowych. Póki trasa trwa jest jeszcze nadzieja na Nothing, czy na pojawienie się innych perełek. Tym czasem zespół uraczył nas Stripped, który pojawił się na koncertach po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27.

W 1983 roku depeche MODE próbowało przed trasą Work Hard. Były różne spekulacje, że był grany, że nie był grany. Dziś, po przeszło trzydziestu latach można by już stwierdzić, że ten kawałek nie był grany nigdy na żywo. Zespół próbował go na próbach w Hitchin, ale nigdy nie zdecydował się na włączenie tego numeru do setu koncertowego.

Są też utwory, które próbowane są na trasie, ale finalnie nie wchodzą do setu, bo nie leżą jednak Dave’owi. Pół biedy, gdy kawałek dostaje szansę pojawienia się na trasie na jednym, czy dwóch koncertach. Tak było z Here Is The House, Fragile Tension, czy In Sympathy. Dziś wiemy, że In Sympathy było reanimowane jeszcze na próbach przed koncertami w Nowym Jorku w 2009 jako zamiennik na drugą noc, ale ostatecznie poległ w starciu z dwójką Miles Away / Come Back.

Czasami zdarza się, że info o planach zagrania jakiegoś kawałka wypływa zanim numer został zagrany na żywo, bo jacyś fani przypadkowo mieli włączony sprzęt i nagrali całą próbę 😉 Tak się zdarzyło z Condemnation przed koncertem w Warszawie 2001.09.01, który pojawił się na żywo jako zamiennik na drugiej nocy w Berlinie 2001.09.06. Kto nie słuchał ten może teraz:

Historię tego nagrania opisałem onegdaj we wspomnieniach – Exciter Tour In My Eyes.

I tu dochodzimy do tytułowego I Want You Now. Wiemy, że numer był grany w 1990 jako podstawowy numer z solowego setu Martina. Wiemy, że numer zrobił furorę w triphopowym remixie na trasie w 1994. To jest elementarz tych tras. Ostatnio historia dopisała może nie kolejny rozdział, ale raczej prolog do koncertowej historii I Want You Now.

depeche MODE, Berlin Wsch. 1988.03.07
depeche MODE, Berlin Wsch. 1988.03.07

W 1988 roku podstawowym numerem granym przez Gore’a w swojej części setu było Pipeline. Grane od października 1987 aż do końca drugiej trasy po Europie w marcu 1988. Martin jednak kombinował, co by tu zmienić, aby nie grać tego samego (swojego) setu na dwóch europejskich nogach Music For The Masses Tour. Wybór padł na I Want You Now. Numer był przygotowywany do grania w czasie brytyjskich prób przed koncertami w styczniu 1988. Było to na krótko przed powrotem na kontynentalną Europę, na której spędzili już wcześniej przeszło miesiąc zlewając wcześniej kompletnie Wielką Brytanię.

Stało się jednak inaczej i numer nigdy nie wszedł do setu, a zespół po za kilkoma podwójnymi występami tłukł ten sam set przez obie nogi Music For The Masses Tour w Europie. Wg dzisiejszych standardów zespół naraziłby się na gromy ze strony fanów za oklepaną i monotonną setlistę, oraz brak zmian z syndromem WTF włącznie.

Martin. L. Gore, Sheffield 1988
Martin. L. Gore, Sheffield 1988

Czemu Gore nie włączył tego kawałka do setu? Tego nie wiem. Wiem jednak jak brzmiał ten numer. Zanim o brzmieniu I Want You Now cofnijmy się do roku 1985. W owym roku zespół gościł, po za pierwszą ever wyprawą za żelazną kurtyną, również w Japonii. Jednym z punktów programu były trzy koncerty w Tokio, które, aby trochę urozmaicić monotonię występów doczekały się aż 1 zmiany. Zamiast Somebody fani usłyszeli It Doesn’t Matter. Patent na zagranie tego numeru wyglądał prosto. Do podkładu z Somebody Alan dogrywał akordy z It Doesn’t Matter, a Gore dośpiewywał swoje.

Dokładnie ten sam patent chciano powtórzyć z I Want You Now. Na próbach zespół użył podkładów z Pipeline, cała reszta był dogrywana przez Alana na klawiszach i Martina na gitarze.

Skąd o tym wiem? Otóż niedawno wypłynęła paczka mniej lub bardziej znanych prób z całego przekroju historii zespołu. Głównie z lat 80. Właściwie znałem większość z tego, co zostało udostępnione. Z wyjątkiem jednej perełki – próby zarejestrowanej przed koncertem w Manchesterze 1988.01.19, która służyła nie tylko ustawieniu sprzętu przed koncertem, ale również testom kandydatów na wejście do setu koncertowego. Martin próbował, próbował i nic… Ech skąd my to znamy…

AKTUALIZACJA:

Nie przypuszczałem, że powyższy tekst ma charakter rozwojowy. Wczoraj [2014.01.26] dane mi było przesłuchać jeszcze jedną próbę z I Want You Now na pokładzie. Tym razem jest to zapis próby z Hamburga 1988.02.06-07. Nie wiem dokładnie kiedy miała miejsce ta próba, ale na pewno przed pierwszym koncertem. Martin zawzięcie próbuje ten kawałek. Mam wrażenie, że plany były na wymianę 2 numerów z setu Gore’a, ale finał był inny. Co ciekawe istnieje zapis z prób przed koncertami w Londynie 1988.01.11-12 i tam po za katowaniem Behind The Wheel zespół odświeża sobie jeszcze Just Can’t Get Enough, które zastępowało na drugiej nocy Plesure, Little Treasure. Jak widać zespół miał świadomość, że wraca na odwiedzane już terytoria i brał pod uwagę zmiany w setliście, aby na stałe wymienić Pipeline, albo jedynie na koncertach drugonocnych. Ciekawe, co pozytywna decyzja na tak dla I Want You Now oznaczałaby np dla Never Turn Your Back On Mother Earth? I czy na 101 dalej słyszelibyśmy Somebody?

Można dodać jeszcze jeden punkt do spisu ciekawostek, jakie napisałem na 25-lecie 101.

P.S. Uprzedzając pytania, nie podam linku do miejsca skąd można pobrać pliki, ale radzę dobrze poszukać na sieci. Kawałki już są do zdobycia, a za chwilę będą dla wszystkich.

Rok 2013 dla depeche MODE w Polsce.

Styczeń to taki miesiąc, kiedy głównym zajęciem jest wspominanie minionego roku. Wybiera się, nagradza, podsumowania roku tworzy i takie tam. Na podsumowania depechowe przyjdzie czas jak się trasa skończy i w tym sensie dla fanów depeche MODE rok skończy się 7 marca 2014 w Moskwie. A za podsumowanie roku będzie robić wydawnictwo z zarejestrowanym mixem koncertów w Berlina.

Nie mniej można spokojnie napisać, że rok 2013 był udanym czasem dla depeche MODE w Polsce. Wszystkie single rozbiły bank w podsumowaniach roku wielu stacji radiowych. Dla mnie najważniejsze podsumowanie to LP3, a tam Heaven na 1, Soothe My Soul na 6, a Should Be Higher na 25. I tak dalej i tak dalej… można by wymieniać kolejne podsumowania.

Koncertowo rok 2013, to przede wszystkim koncert depeche MODE w Warszawie. I tu o dziwo koncert ten właściwie może spokojnie bić się o statuetkę koncertu roku w Polsce. Mimo, że Panowie marzyli już tylko o nic nie robieniu, ale fani, ludzie pracujący dla LN w Polsce, sponsor TM, no ekipa koncertowa z chłopakami na czele postarali się, że w kilku podsumowaniach koncert ten był numero uno w 2013, a i przez długi czas będzie na tronie.

Koncert w Warszawie był:

  • największym koncertem na Stadionie Narodowym w 2013
    • depeche MODE – 53 181
    • Beyonce (OWF) – >52 000
    • Roger Waters – 32 549
    • Poul McCartney – >30 000
  • największym (jak dotąd) koncertem biletowanym, jaki zorganizowano na Narodowym
    • Coldplay – 40 492
    • Madonna – 38 699

Koncert depeche MODE właściwie przegrał tylko z wydarzeniami niemuzycznymi – Top Gear (58 000) i rekolekcjami na stadionie (57 000). Jeżeli doliczymy do tego mecze, to tylko jeden wyprzedził koncert depeche MODE – mecz Polska – Ukraina (55 565).

Mimo wielu pretensji o nagłośnienie, paradoksalnie nabywcy najtańszych biletów mieli najlepsze doznania muzyczne. Koncert był 16 koncertem pod względem przyniesionej kasy za bilety latem i prawdopodobnie będzie dosyć wysoko w generalce.

Warto jednak, żeby te plusy nie przysłoniły nam minusów i mam nadzieję, że do czasu następnej trasy Warszawa dorobi się hali widowiskowej z prawdziwego zdarzenia, a jak nie, to poczekam na koncert w halach łódzkiej, gdańskiej i czy nowo-otwartej hali w Krakowie (obiekt kosmiczny). Tym czasem już dziś startuje druga odsłona trzeciej nogi w Barcelonie…

Wszystkie liczby podane powyżej opracowałem na podstawie Wikipedii (stan na dzień 15.01.2014). Cynk podesłał ToM. Dzięki

Gry i zabawy setlistowe.

Kto późno przychodzi… i takie tam. Tak to jest, gdy zamiast pisać teksty o setliście i publikować gorące newsy jeździ się na koncerty, zajmuje się fochami, albo wszystkim innym, tylko nie blogiem. Teraz to już jest jakby po ptokach i ten tekst należy traktować raczej jako podsumowanie, niż gorące przecieki zza kulis. Ale jak dostaje się kolejnego emila z pytaniem, Co o tym sądzisz?, to trudno nie zareagować 😉 . Będzie też trochę „a nie mówiłem”. No to podsumujmy.

Martin i Dave z zapałem opowiadali o tym, jak to pracowali nad setlistą, opowiadali czyją to zasługą jest tegoroczna setlista i ile to numerów przygotowali. Jeżeli nie pamiętacie to już mówię. Wg członków zespołu do finalnej setlisty trafiło 40 kawałków. Podobno inżynier dźwięku miał się przeżegnać nogą, gdy dowiedział się, że ma tyle zaprogramować numerów.

Jak do tej pory zespół zagrał łącznie 38 kawałków. Niektóre tylko raz, ale nie to jest ważne. Wiadomo, że plumkanie Gordeno nie wliczamy do tych 40 zaprogramowanych. Szybkie przeliczenie setlist wychodzi, że w pełnej elektronice zagranych zostało 28 kawałków (wliczając w to A Question Of Lust [3]). Pozostaje luka – 12 numerów i na tym na razie zatrzymajmy zabawę z matematyką.

Gdzieś w okolicach wyjazdu na koncert do Hannoveru fanów „zelektryzowała” wiadomość, że depeche MODE podobnie, jak to było w 2009 zaszyli się na chwilę, aby dokonać kilku prób nowych (ówcześnie) utworów w setliście.

After that it was off to Scotland for a gig in Glasgow. The band spent the day rehearsing a few songs that have yet to make it into the set list, but fingers crossed they’ll show up soon. It was really interesting seeing how they rework classic tracks on the fly.

Wpis z 22.10.2013

Kawałki zostały wprowadzone do setu od koncertu w Mannheim 2009.11.07 i miały urozmaicić set przed zbliżającym się nagrywaniem koncertowego wideo. To wtedy były trenowane Condemnation, Sister Of Night, czy World In My Eyes. Jak to się potem skończyło myślę, że nie trzeba przypominać, a zapominalskich odsyłam do Tour Of The Universe.

Tym razem nadzieje były podobne, tyle tylko, że nic z tego nie wyszło… jak na razie. Nadzieje rosły w związku z wideo nagrywanym w Berlinie… i dalej nic. Między czasie pojawiły się informacje, że te próby w Glasgow dotyczyły głównie dopracowaniu granych już numerów i w setliście z prób nie pojawiły się żadne numery, których nie znalibyśmy z poprzednich tras, co nie znaczy, że były grane na obecnej trasie. Jedynym numerem potwierdzonym, a który mógłby powodować uniesienie brwi był Wrong, który miałby być skromnym reprezentantem poprzedniej, szybko zapomnianej, płyty. To już 29.

Chwilę wcześniej pojawił się zrzut ekranu oprogramowania do sterowania światłami, który stoi na koncertach w gronie konsol i kamer na środku hali. Fotka poniżej:

IMG_7505Jest to zrzut zrobiony najpewniej w czasie amerykańskiej trasy, ponieważ kawałki 6 i 7 latem w Europie i jesienią w Ameryce były grane w tej właśnie kolejności. Jeszcze na pierwszych koncertach 3 nogi tak były te numery ustawione względem siebie. Od koncertu w Belfaście 2013.11.07 numery zamieniły się miejscami. Po koncercie w Phoenix 2013.10.08 wypada z setu Barrel Of A Gun [55], a po koncercie w Las Vegas 2013.10.06 wylatuje Sooth My Soul [58]. To z grubsza tyle. Zdecydowanie jest to amerykański screen.

IMG_7506aZ datą 18.12.2013 na blogu trasy pojawił się wpis odkrywający jeszcze więcej, albo to samo, ale ciut inaczej. To jest zdecydowanie screen z Europy. Pierwsze 20 to presety świateł zgodne z setlistą, jaka grana jest obecnie.

IMG_7506

Na obu zrzutach ciekawość budzą presety dla kawałków jeszcze nie granych – Stripped, It’s No Good, Wrong i Nothing. Oprócz tego są: World In My Eyes [5], In Your Room [2] i Soft Touch/Raw Nerve [2] – znane z lata, oraz kawałki, które pod drodze się pogubiły, jak Goodbye [35], czy Secret To The End [33].

Wiadomo, że Stripped, It’s No Good i nawet Wrong nie budzą takiej sensacji, jak Ten ostatni numer, czyli Nothing. Trwają spekulacje, czy to jest Nothing z Music For The Masses, czy może Nothing’s Impossible z Plaing The Angel. Już śpieszę z wyjaśnieniem. To jest NothingMusic For The Masses. Co więcej pisałem nieśmiało już o tym w moich spolierach z przed startu trasy w kwietniu 2013. Tak wtedy mi chodziło właśnie o Nothing. Przyznam się, że gdy dotarła do mnie wtedy ta informacja, to nie uwierzyłem w to, co przeczytałem. Wydawało mi się to wtedy tak nierealne, że nie chciałem tego napisać wprost. Człowiek jest ostrożny nie tam, gdzie trzeba. Dziś mogę tylko nieśmiało napisać, a nie mówiłem?

Samo Nothing też ma pecha przez lata. Kawałek ten przypomina piłkarza, który zaliczyły wszystkie mundiale od czasu udanego debiutu. Zdobył nawet mistrzostwo świata, tyle tylko, że nie zagrał na żadnym meczu ani minuty. Przypomnę tylko, że kawałek był w planach do grania na Devotional Tour.

Te kawałki próbowane po koncercie w Glasgow, to (m.in.) właśnie znane i lubiane It’s No Good, Stripped, czy Heaven, w którym twórczo rozwinęła się końcówka.

To nie jest pierwsza sytuacja, gdy przez przypadek (lub nie) wypływają informacje o zaplanowanych, ale nie granych numerach na trasach koncertowych. Wspominałem już Devotional Tour, ale podobną sytuację jak obecnie mieliśmy przecież w 2009 roku, kiedy to firma produkująca oprogramowanie z którego korzystają chłopaki na trasie – Ableton – chciała się trochę polansować w świecie. Efektem ubocznym był wyciek ustawień perkusyjnych zaprogramowanych na trasę, a jednym z numerów, który był opracowany, a niezagrany był – Barrel Of A Gun.

_

Ja bym na chwilę zastanowił się nad czymś jeszcze. Porównując powyższe screeny z Ameryki i Europy widać, po za ewolucją setlisty, że w miejsce wielu dziur w Ameryce, w Europie pojawiły się nowe-niegrane na tej trasie kawałki. Dlatego zastanawiam się, czy w miejscach dziur z drugiego zrzutu też są wyłączone kolejne numery, czy to są jednak faktycznie puste miejsca. Po odjęciu supportu (pozycja nr 40) zostaje 39 slotów. Nie ma tu jeszcze A Question Of Lust, ale przypomnę tylko, że do wielu numerów Gore’a ekipa używa tych samych nastawów oświetlenia.

Podsumujmy: Welcome To My World, Angel, Walking In My Shoes, In Your Room, Precious, Black Celebration, Behind The Wheel, Policy Of Truth, World In My Eyes, Should Be Higher, Barrel Of A Gun, Higher Love, Only When I Lose Myself, Heaven, Soothe My Soul, A Pain That I’m Used To, John The Revelator, A Question Of Time, Soft Touch/Raw Nerve, Secret To The End, Enjoy The Silence, Personal Jesus, Goodbye, A Question Of Lust, Halo, Just Can’t Get Enough, I Feel You, Never Let Me Down Again, Stripped, It’s No Good, Wrong, Nothing. Razem 32 kawałki. Jakby nie liczyć do 40 brakuje 8.

Nieśmiało napomknę, że w marcu pisałem coś o Come Back, The Sinner In Me, Dream On (podobno próbowany w Abu Dhabi 2013.11.03), Strangelove i mitycznym, jak jednorożec The Things You Said (wersja bare), w co sam już nie wierzę i gdybym miał jeszcze raz zasiąść do tamtego spolierowego tekstu, to pewnie nie napisałbym już o tych numerach i podchodził ostrożnie jak wtedy, gdy ręka mi zadrżała przy Nothing.

Nie liczyłbym też na kolejne numery z Delta Machine, cicho coś wokół 4 singla, a to mógłby być dobry powód na włączenie kolejnego numeru do setu. Z drugiej strony na 25 koncertów przed końcem trasy nie liczę na wielkie zwroty akcji. Obym się mylił, czego sobie i Wam życzę w 2014 roku 🙂 Najlepszego!

Kosa

Nie, nie będzie o jakimś zajeb.istym bootlegu, który trafił do mnie ostatnio, choć takie się zdarzają i nawet ostatnio wypłynęło kilka perełek na świat burząc przy tym kilka zasiedziałych tez. Napiszę o tym za jakiś czas, bo póki co nie ma ku temu sposobności. Nie będzie to również tekst o nowej formie zabaw agroturystycznych, choć paru typów wysłałbym na zieloną trafkę w celu zrelaksowania się… ale ja nie o tym.

Będzie za to o napięciu i scenach jakich jesteśmy świadkami na koncertach trwającej jeszcze trasy…. a może właściwsze byłoby stwierdzenie, że interesujące jest to, czego nie widzimy lub co się już nie dzieje i dlaczego.

Wszyscy pamiętamy świetną pierwszą nogę obecnej trasy, gdzie jednym z hajlajtów był moment w którym Andy udowadnia, że potrafi grać i przy akompaniamencie Christiana pokazują, jak brzmi sekcja rytmiczna Just Can’t Get Enough. Nie wspomnę już, że reszta zespołu ma niezłą bekę i ciągnie łacha z biednego Andrzeja. Co poradzić… przez lata zapracował sobie na to.

Na 3 nodze wszystko wygląda zgoła inaczej, a z koncertu na koncert spekulacje na temat kosy w ekipie rosną. I będą rosnąć, bo są ku temu powody… zanim jednak o nich mały powrót do nieodległej przeszłości.

17.02.2010 wszyscy znamy ten dzień, jako wielki powrót Alana na scenę, gdzie towarzysząc Martinowi wykonali Somebody. Sam pisałem wtedy jak to piekło zamarzło, a niewykonalne stało się wykonalne. Prawda jest trochę inna. Może dla fanów było to wydarzenie wiekopomne, jednak dla zespołu występ ten był wisienką na torcie, która była poprzedzona dosyć ważnym spotkaniem po latach i wyjaśnieniem kilku ważnych spraw natury finansowej. Nie było wielką tajemnicą, że jednym z powodów, dlaczego Panom zabrało aż 17 lat doprowadzenie do ponownego spotkania na scenie, były sprawy finansowe. Pisałem coś o tym jakiś czas temu. To porozumienie stworzyło kilka chwil szczęśliwości między obecnymi i byłym członkiem zespołu. Nagle niemożliwe stało się możliwe. Pojawiły się remixy, oraz snucie dalekosiężnych planów. Wszystko się skończyło, gdy Alan postanowił sprzedać część wspólnego (jak twierdzą członkowie depeche MODE) dorobku. W mniemaniu Alana miał on do tego prawo. Podobno Martin był temu bardzo przeciwny. Koniec końców w relacjach między Alanem i resztą znowu nastała zima. To jest podobno jeden z powodów, dla których remix I Want You Now w wersji 1994, początkowo ogłoszony, jako część składanki The Remixes 1981-2011 finalnie nie ukazał się. Kto był na występie Alana w Progresji w Warszawie 2010.10.29 i wytrwał do końca, gdy zapaliły się światła miał okazję wtedy zobaczyć pulpit laptopa Alana, gdzie pośród wielu katalogów widniał i ten z napisem I Want You Now. Rozmawiający potem z Mistrzem usłyszeli komentarz nt tego katalogu/remixu, że jest to faktycznie remix wzorowany na wersji I Want You Now z 1994 roku i że na on czas był zrobiony w połowie. Której tego nie wiem…

Wróćmy jednak do 17.02.2010. Tego dnia nie tylko uporządkowano kilka spraw związanych z depeche MODE ltd, ale również Venusnote ltd. Efektem ubocznym tych porządków była karczemna kłótnia, jaka odbyła się między Andym, a resztą zespołu na zapleczu i scenie RAH. Było to na tyle doniosłe wydarzenie, że jeszcze na Mute Short Circuit wspominano o tym. Wtedy w 2010-11 nie zająknąłem się o tym mimo, że blog już istniał, a historia była smakowita, łącznie z wywijaniem niepodłączonymi kablami do sprzętu Andy’iego, dziś przytaczam tę historię nie bez powodu. W 2010 poszło podobno o kasę, jaką otrzymują członkowie zespołu. Podobno wyszło, że Andy dostaje najmniej z całej trójki, choć umowa miała być podobno inna.

Mamy rok 2013. Koncerty w Europie i nie trudno nie zauważyć, że w zespole sytuacja jest zawiesista. Andy i Dave wyraźnie się unikają na scenie. Nie wiem, czy ta kosa mogła być powodem zakończenia trasy na Moskwie 2013.03.07 i wbrew wcześniejszym planom ciągnięcia wszystkiego, aż do wakacji 2014. Z moich źródeł wynika (choć nie dam sobie niczego uciąć), że w czasie koncertów w Berlinie doszło w zespole do bardzo poważnej kłótni. Co prawda przechadzając się korytarzami zaplecza sceny w berlińskiej hali nie zauważyłem śladów pazurów na ścianach, połamanych mebli i taczek wypełnionych rwanymi kłakami, ale to może dlatego, że skupiałem się wtedy na trochę innych sprawach. Nie znam również powodu kłótni, nie mniej kosa ta nie pozostaje bez wpływu na relacje między członkami zespołu na scenie.

ce70Zwróciłbym jeszcze uwagę na jedną kwestię. Kiedyś w wywiadach Andy wypowiadał się nt setu na okrągło, dziś wyraźnie się dystansuje się od pytań o set. Nawet jak set był kiedyś bardziej lub mnie autorski, któregoś z członków zespołu, to wszędzie była używana 1 osoba liczby mnogiej. Dziś Andy odsyła do Dave’a, aby ten tłumaczył się z setlisty. Pokrywa się to moimi spoilerami nt procesu powstawania setu na tę trasę z przed paru miesięcy i w pełni zrozumiałe są nerwowe reakcje Dave’a na zaczepki fanów, jak ta z Dublina 2013.11.09 i jęki zawodu publikowane w niemieckiej prasie.

Jeszcze do tego tematu wrócę…

Podsumowanie III etapu trasy – The Delta Machine Tour: N. America (cz.2.)

Zanim 3 część trasy ruszy na dobre pora dokończyć podsumowanie północnoamerykańskiej trasy. Pojawiły się publicznie informacje o przychodach jakie wygenerowała sprzedaż biletów na koncerty depeche MODE. Z jednej strony widać jak co raz bardziej nieistotnym rynkiem staje się dla depeche MODE Ameryka Północna. Co raz bardziej spadające przychody i co raz uboższe trasy na tym kontynencie. Tym bardziej dziwią wszelkie plotki, które docierają zewsząd o zakończeniu trasy na Moskwie. Ale o tym będzie na końcu.

Na 24 zagrane koncerty pojawiło się na na stronach Billboard podsumowanie sprzedaży 22 koncertów. Z tego zestawienia wyłączono 2 festiwalowe koncerty w Austin 2013.10.04 i Austin 2013.10.11. W poprzednim podsumowaniu tak pisałem o wynikach 1 nogi:

Patrząc tylko na te 32 koncerty wychodzi na to, że trasa sprzedała się w 98%. Na 1 123 932 biletów sprzedało się 1 111 391, co dało łączny przychód brutto 82 084 761.

Na tym tle trasa po USA i Kanadzie wygląda prze blado i jest tylko cieniem tej sławy, którą zespół zbierał w gotówce od co najmniej 1987 roku. W każdym razie II część trasy Delta Machine, to przy I części trasy ubogi krewny. Raptem 22% tego, co organizatorzy koncertów zgarnęli w Europie. Ogólne szczegóły wyglądają następująco. Publiczność wyniosła 277 724 ludzi, dzięki którym przychód ze sprzedaży biletów był na poziomie $17 853 019.

W USA i Kanadzie sprzedano 100% biletów, co nie powinno dziwić. Przy tak ograniczonej liczbie koncertów prawdopodobieństwo nie sprzedania jakiegoś koncertu było niewielkie.

Przyjrzyjmy się zatem najliczniejszym koncertom pod względem frekwencji:

  • Chicago – 22 773
  • San Diego – 19 405
  • Mountain View – 19 192
  • Dallas – 16 220
  • Toronto – 16 110

Te pięć koncertów jako jedyne przekraczają poziom 15 000 widzów. Dla porównania na przeciwległym biegunie znalazło się pięć miast, które nie przekroczyły liczby 10 000:

  • Atlanta – 9 868
  • St. Paul – 7 693
  • Santa Barbara – 4 959
  • Atlantic City – 3 803
  • Las Vegas – 2 549

Sytuacja wygląda jednak inaczej, gdy przyjrzymy się koncertom na których organizatorzy ściągnęli najwięcej kasy:

  • Los Angeles 1 – $1 418 372.67
  • Los Angeles 2 – $1 418 372.67
  • Los Angeles 3 – $1 418 372.67
  • Nowy Jork – $1 303 305.00
  • Chicago – $1 066 824.00
  • San Diego – $1 019 015.00

Na przeciwległym biegunie są miasta o wspomnianych już wcześniej małych frekwencjach. Wszystkie koncerty zaliczyły przychód poniżej pół miliona dolarów. Nie mniej i tak nie ma tego co zestawiać z Europą. W stosunku do europejskich koncertów Los Angelesy plasuje się w stanach dolnych zestawienia.Przyjrzyjmy się w takim razie ile, uśredniając, jeden fan przyniósł na koncert kasy kupując bilety. Tu sytuacja wygląda trochę inaczej, choć Los Angelesy i w tym zestawieniu na czołowych pozycjach:

  • Las Vegas – $167.47
  • Los Angeles 1 – $96.80
  • Los Angeles 2 – $96.80
  • Los Angeles 3 – $96.80
  • Atlantic City – $94.20
  • Santa Barbara – $90.18

Wychodzi na to, że pomimo, iż Las Vegas 2013.10.06 miało najmniejszą widownie, to chętni, aby obejrzeć depeche MODE musieli na głowę zapłacić najwięcej. Jeżeli jednak zestawi się powyższe wartości z Europą, to z wyjątkiem Las Vegas 2013.10.06, wszystkie pozostałe koncerty na głowę są poniżej pierwszej piątki. Zliczając do kupy Europę z Ameryką Północną wychodzi na to, że sprzedaż biletów była na poziomie 99% – 1 389 115 na 1 401 656 kwitów. Organizatorzy z 54 koncertów przytulili $99 937 780.

Dla przypomnienia jeszcze raz chciałbym napisać, że powyższe kwoty to jest przychód organizatorów koncertów, a nie depeche MODE i nie ma tu strony kosztowej, bez której nie wiadomo, czy organizator dołożył do interesu, czy wyszedł na swoje. Zespół jest na bezpiecznej pozycji, bo w kontrakcie ma zapisaną z góry ustaloną kwotę, którą przeważnie trzeba przelać na konta Fruity Generation LLP zanim zespół pojawił się w danym mieście. Nie są to małe kwoty i pewnie zespół przebije zyski z lata w Europie na luzie, ale o tym przekonamy się gdzieś w marcu – kwietniu 2014 gdy zespół zakończy trasę (?).

P.S.
A skoro już mówimy o zakończeniu trasy i kolejnej paczce spekulacji. My spekulowaliśmy o tym, czy dM przyjedzie do Europy na lato 2014 i co za tym idzie czy odwiedzi Polskę, tym czasem od jakiegoś czasu po forach hula coś zupełnie przeciwnego. Wg tych plotek koncert w Moskwie będzie ostatnim koncertem na Delta Machine Tour. Jeżeli to prawda, to ciężko im będzie obronić się, gdy przyjdzie do wywiadów z południowoamerykańskimi mediami lub fanami. Mówi się, że głównym powodem tej sytuacji jest słaba dyspozycyjność głosowa Dave’a.

Może tak, może nie, ale jeżeli to prawda, to pomysł, aby porywać się na długą i ciężką trasę z 23 numerami był po prostu głupotą ze strony zespołu. Wystarczyło rotować te dwa brakujące numery w secie i efekt byłby ten sam. Choć z egoistycznego punktu widzenia, jako fan z Europy byłem bardzo z tego powodu zadowolony. W 2009 też taki byłem, a potem skończyło się na 20 numerach i rzezi killerów, bo Panowie nie wyrabiali na zakrętach.

Ale to jeszcze nic. Jestem w stanie zrozumieć takie przesłanki, tyle tylko, że podobno to nie są jedyne powody. Nie jest tajemnicą, że Dave pracuje nad 3 solową płytą. W wywiadach opowiada, że nagrywa dema, pomysły na kawałki i podobno na 2014 ma zakontraktowane studio. Wróble ćwierkają, że w roku 2014 uraczy nas nowym albumem Gahana. Jeżeli jeszcze okaże się, że pójdzie za tym trasa, to… uważam, że jest to świństwo. Bo wychodzi na to, że z czysto egoistycznych przesłanek Dave doszedł do wniosku, że zaśpiewał i przytulił swoje, odwalił pańszczyznę i można zakończyć trasę. Teraz już można w spokoju zająć się swoim ogródkiem, zostawiając swoje deklaracje bez pokrycia. Ciekawe ilu fanów Meksyku, czy Argentynie toczy pianę ze wściekłości….

Podsumowanie III etapu trasy – The Delta Machine Tour: N. America (cz.1.)

To skomplikowane… tak bym odpowiedział, gdyby padło w mojej obecności pytanie o właśnie zakończony II leg DMT. Człowiek myślał, że po trasie amerykańskiej z 2009 nic gorzej nie będzie, do tego na prawdę dobra trasa wiosenno-letnia po Europie dawały nadzieje, że powtórki z jesieni 2009 nie będzie. Tym czasem nie umiem napisać inaczej, jak to, że DMT w Ameryce Północnej to był krok wstecz w stosunku do Europy dla depeche MODE.

Również niektórzy z nas będą mieć pewnie ambiwalentne odczucia, porównując trasę po Ameryce z 2009 i z 2013. W 2009 trasa po drugiej stronie Atlantyku była ciągiem dalszym nieszczęść, jakie zespół dostawał od losu w Europie. Ciągłe problemy z głosem i regulacje o ciszy nocnej powodowały skracanie setu… albo wręcz odwoływanie koncertów. Urazy, padający sprzęt nie pomagały w tym. To właśnie z tych powodów zespół rozpoczął miksowanie setlisty usuwając dawno nie grane killery i wkładając w to miejsce numery cieszące się mniejszym poważaniem wśród fanów. A jak było w 2013?

Można powiedzieć… podobnie, ale nie tak samo. Również problemy z przepisami o ciszy nocnej, również problemy wokalne, ale jest parę spraw, które odróżniają właśnie zakończoną część trasy. O ile w 2009 roku skracanie setlisty było reaktywne tzn. zespół reagował w czasie koncertu na zajeżdżany wokal Dave’a, co dodatkowo zmuszało ich do odwoływania koncertów. Tym razem skracanie setu było prewencyjne. Dave nauczony doświadczeniem, w momencie, gdy pojawiały się pierwsze oznaki słabnięcia wokalu, przestał forsować swój głos, wolał skrócić set, wpuścić Martina na 4 solowy numer, niż pozwolić na całkowity zanik w czasie występu i doprowadzić do sytuacji, jakie miały miejsce w 1993, czy podobnie w 2006.

Z dwojga złego lepiej być na okrojonym koncercie z w miarę śpiewającym wokalistą, niż dowiedzieć się, że koncert na który wywaliłem grube pieniądze został odwołany. A ta trasa, w przeciwieństwie do 2009 roku uchroniła nas przed takimi dylematami.

Nie można też nie zauważyć, że chemia w zespole jest na prawdę dobra, to w jakiej kondycji jest zespół, jak przebiegają interakcje wewnątrz i na zewnątrz zespołu nie przypomina kompletnie tego, co było w 2009 roku. Tyle tytułem wstępu zajrzyjmy w takim razie w detale.

Pierwsze niemiłe zaskoczenie wydarzyło się zaraz na początku trasy, oto Martin udzielając wywiadu oznajmił, że set tłuczony w Europie był stanowczo za długi i zbyt powolny. Pomóc na to może jedynie wywalenie Secret To The End [33] i Goodbye [34]. Dlatego dla trasy amerykańskiej standardem był koncert o długości 21 utworów i jako taki będę traktował jako punkt odniesienia.

Podobnie, jak to było w Europie zespół miał w zapasie 2 setlisty, które były odpalane wg z góry ustalonego planu: Set A wszystkie pojedyncze i pierwsze koncerty. Set B na każdym drugim koncercie w danym mieście lub okolicy. Oczywiście królował Set A, a Set B usłyszeliśmy jedynie 2 i pół raza: Wantagh 2013.09.08, Los Angeles 2013.09.29, Austin 2013.10.11.

1. Setlista

Ogółem w ramach Setu A – czyli na 20 koncertach pojawiło się 7 wariacji setu z czego tak na prawdę liczyła się tylko jedna wersja setlisty:

The Child Inside [16 wykonań] i But Not Tonight [18 wykonań] królowały w części zarezerwowanej przez Martin’a. Również nieśmiertelne Home pojawiło się w 18 koncertach zagranych w ramach Setu A :

Killery grane w Europie praktycznie zniknęły. Higher Love pojawiło się jedynie 4 razy w czasie całej trasy, a When The Body Speaks tylko 2. Only When I Lose Myself nie pojawiło się na koncercie wcale, a pozostałe utwory to znowu pojedyncze epizody tej trasy.

Set B to jedynie 2 duże koncerty w Wantagh 2013.09.08 i Los Angeles 2013.09.29. Utwory z Setu B pojawiły się również w okrojonej wersji podczas drugiego występu na festiwalu w Austin 2013.10.11, który zakończył tę część trasy:

O ile w podobnym podsumowaniu po zakończeniu Europejskiej trasy nie zajmowałem się kwestią długości setlisty, to z racji dużych zmian w tej części nie można nie wspomnieć i o tym stałym fragmencie gry. Pisałem już, że zaraz na starcie zespół ściął set do 21 utworów, jak się jednak okazało nie było to ostatnie słowo. Na 24 zagrane koncerty:

  • 17 miało set złożony z 21 utworów
  • 2 miały set złożony z 20 utworów
  • 2 miały set złożony z 19 utworów
  • 2 miały set złożony z 15 utworów
  • 1 miał set złożony z 18 utworów
2. Rozkład po albumach

Redukcja selisty oznaczała pozbycie się również kilku numerów. Czy na zawsze, to się okaże, jak skończy się trasa. Nie mniej na 35 utworów zagranych w Europie, jedynie 30 utworów zostało ponowionych po drugiej stronie Atlantyku. Swojego miejsca w secie nie znalazły takie utwory jak: Secret To The End, Goodbye, In Your Room, Soft Touch/Raw Nerve oraz Only When I Lose Myself.

Ogólnie w Ameryce zagrano 31 utworów. Tym utworem robiącym różnicę było Condemnation w wykonaniu Martina oczywiście w wersji bare.

Nie można też nie wspomnieć, o tym, że takie A Question Of Lust, które w Europie pojawiło się tylko raz z Nicei 2013.05.04, w Stanach też pojawiło się tylko raz, i również w wersji bare. Martin zaśpiewał 10 utworów, Dave 21.

  • Delta Machine – 6
  • Playing The Angel – 3
  • Exciter – 1
  • Ultra – 2
  • Songs Of Faith And Devotion – 5
  • Violator – 5
  • Music For The Masses – 2
  • Black Celebration – 4
  • The Singles 81>85 – 1
  • Some Great Reward – 1
  • Speak & Spell – 1

Brakuje 3 płyt do pełni szczęścia.22 utwory pojawiły się w pełnej elektronice, 8 było jedynie z akompaniamentem Petera Gordeno. Więcej o rotacji setlisty w kolejnym wpisie podsumowującym północno-amerykańską część Delta Machine Tour.

Taka sytuacja

Dziś rano przy goleniu naszła mnie taka myśl, że granie The Child Inside, to reakcja Martina na focha fanów za wywalenie z setu dwóch numerów z Delty. 😉

Nie wiem tylko, czy ta reakcja to foch i komentarz do zachowania fanów, czy też próba kompensacji numerem z Delty wywalenia dwóch numerów z Delty. Cały czas nie ma zapowiadanego wywiadu z Gorem, więc nie wiadomo, czy skomentował fakt skrócenia setlisty. Być może jęki fanów do niego dotarły i teraz próbuje właśnie w taki sposób zareagować.

W przypadku But Not Tonight sprawa jest raczej jasna. W przed amerykańskich wywiadach Martin dawał do zrozumienia, że ten numer ustawia pod Amerykanów i teraz to realizuje.

10 koncertów za nami i mamy 6 wykonań The Child Inside, 7x But Not Tonight. W tej sytuacji numery, które w Europie były namiętnie grane, czyli Higher Love i Shake The Disease, za oceanem stają się rarytasem na tej trasie. O Somebody i When The Body Speaks nie wspomnę.

Być może sprawa jest też prozaiczna i mamy po prostu do czynienia ze znudzeniem i zmęczeniem kawałkami katowanymi w Europie. Że też Home mu się tak nie znudzi.

Taka postawa u Gore’a to nic niespotykanego, że przytoczę Devotional Tour na ten przykład, gdzie w Europie namiętnie katował Judas w połączeniu z Death’s Door, gdy tym czasem w Ameryce podstawą Gorowej setlisty były kawałki A Question Of Lust i One Caress.

Taka sytuacja…

3 koncert depeche MODE w Polsce – pospekulujmy

Za wstęp niech posłużą słowa Gahana: „This tour, we’ve got some ambitious plans. We’re starting out pretty large in Europe, going to some big stadiums for a bunch of shows, and then we come back to the States and go into more reasonable sized venues, lots of arenas, and that brings us close to Christmas. We’re already now planning another European leg and then definitely South America and possibly Asia. Then I think we’re planning to come back to America, and some more festivals in Europe in the summer of 2014.”

To był marzec tego roku. Od tamtej pory minęło pół roku. Na razie poznaliśmy jakieś 3/5 lub 50% tego, co Panowie planują. Mowa jest o końcu trasy na sierpień 2014. Ile i jakie części będą jeszcze to się okaże myślę, jak depeche MODE wróci do Europy na jesieni. Plan jest bardzo ambitny. Wzorem lat ubiegłych koncerty będą dobrym momentem, żeby ogłaszać kolejne koncerty. A po za tym – wrócić ponownie do Ameryki Północnej, zagrać w Ameryce Południowej, najechać Azję i jeszcze ponownie Europę. Brakuje jeszcze tylko Australii z przyległościami, Arktyki i Afryki na koncertowej mapie i byłby komplet. Na te analizy i spekulacje przyjdzie czas, tematem dzisiejszej notki jest potencjalna możliwość zorganizowania 3 koncertu w Polsce.

Status na dziś. Zespół zapowiedział, że w 2014 chcą powrócić do Europy na serię koncertów (głównie festiwalowych) i w ten sposób zakończyć trasę The Delta Machine. No i fajnie. Tylko co to znaczy dla polskich fanów i czy w ogóle coś znaczy. Zespół przytulił godne pieniądze za letnią trasę, więc apetyty na kolejny grosz ma spore. Co ciekawe, nie pierwszy raz słychać, że na festiwalach to się nie skończy, tylko w ramach 3 wizyty w Europie zespół da również kilka pełnych koncertów. Ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec.

Zastanówmy się wobec tego, czy jest jakaś szansa na 3 koncert w Polsce, a jeżeli tak, to gdzie i dlaczego nie. Gdy pada informacja o festiwalach w kontekście Polski, to natychmiast padają nazwy 3-4 największych festiwali – Orange Warsaw Festival, Opener Festival, Coke Live Music Festival, Selector Festival. Problem jest tylko taki, że nie jestem wcale pewien, czy to właściwe typy. Ale po kolei…

Opcje mamy 3:

  1. Nie ma koncertu depeche MODE w Polsce, na kolejne koncerty latem będziemy musieli się udać do Niemiec, Czech, Belgii, Hiszpanii, Włoch, czy co tam jeszcze…
  2. Występ na jednym z festiwali.
  3. Pełny występ na stadionie lub hali.
Ad.1.

3 trasa po Europie może być bardzo skromnym przedsięwzięciem. przypomnę tylko, że niedawno zakończona trasa na naszym kontynencie trwała 3 miesiące – do maja do lipca. Przy rozstrzale dni koncertowych i przerw, jakie od obecnej trasy ma zespół, potencjalna liczba koncertów może być bardzo mała. Jeżeli Europa ma być w wakacje, to rozmawiamy o lipcu – sierpniu. Pytanie czy pełne dwa miesiące, czy też fragmenty tych miesięcy. Czy zespół będzie miał jeszcze siłę, bo chętnych do zrobienia kolejnego koncertu w każdym z krajów Europy będzie sporo, a Niemcy na pewno nie odpuszczą.

Ad.2.

No dobrze załóżmy, że jednak koncert w Polsce będzie i będzie to niestety festiwal. To który? Orange? Opener? Coke? Selector? Wg mnie żaden z nich. Już wyjaśniam.

Sponsorem obecnej trasy jest T-Mobile, więc z założenia należy skreślić OWF jako, że w grę wchodzi tu konflikt 2 sponsorów z tej samej branży. depeche MODE jest „skażone” T-Mobile, więc dla Orange to zuooooo!!! Nie wspomnę już o tym, że OWF jest w przyszłym roku w maju, więc tym bardziej nie ma szans.

Uważam również, że depeche MODE nie wystąpi na Opener, Coke i Selector. Wszystkie te festiwale robi ta sama agencja koncertowa – Alter Art, której naturalnym konkurentem jest agencja koncertowa w stajni której siedzi depeche MODE, czyli Live Nation. Nie znam szczegółów umowy między dM, a LN, ale nie sądzę, żeby LN pozwoliło sobie na występ dM u konkurencji. Zastanówmy się w takim razie co w zamian. Jedyny pomysł, jaki mi przychodzi do głowy, to Impact Festival. Ten sam, w ramach którego w tym roku wystąpił Rammstein, a rok wcześniej Red Hot Chilli Peppers. Impreza młoda, bo 2-letnia, odbywająca się w Warszawie, na Bemowie, na terenie lotniska aeroklubu warszawskiego. Kto był, ten wie, widział lub słuchał u płotu. Line-up z tego roku i ubiegłego roku. Festiwal ma tę specyfikę, że pierwszego wieczoru gra się „ciut” mocniej, drugiej nocy występują kapele grające lżej z IAMX na ten przykład, który spokojnie mieści się w nurcie tak uwielbianym przez fanów depeche MODE – synthpop i pokrewne.

130504_Nice_01Nie za bardzo widzę możliwość, aby w Polsce depeche MODE pojawiło się na innym festiwalu, niż tym organizowanym przez LN, a obecnie jest to jedyny fest pod skrzydłami tej firmy.

Ad.3.

Spełnieniem marzeń byłby oczywiście pełnowymiarowy koncert. Pytanie tylko, czy LN pójdzie na masę i wsadzi nam koncert na Stadion Narodowy, czy otrząsną się z szatana i poszukają innej lokalizacji oddającej lepiej jakość dźwięku. Oczywiście nie wolno zapomnieć o Atlas Arenie i Ergo Arenie, ale obawiam się, że latem hala może nie przejść.

_

Jak widać potencjalna szansa jest pytanie, czy LN PL podejmie wyzwanie i czy będzie wola po stronie depeche MODE na przyjazd do naszego kraju. Gdyby tak się stało, to mielibyśmy skromny rekord 3 koncertów dM na jednej trasie w Polsce.

Podsumowanie II etapu trasy – The Delta Machine Tour: Europe (cz3.)

Ostatnim punktem podsumowania pierwszej część trasy po Europie będzie kasa. Wiele razy próbowałem depeche MODE „zajrzeć do portfela”, a to sprawdzając jak ile kosztowała trasa w 1988 roku, albo też jak (w przybliżeniu) wyglądał/wygląda ich biznesy od kuchni. W marcu tego roku napisałem, że na potrzeby tej trasy powstała spółka komandytowa, której zadaniem będzie rozliczenie tej The Delta Machine Tour. Spółka ta nazywa się Fruity Generation LLP. To właśnie do niej wpływają wszelkie dochody zespołu związane z biletami, gadżetami, oraz innymi prawami wynikającymi z umów sponsorskich itp. Spółka po zakończeniu trasy jest zamykana.

Zanim jednak jakakolwiek kasa trafi do tej spółki najpierw agentury muszą sprzedać bilety i zorganizować koncert. Niedawno pojawiły się dane opisujące jak sprzedały się się poszczególne koncerty i jaki dały przychód brutto (Gross Revenue). Mowa tu tylko o samych biletach. Są to przychody agencji koncertowych, które po odjęciu kosztów organizacji przedsięwzięcia, podatków, spełnienia zachcianek zespołu zawartych w raiderze technicznym, odpaleniu działy dla siebie, resztę (często stałą część) płacą zespołowi. Jaka to jest część tego nie wiem. W 1988 roku było ok 35% kosztów organizacji koncertu. Ile jest to obecnie nie mam pojęcia. Może taki sam %, może większy….

Posiadane dane zawierają opublikowane zestawienia z 32 koncertów tej trasy. Wyjątkiem są festiwale Werchter, Bilbao, Lisbonie oraz koncerty w Locarno i Nimes. Patrząc tylko na te 32 koncerty wychodzi na to, że trasa sprzedała się w 98%. Na 1 123 932 biletów sprzedało się 1 111 391, co dało łączny przychód brutto 82 084 761. Jest to sumaryczny przychód z różnych agencji. Największą część ma w tym oczywiście Live Nation i Marek Leiberberg Concert Agentur.

Czemu 98%? Ponieważ na 32 koncerty 5 sprzedało się w stopniu mniejszym, niż 100%. Wg tego zestawienia wszystkie pozostałe koncerty (w tym Warszawa) była „sold out”. I tak:

  • Sofia – bilety w sprzedaży: 26 300 / bilety sprzedane: 18 892 (72%). Przychód brutto: $926 320.
  • Bucharest – bilety w sprzedaży: 35 400 / bilety sprzedane: 34 729 (98%). Przychód brutto: $1 797 985.
  • Londyn (dwa koncerty łącznie) – bilety w sprzedaży: 34 818 / bilety sprzedane: 32 434 (97%). Przychód brutto: $2 244 220.
  • Kijów – bilety w sprzedaży: 38 640 / bilety sprzedane: 36 562 (95%). Przychód brutto: $2 928 368.

Jak w całym tym interesie wypadła Warszawa? Bardzo dobrze, czyli jak pozostałe 27 koncertów…

  • Warszawa – bilety w sprzedaży: 53 181 / bilety sprzedane: 53 181 (100%, sold out). Przychód brutto: $2 894 152.

Koncert w Warszawie był 6 największym koncertem z tej nogi. Lepsze od niego były tylko:

  • Paryż 67 103
  • Berlin 66 388
  • Monachium 62 976
  • Mediolan 57 919
  • Rzym 56 007

Jednak największy przychód wygenerowały koncerty zestawione poniżej, a Warszawa uplasowała się na 16 miejscu:

  • Paryż – $5 332 840.00 
  • Berlin – $5 113 262.00 
  • Monachium – $4 956 599.00 
  • Sztuttgart – $4 956 599.00 
  • Berno – $4 013 227.00


Jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja, gdy zestawi się ze sobą przychód na głowę. Wychodzi na to, że najbardziej przychodowe (efektywne) koncerty na jednego fana, to:

  • Stuttgart – $136.83
  • St.Petersburg – $123.12
  • Moskwa – $118.62
  • Berno – $102.27
  • Mińsk – $97.81

Warszawa zamyka stawkę i sytuuje się na miejscu 27, czyli 6 od końca z przychodem na głowę $54.42. Ze wszystkich zestawień, to ostatnie jest najważniejsze, ponieważ pokazuje ile jedna osoba (średnio) dołożyła się do organizacji koncertu. Dzięki temu widać, że Warszawa miała jedne z najtańszych biletów na tej trasie w stosunku do liczby bawiących się na koncercie.

Wiem, że to może budzić wewnętrzny sprzeciw wielu osób, bo bilety dla wielu fanów były bardzo drogie lub wręcz nieosiągalne, ale w zestawieniu z resztą Europy były dużo tańsze. Poniżej Warszawy znalazły się takie miasta jak:

  • Mediolan – $53.76
  • Bukareszt – $51.77
  • Sofia – $49.03
  • Ateny – $47.41
  • Belgrad – $39.78

Nie znam jednak stron kosztowych poszczególnych koncertów, więc nie jestem w stanie powiedzieć, z którego koncertu organizatorzy (i zespół) wycisnęli największe soki, przy najniższych kosztach.

Pozostałe wartości znajdziecie przy opisach poszczególnych koncertów na MODEonheROAD.com. Przykład TU.

Teraz to już czekamy na czwartek…

Podsumowanie II etapu trasy – The Delta Machine Tour: Europe (cz2.)

W poprzednim wpisie podsumowałem przebieg trasy od pierwszego do ostatniego występu w Europie. Tym razem pokusiłem się o zestawienie i porównanie setlist z obecnej i ostatniej części poprzedniej trasy. Tak było np i TU i TU i na każdej trasie dM. Z The Delta Machie Tour jest pewien kłopot, ze względu na wprowadzenie do gry Setu B, który burzy pewną łatwość takich zestawień.

Uproszczony set z jesieni 2009 i zimy 2010:

In Chains
Wrong
Hole To Feed
Walking In My Shoes
It’s No Good
A Question Of Time
Precious
World In My Eyes
Fly On The Windscreen
Freelove / Clean / Dressed In Black / Sister Of Night / Jezebel / Insight / Judas
Home
Miles Away/The Truth Is / Come Back
Policy Of Truth
In Your Room
I Feel You
Enjoy The Silence
Never Let Me Down Again
Somebody / Shake The Disease / A Question Of Lust / Dressed In Black / One Caress
Stripped
Behind The Wheel / Photographic
Personal Jesus
Waiting For The Night

Przez uproszczony set rozumiem usunięcie zdublowanych numerów typu It’s No Good i Dressed In Black, które były grane w różnych miejscach setu w czasie trasy.

W porównaniu do setu 2009/2010 z setu koncertowego wyleciało łącznie 17 utworów (tzn były grane jesienią 2009 i zimą 2010, a nie były grane podczas nogi europejskiej. Nie ma nic z Sounds Of The Universe: In Chains, Wrong, Hole To Feed, The Truth Is/Miles Away, Come Back, Jezebel, oraz 11 utworów z wcześniejszych płyt: It’s No Good, Fly On The Windscreen, Freelove, Clean, Dressed In Black, Sister Of Night, Insight, One Caress, Stripped, Photographic, Waiting For The Night. Czasami był to pojedyncze wykonania, czasami utwory te stanowił trzon setu koncertowego poprzedniej trasy.

Uproszczona Setlista A na Europę:

Welcome To My World
Angel
Walking In My Shoes
Precious
Black Celebration
Policy Of Truth
Should Be Higher
Barrel Of A Gun
Higher Love / Only When I Lose Myself
The Child Inside / When The Body Speaks / Judas / Shake The Disease
Heaven
Soothe My Soul
A Pain That I’m Used To
A Question Of Time
Secret To The End
Enjoy The Silence
Personal Jesus
Goodbye
A Question Of Lust / Home / But Not Tonight / Somebody
Halo
Just Can’t Get Enough
I Feel You
Never Let Me Down Again

Uproszczona Setlista B na Europę:

Welcome To My World
Angel
Walking In My Shoes
Precious
Behind The Wheel
World In My Eyes
Should Be Higher
John The Revelator
Only When I Lose Myself
When The Body Speaks
Heaven
Soothe My Soul
A Pain That I’m Used To
Soft Touch/Raw Nerve
In Your Room
Enjoy The Silence
Personal Jesus
Goodbye
Home / Somebody
Halo
Just Can’t Get Enough
I Feel You
Never Let Me Down Again

Łącząc obie setlisty w jedno wychodzi, że w porównaniu do poprzedniej trasy nadal grane jest 16 utworów: Walking In My Shoes, Precious, Policy Of Truth, Judas, Shake The Disease, A Question Of Time, Enjoy The Silence, Personal Jesus, A Question Of Lust, Home, Somebody, I Feel You, Never Let Me Down Again, Behind The Wheel, World In My Eyes, In Your Room.

W przypadku obu setlist z 2009/2010 i z 2013 mamy utwory starsze, które były zagrane po raz pierwszy na danej trasie. Dla Tour Of The Universe był to utwór Insight, a dla The Delta Machine Tour było to But Not Tonight.

Najciekawsze są oczywiście powroty do setu, po jednotrasowych lub dłuższych odpoczynkach. Jak dotąd zespół przysporzył nam 9 takich powrotów:

To tyle, jeżeli chodzi o rotację między trasami. Zespół wymienił całkiem sporo, choć nie trudno nie zauważyć, że spora cześć utworów, to kotłowanie się we własnym sosie od lat. Zdecydowanie brakuje w tegorocznej setliscie killerów na miarę Master & Servant, Strangelove, czy Fly On The Windscreen. Nic nie ujmując takim numerom, jak Barrel Of A Gun, John The Revelator i A Pain That I’m Used To, to jednak nie ta liga i na swój szacun jeszcze muszą zasłużyć. Setlista na obecnej trasie jest bardzo równa, a przez to spójna. Poprzednia setlista podlegała ciągłym zmianom, przez to nie miało się pewności, co zostanie, a co nagle zostanie wycięte.

Tradycyjnie sytuację ratuje Martin, który nie zawodzi i wyciąga perełki pokroju But Not Tonight, czy Higher Love. Ciekawe, czy ten pierwszy będzie grany częściej w Ameryce Północnej, czy jednak pozostanie wisienką na torcie. Nadal typuję to drugie.

W trzeciej części podsumowania świeżo zakończonej części trasy porozmawiamy o kasie….

Podsumowanie II etapu trasy – The Delta Machine Tour: Europe (cz1.)

30 lipca chłopaki trzepnęli drzwiami z głośnym – Narta! Z przekazów między koncertowych fani donosili, że dla ekipy koncertowej najważniejszym dniem w lipcu będzie ten, w którym będą mogli od siebie i koncertów odpocząć.

Panowie zaczęli swój upragniony urlop, wobec czego mamy idealny czas do 22 sierpnia, aby podsumować 3 miesiące trasy. Po dwóch miesiącach grania promo, po stacjach TV i Internecie zespół rozpoczął drugą część promocji płyty – czyli trasę po Europie (albo jak kto woli pierwszą część trasy koncertowej).

Zaczęliśmy w Nicei 2013.05.04 koncertem rozgrzewkowym, lub jak kto woli próbą z udziałem publiczności, po której nastąpiło lekkie tasowanie setlisty po stronie Gore’a, by oficjalnie wystartować w Tel-Avivie 2013.05.07.

W porównaniu do poprzedniej trasy europejska część przeszła właściwie bez problemów. Zespół został zmuszony do odwołania jednego występu w Istambule 2013.05.17 z powodu strajku na granicy. W Szwecji festiwalowy występ na Love & Peace Festival został zamieniony w regularny koncert w Sztokholmie 2013.06.27 w legendarnej już Globe Arena. Więcej problemów nie odnotowano… i bardzo dobrze.

Setlista składała się 23 numerów, co jak na ten zespół jest rekordem. 22-kawałkowy set z poprzedniej trasy szybko został obcięty, ze względu na problemy zdrowotne Gahana. W 2009 set średnio oscylował w okolicy 20-21 numerów i zamykał się w +/- 2 godzinach. Dlatego tegoroczne 2h 15min bardzo miło zaskakują. Upchanie 23 kawałków w 2.15 osiągnięto m.in. poprzez przerobienie i skrócenie niektórych kawałków na rozbiegu.

depeche MODE przygotowało dwie setlisty kodowo oznaczane Setlist A i Setlist B. Pierwsza była przeznaczona do regularnego grania na większości koncertów. Druga setlista grana była jedynie w miastach, gdzie zespół występował drugą noc z rzędu. Obie setlisty podlegały ciągłym modyfikacjom. Oprócz tego zespół miał przygotowany set do grania na festiwalach, który wykorzystał 3 razy. Łącznie w Europie depeche MODE dało 37 koncertów w 3 miesiące, co daje średnio 12 koncertów na miesiąc.

Gdyby na chwilę zapomnieć o istnieniu Setu B, to ta trasa (jak dotąd) nie różniłaby się za wiele od schematów znanych z jesieni i zimy 2005/2006, czy nawet tego, co działo się w wiosną 2009 w Europie. Na szczęście wszystkie nowe kawałki leżały Dave’owi do śpiewania i nie musiał wymieniać nowości na starocie. Setlist A podlegał ciągłym zmianom, ale nie wykraczało to po za patenty z poprzednich tras i rola dawcy zaskoczeń należała głównie do Martina.

Przejdźmy zatem do szczegółów:

1. Setlista

Ogółem w ramach Setu A pojawiło się 12 wariacji, z czego 3 były najpopularniejsze:

Jak widzicie Higher Love i Home królowały i sumarycznie te 3 wariacje stanowiły 50% zagranych koncertów w obrębie setu A. Pozostałe wariacje wyglądały następująco:

Tylko 3 koncerty Martin zagrał bez udziału Home w setliście.

Ten prosty i schematyczny układ burzy jednak Setlista B przygotowana na granie w miastach, gdzie zespół przebywał 2 noce. Pamiętać należy też, że na tej trasie „dwie noce z rzędu” oznacza również koncerty z jednodniowym odstępem. Zespół przyjął standard, że odstęp między jednym, a drugim koncertem to minimum 1 dzień. Do wyjątkowych sytuacji należą koncerty grane dzień po dniu. Set B został zagrany jedynie dwa razy – w Londynie 2013.05.29 i Dusseldorfie 2013.07.05.

Set B podlegał zmianom i właściwie oba koncerty różnią się porządkiem utworów:

Pozostałe utwory w ramach Setlisty B pozostały nie zmienne. Próbowałem opracowywać obie setlisty w postaci zbiorczej, ale po 2 koncercie w Dusseldorfie rozdzieliłem sety. Ponieważ liczba wariacji była tak duża, że prowadzenie strony The Delta Machine Tour stało się nieczytelne. Dodatkowo zespół tylko na tych koncertach grał Soft Touch/Raw Nerve.

2. Rozkład po albumach

Wszystkich zagranych na tej części trasy utworów było 35, z czego Dave zaśpiewał 25, a Martin 10. 27 było w pełnej elektronice, a 8 w wersji bare.

  • Delta Machine [9]
  • Playing The Angel [3]
  • Exciter [1]
  • The Singles 86>98 [1]
  • Ultra [2]
  • Songs Of Faith And Devotion [5]
  • Violator [5]
  • Music For The Masses [2]
  • Black Celebration [4]
  • The Singles 81>85 [1]
  • Some Great Reward [1]
  • Speak & Spell [1]

Daje to tej trasie 2 miejsce na liście tras depeche MODE pod względem liczby wykonanych utworów. Tour Of The Universe pozostaje niepobite z liczbą 39 utworów. Różnica jest taka, że The Delta Machine Tour nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a Tour Of The Universe już nic nie powie. 😉

3. Geografia

depeche MODE zawitało na tej trasie do 35 miast z 24 krajów. Najliczniej reprezentowani byli:

  • Niemcy [8]
  • Francja [4]
  • Włochy [2]
  • UK [2]
  • Rosja [2]
  • Pozostałe kraje, to 19 pojedynczych koncertów.

To tyle, jeżeli chodzi o tzw słupki-głupki. W suchych liczbach wygląda to wszystko ciekawie i uporządkowanie, ale oprócz słupków są również emocje, które podpowiadają mi, że moje największe zaskoczenia na tej trasie (na plus), to Higher Love i But Not Tonight, Barrel Of A Gun i nieustannie Walking In My Shoes.

W kolejnym odcinku zajmę się rotacją utworów w setliście zestawiając ze sobą ostatnią część trasy z jesieni 2009 i zimy 2010, z europejską częścią The Delta Machine Tour.

Po Warszawie. Stadion – tak, Koncerty – nie.

Koncert depeche MODE w Warszawie już za nami, jeszcze przez kilka tygodni (najpewniej do startu trasy w Ameryce Północnej), będziemy przeżywać i wspominać to wydarzenie. Pewnie powstanie (już powstał) projekt stworzenia multicamu, albumów ze zdjęciami, czy innych tablic pamiątkowych upamiętniających pobyt bogów klawisza na ziemi ojczystej.

Miło jest słyszeć i czytać wiele pozytywnych opinii fanów, oraz mediów, które w końcu potrafiły docenić i uczcić przyjazd depeche MODE do Polski. Być może to fakt zaprzęgnięcia nowej wytwórni, która w końcu potrafiła ogarnąć potencjał, jakim jest koncert depeche MODE w naszym kraju. Być może to z powodu tego, że duży, globalny sponsor pojawił się na tej trasie. Pewnie to prawda, ale ja dziś nie o tym…

Nie mam zamiaru się rozwodzić nad kondycją zespołu, fajnością i porównaniami do np pierwszego koncertu na trasie. Na to przyjdzie pewnie jeszcze czas, a na pewno na swój specyficzny sposób coś o tym napiszę w kilku najbliższych tekstach podsumowujących zakończoną właśnie nogę.

Pisząc recenzję z pierwszego koncertu w Nicei kończyłem ją słowami o tym, że:

niektórzy dopiero na zimowej trasie posłuchają pełnego spektrum dźwiękowego zespołu. Plenery to jednak nie to samo.

wtedy odnosiło się to do bootlegów, ale dziś napisałbym jeszcze raz to samo, w kontekście nagłośnienia.

Nie była to moja pierwsza wizyta na Stadionie o nazwie prawie tak długiej, jak najdłuższe niemieckie słowa. Do tej pory były to jednak mecze naszej narodowej reprezentacji kopanej lub akcje typu Noc Muzeów. Trzeba tu podkreślić dobitnie ten obiekt ma świetną widoczność z każdego krzesełka. O ile na mecze i inne widowiska sportowe ten obiekt nadaje się wyśmienicie i tak na prawdę tam nie ma złych miejsc. To niestety organizowanie koncertów na Narodowym, a tym bardziej płacenie za nie to pomyłka.

Podobno akustyka na Narodowym w dniu koncertu depeche MODE była najlepsza ze wszystkich koncertów, które odbyły się do tej pory. Jeżeli to jest prawda, to serdecznie gratuluję wrażeń fanom Coldplay, czy Madonny.

Ja ze swojego doświadczenia koncertowego mogę stwierdzić, że lipcowej nocy byłem na najsłabszym akustycznie koncercie depeche MODE na tej trasie. Nic nie pobije akustyki hali w Nicei, a i Dusseldorf może być spokojny. W czerwcu tego roku byłem na koncercie depeche MODE na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Już słuchając supportu w Berlinie obawialiśmy się, że koncert będziemy słuchać dwa razy. Pierwszy raz gdy dociera do nas z głośników, a drugi raz, gdy wraca odbity od trybun. Było jednak inaczej i pomimo tego, że był to koncert na stadionie z zadaszonymi trybunami. Tak na dobrą sprawę wcale nie było tak źle. To co działo się w Warszawie biło na głowę Berlin in minus. Przez cały koncert w Polsce miałem wrażenie, że słucham tego samego koncertu odpalonego z dwóch taśm puszczonych w jakiejś tubie z niewielkim opóźnieniem względem siebie. Jeżeli dla kogoś koncert w Warszawie był pierwszym koncertem depeche MODE na tej trasie, to ja serdecznie współczuję i mam nadzieję, że doznania odbierane innymi zmysłami zrekompensowały wrażenia wypaczone przez wrażenia docierające przez zmysł słuchu.

Dla porównania Never Let Me Down Again z Berlina 2013.06.09 i z Warszawy 2013.07.25:

Berlin

Warszawa

Sprzęt tej samej firmy i klasy, w obu przypadkach nagrania robione z trybun, w obu przypadkach jest echo, ale różnica w skali tego zjawiska jest powalająca na niekorzyść Warszawy.

Pierwsza i podstawowa różnica to brak dachu na stadionie w Berlinie. Na prawdę nie wiem po co zamykany jest dach na koncertach na Narodowym. Odbicia, jakie to powoduje sprawiają, że koncerty na warszawskim stadionie zamienia się w kakofonię dźwięku, bez wyraźnie słyszanych instrumentów, zaniku dołów, w permanentnym reverbie, a praca inżyniera dźwięku to na prawdę wyzwanie. Czy kilka kropel wody to na prawdę taki wielki i ważny powód, by psuć ludziom koncerty za które dojeni są na grube setki??!! Kupując bilet płacę za najwyższą jakość obrazu, muzyki i widowiska, tym czasem jedną niezrozumiałą decyzją wychodzi na to, że jestem pozbawiany części tego za co płacę.

Koncert w wielu miejscach ratowała publiczność, szczególnie w momentach… kiedy muzyka nie grała, lub była tylko tłem do chóralnych śpiewów fanów. Wymienienie Shake The Disease, Enjoy The Silence, Policy Of Truth, Should Be Higher to będą truizmy w tym momencie. Z resztą próbkę tego możecie posłuchać poniżej – audio występu w Warszawie:

Nie oszukujmy się jednak, nawet gdyby dach był otwarty, to forma obiektu niezbudowanego do obsługi widowisk muzycznych sprawia, że uczestniczenie w koncertach na tym obiekcie, to nadal pomyłka. Dlaczego koncerty stadionowe depeche MODE w 2009 roku najlepiej wypadały na obiektach typu Olympia Stadion w Monachium? Dlaczego U2 grając swoją ostatnią trasę zdecydowało się nagrać koncertowe wideo na starutkim stadionie Rose Bowl w Pasadenie (my fani depeche MODE doskonale znamy ten obiekt) mimo, że wcześniej grali na światowej klasy obiektach typu Wembley, San Siro? Ponieważ światowe to one może są, ale dla widowisk piłkarskich, ale dla muzyki granie na nich, to istna męczarnia i dla technicznych, i dla publiczności. Jedyny powód to możliwość upchnięcia w jednym miejscu największej możliwej liczby widzów i opędzenie dzięki temu np. nie 15-20 tysięcy biletów, jak to jest w przypadku hali, ale 40-50 tysięcy. Keszi, keszi…

Gdyby U2 wpadłoby na „genialny” pomysł nagrania wideo z koncertu w Polsce, to nigdy nie wybrałoby Stadionu Narodowego, ani tym bardziej Legii, Lechii, czy Lecha. Prędzej zagraliby i nagraliby materiał na Śląskim. Dlaczego? Bo zarówno Śląski, jaki Rose Bowl, to stadiony otwarte, bez stromych, wysokich trybun, z rozłożystymi koronami. Przede wszystkim jednak bez dachu, gdzie dźwięk może się swobodnie rozchodzić na boki i w górę, gdzie ilość załamań fali dźwiękowej jest znakomicie mniejsza niż na stadionach klasy Narodowego.

Właśnie dlatego do tej pory wspominam z przyjemnością koncert U2 na chorzowskim stadionie, a w przypadku Narodowego poważnie się zastanowię nad ponownym pójściem na koncert na tym obiekcie. I to po mimo tego, że podobno akustyka na depeche MODE była najlepsza z możliwych. A znajomi, którzy byli na Madonnie i Paulu McCartney’u, właśnie fatalną jakością nagłośnienia argumentowali wcześniejsze wyjście z tych koncertów.

Dopóki Warszawa nie dorobi się hali koncertowej z prawdziwego zdarzenia, gdzie obiekt będzie budowany od początku z myślą o akustyce koncertowej i widowiskach niesportowych, to na prawdę lepiej wyłożyć parę groszy więcej i bujnąć się do Łodzi, Gdańska, Berlina, Pragi, czy innego miejsca z halą, niż wybrać się na koncert w Warszawie na Narodowym. To będą zdecydowanie lepiej wydane pieniądze. Szczerze polecam Palais Nikaia w Nicei, jak do tej pory najlepszy obiekt na jakim dane mi było słyszeć występ depeche MODE.

Obawiam się jednak, że na halę widowiskową w Warszawie poczekamy jeszcze przez długie lata. W tym mieście mamy dwa stadiony z codzienną walką o utrzymanie się, gdzie jeden ma akustykę gorszą od drugiego. Kto bywał na Orange Warsaw Festiwal, na Legii, ten wie o czym mowa. Jednym z argumentów przenosin festiwalu z Legii na Narodowy było właśnie nagłośnienie koncertów. Podobno w tym roku było najlepiej w stosunku do lat 2012 i 2011, no to jak źle musiało być na Legii, jeżeli Narodowy jest też fatalny.

Niestety najbardziej zainteresowani niepowstaniem koncertowego obiektu w Warszawie są własnie zarządzający Narodowym i Legią, oraz… Atlas Areny w Łodzi. Powstanie obiektu koncertowego na powiedzmy 20+ tysięcy w Warszawie może oznaczać, że spora część wydarzeń odpłynie z tych obiektów do nowej hali. Atlas Arena zbudowała swoją markę m.in. dlatego, że nie ma alternatywy dla tego obiektu w centrum Polski. Wystarczy popatrzeć na Ergo Arenę, która klasą dorównuje łódzkiemu obiektowi, jednak liczba pierwszoligowych koncertów na tym obiekcie, to wciąż jedynie ułamek tego, co dzieje się w Łodzi.

Dla Pani Prezydent również budowa takiego obiektu nie jest na liście priorytetów w Warszawie. Dlatego będziemy jeszcze przez długie lata skazani na stadiony, które więcej robią złego, niż dobrego w temacie koncertów.

Na koniec dedykuję wszystkim organizatorom i fanom muzyki koncertowej, aby mieli okazję być na tak nagłośnionym koncercie, jakim był niedawny występ Kraftwerk w Poznaniu. Ten zespół pod względem jakości nagłośnienia bije na głowę każdy koncert na jakim byłem… od koncertu Kraftwerk w Krakowie w 2008. 😛

I to był opener… można? można!!! Kolejna próba Narodowego na The Wall 20 sierpnia.

Halo – wizualizacja [edit]

Po pierwszych reakcjach na Halo w wersji 2013 było od ściany do ściany, jednym się podobało bardzo innym mniej. Z czasem większe dyskusje ucichły i wszyscy przeszli nad tym numerem do porządku dziennego, bo nawet jak się nie podoba, to nie drażni. Oczywiście są tacy, którym tęskni się klasyka w wersji 2001, albo jeszcze starsza.

W jednej sprawie chyba wszyscy są zgodni. Wizualizacja do Halo, to jedna z najlepszych autorstwa Corbijna na tej trasie. A ja zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jedna z lepszych od kilku tras. Żadne pieski i kotki nawet nie stały przy symbolicznej, retrospektywnej wizualizacji do jakby nie było kultowego utworu.

Początkowo, tak jak wielu myślałem, że jest to montaż archiwalnych filmów z przebitkami na których pomyka pewna dziewoja. Wszystko ładnie zmiksowane, aby wyglądało na zgrabną całość i jedność. I materiał archiwalny.

Nawet na bazie takich przemyśleń wysunąłem hipotezę, że wizualizacja ta, a co za tym idzie utwór, może podzielić los Peace na poprzedniej trasie. Przyglądając się jednak samym wizualizacjom na koncertach moje wątpliwości zostały w 100% rozwiane. Nic nie grozi ani Halo, ani wizualizacji <kamień z serca :-P>

Wszystkie ujęcia wykorzystane w tym klipie są współczesne i były kręcone tej zimy… (w każdym razie na początku tego roku) w Berlinie.

Ujęcia zostały zrobione m.in w miejscach:

  • Przed budynkiem Parlamentu
  • Bernauerstrasse
  • Alexanderplatz
  • Haus der Kulturen der Welt

Cały film został tak zmontowany, aby wydawało się, że jest to stary czarno-biały film z okresu, kiedy Berlin był podzielony. Nawet zachwycałem się tym pisząc swoją recenzję z Nicei.

_

Tym czasem dokładniejsze przyjrzenie się ujęciom ładnie pokazuje, że są to świeże zdjęcia. Ujęcia pod Murem Berlińskim były kręcone przy ocalałym, oryginalnym fragmencie tej budowli przy Bernauer Strasse (Mitte), a cały kompleks nazywa się Mauerpark. Prawdopodobnie ujęcia były robione od wewnętrznej strony muru, który stoi przy samej ulicy w kilku sporych odcinkach. Od strony ulicy byłoby to nie możliwe, gdyż za dużo tam jest samochodów i turystów, oraz za mało miejsca. Podobny fragment muru stoi tuż przy O2 Arena, gdzie w listopadzie zagra depeche MODE dwie noce. Potocznie to miejsce nazywane jest East Side Gallery.

Mur berliński
Mur berliński

Wyświetl większą mapę

_

Druga scena pochodzi z Reichstagu, z placu na którym kiedyś pasły się króliki, a ludzie uprawiali warzywa, a dziś nazywa się Plac Republiki (Platz der Republik). Dziś jest to miejsce wycieczek, stanowienia prawa, koncertów i pikników. Jeżeli przyjrzeć się poniższej rycinie z koncertu, to widać tam obecną flagę Niemiec, oraz w tle żurawie na jednej z budów tego miasta.

Berlin_parlament

Wyświetl większą mapę

_

Trzecia scena powstała opodal Alexanderplatz, co ciekawe nie w miejscu najbardziej znanym, czyli od strony zegara słonecznego, Alexy lub u podnóża wierzy telewizyjnej, czy paru innych charakterystycznych dla dawnego centrum Berlina Wschodniego miejsc. Ujęcie było kręcone od strony fontanny Neptuna na Spandauer Strasse. W tle widać podstawę wieży TV.

Alexander Platz
Alexander Platz

Wyświetl większą mapę

_

Ostatnie miejsce to Haus der Kulturen der Welt, Miejsce znajdujące się nieopodal Bundestagu.

Haus der Kultur der Welt
Haus der Kultur der Welt

Wyświetl większą mapę

_
Przy Bernauer Strasse ale w dzielnicy Tegel znajdują się parki i jeziora, które były prawdopodobnym miejscem kręcenia scen w tzw dziczy 🙂

But Not Tonight – dlaczego Martin Gore nie śpiewa tego numeru częściej?

Kiedy parę tygodni temu pisałem Wam o potencjalnych nowych utworach, które zespół na różnym etapie prób testował, pewnie zastanawialiście się kiedy, które utwory pojawią się w secie, a może zanosiliście modły, żeby konkretny utwór nie pojawił się nigdy, bo już Wam się przejadł, czy raczej przesłuchał.

Kiedy ruszyła trasa, część fanów podzieliła się na dwie grupy tych, co chętnie by pożegnali Home na trasę lub dwie, oraz tych, którzy kompletnie nie rozumieją o co całe zamieszanie. Niezależnie w której grupie jesteś, a może nawet w jakiejś trzeciej, to z radością przywitasz mała zmianę setu od czasu do czasu.

Martin Gore przez lata przyzwyczaił nas do tego, że to właściwie on był ostatnią nadzieją fanów, na urozmaicenie setlisty. Na tej trasie zaskakuje nas zarówno Dave – raz a porządnie – w Londynie 2013.05.29, oraz Martin, który przyjął politykę pełzających zmian, czy też ewolucyjnie niż rewolucyjnie. Oczywiście wielu się zastanawia co się stało, że The Child Inside i A Question Of Lust po jednym razie wypadły, choć tak na prawdę odpowiedzi należy szukać w Home, czy When The Body Speaks, niż w problemach w w/w utworami.

130529_London_01Jest jednak jeden utwór, który obecnie jest chyba największa zagadką dla wielu fanów, sytuacji nie ułatwia sam Martin, który najpierw zaskoczył niegraniem The Child Inside i A Question Of Lust, a następnie po koncercie w Londynie pojawiła się setlista na której stało jak byk – But Not Tonight do grania na pierwszy bis – tym czasem tradycyjnie poleciało Home.

Na kolejnych koncertach setlista została napisana w taki sposób, że przy pierwszym bisie widać zapis Home / But Not Tonight. Przykład takiej setlisty pojawił się w Stuttgarcie 2013.06.03, tym czasem faktycznie But Not Tonight pojawiło się dopiero we Frankfurcie 2013.06.05. Kolejne koncerty były powrotem do obecnego status quo, które najczęściej jest grane na tej trasie. Takie setlisty będą wyciekać po każdym koncercie.

130603_Stuttgart

Natychmiast pojawiły się różne interpretacje tej sytuacji. Na forach u naszych zachodnich sąsiadów, czy na mniej lub bardziej oficjalnych forach fani dawali do zrozumienia, że granie tego, czy innego utworu to rodzaj nagrody dla fanów, za to jak pracuje publika na koncercie lub też chęć przypodobania się komuś.

Prawda jest zgoła inna. Przede wszystkim But Not Tonight nie może być nagrodą, bo Martin czerpie wręcz mistyczną radość ze śpiewania Home, o czym pisałem w jednym z poprzednich wpisów. Rozmawiając z naszymi źródłami w ekipie technicznej dostaliśmy do zrozumienia, że But Not Tonight nie będzie częstym goście na koncertach. Więcej, to czy But Not Tonight, czy Home będzie pojawiać się na będzie decydowane w czasie przerwy między głównym setem, a bisami. Dlaczego tak?

Odpowiedź jest prozaiczna i tyleż zaskakująca, co prosta. Tym problemem jest tonacja. But Not Tonight jest utworem napisanym i zaaranżowanym pod Dave’a, a nie Martina. Dla Martina nie jest to najwygodniejszy numer do śpiewania. Wg naszych źródeł Martin podejmuje decyzje o graniu tego numeru w czasie trwania koncertu w zależności od tego jaki ma humor, jak czuje się wokalnie i czy ma siłę pociągnąć ten numer. Na potrzeby koncertu Martin już i tak zmienił ten numer w balladę, bo nie jest w stanie zaśpiewać go w wersji oryginalnej. Porównajcie sobie wersję oryginalną i z koncertu. Pierwsze, czego nie ma to zawodzenie „Uuuuuu„, które jest ulubioną częścią Gore’a na Home. I dlatego Martin kończy utwór i jak publika jest ogarnięta, to kończy ten numer zawodzeniem. Przykład poniżej:

Co musiało by się wydarzyć, żeby Gore zaczął częściej śpiewać But Not Tonight i porzucił na dobre Home? Panowie musieli by dokonać transpozycji tonacji w jakiej grany jest ten numer na taką, która jest najwygodniejsza dla Martina. Problem polega na tym, że wtedy fani mogli by nie poznać tego numeru lub zadawać retoryczne pytanie „Co to k…wa jest?”, w wersji międzynarodowej „WTF?”. Ale ja nie o tym… Wówczas numer prawdopodobnie jeszcze szybciej by wyleciał z setu, jak się w nim pojawił. Dlatego nie ma kompletnie reguły, na patent grania But Not Tonight na tej trasie. Równie dobrze można obstawiać zwycięstwo narodowej reprezentacji w obecnych eliminacjach. Wynik może być podobny.

No dobrze co w takim razie w zamian, czy jesteśmy skazani na Home do końca trasy? A od czasu do czasu, w ramach focha pojawi się But Not Tonight? Otóż nie, Home nie będzie wieczne. Ten numer czeka na kolejnych koncertach zamiana na kolejne propozycje. Numery już są przygotowane do grania w wersji bare. Pytanie tylko kiedy. Na mojego nosa raczej nie usłyszymy ich wcześniej niż na amerykańskiej nodze obecnej trasy. Do końca lipca Martin będzie grał Home z wymianą na But Not Tonight, natomiast w USA i Kanadzie usłyszymy kolejne numery. Ale to już moje spekulacje.

A skoro już mówimy o tonacji, to Sister Of Night jest napisane i zaaranżowane w tonacji Gore’owej i o ile w studio można zaśpiewać i zmiksować wszystko i w każdej wersji. To na żywo, jest już z tym problem. Dlatego właśnie Gahan nigdy nie zaśpiewa tego numeru na koncercie, a Martin wprost przeciwnie.

No nic, pora ruszać w trasę na koncert do Berlina. Do przeczytania po…

Historia się działa – Londyn 2013.05.29

Ta noc powinna przejść do historii. Oczywiście można mieć ale, bo zamienione numery w większości ograne, a zespół ze zmianami nie wyszedł po za rok 1987. I nie było to wydarzenie na miarę Londynu 2010.02.17, gdy wystąpił Alan Wilder. Wszyscy jednak liczyli, że tradycyjnie Martin pociągnie zmiany drugiej nocy i max na 3 zmianach się skończy. Stało się jednak inaczej, a to cieszy.

Założenia były takie, że usłyszymy – Only When I Lose Myself, być może The Child Inside, oraz A Question Of Lust lub But Not Tonight. Właściwie nic, co nie było już grane na tej trasie lub też było w jakiś tam sposób znane. Oczywiście gdzieś tam w tyle były przecieki z prób, ale chyba i ja nie pokładałem w tym większych nadziei i nie spodziewałem się aż takich zmian.

Tym czasem, to właśnie Dave wszystkich zadziwił wywalając z setu aż 5 numerów. Martin dołożył swoją jedną zmianę i 1/4 setlisty była różna od Londynu 2013.05.28 i znacząco odmienna od setlist z poprzednich koncertów tej trasy. Ale po kolei:

Pierwsza zmiana nastąpiła już po 2 numerze, gdzie Walking In My Shoes – zastąpiło In Your Room. Numer powrócił do setlisty po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27. I tu zaskoczeń kilka. In Your Room nigdy nie był grany tak wysoko w setliście, to był numer drugiej części setu, a tu taka zmiana. Ważniejszy do odnotowania jest jednak fakt, że Walking In My Shoes nie zostało zagrane na koncercie po raz pierwszy od początku swojej kariery koncertowej. Utwór nigdy nie wypadł z setlisty pełnowymiarowego koncertu! Nawet na rozgrzewkowych koncertach numer był grany.

Kolejne zaskoczenie nastąpiło chwilę później. Poleciał Precious i wszyscy szykowali się na Black Celebration, gdy tym czasem z głośników poleciało Behind The Wheel. Był to powrót do setlisty po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2013.02.26.

Trzecia zmiana nastąpiła od razu po drugiej i Policy Of Truth musiało ustąpić miejsca – World In My Eyes. Podobnie, jak to było w przypadku In Your Room, był to powrót do setu po raz pierwszy od koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27.

Na kolejne zmiany musieliśmy poczekać do części Martinowej. Tym czasem z koncertu dochodziły sprzeczne relacje a to, że publika jest jedną z najgorszych, jakie były na tej trasie, a to, że wprost przeciwnie. Po koncercie fani pisali, że koncert przypominał wyspy bawiących się w morzu stojących. W przeciwieństwie do Dave’a, który przechodził sam siebie i nie zaniżał formy. Nie mnie to oceniać, przytaczam tylko relacje tych co byli i bawili się i tych, co widzieli nie bawiących się.

Nastanie Martina za głównym mikrofonem sprawiło, że Only When I Lose Myself zastąpiło Higher Love i zostało wykonane po raz trzeci na tej trasie. (Ostatni raz w Belgradzie 2013.05.19.) Więcej zmian nam Martin już nie zaserwował. Pozostałe utwory znamy z poprzedniej nocy i koncertów.

Pojawienie się Dave na scenie raczej nie zapowiadało już żadnej zmiany. Myślę, że wielu zakładało, już tylko ew. zmiany w setliście bisowej u Martina. Tym czasem musieliśmy odczekać jedynie 2 numery i pojawiło się chyba największe zaskoczenie tej nocy, czyli wykonanie John The Revelator, zastępującego A Pain That I’m Used To. Jaś pauzował aż od koncertu w Atenach 2006.08.01.

Ostatnia zmiana wybrzmiała w chwilę po zakończeniu poprzedniego zamiennika. Tym razem zaszczyt bycia zastąpionym przypadł – A Question Of Time, na którego miejsce pojawił się utwór – Soft Touch/Raw Nerve. Był to debiut tego numeru na trasie. Poprzednio numer grany był na występach promocyjnych dla mediów. Do A Question Of Time wrócę jeszcze na końcu tego wpisu.

Do końca koncertu nie było już więcej zmian, choć największe emocje budziło pojawienie się ewentualnego zamiennika do Home. Na poprzednich trasach Martin przyzwyczaił nas, że wymiany utworów setliście następują właśnie na tej pozycji, a jednak nic z tego. Każdy ma swoją opinię o Home, nie zmienia to jednak faktu, że gdy w większości fani przyjęli do wiadomości fakt nie-wymiany tego numeru przez Gore’a, tuż po zakończeniu koncertu wypłynęła oryginalna setlista przygotowana na ten koncert:
130529_London_01Wynikało z niej, że planowana była jeszcze 7 zmiana w setliście w stosunku do poprzedniej nocy i jednocześnie debiut na The Delta Machine TourBut Not Tonight. Zmiana niby kosmetyczna, bo właściwie to by było pianinko za pianinko, nie mniej odczarowałoby to trochę przyspawanie Gore’a do Home. Niestety tak się nie stało i tu wracamy do A Question Of Time.

Wymiana A Question Of Time i nie zagranie But Not Tonight sprawiło, że tej nocy po raz pierwszy odkąd są grane utwory z albumu+single z Black Celebration nie został zagrany żaden utwór z tak szeroko pojętej produkcji. Trochę to naciągane, ale właściwie ostatnim koncertem na którym taka sytuacja miała miejsce był koncert w Warszawie 1985.07.30. Tylko, tam to było oczywista oczywistość, album Black Celebration jeszcze nie istniał. Od tamtej pory nie było żadnego pełnego koncertu, na którym choć jeden utwór nie był grany. Przeważnie to zadanie przypadało Stripped, ale jak wiemy na tej trasie ten numer jeszcze nie zaistniał.

Ogromny szacun dla Dave’a za podjęcie wyzwania i zaskoczenie. Podtrzymuję swoje zdanie, że zespół ma ludzi którzy czytają, słuchają fanów, a sam zespół słucha swoich ludzi. Cieszyć może ilość zmian, a tym jednym koncertem zespół załatwił temat i ma już 31 utworów wykonanych na tej trasie. Z But Not Tonight było by ich 32. Przypomnę tylko, że na Tour Of The Universe zespół potrzebował prawie całej trasy, żeby osiągnąć limit 39 zagranych utworów, a na Touring The Angel prawie cała trasa została poświęcona na wykonanie 32 numerów. Jak widać pod względem liczby utworów zespół zbliżył się już do Touring The Angel, albo się zrównał. Zależy kto, jak liczy. Oby to nie był jednorazowy zryw, a koncert z Londynu 2013.05.29 nie był kwiatkiem do kożucha, podobnie jak teraz jawi się Nicea 2013.05.04.

To, co jednak może smucić, to jakość aranżacji. I tu będzie lekkie marudzenie. O ile powrót John The Revelator cieszy, to wykonanie In Your Room, czy zastąpienie zbierającego co raz lepsze recenzje Policy Of Truth (które z koncertu na koncert nabiera mocy) przez World In My Eyes nie jest aż takim wielkim powodem do zachwytu. Gdyby te numery były grane w regularnej setliście, to pewnie napisałbym o nich to samo, co o Personal Jesus, czy A Question Of Time w mojej recenzji koncertu z Nicei. Szczególnie ciepło wyraziłbym się o In Your Room, który nawet kolory i ustawienia świateł ma z poprzedniej trasy.

No nic, depeche MODE od niedzieli zjawia się ponownie bardzo blisko nas, a bardzo wielu rodaków zawita do Berlina 2013.06.09, gdzie i ja będę. Oby zespół nie siadał na laurach i kontynuował, jak dotąd, w sumie na prawdę niezłą i różnorodną trasę.

PS Piszcie i komentujcie zarówno na blogu, jak i na poszczególnych stronach o koncertach na MODEontheROAD. Czekam też na Wasze recenzje i relacje z widzianych koncertów. Miejsca na serwerze jest wiele, każdy się zmieści.

Co noc z Alanem na trasie depeche MODE

…eee w pewnym sensie. Nie osobiście, ale duchem zawsze, gdy grany jest jakikolwiek numer z przed 1995 roku. Nie chodzi mi również o powrót do setlisty Higher Love w pełnej elektronice, choć również, gdy słyszałem ten numer na koncercie w Nicei 2013.05.04 to nie wiem, czemu ale na chwilę myśli moje właśnie skierowały swój bieg do czasów, gdy depeche MODE = się 4 ludzi.

Kolejnym ukłonem do czasów z okresu Songs Of Faith and Devotion, było wykorzystanie remixu pochodzącego z 2 singla I Feel You – Helmet at the Helm. Znowu cierpko uśmiechnąłem się do czasów niesłusznie minionych. Właśnie o I Feel You będzie reszta tego tekstu.

Oglądając pierwszy raz wizualizację do tego utworu miałem po raz kolejny odczucie, że wizualizacja rodem z dance klubu nie jest najszczęśliwszym wytworem i wyborem Antona, gdyby skupić się na odpowiednim przetworzeniu i animowaniu pracującego głośnika, tak jak to miało miejsce w 2001 roku z przetworzeniem zabawy kreską na wizualizacji do Black Celebration myślę, że byłby to lepszy pomysł niż wsadzanie do ciężkiego numeru kolorowusich, falujących i tańczących wizualizacji. No cóż widocznie każda trasa musi mieć swoje baloniczki. Nie wspomnę już, że ten patent widzieliśmy na poprzedniej trasie jako tańce zespołu do Personal Jesus.

Na koncercie nie było, ani na to czasu, ani siły, dopiero w domu przeglądając uważnie zapisy występów z tej trasy na YT dostrzegłem (choć pewnie nie tylko ja), że na wizualizacji do I Feel You, obok stołu dj’skiego leży okładka Songs Of Faith And Devotion z dostrzegalnymi podobiznami Dave’a, Andy’iego i właśnie Alana. Ciekawe, czy to przypadkowy, czy też celowy zabieg Corbijna, ale w całym zalewie słodkości, akurat ten rodzynek smakuje przednio.

ify

A na koncercie wygląda to tak:

P.S. Jak na razie Nicea 2013.05.04 była jedynym (moim) koncertem w życiu na którym bycie na trybunie na wprost sceny było zaletą, a nie wadą (choć sam byłem na podłodze). W takim Berlinie, czy Monachium, wybór trybuny na wprost sceny, jest albo aktem desperacji, albo nabijaniem sobie spisu koncertów na których się było. Przyjemność z bycia na takim koncercie jest żadna.

Czego Wam nie powiedziałem do tej pory…

Zanim zdradzę Wam swoje dwa małe sekrety, najpierw muszę, w uzupełnieniu poprzedniego wpisu o początku trasy depeche MODE, dopisać jeden akapit…

…którego zabrakło. Dotyczy on małego pokajania się i posypania głowy popiołem. Otóż w licznych poprzednich postach odsądzałem od czci i wiary, oraz podważałem myślą, mową i uczynkiem dobre prowadzanie się Panów z depeche MODE na okoliczność spalenia setu występami promo. Oczywiście, jak wiemy, zespół nie dość, że zaskoczył długością setu, to jeszcze „haniebnie” wywalił Soft Touch/Raw Nerve, zastępując ten utwór innymi produkcjami z nowej płyty. Oczywiście kwestią otwartą pozostaje czas w jakim Dave wytrzyma w tym stanie uświęcenia, ale bądźmy dobrej myśli. Na prawdę nie pogniewałbym się, gdyby Dave nie zmienił (po za drugim Londynem i drugim Dusseldorfem) swojej części za nadto. Po doświadczeniach z poprzedniej trasy myślę, że warto dać szansę wszystkim fanom na przeżycie tego, co niewielu miało okazję zobaczyć i usłyszeć w Nicei. Ponieważ promo set nie został 1:1 przeniesiony do setu koncertowego… i bardzo dobrze, to ciekawi mnie jak szybko Soft Touch/Raw Nerve będzie grany ponownie na trasie. Jeżeli tak się nie stanie, to występy promo zyskają jeszcze na znaczeniu. To samo tyczy ogrania Only When I Lose Myself, a że jest taka szansa (potencjalnie) świadczyć może dalsza część dzisiejszego wpisu.

IMG_6552a

Mam też złe wieści w temacie Home. Według doniesień z serca trasy. Martin „zazdraszcza” Dave’owi bycia frontman’em i bardzo go kręci bycie nim na koncertach. Czy zauważyliście jak bardzo do przodu i na środku stoi Mart na koncertach? Po za tym lubi, jak fani śpiewają mu swoje wokalizy, a ponieważ łączą się one w znacznej części z Home, więc zapadła w kwaterze głównej decyzja, że numer wraca na stałe do setu i nie ma co się łudzić, że będzie inaczej. Kawałek na stale zagościł na pozycji pierwszego bisowego. Pogódźcie się z tym.

W Sofii Martin zagadnięty o szanse wymiany Home na np A Question Of Lust odpowiedział, że szanse marne, bo ten ostatni jest „too overplayed” No i bądź tu mądry… chyba następnym razem sam się wybiorę do niego ze statystykami w łapie i pokażę mu naocznie w jakim błędzie żyje.

Z tego wynika, że żeby wybić Gore’owi z głowy ten numer, trzeba mu zepsuć występ i nie reagować na jego zaczepki. Niestety nie może być to tylko jednorazowy wybryk na jednym koncercie, ale zaplanowana, systematyczna akcja z koncertu na koncert, inczej będziemy udupieni tym kawałkiem do końca świata.

Żeby była jasność, ja nie nie lubię tego utworu. Wprost przeciwnie uważam, że jest to ostatni dobry kawałek autorstwa Gore’a, jaki nagrał ze sobą na wokalu. Całkowicie mu się należało bycie na singlu. Problem jest w ograniu do nieprzytomności tego utworu na każdej trasie od 1997 roku. Wystarczyłoby pominąć ten kawałek choć na jednej trasie i już byłaby inna rozmowa. Paradoks sytuacji polega na tym, że numery solowe Gore’a starsze o +/- 10 lat były mniej grane na żywo niż Home. A Question Of Lust (317+), Somebody (274+), a Home (360+).

IMG_6554a

No dobra pora przejść do zasadniczej kwestii. Pisząc poprzednie teksty z potencjalnymi spoilerami mogłem swobodnie zamieścić to, co przeczytacie poniżej. Jari nawet zaczął wrzucać na wydarzenie o koncercie w Nicei 2013.05.04 początek setlisty przed koncertem, ale daliśmy sobie wtedy na wstrzymanie. Postanowiliśmy jednak cieszyć się, dać radość innym, i nie publikować grubych przecieków z prób, tylko raz na jakiś czas sączyliśmy jakieś głodne kawałki i kompilowaliśmy znane tematy z tymi, które za wiele nie zdradzały. Dziś przyszła pora opublikować trochę więcej. Oczywiście nie znamy i My całej prawdy, ale jakoś nie mamy z tego powodu nocnych moczeń i migotania przedsionków.

Zanim jednak konkret warto obejrzeć ten wywiad. Dave w dalszej części (tak od 14 minuty) wiele opowiada o tym, jak zespół składał set na tą trasę. To, co wcześniej usłyszeliśmy od Fletcha w wywiadzie u Stelmiego, tym razem przytacza Dave:

Nim jednak doszło do stworzenia Dave’owej wersji setlisty, Dave pracował w Nowym Jorku nad wokalami i powoli składała mu się jego wersja. Równolegle Martin i reszta zespołu koncertowego pracowała w Santa Barbara. Poniżej przykład tego, jak zespół Martin & Co kształtował swoją wizję setu.:

Angel
Soft Touch/Raw Nerve
Walking In My Shoes
Barrel Of A Gun
Wrong
Should Be Higher
Heaven
The Child Inside
Always
Only When I Lose Myself
The Things You Said
Home
Somebody
Higher Love
Little 15
Soothe My Soul
Policy Of Truth
Miles Away
Pleasure Little Treasure
Personal Jesus
Enjoy The Silence
Never Let Me Down Again
I Feel You
Policy Of Truth
World In My Eyes
Behind The Wheel
Stripped
Photographic

Jak głosi legenda, chłopaki pracowali i pracowali, aż Dave przysłał swoją propozycję setu i pozamiatał temat. Tak przynajmniej zeznawał Andy na wywiadzie ze Stelmachem. Jak to tam było na prawdę, to ich sprawa. Powyżej zamieszczony zarys setu pochodzi z grudnia / stycznia.

Zwróćcie uwagę, że w przytaczanym powyżej wywiadzie Dave opowiada, o skupieniu się na płytach MFTM / V / SOFAD. Po części to widać już na objawionej na trasie setliście. Najmniej z tego objawienia dotyczy MFTM, być może dopiero drugonocne występy przyniosą jakieś wyjaśnienie, albo dopiero 3 i kolejne nogi. Pamiętając pierwsze wywiady po konferencji Martin opowiadał, że trasa stadionowa ma być komercyjna, a halowa… alternatywna (czort wie jak ją nazwać)… inna.

Kolejna setlista, jaka wpadła mi w ręce z obozu depeche MODE, nie jest właściwie setlistą rozumianą jako układ utworów następujących po kolei ze swoją dramaturgią itp. Poniższy zestaw został określony jako zbiór utworów z próby, jaka odbyła się 01.05 już w Nicei. Co z tego wypucowało się na wyjściowym secie wiemy dobrze.

Angel
Should Be Higher
Walking In My Shoes
Barrel Of A Gun
World In My Eyes
Heaven
Only When I Lose Myself
Child Inside
Wrong
Soft Touch/Raw Nerve
Soothe My Soul
Enjoy The Silence
Personal Jesus
In Your Room
Goodbye
But Not Tonight
Stripped
Policy Of Truth
Never Let Me Down Again

Kompletnie nie przywiązuję się do powyższych spisów utworów, raczej traktuję to, jako zbiór poglądowy tego, co było na warsztacie, choć nie koniecznie trafiło do setu. Ciekawie to brzmi i jeszcze bardziej zastanawia kiedy i co nowego usłyszymy.

P.S.
Pewnie, ktoś się się zastanowi chwilę i powie, że widział już gdzieś te sety. No bo to prawda. Jak wspominałem nie mieliśmy zamiaru psuć nikomu zabawy, więc półgębkiem wkleiłem te sety na PFDM do działu o typowaniu setlisty, strona 1 i 2.

P.S.2
Fotki pochodzą z nowego tourbooka, thx @sofadboy.

Nicea zdobyta.

Tekst zacząłem pisać jeszcze w samolocie w Nicei, ale byłem tak padnięty, że nie skończyłem go, dlatego obok myśli na gorąco będzie też trochę laborki. Pierwszy koncert za nami, więc choć raz pokuszę się o analizę setu szczególnie, że potem może już nie być okazji.

Przede wszystkim szok 23 utwory, jak na ten zespół masakrycznie dużo. Ciekawe czy wytrzymają (czytaj Dave) kondycyjnie do finału w lipcu (?) 2014. Póki co szacun za wysiłek. Moje generalne spostrzeżenie jest takie, że jednak zespół (ich ludzie) czytają i słuchają głosów fanów. Oczywiście widać, że filtrują to przez swoje potrzeby, czego wypadkową i kompromisem jest setlista. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół odrobił lekcje i przynajmniej postarał się choć trochę zaskoczyć – patrz wykon i aranż A Pain That I’m Used To, czy sam aranż do Halo, nawet jeżeli nie wszystkim podeszła ta wersja Halo, to jednak + za to, że się starali. Ciężko nie mieć wrażenia, że chłopaki byli już zmęczeni klasycznymi wersjami stworzonymi przez siebie na płyty i ogranymi do bólu.

Przez wiele lat lansowałem i lansuję tezę, że w dawnych czasach (gdy Alan był w zespole) i chłopaki robili remixy na swoje single, to wersje pakowane na strony b były tak na prawdę bankami niewykorzystanych pomysłów przy pracy nad podstawową wersją utworu lub też odrzutami, gdzie po głosowaniu okazywało się, że wersja nr 32 idzie na album, jako podstawowa, a wersja 17 i 56 znajdą się na stronie b jako remixy, choć równie dobrze mogło być na odwrót.

Później gdy zespół (czytaj Alan) robił wersje koncertowe utworów, to właśnie remixy ze stron b były bazą do budowania tych wersji. Dziś już zespół nie robi remixów na single, ale pokazali, że umieją korzystać z tego, co pakują na strony b, które nie są tylko zapychaczami badziewnych remixerów lansowanych przez wytwórnie.

Współcześnie przykład takiego podejścia mieliśmy w 2005/2006, gdy Martin wykorzystał remix Air do aranżacji koncertowej Home. Nicejska noc pokazała, że takich cytatów muzycznych będzie na tej trasie wiele. Ale po kolei.

Chłopaki zaczęli od Welcome To My World, czym raczej nie zaskoczyli, bo był to oczywisty opener na tej płycie i trudno się spodziewać, że zagrają go w innym miejscu. Mogli co najwyżej nie zagrać go wcale, ale to byłoby głupie.

Kawałek zaczyna się długim intro, które jest wariacją na temat początku tego utworu na płycie. Świetne intro, bardzo Kraftwerkowe i chyba najlepsze intro od czasu Painkillera, choć intro na Touring The Angel (po mojemu) też było niczego sobie. Kawałkowi towarzyszy wizualizacja, która jest miksem napisów ze słowem Welcome i dziwnych tęczowych okręgów, które w finale przypominają kształtem głowę myszki miki. 😛 Nachodzące się napisy Welcome, To, My, World, przypominają mix klasycznej wizualizacji do Stripped z 1993 i grubego fontu używanego prze Corbijna do Personal Jesus.

130504_Nice_01

Kolejne dwa kawałki to aranże znane z Promo Shows – Angel i Walking In My Shoes. Choć nie wiem, czy przypadkiem Angel nie zostało uproszczone na potrzeby trasy. Natomiast aranż do Walking In My Shoes może się podobać lub nie… kwestia gustu. Myślę, że ta wersja początku, jaki prezentują na tej trasie nie należy do szczytowych osiągnięć zespołu.

130504_Nice_02

Natomiast pierwszy fuckup wieczoru pojawia się po zakończeniu  Walking In My Shoes. Wiem, że są tacy co lubią ten numer, ja do nich nie należę. Mam tu na myśli Precious. Mam tego numeru serdecznie dosyć i obok Home i I Feel You ten kawałek jest na liście do nie zagrania już nigdy więcej. Żałosności dopełnia wizualizacja, która jest kiczowata i pretensjonalna. Brakowało jeszcze tylko adresu i numeru telefonu do schroniska dla psów. No dobra nie będę pastwił się, bo jeszcze ktoś pomyśli, że się uwziąłem, a ja po prostu tego numeru nie lubię.

Black Celebration – Pierwsza poważna niespodzianka pojawia się zaraz po Precious. Salę przeszył głos – a brief period of rejoicing – i na tym czar niespodzianki prysł. Potem mamy już tylko wersję znaną z trasy 2001, gdzie cała elektronika chodzi jak złoto, ale śpiew Dave’a spowalnia, aby dostosować się rytmicznie do prze wolnej perkusji. Miło, że przywołują ten kawałek, ale jednak po raz kolejny udowadniają, że perkusja może jest i fajna przy A Question Of Time, czy Personal Jesus, ale tu Eigner powinien mieć przerwę na fajka.

Finał jest taki, że cała praca nad tym numerem zawarta jest w 3 punktach, z czego 1 i 3 są tu kluczowe dla rozwoju wydarzeń:

  1. Początek pracy nad utworem;
  2. Bierzemy wersję 2001, przekładamy sampla z cytatem od W. Churchila na początek;
  3. Koniec pracy nad utworem;

Policy Of Truth znowu miło zaskakuje, na początku znalazły się dźwięki znane z teledysku, gdy zanim wejdzie główny bit widzimy samotnego Dave’a kroczącego po ulicach Nowego Jorku. Potem jest już tylko średnio – mix wyciągnięty żywcem z & calowego singla. Osobiście bardzo lubię aranż z 2009/2010, a ten jest zdecydowanie słabszy.

Should Be Higher sprawia za to wrażenie bardzo dopracowanego i wytrenowanego przez Dave’a, co finalnie sprawia, że kawałek zdecydowanie zyskuje z odsłuchu na odsłuch. To takie Miles Away z poprzedniej trasy. Kawałek co najwyżej przyzwoity na poprzedniej płycie, na trasie uratował środkową część setu po słabych Peace i Come Back. Całość dopełnia wizualizacja żonglera ogniem, bardzo klimatyczny i interesujący film. Jest na co popatrzeć, brawo Anton.

Barrel Of A Gun praktycznie nie różnił się od tego, co słyszeliśmy na showcase’ach z SXSW, czy z Los Angeles. Myślę, że każdy ma ten numer obcykany, jedni go lubią inni nie. Ja należę do sympatyków tego kawałka. Trzeba też przyznać, że Dave mniej „rapuje”, niż to było przy trasie promo i chyba tym kawałek jeszcze bardziej zyskuje. Zobaczymy jak będzie w głąb trasy.

Prawdziwa perełka zdarzyła się jednak dopiero teraz, gdy Dave zszedł ze sceny. Co prawda Dave swego czasu ogłaszał, że namawiał Martina do wyjścia po za schemat Home, Somebody, A Question Of Lust i zagrał Higher Love, ale nikt nie przypuszczał, że stanie się niemożliwe. Zaczęło się niepozornie. Myślę sobie – O nie!!! – znowu będzie plumkanie na gitarce, gdy tym czasem… po refrenie wchodzi cały zespół, który do tej pory stał/siedział właściwie niewidzialny. Byłem tak skupiony na Martinie i tym co się dzieje, że zapomniałem wcisnąć nagrywanie, a ciary chodziły od mojego spalonego czoła do obolałych stóp. Żaden utwór z wokalem Dave’a nie pozamiatał mnie tak od czasów Soulsavers, jak właśnie Higher Love tej nocy. Sorry Krzychal, ale pożyczę sobie cytat od Ciebie – „Na Higher Love mogę jechać wszędzie.” Dla tego numeru warto spiąć poślady i pedałować parę tysięcy km, bezcenne. Posłuchajcie sami, odtwarzacz powyżej.

130504_Nice_03

Po emocjach Higher LoveThe Child Inside przemyka właściwie bezwiednie. Choć osobiście uważam, że numer zyskuje bardziej na żywo, niż na płycie. Bałem się, że kawałek dostanie niepowtarzalną szansę bycia zagranym tylko na gitarze i pianinie, ale nie, na szczęście Peter potraktował go łaskawie i dobrał prawidłową barwę klawisza, a nie zwykłe pianinko.

Gdy oglądasz wizualizacje do Heaven, to zadajesz sobie pytanie dlaczego ten obraz nie został oficjalnym teledyskiem. Fotografie z książeczki, ten klip, oraz pewnie zdjęcia z tourbooka to jedna spójna całość, a tak powstaje pewien dysonans z oficjalnym klipem. O wizualach z promo shows nikt już nie pamięta, a po obejrzeniu tej wizuali na pewno. Muzycznie standard, choć mam pewną myśl, która warta jest dopracowania na styku Eigner – Fani. Utwór na zejściu ciągnięty jest przez Christiana, a Dave podpuszcza ludzi do klaskania. Aż prosi się, żeby perka szła tak jeszcze ze 30 sek., albo i dłużej, a w tym czasie fani klaskali. Patent jest bardzo podobny do tego co Eigner zrobił na perkusji w końcówce When The Body Speaks, czy Fragile Tension. Jeżeli Panowie to chwycą, to będzie fajny klaskacz na końcu dla publiki, bo w większości numer jest bardzo przestany przez fanów. Wideo z Heaven powyżej.

130504_Nice_04

Sooth My Soul właściwie niczym nie rozczarowuje i nie zaskakuje. Numer jest taki, jak ma być. Zrobiony jako parkietowiec, na prawdę zdanża i możemy być spokojni o granie go dalej na trasie. Tym numerem zespół zaczyna szybką trójcę tego setu.

Wielkimi krokami zbliżamy się do 13 numeru i przeważnie od tego miejsca kończyło się promowanie płyty, a zaczynało Greatest Hits. To gdzieś tu powinien pojawić się Personal Jesus, albo Enjoy The Silence, a tym czasem nie… pierwsze dźwięki A Pain That I’m Used To powodują opad szczeny, a jeszcze większe zaskoczenie, gdy Peter wyskakuje na scenę z bassem (a wszyscy stawiali na Suffer Well, ciepło, a jednak nie…) Zaczyna się szybka jazda na bazie remixu (Jacques Lu Cont Remix). Jedyne co mi się nie podobało, to pocięcie początkowego sampla noisowego. Napiszę coś o tym jeszcze na końcu.

A Question Of Time – był dla mnie zaskoczeniem na minus, szczególnie, że przecieki zapowiadały coś innego, a mianowicie, brak tego utworu w secie. Samo miejsce w setliście też jest zaskakujące. Niestety kawałek od 2 tras nie prezentuje niczego nowego, jest jedynie ogrywaniem tego samego patentu właściwie od 2003.

130504_Nice_05

Secret To The End – po 3 szybkich numerach Dave potrzebował zwalniacza i tak własnie traktuję ten utwór. W tym miejscu równie dobrze może się pojawić Broken, który spokojnością i tempem jest podobny do Secret To The End. Chciałbym, żeby tak było, bo kawałek godny i chyba ciekawszy niż Secret To The End.

130504_Nice_06

Enjoy The Silence – klasyka, klasyka, klasyka. Solo Eignera, solo Martina, Dave oddaje pół kawałka do śpiewania ludziom… standard. Znowu wizualizacja zaskakuje, tym razem nagie Panie wpisane w trójkąty wstają z podłogi. Tak tak, tu jest zastosowany trick w postaci filmowania od strony podłogi, a potem po montażu jest złudzenie filmowania na wprost lub z boku. Ale i tak chętnie spytałbym się o co chodziło Antonowi, gdy przyszedł mu do głowy ten pomysł?

Personal Jesus – ten numer zjada już własny ogon. Jedynie rozwinięcie patentu, z wolnym wejściem, z poprzedniej trasy. O ile na poprzedniej trasie było to coś nowego i interesującego, tak tym razem zaczynam już czekać na moment, aż Panowie wpadną na pomysł zagrania go klasycznie, ale to dopiero na następnej trasie….

130504_Nice_07

Goodbye – ale to takie oczywiste. Numer, który musiał być na zejście, bo potem już nie ma jak. To nie U2, które gra premierowe utwory z najnowszej płyty jako ostatni bis na koncercie. Wizualnie – Heaven part 2. I bardzo dobrze, bo ewidentnie pasuje ten klimat. Jest to takie wizualne spięcie drugiej części setu od Heaven do Goodbye.

A Question Of Lust – szacun za elektronikę, karny jeżyk za ponowne granie tego numeru. Wszyscy czekali, że w tym miejscu poleci… But Not Tonight. Niestety, w to miejsce znany, lubiany i ograny kawałek z tej samej płyty. Choć, może ktoś tego nie zauważył, ale numer jednak dużo mniej ograny niż Home.

Halo – masakra i mógłbym na tym skończyć. Nie jestem fanem remixu Goldfrapp i nie zostanę już. Po za tym klasyczny kawałek od 3 tras w zapomnieniu, a tu chłopaki wycinają taki numer i wracają z nim w taaakiej wersji. To był drugi facepalm tego wieczoru, jaki zrobiłem. Jedyne co u mnie ratuje ten numer, to wizualizacja. Jest przednia. Stary klimat Berlina z przed 1989 roku. Gdzieś tam miałem w tyle głowy Niebo nad Berlinem – Wima Wendersa, czy Królika po berlińsku – Bartosza Konopki, ale przede wszystkim czarno białe klimaty rodem ze Strange Antona.

Just Can’t Get Enough – Niby dla nas, niby specjalnie, ale ja tam nie wiem czemu. Liczyłem na Photographic.

I Feel You – fajnie, ze próbują zmieniać ten numer i użyli fragmentów z remixu Helmet at the Helm. Przypominało to patent z poprzedniej trasy z kawałkiem In Your Room. Tyle tylko, że In Your Room w albumowej wersji jest wyczekiwany, I Feel You zaczyna być niechcianym dzieckiem. Oby przejście do bisów było pożegnaniem z tym numerów na koncertach.

Never Let Me Down Again – musiał być, więc poleciał, nic zaskakującego. Kawałek z patentami słyszanymi od co najmniej 2001. Nie znaczy to, że coś w tym złego, ale odkrywczego też nie. To jest takie koncertowe Where The Streets Have No Name – U2. Mogą nie zagrać jakiegoś innego utworu, ale Never Let Me Down Again musi być i zawsze na koniec koncertu lub na koniec głównej części.

To tyle w temacie opisu poszczególnych kawałków subiektywnie i po mojemu. Pora na myśli końcowe. Przede wszystkim, mimo kilku słabszych momentów, ogromny szacun za przepracowanie setlisty i zagranie tylu numerów, których nikt się już nie spodziewał. Koncert trwał 2 h 10 min. i żeby zmieścić taki set, wiele utworów utraciło swoje rozbudowane intra, na rzecz jedynie symbolicznych początków lub jak w przypadku A Pain That I’m Used To długie hałaśliwe wejście stało się bardzo pocięte. Bardzo na rockowo.

Bardzo, ale to bardzo brakować mi będzie na tej trasie LHNów. Aranże tej trasy oparte są bardzo mocno na niskotonowych brzmieniach. Linia basowa i dolne środki to pasma istotne dla dobrego odsłuchu line-up depeche MODE na tej trasie. Niestety fanowskie bootlegi mają to do siebie, że najlepiej przenoszą środkowe pasma, więc dopiero bycie na koncercie oddaje prawdziwą jakość dźwięku. Stąd moja obawa, że niektórzy dopiero na zimowej trasie posłuchają pełnego spektrum dźwiękowego zespołu. Plenery to jednak nie to samo.

MODE2Joy mówi idźcie i bawcie się, bo warto 🙂
Klipy i zdjęcia: Martini, audio: Wiecor
_

A w następnym wpisie zdradzę Wam pewna tajemnicę… a nawet dwie 🙂

Martin zaszalał i znowu „awantury”.

Martin zaskoczył nas w Los Angeles tzw akustycznym wykonaniem But Not Tonight, choć bardziej pasuje do tego metka bare. Właściwie nikt się nie spodziewał tego. But Not Tonight było utworem z puli tych niegrywalnych, które powstają tylko dlatego, że jest tekst wolny, albo trzeba zapełnić wolne miejsce na stronie, ale nie gra się tego live. Aż do teraz…

Gdzieś tam w przeciekach padały również inne tytuły, typu Sea Of Sin, czy Pleasure, Little Treasure, ale do tej pory nikt nie traktował tych rewelacji poważnie. Może czas zacząć…

Tak szybko, jak minął pierwszy zachwyt nad faktem odkurzenia klasyka wszystkich depotek i konwencji fanowskich, natychmiast utwór wpisał się w odwieczny spór tych, dla których śpiewanie utworów przez Martina w wersji bare, które oryginalnie były przypisane do Dave’a, jako niszczenie i wypaczanie klasyki depeche MODE.

Z drugiej zaś strony niemilknące zachwyty tych, co w Martinie znaleźli swojego ulubieńca pośród obecnych i byłych członków zespołu, oraz tych, co radują się każdym nowym utworem granym na koncertach.

Trudno rozstrzygnąć gdzie jest prawda, bo obie strony mają swoje racje i nie zawsze wykluczające się. Czasami mam jednak wrażenie, że na bezrybiu i rak ryba. Wszystko przez Dave’a, który ma taki, a nie inny styl śpiewania. Kolega może przez całą trasę lecieć na jednym secie i nie będzie mu to za grosz przeszkadzać. Można to tłumaczyć tym, że ten zespół tak ma i koniec. Można zasłaniać się ograniczeniami technicznymi, choć nie wiem, czy w obecnych czasach to stwierdzenie jest jeszcze do obrony.

Można w końcu tłumaczyć, to charakterem Dave’a zasłaniać się jego naturą, potrzebą poczucia bezpieczeństwa i niechęcią do zmian, czy też, że jest zodiakalnym bykiem, a byki tak mają. Cokolwiek byśmy nie twierdzili nie zmienia to faktu, że w obecnych czasach tylko od Martina można się spodziewać nowych numerów na trasach, on jeden stał się osobą, dzięki której rekordy w postaci 39 na ostatniej trasie i 32 na jeszcze poprzedniej były możliwe.

Ktoś powie, że nie liczy się ilość, tylko jakość i wiele będzie w tym prawdy. Niestety nie zawsze masa przekłada się u Martina w jakość. Pewnie wielu ludzi wybaczyłoby mu chęć śpiewania kawałków, które na płytach śpiewa Dave, gdyby były one w pełnej elektronice, a nie jako bare. A tak czeka nas festiwal pianinkowej masakry klasyków by Peter Gordeno, które obdarte z bogactwa brzmieniowego można by spokojnie zagrać w barze niedaleko dworca, na pianinie pełnym kiepów i piwa z którego dawno już uleciał gaz.

Echhhh, żeby Dave’owi się chciało ryzykować, a Martin nie był taki leniwy… za 14 miesięcy zobaczymy, czy rekord został pobity, czy też 39 zostanie już najwyższą liczbą wykonanych utworów na trasie.

Oby jak najwięcej było tych w pełnej elektronice. Do napisania po Nicei 2013.05.04.