Zespół nie mając prawie nic do powiedzenia w czasie październikowej konferencji, po za ogłoszeniem trasy koncertowej (z setlistą dziwnie znaną z poprzednich tras), wypuścił teaser w postaci Angel Of Love, czy też Angel (różne nazwy chodzą po sieci). Zespół zapewnia, że numer jest jeszcze nie skończony, że nie będzie to singiel, że być może wcale nie znajdzie się na płycie. Pewnie paru osobom przyjdzie do głowy myśl, że nie wiele można powiedzieć, o nowej płycie słuchając jedynie jednego kawałka, w dodatku w skompresowanej wersji na You Tube. W sumie czy to ważne? Jednym się podoba innym nie. Kwestia gustu. Ja jednak nie o tym…
Przeglądając reakcje na temat Angel można przeczytać wiele prób zrozumienia, rozkminienia tego utworu, jest jednak jeden aspekt nowego brzmienia depeche MODE, który został chyba pominięty. Albo inaczej, został wrzucony do wora pt „Martin kupuje stare klawisze i kolejna płyta będzie znowu na kopyto Sounds Of The Universe”, bo ten sam producent, bo Martin jest współproducentem, bo coś się jeszcze znajdzie…
Właściwie niezauważone przeszły słowa Martina i Dave’a którzy w wywiadach opowiadali o sprzęcie i wynikającym z tego procesie produkcji płyty. Być może nie jest to na tyle ważne, żeby sobie zaprzątać tym głowę. W końcu stary sprzęt to stary sprzęt. Być może jest to tylko dla mnie ważne i w związku z tym zawracam wam głowę pierdołami. No ale nic zaryzykuję, choć temat być może jest mało sexy ;-P .
Martin stwierdził, że nadal kupuje stare sprzęty na ebay’u, co zamknęło dyskusję nad instrumentarium. Pewnie też tak jest, że dla wielu sprzęt użyty na Sounds Of The Universe, a ten który można obejrzeć na konferencyjnym filmie, to jedno i to samo i mogę to zrozumieć. Po to jest jednak ten blog, żeby pokazać, że to nie jedno i to samo 😉 no prawie…
W czasie wywiadów po konferencyjnych padało co jakiś czas stwierdzenie, że zespół licznie wykorzystywał pewien rodzaj instrumentów elektronicznych, który dominuje brzmieniowo w utworze Angel Of Love, ale podobno dominuje również na całej płycie. Wielu z nas próbując opisać nowy album cytowało, stwierdzenia o bluesie, tym, że płyta plasuje się gdzieś pomiędzy Violatorem, a Songs Of Faith And Devotion. Tak na marginesie, jeżeli nowa płyta tak nawiązuje to powyższych arcydzieł, jak Exciter do Black Celebration (Andy Fletcher w 2001 roku), to ja mam problemy z opanowaniem szyderczego śmiechu.
Dwa słowa pozostawały w interpretacjach fanów kompletnie niezauważone. W wywiadach pada jeszcze jedno nowe dla wielu z fanów depeche MODE pojęcie, któremu poświęcę resztę tego wpisu.
Modular Synthesizer
(Syntezatory Modularny)
Warto wpisać sobie to pojęcie w wyszukiwarce, warto też zapamiętać to pojęcie zabierając się do przesłuchiwania nowej płyty. Dla jednych może to się stać nowy epitet w opisywaniu płyty, albo nowe pojęcie, które pozwoli odkryć historię muzyki elektronicznej na nowo. Ale do rzeczy…
Przykład nr 1:
Tak od 2:00 minuty pojawia się ta kwestia. Jak prześledzicie inne wywiady, to zauważycie, że u Dave’a i Martina ta kwestia pojawia się jako odpowiedź na przynajmniej jedno pytanie w wywiadzie.
Przykład nr 2:
Kwestia ta pojawia się koło 80 sekundy.
Jak na razie zapowiada się, że depeche MODE najnowszą płytą zabiorą nas w kolejną podróż w historię muzyki elektronicznej, wyrażonej poznawaniem co raz bardziej wiekowego sprzętu do kreacji muzyki. O ile Sounds Of The Universe, to taka specyficzna dla depeche MODE, odpowiedź na modę na lata 80. XX w., jaką mieliśmy kilka lat temu, to najnowsza płyta w jakimś zakresie zabierze nas w podróż w zakamarki lat 70. i wczesnych lat 80., gdzie muzyka tworzona była w sposób bardziej ulotny i nieprzewidywalny. (za chwilę wyjaśnię co miałem na myśli).
Można nie lubić Sounds Of The Universe, ale ciężko nie zgodzić się, że z jednej strony jest to płyta bardzo retro, z garścią cytatów muzycznych w każdym utworze, gdzie nawet hałas, przestery i ściana dźwięku na początku In Chains mają swoje znaczenie.
Od strony sprzętowej urządzenia użyte w procesie tworzenia albumu z 2009 roku miały to do siebie, że każde z tych urządzeń można było samoistnie wykorzystać do tworzenia muzyki. Oczywiście nie wszystkie, ale większość klawiszy użytych do tworzenia Sounds Of The Universe miało swoje banki instrumentów, brzmień, można było je programować, przetwarzać, nie zawsze grać, ale przeważnie mogły służyć do tworzenia muzyki samodzielnie, potocznie rozumiane jako klawisze, parapety. Traktujcie to jako skrót myślowy oczywiście :-).
Z brzmieniem najnowszej płyty będzie inaczej. Na filmie zaprezentowanym 23.10.2012. Widać ściany skrzynek, wręcz szaf z setkami kabli pokręteł i przełączników. Wygląda to miejscami, jak konsola w jakiejś elektrowni, czy innym ważnym miejscu z urządzeniami do robienia bip-bip-bip i buuu-buuuu-biiii-buuuu.
Na powyższej rycinie widać doskonale proporcje między klasycznymi klawiszami, a syntezatorami modularnymi.
Czytając kiedyś wspomnienia byłych i obecnych członków Kraftwerk z pierwszych lat istnienia grupy, Panowie opowiadali, że urządzenia elektroniczne, które oni używali do tworzenia muzyki musiały nagrzewać się cały dzień, aby móc potem generować na niech dźwięki przez 1-1,5h, a następnie należało je wyłączyć, bo albo groziły uszkodzeniem, albo po prostu rozstrajały się i nie dało się na nich pracować. Uspokajam nie takie urządzenia Panowie z dM używali, ale sporo z tego co zobaczycie jeszcze na filmach dokumentujących pracę nad najnowszym albumem, Kraftwerk posiadało w swoim arsenale nagrywając takie dzieła, jak Autobahn i wcześniejsze, a to był rok 1974.
O co chodzi z tymi syntezatorami modularnymi i dlaczego to nie to samo, co sprzęty używane na Sounds Of The Universe. Wyobraźcie sobie, że macie kilka takich urządzeń, które gabarytami przypominają meblościankę na wysoki połysk, z których, żeby zrobić użytek należy podpiąć źródło dźwięku, bo sam sytnezator mógł nie mieć takiej możliwości, a na wyjściu należało podpiąć urządzenie, które zarejestruje wynik pracy.
Sygnał przepuszczany przez takie urządzenie może zostać poddana licznym odkształceniom, zapętleniom, przypominające zabawę oscylatorem, a dźwięki często są bliższe temu co możemy usłyszeć na stacji Trafo. Jest to de facto zabawa prądem elektrycznym w najczystszej formie, gdzie bazą do zabawy jest natężenie, napięcie, moc i inne parametry przynależne energii elektrycznej. Zabawa polifonią itp podobnymi pojęciami wiąże się ściśle z tą generacją instrumentów. Urządzenia takie można łączyć ze sobą przy pomocy krosownic, kabli. Dźwięk odkształcało się spinając gniazda wtykami, kablami (patch’ami) , przełączając pokrętła i suwaki.
Cały myk polegał na tym, że dźwięki generowane w ten sposób uzyskiwało się często na drodze eksperymentu, metodą prób i błędów. Czasami przypadek sprawiał, że urządzenie dawało pożądany dźwięk po wielu godzinach zabawy z nim. Jednocześnie istniało duże ryzyko, że jeden skok napięcia, czasem zmiana temperatury, poziomu wilgotności w pomieszczeniu, mógł zniweczyć wiele godzin pracy, bo uzyskany dźwięk nie dawał się już powtórzyć. Dlatego urządzenia te przeżywają obecnie mały renesans, gdyż dają dużą możliwość kreowania unikalnych brzmień, oraz są znakomitymi bazami do samplowania tychże dźwięków.
Napisałem na początku, że tak mało znane powszechnie instrumentarium może być zarówno epitetem, jak i szansą. Nie znamy jeszcze finalnego efektu prac, ale ciężko nie zgodzić się z twierdzeniem, że zespół poszukuje, że Panowie nie zadowalają się prostym papkowatym popem z radia. Sounds Of The Universe, była trudna w odbiorze, również przez sposób wykorzystania instrumentów elektronicznych z lat 80. Ich swoisty głos w dyskusji o modzie na tę dekadę, który nie zawsze został zrozumiany i przyswojony. Dla mnie też ta płyta d.py nie urywa, ale przynajmniej staram się zrozumieć ich podejście.
Obawiam się, że Nowy Album, może być jeszcze trudniejszy w przyswojeniu, właśnie przez dobór jeszcze bardziej niszowych instrumentów. Również doborem takiego instrumentarium chyba należy tłumaczyć zaangażowanie ponowne Bena Hilliera, tym też należy tłumaczyć zatrudnienie się na stanowisku współproducenta przez Martina (bo tylko on być może ogarniał te maszyny). Stąd też tak liczne odniesienia muzyczne do czasów Roda Stewarda, Davida Bowie i motywów z lat 70. Choć słynny hit Donny Summer – I Feel Love – też był generowany na takich instrumentach, co pokazuje, że te instrumenty można użyć z pomysłem i z jajem.
Panowie są na takim etapie życia, że mogą mieć kompletnie w d.pie zdanie fanów, bo i tak trasa się wyprzeda, a na płycie mogą zrobić sobie co chcą. W końcu robią to za swoje pieniądze, kto bogatemu zabroni….
A na deser kilka filmów z dźwiękami generowanymi przed syntezatory modularne. Warto tego posłuchać…
1. Historia muzyki elektronicznej z czasów wczesnego Kraftwerka:
2.
3.
Oczywiście na YouTube można znaleźć setki innych przykładów użycia syntezatorów modularnych, ale te kilka przykładów wystarczą.
…A teraz na koniec proponuję posłuchać jeszcze raz Angel.