Chciałbym dziś wspomnieć człowieka, przez którego nigdy się tak nie bałem, jak z jego powodu w całym swoim fanowskim życiu. Człowieka, który zapewniał spokój ducha i nietykalność osobistą zespołowi, a gdy trzeba było wkraczał tam, gdzie zespół miał poczucie zagrożenia… również ze strony fanów.
Darrell po raz pierwszy został odnotowany w świadomości fanów w 1990 roku, gdy rozpoczął pracę u boku zespołu na trasie World Violation, w 1993 jego osoba pojawiła się w tourbooku z trasy Devotional.
Na wizji po raz pierwszy Darrella można zobaczyć w reportażu z przygotowań do koncertu w Nancy – 1993.06.10. Tak od 2 minuty… miał jeszcze wtedy włosy. Później jego łysina była charakterystycznym znakiem rozpoznawczym.
Były żołnierz sił specjalnych był idealnym kandydatem na głównego ochroniarza depeche MODE. Swoją postawą i zachowaniem od początku budził respekt. Jego spojrzenie nie pozostawiało pola do interpretacji. Potem okazywał się świetnym kompanem rozmów przedkoncertowych, podhotelowych i podscenicznych, a przede wszystkim bardzo ciepłym i serdecznym człowiekiem, który zmieniał się w maszynę do ochraniania dosłownie w mgnieniu oka.
Pierwszy raz z Darrellem zetknąłem się w 2001 przed koncertem w Warszawie. Razem z kolegami udało nam się zatrudnić przy koncercie na Służewcu i cały dzień w ukropie pomagaliśmy, aby koncert się odbył. Karaś to nawet faktycznie uratował koncert w Warszawie, bo gdyby nie jego papiery elektryka, to organizator byłby w ciemnej dupie… wiecie niedziela, wakacje… ale ja nie o tym.
Pozwólcie, że zacytuję siebie z moich wspomnień – Exciter Tour In Our Eyes* – z 2001 roku:
Zbliżało się popołudnie i stwierdziliśmy, że pora przebrać się z roboczych ciuchów, bo i tak właściwie wszystko zostało już zrobione i pora wskoczyć w ubrania koncertowe. Pogoda nadal była OKi, choć wiatr się zaczynał wzmagać. Już przebrani wróciliśmy na teren koncertu. Po za tym wiedzieliśmy już, że za chwile nadejdzie pora prób nagłośnienia z zespołem, a potem wbiegną fani i trzeba być gotowym na ten moment. Chwilę później pojawił się Darrell Ives, który zaczął swoją inspekcję. Finałem tego było wymuszenie na organizatorach przesunięcia przednich barierek bliżej sceny, ponieważ wg niego odstęp był za duży i Dave nie miałby wystarczająco dobrego kontaktu z publiką. Chwilę później dostaliśmy esa, że zespół wyjechał z hotelu. Oznaczało to dla nas, iż za chwile zacznie się soundcheck. Nie w głowie było nam szarpanie się z płotem przed sceną, gdy na scenie miał pojawił się zespół. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki In Your Room [84]. Niestety nie dane nam było w spokoju wysłuchać próby. Darrell podleciał do nas i w krótkich żołnierskich słowach dał nam do zrozumienia, że mamy się nie opierdalać, tylko wziąć się do roboty. Było srogo, kolo mógł samym spojrzeniem złamać człowieka w pół. Chwilę temu przebraliśmy się w czyste ciuchy, a już byliśmy mokrzy. Szarpanina trwała m/w tyle, co próbne In Your Room [84]. […]
Jak to kumpel finezyjnie ujął moszny nam się ze strachu podniosły, a trawa na plecach stanęła na sztorc. Jeżeli dobrze wsłuchacie się w soundcheck z In Your Room, to usłyszycie między słowami nasze przerażone huje-muje i darcie się Darrella. Ale wróćmy do mojej opowieści sprzed lat:
Niechybnie wystawiliśmy się na odstrzał. Darrell Ives podleciał do nas, z pytaniem co my tu w ogóle robimy? Kto nas tu wpuścił? Zerwał nasze wszystkie plakietki trasowe i kazał nam się wynosić ze terenu koncertu. Nie pomogły tłumaczenia, że mamy bilety, że pracowaliśmy tu przez cały dzień itp. Po raz kolejny było bardzo niebezpiecznie, a przed nami całkiem wyraźnie jawiła się wizja nie-obejrzenia koncertu. Darrell poszedł pod scenę i coś zaczął pokazywać lokalnym ludziom z VAM na nas. Właściwie to powoli, ociągając się przemieszczaliśmy się w kierunku z którego mieli za chwilę nadejść posiadacze biletów „VIP”. Skończyło się na tym, że najważniejszy techniczny po stronie polskiej przyszedł do nas za chwilę i przyniósł nam znowu identyfikatory AAA, oraz te wydawane przez zespół. Kazał nam iść na swoje miejsca na krzesełkach i nie wychylać się już, bo i tak mamy już przejebane ;-). Potulnie to uczyniliśmy i do pojawienia się fanów w sektorze VIP nie ruszaliśmy się praktycznie z miejsca.
Najważniejsze, że mieliśmy soundcheck nagrany. Jak ilustrację wklejam zapis z soundchecku i kopię mojej wpleki, która tego dnia uprawniała mnie do wchodzenia na scenę przed koncertem.
Ludzką stronę Darrella moi kumple mieli okazję poznać tej samej nocy w hotelu Bristol. Z relacji wiem, że Darrell podszedł do kumpli w barze hotelowym i przeprosił nas za swoje zachowanie, ale jak to okreslił „był w pracy i sami wiecie… obowiązki„. W ramach przeprosin zaprosił ich spędzenia reszty wieczoru z zespołem, oczywiście pod warunkiem nienarzucania się chłopakom. Skończyło się na łojeniu, Piano Session i przelotnej znajomości z Davem zawartej w hotelowej toalecie… Z resztą tzw Bristolskie Noce czekają jeszcze na swoje spisanie dla potomności.
Zawarta w ten sposób znajomość sprawiła, że potem o dziwo stał się naszym najlepszym kompanem do końca Exciter Tour i w czasie Touring The Angel. Zawsze gdy staliśmy pod sceną lub pod wybiegiem mogliśmy liczyć na chwilę rozmowy z nim. Każda wizyta pod hotelem to było w najgorszym przypadku skinienie powitalne głową z jego strony, a często przybicie piątki. Kilka kurtuazyjnych słów lub nawet pomoc w lepszym ustawieniu się, gdy Dave będzie wychodził z hotelu.
W 2006 roku Dave miał manierę, że w czasie Behind The Wheel, kucał i śpiewał prosto w oczy upatrzonej laski trzymając ją za rękę. W Londynie Darrell stanął tak, że Dave miał okazję odśpiewać wersy Behind The Wheel prosto w oczy piękniejszej części naszej ekipy koncertowej. Dla odmiany poniżej zdjęcia z Berlina na których to się… nie udało 😉
Te drobne gesty sprawiały, że mimo, iż zawsze był w pracy skutecznie ocieplał często aroganckie zachowanie Dave’a do fanów. Czasami przepraszającym spojrzeniem, czasami drobnym gestem ułatwiającym zbliżenie się do idoli. Zawsze jednak pełna profeska. My też wiedzieliśmy, że zachowując się jak nie-fani, nie robiąc głupot, możemy liczyć na więcej, niż rzucające się pod koła i na maskę samochodu kopie Gahana, czy zdesperowanych fanek.
13.07.2006 był ostatnim razem, kiedy widzieliśmy, go osobiście. W sierpniu 2006 zakończyła się trasa promująca album Playing The Angel. Pół roku później, gdy Darrell był na trasie koncertowej w Pink Floyd w Hong Kongu – 16 lutego – dowiedzieliśmy się, że nie żyje.
Był to dla nas szok. Zdrowy wysportowany facet, który spojrzeniem zakrzywiał rzeczywistość i łamał w pół nagle odszedł z tego świata. depeche MODE ustanowiło fundusz powierniczy na rzecz żony i dwójki dzieci.
Dziś mija 10 lat od tego tragicznego dnia.
* Teksty po raz pierwszy ukazały się w fanzinie [SHAME] w 2001.
Więcej wspomnień o Darrellu możecie znaleźć po TYM adresem. Wspomnienia są po angielsku.