Archiwum kategorii: Tour Of The Universe 2009-2010

Koncert z Barcelony – wideo czasów You Tube

Nie wiem, czy jest potrzebny wstęp, ale napiszę w kwestii wyjaśnienia, że nie jest to typowa, klasyczna recenzja, a raczej zapis myśli jakie mnie nachodziły, gdy oglądałem ten koncert.

In Chains

091107_Mannheim_00Właściwie jedyny moment, gdzie w 100% uzasadnione są wszelkie rozmycia, zasłaniające zespół ręce, dalekie plany. Ten moment wypada właśnie na początku koncertu. Tu rozmycia i ręce tworzą idealną kurtynę zasłaniającą zespół. Całe In Chains [102] jest dla mnie idealnie sfilmowane. Publiczność i kamera tworzą idealną kurtynę dla tego utworu.

Wrong

091107_Mannheim_01Całkowicie stracony numer. Obraz ciągnie i spowalnia i tak wolno zagrany numer. Szybszy montaż po 100kroć uratował by ten numer.

Hole To Feed

090612_Frankfurt_03Ludzie wychowani ma współczesnym szybkim montażu, skrótowości, będą zawiedzeni. Ten numer nijak nie jest podobny do tego, co można było zobaczyć na trasie. Zupełnie inne spojrzenie na ten utwór.

Walking In My Shoes
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Pierwszy stary numer tej trasy. Patrząc na niego powoli dochodzę do przekonania, że już wiem co boli ten koncert. To scena, jej małość. To nie koncert daje ciała, a scena. w 17:10, kiedy kamera robi najazd na scenę z lewego, dolnego rogu aż prosi się, żeby po bokach sceny stały dodatkowe, boczne ekrany. Przy takim kadrowaniu obrazu, gdzie publika sprawia wrażenie rozlewającej się na boki, tylko jeden środkowy ekran z morzu czerni wygląda biednie.

Dave jest notorycznie kadrowany w planie amerykańskim, chyba po to, żeby nie pokazywać monitorów i promptera.

It’s No Good

091107_Mannheim_10To jest wideo, gdzie obraz nie jest niewolnikiem muzyki. Nie ma montażu pod stopę, czy bas. Tu obraz opowiada własną historię, w którym muzyka jest dopełnieniem, a nie fetyszem wg którego łamie się i dekonstruuje oglądany świat.

Obraz snuje się, leniwie zmienia kąty patrzenia. Tu obraz ma na wszystko czas. Jakby wbrew krótkości, przyziemności, wbrew połamaności współczesnego świata. To jest wideo 50-latków, ludzi którzy już nie muszą się nigdzie śpieszyć, oni już nic nie muszą. Oni już zrobili swoje w historii muzyki. It’s No Good [102] jest najwolniejszym  montażem w całej produkcji.

A Question Of Time

090610_Berlin_06Ujęcia zza sceny są świetne, ale bęcki należą się reżyserowi za ucięcie świateł pełzających po publice. Tu aż się prosiło o przytrzymanie tego efektu dłużej. Te pełzające światła są doskonałym intrem do startu takich numerów jak Never Let Me Down Again [104], A Question Of Time [102] itp. O ile przy innych numerach można mieć pretensje za rozlazłość  w przypadku tych fragmentów koncertu brak pociągnięcia obrazu długim pędzlem białych świateł jest aż nadto widoczny.

Czasami mam wrażenie, że reżyser zobaczył koncert po raz pierwszy dopiero po wstępnym montażu. Zbyt wiele miejsc jest za wcześnie uciętych, a w innych momentach ujęcia prowadzone są tak jakby czas się nie liczył.

Precious

090610_Berlin_07Słuchając tego numeru aż złapałem się za głowę, ale tak to jest, gdy publika jest doklejana do reszty utworu z finezją godną słonia. W momencie, gdy publika dośpiewuje swoje aż nadto słychać, że jest nienaturalnie za głośna w stosunku do reszty utworu. Na tym utworze jest najwięcej, jak dotąd, zbliżeń Dave’a na tym koncercie.

Fly On The Windscreen
Fly On The Windscreen 2009.09.12 Frankfurt
Fly On The Windscreen 2009.09.12 Frankfurt

Na CD niestety słychać to samo, drażniący, wyseparowany wokal Martina. Nie brzmi on, jak dopełnienie wokalu Dave’a, ale jest miejscami w dużej kontrze do niego. Miejscami głos Marta przekrzykuje główny wokal, co znowu brzmi bardzo nienaturalnie w stosunku do reszty muzyki. Po raz kolejny drażni zbyt duże echo tego koncertu. Na CD da się to wyczuć właściwie od Walking In My Shoes [104] do końca koncertu. Znowu wrażenie bycia w hali zostało przedobrzone. Dla mnie jest to taki hangarowy pogłos, który można dodać w ustawieniach wielu tanich wieżyczek, aby sprawić wrażenie pseudo przestrzeni. Nie tędy droga.

Home

090610_Berlin_10Im dłużej oglądam ten koncert, tym bardziej dochodzę do przekonania, że za reżyserkę wziął się kolejny fotograf z silnymi manierami bycia oryginalnym. Każdy fotograf szuka niesztampowego kadru, który pozwoli mu się wyrwać z zalewu małpofotografii. Ten koncert posiada wiele ujęć, które zatrzymane na chwilę stają się świetnymi fotografiami. Kiedy, na chwilę zatrzymamy się na klatce w której Peter Gordeno jest ujęty jedynie od kolan do pasa i widać tylko jego grające ręce na parapecie, a Martin na drugim planie, lekko rozmyty też w 3/4 kamery dyryguje publiką, to mamy interesująco skomponowaną fotografię. Ten koncert pełen jest ujęć postaci na przestrzał przez instrumenty, statywy, pełno zabawy głębia ostrości w fotografii takie kadry były by uznane za co najmniej interesujące. Na filmie nie wygląda już tak dobrze za 30-którymś razem.

Policy Of Truth
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Jakby na obronę kręconego obrazu nie można nie wspomnieć o pewnym istotnym fakcie. Mam na myśli ekran. Do filmowania to jest koszmar. Tysiące ledów skutecznie zniszczyły niejednemu fanowi zdjęcie podczas tej trasy. Złapanie ostrości na tle tej konstrukcji w takich warunkach, jak koncert graniczyło wiele razy z cudem. Nie dziwię się, że kamery unikały filmowania na wprost. Dlatego wiele mamy ujęć z boku, z dołu sceny, zza pleców itp. spraw. Policy Of Truth [100] jest książkowym przykładem walki z kamery z ekranem.

I Feel You

091107_Mannheim_12Częste filmowanie z boku i z tyłu sceny sprawia, że kamery nie przeszkadzają w oglądaniu koncertu zgromadzonej publice. Nie ma tu statywów z kamerami filmujących na Dave’a wysokości zasłaniających Dave’a. Nie ma kamerzystów nachalnie biegających po scenie, wałczących o dobre ujęcie. Nagrywając ten koncert pamiętano, że jest to przede wszystkim występ dla tych, co zapłacili i przyszli na koncert. Tu nie rządzi TV pod prawa której cały szoł jest ustawiony. Tu kamera jest gościem filmując z tyłu, z tłumu, jakby ukradkiem.

Behind The Wheel

091107_Mannheim_16Nie ma co się oszukiwać, ani Paryż, ani Milan, ani Frankfurt / Barcelona / Lievin z 1993 nie wyglądały jak zwykłe koncerty. W każdym z nich napakowano ekstra oświetlenie, nagłośnienie itp sprawy. Tym razem koncert z Barcelony mamy nagrany tak, jakby depeche MODE grało tak co noc. To równie dobrze mógłby być zapis każdego innego miasta. Fani dostali koncert z perspektywy ludzi na płycie i ukradkiem chwycone ujęcia gdzie wśród trybun. Często tak, jak fani widzą występy gwiazd na koncertach walcząc między sobą o wycinek widoku na scenę…

Tu należy szukać odpowiedzi dlaczego ten koncert jest, jaki jest. To nie jest koncert dla pikników, oni będą zawiedzeni… i dobrze. To jest koncert skupienia na detalu. To jest koncert, jaki w urywkach wielu może zobaczyć po powrocie z koncertu w swoich telefonach i komputerach na You Tube.

Koncert ery You Tube, koncert z ujęciami, jakich tysiące można zobaczyć na necie – filmowanie przez las rąk (to ci co na płycie stoją). Dalekie plany – takie filmiki kręcą fani stojący gdzieś na dalekich trybunach, kto odwiedził na tej trasie Monachium 2009.06.13, albo Berlin 2009.06.10, ten wie o czym mówię. Sporo nieostrości, znają to wszyscy walczący na tej trasie z ledowym ekranem, słabością optyki swoich idioto-odpornych aparatów. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze galarety na ekranie i szukania sceny przez wyciągniętą i drżącą rękę już z włączonym nagrywaniem. Znamy to wszystko bardzo dobrze. Tu dostaliśmy to wszystko za jednym zamachem tyle, że kręcone sprzętem za miliony baksów. Na siłę starano się ominąć ograniczenia sceny i jednocześnie przekuć je na atuty. Chciano pokazać koncert z pozycji fanów tak, jak oni to oglądają przez wizjery swoich aparatów, kamer i telefonów. Chciano pozwolić zespołowi obronić się na scenie, a nie szprycować koncert botoksem w postaci szybkich i przekombinowanych montaży rodem z poprzedniego DVD. Czy się to udało? Tego jeszcze nie umiem powiedzieć. Wiem jedno do ukochanego Devotionala Barcelonie daleko.

Live In Łódź 2010.02.10 [MultiCam] – beta.

Dziś miałem okazję obejrzeć multicam z lutowego koncertu w Łodzi, z pierwszej nocy. Nie będę się rozwodził nad tym jak zespół dawał na scenie, bo to każdy widział na koncercie, albo sobie przypomni ponownie oglądając to wideo. Choć pewnie może być i też tak, że pewnych ujęć nie zobaczy, bo kamera nie widziała, albo jakość ujęć była taka, że nie mogły wejść do tego multicamu. I ja właśnie o tych kamerach i o tej jakości…

Nie ma co ukrywać Krzychal się spisał, montaż miejscami przypominał rzeźbę w gównie, a jednak tego nie widać. Materiał źródłowy, przekazany do montażu, pochodził każdy z innej parafii. Mamy tu i kasety, i flashe i dyski twarde. Kamery są SD i HD. Jakość i umiejętności kręcących również miały pełną rozpiętość skali. Wielokrotnie rozmawiając z Krzychalem podkreślał, że podstawowym problemem jest tzw. galareta, czyli kręcenie z ręki lub brak stabilizacji obrazu podczas kręcenia. To dyskwalifikowało wiele świetnych ujęć i momentów na scenie.

Tyle tylko, że na wideo z Łodzi nie widać tego wcale lub prawie nie widać. I myślę, że właśnie za to czego nie widać należą się największe brawa Krzychalowi. Za to, że potrafił sprawić iż materiały z różnych źródeł nie rażą swoją nieporadnością, amatorszczyzną lub brakiem znajomości sprzętu. Bo nie oszukujmy się, wszyscy, którzy kręciliśmy w czasie tego koncertu jesteśmy amatorami, kręcimy od wielkiego dzwonu lub to, co nam uchodzi w nagraniu u cioci na imieninach na potrzeby tego nagrania już nie może mieć racji bytu. Na koncertach kręci się inaczej.

Tu, na tym dvd mimo, że wielu się „starało”, dzięki montażowi Krzychala sytuacje takie właściwie nie mają miejsca.

Bardzo dużym plusem tego DVD jest również audio. Dźwięk, w stosunku do oryginalnego zapisu jest właściwie nie skompresowany. Jeżeli ktoś chce zrobić sobie boota do posłuchania w autku, czy innym przenośnym odtwarzaczu, to radzę przyszykować się właśnie na zapis z tego DVD. Szczerze polecam. Audio to sprawia, że przy braku LHNu z Łodzi przestaję „cierpieć” na myśl o jego braku. I nawet gadanie ludzi w czasie utworów, potrącenia mikrofonu nie przeszkadzają mi wcale. Na tym audio słychać publikę, a nie ludzi. Na tym audio słychać halę i zespół, a nie walkę o przetrwanie bootlegera, który poświecił się by nagrać audio, zamiast bawić się na koncercie. Audio było nagrywane niezależnie od obrazów, a potem montowane z obrazem. Dzięki temu uniknęliśmy wyboru pomiędzy lepszym lub gorszym płaskim zapisem dźwięku z jednego z fabrycznych mikrofonów któreś z kamer. Jeden jedyny feler to końcówka, gdzie z niezrozumiałych dla mnie powodów nagrywający chyba podbił czułość nagrania, co sprawia wrażenie przesterów np w czasie Personal Jesus [104].

A wracając do obrazu. Najlepsze wrażenie robią dalekie plany całej hali i ujęcia jednego z nagrywających, który kręcił z tłumu, w pewnym oddaleniu po prawej stronie sceny. Fajnie też sprawdzają się ujęcia, gdy kamera odwraca się od sceny i pokazuje to, co dzieje się z publicznością lub pełnię gry świateł, które w wielu utworach zaczynają swój bieg daleko od sceny.

Nagranie może cieszyć, ale myślę, że jeżeli dojdzie do wydania kolejnej płyty i zespół zawita z koncertami do Polski, to warto będzie pomyśleć nad przygotowaniem takiego multicamu od samego początku, zanim kupimy bilety. Żeby koncert nie wyglądał, jak zbiór ujęć i efekt pracy samotnych kowbojów. Kiedyś może o tym więcej, dziś nie czas i pora. Dziś szykujcie się na ucztę i wspomnienia z pierwszej nocy w Łódzkiej Arenie. Było na co czekać i jest nadal, bo gdy nasycimy się pierwszą Łodzią z pewnością padnie pytanie od drugą noc. I uwierzcie mi, że to pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi… 🙂

Potrasowy sen zimowy

Rok temu to się działo. Pamięta ktoś jeszcze? Pierwsza część trasy (Europa) dopiero co się zakończyła. depeche MODE właśnie wystartowało z Amerykańską częścią grając na podpuchę Fragile Tension.

Nie wiem, czy nie ryzykowne będzie stwierdzenie, że właśnie na koncercie w Toronto skończyła się ta klasyczna trasa koncertowa, jaką znamy z historii występów depeche MODE. Od następnego występu zaczyna się rollercoaster, który trwa aż do 27 lutego 2010. Chwila radości, bo nowy numer, to wkurw, bo wywalili numery dla których było warto jechać tę trasę (mówię tu o hardkorach, a nie o piknikach).

Jedno jest pewne działo się…, na nudę narzekać nie można było. Jak przypomnimy sobie ostatnie kilka tras, wystarczyło rano otworzyć jedno z for i zobaczyć co na co wymienili i był spokój. Na ostatniej trasie takiego komfortu nie było. Oczywiście były momenty „spokoju” i 100% przewidywalności, szczególnie, że byli też tacy, co nam w tym skutecznie pomagali <:beer Jari:>, ale i tak nudno nie było.

Tym się Tour Of The Universe różniło od Touring The Angel, że ta druga była nagłą rewolucją w secie w środku trasy, a ta pierwsza permanentną ewolucją aż do ostatniego koncertu. Że jak? No już wyjaśniam….

Na przełomie 2005 i 2006 depeche MODE wyruszyło w trasę grając właściwie zamiennie jedynie numery Gore’a mącąc raptem 7-oma numerami, a i tak miejscami tylko symbolicznie. Reszta setlisty nie do ruszenia. Przyszedł kwiecień 2006 i zespół zaserwował nam radykalną zmianę setlisty, sporo nowych numerów, sporo zmian w trakcie. Koncerty w Ameryce właściwie nie był podobne jeden do drugiego. A to bisy się wydłużały, a to numery wędrowały to w górę to w dół. No było ciekawie. W Europie już jakby spokojniej, co nie znaczy nudno, ale Panowie dociągnęli do końca. Nie popisali się jedynie pod koniec trasy, gdy z setu zaczęły wypadać numery. To nie było fajne.

W 2009 roku takiego odcięcia nie było. Wszyscy czekali, że przed Amerykami, coś się zdarzy, że jak wrócą do Europy, że zimę w hali uraczą nowym setem… a tu zima. 😉 Zespół nie dokonał jednej radykalnej zmiany, natomiast zastosował metodę pełzającej zmiany setlisty, praktycznie co noc, co 2-3 koncerty  byliśmy raczeni zmianą w secie, a to nowy numer, a to wywalenie, dodanie numeru w setliście. A to przetasowania utworów w górę lub w dół. Co jednak najgorsze wypadały numery, które przywracały nadzieję, że na koncertach jest miejsce również dla harkorów, nie tylko dla pikników.

My w Polsce mieliśmy jeszcze jedną ruletkę. Po odwołaniu koncertu w Wawie, właściwie przez bardzo długi czas wirowała ruletka z terminami  Dlaczego w takim razie dopiero zimą zobaczyliśmy depeche MODE w Polsce? Przez wakacje. Organizatorzy koncertu w Polsce, ale też i w innych krajach bardzo nie chcieli oddawać kaski za bilety, menadżment depeche MODE, też chciał zrobić koncerty w odwołanych krajach ekspresowo. Tylko członkowie depeche MODE stanęli okoniem. Wróble ćwierkały, że w Polsce był planowany koncert na 19.09.2009, ale zespół nie miał ochoty zarywać urlopu (czyt. przerwy między trasami w Europie i Ameryce Pn.) na oddawanie koncertów odwołanych w maju.

Gdyby te koncerty się odbyły, to pewnie w styczniu mielibyśmy tylko jeden koncert. Początkowo na miejsce drugiego koncertu planowane były tradycyjnie Katowice, ale otwarcie hali widowiskowej w Łodzi zmieniły obraz koncertowej mapy Polski raz na zawsze….

No ale wyszło jak wyszło. Pewne chińskie przysłowie mówi: Obyś żył w ciekawych czasach. Zdecydowanie w świecie depeche MODE, to były ciekawe czasy. Porównując do obecnego snu zimowego wtedy, lipcu się działo… Większość zapadłych w sen obudzi się gdzieś na jesieni, gdy EMI/Mute wyda Video ze świeżo minionej trasy (zespół zarejestrował dwie noce w Barcelonie 2009.11.20-21), a potem pojawią się zapowiadane reedycje reedycji, remixy i inne duperele. Oby nadal było ciekawie.

TOP20 – czyli najczęściej grane utwory w historii zespołu

Pomyślałem sobie, że skoro trasa się skończyła warto zebrać wszystkie występy depeche MODE razem i zrobić zestawienie 20 najczęściej granych utworów w historii zespołu. Dlaczego 20? Bo taka jest przeciętna długość setu koncertowego. Raz było to 17, innym razem 22, ale uśredniając wychodzi 20, o to one:

Ale żeby nie było tak łatwo, zanim przejdę dalej kilka uwag. Gdyby zespół miał zagrać taki set na jakimś koncercie oczywiście zaraz pojawiły by się głosy, że znowu jadą z oklepanym setem. No właśnie o to chodziło, żeby zebrać najczęściej grane, dla innych ograne numery na przestrzeni całej kariery depeche MODE. Na szczęście dla niektórych numerów były one ograne 10-20 lat temu, a potem zaniechane. Wszyscy jednak wiemy, że łaska i foch fanów na pstrym koniu jeżdżą.

Przechodząc powoli do zestawienia najpierw zobaczmy 10 numerów, które nie załapały się do finałowej 20-tki:

30. (219) Strangelove – jeden z trzech najbardziej pożądanych numerów ostatniej trasy koncertowej. Zagrany zaledwie 30x na TOTU. Powrócił do setu po 19 latach zapomnienia. Największy obrót zrobiła mu trasa Music For The Masses – 101 wykonań.

29. (225) Precious – najmłodszy z najbardziej ogranych ledwo dwie trasy, ale dwie najdłuższe trasy w historii zespołu – Touring The Angel – 123 wykonania i Tour Of The Universe – 102 wykonania.

28. (227) People Are People – podobno mieli go grać na Tour Of The Universe, podobno najbardziej znienawidzony i wyśmiewany numer przez członków zespołu. Obecność na 3 trasach koncertowych dała mu 28 miejsce.

27. (235) Leave In Silence – Jeden z dwóch akustycznych hajlajtów trasy 2005/2006, odkuł się mocno szczególnie w drugiej części Touring The Angel. Duży powrót do poczekalni po niebytności przez 19 lat w secie koncertowym. Zanim powrócił do łask ostatni raz słyszany na żywo w Kopenhadze 1986.06.18.

26. (237) Boys Say Go! – Utwór nie grany od 1986 roku, ale bytność na wszystkich trasach (z wyjątkiem Some Great Reward Tour) z pierwszej połowy l. 80. sprawiła, że ma bardzo mocną pozycję w 3 dziesiątce zestawienia.

25. (247) New Life – Utwór po raz ostatni zagrany w Warszawie 1985.07.30. Od tamtej pory nigdy nie gościł na koncertach depeche MODE. Jeden z największych hajlajtów pierwszej pięciolatki w historii zespołu.

24. (257) It’s No Good – wypadł na chwile z setu w latach 2005/2006, nie mniej od 1997 roku obecny stale w setliście. Powrót na Tour Of The Universe na 102 koncerty dał mu powrót do poczekalni, ale czy to pozwoli powrócić mu do TOP20 zobaczymy na kolejnej trasie.

22-23. (260) Blasphemous Rumours / Something To Do – Blasphemous Rumours nieobecne w koncertowym secie od 1988, od sławnej Pasadeny w 1988 roku. Natomiast Something To Do zawdzięcza swoją miejscówkę ex-equo jednemu jedynemu wykonaniu w czasie trasy Devotional w Brukseli 1993.05.25. Jak to jedno wykonanie może wiele zdziałać.

21. (274) Somebody – Utwór ma tylu zwolenników, co przeciwników. Do 1998 roku uwielbiany, po trasie The Singles 86>98 wielu go znienawidziło za interpretację Gordeno, uznawany za jeden z negatywnych przykładów ogrania w historii zespołu. Jednak jeżeli przyjrzeć się głębiej, to jedynie na 2 trasach od 1984 roku kawałek był grany koncert w koncert, natomiast na pozostałych trasach występował z różnym natężeniem jako zamiennik do głównego numeru lub był podmieniany przez inne utwory.

Tak wygląda wstęp do głównego zestawienia. Zaczynamy odliczanie od końca oto TOP20 największych ograńców w historii zespołu.

20. (ok. 317) A Question Of Lust – Jest wszędzie i zawsze… no prawie. Podobnie jak Somebody poniechany jedynie na World Violation Tour w 1990, a tak był grany na każdej trasie z różną częstotliwością, przeważnie mniejszą niż właściwa długość trasy.

19. (329) Shake The Disease – utwór przypomniany po latach, niestety w wersji akustycznej, w 2005 roku, nieśmiało próbowany w USA podczas Tour Of The Universe. Może jeszcze powróci na trasę w pełnej elektronice i z Dave’em na wokalu.

18. (331) Halo – Do Exciter Tour gościł ten utwór na każdej trasie, jedynie singlowa trasa ominęła go, bo nie był singlem. Niektórzy twierdzą, że szkoda, bo należało mu się, a poniechany pomysł z wydaniem piątego, podwójnego singla z Violator uznawany jest za jeden z wielu poważnych błędów, jakie zespół zrobił promując ten album. Nie mniej wielu za to ucieszyło, by się gdyby pojawił się ten utwór na następnej trasie zamieniając się z np A Question Of Time.

17. (342) Black Celebration – Wszyscy pamiętamy ten utwór z masakry pałeczkami, jaką dokonał na niej Christian Eigner w 2001 roku. Klasyczny utwór depeche MODE. Długo pomijany zanim został „odświeżony” w 2001 roku.

16. (360) Home – Chyba tylko zbyt późne napisanie tego utworu przez Martin’a sprawiło, że dopiero od 1997 roku jesteśmy katowani tym utworem na koncertach depeche MODE. Gdyby z taką konsekwencją Martin śpiewał Somebody, to dziś ten numer byłby w pierwszej dziesiątce tego zestawienia z liczbą około 623 wykonań. Jeszcze na trasie Touring The Angel byłem w stanie zdzierżyć ten utwór, ale „akustyczne” wykonanie na Tour Of The Universe sprawiło, miałem odruch… odwrotny. Dopiero zaangażowanie publiki, w drugiej połowie trasy, do wykonania tego numeru sprawiło, że cieplejszym okiem na niego spojrzałem. Nie mniej mam prośbę… dajmy mu już spocząć w spokoju.

15. (372) Master And Servant – kolejny z nieodżałowanych numerów zaniechanych na tej trasie. Podobno struny głosowe nie dawały rady, podobno I Feel You tak nie działa… Awans, dzięki 25 wykonaniom na Tour Of The Universe z miejsca 17 na 15.

14. (ok. 373) Photographic – W 1986 roku zamilkł na 20 lat, przywrócony do życia i pojechany elvisem na Touring The AngelNam przywrócił nadzieję, którą utraciliśmy po usunięciu Master And Servant, Fly On The Windscreen i Strangelove. Nadzieję, że ten zespół gra koncerty również dla hard-core fans, a nie tylko masówkę.

13. (441) Policy Of Truth – Dali mu odpocząć pół trasy tylko. Tour Of The Universe nie zdążyło się rozgrzać, a Policy już było w ogniu walki. Trochę mu się dostało, za to, że raczył zamienić się z numerem z nowej płyty. Zagrany 100x na ost. trasie, chodziły ploty, że miał być grany wymiennie z In Sympathy. Wyszło inaczej. Dzięki temu jest na 13 miejscu.

12. (456) In Your Room – Jeden z numerów, któremu już dziękujemy. Tyle lat i praktycznie w jednej wersji, aż się łezka w oku kręci za wersją z Devotional Tour. Również dajmy mu spocząć w pokoju.

11. (480) World In My Eyes – Utwór, walec dla mnie. Gdy usłyszałem go podczas koncertu w Mannheim 2009.11.07 trochę się krzywiłem, ale z koncertu na koncert wracała mi wiara w niego. Początek rozwalał mnie za każdym razem jak słyszałem go na żywo. Z perspektywy czasu nie wyobrażam sobie, żeby go nie było w secie. Prędzej może zabraknąć Personal Jesus ;-)))

10. (ok. 506) Just Can’t Get Enough – Zanim policzyłem występy zakładałem, że Just Can’t Get Enough będzie wyżej, tak ze trzy-cztery oczka, jeśli nie pierwszy. Dopiero do mnie dotarło później, że mimo, iż utwór grany był na prawie każdej trasie, to jednak wczesne trasy stanowiły ledwie 50+% lub 30+% współczesnych tras, a tu długość ma znaczenie.

09. (528) I Feel You – Utwór ma właściwości lecznicze, bo nie zdziera strun głosowych w przeciwieństwie do Strangelove, czy Master & Servant. Mocno skrócona wersja z Tour Of The Universe nie naprawiła jednego problemu tego numeru – wall of sound. Zbyt duża kompresja sprawia, że ten numer z trasy na trasę jest co raz mniej selektywny, Za głośno, za często, za długo. Dave go lubi bardzo… niestety.

08. (536) Walking In My Shoes – Byłem zaskoczony faktem, iż numer jest wyżej notowany niż I Feel You. Właściwie grany tak długo i tak często jak I Feel You. Jeden rzut oka na setlisty, drugi rzut oka na historię odwołanych i skróconych koncertów i już wiadomo. Walking In My Shoes to numer grany zawsze w pierwszej połowie setu, I Feel You w drugiej. Jak coś się pipszyło, to zawsze w drugiej połowie lub koncert wypadał całkowicie. Stąd ta niewielka przewaga wypracowana od 1993 roku.

07. (549) Behind The Wheel – Kolejny numer, który miał szczęście odpoczywać ledwie pół trasy i miał nieszczęście zastąpić długo wyczekiwane Strangelove. Obecność na największych tourach depeche MODE w historii daje w finale pozycję nr 7.

06. (610) A Question Of Time – Jeżeli miałbym błagać o zaprzestanie grania jakiegoś numeru, to właśnie jest to ten utwór. Znowu na jednym patencie grany i na Touring The Angel i na Tour Of The Universe. Ktoś powie, że przecież to tylko dwie trasy. To prawda, ale ledwo 2 lata przed Touring The Angel mieliśmy solową trasę Dave’a po świecie, gdzie numer został ograny dokładnie wg tego samego patentu. Proszę, błagam 610 wykonań to na prawdę dużo!

Chwilka na rozluźnienie… się, bo zaczynamy TOP 5, tak oczywiste, a tak zaskakujące.

05. (620) Everything Counts – Chyba nieliczny numer tak ograny na który fani czekaliby, żeby go jeszcze raz usłyszeć. Przypomniany podczas połowy trasy Touring The Angel wcześniej długo leżał w zapomnieniu mimo, że do 1994 roku gościł na każdej trasie. Jedyny numer 2x wydany na singlu. Wydawało się, że nie do ruszenia, a jednak. To daje nadzieję, że inne numery spotka to samo i zrobią miejsce na np. Everything Counts.

04. (620) Enjoy The Silence – Całkowicie zasłużone 4. miejsce. Różnice są tak niewielkie, że wystarczy jeden problem z utworem z miejsca 3 lub 5 i sytuacja staje się dynamiczna. Mimo, że wielu ma już dosyć tego numeru, to jednak trudno wyobrazić sobie koncert bez Enjoy The Silence, choć z drugiej strony Just Can’t Get Enough, czy New Life, też były nie do ruszenia w latach 80. Sam utwór zaczyna być wyzwaniem dla zespołu, co raz trudniej wymyślić coś oryginalnego w warstwie aranżacyjnej. Chyba tylko patent na balladę zostaje.

03. (621) Personal Jesus – Pierwsza pozycja z pudła. Utwór ma ten sam problem, co Enjoy The Silence  Na szczęście Panowie wpadli na prosty patent, który sprawił, że utwór odbiegał od utartego od wielu tras schematu. Teraz czekamy już tylko na wersję akustyczną, niczym ze strony b macierzystego singla. Naprawdę? Eeee chyba jednak nie, wolę wersję z pełną elektroniką.

02. (624) Stripped – To było kolejne zaskoczenie. Stripped tak wysoko? Utwór witany z radością jeszcze na 2 części Touring The Angel, na tej trasie już uznany za oklepańca. W swojej historii pauzował jedynie 1,5 trasy. To robi wrażenie. Co prawda aranż z Tour Of The Universe nie przypadł mi do gustu, ale przecież nie jakość w tym zestawieniu chodzi.

01. (723) Never Let Me Down Again – Kto by pomyślał. A jednak. Stawiano różnie Nr 1 to Just Can’t Get Enough,  Photographic, Personal JesusEnjoy The Silence. Tymczasem nie… padło na Never Let Me Down Again. Numer grany na każdej trasie, jeżeli wypadałby z setu, to tylko dlatego, że Dave’a wieźliby do szpitala, albo głos by tracił. Nie ma siły, żeby nie zabrzmiał na koniec głównej części lub jako wieńczący koncert bis. Sztandarowiec w czasie którego ciary mam za każdym razem gdy nadchodzi finałowe machanie. Miazga!!!!

No dobra to są wyniki, a skąd je wziąłem? Ano z tego miejsca -> www.MODEontheROAD.pl

2012.07.27 AKTUALIZACJA:

Od publikacji w marcu 2010, strona www.MODEontheROAD.pl jest regularnie aktualizowana i rozbudowywana, co sprawia, że ranking ten zmienił się nieznacznie. Oczywiście najbardziej aktualne zestawienie znajduje się pod powyższym linkiem w dziale TOP INDEX. Powyższe zestawienie po aktualizacji przedstawia opracowanie wykonań aktualne na lipiec 2012.

2013.01.19 AKTUALIZACJA:

Powyższy ranking jest już w części nieaktualny. Nowe koncerty i przeszukiwanie historii koncertowej, sprawiło, wiele utworów straciło swoją pozycję, jaką miały w tym zestawieniu. Kolejne takie opracowanie zostanie przygotowane po zakończeniu kolejnej trasy, jaka przetoczy się po świecie w latach 2013/2014.

Relacja z meczu finałowego ;-)

Na prośbę mas pracujących miast i wsi złożyłem całą relację do kupy, ponad to okrasiłem kilkoma filmami swojego autorstwa oraz zdjęciami, trochę wyczyściłem i na pamiątkę dla potomnych prezentuję poniżej.

Halo, halo, Dziękujemy Tomku słyszymy Cię doskonale.

Proszę Państwa, witamy z Areny w Dusseldorfie. Witamy na ostatnim spotkaniu z naszymi ulubieńcami, temperatura w Dusseldorfie ok 10 st, przez cały dzień było słonecznie. Zespół odpoczywał cały dzień i w spokoju przygotowywał się do tego jakże ważnego spotkania, który niczym mecz o mistrzostwo świata jest dziś na czołówkach wszystkich mediów. Przed dzisiejszym spotkaniem przypomnieliśmy sobie całą drogę zespołu do dzisiejszego finału. Pamiętamy problemy z głównym rozgrywającym na początku eliminacji, ale pamiętamy też fantastyczne mecze na naszej, polskiej ziemi w Łodzi, gdzie zrekompensowali nam nasze smutki z nawiązką. Co prawda nie zawsze zachwycali stylem i technicznym doborem akcji. Zbyt często szli na łatwiznę urozmaicając grę jedynie o akustyczne zagrywki, a wiele zagrywek było znanych od lat. To jednak nawet w tym stylu przeszli jak burza eliminacje i wyszli z grupy na 1 miejscu.

Jest ze mną dzisiejszego wieczoru nasz utytułowany zawodnik, wielokrotny mistrz polski i wielokrotny reprezentant Polski. Co dla Ciebie było najważniejszym wydarzeniem w czasie tych wielu miesięcy przeżywania wzlotów i upadków depeche MODE?

– Halo Włodku, słyszę Cię doskonale! Dla mnie najważniejszym wydarzeniem było wprowadzenie w czasie meczu półfinałowego Alana Wilder’a. Wydawałoby się, że już wiecznego rezerwowego, który jak pamiętamy grzał ławę od 1995.
– Halo Jurku, ale przerywamy tę opowieść, żeby Państwu opowiedzieć co dzieje się właśnie w Arenie. Oto Duglas McCarthy zaprosił, w czasie Payroll, Jezz’a Webb’a na scenę i z nim wykonał ten kawałek. Publika szaleje! Co za emocje.
– Halo Włodku. Wróćmy do Alan’a Wilder’a. Wszyscy myśleliśmy, że nie wejdzie na boisko już nigdy. Tym czasem trener wprowadził go nieoczekiwanie tuż przed końcem 2 połowy na boisko. Zadawaliśmy sobie pytanie o kondycje tego zawodnika, a on znowu, jak za dawnych lat nas zachwycił. Ponownie wybuchły pytania prasy o powrót do głównego składu.
– Halo Włodku, mamy pytanie ze studia w Warszawie, czy wiemy coś o tym, jak wielu sympatyków naszego zespołu przybyło z Polski?
– Halo Tomku, widzieliśmy sporą grupę. Wielu dopiero kupuje bilety… Tym czasem oglądamy spotkanie Nitzer Ebb. Mogą się podobać i wzbudzają żywe zainteresowanie zgromadzonej publiczności. Nie ma jeszcze 50 tyś., powoli się schodzą, ale na główny mecz dzisiejszego wieczoru na pewno stadion w Dusseldorfie będzie wypełniony po brzegi. Lokalna prasa obszernie opisuje wczorajsze spotkanie podkreślając słabą końcówkę depeche MODE. Zobaczymy jak będzie dziś i czy trener przygotował jakieś hajlajty na finałowe spotkanie. Tym czasem pozostańmy tylko z obrazem niech przekaz mówi sam za siebie. Powrócimy do Was podczas kolejnego łączenia. Oddajemy głos do studia w Warszawie. Halo Tomku!

***

I przenosimy się na stadion w Dusseldorfie, gdzie spotkanie dla nas komentuje Włodzimierz Szaranowicz. Halo Włodku!

– Halo Tomku, witamy z Esprit Arena w Dusseldorfie. Przypominam, że jest tego wieczoru z nami Halo Jurek nasz utytułowany zawodnik, który tego wieczoru pomoże mi komentować to spotkanie.
– Halo Włodku, tak ja witam Państwa również bardzo serdecznie. Stadion zapełnia się już po brzegi. Fani dobrej zabawy i naszego zespołu stawili się w komplecie. 50 tyś. fanów z pewnością doda otuchy naszym zawodnikom.
– Halo Jurku, tymczasem arbiter techniczny zapali świetlną kulę, sygnalizującą ostatnie minuty prze rozpoczęciem tego arcy ważnego spotkania. Kręcące się w koło DM było znakiem rozpoznawczym depeche MODE przez ostatnie dwa lata. Emocje rosną i udzielają się wszystkim tu zgromadzonym.
– Halo Włodku, tak masz racje to iście emocjonująca chwila, którą potem przez lata będziemy wspominać i opowiadać bliskim. Oto nasz zespół w finale, po tylu latach. Już nie mecz na Wembley, ale tu finał w Dusseldorfie będzie przypominany potomnym.
– Halo Jurku nie wiem czy zauważyłeś ale obsługa techniczna bawi się nagłośnieniem podnosząc, to ściszając muzykę na co publika żywiołowo reaguje. To zwiastuje chyba liczne punkty zwrotne dzisiejszego wieczoru.
– Halo Włodku coś w tym jest. Już 5 po 21.00, a światła nie gasną. Trener pewnie przekazuje ostatnie uwagi zawodnikom. Może podamy skład?
– Halo Jurku, oczywiście: W bramce austriacki wulkan Christiaaaaaan Eigneeeeeer, w obronie ’The Ooooone and only Mr Andyyyyyy „Fletch” Fleeeeeetcher, w lewej pomocy Peteeeeeer Gordenooooooo. Prawa pomoc to skrzydłowy Maaaaaartin Leeeeeee Goooooore i nasz czołowy napastnik Daaaaaaaveeeeeee Gaaaaahhhhaaaaaannnnn. Ooooo trybuny podrywają się do lotu niczym meksykańska fala….. aaa nie to tylko kolejny sprzedawca precli przeszedł między zgromadzonymi sympatykami naszego zespołu.
– Halo Jurku, zespół wyszedł skupiony bez słowa zajęli swoje pozycje, jako ostatni wyszedł Dave. Za nami kilka zagrań i już dwie akcje naszego zespołu. Zobaczyliśmy długo rozwijające się pierwsze wejście w pole przeciwnika – In Chains [102].

Potem jakby odpowiedź na nieudane zagranie drużyny przeciwnej zespół wykonał zagranie, mówiąc im – Wrong [104]. Teraz próbują załatać dziurę po niebezpiecznej akcji przeciwnika – Hole To Feed [102]. Tymczasem gdzieś w powietrzu już unosi się kruk, a my stawiamy się w butach trenera i zastanawiamy się co też dziś nasz zespół pokarze.

– Halo Włodku, piękna parada bramkarza zakończyła Walking In My Shoes [104]. Jak dla mnie mistrzostwo. Tylko on potrafi tak wywijać pałeczkami. Niczym mistrz sushi… Ze tak zażartuję.

– Halo Jurku, oj żarty się Ciebie trzymają.
– Halo Włodku trzymają, a tym czasem groźna sytuacja pod naszą bramką, że tak powiem It’s No Good [102].
– Halo Jurku, rozpędza się nasza drużyna. Cały czas napiera, przeciwnik już mocno spocony, tym czasem ktoś z drużyny przeciwnej niebezpiecznie zagrał piłką i nasz napastnik złapał się za krocze, ale to tylko przejściowe problemy. A Question Of Time [102], jak śpiewa pewien zespół.
– Halo Włodku, uspokojenie nastąpiło w tej części meczu, spoglądam teraz na naszego obrońcę Andy Fletcher’a, który jak zwykle ma mało pracy i nawet dziś jeszcze nie dotknął piłki, no chyba, że swoje. Czasem pomacha i potrzyma się za boki. Our Precious [102].
– Halo Włodku, widzimy dalsze wycofywanie się zespołu do defensywy. Trener daje jakieś znaki i pokazuje Martinowi, aby zajął pozycje w defensywie za klawiszami. Świat w jego oczach jest jakiś dziwny mówi, to pewnie ślady upojnej nocy… World In Our Eyes [47] jest za to przepiękny, mamy wspaniały widok na zespół… Szkoda, że Państwo tego nie widzą.
– Halo Włodku i znowu nasz napastnik złapał się za krocze, wychodząc daleko w pole, jakby na wybieg, w czasie World In Our Eyes [47]. Tym razem to coś poważnego, bo musiał zejść ze sceny, ekhm z boiska…. tym czasem Martin z prawej pomocy zajął miejsce wysunięte na przodzie i wykonuje…… One Caresssss [25]…..

– Halo Jurku, tego zagrania się nie spodziewaliśmy… To przeważnie było pod koniec 2 polowy… Teraz Home [88]… Jakby nasi zawodnicy myśleli raczej o powrocie do domu. Spotkanie, może się podobać, publiczność reaguje żywiołowo, a teraz podczas końcówki Home [88] śpiewa doniośle i nie pozwala zespołowi wznowić spotkania.
– Halo Włodku widzę, że przy linii bocznej ustawił się nasz napastnik, jednak kontuzja była chwilowym problemem i już jest na boisku…. jakby wszyscy tu zebrani wiedzieli że on Come Back [35].
– Halo Jurku, a jednak nie, to zagranie nie było czyste. Ono jest Miles Away [67], od Come Back [35].

– Halo Jurku, tym czasem przeciwnik nie jest tak sprawny jak w Łodzi i już teraz w czasie Miles Away [67],  odkrył swoje zamiary i puścił balony… Noooooo dziś rispekt, balonów jak mrówków… nie to co wczoraj. Ale jednak nie ma to jak łódzki festyn…. Eeee festiwal baloniarstwa. Ale nie ma co, jaka wizualizacja, takie rekwizyty publiczności…
– Halo Włodku, nasz napastnik bawi się z publicznością, rozdaje kissy, stosuje zagrania typowe pod publiczkę, Martin mimo, że znowu cofnięty za parapet, stosuje długie zagrania do Dave’a. Niestety one sprawiają ze przeciwnik przejmuje piłkę i wyprowadza atak za atakiem. To idzie uliczką, to w okienko… Zdaje się mówić zespołowi, że jest In Your Room [102]. Robi się gorąco… Zobaczymy jaka będzie cięta riposta naszych ulubieńców…
– Halo Włodku, wspaniała parada naszego pałkera/bramkarza, Martin z Dave’em biją mu pokłony… Jak by mówili We Feeelll Youuuuuu. To on w czasie tego spotkania już nie raz zastawił bramkę przed naporem przeciwnika. A przeciwnik mówi teraz Enjoy The Silence [103], tym czasem nasi wyprowadzają kolejna akcję na głębokie przedpole przeciwnika. Martin długim podaniem posyła piłkę do Dave’a, który ładnym przejęciem odbiera ją na wybiegu..
– Halo Jurku, miało być o zajewistym wykonaniu Never Let Me Down Again [104], ciaaaary, ale realizator tu pokazuje nam, że Andy dostał paczkę priorytetem w postaci dmuchanego baannnnnannnnaaaa!!!!

No i koniec drugiej połowy. Nic się nie stało jeszcze… Nadal 0:0 zobaczymy jak ułoży się dogrywka. Bądźmy dobrej myśli….
– Halo Włodku sorry, że Ci przerywam… Martin wykonuje Somebody [19]… Ach jak jesteśmy zaskoczeni.

– Halo Włodku, Dave przed chwilą zauważył na parapecie banana Andiego… Stwierdził, że w końcu ma dużego… Od teraz jest on z nami niczym 6 zawodnik na boisku… Jeszcze nie Stripped [102], ale już jest kwestią czasu jak będzie. Tymczasem nasza drużyna rozbiera obronę przeciwnika. Ona jest już Stripped [102].  Sensacja wisi w powietrzu…

– Halo Jurku, Gooooooooollllll w fotograficznym skrócie przeciwnik się już nie podniesie.
– Halo Włodku, Dave po iście Photograficznym [2] strzale w okienko… Długo dziękował całemu zespołowi i trenerowi, oraz całemu sztabowi pracującemu na to mistrzostwo.

Masz rację zespól odzyskał jakby świeżość w kroku i zerwał się do ostatniej akcji. Zauważyłeś, że Martin podziękował Dave’wowi na głos do mikrofonu, co Dave skomentował padnięciem na kolana i słowami at last after 30 fuckin’ years coś-tam-coś-tam… Czy jakoś tak… Szał publiki zagłuszył jego słowa. Finalny gwizdek zakończył to jakże ważne dla nas spotkanie. Skromne 1 bramkowe zwycięstwo dało nam nadzieje, że jednak będzie dobrze. Zespól długo żegnał się z publiką i nie schodzi z boiska/sceny… My tym czasem żegnamy się z Wami. Z tej strony Halo Włodku i Halo Jurku… Mówimy dobranoc i oddajemy głos do studia w Warszawie… Halo Tomku!!!

Wygrzebane z mroków historii

Ekscytujemy się ewentualnym powrotem Alan’a do zespołu. Tymczasem dziś obejrzałem (po długim czasie zapomnienia) materiał z „Listening Party” w 1993, gdy Alan był właściwie na początku drogi…

…zakończeniem, której było oświadczenie z czerwca 1995 roku o opuszczeniu zespołu. Co uderza, oglądając ten materiał, to „nieobecność” Dave’a. Jednak z biegiem lat najbardziej porażające i brzmiące złowieszczo brzmi ostatnie pytanie i odpowiedź w tym filmie. Odpowiedź udzielna właśnie przez Alana. Z resztą zobaczcie sami:

A tak było 2010.02.17 w Londynie 17 lat później…

Historyczna noc!!!!

Nikt się nie spodziewał, że ta noc zelektryzuje depechową społeczność na nowo. Miało być spokojnie, aż do ostatniego koncertu w Dusseldorfie. Miało bez szumu, miała być niespodzianka, miał nikt nie wiedzieć, nie zorientować się… no chyba, że śledzi się jednego człowieka…

Wszyscy wiedzą, że webamaster oficjalnej strony depeche MODE, głównie spędza czas na siedzeniu w Burbank i trzymaniu wszystkich z daleka od najnowszych wieści z obozu depeche MODE. Dlatego każda wyprawa, a szczególnie na 2 kontynent to oznacza, że musi coś się dziać. Ostatni raz Barassi był w Europie przy okazji MTV EMA w 2006 (przytaczam z pamięci, wiec mogę się mylić).

To była jedyna wskazówka, że występ, po za charytatywnym wydźwiękiem będzie miał nie jedno, a przynajmniej 3 wydarzenia, które sprawią, że ta noc będzie historyczną.

Najpierw pojawił się kwartet smyczkowy, który towarzyszył depeche MODE podczas One Caress [25], Home [88] i Come Back [35]:

Gareth Jones przez cały koncert postował na swoim blogu zdjęcia z koncertu. Na jednym pojawił się Alan. Oki myślę. kurtuazyjna wizyta starego kolegi, który przyszedł zobaczyć koncert:

tumblr_ky0798ngVr1qzxb3ao1_500

Ale wszystko się wydało, kiedy Martin wyszedł z Alanem na scenę na swoją część bisów. To pozamiatało wszystkich. To był historyczny moment. Jak ktoś zgrabnie napisał na forum Home:

This is not even historic.

It’s much more.
It’s post-historic.
It’s mythical,
it’s legendary,
it’s un-FUCKING-believable!

… AND it has been RECORDED!!!!!!!

Nic dodać nic ująć.

Posłuchajcie jak brzmiało Somebody [19] z Alanem. Devotional Tour wróciło.

Wisienką na torcie było wykonanie Photographic [2], 39 numeru zagranego na tej trasie. Z nową wizualką. Tego się również nikt nie spodziewał.

Na koniec setlista z tego koncertu:

100217_London_RAH

A wracając do początku mojego postu nt webmastera oficjalnej strony depeche MODE, napisał on na liście BONG, że posiada zapis nie tylko występu Alana z Martinem w czasie koncertu, ale również soundcheck. Materiał po obróbce zostanie umieszczony na stronie z podkładem zarejestrowanym na potrzeby LHN. Oto co powiedział:

Oh yeah. I got it…and the soundcheck 😛
This was not an announced thing. It was meant to be a surprise.
The first clue that this was going to be a special night was the fact that I actually got on a plane and flew to London. I don’t just fly places to see a show unless it is going to be special. 🙂
Hope everyone who attended loved witnessing history!
I can’t put any of the show up until I get LHN audio, which might be a while. I will work on permission for the soundcheck soon, though.

Źródło: http://twitpic.com/13ulhs

10.02 było dobrze, 11.02 jeszcze lepiej…

Pierwszej nocy dostaliśmy mały standard zimowej części trasy, drugiej nocy było Devotional Tour 1.5.

Nie będę się rozwodził ile to gardła zdarłem, albo jak się bawił mój sektor, a kto śpiewał, a kto lepiej dmuchał banana. Wystarczy stwierdzić, że tak entuzjastycznych relacji z koncertów na oficjalnym blogu trasy jeszcze nie był. Zespół zagrał jak na starych wyjadaczy przystało, a publika dała z siebie wszystko. Szkoda, że zespół nie podjął wyzwania i nie zagrał drugiej nocy Master And Servant, ale cóż nikt nie jest doskonały.

2010.02.10

Pierwsza noc to był standard, który nie miał prawa nikogo zaskoczyć, a jednak działo się wiele. Paradoksalnie do hajlajtów nie należą wcale wybrane utwory, ale to co działo sie pomiędzy nimi:

Dopraszanie się Fanów o Master And Servant przed i po Dressed In Black [23],

oraz swego rodzaju Interludium koncertowe przed Miles Away:

2010.02.11

Drugiej nocy było jeszcze bardziej miodnie. Jak na razie setlista z drugiej nocy jest jedyną w swoim rodzaju. Na żadnym innym koncercie zespół nie zagrał tylu numerów z Songs Of Faith And Devotion, co 11.02.

Dzięki czemu struktura albumowa koncertu wyglądała tak:

Łódź 11.02.2010

Sounds Of The Universe – 4
Playing The Angel – 1
Ultra – 2
Songs Of Faith And Devotion – 5!
Violator – 4
Music For The Masses – 2
Black Celebartion – 2

A ten utwór dedykuję pewnej osobie, która w tych dniach będzie przechodzić ciężkie chwile. Trzymamy za Ciebie kciuki!!!!

Łódź już za chwilę…

Nigdy nie jechałem na koncerty depeche MODE, które byłby dla mnie tak oczywiste, jak dziś. Przez te lata byłem wielokrotnie na koncertach depeche MODE, po kilka na trasie. Tym razem bardziej czekam na ostatnie dwa w Dusseldorfie, niż na Łódź.

Ten wpis mógłby równie dobrze być wpisem podsumowującym całą trasę.

depeche MODE od początku miało pod górę z tą trasą, choroba Dave’a rozwaliła cały misterny plan trasy. Pierwotnie trasa koncertowa miała skończyć się w styczniu tego roku. Mówiło się o drugim koncercie w Polsce na połowę tego miesiąca. Początkowo był plan, że będą to Katowice. Pewnie i tak na końcu skończyło by się w Łodzi, z racji pojemności obiektu. W daleko idącym uproszczeniu Pierwszy koncert koncert w Łodzi jest za Warszawę, a drugi za Katowice ;-).

Niestety słaba wydolność zdrowotna determinowała również dobór utworów do setlisty, a raczej usuwanie z tejże wielu cennych numerów. Niestety tak się złożyło, że usuwane utwory świadczyły od inności tej trasy w porównaniu do poprzednich tras. Tak, jak w 2005/2006 pamiętamy za Just Can’t Get Eenough, Everything Counts, Photographic i (pewien paradx, za Nothing’s Impossible) i że były grane. Tak, ta trasa zapamiętana zostanie, za perełki typu Fly On The Windscreen [65], Strangelove [30] i Master & Servant [25], których już nie ma, nie doczekawszy nawet połowy ze 102 koncertów jakie do końca lutego zespół wykona.

090610_Berlin_19

Zapamiętamy też tę trasę, za kilka perełek w wykonaniu Martin’a, które jednak nie ratują usunięcia powyższych. Do tego wszystkiego aranżacje znane od lat sprawiają, że właściwie po 3 koncertach, jakie w Niemczech miałem okazję obejrzeć na wiosnę resztę energii poświęciłem na inne sprawy niż ekscytowanie się koncertami.

Oczywiście idąc na koncert, będę się bawił jak szalony, a gardło po tych dwóch nocach będzie dalekie od ideału, a po ostatnim koncercie będę się cieszył, że za 2 tygodnie czekają mnie jeszcze 2 noce w Dusseldorfie, nie mniej pamięć o tym, co niedobrego wydarzyło się podczas tej trasy pozostanie. Nie mniej życzę wszystkim miłej zabawy, bo widowisko jest smakowite.

Dla tych co nie wybierają się jednak na depeche MODE do Łodzi mogę zdradzić setlisty obu nocy:

I noc
Insight / Miles Away / Dressed In Black

II noc
Freelove / Come Back / One Caress

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? #2

Spodziewałem się dymu, ale kto sieje wiatr zbiera burzę ;-). Problem polega tylko na tym, że argumenty, które dostałem, w różny sposób, przeciw moim tezom nie odnoszą się, do tego, co napisałem, w sposób bezpośredni. Jedynie pośrednio dotyczą trasy. Podstawowy błąd polegał na tym, że przeciw temu wpisowi użyte zostały argumenty nie statystyczne, ilościowe, suche fakty, tylko argumenty emocjonalne jak: oklepanie setlisty, wywalanie utworów po 1-2 koncertach, brak zmian u Dave’a, co z tego, że są zmiany, jak to nie są zmiany Dave’a, tylko Martin’a. To nie są pełne elektroniczne wersje, tylko jakieś akustyki, bla, bla, bla…

Błąd tego typu argumentów polega na tym, że nie są to argumenty obiektywne, tylko subiektywne i zależą bardzo od preferencji tego, kto je pisał/mówił, a co za tym idzie nie muszą być podzielane przez wszystkich, nawet tych, którzy się nie zgadzają z tym, co napisałem w poprzednim poście. Ze statystycznego punktu widzenia nie ma znaczenia, kto śpiewa, nie ma też znaczenia ile dany utwór gościł w setliście, na ilu trasach i czy jest oklepany czy nie (planuję również tematowi „oklepaności” setlisty poświęcić osobny tekst). Z resztą pojęcie „oklepaności” setu jest najbardziej subiektywnym i nieostrym pojęciem. Każdy uznaje zupełnie inne utwory za oklepane i często prywatne rankingi są wzajemnie się wykluczające. Po prostu w tego typu analizach, jak w moim poprzednim wpisie – Sztuka jest sztuka. Przy tego typu analizie, jaką zrobiłem nie ma to żadnego znaczenia. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu moment występu Martina na koncercie, to najlepszy moment na fajka, nie mniej próbując opisać obiektywnie trasę nie można tego pomijać. depeche MODE, to całość, jeden byt i ten zespół ma dwóch wokalistów. Tak, jak ma dwóch kompozytorów i tekściarzy. (już widzę ten grymas skrzywienia na twarzach czytających).

090610_Berlin_18

Po za tym trzeba mieć dużo złej woli, żeby nie zauważyć, że zjawiska, jakie miały miejsce na tej trasie, zdarzały się również na wcześniejszych trasach. Np Here Is The House vs In Sympathy, I Feel Loved vs. Peace, czy Fragile Tension vs. Something To Do (1993).

Poprzedni tekst był próbą uzasadnienia stwierdzenia: „Skoro jest tak dobrze… Od tego momentu postaram się odpowiedzieć na druga część: „…to czemu jest tak źle.”

Uważam, po prostu, że problem leży gdzie indziej, niż to czy grają tę samą setlistę, czy też grają co noc  kompletnie nowy zestaw utworów. Najpierw jednak cytat:

Nie wydaje mi się, żeby mieli zamiar użyć jakichkolwiek starych podkładów. […] Z tego, co mi wiadomo, chcą wykonywać pierwotne wersje starych singli – myślcie o tym, co chcecie.” (Stripped, Jonathan Miller, str. 418)

Kto to powiedział? Jeżeli przeszło Wam przez myśl, że był to Alan, to macie 100% racji.

depechemode

Słowa te padły w 1998 roku, przeszło 12 lat temu i nie straciły nic na świeżości. Uważam, że w tych słowach jest ukryty klucz do tego, aby pojąć, czemu widać taką różnicę w depeche MODE przed i po odejściu Alan’a. Czemu tak często pojawiają się argumenty o ciągłym graniu jednego setu od 1998 roku, mimo, że spoglądając na setlisty przed 1986 rokiem można również takie odnieść wrażenie.

OK, to skoro napisałem, że problemem zespołu nie jest granie tego samego setu w koło od x czasu, że przełamują dawne schematy i z trasy na trasę grają co raz więcej, że setlista przez całą trasę non stop ewoluuje, to w takim razie gdzie jest problem? Już odpowiadam.

Jeżeli spojrzy się na setlisty z lat 80. wyraźnie widać, że i wówczas depeche MODE grało z lubością trasę w trasę pewne utwory, wystarczy wymienić:

  • Photographic / Just Can’t Get Enough – od początku historii zespołu do 1986/1988;
  • Master & Servant – cztery trasy z rzędu;
  • People Are People – trzy trasy z rzędu;
  • o Everything Counts nie wspomnę

Podobnych przykładów można by wymienić jeszcze kilka. Oczywiście kiedyś nie było Internetu i uczestnicy koncertów nie znali setów z koncertu na koncert. Zespół mógł sobie pozwolić na  granie jednej setlisty co noc i nadal sprawiał zaskoczenie i radość fanów. A teraz, gdy mieszają w najlepsze nostalgia za dawnymi czasami jest co raz większa. Głosy, że w tamtych czasach sety mógł być identyczny przez całą trasę, jakoś słabo się przebijają. Kluczem od odpowiedzi jest słowo

A R A N Ż A C J A

Co z tego, że mamy rekordy w ilości zagranych utworów na trasie, skoro od 1993 roku słyszymy te same wersje utworów. Kiedyś jak się chciało posłuchać koncertowego New Life, to trzeba było dodać jeszcze, z jakiej trasy. Podobnie było z każdym innym utworem granym na trasie do 1994 roku. Zespół co trasę brzmiał inaczej zachowując nadal swój charakter. A co trasę jakość aranżacji, warsztatu rosła. A wszystko to grając wielokrotnie te same utwory noc w noc. Dzięki temu można było na nowo odkrywać te same kawałki. Zaczęło się to zmieniać w momencie, kiedy remixy utworów wydawanych na singlach przestały być w gestii członków zespołów, lub osób blisko związanych z depeche MODE np. Daniel Miller. Remixy były biblioteką niewykorzystanych pomysłów, które nie były na tyle dobre lub nie pasowały do koncepcji utworu, czy albumu ale były jednocześnie ciekawym spojrzeniem na ten sam utwór. Ostatnim przykładem wykorzystania remixu z singla do aranżacji utworu na koncert, a więc pokazania nowego oblicza jakiejś piosenki było wykorzystanie remixu Home autorstwa AIR. Jeżeli przyjrzymy się temu co się dzieje z Never Let Me Down Again, Enjoy The Silence, Walking In My Shoes, In Your Room, to właściwie trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wciąż jesteśmy na tej samej trasie koncertowej z przerwami na nagrywanie nowych utworów. Ciężko też zrozumieć czemu tak mało gra się utworów z płyt po 1997. W 1998 roku można było jeszcze zrozumieć zastosowanie wersji singlowych na trasie, skoro była to trasa promująca składankę z cyklu ‘the best’, jednak kopiowanie i eksploatowanie tych samych patentów przepuszczanych jedynie przez inne efekty – vide solo Gore/Eigner do Enjoy The Silence – sprawia, że co raz trudniej znaleźć zrozumienie w graniu setlisty tak samo brzmiących największych hiciorów z dyskografii zespołu. Ta trasa przyniosła pewną nadzieję w postaci zmienionej wersji Personal Jesus. Choć jednak w przypadku Stripped, ale też i Personal Jesus cały patent polega na uproszczeniu, pozbawianiu utworu kolejnych warstw bogactwa tych kawałków, a nie na przebudowie, nowym spojrzeniu na klasyki, innemu obudowywaniu, wzbogacaniu utworów o nowe warstwy brzmieniowe, co było właśnie domeną Alana.

Alan Wilder live. USA 1986
Alan Wilder live. USA 1986

Aranżacje autorstwa Alana sprawiały, że geniusz kompozytorski Martina można było na nowo odkrywać i zachwycać się co trasę tym samym utworem. Po odejściu Slicka trasy koncertowe z wyjątkiem scenografii i aktualnie promowanych utworów zlewają się w jedną masę, a utwory, które wyróżniały te trasy na tle innych jak np. Clean w 2001, Master & Servant, Strangelove w 2009/2010 są wycinane z zacięciem godnym lepszej sprawy.

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? #1

Mówi się, że jest kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Mówi się też, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W czasie tej trasy zaliczyliśmy z depeche MODE wzloty od zachwytu przez załamki, po znowu wzloty, ale czy koniec trasy to będzie lądowanie z telemarkiem czas pokaże. Dziś depeche MODE zaczyna ostatnią część trasy promującej Sounds Of The Universe.

A łaska fanów na pstrym koniu jeździ można dodać jeszcze. Ale do rzeczy…

Przez lata było tak: depeche MODE jechało w trasę koncertową planowało set i tłukło go przez całą trasę, co najwyżej wywalając jakiś utwór (np. Here Is The House w 1986), a jeżeli już coś dodawali, to z musiku i po najmniejszej linii oporu (Somebody w 1986), albo dlatego, że rozpoczynali promocję singla (np Shake The Disease w 1985), ale tak na prawdę potem już nic nie robili tylko jechali z niezmiennym setem do końca trasy. Często nawet i tego nie robili i grając dwie, a nawet trzy noce z rzędu na tapecie był ten sam set co noc (Londyn, Hamburg 1983, Berlin, Kolonia, Chicago, Nowy Jork 1998) długo by wymieniać.

depeche MODE // Irvine Meadows 1986
depeche MODE // Irvine Meadows 1986

W każdym razie opowieści członków zespołu o tym, że mają kilka taśm oznaczonych kolorami, na różne występy i dostosowują w występy do potrzeb chwili można było między bajki włożyć. Bo, ani nie czuli takich potrzeb (jak widać z historii), a jeżeli już to były to akcje typu It Doesn’t Matter do podkładu z Somebody – Tokyo 1985.04.12, czy niby akustyczne Somebody w Kopenhadze 1986.08.16.

Przez lata największym zarzutem był fakt, że nic nie zmieniają, grają w koło to samo. Potrafią setlistę jedną grać przez całą trasę. Do tego ewolucja samych utworów była nieznaczna. Zbierając bootlegi np. z trasy Construction Tour, jeżeli nie było się zainteresowanym wpadkami ze sprzętem, to właściwie wystarczyły tylko 2 booty jeden z 1983 i drugi z wiosny 1984 + występ przed Eltonem Johnem i gitara. Podobnie miała się sytuacja z trasą z 1986, czy nawet 1990. Pewne zamieszanie wprowadziła tu trasa z lat 1987/1988, ale i tu mając bootleg np z Monachium 1987.10.25, Londyn 1988.01.12, coś z Azji 1988 i 101 mieliśmy temat załatwiony. Najlepiej obrazuje to poniższe zestawienie, gdzie zestawiłem długość setu vs liczba wszystkich utworów granych na trasie.

Długość setlisty vs. Liczba utworów granych w totalu:

  • Speak & Spell Tour: 15/16
  • See You Tour: 17/17
  • A Broken Frame Tour: 18/20
  • Construction Tour: 17/18
  • Some Great Reward Tour: 19/21
  • Black Celebration Tour: 20/22
  • Music For The Masses Tour: 19/23
  • World Violation Tour: 20/24
  • Devotional Tour: 19/24
  • Exotic / US Summer Tour: 17-18/23
  • The Singles 86>98 Tour: 20/22
  • Exciter Tour: 21/29
  • Touring The Angel: 20-22/33
  • Tour Of The Universe: 20-22/38

W niektórych miejscach musiałem uśrednić, bo set był zmienny jeżeli chodzi o długość. Pierwsza liczba/liczby to długość setu, liczba po ukośniku to liczba wszystkich utworów zagranych na trasie.

Również pod względem długości obecna trasa jest jedną z dłuższych:

  • Music For The Masses Tour: 101
  • World Violation Tour: 88
  • Devotional Tour: 96
  • Touring The Angel: 124
  • Tour Of The Universe: 102 (jeżeli wszystko co zaplanowali zagrają, a pamiętać należy, że zagraliby więcej, gdyby nie choroba Dave’a)

depeche MODE zaczynają się zmieniać dopiero w latach 90., ale trudno zaprzeczać faktom, że dopiero ostatnie dwie trasy pod tym względem są rekordowe.

Clean, Warszawa 2001.09.02
Clean, Warszawa 2001.09.02

Podstawowy zarzut w rozmowach z niefanami o tym, że nie warto iść na dwa koncerty upada. Na poprzedniej jak i na tej trasie było bardzo wiele momentów, że ciężko było przewidzieć co zespół zagra z nocy na noc. Nie dość, że setlista miała różną długość, to utwory wskakiwały na jeden, dwa, kilka koncertów, to jeszcze zmieniały miejsce w secie co koncert. Dodatkowo zespół co raz częściej na Touring The Angel i Tour Of The Universe improwizował (jak na zespół elektroniczny).

Jest to też pierwsza trasa w historii zespołu gdzie na bis nie jest grany singiel z poprzedniej płyty, a do tej pory tak było, łącznie z Touring The Angel.

W liczbach wygląda to wszystko imponująco i już w tej chwili jest to trasa rekordowa.

Mucha na szybie samochodu…

Siedziałem cicho, właściwie pisałem inny tekst na tego bloga, i przeciwny treściowo do tego, ale nie, nie dałem rady. Myślałem, że koncert w Turynie był tylko wypadkiem przy pracy. Tym czasem nie! Jednak wywalili Fly On The Windscreen [65] na dobre. Żenada!

To, że ta trasa jest bardzo ambiwalentna emocjonalnie, właściwie przyzwyczailiśmy się już. Raz zaskoczą nas dodając One Caress [25], a raz nie zagrają Waiting For The Night [44]. (teraz już tego wcale nie grają).

Wielka napinka, bo mają przeorać set po 3 koncertach w Europie, tym czasem z dużej chmury mały deszcz.

Napisałem w tekście Hardcory vs Pikniki, że koncerty są w większości dla tych drugich, bo to oni robią masę, fani są jak rodzynki w cieście i dla nich zespół przeważnie odkurza 2-3 numery, dla których warto zapamiętać konkretną trasę, jako wyjątkową. Na tej trasie takimi utworami były Fly On The Windscreen [65], Strangelove [30] i Master & Servant [25]. Każdy z tych numerów był rodzajem sensacji, że wrócił do setu koncertowego. Nie oszukujmy się, że dla fanów zżytych na co dzień z tym zespołem sensacją na pewno nie będzie zagranie Enjoy The Silence, Personal Jesus, Never Let Me Down Again, czy Home. To są znane, lubiane numery i również najbardziej ograne utwory w dyskografii zespołu, a co za tym idzie, tylko człowiek mający kontakt z zespołem co 4 lata od koncertu do koncertu będzie się zachwycał tymi numerami jakby widział je pierwszy raz. Na koncercie każdy zapomina, że widzi po raz n-ty ETS, ale to dla czego na tej trasie warto było stać w kolejce od godziny 11.00 przed stadionem, to właśnie Fly On The Windscreen [65], Strangelove [30] i Master & Servant [25]. Po wywaleniu z setu Strangelove [30] i Master & Servant [25], pocieszaliśmy się, że jeszcze jest przynajmniej Fly On The Windscreen [65]. Od koncertu w Turynie takiej nadziei już nie ma. Zespół wywalił ostatni kawałek na myśl którego miałem ciary, gdy bass rozwalał mi bebechy. W tej chwili emocji już nie ma…

Fly On The Windscreen 2009.09.13 Monachium
Fly On The Windscreen 2009.09.13 Monachium

W tej konfiguracji set koncertowy przypomina bardziej stary, dobrze znany film, od lat wyświetlany w czasie świąt maści wszelakiej. Zawsze obejrzysz go z przyjemnością, nawet uśmiechniesz się na stary, widziany wiele razy gag, ale akcja Cię nie zaskoczy już wcale. Tak samo jest z tym zespołem na tej trasie. Po wywaleniu Fly On The Windscreen [65] set koncertowy przypomina już bez żadnego upiększania set grany od 1998 roku. Załamka!!!

No cóż DVD nagrane można przestać się starać i napinać. Ważne żeby parędziesiąt tysięcy pikników było happy i teoria inż. Mamonia się sprawdziła z porażającą dokładnością. Reszta nie jest ważna.

 

Hardcory vs Pikniki

Czasami obracając się tylko we własnym sosie i słuchając własnych narzekań i kilku znajomych dookoła, przyjmujemy coś za fakt i wykładnie oficjalnego stanowiska, oraz tego, że inni też tak myślą lub powinni myśleć. Siedząc tylko na jednym forum (dwóch?) uważamy, że fani nic nie robią tylko jęczą nt setlisty, albo wersji utworu. Niektórzy zlewają to w jedną masę. Jednak przyglądając się głębiej wychodzi, że…

…różne osoby narzekają na różne sprawy w tym samym temacie i gdyby je zebrać, to okazałoby się, że te żądania często się wykluczają. Są osoby które na forach mają swoje koniki i jadą nimi stale. Gdyby tak zobaczyć które osoby czego sobie nie wyobrażają na koncercie, albo bez czego nie można zagrać koncertu, to nikt nigdy nie sklecił by setu, bo zawsze jęk będzie.

Po za tym, jest to przeważnie jęk mniejszości oddanych fanów vs. liczba jaka przychodzi na koncerty. Z kręgu moich znajomych niesiedzących głęboko w temacie depeche MODE, na koncerty w Łodzi wybiera się większa ekipa (niektórym nawet załatwiam bilety jeszcze na koncerty) i czasem pytają się mnie jak tam, koncerty, jak tam setlista. Dla nich to ja jestem maruda, bo albo uważam, że grają za dużo, albo tego nie grają, albo że tylko 4 numery z nowej płyty. Na wszystkie moje stwierdzenia słyszę, „to zajebiście!!!”.

W odpowiedzi słyszę:

  • Fajnie, że grają tak mało z nowej płyty, bo ja nowej płyty nie znam, idę dla starych numerów.
  • Fajnie, że grają to samo, co na „Mediolanie” (znam tylko to dvd z poprzedniej trasy), bo te numery znam, a poprzednia płyta była dobra. A jak inż. Mamoń zauważył: Człowiek bawi się najlepiej przy tym co już zna.
  • Fajnie, że nie grają jakiś dziwnych numerów ze starych płyt, jak ten Fly on coś tam… bo ja tego nie znam. Musze sobie to zobaczyć na YT, itd itd.

Tym czasem na forach depeche MODE narzeka garstka fanów o sprzecznych oczekiwaniach i wyłania się obraz jaki wyłania. Kiedyś depechemode.com zrobiono ankietę, było to gdzieś w miarę zbliżania się wydania Playing The Angel. Ankieta ta nie zostawiła wiele złudzeń. Wygrała opcja 86-98, a na drugiej pozycji rarytasy mało grane. Jak dodamy do tego jeszcze numery z nowej płyty, to mamy gotowy przepis na setlistę. Tak robi U2, A-ha i nawet Metallica.

Proponuję wszystkim hardcorom przejść się na fora inne niż depeche MODE, gdzie topic o naszych ulubieńcach jest przeważnie w dziale Inne / Inna muzyka / Inne hobby ciekawe, czy ktoś tam po koncercie (bo kto z nich pójdzie na dwa koncerty), będzie jojczył na to, że depeche MODE zagrało po raz kolejny swój wielki hit Enjoy The Silence, Personal Jesus, czy nawet Never Let Me Down Again. Nie sądzę.

Ciekawą kwestią i pewnym zaskoczeniem jest podejście niefanów do przedostatnich płyt wydanych tuż przed wydaniem nowej płyty. Otóż wielu niefanów kupuje płyty aktualnie promowane dopiero po koncercie, jaki widzieli. Przeważnie nie znają najnowszych utworów idąc na koncert. Stąd taka słaba znajmość i słaba reakcja na te numery w momencie promowania płyty na trasie. Zmienia się to, gdy ostatnia płyta staje się przedostatnią i w momencie kiedy wychodzi kolejna płyta niefani przeważnie oczekują, że na koncercie usłyszą właśnie utwory z płyty, którą kupili po koncercie na poprzedniej trasie. W przypadku Tour Of The Universe, jako minus tej trasy słyszałem od niefanów właśnie brak utworów z Playing The Angel.

A ponieważ ta płyta się podobała, więc oczekiwali, że coś więcej niż tylko Precious [102] usłyszą na koncercie. Generalnie małość numerów z ery post Alanowskiej dziwił moich rozmówców. Tzn nie tak to nazwano, ale, że nie ma tego fajnego numeru z tej płyty z tym kaktusem, co kiedyś w wakacje sobie na składance kupiłem/łam (chodziło o Freelove w wersji singlowej i również I Feel Loved).

A jak było z U2 w Chorzowie w tym roku? Komentarze po koncercie na innych forach, niż U2 w wielu momentach były jasne. Koncert zaczął się po tym jak przestali grać numery z nowej płyty. Pierwsze 4 numery były na przeczekanie, a większość tłumu czekała na obrzydzone do granic One, Where The Streets Have No Name i parę innych. Nikt nie czekał na Magnificent, czy Moment Of Surrender. Większość przybyszy na koncerty dowiaduje się, że zespół przyjeżdża do Polski, więc idą na koncert, a potem idą  ew. kupić płytę, osłuchają jej się przez parę lat i potem oczekują, że na następnej trasie usłyszą numery z poprzedniej płyty, tym czasem muszą się męczyć przez połowę koncertu przy kawałkach, które wielu po raz pierwszy usłyszy. To dotyczy przeważnie i numerów z nowej płyty i numerów niesinglowych.

090613_Munich_18

Tu rzeczywiście depeche MODE dziwną politykę prowadzi. Osobiście uważałem, że materiał z poprzedniej płyty powinien być 2-3 pod względem liczebności w secie. Oczywiście już widzę te jęki, że nie szanują starych fanów i tylko kłaniają się gówniarzerii.

Może to już powtarzałem do znudzenia, w każdym interesie biznes robi się nie dla i na grupie oddanych fanów, tylko dla tzw. „ciemnej masy”. Bo to masa utrzymuje przy życiu biznes, po to, aby potem mieć fanaberię i wydawać coś dla tych hardcorów, jak 7/12 calowe vinyle, jak boksy itp.

Spójrzmy prawdzie w oczy, hardcory stoją pierwsi pod sceną, ale koncert jest dla masy pikników, żeby dobrze się poczuli przy tym, co już znają. Żeby masa usłyszała (często po raz pierwszy) numery z nowej płyty i pobiegła do sklepów PO koncercie po nową płytę, albo zażyczyli ją sobie pod choinkę, by móc postawić obok składanki dostanej podczas poprzednich świąt. Dla oddanych fanów zostają 2-4 numerów gdzieś w okolicach bisów, które są puszczeniem oka do starych fanów Pamiętamy o Was.

090613_Frankfurt_19

A teraz drodzy, oddani fani popatrzcie na swoje bilety (często dwa, na obie noce do Łodzi) i pomyślcie, że kupiliście bilety na koncert dla 2-4 numerów. Jeżeli zespół zlewa tę grupę fanów wywalając takie hiciory, numery jak Strangelove [30] i Master & Servant [25], i nie proponuje nic w zamian, to jest to skandal i godny powód do jechania po nich, w innym przypadku ciężko mi jest dyskutować z takimi jękami.

Black Celebration Tour 1.5?

Dzisiejszej nocy doszło do przedziwnej sytuacji. Oto po raz pierwszy w historii zespół zagrał więcej numerów z innej płyty niż obecnie promowana na jednym koncercie.

Dodanie do setu Dressed in Black (4 raz w historii zagrany na żywo) i na bis A Question Of Lust. Sprawiło, że na jednym koncercie mieliśmy 5 numerów z Black Celebration i (tylko) 4 z Sounds Of The Universe. Zaiste przedziwna to sytuacja.


Hannover 2009.11.03

Sounds Of The Universe – 4
Playing The Angel – 1
Ultra – 2
Songs Of Faith And Devotion – 3
Violator – 3
Music For The Masses – 2
Black Celebration – 5!

Ciekawe czym nas jeszcze zaskoczą?

Plotki mówią, że to był jeden z ostatnich koncertów w takim zestawieniu, a najprawdopodobniej od Stuttgartu usłyszmy kolejne zmiany. Jeżeli tak będzie, to mamy powtórkę z 2 nogi, gdzie m/w po tylu koncertach dokonali przetasowań w secie. Oby tylko nie wpadli na pomysł dalszego skracania zestawu.

Przedziwna ta trasa, już w tej chwili wyrasta na największą trasę pod względem ilości zmian i zaskoczeń. Pod każdym względem…

Tylko, że my czekamy na zmiany u Dave’a, bo to one są kwintesencją opinii o depeche MODE, że nie zmieniają, nie Martin. Martin mógłby tylko wywalić Home [88]… ale to jest nie realne, tak, jak nie realne jest wywalenie Enjoy The Silence [103] z setu.

 

Oberhausen za nami i dlaczego nic z tego nie wynika…

Czy ktoś się spodziewał zaskoczenia? Wielu. Czy czekaliśmy na nowości? Jak zawsze. A co dostaliśmy? No właśnie tego nikt nie wie. Tylko jedna zmiana w stosunku do 2 i 3 nogi. Problem z tym setem jest taki, że nie zadowoli on nikogo i tych, którzy byli już wiosną na koncertach depeche MODE i tych, którzy nie byli i te koncerty są dla nich pierwszymi na tej trasie. Zaskoczeni mogą być tylko Ci, którzy nie śledzą tego, co się dzieje w obozie depeche MODE wcale.

Mam na prawdę gorzką satysfakcję z faktu, że miałem rację. Już pisałem na tym blogu i na PFDM, że z ich punktu widzenia zmiana setu już była i do Europy przyjeżdżają z „nowym” setem. Zmiana dokonała się w Ameryce podczas pierwszych koncertów. Ten zespół nadal hołduje zasadzie, że koncert jest dla tych, co przychodzą na TEN konkretny występ, a każdy kto idzie na ich koncert więcej niż raz, robi to na własne ryzyko. Oni mogliby właściwie grać ten sam set noc w noc, jak to robili w l.80. Nie ma tu znaczenia, czy te utwory były grane na poprzedniej trasie, czy nie. Nie ma znaczenia, że ludzie mają Internet i wiedzą wszystko w czasie rzeczywistym. Nie ma znaczenia, że czekamy na to, czego nie chcą już grać. Oni przyjechali z „nowym” setem innym od tego z wiosny/lata w Europie. Dla nich zmiana się dokonała.

Niestety zmiany, jakie zrobili sprawiają, że ten set nie zadowala nikogo. Zarówno tych, dla których jest to n-ty koncert na tej trasie, jak i tych, którzy wybierali się wiosną na Warszawę i nie widzieli depeche MODE wiosną, a teraz tylko jadą do Łodzi. Dla jednych jest zawód, że znają już wszystko… no prawie. A Ci drudzy, mając kompletnie wykluczające się oczekiwanie, nie usłyszą już Master & Servant [25] i Strangelove [30]. Utwory, które był, obok Fly On The Windscreen [65], największymi zaskoczeniami tej trasy. Co gorsza właśnie te utwory najprawdopodobniej nie zostaną zarejestrowane podczas koncertów w Barcelonie. Dla mnie jest to jednak rodzaj skandalu, mimo, że będę widział za tydzień depeche MODE po raz 4 i 5 w tym roku, to jednak, którą stronę by nie brać trudno nie mieć uczucia zawodu, że Freelove [4] to nie wszystko.

Pora się z tym pogodzić. Jeżeli znasz „nowy” set zawczasu. Tym gorzej dla Ciebie, to Twoja wina. Trzeba było nie sprawdzać. A po za tym kto normalny jedzie tyle razy na koncert jednego zespołu na jednej trasie?!

4 część trasy już w sobotę i dlaczego nie posłuchasz nagrań z RTU z tej części trasy?

Przed startem 3 części trasy pisałem, że już nie usłyszymy nagrań z południowo-amerykańskich koncertów, oraz dalszych zapisów z Europy. Przyznam się, że miałem zgrzyt po tym jak dodano 4 koncerty w Meksyku do puli, nie pasowały mi też te trzy koncerty z końca trasy, które widnieją w rozpisce. Wydaje mi się, że niepotrzebnie…

No właśnie. Powróciłem do swoich wpisów z przed miesiąca – tego i tego, bo nadal nie daje mi spokoju ta sprawa. Ciężko jest zrozumieć logikę, jaką kieruje się ekipa od Recording The Universe, co takiego dzieje się, że z całej części trasy nagrane zostały tylko 4 koncerty (Ameryka Południowa), a w Europie twardo na rozpisce widać tylko 3 koncerty z jesiennej i zimowej części trasy po Europie. Gdzie tu sens i logika?

Zacznijmy od tego, że we wpisach z przed miesiąca zastanawiałem się, że jeżeli mają nagrywać DVD w Meksyku, to nie będą nagrywać LHNów, ja osobiście obstawiałem Hiszpanię. I to się sprawdziło. Wobec tego, czemu jednak pojawiły się nagrania z Meksyku, skoro Ameryka Południowa miała już być nienagrywana?

Wydaje mi się, że wiem, gdzie ten sens i logika. Otóż, to jest zaległa robota, za nienagrane koncerty z Nowym Jorku, Los Angeles i Santa Barbara. Po prostu ekipa wykonała swoją, zaległą robotę. No tak, ale przecież były też odwołane koncerty w San Francisco i w San Diego, o po odwoływanej Europie nie wspomnę. Przypuszczalnie, jeżeli koncert nie został zarejestrowany z przyczyn osób trzecich (np. brak zgody ze strony Madison Square Garden, to ekipa Recording The Universe miała go, jako zaległy, natomiast, jeżeli koncert odwołany został z „winy” zespołu, to taki koncert przepadał. Stąd te 4 ekstra koncerty w Meksyku.

Podobnie jest z Europą. Zespół nie będzie zlecał nagrań w ramach Recording The Universe z racji np. zmiany setu i szykowanego nagrania koncertu na DVD, a te 3 koncerty z końca trasy, to musik ze strony LHN z wiosny. I to wszystko. Oznacza to, że nie usłyszymy koncertowych nagrań z Atlas Arena w ramach Recording The Universe.

Napisałem do Państwa ze LHN z pytaniem, czy Europa będzie nagrywana (pewnie tak zrobiło już wielu) i pewnie podobnie jak ja otrzymali taką odpowiedź:

Apologies – all we are currently selling are the items on the website, this is updated as and when extra dates are confirmed to us.

Jak to miło nic nie wiedzieć… no nic przekonamy się już w sobotę.

Nitzer Ebb jako support depeche MODE!!!

Lepszej wiadomości być nie mogło. W końcu support na miarę zespołu! Tak na prawdę to już nie jest trasa depeche MODE, to jest trasa depeche MODE i Nitzer Ebb!

depeche MODE będą supportowani przez Nitzer Ebb od stycznia 2010 do końca trasy, czyli do koncertu w Dusseldorfie 2010.02.27. Po wielu latach suportowych pomyłek, po raz pierwszy od 1990 roku Nitzer Ebb zagra z depeche MODE na jednej scenie.

W czerwcu byłem na zlocie depeche MODE i koncercie Nitzer Ebb w Berlinie, który poprzedzał koncert depeche MODE dnia następnego. Było ogniście i miodnie, już wtedy wzdychałem, że pięknie byłoby ich zobaczyć znowu na scenie u boku depeche MODE. Marzenia się spełniły.

Oznacza to również, że panów z Nitzer Ebb zobaczymy również na żywo w Łodzi w Arenie. I to jest doskonała wiadomość również.

Od czasów Fad Gadget i s.p. Franka Tovey’a depeche MODE nie miało supportu takiej klasy. Szkoda, że tak późno, szkoda, że do tego czasu trzeba było przezywać wypadki jak Polarszajs 18 itp. Do tej pory wybierałem się na 5 koncertów depeche MODE, teraz wybieram się na 5 koncertów Nitzer Ebb i depeche MODE.

Ta zima będzie gruba!

Fragmenty preshotów do DVD już na sieci.

Podobno fragmenty materiałów jakości PRO, które zostały nakręcone na początku trasy na potrzeby przygotowań do produkcji DVD, oraz jako mediapaki dla TV można znaleźć już na sieci. Tak twierdzi webmaster depechemode.com.

Do tej pory krążyły plotki, o dvd kręconym w Meksyku, czy też informacje, że jakoby przyszłe dvd ma być zbitką występów z różnych miast kręconych przy pomocy kamer używanych na trasie, a jedynie na jednym, czy dwóch koncertach ma ją być użyte kamery, które do sfilmowania szerokiego planu publiki itp ujęć nie osiągalnych przy użyciu standardowego zestawu koncertowego. Takie informacje docierały z kręgów zbliżonych do strony/forum Home.

Wczoraj Daniel Barassi odsłonił jednak kilka ciekawostek, dotyczących nowego wideo koncertowego depeche MODE:

  1. Żadne materiały, w rozumieniu kręcenia dvd, nie były poczynione do tej pory. Jedyne co zostało nakręcone, to kilka testowych ujęć, które służą do prepodukcji dvd, po to aby lepiej przygotować się do głównej rejestracji wybranych koncertów ->  Barcelona.
  2. Materiały te zostały wykorzystane również jako część pakietów promocyjnych dla mediów informujących o koncertach depeche MODE. Barassi stwierdził również, że materiały te wyciekły już na sieć i można je spokojnie znaleźć na YT.com. Nie sprecyzował, czy był to wyciek surowych materiałów, czy też jako część programów TV.

A mi się urodziło pytanie jeszcze jedno, kto jest reżyserem dvd. Po tym co napisał Daniel zastanawia mnie czy to będzie Corbijn, jak spekuluje się obecnie. A zresztą przeczytajcie sami, pełna wypowiedź poniżej:

I know the guy who is the video director. He said that unless otherwise asked, he has recorded none of the shows. Only bits from one or two shows was recorded for a bit of a sizzle reel that was sent to media (and has found its way onto YouTube, if you look hard enough).

Jak dla mnie cholernie zastanawiający jest ten korowód z nagraniem dvd. Na szczęście koncert w Barcelonie już blisko i wyjaśnienie zagadki też. A poniżej wyszukane preshoty o kórych mówił Barassi:

 

DVD depeche MODE w Barcelonie*

Mogę sobie pogratulować, tak nieśmiało, bo jednak wyszło, w tym przypadku na moje. Dobrze przewidywałem, że nagranie dvd będzie w Hiszpanii, tym razem doczeka się Barcelona na swoje 5 minut.

Oczywiście pytaniem otwartym pozostaje sprawa, co zagrają. Czy usłyszymy przekładkę setu amerykańskiego, czy też usłyszymy coś nowego. Powszechne oczekiwanie jest aby depeche MODE zagrało coś nowego, bo Wszyscy pokazują tu jako analogię zmianę set na wiosnę 2006. Ja też uważałem, że set powinien być zmieniony, ale powinien być zmieniony już przed Ameryką Południową. A jeżeli nie został zmieniony, to uważam, że również tej zmiany nie doczekamy się przed Europą, z racji o wiele krótszego czasu między 3 i 4 nogą.

Uważam, też, że jeżeli depeche MODE ma coś zmienić to wiedzą o tym już od kwietnia, kiedy robione były próby i decydowali jak ułożyć set. Nie chce być złym prorokiem, ale na prawdę może się okazać, że zmiana setu już była i było to w czasie trasy po USA.