Wszystkie wpisy, których autorem jest Martini

Swój pierwszy raz przeżył w Pradze w 1998, a poprawił w Monachium tego samego roku... potem poszło już z górki... Fanziny, Strony, Zloty, koncerty. Gdyby tego nie robił musiałby sobie znaleźć inne hobby, bo w domu by z nim nie wytrzymali. Prywatnie blokers miastowy, ciągle w trasie... 50 koncertów na liczniku.

Jak się nagrywa płytę cz.2. – poradnik dla początkujących.

W poprzedniej części skupiliśmy się na pojęciach 'demo’, 'studio’, 'producent’. Pora więc zabrać się za nagrywanie naszego wymarzonego krążka, który podbije listy przebojów i uczyni nas sławnymi (lub jeszcze bardziej sławnymi) i bogatymi (lub jeszcze bardziej bogatymi).

Podobnie jak poprzedni tekst, ten jest wynikiem współpracy Jariego i mojej.

Sesja Przedprodukcyjna.

Czyli już nie demo, ale jeszcze nie właściwie nagranie. Czasami zespół zanim wejdzie do studia spotyka się na sesji (sesjach) przedprodukcyjnej i pracuje nad materiałem w dosyć specyficzny sposób. W poprzednim odcinku wspomnieliśmy, że zespół po odsłuchaniu dem decyduje o tym, w jakim kierunku mają iść poszczególne utwory. Który ma być balladą, a który parkietowcem, czy spocząć na dnie szuflady lub skończyć jako b-side. Na następne spotkanie zespół zjawia się, aby pracować nad demami, albo każdy z członków zespołu przychodzi ze swoimi wizjami numerów pracując w domowym zaciszu. Tak rodzą się różne wersje tych samych kawałków, o czym pisaliśmy w poprzednim tekście.

Przepracowane dema mają bardzo często nałożone stopy i basy, loopy pożyczone z innych numerów innych artystów. Po co? Ponieważ jakaś sekcja rytmiczna bardzo pasuje do klimatu utworu lub zespołowi zależy nad osiągnięciem podobnego efektu. W 1984 rok zespół był pod silnym wrażeniem lini bassowej z kawałka RelaxFranky Goes To Hollywood. Bardzo chcieli uzyskać tak mięsisty bass w Master & Servant. Czy im się udało? Oceńcie sami. Inny przykład stopa z sesji przedprodukcyjnej w Never Let Me Down Again zajumana z Led Zeppelin ostała się tam już na zawsze. Alan przyznał się do tego dopiero po latach.

Sesje przedprodukcyjne to jest w naszych czasach styl pracy Dave’a. Najpierw komponuje utwór w postaci demo, dokłada tekst, albo na odwrót. Z tak przygotowanym materiałem spotyka się na sesji z A. Phillpotem i Ch. Eignerem i tam powstają wstępnie przetworzone wersje dem. Dopiero z takim materiałem Dave udaje się do studia i prezentuje je Martinowi i Andiemu. To jest właśnie powód dlaczego w książeczkach przy kawałkach Dave’a lista płac jest zawsze dłuższa, niż przy numerach Martina.

Poniżej dwie wersje Comeback. Jedna jest demem powstałym przy współpracy Dave’a i kolegów, druga jest outtake’iem ze studia. Najprawdopodobniej jest to wyciek kawałka między jedną a druga sesją nagraniową, albo wersja przez finalnym mixem.

No ale nic, pora zacząć nagrywać…

Nagrywamy.

W studio muzycznym, jak już zauważyliśmy, stoi taki dziwny mebel z różnymi suwaczkami i tysiącami migających diod, który określiliśmy mianem stołu mikserskiego (zamienna nazwa – konsoleta). I tak jak wszelkiej maści pojazdy typu samochód i samolot potrzebują kogoś kto je obsłuży, tak i do obsługi tego mebla potrzebny jest ktoś kto wie co z nim konkretnie zrobić. Oczywiście można potraktować to urządzenie jako stół pod żurek czy pulpety i gryczaną, ale chyba nie o to nam chodzi. W tym momencie do głosu dochodzi osoba wykonująca piękny zawód realizatora dźwięku. Czasem zdarza się, że realizatorem dźwięku i producentem jest jedna i ta sama osoba. Dużo częściej spotykaną kombinacją jest obecność osobnego dźwiękowca, którego zadaniem jest bycie przedłużeniem producenta od spraw czysto technicznych związanych z rejestracją. Przykład tak działającego teamu: muzyk śpiewa, producent uznaje, że fajnie jakby za wokalem ciągnęło się takie echo (bo tak będzie fajnie i już, a on się przecież zna), realizator nagrywa ten wokal i nakłada na niego stosowne efekty pogłosowe (rewerb, delay itd).

Czasami producent i inżynier dźwięku tak dużo pracują razem, że w końcu powstaje grupa producencka. Np 140dB, która była odpowiedzialna za powstanie Playing The Angel, Sounds Of The Universe i Delta Machine. Ben Hillier nie był sam w procesie produkcji, obok niego członkowie 140dB i jednocześnie pracowali przy płytach dM to Rob Kirwan – jako Mix Engineer, oraz Flood – jako człowiek od Mixu. O pracy tego ostatniego będzie jeszcze wiele w następnej części.

Jeżeli nagrywany utwór jest utworem czysto akustycznym (np. z towarzyszeniem tylko gitary lub fortepianu) to sprawa jest w zasadzie banalna. Pan muzyk siada do instrumentu, włączamy przycisk 'record’, gość gra co ma grać, potem przycisk 'stop’ i po sprawie. Ewentualnie robi się to kilka razy, odsłuchuje i wybiera najlepsze podejście, tzw. take’i i pozostawia do dalszej obróbki już czysto technicznej. Do takiego instrumentalnego podkładu dogrywa się głos wokalisty. Łączy się to w jedną spójną całość w procesie zwanym miksem (o tym potem) i po sprawie. Można przyjąć, że mamy hit. W tym momencie panowie muzycy i wokalista mają już wolne, a do pracy siadają nadal producent, realizator i kilku innych gości, o których jeszcze będzie czas wspomnieć. Nieco bardziej skomplikowana jest czynność polegająca na nagraniu utworu składającego się np. z 30 ścieżek dźwiękowych (każda ścieżka to pojedynczo zarejestrowany instrument grający w dany utworze lub np. głos wokalisty). Jeżeli nasz utwór składa się z partii perkusji, basu, instrumentów smyczkowych, gitar, dźwięków syntezatora, wszelkiej maści ozdobników dźwiękowych, wokali itd. to każdy z tych instrumentów trzeba zarejestrować. I tu musimy zatrzymać się na chwilę, bowiem historia muzyki rozrywkowej doczekała się dwojakiej formy takich nagrań. Jedną z nich jest nagrywanie na tzw 'setkę’ czyli wszyscy muzycy grają cały utwór i tak to rejestrujemy (oczywiście każdy instrument na osobnej ścieżce). Przewagą tego typu nagrania jest w miarę klarowne zachowanie 'ducha zespołowości’ utworu, a także dość szybki proces nagraniowy, bo nawet jeżeli jeden z muzyków coś zagrał nie do końca dobrze, to potem dogrywa się tylko tę właśnie ścieżkę, mając pozostałe już zarejestrowane. Taka forma nagrania była dość popularna w przeszłości i wynikała z dość prozaicznego powodu – oszczędności, ale nie czasu, a taśmy nagraniowej. Rewolucja cyfrowa dała muzykom i realizatorom możliwość niezliczenie wielokrotnego nagrywania i kasowania bez żadnych strat finansowych (no chyba, że bierzemy pod uwagę koszt wynajęcia studio liczony w stawkach za każdą godzinę).

depeche MODE w Hansa Studio, 1986.
depeche MODE w Hansa Studio, 1986.

Druga forma rejestracji utworu to tzw. ‚step recording’ czyli krok po kroku nagrywamy poszczególne rzeczy, sklejamy jedną ścieżkę dźwiękową z często 100 różnych podejść (po angielsku: Take). Abo w jednym fajnie zagrano coś tam, a w innym wyszła facetowi ‚solówka życia’) itd. To dość żmudny proces nagraniowy niemniej jednak dający dużo większą swobodę twórczą i możliwość sięgnięcia absolutu, czyli zrealizowania najbardziej karkołomnych dźwiękowo i aranżacyjnie pomysłów. Taki proces po stronie producenta można sprowadzić do absurdu np montując wokal z pojedynczych sylab lub liter. Tak się dzieje np przy słabych wokalistach, gdzie trzeba bardzo dużo poprawiać w procesie postprodukcji. Pamiętacie historię z Mandaryną? depeche MODE takie ‚wpadki” wcale nie są obce. Np. kawałka Sister Of Night Dave tak na prawdę nigdy nie zaśpiewał… w zasadzie nigdy nie zaśpiewał ani w studio, ani na koncercie. Jeżeli ktoś z Was zachwyca się artyzmem wokalu w tym numerze, to powinien dobre wino posłać do Tima Simenona – Producenta, Q i Garethowi Jonsowi i ponownie Timowi za Mix, oraz całemu stadu inżynierów dźwięku, którzy przewinęli się przez studia nagraniowe przy tej płycie. To Ci panowie sklejali ten numer z dziesiątków podejść wokalnych Dave’a, czasami klejąc do siebie pojedyncze wyrazy. Nie będę daleki od stwierdzenia, że spora część wokali Dave’a powstała właśnie w taki sposób. Szczególnie tych z pierwszej połowy 1996.

A skoro już o śpiewaniu Dave’a, ale tym prawdziwym, to proponuję posłuchać jak można wokalnie podchodzić w różny sposób do tego samego utworu. Kilka prób zaśpiewania tego samego numeru potem służy do wyboru najlepszego z nich, albo jako dawcy do sklejek, czyli tego co się zadziało na Ultra. Poniżej 3 różne wokalne podejścia do Enjoy The Silence.


vocal take 3


vocal take 4

A wracając do samego procesu… W praktyce wygląda to tak, że każda rejestrowana ścieżka to efekt wielu godzin pracy nad ową ścieżką, precyzyjne wycinanie często nawet sekundowych fragmentów, doklejanie ich do siebie, nakładanie kolejnych rejestrowanych fraz itd. Ta forma rejestracji utworu daje dużo miejsca do tzw. eksperymentu. W przypadku nagrań na 'setkę’ tego miejsca na eksperyment jest dużo mniej. Gdyby odnieść te dwie formy nagrań do bohaterów naszej strony czyli depeche MODE – to Somebody i Moonlight Sonata były nagraniami 'na setkę’ (fortepianik, wokal i jakieś efekty dźwiękowe w tle), a np. Walking In My Shoes nagraniem typu 'step’. Jako ciekawostkę możemy podać, że np. fortepian w Walking In My Shoes przeszedł przez 28 różnych efektów dźwiękowych włącznie z puszczeniem go ‚od tyłu’ na samplerze, aby osiągnąć takie brzmienie jakie znacie z płyty. Do tego sam numer został zbudowany na nałożonych na siebie 3 gitarach, które na końcu zabrzmiały jako jeden dźwięk Martinowej gitary.

Steve Lyon w Studio
Steve Lyon w Studio

Ponieważ na etapie dyskusji nad demami określa się, który numer będzie jaki – więc teraz należy nagrać tzw. bazę czyli podkład rytmiczny. Przyjmuje się, że mówimy tu o liniach perkusji i basu, bo to one nadają tempo danemu utworowi i poniekąd narzucają klimat dalszych nagrań, niemniej jednak czasem taką bazą może być jakiś charakterystyczny loop czy sekwencja, która sama w sobie niesie pokład rytmiki i atmosfery utworu. Przykładem takich utworów opartych na charakterystycznym loopie (loop – pętla rytmiczna lub melodyczna, czyli fragment zarejestrowanego materiału dźwiękowego dający się odtworzyć w sposób ciągły (koniec tego fragmentu dźwiękowego jest jednocześnie jego początkiem) są np. It Does Not Matter Two (utwór bazuje na sekwencji złożonej z wokalizy nadającej tempo utworu) czy Black Day (no tu każdy chyba już słyszy co jest ową bazą rytmiczną). Powiedzmy, że ten etap mamy za sobą, pora dodać kolejne instrumenty mające być obecne w tym utworze: nagrywamy więc ścieżki gitarowe, syntezatorowe, instrumenty smyczkowe itd). Mówimy tu o step recording’u więc i o wcześniej wspomnianym eksperymentowaniu z samymi ustawieniami instrumentów, doborem stosownych barw dźwiękowych, czy tworzeniem nowych, nigdy nie spotykanych brzmień. I w tym momencie do naszych starych znajomych czyli producenta i realizatora dochodzą programiści instrumentów (w przypadku instrumentów elektronicznych), dodatkowi technicy dźwiękowi, oraz… sami muzycy i producent. Ach ten producent, wszędzie musi być! No musi. Dlatego jest producentem. No więc siedzą sobie panowie i brzdękają, próbują, kręcą gałeczkami od instrumentów, coś tam klepią w komputerach i nagle… eureka, to jest to! Mamy to, tego szukaliśmy od 4 dni, tak ma brzmieć ta gitara i taką melodię ma zagrać do tego co już sobie nagraliśmy. To bardzo częsta sytuacja w studio – i na tym właściwie całą ta zabawa polega. Taki klarowny przykład tego co przed chwilą opisaliśmy, jest sytuacja z sesji nagraniowej Enjoy The Silence gdzie najpierw Martin przyniósł do studio jakiegoś gniota w postaci demo, potem 5 dni toczyła się wojna o to jak ten utwór ma brzmieć (słynny foch Alana, że albo będzie perkusja, albo on idzie i nie wraca) i ostatecznie eksperymenty z poszczególnymi ścieżkami pojawiającymi się w tym utworze. Proces ten fajnie zobrazował Flood podczas jednej ze swoich prezentacji…

Zespół kilka godzin szukał odpowiedniego brzmienia i przede wszystkim instrumentu, aby nagrać ten słynny motyw znany wszystkim. W czasie kiedy wszyscy w pocie czoła oddani byli pracy twórczej niejaki Martin Gore, nudząc się jak mops na kanapie, coś tam sobie brzdąkał na gitarze i nagle… no tak: eureka!. Alan i Flood w jednym momencie skumali, że to co bezwiednie i właściwie bezmyślnie gra Martin jest tym czego szukają od wielu godzin – ’siadaj tu sobie chłopie i graj to co grałeś przed chwilą, a my to zarejestrujmy, bo to w ch*j dobre jest, będzie hit i kasiorka i laski pod sceną bez staników. Graj!!!’. Oczywiście cała sytuacja miała pewnie nieco inny przebieg, ale do tego można ją streścić. Efekt finalny znacie. A to co przed chwilą opisaliśmy, może nadal nieco enigmatycznie, zrozumiecie pod odsłuchaniu Enjoy The Silence (Harmonium Mix) – który jest de facto demem tego numeru i finalnej wersji z płyty. To wręcz modelowy przykład pokazujący co po drodze może stać się z utworem jak usiądą nad nim muzycy, producent, realizator, programista i cały ten sztab ludzi pracujący w studio razem z zespołem.

Wracając jeszcze do poszczególnych funkcji pełnionych w studio to bardzo często osoby będące producentami mogą pełnić też role realizatorów, programistów, a nawet współ-kompozytorów. Idealnym przykładem takiej wielozadaniowej osoby jest właśnie Alan Wilder, który w zespole pełnił często rolę drugiego producenta (takiego kierownika z ramienia zespołu), drugiego realizatora, muzyka i programisty. Mając jasną wizję tego do czego dąży zespół (jako muzyk i producent) mógł z łatwością nagrać poszczególne rzeczy (jako realizator) wcześniej przygotowując instrumenty czy efekty dźwiękowe (jako programista).

Przeglądając książeczki do płyt jeżeli natkniecie się na zapis: Production – Flood & depeche MODE, to zawsze przed 1995 oznaczało, że faktycznym producentem pyty byli Flood i Alan. Pozostali Panowie albo wykonywali zlecone zadania – zaspiewaj, albo przynosili dema i dogrywali swoje partie, albo grzali kanapę.

Tak mniej więcej wygląda proces nagrania albumu. Czy to koniec tej opowieści? A skąd! W kolejnym odcinku omówimy sobie proces mixu, masteringu i jeszcze kilka innych tematów związanych z procesem nagrywania albumu.

Na koniec dwa archiwalne filmy z pracy w studio:

Video Singles Collection – składanka z XX wieku.

Mogę napisać, że to było do przewidzenia. Mogę napisać… szkoda. Można zacisnąć zęby i pójść do sklepu, położyć jednostki w kasie, po czym pobiec do domu z nadzieją, że przynajmniej zawartość będzie warta pieniędzy i zrekompensuje niedostatki techniczne. Można w końcu przełknąć gula, olać temat i poczekać w najlepszym wypadku aż św. M. przyniesie VSC w worku za rok w jakieś promocyjnej cenie.

Skąd ten nagły przypływ pesymizmu? A no stąd, że w sieci pojawiła się specyfikacja VSC i człowiek ma wrażenie, że ktoś tam na prawdę nie umie uczyć się na błędach. W XXI w. wydawać materiał w rozdziałce 720×480 przy 525 liniach (NTSC)??? Ja rozumiem, gdyby to wydawnictwo było przeznaczone na rynek amerykański, ale tytuł został wytłoczony przez Sony DADC w Europie.

Video Singles Collection.
Video Singles Collection.

Pisałem już kiedyś o tym czemu oglądanie na telewizorze HD materiał nagrany w NTSC będzie dużo gorszy niż ten sam materiał, ale wydany w PAL. W sumie pogodziłem się z tym, że tytuły spod szyldu Legacy Rec. nie będą skalowane do HD. Trudno… Tak, jak nie ma sensu walczyć z tym, że spora część materiału będzie wydana w formacie 4:3. Tak się kiedyś nagrywało i walka z tym, to tak jakby mieć pretensje, że na klipach Antona jest ziarno. No jest… do przeżycia.

Nie mogę jednak zrozumieć tego równania do najniższego, wspólnego mianownika, jakim jest sztuczne zaniżanie jakości nagrań, żeby tylko w Ameryce mogli to zobaczyć na swoich bańkach. Przy modzie w USA na gigantyczne ekrany oglądanie VSC na 70 calach musi być sportem dla masochistów. Jak to jest, że w Ameryce fanbase amerykański z roku na rok spada. Poprzednia trasa po USA była mizerna i z ciętą setlistą. Nadchodzaca trasa raczej nie będzie lepsza, a jednak to pod ten kontynent, a nie Europę robi się takie wydawnictwa. Europa ma cały czas potężną rzeszę fanów, co pokazało kolejne ogłoszenie trasy koncertowej. Nie znamy płyty, nie wiemy czy muzyka jest dobra, czy nie, a trasa jest w większości sprzedana. Tym czasem z uporem maniaka wydaje się video w specyfikacji z 2 połowy XX w. Mam szczerą nadzieję, że przynajmniej wersja cyfrowa udostępniona do sprzedaży w sklepach online bedzie w HD, podobnie jak to było w 2014.

Życie fana jest ciężkie i co rusz wystawione na test swojego oddania. Fani Apple wiedzą o czym piszę po ostatniej premierze MacBooków Pro. Również fani depeche MODE będą musieli ponownie poddać się testowi wiary sięgając do kieszeni przy kasie z VSC w ręku.

Taka polityka to czysta droga do napędzania piractwa i szukania na torrentach wersji HD i dalszy zgon sprzedaży pudełkowej w klasycznych sklepach. Dziwię sie, że tak prostych rzeczy w tym biznesie nadal nie rozumieją. Sony robisz to źle… nadal.

Jak się nagrywa płytę – poradnik dla początkujących na przykładzie dM

Nie będzie to recepta na nagranie muzyki, nie będzie to też nic, co odkryłoby nieznane zakamarki tworzenia muzyki w studio. Pomyśleliśmy, że zanim wyjdzie płyta spróbujemy opisać kto jest kim w całym procesie produkcji płyty. Od pomysłu po uszy słuchacza. Przegrzebaliśmy zakamarki swoich półek, szafek, dysków twardych, aby wygrzebać przykłady, które pomaga zobrazować całość w sposób możliwie najbliższy prawdziwemu procesowi nagrywania płyty.

Często dostajecie do ręki krążek Waszego ulubieńca i zaczynacie złorzeczyć na producenta, inżyniera dźwięku, kompozytora, wykonawcę, pana od masteringu i wszystkich świętych odpowiedzialnych za produkt finalny, który trzymacie w ręku, bo album nie przypadł Wam do gustu. Tylko dlaczego? Kto jest temu winien i gdzie spaprano robotę. Czasami czytając opinie mamy wrażenie, że mylicie pojęcia albo funkcje ludzi pracujących przy płycie.

Dlatego zachęcamy Was do przeczytania tego tekstu zanim zdecydujecie się kogo powiesić i konkretnie za co, bo jak mówi stare przysłowie: Cygan zawinił, a Kowala powiesili. Pora wskazać konkretnie ‚who is who’, za co odpowiada i jak powstaje płyta. Wszystko oczywiście na przykładach z depeche MODE wziętych. Zawodowcy mogą sobie darować, bo oni nie znajdą tu nic nowego.

Marini & Jari.

Wszystko zaczyna się w głowie…

Tak, wszystko zaczyna się w głowie i de facto w tej głowie też kończy, bo nasz system dźwięko-lokacyjny* umiejscowiony jest właśnie tam. Pora prześledzić proces przejścia muzyki z jednej głowy do drugiej, z głowy artysty do głowy jego słuchacza, odbiorcy, fana… nazwijmy to jakkolwiek. Ten tekst będzie właśnie o podróży czegoś, co na początku jest tylko myślą i na końcu też staje się myślą. Tym momentem, kiedy muzyka włada naszym ciałem, umysłem… naszym życiem.

Pomysł, dźwięk czy melodia krążąca w głowie, czasem słowo, zdanie, myśl są zaczątkami nowego utworu. Nie ma na to reguły, jedne zespoły przychodzą do studia z tekstem, do którego pisana jest muzyka. Inne zaczynają od melodii, która potem dostaje swój tekst. I co ciekawe, czasem jest to kolektywne pisanie (depeche MODE dziś), czasem autorskie (depeche MODE kiedyś), a czasem wręcz despotyczna aktywność vide ’Pink Floyd to ja’ (sir. Roger Watters).

Demo

No właśnie, to jest ten początek wszystkiego. Bez tego ani rusz. I co ciekawe, już na tym etapie dzieją się rzeczy ciekawe, bo o ile jest to demo autorskie to raczej stanowi ono bazę konkretnego utworu, który potem jest szlifowany. Natomiast w przypadku zespołów często odbywa się coś takiego jak jam-session gdzie rejestrowane są kilometry taśmy – o przepraszam – gigabajty dysków, a potem z tej, często kakofonii dźwiękowej, wykrajane są fragmenty, nad którymi warto się pochylić dalej. Jakby tego było mało czasem w takim jam-session można zarejestrować kilka dem jednego utworu (wersja wolna, szybka, w stylu blues, rockowa, popowa, słodko-pierdząca itp. itd.). Takim świetnym przykładem jest np. ’To Have And To Hold’, gdzie panowie Gore i Wilder nie mogli przystać na jedną tylko wersję tego samego utworu.

Przy tym utworze już na etapie dema zapadła decyzja o pójściu dwoma ścieżkami. Jak widać kompozytor w zespole może być jeden, może być ich kilku. Można tak przekształcić oryginał, aby w ogóle nie przypominał dema. Celowo nie zajmujemy się artystami biorącymi nagrania z tzw. publishingu, czyli bazy gotowych nagranych utworów 'do wykorzystania’ – to jakby osobna kategoria w dziedzinie nagrywania albumów i tyczy się raczej artystów niekomponujących i tych z gatunku bycia 'produktem rynkowym’ sensu stricte, których istnienie na rynku definiują zazwyczaj tylko wskaźniki sprzedaży i liczba piszczących fanek.

Aby jeszcze bardziej skomplikować temat to napiszemy, że czasem katowanie jednego utworu na wszelkie sposoby kończy się tym, że powstaje zupełnie nowy utwór, którego pierwotnie nikt nie zamierzał nawet napisać. Więcej… pomysł na jeden utwór sprawia, że kawałek rozjeżdża się w dwie strony dając plon w postaci zupełnie nowych utworów np.:

  • U2 na sesji Achtung Baby:
    • Mysterious Ways w One,
  • depeche MODE podczas nagrywania Black Celebration
    • Stripped w Breathing in Fumes,
    • Black Celebration w But Not Tonight i w Black Day.

Ot przewrotność losu. Może też stać się jeszcze inaczej. Muzyka zostaje, ale autor wchodzi do studia z demem z jakimś tekstem, wychodzi z innym. Czasem nieznacznie zmienionym, a czasami kompletnie nowym.

A czasami zmiany są takie, że powstają dwa bliźniacze kawałki jak np Vertigo i Native Son  w wykonaniu U2. Jak widać zagadnienie dema ma wiele aspektów i sam ten proces często jest najciekawszą częścią całego procesu twórczego.

Kiedy już mamy takie, czy inne demo, zespół siada kolektywnie i decyduje: ta piosenka będzie wolna, smutna, w tonacji e-moll, tamta będzie szybka z mocnym beatem itp. itd. Wreszcie po kilku tygodniach takiego grania, nagrywania, odsłuchiwania i debatowania zespół staje przed drzwiami studio muzycznego z nośnikiem zawierającym np. 17 utworów, z których powstanie wymarzona i wyśniona płyta.

Studio
depeche MODE w Studio 1984
depeche MODE w Studio 1984

Hmmm… studio. No właśnie, kiedyś to było takie proste zdefiniować to pojęcie. Wiadomo było, że to taki budynek z kilkoma pomieszczeniami, w tym osobnym dla wokalisty, reżyserką z olbrzymich rozmiarów stołem mikserskim (to ten mebel z takimi suwaczkami góra-dół i tysiącem migających lampek), podwieszonymi kolumnami i szybą. A teraz? A teraz studiem może być wszystko: strych, piwnica, pokój w domu, odpowiednio wytłumiona i odseparowana od hałasu z zewnątrz sala prób. Na przykład U2 użyło zamku Slane Castle na płycie ’Unforgettable Fire’, a depeche MODE starej duńskiej farmy znanej jako Studio PUK na ’Violator’, czy willi gdzieś pod Madrytem na ’Songs Of Faith & Devotion’. Technika pozwala w tym momencie dokonać nagrań każdemu kto jest tylko w posiadaniu komputera (stacjonarny, laptop), stosownego oprogramowania (Steinberg Cubase, Cakewalk Sonar, Pre Sonus Studio One, Pro Tools, Logic Pro itp.), mikrofonu, karty dźwiękowej i kilku kabelków. No właśnie – karta dźwiękowa, to chyba najważniejszy element tej wyliczanki. Dlaczego piszemy o karcie dźwiękowej skoro każdy laptop ją ma? Cóż. Fiat 126p to też samochód, ale jednak w wyścigach formuły 1 nie startował i nie startuje. Do nagrań, które mają mieć charakter profesjonalny taka karta to jednak ciut za mało, dlatego na potrzeby domowych studiów nagrań stworzony wszelkiej maści karty dźwiękowe wewnętrzne lub zewnętrzne, które są bardzo dobrymi konwerterami sygnału analogowego na cyfrowy, bo ostatecznie w takiej postaci nasza muzyka, czy raczej muzyka naszego zespołu, trafia na dysk komputera. Taki cały zestaw zawierający owe przetworniki analogowo-cyfrowe, a czasem i dodatkowe urządzenia nazywa się interfejsem audio.

Gareth Jones at Work
Gareth Jones at Work

No dobra jesteśmy w momencie, w którym nasz zespół staje przed dylematem: nagrywamy w domu, w warunkach mniej komfortowych czy jednak użyjemy studia nagrań. Powiedzmy, że to taki znany zespół z Anglii, więc nie bawi się w tzw. home-recording tylko idzie do takiego Abbey Road Studio (Londyn) czy Electric Lady Studio (Nowy Jork), aby nagrać kolejny album ku uciesze wiernych fanów. Jest demo, jest studio, jest sprzęt. Pora wybrać… Producenta.

Producent

I to jest ten najważniejszy moment dla każdego nagrywającego zespołu z punktu widzenia późniejszego miejsca na wszelkiej maści listach sprzedaży, popularności czy wewnętrznego rankingu fanów opartego na szacunku i uwielbieniu twórczości. Można powiedzieć, że od tej decyzji zależy właściwie wszystko, co dalej będzie się działo z nagrywanymi utworami. Kim do cholery jest ten producent, że to takie ważne?

Daniel Miller w Studio
Daniel Miller w Studio

W skrócie Producent to taki zatrudniony przez zespół Kierownik Budowy (albo Projeckt Manager, że pojedziemy korpo-gadką), projektu pod nazwą płyta. Najczęściej to ktoś mocno siedzący w branży muzycznej, znający najnowsze trendy panujące w muzyce w danym czasie, albo mocno specjalizujący się w jakimś stylu, albo po prostu ktoś kto się zna na wszystkim co związane z nagraniem płyty, tak dobrze jak zespół, albo jest nawet lepszy od zespołu w tej materii (częste u debiutantów) i zespołowi dobrze się z nim pracuje. Często też jest to ktoś, kto intuicyjnie potrafi poznać z jakim typem artysty współpracuje, zna jego potrzeby muzyczne, możliwości i ograniczenia. Co ciekawe – producent wcale nie musi być muzykiem! Nie musi nawet umieć grać na niczym (choć najczęściej umie i to całkiem nieźle), bo też i nie taka jest jego rola. Jego rolą jest nakierowanie zespołu na to, aby nagrania szły w jednym spójnym kierunku, aby wyciągnąć z muzyków jak najlepsze pomysły i umiejętności (choć czasem to osoba, która też te umiejętności musi temperować, ale o tym potem…). To ktoś, kto w stosownym czasie pogładzi pana muzyka po głowie i ojcowskim tonem powie jaki jest świetny tylko po to, by za chwilę walnąć owego muzyka w tę samą głową uświadamiając mu jak bardzo się myli w tym, czy innym momencie pracy. Gdyby porównać to do innej z muz – filmu, to producent jest kimś na kształt reżysera filmu – można mieć super scenariusz (demo), super aktorów (zespół), ale jeżeli całość trafi w ręce jakiegoś dyletanta, to nawet z najlepszej rzeczy zrobi on najwyżej hit klasy B. Jesteście w stanie wyobrazić sobie co z 'Lotem Nad Kukułczym Gniazdem’ uczyniłby np. pan Krzysztof Zanussi (ksywka 'Zanudzi’) gdyby scenariusz trafił do niego, a nie do Milos’a Forman’a? No, to coś w ten deseń jest właśnie z  tym producentem.

François Kevorkian
François Kevorkian

Dlaczego napisaliśmy, że producent nie musi umieć grać, albo znać się na muzyce od jej technicznej, szkolnej strony? Jak już wspomnieliśmy producent to kierownik projektu. Takie 'oko Boga’ czuwające nad wszystkim. Zadaniem producenta nie jest obsługa instrumentów, więc z tego punktu widzenia nie musi on posiadać tej umiejętności. Ciekawostką jest np. to, że wzięty producent William Orbit nagrywając z Madonną 'Frozen’ i 'Rey Of Light’ nazwy dźwięków pisał sobie ołówkiem na klawiaturze, aby lepiej orientować się kto i co do niego mówi. Choć i przykład naszych ulubieńców pokazuje, że czasem ’muzykowi’ też warto napisać coś na klawiaturze, patrz Andy Fletcher.

Klawisz Andy Fletcher’a z akordami do Behind The Wheel
Klawisz Andy Fletcher’a z akordami do Behind The Wheel. Tour Of The Universe 2010

Producent ma przede wszystkim być, słuchać, wypowiadać się, czuwać i w stosownym momencie reagować. Można przyjąć, że na swój sposób jest on też takim reprezentantem fanów i odbiorców tworzącego się produktu. Ma dbać o to by zespół, mimo chęci na przykład poeksperymentowania, nadal obracał się jednak we właściwej stylistyce. Producent jest zatrudniony, aby popłynąć na nowe rejony muzyki i wtedy pomaga zespołowi odejść od znanych szufladek. Producent może być również zatrudniony, aby strzec świętego ognia i nie pozwolić zespołowi na zbytnie szaleństwo, właśnie wtedy gdy zespół tego chce. I tu ogromne ukłony dla producentów albumu ‚Songs Of Faith And Devotion’. Dla depeche MODE była to spora wolta stylistyczna, a jednak zadbano o to, żeby było to nadal znane i kochane depeche MODE z charakterystycznymi cechami właściwymi tylko dla tego zespołu. Zaraz… producentów? To może być ich kilku? Może. A dlaczego nie? Nad albumem może pracować jedna osoba, team producencki lub kilku niezależnych producentów, niemniej jednak nadających na tych samych falach. To już jakby osobisty wybór artysty, czy zespołu zależny od budżetu czy tzw. widzimisię. Nominalnie producentem trzech ostatnich płyt depeche MODE był Ben Hillier, ale tak na prawdę zespół zatrudnił team producencki 140 dB, który był odpowiedzialny za cały proces twórczy. Zespół zostawił sobie stworzenie dem i wybór studia. Reszta, czyli produkcja, programowanie, mix, mastering było w gestii teamu producenckiego 140 dB.

Kurt Uenala
Kurt Uenala

Wspomnieliśmy wcześniej, że producent to też ktoś kogo rolą jest nawet stopowanie umiejętności muzyków. I to prawda. Dzieje się tak w przypadku np. wszelkiej maści wirtuozów instrumentu, gdzie artysta w procesie twórczym potrafi czasem nieźle 'odlecieć’ z solówką, czy inną zagrywką. Rolą producenta jest wtedy wyważenie wszystkiego i takie dobranie wyrazów ekspresji, aby nie stały się one czynnikiem męczącym słuchacza.

No dobrze, to mamy demo i pomysły, mamy chęci, sprzęt, studio i producenta. Zabieramy się do roboty!

W kolejnym odcinku dowiecie się co to jest realizacja, miks, mastering, postprodukcja, tłoczenie i jaki ma to finalny wpływ na to jak odbieracie słuchaną muzykę i czemu te procesy są ważne i często pomijane w zrozumieniu muzyki.

Koniec części pierwszej.

* Wiemy, że jest echolokacja, ale my go sobie tak nazwaliśmy na potrzeby tego artykułu – bo o brzmieniach i dźwiękach będzie tu sporo.

Ciężko być ochroniarzem, kiedy jest się fanem :-)

Ochraniałem depeche MODE. Tak, miałem tę przyjemność być na Tour Of The Universe w Łodzi podczas obydwu koncertów i to bez biletu he he, i jeszcze dostałem za to kilka groszy – Wspomina Tomek. Zapraszamy do przeczytania tekstu o tym jak ktoś kto ma dbać o nasze bezpieczeństwo na koncercie widzi nas i sam koncert. Trudno być jednak ochroniarzem, gdy się jest jednocześnie fanem depeche MODE.

Gdy dowiedziałem się, że będzie podwójna noc w Atlas Arenie – od razu dzwoniłem do mojego znajomego, że mogę jechać tam nawet za darmo – nie muszę dostać wynagrodzenia za te 2 dni pracy przy ochronie – aby tylko tam być NA OBIEKCIE, a nie gdzieś pod płotem czy bramie. Powiedziałem, że nie mam zamiaru robić żadnych zdjęć, czy filmować, chcę tylko patrzeć i obserwować… no i udało się.

090613_Frankfurt_11

Na halę wszedłem ok. 15:00 godziny w dniu pierwszego koncertu również z nadzieją, że zobaczę i usłyszę zespół na próbie… lipa… Próbę mieli wcześniej i udało mi się tylko obejrzeć próbę świateł i projekcji na telebimie. No ale nic, przyszło do ustalania miejsc – gdzie kto będzie stał podczas koncertu. Myślę sobie – jeśli pójdę pod scenę – OK. Będzie czad, ale jak ja wytrzymam plecami do zespołu, więc mówię do lokalnego dowódcy – Szefie! Ja i dwóch kolegów jesteśmy wyznaczeni przez Pana Maćka do zabezpieczenia loży VIP bo znamy angielski i niemiecki.  – no i uwierzył. Takim oto sposobem oglądałem koncercik z b. dobrego miejsca…

100210_Lodz_05

Za drzwiami zimnica, powoli nadszedł czas…   Bramy otwarto, a czarny rój ruszył na halę i bardzo szybko płyta zapełniła się fanami. Nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie wymyślił… Ja na schodach przy sektorze VIP, a w drzwiach pomiędzy korytarzem hali, a halą  na ochronie ze mną jacyś dwaj chłopcy wystraszeni, którzy chyba pierwszy raz byli na takiego formatu imprezie. W mojej szalonej głowie świta myśl, po co moi ziomale mają się cisnąć na płycie daleko od sceny, jak może uda ich się wpuścić i posadzić na porządnych miejscówkach. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, kilka szybko wykonanych telefonów. Potem od kolegi który miał miejsca i bilety w sektorze siedzącym „pożyczyłem” bilet i na korytarzu oddałem kilku znajomym żeby sobie „legalnie” przeszli przez bramkę prowadzącą do sektora VIP – który jak podejrzewałem tej nocy będzie w większości pusty. Tym sposobem przez obie noce VIP-ami byli fani którym pomogłem. Jeden z kolegów wygodnie sfilmował nawet którąś noc. Chłopaki zostali odpowiednio poinformowani, jak się zachować jeśli ktoś przyjdzie z biletem na jego miejsce. Tylko raz przez obie noce jeden fałszywy VIP musiał udać głupiego i przepraszając zmienić miejsce na to obok, oczywiście dowódca chodził i obczajał, czy wszyscy swoje obowiązki wykonują jak należy. Widząc go głośno zacząłem rozmawiać po angielsku, niby sprawdzając bilet ze swoim podstawionym znajomym 😉 Sam natomiast podczas koncertu pilnowałem mojego tajnego nagrywającego z kamerą żeby go nikt nie przyuważył.

depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)
depeche MODE w Łodzi 2010.02.10 (002)

Koncerty w Łodzi większość z Was doskonale pamięta. Balony, chóralne ”masterowanie” przed bisami  –  ja na sektorze niby w pracy bawiłem się przednio i w towarzystwie znajomych.

Kiedy zespół grał już ostatni bis zszedłem na dół i usiłowałem dostać się za kulisy. Przecież przydałoby się chociaż przybić piątkę z kimś z naszej trójcy, a poza tym w kieszeni moich bojówek miałem płytkę (singiel) i pisaka bo może akurat któryś mi zrobi maziaja. Niestety lipa. Przecież zespół też ma swoją ochronę i przy kulisach duży pan ze stanowczą miną powiedział mi, że dalej już nie ma przejścia nawet dla nas. Potem uśmiechnął się i powiedział, że oni i tak od razu ze sceny wsiadają do busów i jazda na hotel. Chyba po moich sterczących włosach i wzroku kota ze Shreka domyślił się jakie mam zamiary. Zgodził się jedynie, żebym grzecznie tutaj postał i tylko w oddali widziałem jak zespół zapakował się do aut i odjechali podczas, gdy publika jeszcze skandowała depeche MODE, depeche MODE i rozcierała zmęczone łapki od neverowego machania na finał.

Praca ochroniarza to z jednej strony dużo pracy z ludźmi czasami ślepo zapatrzonymi w swoich idoli, ale też wiele śmiesznych sytuacji. Teraz opowiem Wam czemu ochrona wymaga różnych spraw i co się dzieje, gdy ktoś nie słucha się poleceń – mówi Tomek.

Polecenia ochrony to nie prośba tylko rozkaz.

Koncert J.M Jarre – jakiś upierdliwy typ nie chciał zając swojego miejsca, tylko pchał się pod scenę koniecznie chcąc zrobić zdjęcia, a że nie było na tym koncercie typowych miejsc stojących, tylko krzesełka, więc oczywiście jego zachowanie przeszkadzało innym widzom którzy spokojnie chcieli podziwiać show. Osobnik nie chciał zrozumieć wydawanych poleceń, więc któryś z kolegów zameldował dowódcy, że koleś ma chyba w plecaku alkohol i jakby urządzenie nagrywające. No i pomogło. Kolo miał darmowe zwiedzanie zaplecza podobnie, jak Martini w 2013 podczas koncertu dM w Berlinie.

Golden Circle
Metallica’s SnakePit
Metallica’s SnakePit

Po co jest Golden Circle? Powody są dwa. Pierwszy, aby rozdzielić gdzieś po drodze ludzi. Aby Ci, co są pod sceną nie zostali zduszeniu przez tych co są dalej. Ten sektor nazywa się różnie. Właśnie Golden Circle (GC), choć ta nazwa jest nieprecyzyjna, bardziej precyzyjne jest określenie Front Of Stage (FOS). Golden Circle to raczej miejsca wewnątrz sceny, albo wewnątrz zamkniętego wybiegu. Dla uproszczenia GC jest wewnątrz FOS. Takie GC już w latach 90. miała Metallica promująca np. swój Czarny Album, albo U2 podczas trasy w 2009 i wcześniejszych. U Mety nazywa się to Snake Pit (gniazdo węży), a powszechnie mówi się na to również Inner Circle.

Początkowo FOS był określeniem czysto technicznym, każdy kto miał bilet na podłogę mógł się tam dostać do określonego limitu uczestników koncertu. Z czasem zauważono, że parcie na FOS jest na tyle duże, że może warto na tym zarobić i zaczęto różnicować ceny biletów w zależności, czy ktoś chce stać bliżej czy dalej na płycie. Tak pojawiły się płatne FOSy, czy GC (sic!). Ostatnim wynaturzeniem tego procederu jest płacenie za prawo do wcześniejszego wejścia przed wszystkimi – tzw. Early Entrance i  tak pojawiły się te nieszczęsne GCEE, czy FOS EE.

Dalej Tomek opowiada – Ochraniałem kiedyś koncert Metalliki w Chorzowie. Doczekaliśmy się otwarcia bram i pierwsze czarne postacie wbiegły na murawę z biletami w łapce marząc o przyklejeniu się do barierek – ha ha – rozumiałem ich doskonale, w końcu sam kilka razy tak biegłem starając się jak najszybciej zerknąć na bilet wpuszczałem ich szybko życząc dobrej zabawy. Najśmieszniejsze było to, że dostałem specjalne liczydełko i z mojej strony do FOSu mieliśmy limit wpuszczenia iluś tam osób. Nie pamiętam ilu i nie chce strzelać jakiejś głupiej cyfry… ja  to miałem w dupie – wpuszczałem wszystkich który mieli bilet do tego sektora i oczywiście to liczenie stało się bez sensu…

Zdesperowani fani, albo fani, to już inna grupa ludzi. To do czego są zdolni to temat na inny wpis. Koncert Madonny – wpuszczamy na sektor GC – posiadającym bilety zakładamy te posrane opaski i młode dziewczę ze wzrokiem błagalnym mówi – wpuści mnie pan? – a ja na to – nawet jeśli Cię przepuszczę to tam dalej jest druga bramka i stamtąd Cię pogonią jeśli nie masz biletu, ale po chwili… moment! Biorę od kumpla kilka opasek i mówię – pomogę Ci. Jedną opaskę włożyłem do plastikowego kubeczka na napój i podając tej młodej dziewczynie mówię – teraz weź ten kubek i idź do kibelka TOI TOI, załóż ją i przejdź przez bramę jakby nigdy nic pokazując nadgarstek. Udało się <lol>. Zawsze był ze mnie ochroniarz, jak z koziej dupy trąbka… Mojemu koledze inna lala podobno proponowała żeby się z nią udał do tejże TOI TOJki. Może chciała się mu odwdzięczyć za wstęp… nie skorzystał.

_

Poniżej kilka rad, które warto sobie przyswoić, zanim stanie się pod bramą stadionu. Nie są to wszystkie sugestie, jedynie wybrane spostrzeżenia, na które zwraca uwagę ochrona lub lepiej się do nich stosować, aby nie obejrzeć hali z drugiej strony drzwi.

Przed wejściem do hali

131207_Amsterdam_00Stojąc już w kolejce przy bramce bądźcie cierpliwi – mówi dalej Tomek – ludzie którzy stoją po drugiej stronie i będą sprawdzać potem bilety nie decydują o tym, czy bramki mają być otwarte zgodnie z wyznaczoną godziną… to idzie wszystko od szefa wszystkich szefów, czyli głównego menedżera OCHRONY ZESPOŁU. Ci ludzie w żółtych przeważnie ubrankach to OCHRONA OBIEKTU i to oni dostają wytyczne dotyczące organizacji bezpiecznej imprezy od załogi związanej już z ekipą dM – o tym Ty miałbyś więcej do powiedzenia – zresztą pisałeś o tym w wątku ze swoimi przeżyciami na Służewcu 😉

BILETY
Berlin 2006.07.13
Berlin 2006.07.13

Bilety podczas podróży na koncert, jak i oczekując pod stadionem/bramą przechowujcie ze starannością. Dodam od siebie, że szczególnie należy uważać na wydruki z domowej drukarki. Tego typu bilety najlepiej wyjąć dopiero przed kontrolą. Dalej Tomek nadmienia – trzymajcie je w koszulce foliowej lub w jakiejś tekturowej teczce, którą potem można nawet wywalić, albo napisać na niej jak to kochacie depeche MODE i pokazać w kierunku sceny szanujcie kwity, żeby nie zamokły. Potem nie będzie nieszczęścia, że nie wejdziecie na imprezę, bo bilet będzie nieczytelny / rozmazany / zamoknięty. Ochroniarz w pełni rozumie Wasze intencje i zapewnianiam, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, ale sorry nikt nie będzie przecież własną dupą ryzykował dla utraty pracy.

Częstym sposobem na przyśpieszenie odprawy jest takie naddarcie, złamanie perforacji, żeby wystarczył podmuch wiatru, aby oderwać część kontrolną od głównej części biletu. Jedni robią, to bo nie chcą mieć potem porwanego biletu na pamiątkę / na handel. Inni właśnie po to, aby przyśpieszyć przejście przez bramki. Parę razy spotkałem się z sytuacją, kiedy zamotany ochroniarz walczył z perforacją, a w tym czasie najlepsze barierki odlatywały.

Fight Fire with Fire

W obiektach obowiązuje zakaz używania otwartego ognia oraz palenia wszelkich rzeczy które się pali… (tytoń i inne liście), więc akcja z zapalniczkami na balladzie to nie jest dobry pomysł. Większość z nas ma przecież smartfony, a jeśli nie  – to malutka kieszonkowa latarka, czy lampeczka rowerowa da i lepszy efekt i chyba będzie łatwiej ją przemycić i potem odpalić 😉 Inhalacja też jest zabroniona od niedawna, więc e-papierosy też są na cenzurowanym, warto o tym pamiętać również.

130725_Warsaw_05

Picie

Na większości obiektów jest zakaz wnoszenia wszelkich butelek szklanych (napoje, perfumy, itp.), także napojów w puszcze. Jeśli już napój, to bezalkoholowy do 0.5 litra w plastikowej butelce, a i tak na bramce zabiera się zakrętkę.

Takie działanie ma kilka celów:

  • Stadion, czy hala mają swoje interesy – umowy sponsorskie, ajentów, którzy chcą zarobić na napojach i podłej jakości jedzeniu (przeważnie nie dogotowanym, ze względu na słabe moce przerobowe urządzeń gastro). Kanapki czy owoca także nie wniesiecie – polecą do kubła nazywanego „depozyt”…  wiec najeść się przed koncertem stosując oczywiście odpowiednią dietę – po co latać po tojtojkach i walić w muszlę w rytm ukochanej muzyki ;)…
  • (1) Bezpieczeństwo – plastikowy kubek nie doleci do sceny, a otwarta butelka wypróżni się w czasie lotu i też spadnie przez sceną.
  • (2) Bezpieczeństwo – z otwartą butelką w ręce biegnie się pod scenę dużo dłużej, wolniej i po drodze się rozlewa sporą część, więc… biznes się kręci.

Tomek radzi otwarcie: jeśli już wnosicie picie, to… ukryjcie gdzieś dodatkową zakrętkę. Przyda się na pewno.

Co do samego picia, to odradzam piwko czy kawę bezpośrednio przed wbiegnięciem pod barierki, dla tych co chcą zachować swoje dobre miejsce pod sceną przez cały koncert. Słyszałem o przypadkach lania po nogach i walenia w majty. Będziecie mistrzami, jeżeli doniesiecie do kibla i wrócicie w czasie jednego numeru pod scenę. Inaczej sprawa się ma gdy ogląda się show na trybunach. Posiadacze FOS powinni pić tylko tyle żeby nie zasychało w gardle, a nadmiar wody lepiej wydalić przez skórę, niż jako 1. Gdy w grę zaczyna wchodzić 2 lub 3 wtedy pora zastanowić się nad przyjęciem pomocy medycznej. W letnie dni to prosta droga do odwodnienia.  Uwierzcie mi –  idzie wytrzymać z półlitrowym napojem przez cały okres kilku godzin wyczekiwania pod sceną, a potem do ostatniego „Thank you! – We see You next time!”

Dobrym pomysłem jest zabranie soków w małych kartonikach, albo w foliowych woreczkach z zakrętką. Za naszą zachodnią granicą takie napoje są bardzo popularne na koncertach. Ochrona przepuszcza z nimi, a i łatwo opakowanie zutylizować pod nogami potem.

FLAGI, BANERY

Nigdy nie robiliśmy problemów z wnoszeniem flag czy bannerów. Przy bramce zgłaszane to było i oczywiście pokazane. Inaczej z możliwością ich montażu na barierkach czy trybunach. Zwróćcie uwagę, czy rozkładając flagę nie zasłonicie przypadkiem logo jakiegoś ze sponsorów imprezy, wtedy może być problem proponuję po raz kolejny kulturalnie pogadać z ochron.

depeche MODE w Mexico City
depeche MODE w Mexico City

Ochrona może mieć za to uwagi do wnoszenia masztów, drzewców i długich parasoli. Flagi tak pod warunkiem, że potem je przyczepicie do barierek, albo będziecie machać nimi w ręku. Parasol, czy długi drzewiec od flagi traktowane jest jako potencjalna rzecz podwójnego przeznaczenia. Tzn może służyć do machania, ochrony przed deszczem lub słońcem, ale może też służyć do zadawania obrażeń, a z tym już żartów nie ma.

Pieniądze, wartościowe rzeczy.

Dla Pań – żadnych kosmetyków w torebkach, tylko niezbędne rzeczy, jeżeli pieniądze, to chowajcie dobrze (w tłumie przebywają nie tylko fani, którzy przyszli się bawić na koncercie ) – w przypadku kradzieży  ochrona nie będzie mogła zbyt wiele pomóc. Torebki tylko zasuwane na zamek, a nie na jakiś szybki zatrzask. Generalnie bagaż jak najmniejszy, żeby było wygodnie nie tylko Wam, ale i innym ludziom dookoła. Drogie Panie torebkę trzymajcie przed sobą, a nie z boku czy na pośladkach. Licho nie śpi, a i dostęp lepszy, o zabieraniu nadmiarowej przestrzeni wokół siebie nie wspomnę 😉

090613_Munich_02

Relacje, jeszcze raz relacje.

Powiem jedno – ochroniarz to nie Twój wróg. Przykleiłeś się do barierki, to fajnie. Zamiast krzyczeń jakieś Aviva, czy inne Warta coś tam, coś tam! Spróbujcie już po wejściu na obiekt zyskać sobie przychylność ludzi z ochrony – zagadajcie, nawiążcie jakąś przyjazną relacje – czas zleci szybciej w oczekiwaniu na koncert przy rozmowie, a jeśli koleś jest przyjaźnie nastawiony możecie liczyć na jego pomoc nawet już w trakcie show (np. dostarczenie jakiegoś picia) lub pomoc w drapaniu się na scenę, gdy Dave będzie chciał z Tobą odśpiewać Somebody do perkusji Christiana.

060314_Katowice_24depeche MODE w Katowicach 2006.03.14 (024)
060314_Katowice_24depeche MODE w Katowicach 2006.03.14 (024)

Warto także zwracać uwagę na zachowanie ludzi obok, bo nie każdy może czyta 101dM.pl (Nie? przypis nadredaktora) i jest na koncercie pierwszy raz i nie będzie wiedział, że np. rzucanie flagi czy elementów bielizny na scenę jest zabronione .. (czy kapelusza 😉  hihi –  w Pradze 2006 kapelusz rzuciłem – Gah podniósł i mi odrzucił…  i ja durny zamiast zostawić sobie pamiątkę – to w Spodku powtórzyłem ten wyczyn… kapelingo poleciało dalej i tyle go widziałem …   

_
131123_Hannover_01
Nie jest to koniec rad przedkoncertowych. W trakcie pisania jest już kolejny art o bardzo wielu innych elementach obozowania przedkoncertowego, przeżycia pod sceną, czy utrzymywania swojego organizmu we względnej wytrzymałości. Niedługo ciąg dalszy, a ja dziękuję Tomkowi za współpracę i jego cennych uwagach. Tekst został w dużej mierze napisany przez Tomka, mnie (Martini) zostało w zlepienie go w całość lub dopisanie kilku uwag, czy też podklejenie zdjęć i linków.

Po co ta konferencja?

Minęło, parę dni od szaleństwa, jakie wywołało ogłoszenie informacji o nowej trasie… i przy okazji nowej płycie (celowo piszę w tej kolejności). Relacjonowaliśmy dla Was konferencję prasową, nie mniej chwilę po zakończeniu czuć było spory niedosyt, a im dalej od zakończenia wydarzenia, tym co raz trudniej obronić się przed stwierdzeniem, że była to najsłabsza konfa ze wszystkich.

Kiedy niedawno opracowywałem Wam poprzednią konferencję z 2012 to liczba tematów poruszonych podczas tamtej konferencji biła na głowę, to co wydarzyło się 11 października. Konferencja z 2012 miała jedynie 40 min (wyłączając z tego projekcję Angel).

Film z konferencji 2016 ma 53 minuty (w tym urywki z 4 numerów), ale faktyczny start następuje dopiero po 11,5 min. Jeżeli odejmiemy od tego jeszcze klip z miksem 4 numerów, to robi nam się czas poniżej 40 minut. Do tego znaczącą część konfy zespół przeznaczył na odczytywanie z kartek wcześniej przygotowanych przekazów dla mediów dostarczonych przez dział PR. Chłopaki musieli się wywiązać z umów sponsorskich. Po mojemu nie ma nic w tym złego, nie mniej szkoda, że zrobiono to tak nachalnie i kosztem merytorycznej części. Prowadzę i uczestniczę w konferencjach prasowych od lat i kultura nakazuje zakończyć konferencję dopiero, gdy nie ma pytań z sali. Jestem dziwnie spokojny, że kolejne pytania znalazły by się nawet przez kolejne 40 minut.

depeche-mode-1476192036-640x427

Niedosyt po konferencji wynika również z tego, że pytania jakie padły były na wskroś standardowe i przewidywalne, a nawet rzekłbym infantylne. No i było ich mniej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że publiczne przesłuchanie było celowo spłycone, że zespół zachował więcej gorących newsów na potrzeby wywiadów 1:1, które odbyły się tuż po konferencji i w następnym dniu. Mamy tego wysyp już w tej chwili.

Mgmt i zespół potrzebowali tego występu, żeby powiedzieć co chcieli/musieli i to na dobrą sprawę tyle. Każdy inny element był raczej ponad standard i był redukowany do niezbędnego minimum. Tylko tyle żeby zachować pozory.

Zastanawiam się po co to wszystko. Czy nie lepiej zrobić sesję na ściance, rozesłać/rozdać materiały prasowe z kontrolowanym przekazem, a na końcu zrobić serię wywiadów 1:1. Koszty wynajmu sali, transmisji itp spadną, ludzie nie będą się zabijać o wejściówki, a i media będą zadowolone (oczywiście te, co dostaną wywiady), bo czytelnictwo i klikalność wzrośnie, a wszystko w otoczce wyjątkowości i unikalności przekazywanych treści, bo ludzie będą czekać na każdą informację o nowej płycie, przemyśleniach zespołu i planowanej trasie na 2017 i 2018.

2b55ea78ad53dcf0d51823d9a4bd7c6e65ab1543

Poprzednia konferencja zaskakiwała swoim konceptem i był niedosyt z gatunku tych co to człowiek chciałby jeszcze i nie widzi, że widzi, a i nie wie na co patrzeć. Tym razem zastanawiałem się, czy Panowie chcą powtórzyć ten sam fortel, czy jednak chcą podejść do tematu inaczej. Nawet jeżeli był taki zamysł, to PRowe sztuczki i zobowiązania sponsorskie sprawiły, że zostało to skutecznie popsute. Brakowało tylko Marka Leiberberga kłócącego się z jakimś fanem o ceny biletów na trasie.

A tak dostajemy co raz płytszą papkę, co raz bardziej przyswajalną i lekko strawną. Dobrze, że odsłuch płyty to nadal intymne i wielowymiarowe doznanie, czego i Wam życzę.

Przed trasą… zanim się zacznie.

Rozpoczynam nowy cykl na stronach MODE2Joy.pl w którym zajmiemy się tym wszystkim dookoła koncertów, co może Wam pomóc i przeszkodzić w bezproblemowym dotarciu, oczekiwaniu i… przetrwaniu, a czasami dotrwaniu. Opowiemy Wam o naszych doświadczeniach z koncertami dM. Pojawi się wiele nowych osób, na M2J, które opiszą Wam ze swojej perspektywy jak wyglądają koncerty. Jak koncert widzi fotograf, ochroniarz, jak przygotować się do wyjazdów, co warto zabrać, a co trzeba zostawić w domu.

Od razu na początku chciałbym podkreślić, że nie są to teksty dla starych wyjadaczy koncertowych, z którymi pewnie się spotkam gdzieś na trasie pod Dusseldorfem, albo Madrytem. To raczej zbiór porad dla tych, którzy wybierając się na koncerty zadają różne pytania na forach, FB, czy innych miejscach. Tym razem postaramy się na te pytania odpowiedzieć zanim padną.

Jeżeli ktoś z czytających chciałby się podzielić swoimi life-hackami, albo ma sprawdzone patenty, które pomogą innym – zapraszam. MODE2Joy i 101dM jest otwarte dla każdego, kto chce coś napisać.

Budowa Sceny, koncert w Warszawie 2001.09.02
Budowa Sceny, koncert w Warszawie 2001.09.02

Spróbujemy w tym cyklu przejść cały proces od ogłoszenia rozpiski z koncertami, aż do pierwszych dźwięków intra na najnowszej trasie. Z zakupem biletów już nie zdążymy, ale w tekstach z tego cyklu pojawią się kwestie bezpieczeństwa, aparatów, podróży, noclegów, co trzeba kupić przed wyjazdem w trasę. Sporo czasu poświęcimy również kwestii – czego nie brać, bo to tylko strata miejsca, czasu i źle wygląda i po co wyjść na janusza koncertowania. Teksty już się piszą, a cykl jest otwarty dla wszystkich z Was.

Depeche MODE // Irvine Meadows 1986
Depeche MODE // Irvine Meadows 1986

Podpowiemy kilka life-hacków koncertowych i czego się nie możecie robić na koncertach w USA (jeśli tam jedziecie), oraz na koncertach w Europie. Opowiemy co możecie robić, a za co ochrona Was ukarze. Cykl jest perespektywiczny, bo przed nami koncertowa zima 2017/2018. Koncertowo-depechowe szafiarki na pewno znajdą coś dla siebie, fani survivalu również. Ale najpierw zaczniemy dosyć egzotycznie od Ameryki Północnej, jej specyfiki koncertowej i czym się różni od tego jak my Europejczycy bawimy się na koncertach. Miłej lektury…

Boot z krokodyla na szpuli fryzjera.

Parę dni temu środowisko fanowskie przeszyła elektryzująca wiadomość o tym, że pewien fryzjer znalazł w pudle na buty… boota. Tylko mnie ta łamiąca wiadomość jakoś nie spięła pośladów, a i migotanie przedsionków mam na stałym poziomie. Ale dosyć tych wynurzeń kardiologiczno-proktologicznych przed nami oferta na stole…

Po przeczytaniu tego tekstu zostałem z uczuciem, że oto jesteśmy przedmiotem dobrze zaplanowanej lanserki na garbie bardziej znanych kolegów z osiedla. Cały tekst jest tak napisany, że wszystko się skupia wokół historii życia mistrza włosa, a nie nagrania. Użyte zwroty w prawie każdym akapicie zaczynają się zawsze od podkreślenia fryzjerskości znalazcy. A największym kwiatkiem jest tu drugi akapit:

Robin Neale – director of Russell Robin Hair Studio in River Street

Brakuje jeszcze tylko podania godzin otwarcia i informacji, że depilacje pleców w czwartki robimy za 50% ceny.

Żeby nie było, że się pastwię, to szacun dla Robina za zdolności marketingowe. Chłop wie, jak się wypromować, w tych czasach to bardzo ważne. A tekst który czytasz jest tylko potwierdzeniem tej tezy, że lanserka Robina się udała. No dobrze, ale co z tym nagraniem?

Composition Of Sound/depeche MODE w pierwszych 2 latach istnienia mieli coś na kształt rezydentury w The Crocs. Tzn. grali tam zawsze kiedy tylko była taka potrzeba ze strony klubu, a byli na miejscu. Chłopaki byli zakontraktowani na regularne granie w tym klubie.

Composition Of Sound / depeche MODE 1980-1981 (c) Deb Danahay
Composition Of Sound / depeche MODE 1980-1981 (c) Deb Danahay

Takie częste granie powinno skutkować tym, że nagrań z The Crocs powinno być jak wszów. Podobnie zresztą jeżeli chodzi o występy w The Bridgehouse – drugi kultowy klub w którym czwórka z Basildon była regularnym otwierającym koncerty większych ówcześnie gwiazd.

Tym czasem nagrań jest na prawdę nie wiele. Z The Crocs istnieją jedynie 2 zapisy:

  • 1981-04-11 RAYLEIGH The Crocs
  • 1981-06-27 RAYLEIGH The Crocs

Podobnie z The Bridgehouse:

  • 1980-10-30 LONDON The Bridgehouse
  • 1981-06-01 LONDON The Bridgehouse
  • 1982-02-27 LONDON The Bridgehouse

Poczytaj: Lista bootlegów by Więcor

Ten ostatni to był sekretny koncert zagrany pod zmienioną nazwą – MODEPECHE – dla ratowania przyjaciela – Terry’iego Murphy – którego klub popadał w tarapaty. Prawie 4 lata temu opisałem tę historię na stronach MODE2Joy.pl. Takich występów zespół miał wiele pod zmienioną nazwą. W 1980 i 1981 roku grali ich kilka. Zachował się jeden i można go znaleźć na sieci.

Jeżeli to cudem odnalezione nagranie na szpuli jest zapisem jednego z powyższych koncertów, to Robin-the-Fryzjer nie wzbogaci wylansuje się za bardzo na tym interesie.

Zespół w latach 1980-1982 wystąpił w The Crocs na pewno 13 razy. Być może były inne występy, ale nie ma po tym śladu.

Speak & Spell Tour
Speak & Spell Tour

Każdy z 11 brakujących koncertów w The Crocs byłby powodem do zachwytu, ale dla mnie osobiście tym świętym Graalem byłby ten ostatni z 24 stycznia 1982. Rozwiałby kilka niewiadomych, np czy depeche MODE jeszcze w 1982 grało setlistę ze Speak & Spell Tour, czy już nową pod promocję singla See You. Wg mnie 3 pierwsze koncerty z 1982 są mylnie przypisywane do trasy promującej ten singiel. Więcej o tych rozterkach piszę w tekście o początkach koncertowych zespołu.

Ostatni koncert w The Crocs jest ważniejszy dla mnie z innego powodu – był to pierwszy koncert z Alanem za sterami. Z tego względu jest to historyczny występ i jeżeli Robin-the-Fryzjer miałby go w swoich zbiorach to ukłonię się nisko i pokornym wzrokiem ukorzonego fana poproszę o kopię. Na to, że jest to jednak nieznane nagranie może świadczyć to zdanie:

Robin added: „This is a must for any true fan of the band and there is no copy of this original.

Potencjalna unikatowość tego nagrania jest jeszcze z jednego względu:

One evening during the band’s performance the DJ at Crocs recorded the band’s performance through a mixing desk and gave the reels to me.

Oznaczałoby to, że jest to najstarszy soundboard depeche MODE ever.

Poczytaj: Skąd się biorą Soundboardy.

Nie mniej ten tekst (po za lanserką) wygląda dla mnie na zaproszenie do ofertowania. Jeżeli tak jest, to może to oznaczać, że kilku fanów przy kasie udało się już do niego z walizką pieniędzy i nagranie zniknie w gronie zaufanego kręgu. Możliwe jest też, że zjawią się za jakiś czas smutni Panowie z Legacy Records z kwitami do podpisu i czekiem, a wyjdą ze skrzynią nagrań depeche MODE pod pachą. W kwitach będzie napisane, że jak Robinowi przyjedzie do głowy jeszcze raz taki numer, to oni mu pokażą jak wygląda teksańskie majtkowanie…

depeche MODE 1980-1981 (c) Deb Danahay
depeche MODE 1980-1981 (c) Deb Danahay

Jeżeli to on jest autorem fryzury Dave’a z tamtych czasów, to i ja się dołączę do tego. Jedyne co może go ratować, to potencjalny fakt wynalezienia tzw. lotniska, które w tamtym czasie jako pierwszy w zespole nosił Andy 😉

Jeżeli nabędą to nagranie Panowie z Legacy Records, to za jakiś czas możemy usłyszeć, po zremasterowaniu i dograniu publiki, o kolejnym wydawnictwie z zapowiadanego cyklu pereł z lamusa. Czas pokaże… Oby nagranie wypłynęło jak najszybciej…

THE VIDEO SINGLES COLLECTION nie wyda Sony… tak jakby…

Tak, tak, ale nie jest to powód do kręcenia afery, tylko wynik polityki Sony Music, jaką prowadzi ta wytwórnia wobec archiwów. Możecie też zapomnieć o formatach innych niż DVD.

Już wyjaśniam. W 1990 Sony Music założyło wytwórnię Legacy Recordings, której zadaniem jest wydawanie tzw back catalogu wielkich tego świata, których czas powoli przemija lub już przeminął. Do tej wytwórni trafiają również materiały artystów, które już nie są promowane, a nadal obsługiwane przez główny label czyli Sony Music.

Artysta 1358

legacy_1Ostatnia twórczość depeche MODE, czyli wydawnictwa z Delta Machine era już tam trafiły. I można je przez tą stronę nabyć w postaci cyfrowej lub kieruje do sklepów online, gdzie można nabyć fizyczne nośniki. To w tej wytwórni wydawane są pośmiertne nagrania i koncerty Elvisa, czy innych żyjących jeszcze schodzących gwiazd.

Również w branżowych serwisach najnowsza składanka jest opisywana jako właśnie wydawnictwo Legacy Records.

Żeby była jasność to nie jest źle i potwierdza się w trochę inny sposób, to co napisałem ostatnio o planowanych wydawnictwach depeche MODE. Ludzie w wytwórni Legacy robią znakomitą robotę, przekopują tysiące archiwów dzięki temu fani Elvisa dostają co jakiś czas odnowione zapisy konkretnych koncertów rejestrowane kiedyś przez członków ekipy, fanów, wytwórnie itp, a potem po renowacji dostają nowe życie. To z tej wytwórni można dostać całe kolekcje nagrań studyjnych Elvisa inaczej nagrywanych, miksowanych, wydawanych na Europę Stany, Australię, czy Japonię.

Wizyta w archiwum #depechemode
Wizyta w archiwum #depechemode

Katalog depeche MODE na Europę, czy USA różni się, ale przy tym, jak kiedyś wydawano The Beatles, czy Elvisa, to szczyt porządku i poukładania. Choć gdyby być skrupulatnym, to powinny być wydane dwie różne wersje THE VIDEO SINGLES COLLECTION. Inna na Europę, a inna na Stany. Choć pewnie fani z Francji / Hiszpanii też mieli by tu swoje uwagi co do zawartości takiej składanki. W końcu Little 15 oficjalnie wydano tylko we Francji, One Caress to singiel promo z USA, a Told You So to singiel promo z Hiszpanii itd.

Pierwszą płytą wydaną w USA było People Are People – jako kompilacja trzech poprzednich + tytułowy kawałek. Speak & Spell wyszło dużo później, wcześniej funkcjonowało jako tzw „Import”.

Z resztą etykietka „Import” w USA to był przez wiele lat synonim czegoś mało dostępnego, niszowego, elitarnego i bardzo poszukiwanego i właściwie to temat tekst na oddzielny wpis. Ale wracając do głównego tematu….

Produkcje wydawane w tym katalogu, to coś jak parę lat temu projekt Live Here Now. Niby oficjalne wydawnictwo sygnowane logiem depeche MODE, ale nikt nie powie, że depeche MODE w 2006 roku wydało koncertową płytę z Warszawy… oraz z 42 innych koncertów. Skoro nie są to oficjalne płyty koncertowe, to może bootlegi, które są przeciwieństwem oficjalnych wydawnictw. No też nie. Wyszło z tego pojęcie „oficjalnego boolegu”, które mimo, że jest wewnętrznie sprzeczne oddaje najbardziej to z czym mieliśmy do czynienia.

Wydawnictwa z katalogu Legacy Recordings, to coś pomiędzy oficjalnym katalogiem, a tym czym są wydawnictwa z Live Here Now. W świecie filmu funkcjonuje takie pojęcie jak – spin-off – czyli film nakręcony z bohaterami głównego filmu lub osadzony w tym samym uniwersum, ale opowiadający o pobocznych wątkach głównej historii. Taki przykład to choćby wchodzące w tym roku do kin Rogue One: A Star Wars Story poboczna historia Gwiezdnych Wojen.

A o co chodzi z Artystą 1358 – to jest numer depeche MODE w Legacy Records.

Tylko DVD i CD

Na koniec jeszcze o formatach. Wytwórnia ta wydaje swoje tytuły tylko na CD i DVD. Jeżeli znajdują się w katalogu inne formaty, to dlatego że pochodzą z oryginalnego katalogu Sony Music.

Nieszczęsny Blu-Ray znajdziecie u depeche MODE, ale tylko jako pomyłkę w postaci Blu-Ray Audio wydane do DVD z Berlina z 2013.

_
Dzięki ToM za podesłanie namiarów na Legacy Rec.

Live Blog z Mediolanu na 101dM.pl (startujemy od 12:00)

Zespół zaprasza do Mediolanu, no grzech się nie wybrać… 11 października o godzinie 13:00 startuje transmisja. Niestety tylko wybrani mogą być tam osobiście.

Dla reszty przewidziano tylko transmisję w sieci na oficjalnej stronie (najpewniej przy użyciu narzędzi z YT) lub przez oficjalnego FB. Co jeżeli nie będziesz mogła / mógł nawet obejrzeć tego wydarzenia na żywo? Wszystkie wiedzo dookoła, a ja nie…

No cóż mamy propozycję. Niezależnie, czy będziesz oglądać transmisję na żywo, czy szukać wieści w sieci, zapraszamy na 101dM.pl. Ustaw sobie podgląd w swoim telefonie na naszą stronę. Podziel ekran komputera na dwie części – na jednym ustaw transmisję, na drugim 101dM.pl. Przeprowadzimy dla Was relację z konferencji prasowej w postaci LIVE BLOG’a. Komentarze na żywo, zdjęcia i relacje uczestników konferencji. Wszytko po polsku, na żywo i w kolorze.

comping soon... depeche MODE
comping soon… depeche MODE

Nie trzeba się logować, wystarczy wejść na naszą stronę do tematu o konferencji prasowej, który nie długo powstanie. Zapraszamy do komentowania również przez Was tego, co się dzieje na konferencji w komentarzach na stronie.

Jeżeli kiedykolwiek czytaliście relacje na żywo z wydarzeń sportowych, politycznych, czy o premierach nowych produktów w serwisach WWW, to wiecie czego się spodziewać. Tak właśnie będziemy chcieli zrobić.

Jeżeli ten format się sprawdzi, to możecie liczyć na to, że gdy wystartuje trasa koncertowa kilka koncertów w ten sposób zrelacjonujemy dla Was również. Pomysłów jest wiele i niektóre zostawiamy sobie na „po trasie”, a inne zobaczycie już podczas najbliższej trasy.

Zapraszamy 11 pażdziernika już od godziny 12:00 na 101dM.pl

Czekają nas nowe wydawnictwa, czyli co?

Ostatnie dni są bogate we wrażenia i tak będzie już co najmniej do początków 2018. Chciałbym Wam zaproponować jednak porzucenie tej ekscytacji na chwilę i sięgnięcie myślami trochę obok i trochę dalej od ogólnej ekscytacji nowym singlem, nową płytą i nową trasą. Tego będzie jeszcze po kokardę w najbliższych miesiącach.

Najpierw cytat z niedawnej informacji prasowej:

Video Singles Collection jest pierwszym z serii retrospektywnych projektów zatwierdzonych przez zespół  dokumentujących niezwykłą karierę Depeche Mode.

W oryginale:

Video Singles Collection is the first in a series of band-approved retrospective projects examining Depeche Mode’s extraordinary career

Wszyscy się z tego bardzo ucieszyli, ale tak na prawdę, to nikt nie ma pojęcia czego się spodziewać. Nie sądzę, żebym tym wpisem ujawnił listę planowanych tytułów. Nie mniej jest kilka ciekawostek, które działy się i przeszły bez echa.

Jak wiemy już depeche MODE odzyskały prawa do swojego katalogu w lipcu 2015. Następstwem tego był wyjazd Daniela Barassiego (webmaster dM.com) do Londynu w grudniu 2015 roku. Co 13.09 tak skomentował:

Tak, teraz już wiecie dlaczego pojechałem do Wielkiej Brytanii w grudniu ubiegłego roku. Inne niż brak Blu-ray przemyślenia? (Ujawniam: Zrobiłem WIELE przy tym wydawnictwie)

W oryginale:

Kolejnego wydawnictwa należy się spodziewać w przyszłym roku i również będzie to wydawnictwo wideo. I zapewniam Was, że jest na co czekać. Ślinka cieknie na widok takich zdjęć…

Wizyta w archiwum #depechemode
Wizyta w archiwum #depechemode

Wczoraj (28.09) powyższa fota ukazała się na Twitterze Daniela i nie będzie to ostatnie „szczucie” w jego wykonaniu. Wydawnictwa mają się pojawiać na rynku co roku niezależnie od wydawnictw związanych z nową płytą. Nie wiem, czy będzie to zawsze okolica wydania pierwszej kompilacji, bo w 2019 zapewne czeka nas koncertowe wideo z nadchodzącej trasy, ale to już ból głowy tych, co planują kalendarz wydawniczy.

To co widzicie na tym zdjęciu, to stanowiska do przeglądu nagrań zarejestrowanych na telewizyjnym standardzie Betacam (od Sony), wraz z cyfrowymi mikserami do przechwytu i cyfrowego montażu obrazu. Jest to o tyle ważne, że o ile format VHS na przestrzeni lat degradował się co raz bardziej. W pogoni za przypochlebianiem się konsumentom sprzęt tracił na jakości. Co raz tańsze komponenty, a szczególnie głowice sprawiały, że ostatnie produkowane modele wołały o pomstę do nieba pod względem jakości.

Inaczej było z systemem Beta, który trzymany w ręku przez praktycznie jedną firmę, czyli Sony trzymał względną jakość do swojej śmierci. Rok temu Sony ogłosiło, że przestaje produkować kasety w formacie Beta, ponieważ kasety te zostały zastąpione przez formaty cyfrowe.

Jakie to ma znaczenie dla nas? Materiały z tego zdjęcia to głównie mamuśki – czyt. oryginały lub pierwsze kopie z mamusiek do archiwum. Ktoś nawet policzył, że jest ich ponad 70. Jest to na pewno więcej materiału, niż tylko 59 klipów na zapowiedzianym DVD. Oczywiście kluczem do zagadki jest długość kaset i nagrań na nich, ale już samo to o czymś świadczy.

Dla mnie podstawowym pytaniem przy transferowaniu tego typu materiałów jest pytanie jak sobie poradzili z formatem 4:3. Osobiście nie mam problemu, aby w takim formacie wydać materiał współcześnie, niż ciąć na górze i na dole, aby dostosować obraz do formatu 16:9. Dla mnie jest to to samo, jakby ktoś poszedł do galerii i uciął kawałek Bitwy pod Grunwaldem, aby dostosować dzieło Matejki do współczesnych standardów oglądania obrazów. Jeżeli znajdą sposób na godną oprawę archiwów i poprawią ubytki i niedobory kolorów, to Herzlich Willkommen!

_
Anton Corbijn ostatnio wspominał, że również ma w planach reedycję Strange i Strange Too. Nie zakładam, że wszystko pojawi się na raz i raczej po trasie, ale pomimo tego, że są to wydawnictwa dotyczące depeche MODE, to nie są to jednak w 100% wydawnictwa tego zespołu, jak albumy, czy single.

O ile teledyski zespół może wydawać jak chce, to już wideo Strange jest tym czym obecna wystawa Antona w Sztokholmie – zbiorem prac autorstwa Holendra dla którego pozowali różni ludzie. Czasem na zlecenie, czasem nie. Album Strangers jest książką Antona ze zdjęciami depeche MODE, a nie albumem depeche MODE.

To tak, jak dla wielu odkrywczym jest stwierdzenie, że 101 to nie koncert tylko dokument autorstwa dokumentalisty D.A. Pennebaker’a o depeche MODE i fanach. Dopiero płyta 101 jest koncertem. To są niuanse, ale te niuanse decydują kto przewodzi jakiemuś projektowi, czyja czcionka jest większa w napisach i w jakim miejscu. To ma potem wymierne korzyści na koncie.

Po co te wywody? Ponieważ chcę uświadomić Wam, że czekają nas na prawdę ciekawe i dobre czasy. Dobre dla nas, choć nie koniecznie dla naszych portfeli. Samo depeche MODE, podobnie jak i ludzie którzy żyli z pracy artystycznej dla i z depeche MODE zaczynają wyciągać swoje polisy na życie i wydawać archiwa, które pozwolą się im godnie utrzymać u schyłku ich kariery i na emeryturze. Dlatego te projekty reedycyjne będą się pojawiać równolegle lub w niewielkich odstępach czasu (miesiącach / kwartałach). Warto przyjrzeć się temu, jak tyle lat po śmierci zarabia się na legendzie Elvisa, Queen itp. Wcześniej, czy później też nas to czeka, nawet jak członkowie depeche MODE nadal będą na tym świecie.

Nawet, jak skończy się cyrk z trasą i odbędzie się ostatni akt w postaci wydania koncertowego wideo w 2019, to i tak będziemy raczeni kolejnymi tytułami. Nowymi, a jednocześnie wyciągającymi na wierzch archiwami.

Mam wrażenie, że projekt TVA robiony przez fanów był dla paru osób dobrą nauczką i jakimś drogowskazem czego spora grupa fanów oczekuje. Daniel Barassi, mimo jego dosyć opryskliwego charakteru, dobrze wie gdzie trzeba sięgnąć, aby wyciągnąć kartofle z ogniska… Teraz dostał cały worek i nie zawaha się ugotować z tego czegoś, co dla wielu było jedynie marzeniem zasmarkanego nastolatka wpatrzonego w ponętną sąsiadkę… jeśli wiecie co mam na myśli 😉

Kolekcja Wideo… prawie cała

No i stało się, zespół/wytwórnia wydawniczo dali o sobie znać. Po raz pierwszy od 2014 mamy coś nowego spod szyldu depeche MODE. Najnowsza kompilacja ma być nowym otwarciem w historii wydawniczej zespołu. To nowe otwarcie stanie się ciałem 11 listopada, tym czasem mamy jedynie informację prasową opublikowaną na oficjalnej stronie depeche MODE i rozesłaną do mediów. Warto zagłębić się w ten tekst, bo przekaz sięga trochę dalej i głębiej niż do 11 listopada.

Formaty i jakość

Nie wiem czy to będzie zaskoczenie, czy nie, ale zapowiedź dotyczy tylko 3 placków DVD. Nie ma mowy o żadnych BR, ani innych formatów ściągalnych, czy do streamingu. To zastanawia, oby Sony Music nie popełniło tych samych błędów, co przy Live In Berlin z jakością materiału na nośnikach fizycznych.

The set includes 55 newly restored versions of the essential video singles in the DM canon

Kompilacja zawiera 55 zremasterowanych clipów z kanonu depeche MODE – czytamy w informacji. Jestem bardzo ciekawy co to oznacza. Czy tylko poprawienie obrazu, czy też przeformatowanie do obecnego standardu 16:9. Przypomnę, że większość klipów z lat 80. i 90. była kręcona w formacie 4:3, co przy obecnych standardach telewizorów i monitorów komputerów oznacza pasy po obu stronach klipów lub sztuczne rozciągnięcie zaburzające proporcje oryginałów.

Moje obawy budzi jednak fakt, że podana lista klipów, zwielokrotniona przez liczbę komentarzy członków zespołu to zbyt duża masa materiału nawet na dwuwarstwowe DVD i możemy się doczekać znowu wersji NTSC dla zaoszczędzenia miejsca na plackach. To tylko pokazuje jak przy obecnej technice format DVD jest już archaiczny i nieekonomiczny, choć tani sposób na wydawanie materiału.

Daniel Barassi tak to tłumaczy:

Po co wydawać taką kompilację?

Takie stwierdzenie pojawia się co jakiś czas w Waszych komentarzach w kołchozach społecznościowych. Zaraz potem wspierane jest komentarzami z cyklu „skok na kasę” łamane na „dojenie fanów„. Bo tak jest, to jest. Składanka obliczona jest na ponowne zarobienie na fanach depeche MODE. To tylko część tej prawdy, choć chyba najbardziej oczywista.

Kiedy zespół wydał w 1985 Some Great Videos, w kompilacji celowo zostały pominięte klipy, których już w tamtych czasach zespół się wstydził. Na dobrą sprawę aż do dziś komercyjnie nie ukazała się znakomita większość teledysków. Część została wydana jedynie jako promo, albo po prostu poszła na technicznych nośnikach do telewizorów. Dla takiego The Meaning Of Love, czy Get The Balance Right jest to wydawnicza premiera 30+ lat od ukazania się singla. Lepiej było już w naszym stuleciu, gdy wytwórnia dokładała klipy jako zapchajdziury do singli DVD.

Patrząc jednak na jakość tamtych wydawnictw nawet dobrze, że ukażą się one w odnowionej wersji na w miarę współczesnych nośnikach.

…Ale ja widziałem te klipy na YouTube… szanuję to… Ja też. Nie zmienia to jednak faktu, że nie można było nabyć za jednostki takich klipów solo, ani w postaci kompilacji. Nie było możliwe takie coś ze względu na rozproszenie praw wydawniczych katalogu lub archaiczność nośników na których kiedyś wydawano.

55 to nie wszystko.

No właśnie wytwórnia chwali się, że dostaniem antologię 55 klipów z całej historii zespołu. Tylko, że analizując załączoną listę w oczy rzuca się kilka niekonsekwencji. W większości są to klipy do singlowych wydawnictw. Skoro tak, to co w tym zbiorze robi One Caress? A jeżeli jest One Caress, to gdzie jest Halo, Clean, Pimpf?

I znowu The Brat:

Barassi twierdzi, że skoro One Caress było singlem (bez nośnika CD i vinyl) tylko jako wideo i tylko na rynku amerykańskim to już się liczy. W przeciwnym wypadku należałoby z kompilacji wywalić również But Not Tonight również wydane na rynku amerykańskim tylko, oraz Little 15, które też ukazało się tylko na rynku francuskim.

Halo i Clean, nie są singlami, nawet promo, jedynie klipami nakręconymi pod planowane wydanie podwójnego singla po World In My Eyes. Plany te jednak zarzucono. Z Pimpf jest jeszcze inaczej. Ten klip został nakręcony jako szalona wizja do Strange i to tyle.

Jeżeli zgodzić się z tą argumentacją, to znaczy, że The Singles 86>98 było nie pełne, bo brakowało właśnie One Caress i But Not Tonight. W takim razie na kolejnych składankach retrospektywnych powinny znaleść się takie kawałki jak Told You So (wydane tylko w Hiszpanii na singlu), The Darkest Star i Perfect, które było wydane jako vinyl only lub promo only.

Kolejna sprawa, to to że warto pamiętać, iż nie jest to zwykła kompilacja jak ta z 1998 czy z 2002. Tu nie chodzi o to, żeby puścić ciurkiem wszystkie klipy. Klipy będzie można obejrzeć z komentarzem Dave’a, Martina i Andy’iego. A Alan?, a Vince?, a reżyserzy? na me usta ciśnie się myśl kołatająca się po głowach milionów fanów na tym świecie. Zespół ewidentnie zadbał tu o swoje interesy, pomijając byłych członków zespołu.

Bonusy

Dostajemy na plackach również bonusy:

People Are People (12″ version)
But Not Tonight (Pool Version)
Soothe My Soul (Extended)
Stripped (Unreleased Alternate Cut)

Z tej czwórki najbardziej interesująca jest chyba tylko alternatywna wersja Stripped. Choć nie spodziewałbym się za wiele. People Are People w wersji 12″ znane jest od czasów Some Great Videos, But Not Tonight gości na oficjalnej stronie dM, a Soothe My Soul… no cóż zobaczymy czy extended oznacza dorobienie brakujących marginesów do kwadratowego wideo.

Ty wiesz, co my robimy tą kompilacją? My otwieramy oczy niedowiarkom i to nie jest nasze ostatnie słowo.

Video Singles Collection is the first official Depeche Mode archival title to be released under the SONY imprimatur since SME acquired rights to the DM catalog in July 2015

Parafrazując klasyka nadchodzi nowe. Pisałem Wam o tym ostatnio. Dziś słowa z mojego wpisu uzyskały potwierdzenie. Kluczem jest tu słowo „imprimatur„, które znaczy tyle co udzielenie zgody/licencji (w domniemaniu przez zespół) na archiwalny katalog i ponowne wykorzystanie go przez Sony Music Entertainment. Jestem dziwnie spokojny, że na nowych wydawnictwach depeche MODE będzie formułka znana choćby z wydawnictw z ExciteraUnder exclusive licence to. Zgoda taka została udzielona przez zespół w lipcu 2015 roku. Ale najciekawsze jest dalej…

…dalej w informacji prasowej czytamy:

Video Singles Collection is the first in a series of band-approved retrospective projects examining Depeche Mode’s extraordinary career

Zespół i wytwórnia planują wydanie kolejnych retrospektywnych materiałów z kariery depeche MODE. Mam nadzieję, że w końcu się doczekamy wydania Hamburga 84 na plackach. Mam nadzieję, że nie skończy się na ponownym wydaniu Devotional, 101, One Night in Paris, Live In Milan, tylko po to, aby ukazały się pod szyldem Sony, ale materiały te doczekają się nowych formatów i nowej zawartości. Będzie trudno, ale obym się mylił.

Mam też nadzieję, że jeżeli zespół przestał się wstydzić starych teledysków, to Panowie sięgną w końcu po Londyn 82 i wydadzą pierwsze wideo nakręcone w USA z Irvine Meadows w 1986. Mam też nadzieję, że również sięgną po rejestracje o których nie wiemy, że są, albo zostały nakręcone przez stacje TV w latach 80. Patrz BBC lub inni narodowi nadawcy.

Dziwne zdjęcie z sierpnia.

Pamiętacie zastanawiające zdjęcie Martina w otoczeniu ekranów z początku sierpnia? Z podpisem:

’On set with Depeche Mode’

cpaisd8viaahdnr-jpg-large

Myślę, że chyba zagadka się rozwiązała. To mógł być plan zdjęciowy do kompilacji, na którym zespół komentował i opowiadał o swoich wspomnieniach związanych z klipami.

Ikony

Okładka kompilacji opatrzona jest na nowo stworzonymi klasycznymi ikonami z całej dyskografii depeche MODE. Nie wiem czy jest to ręka Antona Corbijna, choć być może…. No chyba, że to w tej sprawie Anton odwiedził depeche MODE, podczas ich pracy w Nowym Jorku.

Icons - Video Singles Collection
Icons – Video Singles Collection

Nie mniej pojawia się na okładce kilka nowych ikon za którymi zaszyte są teledyski. Z nowych ikon widać BMW Isetta, jako wizualizacja teledysku Never Let Me Down Again lub Behind The Wheel, oraz Stodoła(?), którą poprzednio można było zobaczyć na okładce Soothe My Soul.

aaaa i jeszcze jedno…

W kodzie strony z informacją prasową zaszyty jest taki adres:

http://smarturl.it/DepecheModeVSC

który po wklejeniu do przeglądarki przenosi nas na stronę empiku. Jeżeli ktoś wklei ten adres w Niemczech, to przeniesie go na stronę amazonu albo media marktu, a w USA może to być jeszcze inny sprzedawca. Co to oznacza? Że za jakiś czas pojawi się przycisk do złożenia preorderu i dla Polski tym sklepem będzie empik. Najprawdopodobniej ta sieć w Polsce ma wyłączność na preordery.

Na koniec pełna lista klipów, jakie zobaczymy w listopadzie na plackach:

Just Can’t Get Enough (directed by Clive Richardson)
See You (directed by Julien Temple)
The Meaning Of Love (directed by Julien Temple)
Leave In Silence (directed by Julien Temple)
Get The Balance Right (directed by Kevin Hewitt)
Everything Counts (directed by Clive Richardson)
Love, In Itself (directed by Clive Richardson)
People Are People (directed by Clive Richardson)
Master And Servant (directed by Clive Richardson)
Blasphemous Rumours (directed by Clive Richardson)
Somebody (directed by Clive Richardson)
Shake The Disease (directed by Peter Care)
It’s Called A Heart (directed by Peter Care)
Stripped (directed by Peter Care)
But Not Tonight (directed by Tamra Davis)
A Question Of Lust (directed by Clive Richardson)
A Question Of Time (directed by Anton Corbijn)
Strangelove (directed by Anton Corbijn)
Never Let Me Down Again (directed by Anton Corbijn)
Behind The Wheel (directed by Anton Corbijn)
Little 15 (directed by Martyn Atkins)
Strangelove ’88 (directed by Martyn Atkins)
Everything Counts (Live – from “101”) (directed by D.A. Pennebaker)
Personal Jesus (directed by Anton Corbijn)
Enjoy The Silence (directed by Anton Corbijn)
Policy Of Truth (directed by Anton Corbijn)
World In My Eyes (directed by Anton Corbijn)
I Feel You (directed by Anton Corbijn)
Walking In My Shoes (directed by Anton Corbijn)
Condemnation (Paris Mix) (directed by Anton Corbijn)
One Caress (directed by Kevin Kerslake)
In Your Room (directed by Anton Corbijn)
Barrel Of A Gun (directed by Anton Corbijn)
It’s No Good (directed by Anton Corbijn)
Home (directed by Steven Green)
Useless (directed by Anton Corbijn)
Only When I Lose Myself (directed by Brian Griffin)
Dream On (directed by Stephane Sednaoui)
I Feel Loved (directed by John Hillcoat)
Freelove (directed by John Hillcoat)
Goodnight Lovers (directed by John Hillcoat)
Enjoy The Silence ’04 (directed by Uwe Flade)
Precious (directed by Uwe Flade)
A Pain That I’m Used To (directed by Uwe Flade)
Suffer Well (directed by Anton Corbijn)
John The Revelator (directed by Blue Leach)
Martyr (directed by Robert Chandler)
Wrong (directed by Patrick Daughters)
Peace (directed by Jonas and François)
Hole To Feed (directed by Eric Wareheim)
Fragile Tension (directed by Rob Chandler and Barney Steel)
Personal Jesus 2011 (directed by Patrick Daughters)
Heaven (directed by Timothy Saccenti)
Soothe My Soul (directed by Warren Fu)
Should Be Higher (directed by Anton Corbijn)

Unfinished business…

Tym określeniem Dave opisał swoje podejście do pracy nad Sounds Of The Universe, gdy startowali z tym albumem w studio. Dla mnie taką niezakończoną sprawą jest temat konferencji prasowej w Paryżu w 2012. Ujął bym to nawet szerzej… całego wprowadzenia do Delta Machine, ściemy związanej z brakiem tytułu, singla, i wielu wielu innych spraw, o których wtedy celowo nie chcieli mówić. Po za tym w tamtym czasie pojawiło się kilka kwestii, które finał swój miały po trasie, a na które mało kto zwracał uwagę.

Obejrzałem ponownie konferencję prasową i myślę, że kilka spraw może być nadal ciekawych… szczególnie kiedy jesteśmy mądrzejsi o 4 lata.

23 października 2012 zespół zaprosił nas na konferencję prasową w sprawie ogłoszenia terminów nowej trasy koncertowej. Tak tak, nie płyty, a trasy 😉

Konferencja Prasowa 2012.10.23
Konferencja Prasowa 2012.10.23

Przebieg konferencji można podzielić na kilka części. Choć mam wrażenie, że sama konferencja była zorganizowana głównie dla tych co się nie dostali na wywiad 1:1, oraz dla gawiedzi fanów. Pytania były momentami zdawkowe, albo zlewające, ale po kolei:

Album o nieznanym tytule – to był główny lejtmotyw tej konferencji – jesteśmy zarobieni, nie mam nic ustalone, nie mamy za wiele do powiedzenia, po za tym co puściliśmy Wam na ekranie. Jak wielka to była wtedy ściema szybko się przekonaliśmy, a fani albo grzebali w klipie, albo załamywali ręce. Angel nie był dla wielu spełnieniem marzeń o pierwszym doświadczeniu z nową płytą. Nie był faworytem jako takim na płycie. Ja należałem do tych pierwszych… mówiąc eufemistycznie.

Dave napisał 5.5 kawałka na nową płytę, a Fletch twierdził, że nadal są bogami syntezatorów.

Martin: Nigdy nie pasowaliśmy do biznesu. Na szczęście mamy lojalnych fanów, więc nie musimy schlebiać (pasować) do przemysłu muzycznego.

W tym kontekście padło pytanie o Ultimate Song, czyli najlepszą nagrany / skomponowany kawałek ever. Oczywiście takiego nie ma, ale na tym albumie jest kilka, które się ocierają o to (ryli?) stwierdził Martin.

Konferencja Prasowa 2012.10.23
Konferencja Prasowa 2012.10.23

Zespół nagrał 20 kawałków…. podobno. 17 razem z dodatkami ukazało się na płytach. Na singlach nie wyszedł żaden b-side, którego potem nie było by na płycie. To, co stało się z 3 numerami? Może to mnie pamięć zawodzi, ale nie pamiętam, żeby ktoś dopytywał się gdzie reszta? Warto o to może zapytać zespół przy okazji najbliższego spotkania z nimi.

I to by było na tyle w temacie płyty. Ani zespół nie był rozmowny, ani zainteresowanie tematem pobocznym też nie było za wielkie. Skupmy się w takim razie na temacie głównym konfy w Paryżu.

Nowa trasa koncertowa

Wiele było spekulacji. Na pewno dowiedzieliśmy się, że – będzie rozgrzewkowy koncert (gdzie? nie było wiadomo jeszcze). Konferencja w Paryżu… hmm ciekawe dlaczego?

Konferencja, a sprawa polska

To było jedno z moich większych zdziwień tej konferencji. Tyle akcentów, jakie poszły w kierunku naszej części Europy, oraz Polski nie było dawno. Oczywiście sami o to zadbaliśmy będąc tam. Nie ma co ukrywać, że po tym, jak wiele padło pytań i jak wielkie zainteresowanie było mediów z Europy Środkowo-Wschodniej, to trudno nie dojść do przekonania, że umysły których fanów, z której części Europy zajmuje ten zespół najmocniej. Francuskich mediów też była spora reprezentacja, ale to jest naturalne. Byli gospodarzami. Tak samo by było, gdyby konfa była w Niemczech, czy we Włoszech. Jakie kwestie dotyczyły Europy Środkowo-Wschodniej i Polski?

  • Grali u nas mimo, że wiedzieli, że stracą kasę
  • Grali bo wiedzieli, że mają tu fanów i jest to inwestycja na przyszłość
  • Teraz to procentuje (co napisałem powyżej)
  • Nie mieli złotej kuli i nie wiedzieli, że sytuacja polityczna się zmieni, a mimo to grali w Europie Wsch.
  • Po prostu chcieli grać koncerty dla ludzi.
  • Mimo wiedzy byli zszokowani reakcją fanów. Fani z bloku wschodniego znali muzykę, teksty. Wszystko to mimo braku dostępu do normalnego rynku muzycznego.
  • Podziemie działało, mixtape’y i listening party miały miejsce.
  • Doskonale pamiętają DM Lipdub For The Masses / Shadow for the Masses (Martin).
  • Nasze szafiarki (Natasza i Agata) nie zawiodły i zapytały się o ciuchy Martina na trasę. Pozostali chłopacy stwierdzili, że na pewno będą „Glittery

Ufff sporo tego. Ale warto pójść dalej.

Konferencja Prasowa 2012.10.23
Konferencja Prasowa 2012.10.23
Nagrywanie koncertów (potocznie nazywane LHN)

To jest kolejna niedokończona sprawa z konferencji. Miałem wrażenie, że zespół nie był przygotowany, albo był zaskoczony, że ludzie to będą pamiętać i będą chcieli. Oni po prostu o ten aspekt nie zadbali zmieniając EMI na Sony Music. Być może Sony nie miało zaplecza, być może nie chcieli płacić firmie powiązanej z konkurencją. Dobrze by było, aby ten temat wrócił na kolejnej konferencji. I mam nadzieję, że wrócić w postaci ogłoszenia zespołu, że na najbliższej trasie pojawią się nagrania z każdego koncertu, niż kolejnych zdziwionych i wymijających wypowiedzi.

  • Andy: Być może.
  • Dave: Czy lubiliście / chcielibyście mieć takie nagrania?
Różne inne ciekawe wątki z konfy.

Ktoś zapytał czy możliwy jest koncert z orkiestrą symfoniczną, jak to kiedyś zrobiła Metallica?

Martin: Oczywiście, że możliwy, ale my pewnie tego nie zrobimy…

Zespół słyszał i docenia akcję niemieckich fanów z powrotem Dreaming Of Me na listę przebojów z okazji 30-lecia wydania singla.

Dla Martina różnica w koncertowaniu dziś i teraz jest taka, że kiedyś był nonstop nawalon, a dziś (podobno) czerpie więcej radości z bycia na scenie. Resztę możecie odświeżyć sobie poniżej:

Ten wpis właściwie mógłby być relacją pisaną zaraz po zakończeniu konferencji w 2012, gdyby nie jeszcze jedna kwestia.

Po konferencji zespół udzieli wywiadów mediom ze świata i okolic i takie niewinne stwierdzenie przykuło na onczas moją uwagę. W oryginale cytuję słowa Dave’a we wpisie depeche MODE sp. z o.o., a tłumaczenie poniżej:

Daniel na pewno był bardzo zaangażowany w tworzenie tej płyty – z procesem nagrywania włącznie, po drodze pomagając w podjęciu wielu decyzji. To, co wydarzyło się miało miejsce w okresie poprzedzającym wydanie Exciter. Daniel, z naszym błogosławieństwem, sprzedał katalog Mute do EMI. W jego rękach pozostała kontrola artystyczna. Tuż przed startem nagrań do Delta Machine, chodziły słuchy że EMI się zwija Nie chcieliśmy tkwić w stanie zawieszenia i ciągać się przez lata po sądach, bo nie zrobiliśmy nic, po za słyszeniem. Obecnie Daniel posiada firmę Mute Artists, ale nie Mute Records (wytwórnię), którą chciał odkupić od EMI po tym jak sprzedał ją parę lat wcześniej, ale bez sukcesów. Został przelicytowany i był bardzo zdenerwowany, o czym ja dowiedziałem się całkiem nie dawno (rok 2012). Chciał to wszystko odzyskać z powrotem, ale w zasadzie powiedzieliśmy mu: „Dan, musimy iść dalej.” My nie chcieliśmy być zapchaj dziurą na której wszystko się trzyma. Musieliśmy zadać sobie pytanie: „Gdzie jest Mute? Czym jest Mute? Kto dystrybuuje? „Więc zdecydowaliśmy się rozejrzeć i Sony dało najlepszą ofertę, z zabezpieczeniem że Daniel będzie z nami nadal. Dzięki temu umowa daje nam pewność, że będziemy mieć kontrolę nad tym, co robimy. Co najważniejsze, w 2015 roku, będziemy w stanie uzyskać kontrolę nad całym naszym katalogiem. Będzie ponownie naszą własnością. Nie będzie w stanie zawieszenia. Po Delta Machine, będziemy mieć pełną kontrolę. Dla nas Daniel jest jednym z najważniejszych elementów części tego, co robimy. On jest od zawsze i chcemy aby tak było dalej.

Wygląda na to, że tak się stało. depeche MODE odzyskało kontrolę nad swoim katalogiem w 2015, pierwsze efekty zaczynamy w jakimś sensie widzieć teraz. Zapowiedź (z przygodami) wydania kolejnej kompilacji może być następstwem tego faktu. Szczególnie, że dla bardzo wielu klipów będzie to pierwsze komercyjne wydanie, a nie jedynie w charakterze promo, jak to do tej pory funkcjonowały.

comping soon... depeche MODE
comping soon… depeche MODE

Problem z katalogiem depeche MODE był (jest?) taki, że Mute będąc małą alternatywną wytwórnią musiało przez lata wspomagać się siłą większych i silniejszych. Na dobrą sprawę co płyta, co rynek, to kto inny był dystrybutorem, zarządzał prawami na różnych rynkach. Prawa do katalogu depeche MODE przechodziły z rąk do rąk. Ten sam tytuł można było zobaczyć z czołówką BMG, EMI, Warner, Virgin, Gefen, Sire i kto tam jeszcze miał siłę i moc wszelaką na lokalnych rynkach.

To powodowało, że zespół przez wiele lat był zblokowany ze swoim katalogiem. Bieda wydawnicza i brak możliwości zażądania twórczością. Pomimo pojawiających się co jakiś czas zapowiedzi a to, że EMI podpisało z BBC porozumienie o dostępie do katalogu nagrań BBC, a to jakieś inne plotki, to nadal nie było widomego śladu.

Wydane parę lat temu remastery uderzały biedną zawartością i poza poprawieniem jakości dźwięku nie miały realnej wartości dodanej jakiej fani oczekiwaliby od zespołu, albo znali z innych wydawnictw, innych zespołów. Jest nadzieja, że zapowiedzi z okresu poprzedniej konferencji prasowej po 4 latach w końcu zaczną przybierać realny kształt. To wszystko w oczekiwaniu na nową konfę…

THE VIDEO SINGLES COLLECTION – jest afera

Wczoraj informowałem Was na 101dM.pl o niespodziewanym wydawnictwie – kompilacji wideoklipów z całej historii depeche MODE od Just Can’t Get Enough do Should Be Higher. Kto z Was miał okazję wejść na stronę i przeczytać pełną rozpiskę, ten… już się nacieszył. Strona z informacją o wydawnictwie zniknęła z sieci do 4 listopada.

Tak szybko jak informacja wyciekła, tak szybko okazało się, że była komuś nie w smak w wytwórni, albo w zespole. Zdecydowanie był to niekontrolowany wyciek i pokrzyżował trochę planów.

(Zbliżające się) Wydanie nowej płyty to bardzo dobry powód na sprzedanie fanom starego materiału raz jeszcze. Można to robić na wiele sposobów. W 2013 EMI pozbywające się katalogu depeche MODE wspólnie z sieciami robiła wyspy, aby w otoczeniu Delta Machine próbować upłynnić stary towar, którego za chwilę nie będzie mogło sprzedawać. Tym razem nowa wytwórnia chce być mądrzejsza i próbuje pod nowym szyldem z ekstrasami w postaci komentarzy obecnych członków depeche MODE sprzedać stare teledyski oraz nowe, które w takiej formie jeszcze nigdy nie było oferowane konsumentom.

Wyciek informacji jak się okazało był przedwczesny i informacja o projekcie zniknęła ze strony Brytyjskiej Rady Klasyfikacji Filmów. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie chciał upublicznionej wczoraj informacji zachować dla potomnych. Poniżej lista klipów jaka była podana na stronach BBFC

Dysk 1

0:04:38 Just Can’t Get Enough (Dave Commentary)
0:03:41 Just Can’t Get Enough (Fletch Commentary)
0:03:44 Just Can’t Get Enough (Martin Commentary)
0:04:11 See You (Fletch Commentary)
0:03:56 See You (Martin Commentary)
0:03:46 The Meaning Of Love (Martin Commentary)
0:03:13 Get The Balance Right (Dave Commentary)
0:03:47 Master And Servant (Fletch Commentary)
0:04:43 Shake The Disease (Fletch Commentary)
0:03:51 It’s Called Heart (Martin Commentary)
0:03:49 Stripped (Dave Commentary)
0:03:49 Stripped (Martin Commentary)
0:04:05 A Question Of Time (Martin Commentary)
0:03:46 Strangelove (Dave Commentary)
0:03:46 Strangelove (Fletch Commentary)
0:04:30 Never Let Me Down Again (Dave Commentary)
0:04:30 Never Let Me Down Again (Fletch Commentary)
0:04:23 Behind The Wheel (Dave Commentary)
0:04:10 Behind The Wheel (Fletch Commentary)

Dysk 2

0:03:50 Personal Jesus (Fletch Commentary)
0:04:32 Enjoy The Silence (Dave Commentary)
0:04:32 Enjoy The Silence (Martin Commentary)
0:04:33 I Feel You (Dave Commentary)
0:05:01 Walking In My Shoes (Martin Commentary)
0:04:50 In Your Room (Martin Commentary)
0:05:27 Barrel Of A Gun (Martin Commentary)
0:04:28 It’s No Good (Dave Commentary)
0:04:18 It’s No Good (Fletch Commentary)

Dysk 3

0:04:09 Freelove
0:03:49 Goodnight Lovers
0:03:31 Enjoy The Silence 04
0:04:10 Precious
0:03:53 A Pain That I’m Used To
0:04:21 Suffer Well
0:03:42 John The Revelator
0:03:23 Martyr
0:03:54 Wrong
0:03:44 Peace
0:04:11 Hole To Feel
0:03:36 Fragile Tension
0:04:05 Personal Jesus 2011
0:04:03 Heaven
0:04:02 Soothe My Soul
0:05:56 Should Be Higher
0:07:13 People Are People (12″ Version)
0:03:48 Stripped (Unreleased Alternate Cut)
0:04:07 But Not Tonight (Pool Version)
0:05:19 Soothe My Soul (Extended)
0:04:08 Freelove (Martin Commentary)
0:04:21 Suffer Well (Dave Commentary)
0:03:54 Wrong (Dave Commentary)
0:03:54 Wrong (Fletch Commentary)

Nie przytaczam tej listy bez kozery. Stały czytelnik M2J i 101dM – ToM policzył to i owo i wychodzi, że brakuje…. i to dużo.

Czasy
Dysk 1 – 1:16:18
Dysk 2 – 0:41:31
Dysk 3 – 1:41:13

Po zliczeniu tych czasów daje to łącznie 4:26:23. Standardowe dyski DVD jednowarstwowe mają czasy na poziomie 2 godzin. Oznacza to, że brakuje łącznie jakiś 2 godzin. Do tego ewidentnie widać, że dysk numer dwa zawiera trochę wolnej przestrzeni. Albo to oznacza, że ten dysk będzie zapełniony brakami, albo pojawi się jakiś dodatkowy materiał, albo porządek płyt nie jest jeszcze dogadany.

Jak by to nie było Barassi miał rację pisząc, że:

Premiera została spalona i wydaje się, że jest niekompletna. Dlatego ja również zalecam spokój i bez gotowania się. Taka kompilacja wbrew pozorom ma sens, szczególnie, że od ostatniej produkcji z teledyskami mija już 18 lat. To szmat czasu i tamto wydawnictwo jest przede wszystkim ze stajni EMI/BMG, więc Sony musi postarać się o własne, autorskie kompilacje. Po za tym daje to szansę posiadania wszystkich klipów jednym miejscu. Po latach umieszczania klipów gdzie popadnie, np: ogony singli, na dodatkowych płytach do albumów, na płytach dodawanych do koncertów video. Wszystko w jednym miejscu porządkuje kolekcje wielu fanów.

Nie znamy jeszcze pozostałych formatów na których wydana ma być ta kompilacja. Uważam, że kolekcja pojawi się w wersji do pobrania ze sklepów i jako możliwość odtwarzania w kołchozach typu Spotify i Apple Music. Czy się doczekamy BluRay szczerze wątpię. Dla wielu jest już to martwy format mimo ciągłych aktualizacji formatu..

Wydanie takiej kompilacji może też oznaczać, że np w kolejnych latach dostaniemy kolejne Best Of tym razem jako audio np The Singles 01-18. Szczerze? Nie wyobrażam sobie, że depeche MODE pojedzie w trasę promującą taki album, gdzie jedynymi kawałkami przebojowymi są Enjoy The Silence 2004 i Personal Jesus 2011. Reszta to kawałki grane raz lub dwa na trasach, a spora część nie była grana na żywo.

Za mało ikonicznych hitów, za dużo numerów, które w latach 00.  nie znaczyły już tyle, co Never Let Me Down Again / Just Can’t Get Enough w latach 80.

Nadchodząca jesień będzie bardzo ciekawa, dla wszystkich fanów depeche MODE, a kolejne lata nie będą dłużne. Będzie się działo.

Warszawa 1985 – Some Great Reward Tour

Kolejna, okrągła, bo 31. rocznica pierwszego koncertu w Warszawie za nami. Co roku staram się poruszać jakiś wątek powiązany z historią koncertu. Te związki są mniej lub bardziej luźne. Dziś będzie to takim trochę luźniejszym związku, ale myślę, że nie mniej interesującym w kontekście pierwszego koncertu depeche MODE w Warszawie.

Koncert w Warszawie zakończył trasę trwającą 7 miesięcy trasę rozbitą na dwa lata. Była to w owym czasie dla depeche MODE najdłuższa trasa koncertowa ever. Najwiecej kontynentów, najdłuższa setlista. Choć tak na dobrą sprawę, to przyjęty model promocji sprawił, że zespół był w permanentnej trasie od 1980 roku, z przerwami na pracę w studio. Dopiero powrót do domu po koncercie w Warszawie sprawił, że zespół mógł zatrzymać się na chwilę i pomyśleć nad przyszłością.

Warszawa 1985.07.30 (c) Więcor
Warszawa 1985.07.30 (c) Więcor

Trasa Some Great Reward unaoczniła, że jeżeli zespół chce grać dłuższe koncerty, być gwiazdą koncertującą na 5 kontynentach i liczyć się gdzieś dalej, niż tylko na alternatywnych listach przebojów, to musi wydłużyć proces produkcji płyt, koncertów, a przede wszystkim mieć więcej czasu na odpoczynek.

Zmęczenie tą trasą było widoczne choćby w tym, że o ile w poprzednich latach chłopaki trzymali się raczej sztywno wymyślonego przed trasą aranżu, to na tej trasie m/w od Japonii zaczęły chłopakom puszczać hamulce. W granych utworach było co raz więcej improwizacji, a z relacji wiadomo, że Martin potrafił nawet szaleć z parapetem niczym z gitarą, przy Somebody końcówka kompletnie nie przypominała tego, co znamy choćby z wideo z Hamburga. Wszystkie części improwizowane, a szczególnie końcówka koncertu bywała spontanicznie modyfikowana.

Może ze zmęczenia, może z radości, że to koniec trasy, może pod wpływem środków mocno dystansujących, aby tylko dociągnąć do końca trasy… nie ważne Porównując koncerty z początku trasy i z końca czasami trudno nie zdziwić się, że to ta sama trasa.

Warszawa 1985.07.30 (c) Więcor
Warszawa 1985.07.30 (c) Więcor

Również Dave słynący z małomówności, którego listy dialogowe na koncertach mogły być spisane na jednej stronie, im bliżej końca, tym co raz mocniej folgował i pozwalał na co raz dłuższe zapowiedzi (jak na niego oczywiście). Warszawa nie była wyjątkiem i Dave co rusz zagadywał do publiczności, czasami ciągnąc łacha.

Tak było również w Warszawie 1985.07.30. Polscy fani niedość, że mieli okazję usłyszeć jedno z pierwszych koncertowych wykonań Shake The Disease, to zobaczyli zespół, który normalnie tak nie gra 😉

Jest jedna rzecz, która wyróżnia koncert w Warszawie na tle innych występów z tej trasy. Polscy Fani mieli okazję nie tylko wysłuchać jako jedni z pierwszych Shake The Disease, ale niestety mieli również okazję jako ostatni na świecie po raz ostani usłyszeć kilka utworów. Po Warszawie zespół już nigdy nie zagrał – Lie To Me, If You Want, Puppets, New Life, Shout!, See You, Two Minute Warning, Shame, Told You So.

Warszawa 1985.07.30
Warszawa 1985.07.30

Nie umniejsza to faktu, że aranże przygotowane przez zespół (czytaj Alana), były tymi najlepszymi, ta setlista była kompletna i nie miała słabych punktów. Czy dodałbym jakiś inny numer? Pewnie można by się na to silić, ale czytając zestaw utworów mam poczucie, że zespół dał co najlepsze w secie, przygotowaniu utworów i dramaturgii koncertu. Nie boję się tu użyć stwierdzenia, że trasa ta to było Devotional Tour lat 80.

Poczytaj rocznicowe wpisy z minionych lat:

Brian Griffin o fotografii i o depeche MODE

Kiedy dwa lata temu Brian Griffin przyjechał do Polski pokazać retrospektywę swoich prac i… sprzedać kilka z nich, rozpływałem się z zachwytu i na podstawie jego opowieści próbowałem odtworzyć historię powstania trzech okładek albumów depeche MODE. Dla mnie te trzy prace są równie ikoniczne jak późniejsze okładki spod ręki Antona Corbijna.

Całkiem niedawno Brian gościł ponownie w Polsce, aby pokazać efekt swojej pracy, która została zainspirowana poprzednim pobytem w naszym kraju, oraz historią Polski i Europy XX w. Krwawą historią.

Co prawda wystawa już się zakończyła, ale z tej okazji pojawił się w Gazecie Wyborczej wywiad z mistrzem. Całkiem spory fragment dotyczył depeche MODE oraz historycznych wydarzeń z depeche MODE w tle.

Pozwoliłem sobie zacytować cały fragment dotyczący depeche MODE z racji tego, że nie wszystko da się przeczytać tam-tamuj:

Podobno zdjęcie łabędzia z okładki albumu „Speak & Spell” Depeche Mode też zrobiłeś na złość.

– Nie lubiłem muzyki Depeche Mode. Lubiłem członków zespołu jako ludzi, no i Daniela Millera, ich menedżera i właściciela wytwórni Mute, to mój dobry znajomy. Jestem fanem muzyki elektronicznej, ale Depeche Mode uznawałem za plumkanie. Postanowiłem sobie z nich zakpić. A teraz wszyscy uwielbiają tę okładkę!

A później zrobiłeś ikoniczne zdjęcie wieśniaczki z sierpem w polu zboża na okładkę ich następnej płyty – „A Broken Frame”.

– Wydaje mi się, że to jedno z dwóch najsłynniejszych kolorowych zdjęć na świecie. Jednym jest słynny portret Afganki autorstwa Steve’a McCurry’ego, a drugim moja fotografia wieśniaczki.

Starałem się zrobić genialne zdjęcie. Nie musiałem fotografować zespołu, czego nienawidziłem. Pojedynczych artystów fotografowało się fajnie, ale czterech gości razem było nie do zniesienia. Być może nie miałem jeszcze wtedy wystarczająco dużo wprawy, żeby robić grupom dobre zdjęcia. Dziś jestem dużo lepszym fotografem. […]

Pamiętam, jak usłyszałem w radiu, że upadnie mur berliński. Zapakowałem rodzinę do samochodu i pojechaliśmy z Londynu do Berlina. Zatrzymaliśmy się przy granicy między wschodnim i zachodnim. Dużo paliłem i chciałem kupić fajki. Wszedłem do kawiarni, w której stała maszyna z papierosami. Obok leżała sterta magazynów „Life”, moje zdjęcie było na okładce. „Najlepsze światowe fotografie lat 80.” – taki był tytuł. Tu walił się mur, a na okładce była radziecka wieśniaczka w polu zboża..

Broken Frame 2
Broken Frame 2

Resztę doczytacie sobie na stronie GW. Warto.

Gdzie jest Alan?

Alan kończy 57 lat… Z tej okazji napiłem się browara i właściwie na tym można by skończyć wpis o Alanie. Można, gdyby nie to…

W styczniu tego roku na blogu MODE2Joy zajmowałem się kwestią relacji między Alanem, a pozostałą trójką – Alan nie jest już w depeche MODE…. Czytaj dalej Gdzie jest Alan?

15 lat i starczy…

Parę dni temu stuknęło 15 lat jak wystartowała pierwsza wersja MODEontheROAD. Dziś strona wyje o zmianę, rozbudowę, odświeżenie i co tam jeszcze. pomyślałem, że już starczy…

Czytaj dalej 15 lat i starczy…

Black Celebration Tour

W marcu nie można było się zająć innym tematem, niż 30 rocznicą Black Celeberation i rocznicą trasy koncertowej, która wystartowała dziś 30. lat temu.

Jako, że specyfiką tego bloga są głównie tematy koncertowe, to wybaczcie, że o samej płycie będzie niewiele. Za recenzję musi wystarczyć stwierdzenie, że Black Celebration, to zajebista płyta, a kto uważa inaczej dostanie ode mnie z haluksa. Za to o trasie będzie po kokardę…

Z tą trasą koncertową jest pewien problem. O ile album studyjny jest dla wielu co najmniej w pierwszej trójce, zespół również najchętniej chciałby swoją dyskografię zaczynać dopiero od tego albumu, do czasu wydania Black Celebration zespół był raczej znany z tego, jak nie dbał o swój wizerunek stając się pośmiewiskiem brytyjskich mediów. Z trasą koncertową jest inaczej. Myślę, że nie za wiele się pomylę, jeżeli powiem, że jest to, obok Construction Tour, najbardziej zapomniana trasa lat 80. w karierze zespołu. W porównaniu do każdej z wcześniejszych i późniejszych tras w tzw powszechnej świadomości fanów ta trasa praktycznie nie istnieje. Przyczyn jest kilka, ale zanim o nich trochę suchych faktów…

Trasa trwała od 29 marca 1986 do 16 sierpnia 1986. Jest to druga/trzecia trasa w historii, która zamknęła się w obrębie jednego roku (Speak & Spell Tour / See You Tour). Zespół rozjeździł się po całym świecie zaliczając trzy kontynenty.

Kopenhaga_1986.08.1676 koncertów zaplanowanych, z czego nie poszedł tylko 1 w Royan we Francji – 1986.08.11, czyli właściwie na finiszu trasy. Setlista jest jedną z najbardziej zwartych w historii. Przez co setowo trasa praktycznie nie posiada prawie żadnych zwrotów akcji. Najbardziej znany, to wywalenie Here Is The House [2] po koncercie w Brighton 1986.03.31. Powód był prozaiczny. Dave’owi (zespołowi) nie leżał ten numer do grania, więc set się skurczył. Coś jak później doświadczyliśmy w przypadku In Sympathy [2] w 2009. Drugim „zwrotem akcji” był drugi (a zarazem ostatni) koncert na trasie w Kopenhadze 1986.08.16 na którym It Doesn’t Matter Two [74] zastąpione zostało przez Somebody [1]. Kawałek naprędce dorobiony, żeby nie było, że grają drugi raz w tym samym roku i tłuką ten sam set. Początkowo 22 kawałki w secie, a później 21, z czego 18 zaśpiewanych przez Dave’a, a 3 przez Martina i 1 instrumental.

Jest to ostatnia trasa na której zespół występował bez gitary. Jedynie klasyka – 3 parapety i wokal. Jest to również ostatnia trasa na której były zagrane przynajmniej po jednym numerze z każdej z wydanych ówczesne płyt. Później taki fakt miał dopiero miejsce w 2006 roku podczas Touring The Angel, a dokładnie do trzeciego koncertu w Paryżu 2006.02.23.

Setlista koncertowa w pełnej krasie wyglądała następująco:

Christmas Island
Black Celebration
A Question Of Time
Fly On The Windscreen
Shake The Disease
Leave In Silence
It’s Called A Heart
Everything Counts
It Doesn’t Matter Two / Somebody
A Question Of Lust
Here Is The House /
Blasphemous Rumours
New Dress
Stripped
Something To Do
Master And Servant
Photographic
People Are People
Boys Say Go!
Just Can’t Get Enough
More Than A Party

Co przekładało się na poniższy miks wg albumów:

Black Celebration – 9
The Singles 81>85 – 2
Some Great Reward – 5
Construction Time Again – 2
A Broken Frame – 1
Speak & Spell – 3

Setlista, w porównaniu do poprzedniej trasy przeszła bardzo znaczące przeobrażenie. Z zestawu koncertowego wyleciały na zawsze już następujące utwory: Two Minute Warning / Puppets / If You Want / New Life / Shame / Lie To Me / Told You So / See You / Shout! / Ice Machine – zagrane w większości po raz ostatni w Warszawie 1985.07.30. Jednak najciekawsze są tu dwa powroty po kilku latach niegrania. Mam tu na myśli Boys Say Go! [75] i More Than A Party [75] oba utwory ostatni raz gościły w setliście z trasy Construction Tour, odpowiednio w Madrycie 1984.03.10, a More Than A Party [75] w czasie koncertu w Ludwigshafen 1984.06.02.

Shoreline_1986.07.06Znaczący jest spadek liczby koncertów na rodzimym terytorium, będzie to tendencja bardzo widoczna na kolejnych trasach koncertowych. W drugą stronę – zespół stawał się już zauważalnym fenomenem w USA. Szaleństwo na punkcie depeche MODE stawało się odczuwalne. Początkowo w Nowym Jorku planowany był jeden koncert, góra dwa. Skończyło się na trzech nocach pod rząd, a jeżeli doliczyć do tego jeszcze noc w Wantagh 1986.06.13, to możemy mówić o 4 nocach w Nowym Jorku. Podobnie rzecz się miała w Niemczech, gdzie zespół był również gwiazdą światowego formatu. Szaleństwo było na tyle duże, że Niemiecki Czerwony Krzyż (DRK) odmówił obsługi koncertów z obawy, że nie dadzą rady. Zwieńczeniem sukcesu miało być nawiązanie współpracy z Antonem Corbijnem, który bardzo chciał pracować w USA. depeche MODE umożliwili mu to zatrudniając do współpracy jako fotografa i reżysera. Efektem czego miała być rejestracja 2 nocy w Laguna Hills 1986.07.14-15. Koncert nigdy nie został wydany, jedynie urywki posłużyły do stworzenia wideo promującego A Question Of Time. Obecnie jest to polisa emerytalna na czasy po zakończeniu działalności zespołu.

Oprócz tego istnieją jeszcze 3 inne profesjonalne zapisy z tej trasy. Wiadomo, że BBC rejestrowało drugi koncert w Londonie 1986.04.17, ale też niemieckie stacje nie pozostały dłużne i zostały zarejestrowane koncerty w Stuttgarcie 1986.05.02, oraz w Hamburgu 1986.05.16.

To chyba właściwie tyle, jeżeli chodzi statystyczne podsumowanie trasy z 1986. Trasa bardzo zwarta i jednorodna w swoim przekazie. Pora w takim razie wrócić do myśli, którą porzuciłem na początku rocznicowego wpisu o tej trasie.

A-Question-of-Time-depeche-mode-14657614-720-540.jTo nawet nie jest wina samej trasy, a otoczenia w jakim jej przyszło żyć. W latach 1984-85 zespół zagrał świetną trasę koncertową po świecie. Efektem tego było wydanie w 1985 video zarejestrowanego w Hamburgu 1984.12.14. Nagranie to przez długie lata było wykładnią depechowego koncertu. Znałem nawet takich, którzy cenili ten koncert wyżej, niż późniejsze wydawnictwa (np. 101). Obok koncertowego wideo ukazała się spora dawka nagrań koncertowych – koncert z Liverpool 1984.09.29 na singlu Blasphemous Rumours/Somebody, koncert z Basel 1984.11.30 na singlch Shake The Disease i A Question Of Lust (???!!!).

Z drugiej strony trasa z 1987/88, która sprawiła, że w USA byli właściwie numerem 1. Plus wydarzenie, które sprawiło, że o depeche MODE się mówiło, albo z uznaniem, albo z niedowierzaniem, że to właśnie oni są tym numerem 1. Wystarczy, że temat zakończę wspomnieniem o albumie koncertowym i dokumencie 101. Nagrania z obu tras na długo ukształtowały koncertowy obraz depeche MODE w oczach fanów. Jak się poruszać, jak skakać, jak trzymać mikrofon, jak się ubierać, to wszystko fani znajdowali w obu zapisach koncertów.

Gdzie w tym wszystkim jest Black Celebration Tour? No właśnie nigdzie… Jeżeli mamy pretensje o World Violation Tour, że nic nie wydano, że zmarnowano potencjał trasy na stanie się co najmniej tym, czym w komercyjnej świadomości było/jest ZooTV Tour, to co trzeba by napisać o Black Celebration Tour?

Właściwie z Black Celebration Tour mamy wideo do A Question Of Time i to by było na tyle. Pierwsza duża produkcja z Antonem poszła na półkę w oczekiwaniu na czasy, gdy jedyny występ będzie można zrobić w domu spokojnej starości.

Wtem z tyłu sali rozległ się głos: Ale przecież są na singlu A Question Of Time koncertowe kawałki z Black Celebration Tour!

Zadam w takim razie takie pytanie. Ile razy słyszeliście którykolwiek kawałek koncertowy z tego singla na zlocie. Który z dji puścił Wam koncertową wersję More Than A Party w czasie którejkolwiek imprezy depeche MODE? O Black Celebration, A Question Of Time i Something To Do z koncertów z 1986 roku nie wspomnę (tu przeważnie pojawia się wymówka, bo jest na 101).

No właśnie… problem z tymi nagraniami jest taki, że są po prostu średniej jakości. Puszczenie czegokolwiek innego w towarzystwie z którymś z powyższych nagrań sprawia, że dj szykuje sobie prostą receptę na przewietrzenie parkietu. Jedyna w miarę sensowna wersja, a i tak skopane nagranie.

98eaa0b8886097d6950e841fe63a26adPamięć zbiorowa o tej trasie w latach 90. i 00. kończyła się na poszatkowanym bootlegu z Kopenhagi 1986.04.28 – A Matter Of Taste, który w postaci kasetowej rządził przez długie lata, jako jedyny przedstawiciel tej trasy. To właśnie ten bootleg na długie lata ukształtował moją wizję tej trasy. O ile w przypadku płyty była to miłość odwzajemniona, to w przypadku trasy już tak nie było. Człowiek słuchał bootlegów i płyt z innych okresów i łykał praktycznie wszystko. Tym czasem w tej trasie było coś co mnie odstraszało. Coś zimnego, motorycznego… dziś powiedziałbym industrialnego. No właśnie, to co w czasach kiedy kształtowałem swoją wizję świata z/przez/o depeche MODE było wadą i mnie odstraszało, dziś jest największą zaletą tej trasy.

Black Celebration Tour, to najmocniejsza trasa w historii zespołu. Na żadnej trasie depeche MODE nie grało tak industrialnie i z finezją kafara. Największe hity pokroju Photographic, czy People Are People zostały przerobione i zaaranżowane, aby pasowały klimatami do New Dress i Stripped (coś podobnego mieliśmy zaaplikowane w 2009 z Enjoy The Silence na przykład). To wtedy i na kolejnych trasach kręcić się zaczęły wokół dM industrialne/EBM zespoły pokroju Front 242 i Nitzer EBB. Co prawda późniejsze trasy były już bardziej popowe, to jednak trasa z 1986 narobiła swojego zamieszania. Praktycznie cała druga część koncertu od New Dress do końca, to pokaz tego jak depeche MODE mogłoby brzmieć, gdyby poszło w klimaty industrialne, a nie wybrało na producenta  kolejnego albumu – Davida Bascombe’a i złagodziło swoje brzmienie, oraz dodało gitarę.

Te czasy już za nami, choć myślę, że niewielu z Was ma w swojej pamięci tę trasę. Jeżeli, jednak, czytasz ten blog, to znaczy, że wyrażasz co najmniej zainteresowanie koncertami depeche MODE wybiegającymi po za Hamburg z 1984, czy z Pasadeny 1988 w latach 80.

Nie mniej decyzje (błędy) popełnione w latach 80. sprawiają, że zarówno Black Celebation Tour, jak i Construction Tour pozostają dwiema najbardziej zapomnianymi trasami w świadomości przeciętnego fana. Dlatego szczerze zachęcam do odsłuchania nagrań koncertowych z singla A Question Of Time, ale tylko jako wprawkę do przesłuchania kilku bootlegów:

  • Brighton 1986.03.31
  • Birmingham 1986.04.10
  • Londyn 1986.04.16/17
  • Kopenhaga 1986.04.28
  • Stuttgart 1986.06.02
  • St. Paul 1986.06.24

A jak za jakiś czas wypłynie Laguna Hills – 1986.07.14-15 w postaci soundboardu, to sugeruję bez wachania się udać, po to nagranie… Na prawdę warto i trzeba. Trochę metalu, stali i uderzeń młota przyda się w morzu słodkości i cieszenia się ciszą od obecnego depeche MODE. Trasa Black Celebration na to zdecydowanie zasługuje.

Podyskutuj o tej trasie na forum MODEontheROAD.

Wywiad z… Jonasem Öbergiem z zespołu Michigan

Ich produkcja zrobiła sporo szumu pomiędzy fanami depeche MODE w ostatnim czasie. Wszystko za sprawą banku brzmień Alana Wildera wykorzystywanego na trasach w latach 80-tych i 90-tych, plus ogromna dawka talentu i poświęcenia.

Pomyślałem, że warto będzie porozmawiać z kimś z ekipy Michigan na temat tego, co ich skłoniło, aby poświęcić swój czas i talent, aby wrócić do życia najlepsze aranże koncertowe z czasów świetności depeche MODE. Dlaczego? Jaki był powód, oraz czego możecie się jeszcze spodziewać. To wszystko i wiele więcej w moim wywiadzie z Jonasem Öbergiem

Pojawiłeś się w umysłach ludzi niedawno za sprawą Twojej aktywności w serwisie SoundCloud i umieszczania tam (prawie) oryginalnych utworów z tras koncertowych zespołu w czasach, gdy Alan był w depeche MODE. Nie przychodzisz jednak z nikąd proszę przedstaw się.

Haha, tak, to jest zabawne, jak ludzie postrzegają moją twórczość. Cóż, nazywam się Jonas Öberg i mam 40+ lat. Jestem muzykiem, kompozytorem, wokalistą, producentem i czym tam jeszcze jest mi potrzebne dla mnie i mojego projektu muzycznego Michigan. Z Michigan nagrałem kilka płyt i kilka singli w przeszłości. Gramy muzykę elektroniczną i jest to naszą pasją. Minęło już co prawda parę lat od czasu jak wydaliśmy ostatni materiał, ale mam nadzieję, że nagramy kolejny materiał jeszcze w tym roku.

To nie jest pierwszy raz kiedy krążysz wokół twórczości depeche MODE odtwarzając i reinterpretując ją.

Nie, nie jest. Graliśmy już niektóre kawałki depeche MODE w przeszłości.

Muzyka jest bardzo żywą częścią Twojego życia. Masz muzyczne wykształcenie, czy jesteś samorodnym talentem muzycznym?

Jestem samorodkiem. Fakt muzyka była zawsze ważna dla mnie.

dm_sounds_4No dobrze, skupmy się na historii z brzmieniami z banku pamięci e-max’a. Jak znalazł się w Twoich rękach ten materiał? Po co Ci były one?

Cóż, znam się z kilkoma gośćmi w sieci, zdecydowaliśmy, że powinniśmy spróbować i kupić te banki na aukcji którą Alan zorganizował. No i tak, nabyliśmy jeden z dysków. Powodem, przynajmniej dla mnie, było to, że chciałem usłyszeć konkretne części / składowe każdego z kawałków, bez reszty materiału.

Kiedy narodził się pomysł, aby poskładać to wszystko razem?

Kiedy dostałem pliki.

Jak udało ci się z partiami gitary Martina Gore’a?

Nie ma ich wiele w utworach z lat 80. Kilka zsamplowałem, kilka stworzyłem samodzielnie.

Jak duży fragment jest Twoją kreacją w tych kawałkach? Samplowałeś studyjne nagrania, czy tworzyłeś na nowo brakujące brzmienia wykorzystując oryginalne ustawienia?

To jest mieszanka wszystkiego w zasadzie.

Jak wygląda Twój warsztat pracy – sprzęt i oprogramowanie?

Pracuję w Cubase 8, a przede wszystkim oprogramowanie Native Instruments, nawet kupiłem ich Komplete Kontrol. NI’s przejął kontrolę nad moim życiem, taki jest dobry…. hahaha. Po za tym używam masy innych rzeczy, Mam całą Arturia Library / Setup, oraz całą masę różnych wirtualnych instrumentów.

Zanim doszło do wywiadu wymieniliśmy się kilkoma emailami, gdzie napisałeś, że materiał nie jest kompletny. Czego brakowało, których partii? Jak wiele z tego co słyszymy w tych nagraniach to Twoja twórczość? Jaki jest stosunek oryginalnego i stworzonego przez Ciebie materiału (uśredniając)?

Większość ze słyszanych dźwięków pochodzi z katalogu depeche MODE, Musiałem poukładać wszystko jednak w taki sposób, który wcześniej wydawał mi się niemożliwy. Jest tam masę rzeczy dziejących się w tle w kawałkach depeche MODE. Każdy kawałek wymagał od 30 do 60 godzin nakładu pracy, aby tylko poukładać wszystko na właściwe miejsca, we właściwy sposób.

Czy używałeś podkładów (backingtapes) z World Violation Tour, które od lat krążą w świecie fanów depeche MODE?

Nie, nie używałem.

Zaskoczyło Cię coś podczas prac nad tym projektem?

Tak. Zauważyłem, jak mądrymi ludźmi są goście (Alan) pracujący nad produkcją. Szczególnie, jeżeli mówimy o ponownym wykorzystaniu brzmień od czasu do czasu. Dlatego myślę, a przynajmniej tak czuję, że każdy album ma swego rodzaju połączenie (łączność).

Czy skończyłeś wszystkie produkcje z plików Alana? Ile łącznie kawałków zrobiłeś lub masz zamiar zrobić?

Pliki Alana pomogły, ale tak po za tym było masę samplowania i pracy. Tak na prawdę to nie wiem. Chyba wyszło jakieś 75-80 kawałków.

Istnieje kilka kawałków depeche MODE, które depeche MODE grało na wielu trasach. Na każdej trasie te utwory były aranżowane inaczej np New Life na Construction Tour oraz Some Great Reward Tour, czy Everything Counts, które miały różne wersje w 87, 90 i 93. Czy możemy spodziewać się tych wersji od Ciebie?

haha …. Nie, nie możecie spodziewać się ich ode mnie. Mam inne projekty nad którymi pracuję, takie jak praca nad materiałem dla Michigan.

Podczas wielu tras depeche MODE przygotowywało kawałki do grania, których potem jednak nie grało jak I Want You Now w 87/88 lub Leave In Silence w 1993. Czy znalazłeś / pracowałeś nad którymś z nich?

Zrobiłem obydwa, zarówno I Want You Now i Leave in Silence. Nie słyszałem wersji z lat o których mówisz, pewnie nie wielu słyszało. Dlatego postanowiłem zrobić co mogłem z dźwiękami które miałem jako baza kawałków. Wyszły z tego wersje z 1994 i 1986 roku.

Znalazłem na Twoim profilu na SoundCloud kilka kawałków takich jak To Have To Hold, czy But Not Tonight, które nie były grane na żywo. Czy to są kawałki odzwierciedlające moje poprzednie pytanie, czy też to jest Twoja kreatywność i inicjatywa?

Byłem ciekawy w jaki sposób zespół tworzył główne partie dźwięków w But Not Tonight, do tego miałem swój pomysł jak powinny brzmieć dźwięki oryginału. But Not Tonight to jest mieszanka dźwięków z innych kawałków, głównie Black Celebration, później zmiksowana i przepuszczona przez kilka efektów.

Grałeś ze swoim projektem na żywo jako support oraz jako główna gwiazda, powiesz nam coś na ten temat.

Tak. To było kilka lat temu, zagraliśmy wiele koncertów w Niemczech w tamtym czasie. Byliśmy supportem De/Vision w czasie ich „Noob Tour”. Zagraliśmy kilka festiwali i kilka innych koncertów…

I podczas tej trasy byłeś również w Polsce. Jakieś wspomnienia, retrospekcje?

To było dziewięć lat temu… Czas leci… Nie mam jakiś szczególnych wspomnień, po za tym, że mieliśmy dużo świetnej zabawy.

Dziękuję za miłą rozmowę i dziękuję za Wasz wysiłek.

Interview with… Jonas Öberg from electronic act Michigan

Theirs productions has done some buzz among fans of depeche MODE recently. All thanks to Alan’s bank of sounds used on tours by depeche MODE in 80’s and 90’s, plus huge dose of talent and dedication.

I found interesting to give some questions to man who spent his talent and time to bring back to life masterpiece of the band at it’s best times. Why, what was the reason and what can you expect next. All of this and more…

You have appeared in People’s minds recently because of your activity on SoundCloud and uploading (almost) original live tracks from tours when Alan was in the depeche MODE. But you did a lot in the past. Please introduce yourself.

Haha, yes, it’s funny how people are noticing the work I’ve done. Well, my name’s Jonas Öberg and I’m in my 40’s. Im a musician, songwriter, singer, producer whatever for myself and the electronic act Michigan. With Michigan I’ve record some albums and a couple of singles in the past. We play electronic music and are devoted to it. It’s been many years since we released a record, but hopefully we will record another one later this year.

It’s not your first activity around depeche mode revisiting, reinterpreting music of this band?

No it’s not. We’ve performed some DM tracks in the past.

Music is very vivid in your life did you get the directional education or you are self-made man?

I’m a self-made man. Music’s always been a big part of my life.

dm_sounds_4OK, let’s focus now on synths from max bank. How did you get this synths? What was the reason to get them?

Well, I got in contact with a couple of guys in the Internet, and we decided that we should try and buy the sounds from the actual auction that Alan hosted. And yes, we got one of the discs. The reason, at least for me, was that I wanted to hear the specific parts/sounds he used for his setup, without the rest of the track.

When the idea born in you to put together all bits and pieces?

When I got a hold of the samples I guess.

How did you managed with Martin Gore’s guitar parts?

There’s not a lot of them in the tracks from the 80’s, I’ve sampled some, and I’ve created some.

How big is your input in the tracks. Did you sampled the studio tracks, or created tunes using original setups?

It’s a mix between everything basically.

What is your hardware and software workshop?

I’m working in Cubase 8, with mainly Native Instruments softwares, even bought their Komplete Control. NI’s has taken control of my life, it’s so good….hahaha. Then I use a lot of other stuff, I’ve got the whole Arturia library/setup, and a bunch of other software synths.

Before we start this interview we exchanged few emails and you said that songs weren’t complete. What was missing, which parts? How much of you is in these tracks? What is the ratio of original and created by you (average)?

Most of the actual sounds are of course directly from DM’s catalogue. But, I’ve put them together in a way that I never thought was possible at first. There are a lot of things going on in the background in a DM track. So, every track has got some 30-60 hours of work, just to put the right sound in the right place.

Did you use World Violation Tour backing tapes which are circulating around the depeche universe since years?

No, I didn’t.

Did something amazed you during your work on this project?

Yes it did. I noticed how clever the guys (Alan) were in terms of how to reuse a sound from time to time. That´s why I guess, that at least I, felt that every album has some kind of connection to each other.

Did you finished all productions from Alan’s files? How many in total tracks did you made or going to make?

Alan’s files did help, then again a lot of sampling and some own creativity. Don’t know really, I’ve made some 75-80 tracks during the years.

There are some songs which depeche MODE played in several tours. On every tour these songs were played differently like New Life on Construction Tour and on Some Great Reward Tour, or Everything Counts which had different arrangements in 87, 90 and 93. Can we expect all of them from you?

haha…. No, you can’t expect that from me. I have other projects that I’m working on, such as writing new material for Michigan.

During several tours depeche MODE prepared some songs to play live but then didn’t play them like I Want You Now in 87/88 or Leave In Silence in 1993. Did you found/perpared any of them?

I’ve done both I Want You Now, and Leave in Silence. But I haven’t heard the version of the years you mentioned, guess not many have. So I decided to do whatever I could with the sounds I have for the tracks and it turned out to be versions from 1994 and 1986.

I found on your profile songs like To Have To Hold or But Not Tonight, which weren’t played live. Are these songs reflects to my previous question or is it only your creativity and initiative to prepare these songs?

I got curious on how they created the „lead sound” for But Not Tonight, and I had my idea on how to actually make it sound like the original. It’s a mix between already existing sounds from other tracks on mostly Black Celebration, then mixed down and put thru some effects.

You are playing with your project live as support and as headliner tell us something about it.

Yes I did. It was a couple of years ago now, but we toured a lot in Germany back then. We were support act for De/Vision on their „Noob-tour”, we´ve played some festivals and some other gigs.

And during this tour you did visit Poland. Any memories, flashbacks?

It was nine years ago…Time flies…… No, memories really, besides that we had a lot of fun.

Thank you for the nice interview and thank you for your effort.