Obejrzałem po roku wideo z Berlina i mimo, że byłem na tym koncercie, to znowu oglądałem ten koncert, jakbym pierwszy raz na oczy widział ten występ… dosłownie. Jak się coś zadzieje, to potem się mówi, że kiedyś będziemy się z tego śmiać… dziś się śmieję, ale w 2013 wyjazdy do Berlina na Delta Machine Tour mogłyby się przerodzić w trwały uraz… A tak ahoy przygodo!!!!
Zapis 2 nocy w Berlinie był depechowym hitem prezentów pod choinkę w ub sezonie (dla tych, co nie nabyli w dniu premiery). Niektórzy z Was pewnie wspominają jeszcze czasem minioną trasę, choć wspomnienia pewnie ustępują już oczekiwaniu na kolejne nieśmiało zapowiadane projekty Dave’a & Co.
Z jednej strony widziałem ten spektakl na żywo parę razy… w każdym razie dużo. Z drugiej strony ten konkretny występ można powiedzieć, że obejrzałem i usłyszałem po raz pierwszy w kinie (oczywiście wiem, że jest to miks 26 i 27.11, ale nawet gdyby był to zapis jedynie 27.11 (na którym byłem), to nadal jakbym to widział pierwszy raz).
I nie, nie chodzi mi o to, że na zapisie wideo nad wyraz mocno poprawiono audio. W moim wspomnieniu było dokładnie odwrotnie pod względem przyjemności słuchania muzyki koncert z 27.11 był jednym z najgorszych koncertów depeche MODE, na jakim byłem. Dla mnie ten koncert będzie zapamiętany jednak po innym względem…
W czasie swojego fanowania bywałem już w hotelach, pod hotelami, gdzie spał zespół, bywałem na tych samych imprezach, o autografach, piątkach, staniu na tej samej scenie, dotykania tych samych instrumentów, co zespół nie wspomnę. To już za mną. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko bycia na scenie i za sceną w czasie koncertu. Oczywiście byli i są ode mnie lepsi, ale co chciałem, to już mam i nie grzeje mnie to teraz. Choć nikt nie pobije mojego kumpla, który miał okazję trzymać się za swoje przyrodzenie razem z Davem… eeee, po prostu lał z Davem w jednym klopie w tym samym czasie, wymienili zdawkowe 'Hi’, bo jak tu wtedy poprosić o autograf?, na czym?, gdy każdy ma mokre i zajęte ręce 😀
W każdym razie podczas drugiego koncertu w Berlinie (27.11) spełniło się jedno z niezrealizowanych marzeń mych… Choć pewnie nie tak, jak każdy z Was sobie by to wyobrażał. 🙂 Ale od początku…
Zanim koncert się zaczął nastawiłem swoje sprzęty i cierpliwie czekałem aż zespół zacznie koncert… po kilku minutach miałem serdecznie dosyć. Tak fatalnego odbioru dawno nie miałem. Niestety stara zasada, że pod scenę idzie się koncert oglądać, a na tył żeby słuchać miała tu pełne zastosowanie. Niestety tak, to jest jak własne priorytety przegrywają z priorytetami reszty. Moim prio było nagranie koncertu, a reszty zobaczenie widowiska z bliska i dać się nagrać Antkowi i ekipie na wydeło… Im się udało, a mnie nie… 🙂
Cały bass i stopę miałem na klacie, a środki i wysokie lądowały gdzieś za mną i dopiero na powrocie wracało to do mych uszu….Na prawdę byłem bliski wyłączenia sprzętu i zajęcia się zabawą… no cóż… zrobiłem inaczej i dalej stałem jak słup w bezruchu aż do Soothe My Soul [58], kiedy to słusznej postury niemiecka Gretchen natarła na mnie przebijając się przeze mnie niczym jakiś Jurgen z młodzieżowej reprezentacji kobiet w zapasach z NRD. Zamachnęła się i wykonała wyrzut jakiego nie powstydziłyby się rasowy kulomiot. Barchany wylądowały na wybiegu. Ta nagła akcja zmusiła mnie to panicznej zmiany postawy i łapania balansu, co potem miało brzemienne skutki…
Koncert trwał w najlepsze, gdy wybrzmiały pierwsze takty Enjoy The Silence [106]. Gdzieś w połowie numeru zaczęło się robić dosyć dziwnie w naszej części hali. Nagle Niunias krzyknął do mnie Martini – sp…aj!!! Przytomności mi zostało na tyle, że ruszyłem w głąb tłumu chowając sprzęt po kieszeni. Kiedy miałem już schowany sprzęt zatrzymałem się i zaczekałem na goniących mnie ochroniarzy. Przygwożdżony do barierki trybun czekałem na rozwój wypadków. Enjoy The Silence [106] trwało, a ja byłem prowadzony na zaplecze hali. W koło kłębiła się ekipa szykująca się do składania sceny, a na tyły zaplecza wjeżdżały vany używane przez zespół do kursów po mieście.
Zostałem poproszony o wydanie sprzętu na którym nagrywałem. Publika darła się w sufit – „Goooooooreeeee” – ja w tym czasie uczyłem ochraniaczy jak się obsługuje profesjonalny sprzęt audio, bo bez szkolenia nie byli w stanie usunąć dokonanego zapisu, no i zastanawiałem się co ze mną będzie. Po skasowaniu nagrania czekałem na dalszy przebieg wypadków. Chwila konsultacji, poprosili mnie o oddanie biletu, po czym zostałem wyprowadzony z hali ze słowami, że koncert się dla mnie już skończył.
Ruszyłem wzdłuż hali i tak doszedłem do… wejścia… niewiele myśląc pokazałem ochroniarzowi opaskę na ręce jaką dostałem przy wbiegnięciu do fanzonu i tak o to pod koniec Shake The Disease [50] byłem ponownie w hali… Stanąłem gdzieś przy barierkach trybun na końcu hali i zacząłem odpisywać na liczne esy, które pojawiły się na mym telefonie. Cierpliwie tłumaczyłem, że nic mi nie jest, na gorąco relacjonowałem zaistniałą sytuację, a na koniec zająłem się oglądaniem reszty koncertu…
Tak oto na koncercie w Berlinie panowie z ochrony załatwili mi darmowe zwiedzanie zaplecza w czasie występu mojej ulubionej kapeli, a sama późniejsza, fatalnie wydana produkcja Antona była dla mnie nie tylko odkryciem audio, ale i wideo… Dzięki Panowie!!! I to było by na tyle z tej opowieści, gdyby nie… one more thing… jak powiadał klasyk.
Mała niespodzianka, może ktoś z Was chciałby usłyszeć jak brzmi Enjoy The Silence [106] w mikrofonem w majtach, to zapraszam do odsłuchu.
Być może komuś, przypadkiem nasunie się pytanie ale jak? gdzie? jak to możliwe? No cóż… To był ten raz, gdy pozornie błaha i spontaniczna decyzja z przed paru dni ma ważne skutki potem (taki efekt motyla)… na parę dni przed wyjazdem na koncert do Hannoveru 2013.11.23 nabyłem nowy sprzęt, ale nie to było istotne. Istotne było to, że nie będąc pewien nowego sprzętu zabrałem ze sobą, na wszelki wypadek, również ten, który sprawdzał się na wcześniejszych koncertach. No to skoro mam dwa sprzęty, to może warto zrobić test porównawczy. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Zacząłem nagrywać na obydwu na raz.
Pamiętacie jak powiedziałem, że pewna niemiecka fanka zmusiła mnie do łapania równowagi. Wtedy najprawdopodobniej ujawniłem się, że sprzęt mi pracuje. Gdzieś mignęła komuś z ochrony czerwona dioda nagrywania. Potem dowiedziałem się, że na hali był włączony monitoring. Zostałem zauważony i tak się to skończyło…
Po dekonspiracji celem moim było uratowanie choć jednego z nagrań. Ucieczka mi była potrzebna po to, aby zdobyć potrzebny czas na ukrycie gratów. Nie bawiłem się w wyłączanie, tylko ukryłem w kieszeni jeden z klocków. Jak to na koncercie cały dobytek miałem na sobie, kurtka, bluza z kapturem, sporo było tego i było gdzie ukrywać i czym maskować. Wiedziałem też, że Panów z ochrony interesuje nagranie, więc nie bawiłem się w ściemę i od razu oddałem im sprzęt. Chcąc uratować jedno nagranie wiedziałem, że muszę poświęcić drugie. Dzięki temu ochroniarze rzucili się na oddany sprzęt nie robiąc mi rewizji w majtach, a przez ten czas nadal pracujący sprzęt znacząco wypychał mi spodnie. W nagraniu z czasem słychać co raz wyraźniej pewne brzęki. Otóż w kieszeni w której był schowany pracujący klocek były również jednostki, które mi brzęczały i stukały o siatkową osłonę mikrofonu. Praktycznie do póki nie obszedłem hali dookoła i nie zdecydowałem się na wyłączenie sprzętu jednostki stanowił dodatkowy efekt nagrania. Później, gdy wróciłem do hali nie zdecydowałem się również na ponowne odpalenie nagrywania, może to adrenalina, a może nadmiar emocji i obawa o utratę dotychczasowego nagrania.
W ten sposób powstało pierwsze nagranie z konfiskaty sprzętu na koncercie i dokumentacja tego, co się dzieje z delikwentem po zaliczeniu wycieczki na zaplecze. To by było na tyle wspomnień z minionej trasy… a w oczekiwaniu na kolejną… w 2017?
Na koniec Goodbye nagrywane w Berlinie 2013.11.27 z pierwszego rzędu z domowego archiwum MODEontheROAD, gdy ja okupowałem tyły hali.
Zdjęcia również z domowego archiwum tego koncertu… To tak z okazji 2 rocznicy rejestracji koncertów z Berlina. 😉