Przyznam się, że czuję lekki zawód po występie naszych ulubieńców. Nie dla tego, że polecieli po schemacie, bo byłbym bardzo zdziwiony, gdyby nie zagrali Enjoy The Silence, czy Personal Jesus. Aż ciśnie się na usta pytanie gdzie jest Never Let Me Down Again? Tu zespół mnie nie zawiódł schemat i standard aż miło.
To co mnie zawiodło, to liczba utworów (aż 9) oraz tak duża liczba nowych utworów w setliście. W sumie nie, nie powinno mnie to zaskakiwać. Nie mniej uważam, że grając taką setlistę zespół popsuł wielu fanom niespodziankę. 9 utworów to właściwie połowa setlisty koncertowej. 5 numerów z nowej płyty, to praktycznie docelowa liczba kawałków zaplanowanych do śpiewania na letniej trasie. Brakuje już tylko solowego kawałka Gore’a i promocję nowej płyty na letniej trasie koncertowej mamy już właściwie załatwioną.
Cały urok i misterny plan wyprawy do Nicei 2013.05.04 powoli pryska. No oki, są jeszcze światła, wizualizacje, scena, kolejność utworów w secie. No i te rarytasy, które mają być na koniec. Nie zmienia to faktu, że byłem nastawiony na góra 7 kawałków, jak to było w 2009 roku, albo mniej. zakładałem, że będzie schemat do bólu i nawet, jeżeli ze stronowo/blogowego obowiązku będę musiał odnotować wszystko na stronie, to nie będzie bólu, że wklepując to tracę urok świeżości.
Mogli spokojnie walnąć jedynie Angel i Heaven, bo już znane i Soothe My Soul, jako zapowiadany nowy singiel. Do tego jeszcze 4 hiciory typu Enjoy The Silence, Personal Jesus, Never Let Me Down Again lub Behind The Wheel, czy nawet ten Walking In My Shoes i mamy pozamiatany temat. A tak zaczyna się znowu wkurw.
Jedyną pociechą jest Barrel Of A Gun, który po 15 latach wraca do setu. Mimo, że pisałem o tym już parę miesięcy temu i ze swoich źródeł wiem o kolejnych utworach, których się nigdy w życiu byście nie spodziewali, że mogą być próbowane, to jednak po cichu liczyłem, że zespół zostawi rarytasy na główną trasę. Znowu przypomina mi się wyskok Dave’a, który gdzieś o tej porze w 2009 roku wyskoczył z tekstem, że planują grać Strangelove i Master & Servant… wtedy też miałem podobne uczucie jak dziś… więc dlaczego to mnie jeszcze dziwi.