Wielu żyje jeszcze festiwalem Mute z ostatniego weekendu, a niektórzy odliczają dni i godziny do „nowego” singla dM, który wyjdzie na koniec tego miesiąca. Ja tym czasem chciałbym wrócić na chwilę do występu Dave’a na MusiCares.
Występ Dave’a dał mi trochę do myślenia. Dave tej nocy nie brzmiał jak człowiek chory, przeciwnie… był wypoczęty. Miało to znakomity wpływ na jego głos. Śpiewał spokojnie głęboko, a przede wszystkim nisko.
Mimo, że nie był to koncert depeche MODE, to w obecnych czasach występ ten był jak zbawienie na stęsknione i skołatane serca wszystkich fanów.
Był to w dużej części koncert zaskoczeń, dobór repertuaru zdradził upodobania Dave’a (być może nie w 100% jego), ale myślę, że to on miał decydujący wpływ. Wielu fanów mogło nie mieć pojęcia o istnieniu tych utworów.
Moją uwagę zwrócił inny fakt. Dave kiedy, decyduje o doborze utworów, to najczęściej śpiewa go nisko… ten repertuar. Czy to oznacza, że w swoim macierzystym zespole nie decyduje o tym? Tego na 100% nie wiem, ale setlista koncertowa to zawsze efekt kompromisu. Na pewno wiemy, że I Feel You, podobnie jak i In Your Room należą do teamu Dave’a. Każdy, kto ma dosyć tych numerów na koncertach winić za to może Gahana. Nie zmienia to faktu, że każde silenie się na wysokie śpiewanie patrz Peace, czy Goodnight Lovers na płycie pokazują, że co prawda Dave umie, ale na koncertach to męczarnia. Nie wspomnę już o darciu się w czasie I Feel You czy Personal Jesus w 2005 i 2006 roku.
Z drugiej strony trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Dave zdecydowanie najlepiej czuje się, gdy śpiewa utwory typu Love Will Tear Us Apart – Joy Division. Jeszcze jak pojedzie ’Elvisem’ to już nie mam słów. @Więcor ostatnio zauważył, że gdyby Dave wydał płytę z coverami swoich ulubionych utworów, na której znalazły by się perełki typu Joy Division lub wcześniej znane Roxy Music, to mógłby to być killer. Coś w tym jest…
Zastanawia mnie jedno, czemu Dave pozwala sobie lub godzi się na takie śpiewanie. Częściowo to jego wina, bo prucie w takim Personal Jesus to jednak jego oddolna inicjatywa, ale akcje z Peace, czy Goodnight Lovers nie. Słuchając demo do Peace, ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że Dave jedyne co zrobił, to wykonał utwór tak jak to zostało przez Martina wymyślone i nic więcej. Zdecydowanie narzucony, nienaturalny sposób śpiewania. I potem ludzie dziwią się czemu na ostatniej płycie tyle efektów ponakładanych na wokal Gahana.
Dave kiedy sam decyduje o tym co śpiewa, przeważnie robi to nisko, dobiera inaczej repertuar, choć nie jest to reguła. Ma jednak z głowy jazdy jakie robił mu kiedyś Martin, który narzucał mu często sposób interpretacji utworów na scenie. Być może wynika to ze zbyt wielkiego zaangażowania emocjonalnego Martina w komponowane utwory, a może egoizm. Tego nie wiem. Do historii jednak przeszły sceny, gdy po koncercie lub w przerwie koncertu Mart jedzie z góry na dół Dave’a za to, jak wykonuje jego utwory. Nie utwory depeche MODE, a jego utwory. Dlatego nie dziwię się, że Dave dąży do tego, aby na każdej płycie było kilka utworów autorstwa Gahana. Oczywiście nie jest to główny powód tego, aby utwory Dave’a = utwory depeche MODE, ale pewne poczucie wolności wyrazu również na scenie jest gdzieś w tle. Było to swoiste wybicie się na niepodległość wewnątrz zespołu także na scenie. Jest to może zaskakująca konkluzja, bo w depeche MODE to Dave był zawsze na świeczniku, a Martin to ten wycofany z tyłu, a dwoma parapetami. Jednak Martin był od zawsze tym, który czy poprzez Andiego, czy sam decydował z tylnego siedzenia, realizował swoją wizję… czasami bez użycia białych rękawiczek.
Dave ostatnio zdradził, że pracuje nad materiałem, który może znaleźć się na przyszłej płycie depeche MODE, lub też na solo. Nie ważne co to będzie… tzn ważne, ale nie na potrzeby tego tekstu. Najważniejsze, że by nie było śpiewów z przyrodzeniem w imadle…